Towarzyskie przypały Lottie Brooks - ebook
Towarzyskie przypały Lottie Brooks - ebook
ŚWIETNIE. MAM PRYSZCZA. NAZWAŁAM GO WULKANEM BARBARĄ…
Lottie Brooks wróciła do szkoły po feriach wiosennych i jest gotowa stawić czoła wszystkiemu.
Koniec z próbami zaimponowania wrednej Amber. I koniec z przezwiskiem OGÓREK.
Gdy Lottie dostaje jedną z głównych ról w szkolnym przedstawieniu – jako ŚPIEWAJĄCY KRAB! – widzi w tym szansę, żeby OLŚNIĆ talentem Daniela, w którym totalnie się podkochuje.
Czyżby miała zaliczyć kolejny epicki towarzyski przypał?
DRUGI TOM BESTSELLEROWEJ SERII, która podbija serca dziewczyn (i chłopaków!) na całym świecie!
Fragment książki:
Dzisiaj mama wraca do domu! Nie mogę się doczekać. No wiecie, na początku fajnie było, gdy tata sam się nami zajmował, bo miał o wiele luźniejsze podejście do pewnych rzeczy, takich jak odkładanie brudnych ubrań do kosza w pralni, ścielenie łóżek, odrabianie pracy domowej i (na ogół) oglądanie telewizji. Po prostu jest strasznie łatwowierny – pytał na przykład: „Od kiedy siedzisz z tym iPadem, Lottie?”, a ja mówiłam: „Och, nie więcej niż pięć minut, tato”, a on mówił: „W porządku, w takim razie nie przerywaj sobie”.
Zwykle siedziałam już ze dwie godziny! Frajer.
Gorzej było z gotowaniem. Nie żeby się nie starał! Ale wolałabym już, żeby tego nie robił i karmił nas nuggetsami i pizzą – to byłoby zupełnie w porządku. Problem w tym, że on tak bardzo chciał pokazać mamie, jakim jest „fantastycznym mężem i ojcem”, że próbował przyrządzać rzeczy ZDECYDOWANIE przerastające jego możliwości i ponosił spektakularne porażki.
Juhuuu, wróciła! Teraz w naszym domu mieszka pięć osób, co wydaje się szaleństwem. Albo siedem, jeśli uznać chomiki za osoby, co ja akurat robię.
No wiecie, z większością spraw radzą sobie lepiej niż Toby, a to się jakoś liczy, prawda?
W każdym razie przez całe popołudnie tuliłam Bellę. Fantastycznie pachnie, trochę jak truskawkowy koktajl mleczny, mmm.
Mama za to wygląda trochę inaczej; jest bardzo zmęczona.
– O rany, mamo, wyglądasz na zmęczoną! – powiedziałam.
– Dzięki, Lottie! – odparła.
– Nooo… Masz wielkie worki pod oczami.
– Mhm… Dzięki, Lottie!
– I cienie… I trochę poszarzałą cerę.
– Wielkie dzięki, Lottie.
– W sumie wyglądasz sporo starzej…
– TAK, JUŻ DOBRZE, WYRAZIŁAŚ SWOJĄ OPINIĘ. DZIĘKUJĘ, LOTTIE!
– Jeeezu, mamo, i po co te krzyki. Po prostu mówię, co widzę.
Urodzenie dziecka chyba cię postarza albo coś…
Z opinii czytelniczek:
Jak zostanę prezydentem, zadbam o to, żeby Lottie była lekturą obowiązkową!
Zosia
Polecam! Ta książka to must have każdej nastolatki.
Maja
Czytając tę książk,ę w niektórych momentach umierałam z śmiechu. Muszę przyznać, że w jakimś stopniu utożsamiam się z Lottie. Bardzo polecam.
Julka
Jeśli jesteś nastolatką, to konieczniej sięgnij po Żenujące życie Lottie Brooks, a jeśli jesteś mamą/kuzynką/ciotką nastolatki, to jest to dla ciebie pozycja obowiązkowa. Serdecznie polecam, nie będziecie się nudzić i na pewno pokochacie Lottie i jej szaloną rodzinę!
Margarita
Wooow, cudowna książka, dała mi tyle pozytywnej energii i chęci do życia, że aż nie jestem w stanie w to uwierzyć. Cudowna historia Lottie, której życie staje do góry nogami. Gorąco polecam każdemu!
Anna
O autorce:
Katie Kirby jest pisarką i ilustratorką. Mieszka nad morzem, w Hove, z mężem, dwoma synami i psem Sashą. Ukończyła studia związane z reklamą i marketingiem, a po kilku latach pracy w londyńskich agencjach medialnych, polegającej głównie na spędzaniu czasu w modnych restauracjach i udawaniu, że wie, o czym mówi, urodziła dzieci i postanowiła założyć blog „Hurrah for Gin” – o tym, jak okropnie niesprawiedliwe jest to wszystko. Wiele osób mówiło, że ma głupie i niedojrzałe poczucie humoru, więc teraz świetnie się bawi, pisząc książki dla dzieci. Katie lubi gin, króliki, dzielenie włosa na czworo, zapach pralni automatycznych i Monster Munch. Nie lubi przegrywać w planszówki ani pisać o sobie w trzeciej osobie. Towarzyskie przypały Lottie Brooks to druga część jej serii dla dziewczyn. W przygotowaniu kolejne tomy.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9323-6 |
Rozmiar pliku: | 9,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wróciłam! Wybaczcie, że TYLE to trwało, ale wreszcie kupiłam nowy dziennik i nie mogę się doczekać, aż opowiem Wam o wszystkich moich ekscytujących przygodach… czy raczej _żenujących_ przygodach – stawiam na całkowitą szczerość, bo przecież na to się ze sobą umówiliśmy, prawda?
(Jeszcze nie ustaliłam, na czym miałyby polegać te konsekwencje, ale uwierzcie mi – i zwracam się tu przede wszystkim do ciebie, Toby – nie chcecie się tego dowiedzieć!)
No dobra, stęskniliście się za mną?
Nie?!
Ej, to trochę nieuprzejme!
Żartuję.
Minął dopiero tydzień, ale mam wrażenie, że więcej, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi. Od naszego ostatniego „spotkania” MNÓSTWO się wydarzyło. Co powiecie na małą pomoc w postaci listy, która Wam to podsumuje?
Okej, zaczynamy. Jak wyglądał mój tydzień?
- Mama nadal jest w szpitalu, ale jutro nareszcie wraca do domu. Odwiedziliśmy moją małą siostrzyczkę Davinę – to znaczy BELLĘ (muszę to sobie wbić do głowy!) – już parę razy i jest _très_ słodka! No wiecie, jeszcze niewiele robi, ale chyba musimy dać jej trochę czasu, bo przecież ma dopiero dziesięć dni.
- CUDOWNIE, że Molly wróciła z Australii – widujemy się prawie codziennie i jest zupełnie jak za dawnych czasów!
- Amber i Poppy przeważnie nie wchodzą mi w drogę. Uff.
- Nadal _trochę_ kręci mnie Daniel. _Ociupinkę._ W sumie prawie _wcale_.
- Absolutnie nie siedzę godzinami przy biurku, marząc o nim i śliniąc się nad dziennikiem.
- Kogo ja próbuję oszukać? On NAPRAWDĘ mi się podoba. Ale ćśś, nikomu nie mówcie, dobra?
- Uch, i teraz SERIO ośliniłam kartkę! Może jeśli dorysuję tej ślinie buźkę, zrobi się mniej odrażająca?
- Dlaczego tak plotę bez sensu?! W jednej chwili opowiadam Wam, co się u mnie ostatnio działo, a potem paplam o Nigelu Ślinokleksie. Przypomnijcie mi, o czym to mówiliśmy?
- Ach, tak… O boskim Danielu! (Jest taaaki miły).
- Jeśli zacznę za dużo o nim gadać, będziecie musieli co jakiś czas wykrzyknąć: „WEŹ SIĘ W GARŚĆ, LOTTIE!”. Obiecujecie? Udam, że potaknęliście – dziękuję.
- Hm. Co jeszcze? Chomisie nadal są PRZEUROCZE. Założę się, że tęskniliście za nimi bardziej niż za mną, co? Teraz są przezachwycone, bo załatwiłam im nowe hamaki do klatki…
PS Chomiki absolutnie zasługują na jak najlepsze życie, bo żyją średnio od dwóch do trzech lat, co wydaje się potwornie niesprawiedliwe. Ale ćśś, nie wspominajcie o tym Futrzakowi Trzeciemu ani Profesorowi Piszczyńskiemu, bo nie chcę, żeby się zdenerwowali.
PS2 Narysowałam chomisie z drinkami, bo uznałam, że to zabawne, ale żeby była jasność: chomiki NIE piją alkoholu. Jeśli zaczniecie dolewać do ich poidełka gin z tonikiem, obawiam się, że pożyją ZNACZNIE krócej niż te dwa–trzy lata. Poza tym rodzice mogą się na Was bardzo rozzłościć za podkradanie ich cennego ginu. Ostrzegałam!SOBOTA, 22 STYCZNIA
9.45
Dzisiaj mama wraca do domu! Nie mogę się doczekać. No wiecie, na początku fajnie było, gdy tata sam się nami zajmował, bo miał o wiele luźniejsze podejście do pewnych rzeczy, takich jak odkładanie brudnych ubrań do kosza w pralni, ścielenie łóżek, odrabianie pracy domowej i (na ogół) ślęczenie przed ekranem. Po prostu jest strasznie łatwowierny – pytał na przykład: „Od kiedy siedzisz z tym iPadem, Lottie?”, a ja mówiłam: „Och, nie więcej niż pięć minut, tato”, a on mówił: „W porządku, w takim razie nie przerywaj sobie”.
Zwykle siedziałam już ze dwie godziny! Naiwniak.
Gorzej było z gotowaniem. Nie żeby się nie starał! Ale wolałabym już, żeby tego nie robił i karmił nas nuggetsami i pizzą – to byłoby zupełnie w porządku. Problem w tym, że on tak bardzo chciał pokazać mamie, jakim jest „fantastycznym mężem i ojcem”, że próbował przyrządzać rzeczy ZDECYDOWANIE przerastające jego możliwości i ponosił spektakularne porażki.
W zeszły weekend próbował na przykład zrobić niedzielny lunch, tyle że nie kupił niezbędnych składników. Takich jak kurczak czy kawałek wołowiny. Dostaliśmy więc „pieczoną rybę”, czyli zasadniczo spalonego łososia polanego sosem do pieczeni. Nie był to nawet filet – tylko cała ryba z głową i w ogóle!
Toby i ja doznaliśmy traumy, mówię Wam!
W sumie nadal śnią mi się koszmary… często bardzo dziwne, w których łosoś ma śmieszne małe rączki i gra na malutkiej gitarze. Pokręcone.
Hmm… Może i byłam trochę nieuprzejma, ale po prostu nie chcę śpiewać piosenek z martwym zwierzęciem wodnym, gdy próbuję się wyspać, okej? Fakt, że Pan Rybeńka potrafił zagrać piekielnie dobrą wersję _Watermelon Sugar_ Harry’ego Stylesa, niczego nie zmienia!
16.16
Juhuuu, wróciła! Teraz w naszym domu mieszka pięć osób, co wydaje się szaleństwem. Albo siedem, jeśli uznać chomiki za osoby, co ja akurat robię.
No wiecie, z większością spraw radzą sobie lepiej niż Toby, a to się jakoś liczy, prawda?
W każdym razie przez całe popołudnie tuliłam Bellę. Fantastycznie pachnie, trochę jak truskawkowy koktajl mleczny, mmm.
Mama za to wygląda trochę inaczej; jest bardzo zmęczona.
– O rany, mamo, wyglądasz na zmęczoną! – powiedziałam.
– Dzięki, Lottie! – odparła.
– Nooo… Masz wielkie worki pod oczami.
– Mhm… Dzięki, Lottie!
– I cienie… I trochę poszarzałą cerę.
– Wielkie dzięki, Lottie.
– W sumie bardzo się postarzałaś…
– TAK, JUŻ DOBRZE, WYRAZIŁAŚ SWOJĄ OPINIĘ. DZIĘKUJĘ, LOTTIE!
– Jeeezu, mamo, i po co te krzyki? Po prostu mówię, co widzę.
Urodzenie dziecka chyba cię postarza albo coś…
Ale w sumie nie wiem dlaczego… Na razie wygląda to wszystko na łatwiznę, bo dzieci ciągle tylko śpią.
MYŚL DNIA:
Pamiętać o kupieniu mamie na urodziny odmładzającego kremu do twarzy. Będzie zachwycona.NIEDZIELA, 23 STYCZNIA
4.24
Właśnie obudził mnie naprawdę przerażający hałas. Jakby wiewiórka dostawała łomot od lisa. W sumie może to dziwne porównanie, bo gdy się nad tym zastanowić, nie jestem pewna, czy słyszałam kiedykolwiek jakieś dźwięki wydawane przez wiewiórkę. Poczytam o tym później.
Poszłam sprawdzić, o co chodzi, i okazało się, że to Bella! Osłupiałam (uwielbiam to słowo). No bo jak takie maciupeńkie dziecko może się tak drzeć?!
– O co chodzi, mamo? Co jej się stało? – spytałam.
– Jest głodna, kochanie. Po prostu potrzebuje trochę mleka.
– Nie może zaczekać do śniadania jak normalny człowiek?
Mama się roześmiała.
– Niestety nie, Lottie. Noworodki mają bardzo malutkie brzuszki, więc na początku muszą jeść bardzo często.
To wszystko wydaje mi się bardzo prymitywne.
4.47
Nie mogłam zasnąć, bo ciągle rozmyślałam nad kwestią wiewiórki. Zeszłam po cichu na dół, żeby sprawdzić to w telefonie – tak, moja mama należy do tych irytujących osób, które zabraniają używania komórek w sypialni (jej to nie dotyczy, oczywiście, i może siedzieć w telefonie przez całą dobę – nie fair).
Jeśli Was to ciekawi, dowiedziałam się, że wiewiórki rzeczywiście potrafią wydawać całą masę różnych dźwięków, włącznie z piskami, pochrząkiwaniami i poszczekiwaniem. Fascynujące!
Nadal jednak nie mogę zasnąć przez te szczekające wiewiórki – wydają mi się dość nieokrzesane.
10.02
Zostałam brutalnie obudzona przez tatę, który mną potrząsał:
– Obudź się, Lottie! Wszystko w porządku. Jestem tutaj.
– Co się dzieje?! – Byłam kompletnie zdezorientowana.
– Myślałem, że śni ci się koszmar!
– Nie… Śniło mi się tylko, że jestem… wiewiórką.
Szczerze mówiąc, to był całkiem miły sen. Z pewnością milszy niż groźby Pana Rybeńki i jego maleńka gitara.
– Ach, jasne… W takim razie w porządku. Po prostu brzmiało to trochę tak, jakbyś szczekała.
– Och, ha, ha… nie. Musiałeś się przesłyszeć.
Boże, ale ze mnie dziwadło.
16.12
O rany, małe dzieci są strasznie hałaśliwe.
Bella chyba zastąpiła ciągłe spanie ciągłym płaczem.
Drze się już od dobrych dwóch godzin. Nic nie pomaga.
Zapytałam mamę, co tym razem jest nie tak z Bellą, a ona odparła:
– Chyba trzeba ją odbeknąć.
Wyobraź sobie, że płaczesz godzinami, bo musisz beknąć. Po prostu wyrzuć to z siebie, dziewczyno – wszystko zostanie w rodzinie!
17.47
Inne powody płaczu Belli:
- jest głodna,
- trzeba ją przewinąć,
- kąpie się,
- ktoś ją odkłada do jej kosza,
- zasypia,
- budzi się,
- robi kupę,
- puszcza bąka,
- całe mnóstwo innych rzeczy, o których nikt nie ma pojęcia.
Ta to dopiero potrafi dramatyzować!
18.33
Właśnie wyszłam spod prysznica, cała świeżutka, czysta i pachnąca jak łąka stokrotek, gdy mama poprosiła:
– Potrzymałabyś Bellę przez chwilę, Lottie? Muszę tylko zrobić siusiu.
– Jasne, nie ma problemu – odpowiedziałam jak pomocna córka, którą przecież jestem.
Ale zanim się zorientowałam…
RZYG.
CAŁA BYŁAM W NIEMOWLĘCYM PAWIU.
Komentarze Toby’ego absolutnie, kategorycznie nie pomogły.
Musiałam więc znowu pójść pod prysznic, bo nie chciałam się pojawić następnego dnia w szkole śmierdząca jak miska pleśniejących płatków zostawiona pod łóżkiem na dwa miesiące (czego oczywiście nigdy nie zrobiłam).
Zdecydowanie zmieniłam zdanie – niemowlaki są totalnie obrzydliwe!PONIEDZIAŁEK, 24 STYCZNIA
Chyba nigdy nie obudziłam się z radością w poniedziałek rano, ale dzisiaj byłam całkiem zadowolona, że opuszczam ten hałaśliwy dom wariatów, bo w porównaniu z nim pójście do szkoły wydaje się wypadem do spa.
Poza tym to był naprawdę świetny dzień, bo mam superekscytującą nowinę…
Gdy siedziałyśmy i czekałyśmy z Jess na sprawdzenie listy, rozmawiałyśmy o naszych ulubionych smakach Pot Noodle – ja najbardziej lubię kurczaka z grzybami (co jest dziwne, bo nie znoszę grzybów i zawsze je wydłubuję), a w drugiej kolejności wołowinę z pomidorami. Jess najbardziej lubi chiński chow mein i Bombay Bad Boy. Byłam pod wrażeniem – zawsze myślałam, że Bombay Bad Boy jest zdecydowanie za ostry, ale może dam mu szansę.
Dobra, odbiegam od tematu. O czym to ja mówiłam??
ACH, TAK! Megaekscytująca nowina – naszą dyskusję o makaronach instant przerwał brzęk mojej komórki. To była wiadomość od Molly.
MOLLY: OMG NIE UWIERZYSZ! PRZYJĘLI MNIE DO KINGSWOOD!!!!!
JA: OMG!!!!!! ALE SUPER!!!!!!!
MOLLY: NO!!!!! I WIESZ CO???????
JA: CO?!?!?!?!?!?
MOLLY: BĘDĘ Z TOBĄ W KLASIE!!!!!
JA: OMG NO CO TYYYYYYYYY!!!!!!!!!
No dobra, może trochę przegięłyśmy z Caps Lockiem, ale ojejku, byłam podekscytowana!
– O co chodzi? O co chodzi? Powiedz mi! – błagała Jess, próbując zajrzeć mi przez ramię.
– Chodzi o Molly. Przenosi się tu od przyszłego tygodnia!
– Och, super! Fantastycznie. Nie mogę się doczekać, aż ją poznam.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, bo dwie najlepsze przyjaciółki w jednej klasie to NAJLEPSZA RZECZ NA ŚWIECIE.
– Co tak piszczycie? – spytała Amber, pochylając się, żeby sprawdzić, skąd to całe zamieszanie.
Chciałam jej odpowiedzieć, żeby zajęła się swoimi sprawami, ale przecież postanowiłam zachowywać się dojrzalej w tym roku.
– Właśnie dostałam wiadomość od mojej najlepszej przyjaciółki, Molly. Będzie chodzić do Siódmej Zielonej od przyszłego tygodnia – wyjaśniłam.
– Twojej NAJLEPSZEJ przyjaciółki? – zdziwiła się. – Myślałam, że Jess jest twoją NAJLEPSZĄ przyjaciółką.
– Bo tak jest… Obie są. Wiesz, możesz mieć dwie najlepsze przyjaciółki…
– Czyżby? – odparła z uśmieszkiem. – Wiesz, co mówią… Trzy osoby to już tłum!
– Nie obchodzi mnie, co mówią. Będzie fantastycznie!
Amber rzuciła mi swoje najlepsze znudzone spojrzenie.
– Ech, nieważne. I tak pewnie jest taką samą kujonką jak wy.
– Olej ją – szepnęła Jess. – Próbuje cię sprowokować.
– Wiem – westchnęłam.
– A więc… – zaczęła Jess. – Kiedy wreszcie poznam słynną Molly?
Zmarszczyłam czoło. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze ich sobie nie przedstawiłam, ale tyle się działo przez ostatni tydzień, że dosłownie nie miałam czasu! Nadrabianie pogaduch z Molly i odwiedzanie mamy w szpitalu sprawiły, że codziennie po szkole byłam zajęta.
– Co powiesz na czwartek? – zaproponowałam. – Wpadnij do mnie, to poznasz i ją, i Bellę!
– Nie mogę się doczekać!
Po powrocie do domu powiedziałam mamie, że zaprosiłam do nas Molly i Jess. Szczerze mówiąc, jakby trochę się obruszyła.
– Dopiero wróciłam ze szpitala, kochanie. Czy to nie może trochę poczekać?
– NIE! To superpilna sprawa, mamo. Molly i Jess jeszcze się nie poznały, a przecież to dwie najważniejsze osoby w CAŁYM MOIM ŻYCIU!
– Wielkie dzięki!
– Poza moją rodziną, rzecz jasna.
– Miło mi to słyszeć. W porządku, kochanie, na pewno sobie poradzimy. Czym są kolejne dwie gęby do nakarmienia, co?
– SUPER! Jesteś NAJLEPSZĄ mamą, jaką miałam.
– A ile mam miałaś?
– No tak. Słuszna uwaga.ŚRODA, 26 STYCZNIA
7.27
Jutro wielki dzień: Molly i Jess się poznają. Nie mogę przestać o tym myśleć. Powinnam się cieszyć, że moje dwie najlepsze przyjaciółki wreszcie się spotkają, ale zamiast tego trochę się denerwuję. Nie wiem, o co chodzi – czym tu się denerwować?
– Co oznacza, że trzy osoby to już tłum? – zapytałam tatę, szuflując czekoladowe kulki śniadaniowe do ust.
– Nie znasz tego powiedzenia, kochanie? Całość brzmi: dwie osoby to towarzystwo, trzy to już tłum. Po prostu dość często w trzyosobowej grupie ktoś może się czuć odtrącony, bo dwie osoby lepiej się dogadują, to wszystko.
– Och – powiedziałam.
– Dlaczego pytasz?
– Nic, nic… Po prostu ktoś o tym wspomniał w szkole.
Odsunęłam miskę. Wierciło mnie w brzuchu z niepokoju. Co za marnotrawstwo płatków czekoladowych! I wcale nie była to najtańsza supermarketowa marka.
CZWARTEK, 27 STYCZNIA
7.01
Źle spałam tej nocy. W końcu zrozumiałam, dlaczego tak się denerwuję. To dlatego, że uwielbiam Molly i Jess, ale co będzie, jeśli one się nie polubią?
Niech szlag trafi tę Amber za podsuwanie mi głupich myśli.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, żeby przemówić sobie do rozumu:
– Posłuchaj, Lottie, wszystko będzie dobrze! Wszystkie jesteśmy dorosłe (tak jakby).
Zwróciłam się do chomisiów z prośbą o wsparcie – ale nie pocieszyły mnie zbytnio…
18.25
Poszło dobrze. Chyba.
Momentami było niezręcznie, ale nic nie jest doskonałe, prawda?
Gdy wróciłyśmy z Jess do domu ze szkoły, mama była cała w nerwach.
– Lottie, nie miałam dzisiaj czasu nawet pomyśleć o obiedzie, więc obawiam się, że będę musiała zamówić dla was pizzę.
– Nie przejmuj się, mamo. Z RADOŚCIĄ pominiemy domowy posiłek – powiedziałam i puściłam oko do Jess.
– Dziękuję, Lottie. Słuchajcie, dziewczynki, zajmiecie się Bellą przez piętnaście minut? Ja tu w tym czasie trochę przelecę odkurzaczem.
Nadal nie rozumiem, dlaczego dorośli mają taką obsesję na punkcie odkurzania. NIGDY nie zauważam okruszków na podłodze, za to moją mamę ogromnie stresują.
– Jasne, pani Brooks – powiedziała Jess. – Mogę ją potrzymać?
– OCZYWIŚCIE! – odparła mama, może nieco zbyt ochoczo. – I mów mi po imieniu: Laura.
– Pamiętaj, żeby podtrzymać jej główkę – poinstruowałam, gdy mama podawała jej Bellę.
– Ojejkuuu, jaka ona jest malutka i słodka – zagruchała Jess.
– Poczekaj, aż powąchasz jej główkę! – dodałam z dumą starszej siostry.
Jess powąchała jej włoski.
– TRUSKAWKOWY KOKTAJL MLECZNY!
– Prawda? – odparłam ze śmiechem.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
– To pewnie Molly – powiedziałam i poczułam znajomy ucisk w żołądku.
„Proszę, niech to się uda” – szepnęłam do siebie, otwierając drzwi.
– HEJ, PSIAPSI! – zawołała Molly i uścisnęła mnie.
– Hej! – uśmiechnęłam się. – Jess już tu jest.
– Świetnie.
Przeszłyśmy do salonu, gdzie Jess nadal siedziała z Bellą w ramionach.
– No dobra… Molly, to jest Jess; Jess, to jest Molly – przedstawiłam je sobie, a w moim brzuchu furkotały motyle.
– Cześć, Jess – powiedziała Molly, jak zwykle spokojna. – Super cię wreszcie poznać.
– Ciebie też, Molly! Poznałam też Bellę. Czy nie jest fantastyczna?
– Zdecydowanie! Wąchałaś jej główkę?
– No. Truskawkowy koktajl, prawda?
Obie się roześmiały, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Supeł w moim żołądku zaczął się rozluźniać – wiedziałam, że wszystko będzie dobrze.
Tak naprawdę nigdy nie miałam powodów do zmartwień. To tylko ta durna Amber nabijała mi głowę głupotami.
MYŚL DNIA:
Nie słuchaj JUŻ NIGDY niczego,
co mówi Amber.SOBOTA, 29 STYCZNIA
Poszłyśmy do New Looka z Jess i Molly. Żadna z nas nie miała kasy, więc tylko przymierzałyśmy rzeczy. I wybierałyśmy dla siebie nawzajem zestawy – im bardziej absurdalny, tym lepszy.
Było to jednak trochę wkurzające, bo nieważne, co wybrałyśmy dla Molly, ona i tak wyglądała w tym fantastycznie, podczas gdy częściej niż rzadziej Jess i ja prezentowałyśmy się raczej głupkowato. Na Molly świetnie leżała nawet zwykła czarna tiszertowa sukienka.
– Molly, wyglądasz w tym prawie jak prawdziwa dorosła kobieta! – stwierdziła Jess.
– To dlatego, że masz prawdziwe cycki – zgodziłam się i nagle zauważyłam, o ile doroślejsza się wydaje od powrotu z Australii.
– No, w zeszłym tygodniu poszłyśmy z mamą na miasto na zakupy i oficjalnie mam teraz miseczkę B – odparła Molly.
Próbowałam jej nie zazdrościć, ale gdy spojrzałam na moją megapłaską klatkę piersiową, trudno mi było się powstrzymać. Musicie wiedzieć, że nadal jestem trochę w tyle za wszystkimi, jeśli chodzi o dojrzewanie. Wybaczcie NADMIAR informacji, ale może opowiem Wam, co się ostatnio działo. No wiecie, w końcu jesteśmy wśród przyjaciół, prawda? A zatem…
1. Trochę bolą mnie okolice biustu, co według książki, którą kupiła mi mama, oznacza, że „zbliża się wzrost piersi”, ale… ekhm… Nadal czekam! Mam dwanaście i pół roku, więc wydaje się całkiem fair, żeby niedługo coś tam urosło.
2. Mam teraz łącznie trzy włosy łonowe. Och, i jakieś delikatne włoski pod pachami. Może spróbuję je niedługo zgolić, ale na razie wydają się spoko.
3. Przez ten wstrętny zapach ciała muszę brać prysznic CODZIENNIE. Och, jak ja tęsknię za czasami, kiedy nie śmierdziałam. Z początku nie zauważyłam zmiany, ale potem mama zaczęła rzucać subtelne aluzje i w końcu, owszem… musiałam przyznać, że ma rację.
4. Muszę też o wiele częściej myć głowę, bo włosy zmieniły mi się w Stację Tłuszcz. Kiedyś wystarczyły mi dwa razy w tygodniu, ale teraz myję je co drugi dzień i nawet wtedy zdarza się, że rano wyglądają już, jakbym wtarła w nie masło. Uch. I to ma być sprawiedliwość???
5. Moja skóra też zdecydowanie silniej się przetłuszcza, ale na szczęście poza paroma drobnymi pryszczami udaje mi się uniknąć poważnych syfów (na razie – odpukać).
6. Miesiączka nadal nieobecna. Na szczęście tak samo u Molly i Jess – ciekawe, która z nas będzie pierwsza! Mam tylko nadzieję, że nie będę ostatnia.
Po niedługim czasie nadęta sprzedawczyni zaczęła zerkać na nas z ukosa i rzucać kąśliwe uwagi w rodzaju: „Czy zamierzacie coś kupić, dziewczęta?”.
No wiecie, co za grubiaństwo! Spędziłyśmy tam nie więcej niż dwie i pół godziny!
Rozumiem, że mogła się zirytować, że będzie musiała odłożyć stosy ubrań, których nie zamierzałyśmy kupić, ale przecież nie robi tego za darmo.
Na koniec Jess specjalnie kupiła okulary przeciwsłoneczne przecenione na 99 pensów.