Towarzyski poradnik dla panien bez posagu - ebook
Towarzyski poradnik dla panien bez posagu - ebook
Najlepszy debiut wśród powieści historycznych 2022 roku!
Kitty Talbot nie jest ani wybitnie wykształcona, ani szczególnie dystyngowana, ma jednak sporo sprytu, pomysłowości i… długów odziedziczonych po ojcu. Potrzebuje pieniędzy, a ściślej mówiąc – męża, który nimi dysponuje. Bądź co bądź jest rok 1818 i jedynie mężczyźni mogą się bogacić… Dziewczyna ma zaledwie trzy miesiące, by uchronić siebie i cztery swoje siostry przed ruiną. Jest tylko jedno wyjście – trzeba zapolować wśród londyńskiej socjety.
Jednak na drodze Kitty staje lord Radcliffe. Arystokrata od razu rozpoznaje w młodej pannie łowczynię fortun. Nie zamierza dopuścić, by dopięła celu. Zapowiada się zaciekła walka. Żaden z przeciwników nie wie, jaki będzie jej wynik, zwłaszcza że los wtrąci tu swoje trzy grosze…
Czy Kitty zdoła ocalić rodzinę przed nędzą? Czy oprócz pieniędzy zdobędzie też miłość?
Książka skrzy się humorem i musuje jak szampan, a błyskotliwe słowne pojedynki i zwroty akcji gwarantują prawdziwą rozkosz z lektury!
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-271-6270-0 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Netley Cottage, Biddington, hrabstwo Dorset, rok 1818
– Nie ożenisz się ze mną? – powtórzyła z niedowierzaniem panna Talbot.
– Bardzo mi przykro. – Na twarzy Charlesa Linfielda pojawił się przepraszający uśmiech. Był to grymas z gatunku tych, jakimi się usprawiedliwia nieobecność na przyjęciu urodzinowym przyjaciela, a nie zakończenie trwającego od dwóch lat narzeczeństwa.
Patrzyła na niego, nie rozumiejąc. Katherine Talbot (dla krewnych i przyjaciół Kitty) nie przywykła do tego, że czegoś nie rozumie. Prawdę mówiąc, wśród rodziny i mieszkańców Biddington była znana właśnie ze swego sprytu i talentu do praktycznego rozwiązywania problemów. Teraz jednak Kitty znalazła się w kropce. Ona i Charles mieli się pobrać. Wiedziała o tym od lat. I co? Nic? Co wypada powiedzieć, jak się czuć w obliczu takiej nowiny? Wszystko się nagle zmieniło, choć Charles wyglądał wciąż tak samo w stroju, w którym widywała go setki razy. Nosił się niedbale, na co tylko bogaci mogli sobie pozwolić. Zdobnie wyszywana kamizelka nie była zapięta na wszystkie guziki, a jaskrawy fular na szyi bardziej zamotany niż schludnie związany. Mógł się choć odpowiednio ubrać, pomyślała, patrząc na niechlujny węzeł z rosnącym oburzeniem.
Coś z tego wzburzenia musiało odmalować się na twarzy, ponieważ pan Linfield w jednej chwili porzucił maskę uprzejmego protekcjonizmu i przybrał minę nadąsanego wyrostka.
– Och, nie musisz patrzeć na mnie w ten sposób – wypalił. – Przecież niczego sobie oficjalnie nie obiecywaliśmy.
– Niczego oficjalnie nie obiecywaliśmy? – Gniew powrócił z całą mocą i Kitty odkryła, że, prawdę mówiąc, jest wściekła. Co za niepoprawny łajdak! – Rozmawiamy o małżeństwie od dwóch lat. Zwlekaliśmy z nim tak długo tylko przez wzgląd na śmierć mojej matki i chorobę ojca! Obiecałeś mi. Wiele rzeczy mi obiecałeś!
– Szczeniackie gadanie – zaprotestował, a potem dodał z uporem: – Poza tym nie mogłem wszystkiego odwołać, kiedy twój ojciec był na łożu śmierci. To nie byłoby właściwe.
– Ach tak? Więc teraz, kiedy umarł, możesz mnie wreszcie porzucić? Choć miesiąc nie minął, odkąd spoczął w grobie? Naprawdę uważasz, że teraz to już właściwe?
Charles przeczesał włosy dłonią i zerknął w stronę drzwi.
– Posłuchaj, naprawdę nie widzę sensu tej dyskusji, kiedy jesteś w takim nastroju. – Przybrał ton śmiertelnie znużonego człowieka, który traci resztki cierpliwości. – Powinienem już iść.
– Iść? Nie możesz tak po prostu zerwać zaręczyn i nawet się nie zdobyć na słowo wyjaśnienia! Widzieliśmy się w zeszłym tygodniu, rozmawialiśmy o ślubie w maju! Zostało mniej niż trzy miesiące!
– Być może powinienem był napisać list – mruknął, wciąż patrząc tęsknie w kierunku drzwi. – Mary twierdziła, że lepiej to zrobić osobiście, lecz wydaje mi się, że listownie byłoby prościej. Nie potrafię skupić myśli, kiedy tak wrzeszczysz.
Kitty odsunęła na bok całą masę irytujących szczegółów i z intuicją prawdziwego łowcy skupiła się na jedynej istotnej informacji.
– Mary? – spytała ostro. – Mary Spencer? A co ona ma z tym wspólnego? Nie miałam pojęcia, że wróciła do Biddington.
– No cóż, więc tak, otóż... – zająknął się pan Linfield; kropelki potu zrosiły mu brew. – Matka zaproponowała jej, aby zatrzymała się u nas na jakiś czas. Moje siostry wielce zyskają, nawiązując znajomości z innymi młodymi damami.
– I rozmawiałeś z panną Spencer na temat naszych zaręczyn?
– No cóż, owszem. Wykazała wiele współczucia i zrozumienia w tej sytuacji... w obu sytuacjach... i muszę stwierdzić, że dobrze było móc... porozmawiać z kimś o tym.
Kitty przez chwilę milczała. Potem spytała tonem niemal obojętnym:
– Panie Linfield, czy ma pan zamiar się oświadczyć pannie Spencer?
– Ależ skąd! To znaczy, jak by to powiedzieć... my już... więc pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli przyjdę i...
– Rozumiem – przerwała mu i naprawdę w tej chwili wszystko zrozumiała. – No cóż, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować panu pewności siebie, panie Linfield. To doprawdy wyczyn: oświadczyć się kobiecie, będąc równocześnie zaręczonym z drugą. Brawo!
– O, właśnie! Zawsze to robisz! – wykrzyknął, zdobywając się wreszcie na odwagę. – Zagmatwasz wszystko, przekręcisz, aż w końcu nie wiadomo, co i jak. Nie przyszło ci do głowy, że być może chciałem oszczędzić ci przykrości? Uniknąć mówienia ci prawdy prosto w oczy? Że chcąc robić karierę w polityce, rzuciłbym sobie kłodę pod nogi, żeniąc się z kimś takim jak ty?
Była wstrząśnięta, słysząc jego drwiący ton.
– A to co niby ma znaczyć? – syknęła.
Rozłożył ręce, jakby chciał, żeby rozejrzała się wokoło. Nie zrobiła tego, ponieważ wiedziała, co zobaczy. Bywała w tym pokoju każdego dnia swojego życia. Wytarte szezlongi skupione przy kominku dla ciepła... Niegdyś elegancki kilim nad gzymsem zjedzony przez mole i wystrzępiony... Półki, na których kiedyś stały książki, teraz świeciły pustkami...
– Możemy mieszkać w sąsiedztwie, ale pochodzimy z zupełnie odmiennych światów. – Znów wykonał gest rękoma. – Jestem dziedzicem szlacheckiego rodu, a mama i panna Spencer pomogły mi tylko zrozumieć, że nie stać mnie na mezalians, jeśli chcę do czegoś dojść.
Kitty jeszcze nigdy w życiu nie słyszała tak wyraźnie bicia własnego serca. Głośno dudniło jej w uszach. A więc małżeństwo z nią byłoby mezaliansem?
– Panie Linfield – powiedziała spokojnie, acz stanowczo. – Wyjaśnijmy coś sobie. Nie miał pan zastrzeżeń do naszego związku, dopóki nie spotkał się pan znowu ze śliczną panną Spencer. Wspomniał pan o szlacheckim rodzie? Nie spodziewałam się, iż akceptowane jest w nim zachowanie niegodne dżentelmena. Być może powinnam dziękować losowi, że pokazał pan w porę, jak całkowicie pozbawiony jest honoru. Zanim byłoby za późno.
Każdym zdaniem uderzała z siłą i precyzją Johna Jacksona, znanego boksera na gołe pięści, a pan Linfield – dawniejszy Charles – cofał się z każdym padającym słowem.
– Jak śmiesz mówić takie rzeczy? – spytał wstrząśnięty. – Niegodne dżentelmena? To nieprawda, a ty zwyczajnie histeryzujesz. – Pocił się już obficie i wił niezręcznie w potrzasku. – Ja naprawdę pragnę, byśmy pozostali przyjaciółmi, Kit...
– Panno Talbot – poprawiła go z lodowatym spokojem. Czuła wściekłość pulsującą w ciele, ale opanowała ją, ostrym gestem wskazując drzwi. – Będzie pan łaskawy zamknąć za sobą, wychodząc.
Skłonił się krótko i z wyraźną ulgą umknął, nie oglądając się za siebie.
Kitty stała przez moment bez ruchu, wstrzymując oddech, jakby katastrofę, która się właśnie wydarzyła, mogła w ten sposób powstrzymać przed dalszym rozwojem. Potem podeszła do okna, przez które wpadało poranne słońce, oparła czoło o szybę i zaczęła powoli, głęboko oddychać. Roztaczał się stąd widok na ogród. Właśnie zaczynały kwitnąć żonkile. Grządki warzywnika wciąż porastało zielsko, a biegające swobodnie kury szukały robaków. Życie na zewnątrz toczyło się dalej, choć po tej stronie szyby wszystko legło w ruinie.
Zostały same. Kompletnie same i nie było nikogo, do kogo mogłyby się zwrócić. Mama i papa odeszli, a w godzinie największej potrzeby, kiedy jak nigdy w życiu pragnęła rady, nie mogła o nią poprosić, bo zwyczajnie nie miała kogo. Czuła narastającą panikę. Co teraz będzie?
Pewnie mogłaby tkwić w tej pozycji przez kilka godzin, gdyby nie młodsza siostra, dziesięcioletnia Jane, która po paru minutach wtargnęła do środka, napuszona jak królewski posłaniec.
– Kitty, gdzie jest książka Cecily? – zapytała.
– Wczoraj widziałam ją w kuchni – odparła Kitty, nie odwracając wzroku od okna. Powinna dziś po południu wyplewić miejsce na karczochy. Lada chwila trzeba je będzie sadzić. Usłyszała jakby z oddali, że Jane woła do Cecily, przekazując jej słowa.
– Już tam sprawdzała – nadeszła odpowiedź.
– To niech zerknie jeszcze raz. – Kitty odprawiła ją niecierpliwym machnięciem ręki.
Drzwi się otwarły, po czym zamknęły z hukiem.
– Mówi, że jej tam nie ma, a jeśli ją sprzedałaś, to będzie bardzo zła, bo to był prezent od pastora.
– Och, na litość boską! – wypaliła Kitty. – Możesz przekazać Cecily, że nie mam głowy ani ochoty szukać jej głupiej książki, bo właśnie zostałam porzucona i potrzebuję chwili, żeby dojść do siebie. Czy naprawdę żądam zbyt wiele?!
Jane przekazała siostrze tę niezwykłą wiadomość i chwilę później wszyscy domownicy, czyli cztery młodsze panny Talbot oraz pies Bramble, znaleźli się w salonie, błyskawicznie wypełniając go gwarem.
– Kitty, o co chodzi z tym porzuceniem? Pan Linfield naprawdę zerwał zaręczyny?
– Nigdy go nie lubiłam. Klepał mnie po głowie, jakbym była dzieckiem.
– Nie ma jej w kuchni, mówię ci.
Nie odrywając czoła od szyby, Kitty lakonicznie streściła im, co zaszło. Kiedy skończyła, zapadła cisza. Siostry niepewnie zerkały na siebie. Po kilku chwilach Jane, która zdążyła się znudzić, podeszła do trzeszczącego fortepianu i wybębniła na klawiszach radosną melodię. Nigdy nie brała lekcji gry, ale braki warsztatu nadrabiała siłą i werwą.
– To okropne – wykrztusiła w końcu dziewiętnastoletnia Beatrice, najbliższa Kitty zarówno wiekiem, jak i usposobieniem. – Och, Kitty, najdroższa. Tak mi przykro. Musisz mieć złamane serce.
Kitty gwałtownie odwróciła głowę.
– Złamane serce? Beatrice, nie o to chodzi! Bez tego małżeństwa jesteśmy zrujnowane. Rodzice zostawili nam dom, ale wraz z nim zdumiewającą wręcz ilość długów. Liczyłam na to, że majątek Linfieldów nas ocali.
– Planowałaś wyjść za pana Linfielda dla pieniędzy? – spytała Cecily z wyraźną naganą w głosie. Rodzinna intelektualistka, o rok młodsza od Beatrice, była postrzegana przez resztę sióstr jako osoba o raczej przesadnym poczuciu moralności.
– No cóż, jak widać, nie dla jego uczciwości i dżentelmeńskiego honoru – odparła Kitty gorzko. – Szkoda, że nie miałam dość rozumu, żeby załatwić to szybciej. Nie powinniśmy byli odkładać ślubu, kiedy mama zmarła. Przecież wiedziałam, że zbyt długie zaręczyny to proszenie się o kłopoty. Ale papa uważał, że to będzie niestosowne!
– Jak bardzo źle wygląda nasza sytuacja? – spytała Beatrice.
Kitty patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu. Jak ma to powiedzieć? Jak zdoła im wytłumaczyć, co je czeka?
– Jest... poważna – stwierdziła ostrożnie. – Papa zastawił dom u jakichś podejrzanych ludzi. To, co udało mi się sprzedać, książki, srebra, trochę klejnotów mamy, starczyło, by na razie trzymali się z dala. Ale pierwszego czerwca wrócą. Zostały niecałe cztery miesiące. Jeśli nie zgromadzimy wystarczającej sumy albo nie zdołamy ich przekonać, że będziemy w stanie ją spłacić...
– ...będziemy musiały się wynieść? Ale to przecież nasz dom! – Wargi Harriet zadrżały. Czwarta w kolejności córka państwa Talbot była bardziej wrażliwa niż Jane, choć i ta przestała grać. Siedziała cicho na stołku, przyglądając się pozostałym.
Kitty nie miała serca, by powiedzieć im jasno, że czeka je coś gorszego niż opuszczenie domu. Pieniądze ze sprzedaży Netley Cottage ledwie pokryją długi. Dla nich nie zostanie już nic. A skoro nie miały dokąd pójść i nie widać było pewnych źródeł dochodu, przyszłość malowała się w czarnych barwach. Nie będą miały wyboru. Będą musiały się rozdzielić, to oczywiste. Ona i Beatrice znajdą zapewne pracę w Salisbury lub którymś z okolicznych majątków – jako pokojówki lub, jeśli dopisze im szczęście, panny do towarzystwa u jakichś leciwych dam. Cecily... no cóż, Kitty nie potrafiła sobie wyobrazić, że Cecily wykonuje czyjeś polecenia, ale z jej wykształceniem miała szansę zatrudnić się w szkole. Harriet – taka jeszcze młodziutka! – musiałaby się zadowolić każdym miejscem, które zapewni jej wikt i dach nad głową. A Jane... Pani Palmer z miasteczka, choć zwyczajnie wredna, zawsze miała do niej słabość. Może uda się ją przekonać, żeby przyjęła Jane, póki nie podrośnie i także nie znajdzie dla siebie posady.
Wyobraziła je sobie, rozdzielone, rzucone przez los w różne strony świata. Czy kiedykolwiek będą znowu razem, jak teraz? A jeżeli przyszłość rysuje się jeszcze gorzej niż ta dostatecznie już czarna wizja? Mignęły jej przed oczami wynędzniałe twarze sióstr, naznaczone głodem i rozpaczą. Nie zdążyła jeszcze uronić łzy po panu Linfieldzie – choć po prawdzie niewart był łez – ale teraz uczuła, jak coś dotkliwie ściska ją w gardle. Tak wiele już straciły. To Kitty musiała wytłumaczyć siostrom, że mama nie wydobrzeje. To ona przekazała im wieść o śmierci papy. Jak ma teraz powiedzieć, że najgorsze jeszcze przed nimi? Nie znajdowała odpowiednich słów. Nie była mamą, która na każde skinienie potrafiła wyczarować krzepiącą pociechę, ani tatą, który zawsze uważał, że wszystko będzie dobrze, a mówił to z taką pewnością, że trudno było mu nie wierzyć. Nie. Kitty była rodzinną specjalistką od rozwiązywania problemów, ale ten ją przerósł. Sama tylko wola nie starczy, by go rozwiązać. Rozpaczliwie pragnęła móc dzielić z kimś brzemię, za ciężkie dla wątłych barków dwudziestolatki. Ale nie miała nikogo. Siostry patrzyły na nią w skupieniu, wciąż pewne, że wszystkiemu zaradzi. Jak zawsze.
Czas na rozpacz minął. Nie podda się. Nie może się poddać bez walki. Przełknęła łzy i wyprostowała ramiona.
– Do pierwszego czerwca zostało nam prawie cztery miesiące – powiedziała z mocą, odsuwając się od okna. – To dość czasu, jak sądzę, by dokonać cudu. W takim małym miasteczku jak Biddington udało mi się złowić majętnego narzeczonego. Choć okazał się krętaczem i wiarołomcą, nie ma powodu przypuszczać, że nie da się tego wyczynu zwyczajnie powtórzyć.
– Wątpię, żeby w okolicy mieszkało wielu bogatych kawalerów – zauważyła Beatrice.
– Otóż to! – odparła Kitty z ożywieniem. W jej oczach rozgorzał płomień. – Dlatego właśnie powinnam się przenieść na żyźniejszy grunt. Beatrice, przejmujesz dowodzenie. Wyjeżdżam do Londynu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------