Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Tour de Love - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 kwietnia 2025
29,99
2999 pkt
punktów Virtualo

Tour de Love - ebook

Ona ucieka przed tym, co na pozór już minęło. On nie potrafi wyrzucić jej ze wspomnień. Na trasie wyścigu najtrudniejszą walką okaże się ta o szczęście.

Grace nigdy nie cofa się przed wyzwaniami, zwłaszcza zawodowymi. Jako psycholog sportowy ma pomóc drużynie kolarzy sięgnąć po zwycięstwo. Nie spodziewa się tylko, że jednym z zawodników jest Iggy – mężczyzna, którego przeszłość splata się z jej własną w sposób, o jakim wolałaby zapomnieć. On nie ułatwia jej zadania, a napięcie między nimi narasta z każdym kolejnym spotkaniem.

W świecie, gdzie liczą się prędkość, wytrzymałość i niezłomna wola, uczucia są ostatnim, na co mogą sobie pozwolić. Ale serce nigdy nie gra według narzuconych zasad. Czy zdążą wyhamować i zatrzymać się przed granicą, zza której nie ma powrotu?

Nowelka z Kolekcji romansów sportowych Inanny.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-842-9
Rozmiar pliku: 855 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Grace

Wkładałam już ostatnie rzeczy do walizki, gdy do mieszkania wrócił Connor. Nie musiałam znajdować się w pobliżu, aby wiedzieć, że dość dobrze bawił się z kumplami, co miał w zwyczaju robić przynajmniej raz w tygodniu.

– Widzę, że nie zmieniłaś zdania – stwierdził oschle.

Wrzucałam kolejne ubrania, nawet nie chciałam odpowiadać, bo czułam, że znów byśmy się pokłócili, jak kilka dni temu, gdy zaproponowano mi naprawdę ciekawą pracę.

– Nic nie powiesz? – Chwycił mnie mocno za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam. – Myślisz, że całe życie będę na ciebie czekał, bo kariera jest ważniejsza niż ja? Mylisz się, pieprzona księżniczko.

Zachowałam spokój i spojrzałam mu prosto w oczy. Zupełnie się nie zgadzałam z jego słowami, bo według mnie punkt widzenia zależał od punktu siedzenia, a Connor po prostu postrzegał siebie jako ideał.

– Chyba to lepsze niż twoje priorytety – rzuciłam kpiąco. – Owszem, stawiam na rozwój, kiedy dla ciebie liczy się tylko codzienne piwo lub coś mocniejszego.

Wiele razy zwracałam uwagę partnerowi na to, że ma zbyt luźne podejście do alkoholu, jednak on uważał, że się czepiam. Nigdy nie brał na poważnie moich pouczeń, wręcz się z nich śmiał, więc się domyślałam, że podobnie będzie i tym razem.

– Chyba należy mi się jakieś odreagowanie po pracy, kurwa! – uniósł się, co mnie nie zaskoczyło.

– Po pracy, przed pracą, na weekend, bo było ciężko, bo Tom się pokłócił z żoną… – zaczęłam wyliczać wymówki, które ostatnio usłyszałam.

– Przesadzasz, Grace! – krzyknął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, bo wiedziałam, że taka reakcja oznacza, że mam rację, a Connorowi brakuje argumentów.

Wpatrywałam się w twarz partnera, wdziałam, jak drży mu warga. Czułam więcej niż pewność, że w tej właśnie chwili w jego głowie odbywa się przeraźliwa pogoń za wyjaśnieniem, które zapewniłoby mu wygraną w tej wymianie zdań, bo na razie to ja stałam na podium, czego Connor zdecydowanie nie lubił. Typowy samiec alfa. Dokładnie tak opisywałam go koleżankom, gdy gadałyśmy o związkach, tłumaczyłam sobie wtedy, że potrzebuję w życiu kogoś, kto da radę okiełznać mnie na tyle, że nie pozwoli wejść sobie na głowę.

– Gdybyś miała tak stresującą robotę jak ja, tobyś zrozumiała, a tak myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy, bo jesteś wielką panią psycholog. – Oczywiście nie zrezygnował z kpiny, gdy mówił o mojej profesji.

– No tak, bo bycie szefem marketingu w korporacji to jedyna ważna praca na świecie. – Zaśmiałam się, wypowiadając te słowa, bo wiedziałam, że Connor naprawdę tak sądzi.

Mimika wskazywała na to, że trafiam. Zagotował się, a we mnie wstąpiło coś, co dało mi siłę. W jednej chwili zrozumiałam więcej niż przez ostatnie lata, co odbierałam jako moc.

– Jutro wyjeżdżam i jak wrócę za dwa tygodnie, ma cię tutaj nie być – oznajmiłam spokojnie, bo mimo że decyzja mogła się wydawać spontaniczna, czułam, że tak naprawdę podjęłam ją w głowie dawno temu.

Miałam dość tłumaczenia sobie, że z kimś trzeba być, że bycie we dwoje jest lepsze niż samotność. Przecież od długiego czasu nie było między nami tak jak kiedyś. Zauroczenie minęło, a obraz szarej codzienności sprawił, że praktycznie nie rozmawialiśmy na tematy, które mogły nas zbliżyć, raczej trzymaliśmy się tych typowo domowych, jak co na obiad, o której będziesz i tak dalej.

– Żartujesz sobie, Grace. Powiedz, że żartujesz. – Złapał mnie za dłonie, ale tym razem delikatnie.

– Absolutnie nie, a przypominam ci, że to moje mieszkanie, kupione za pieniądze zarobione na byciu wielką panią psycholog – postanowiłam dodać do pieca, ale naprawdę czułam dumę, że udało mi się samej kupić mieszkanie w dość dobrej dzielnicy Nowego Jorku.

Connor kręcił głową z niedowierzaniem, a ja marzyłam o tym, aby już nastał ranek kolejnego dnia, kiedy to miałam wsiąść do samolotu, by prawie trzy tysiące kilometrów stąd podjąć się kolejnego wyzwania.

– Chcesz tak po prostu przekreślić pięć wspólnych lat? Tak po prostu ze mną zrywasz i masz w dupie nasze plany?

Starałam się tłumić śmiech, ale tym razem nie wytrzymałam. Na wspomnienie o planach aż we mnie zawrzało, bo nie kojarzyłam, żeby Connor takowe tworzył.

– Nie chcę brzmieć niegrzecznie, ale nie przypominam sobie, abyśmy oficjalnie stwierdzili, że jesteśmy razem, więc chyba to nie zerwanie. Tak wyszło, po prostu uznaliśmy, że jesteśmy parą, a teraz czas stwierdzić, że był to błąd i każde powinno iść w swoją stronę. A plany? Zaręczyny, ślub czy dzieci? Nawet nie poruszaliśmy takich tematów, bo przecież jesteśmy jeszcze młodzi – cytowałam jego słowa. – Jedyne twoje plany dotyczyły obietnic, jak to na wakacjach będziemy uprawiać seks całymi dniami, a chyba nie muszę przypominać, czym to się kończyło – dodałam spokojnie. – Pozwól mi się spakować, bo chciałabym się przespać przed lotem, a gdy wrócę, ma cię tu już nie być, rozumiesz?

Nie odpowiedział, tylko ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, którymi nie tak dawno wszedł, i zostawił mnie samą. Samą, ale o wiele szczęśliwszą niż wcześniej. W jednym momencie dotarło do mnie, że właśnie tego potrzebowałam przed kolejnym wyzwaniem. Zakończyć coś, co od dawna bardziej mnie męczyło, niż dawało radość, a na pewno nie wprowadzało spokoju w mojej głowie, jaki teraz już czułam.Iggy

Odbębniłem trening na siłowni zupełnie tak, jakbym był pieprzonym robotem. Wykonywałem kolejne zestawy ćwiczeń bez wprowadzania kompletnie żadnych urozmaiceń, co do mnie nie pasowało. Zawsze narzekałem na monotonię, walczyłem, by nie dopadła mnie rutyna, ale od trzech miesięcy nie potrafiłem inaczej. Każdy następny trening traktowałem jak konieczność, by dalej funkcjonować. Nie odczuwałem pasji, jaka przecież wyróżniała mnie w mojej drużynie. Mimo młodego wieku to właśnie ja przyjąłem na swoje barki rolę dopingującego nas optymisty, zawsze szukałem idealnych słów, by zmotywować zespół.

Zrezygnowałem z prysznica, bo nie chciałem, by znów ktoś próbował zaciągnąć mnie do pubu. Bo choć nie piliśmy i dbaliśmy o dietę, to aby pogadać, wybieraliśmy się do pobliskiego Żółtego Jacka, którego nazwę odbieraliśmy jako bycie liderem. W końcu w kolarstwie to właśnie żółty kolor oznaczał najlepszego, zwycięzcę.

Udało mi się wyjść przed resztą i znów włożyłem słuchawki do uszu. Miałem zdecydowanie dość ludzi i miasta, dlatego w drodze do domu wolałem słuchać ulubionej muzyki. Ciężkiej i mocnej, dokładnie jak mój charakter, nim doszło do wypadku…

W połowie In the end nastąpiła chwilowa cisza, którą szybko zastąpił dźwięk dzwonka. Spojrzałem na smartwatcha, aby się dowiedzieć, kto przerywa mi jedną z ulubionych przyjemności, i na widok zdjęcia kumpla z drużyny kliknąłem zieloną słuchawkę na niewielkim ekranie.

– Iggy, stary, szukałem cię, a ty chyba się ulotniłeś sam nie wiem kiedy. – Nie czekał na moje powitanie, bo od jakiegoś czasu je pomijałem.

Żyłem, a raczej wegetowałem, bo tak można było określić moją codzienność. Jadłem, piłem, trenowałem, gadałem co drugi dzień z mamą i raz w tygodniu z siostrą, które dzwoniły wypytać co u mnie, i tyle. Zrezygnowałem kompletnie ze spotkań ze znajomymi, mimo iż kiedyś nazwałbym siebie ekstrawertykiem. Teraz większość czasu spędzałem sam ze sobą, bo nawet granie na konsoli nie sprawiało mi przyjemności, wolałem leżeć i ze słuchawkami w uszach wpatrywać się w sufit.

– Spieszyłem się, bo zapowiedzieli mi jakąś kontrolę. Mają sprawdzać rury czy coś. – Wymyślałem kłamstwo na poczekaniu, wiedziałem, że Chris, choć głośno tego nie skomentuje, na pewno nie uwierzy.

– Chłopie, nie będzie cię dziś, to przyjdą kiedy indziej, a wyjścia z kumplem z drużyny, który chce ci powiedzieć coś ważnego, nie da rady przełożyć na jutro – przekonywał mnie.

– Jestem padnięty, Chris, następnym razem.

Naprawdę nie miałem ochoty na towarzyskie spotkania, bo dobrze czułem się sam ze sobą.

– Jutro wyjeżdżam, Tatiana jest w ciąży i w tygodniu ma pierwszą wizytę, więc wybłagałem trenera, abym mógł wrócić do domu. Chcę być tam z nią, bo wierzę, że tym razem nam się uda – ekscytował się, a ja próbowałem zrobić to samo, ale nie potrafiłem.

Znałem historię Chrisa i Tatiany, którzy od pięciu lat starali się o dziecko i raz się nawet udało, ale jakoś pod koniec trzeciego miesiąca kobieta z nieznanych przyczyn straciła ciążę.

– Czyli ostatni przylot żonki zakończył się sukcesem – zdobyłem się na maksimum swoich możliwości.

– Dokładnie tak, i chyba rozumiesz, że to dla mnie ważne. Naprawdę kurewsko ważne.

Nie musiał mi się tłumaczyć, ale obydwaj wiedzieliśmy, że mimo powrotu do domu nie będzie mógł odpuścić tego, na co pracowaliśmy. Tour ruszał za niespełna miesiąc i każdy z nas powinien być do tego momentu w najlepszej możliwej formie fizycznej.

– Obiecuję zapierdalać jeszcze więcej niż wcześniej, przecież da się jeździć nawet w Teksasie – dodał entuzjastycznie.

Miałem takie samo podejście, bo drogi znajdowały się wszędzie. Jedne w lepszym stanie, inne w gorszym, jednak liczyło się to, aby jeździć. Pokonywać dystanse, które odpowiadały etapom touru, ale też ćwiczyć siłowo, bo to również miało znaczenie w tym sporcie. Mało kto widział w szczupłych, wręcz filigranowych facetach siłaczy, ale po zmierzeniu się z nami pewnie niejeden większy schowałby dumę do kieszeni.

– Trzymam cię za słowo i gratuluję, ty i Tatiana zasługujecie na wszystko, co najlepsze, ale serio nie dam dziś rady. – Po raz kolejny wykazałem się stanowczością, jakiej nauczyłem się przez lata, a obecnie naprawdę mi się przydawała.

– Dzięki, Iggy, mam nadzieję, że spotkamy się szybciej niż w Paryżu. I pamiętaj, że jak coś, to zawsze możesz na mnie liczyć, dzwoń o każdej porze dnia i nocy, stary – dodał, chciał mnie po raz kolejny podnieść na duchu, ale ja nie zamierzałem skorzystać z propozycji.

Uważałem, że to tylko mój problem i sam sobie z nim poradzę. Uporządkuję wszystko w głowie i pewnego dnia wrócę silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wiedziałem, że właśnie taka czeka mnie przyszłość, musiałem jeszcze tylko trochę się wyciszyć, zebrać myśli i zwyczajnie odczekać. Z pewnością tak właśnie będzie, bo dokładnie tego pragnąłem. Zarówno dla siebie, jak i dla Matthew, któremu byłem to przecież winien.Grace

Ponad czterogodzinne opóźnienie i turbulencje nie dały rady zepsuć mi humoru. Nastawiona na nowe wyzwanie wszelkie trudności odbierałam jako zapowiedź lepszego jutra, bo w moim przekonaniu po burzy zawsze wychodzi słońce.

Podczas długiego lotu zastanawiałam się nad przyszłością, przeszłości zupełnie nie brałam pod uwagę. Temat Connora całkowicie wyrzuciłam z głowy, uznałam, że zbyt długo zwlekałam z tą decyzją. W końcu od dawna nie sposób było doszukać się pomiędzy nami miłości czy innego uczucia, jakie mogłoby trzymać nas przy sobie, i nawet seks wydawał się raczej koniecznością niż rzeczywistym pragnieniem tej drugiej osoby.

Intensywne rozmyślanie o kolejnych dniach, miesiącach, a nawet latach sprawiło, że w moim umyśle pojawiło się wiele znaków zapytania. Miałam już trzydzieści pięć lat, mój zegar biologiczny tykał, a ja właśnie zakończyłam „związek”, po którym pewnie zechcę zbudować kolejny, ale czas potrzebny na poznanie się, upewnienie, że łączą nas wspólne życiowe cele, i tym podobne nie zwiastował, że szybko zostanę matką. Zawsze mogłam postawić na samotne macierzyństwo, co również rozważałam, bo przecież to nie problem znaleźć chętnego, żeby poszedł ze mną do łóżka, okłamać go, że biorę tabletki, i mieć nadzieję, że po jednym razie się uda. Tylko czy tego właśnie chciałam?

Wylądowałam w Los Angeles krótko przed dziewiętnastą. Już pierwszy łyk tutejszego powietrza sprawił, że poczułam woń Zachodniego Wybrzeża, znacznie inną od tej w Nowym Jorku, która otaczała mnie przez większą część roku. Dzięki wyjazdom służbowym mieszkałam w licznych miejscach w Stanach, ale do najludniejszego miasta Kalifornii szczególnie lubiłam powracać ze względu na pogodę i bliskość oceanu.

– Grace Hughes? – zaczepił mnie jakiś mężczyzna, gdy już z wielką walizą opuszczałam strefę przylotów.

Zaskoczona nie wiedziałam, jak zareagować. Przez automatyczne drzwi wychodziło sporo osób, a nieznajomy trafnie zaczepił akurat mnie. Spodziewałam się raczej karteczki z moimi danymi, jak to bywało zazwyczaj, kiedy wyjeżdżałam do pracy w odległe rejony, a tymczasem ten ktoś po prostu podszedł i mnie zagadnął.

– Proszę wybaczyć, ale przeglądałem pani stronę internetową i profile na social mediach, gdy szukałem kogoś dobrego dla naszego Smyka, więc zapamiętałem pani twarz – wytłumaczył, dostrzegłszy moje zmieszanie, które po tym oświadczeniu jeszcze się zwiększyło.

Podczas wcześniejszych kontaktów ze mną nikt nie wspomniał o dziecku, co, jak sądziłam, kryło się pod hasłem „smyk”, a ja przecież pracowałam z dorosłymi. Jako psycholog sportowy jasno przedstawiałam to w swoim biogramie w mediach społecznościowych, dlatego poczułam się teraz lekko, a może i bardzo oszukana.

– Tylko że ja nie zajmuję się dziećmi – wyjaśniłam od razu, by uniknąć dalszych nieporozumień.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i chyba nawet chciał wybuchnąć śmiechem, lecz się powstrzymał. Wziął ode mnie walizkę i bez słowa ruszył w stronę wyjścia, a ja niczym posłuszny piesek poszłam za nim, w głowie kalkulując, czy nie warto jednak spróbować podjąć się zadania, bo powrót do Connora przed upływam czasu, jaki dałam mu na wyprowadzkę, nie wchodził w grę.

– Makoto Yamamoto – przedstawił się, gdy wsiedliśmy już do czarnego range rovera. – Proszę mi mówić po imieniu, bo sam uważam, że wybierając mi właśnie takie do nazwiska, rodzice wykazali się niebywałym poczuciem humoru, o czym im nadal czasem przypominam.

– Oczywiście, panie Makoto – odpowiedziałam grzecznie, bo wiedziałam, że i tak nie zdołam zapamiętać całości.

– Po prostu Makoto – poprawił mnie. – Zawiozę panią do wynajętego specjalnie lokum, bo chcę zobaczyć, czy reakcja będzie taka, jakiej się ze sztabem spodziewamy. Chcemy jak najlepiej o panią zadbać, bo jest pani dla nas chyba ostatnią deską ratunku.

Mężczyzna niewiele zdradzał, tak samo jak wcześniej, kiedy umawialiśmy się na terapię. Ograniczył kontakt ze mną głównie do ustalenia stawki, nawiasem mówiąc, rekordowej w moim życiu, a o kliencie i jego problemie nawet nie wspomniał.

– Grace, proszę się do mnie zwracać po imieniu, tak będzie łatwiej – postanowiłam wyjść z podobną propozycją.

Uznawałam, że przejście na „ty” sprawia, że niknie niewidzialna bariera. Choć wielu psychologów uważało inaczej, to ja zdecydowanie lepiej odnajdywałam się w mniej formalnym sposobie komunikacji, który, jak sądziłam po wynikach, przynosił efekty, bo pacjenci szybciej decydowali się opowiedzieć mi o swoich traumach.

– Oczywiście, Grace, zawiozę cię teraz do mieszkania i tam powiem więcej, bo przyznam szczerze: bałem się, że odmówisz, kiedy tak naprawdę nie wyjaśniałem problemu.

– Za taką stawkę nie śmiałabym odmawiać – odwzajemniłam się szczerością, a Makoto posłał mi szeroki uśmiech oznaczający, że dokładnie taki miał cel, gdy ją ustalał.

W milczeniu przemierzaliśmy kolejne ulice LA, które nadal robiły na mnie wrażenie, choć bywałam tu już wcześniej. Panujący w mieście klimat tak bardzo różnił się od tego nowojorskiego, że postanowiłam potraktować ten wyjazd jako opłacone wakacje, a przy okazji uczcić swoją decyzję o zakończeniu relacji z Connorem. „Przyjemne z pożytecznym”, pomyślałam na widok niemal roznegliżowanych dziewczyn idących dokądś większą grupą.

– Tutaj pogoda bardziej nas rozpieszcza – rzucił mężczyzna, który chyba spostrzegł, na co zerkam.

– Dobrze, że zabrałam całkiem sporo podobnych ubrań – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– Na pewno się przydadzą!Iggy

Znów zasnąłem w ubraniach i ze słuchawkami w uszach. Zdarzało się to coraz częściej i sam czasem nie rozumiałem, jakim cudem mój mózg daje radę wyciszyć się na tyle, by zasnąć, gdy nadal gra muzyka.

Lekko wczorajszy obudziłem się chwilę po wschodzie słońca. Wewnętrzny zegar działał niezawodnie i chociaż na niego można było liczyć. Rzadko zdarzało mi się zaspać, choć od wielu tygodni budzik nie dźwięczał, bo telefon rozładowywał się przez odtwarzanie na nim muzyki. Kolejny dzień zwiastował dalsze rytualne czynności. Poranny bieg, prysznic lub kąpiel, w zależności od tego, jak wyrobię się czasowo, jedzenie, jazda na rowerze, znów jedzenie i wieczorny trening na siłce. Niby niewiele, ale organizm w okresie przygotowawczym do kolejnego wielkiego touru bardzo odczuwał zmęczenie. Ciągłe ważenie się i kontrolowanie masy, gdzie każdy gram miał znaczenie, zastanawianie się, czy można zjeść coś spoza diety, na co właśnie w razie niepowodzeń spadnie wina za nieudany wyścig, i wiele innych zmiennych, jakie dla zwykłych ludzi nie istniały.

Często bawiło mnie podejście laików do kolarstwa. Po pierwsze uznawano je za sport indywidualny, a w rzeczywistości zdecydowanie pracowało się tam drużynowo, ale tłumaczenie nie miało sensu, bo przecież ludzie i tak wiedzą lepiej. A kiedy mówiliśmy o diecie czy rygorystycznych treningach, twierdzili, że prawie każdy potrafi jeździć na rowerze, więc nie warto przesadzać. W ich rozumieniu po prostu jechaliśmy przed siebie i pewnie wszystko, co działo się na torze, było dziełem przypadku…

Przebrałem się z wczorajszych ubrań w strój do biegania. Założyłem smartwatcha, którego na szczęście podłączyłem do ładowarki zaraz po powrocie z wieczornego treningu, więc nie padł jak telefon. Szczerze mówiąc, gdybym miał wybierać, to właśnie bez sportowego zegarka nie wyobrażałem sobie życia. To on od dłuższego czasu podawał mi najważniejsze dla mnie informacje w trakcie przygotowań do wielkiego wyścigu. Już dla mnie kolejnego, ale tym razem najtrudniejszego, bo bez Matthew u boku. To właśnie dla niego każdego dnia wstawałem z łóżka i obiecywałem sobie, że pojadę za naszą dwójkę. Dam z siebie więcej niż kiedykolwiek, bo fizycznie naprawdę wymiatałem, jednak ten sport to nie tylko siła mięśni, lecz przede wszystkim głowa, która od kilku miesięcy kompletnie zawodziła, ale trzymałem to w sobie.

Już po pierwszym wdechu świeżego powietrza poczułem się lepiej. Odpaliłem trening na zegarku i ruszyłem przed siebie znaną mi dobrze trasą. Poranne dziesięć kilometrów sprawiało, że nabierałem mocy na dalszą część dnia, co rozumieli tylko ludzie kochający biegać. Ta błogość i stan wyłączenia, kiedy nie myśli się zupełnie o niczym, tylko zmierza przed siebie, dawały więcej niż inne znane ludzkości formy relaksu. Albo po prostu ja tak to odbierałem, bo nigdy nie należałem do osób lubiących masaże, sauny czy wyjścia do klubu, gdzie i tak pijałem jedynie wodę, bo zawsze miałem świadomość tego, że w mojej pracy liczy się całokształt. W kolarstwie nie ma miejsca na odstępstwa. Na chill day, po którym wróci się do diety i wyrobionych nawyków. U mnie zawsze wszystko było na sto procent, nie formuła osiemdziesiąt–dwadzieścia, którą polecali nam dietetycy sportowi, ale pieprzone idealne sto. Ja musiałem wiedzieć, że nie zawiniłem drobną gafą, a po prostu inni byli zwyczajnie lepsi, więc musiałem dążyć do tego, by w końcu ich dogonić. Mierzyć się z samym sobą.

Pokonywałem kolejne metry i trochę żałowałem, że znów zostawiłem telefon, aby ten się ładował, bo przez to pozbawiłem się muzyki. Zdążyłem się przyzwyczaić do biegania bez słuchawek i do szukania dźwięków w otaczającym świecie, jednak muzyka często mnie napędzała. Śpiew ptaków, jaki dało się słyszeć jedynie w parku, sprawiał, że mózg bardziej chłonął spokój, ale większej części biegu towarzyszył tak zwany gwar ulicy. Turkot samochodów, odgłosy sygnalizacji czy rozmowy idących dokądś ludzi. Nie było w tym nic nadzwyczajnego ani też odprężającego i chyba właśnie dlatego cieszyła mnie moja zdolność wyłączenia się podczas biegu. Zdolność nierejestrowania nieprzydatnego, którą świadomie stopowałem w parku, gdzie biegłem swoje trzy kilometry i mogłem czuć się bliżej natury.

Zegarek zakomunikował o dziesiątym przebiegniętym kilometrze nieco szybciej niż zwykle, co oznaczało, że skrót wybrany w parku, by pominąć grupkę ludzi, wcale nie okazał się skrótem. Na szczęście chodziło o kilkaset metrów, co nie wpływało znacząco na zmiany treningu, więc postanowiłem mimo to dobiec do mieszkania.

Gdy znalazłem się z powrotem w swoim azylu, do którego od kilku miesięcy nie wpuszczałem nikogo, od razu ruszyłem do łazienki, by nalać wody do wanny. Czułem, że potrzebowałem kąpieli, i właśnie na nią miałem ochotę. Nieco zmęczony, ale ożywiony, rozebrałem się i wygodnie ułożyłem w gorącej wodzie. Przyzwyczaiłem się do takich temperatur, bo właśnie tak często zbijaliśmy nadprogramowe gramy, by wnieść na rower jak najmniej, co dawało poniekąd przewagę. Taki nasz drużynowy sposób, by wciąż być liderami w walkach o najwyższe trofea.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij