Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tożsamość - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Tożsamość - ebook

„Tożsamość jest dzisiaj motywem przewodnim wielu zjawisk politycznych, od nowych populistycznych ruchów nacjonalistycznych, poprzez bojowników islamskich, po kontrowersje, do których dochodzi na kampusach uniwersyteckich. Nie uciekniemy od myślenia o sobie i naszym społeczeństwie w kategoriach tożsamościowych. Ale musimy pamiętać, że głęboko zakorzeniona w każdym z nas tożsamość nie jest ani stała, ani niekoniecznie dana nam dzięki pochodzeniu. Tożsamość można użyć do dzielenia, ale też, jak niegdyś, do integrowania. To w ostatecznym rachunku będzie lekarstwo na populizm naszych czasów”. - Francis Fukuyama, Tożsamość.

Sławny politolog przekonująco dowodzi, że pragnienie uznania swej godności jest przyrodzone każdej ludzkiej istocie – i niezbędne dla dobrego stanu demokracji… Trafna analiza zagrożeń. - „Kirkus”

Tożsamość jest równie mądra jak zwarta, mknie przez trudny teren do sensownego wniosku. - Daniel Finkelstein, „The Times”

Zgodnie z elementarną regułą życia intelektualnego sława niszczy jakość… Francis Fukuyama jest chlubnym wyjątkiem od tej reguły. - „The Economist"

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-649-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Ta książka by nie powstała, gdyby w listopadzie 2016 roku Donald J. Trump nie został wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak jak wielu Amerykanów byłem tym zaskoczony i zaniepokojony konsekwencjami tego wyboru dla Stanów Zjednoczonych oraz całego świata. Była to druga wyborcza niespodzianka tego roku, pierwszą był zaś rezultat czerwcowego referendum, w którym Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej.

Znaczną część ostatnich dwóch dziesięcioleci poświęciłem rozmyślaniom o rozwoju współczesnych instytucji politycznych, o tym, jak najpierw doszło do ukształtowania się państwa, rządów prawa oraz demokratycznej odpowiedzialności, jak one ewoluowały i wzajemnie na siebie oddziaływały i jak na koniec mogą obumrzeć. Na długo przed elekcją Trumpa napisałem, że amerykańskie instytucje podupadają, ponieważ potężne grupy interesu stopniowo przejmują państwo, zamykając je w skostniałej strukturze, która nie jest zdolna sama się zreformować.

Donald Trump jest zarówno skutkiem, jak i jedną z przyczyn tego regresu. Obietnicą jego kandydatury było to, że jako outsider wykorzysta swój mandat, by wstrząsnąć systemem i uczynić go znowu funkcjonalnym. Amerykanie, zmęczeni impasem w stosunkach między obu głównymi partiami, pragnęli silnego przywódcy, który na nowo mógłby zjednoczyć kraj, przełamując to, co nazwałem wetokracją – zdolność grup interesu do blokowania działań zbiorowych. W 1932 roku taki wzrost nastrojów populistycznych wyniósł do Białego Domu Franklina D. Roosevelta i nadawał kształt amerykańskiej polityce przez kolejne dwa pokolenia.

Problem z Trumpem jest podwójny, gdyż ma związek zarówno z polityką, jak i jego charakterem. Jest prawdopodobne, że gospodarczy nacjonalizm nowego prezydenta pogorszy, zamiast poprawić sytuację wyborców, którzy go poparli, a jego ewidentna skłonność do stawiania autorytarnych dyktatorów ponad demokratycznych sojuszników grozi destabilizacją całego ładu międzynarodowego. Jeśli chodzi o jego charakter, trudno jest sobie wyobrazić osobę mniej nadającą się na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zalet, które zwykło się kojarzyć z wielkim przywództwem – elementarnej uczciwości, rzetelności, zdrowego rozsądku, oddania interesowi publicznemu i wrodzonego kompasu moralnego – zupełnie mu brakuje. Przez całą swoją karierę uprawiał głównie autoreklamę i bez skrępowania wykorzystywał wszelkie sposoby, żeby obejść stojących mu na drodze ludzi lub niewygodne przepisy.

Trump reprezentuje w polityce międzynarodowej szerszą tendencję polegającą na zwrocie ku czemuś, co nazywane jest populistycznym nacjonalizmem¹. Populistyczni przywódcy dążą do wykorzystania legitymacji uzyskanej w demokratycznych wyborach do umocnienia swej władzy. Utrzymują, że łączy ich bezpośrednia, wyjątkowa więź z narodem, często definiowanym w wąskim, etnicznym znaczeniu, które wyłącza duże części populacji. Nie lubią instytucji i starają się podważyć mechanizmy kontroli i równowagi, które ograniczają osobistą władzę przywódcy we współczesnej, liberalnej demokracji: sądów, niezależnych mediów i bezpartyjnej biurokracji. Innymi współczesnymi przywódcami, których można zaliczyć do tej samej kategorii, są Władimir Putin z Rosji, Recep Tayyip Erdoğan z Turcji, Viktor Orbán z Węgier, Jarosław Kaczyński z Polski i Rodrigo Duterte z Filipin.

Gwałtowne przyspieszenie przemian demokratycznych na całym świecie, które rozpoczęło się w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, przekształciło się w coś, co mój kolega Larry Diamond nazywa globalnym odwrotem². W roku 1970 na świecie było zaledwie 35 demokracji przedstawicielskich i przez kolejne trzy dziesięciolecia liczba ta systematycznie rosła, aż w pierwszych latach dwudziestego pierwszego wieku doszła niemal do 120. Największe przyspieszenie tego procesu nastąpiło w latach 1989–1991, kiedy to upadek komunizmu w Europie Wschodniej i Związku Radzieckim doprowadził do wezbrania demokratycznej fali w całym regionie. Jednakże od połowy pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku trend się odwrócił i liczba demokracji przedstawicielskich zmalała. Kraje autorytarne natomiast, z Chinami na czele, stały się tymczasem bardziej pewne siebie, bardziej asertywne.

Nie jest zaskakujące, że nowe, dopiero się formujące demokracje, takie jak w Tunezji, na Ukrainie czy w Mjanmie, musiały walczyć z licznymi trudnościami, budując skutecznie działające instytucje, albo że demokracja liberalna nie zdołała się zakorzenić w Afganistanie lub Iraku po interwencji Stanów Zjednoczonych w tych krajach. Rozczarował, chociaż nie w pełni zaskoczył, powrót Rosji do tradycji autorytarnych. Bardziej zaskakujące było to, że zagrożenia dla demokracji ujawniły się w krajach z ugruntowanymi systemami demokratycznymi. Węgry były jednym z pierwszych państw w Europie Wschodniej, w których obalono reżim komunistyczny. Gdy wstąpiły zarówno do NATO, jak i Unii Europejskiej, wydawało się, że powróciły do Europy jako – jak to określają politolodzy – ugruntowana demokracja liberalna. Mimo to pod rządami Orbána i jego partii Fidesz wiodą prym w dążeniu do tego, co Orbán nazywa demokracją nieliberalną. Ale znacznie większym zaskoczeniem miały się jeszcze okazać wyniki głosowań w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, odpowiednio w sprawie brexitu i wyboru Trumpa. Te dwie przodujące demokracje były architektami współczesnego, liberalnego ładu międzynarodowego, państwami, które pod rządami Reagana i Thatcher przewodziły „neoliberalnej” rewolucji lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. A jednak wydaje się teraz, że one same zwracają się ku wąskiemu nacjonalizmowi.

I tak dotarłem do genezy Tożsamości. Odkąd w połowie roku 1989 opublikowałem esej Koniec historii?, a w roku 1992 książkę Koniec historii i ostatni człowiek³, regularnie pytano mnie przy różnych okazjach, czy jakieś wydarzenie X nie obala mojej tezy. Tym wydarzeniem X mógł być zamach stanu w Peru, wojna na Bałkanach, ataki z 11 września, globalny kryzys finansowy albo, ostatnio, elekcja Donalda Trumpa i opisana wyżej fala populistycznego nacjonalizmu.

Większość tych krytycznych opinii opierała się na zwykłym nieporozumieniu. Używałem po prostu słowa „historia” w sensie heglowsko-marksowskim – to znaczy długiej, ewolucyjnej historii ludzkich instytucji, którą alternatywnie można nazwać rozwojem lub modernizacją. Słowa „koniec” nie użyłem w znaczeniu „zakończenie”, ale „cel”. Karol Marks zasugerował, że końcem historii będzie komunistyczna utopia, a ja po prostu wskazałem, że wersja heglowska, w której rozwój prowadził do ukształtowania się liberalnego państwa związanego z gospodarką rynkową, była wynikiem bardziej prawdopodobnym⁴.

Nie oznacza to, że moje poglądy nie zmieniały się przez te wszystkie lata. Rezultaty najpełniejszych przemyśleń, jakie zdołałem przedstawić, zawarte są w moich dwóch książkach: Historia ładu politycznego oraz Ład polityczny i polityczny regres, które można rozumieć jako próbę napisania na nowo Końca historii i ostatniego człowieka na podstawie tego, jak obecnie rozumiem świat polityki⁵. Dwie najważniejsze zmiany w moim myśleniu dotyczą, po pierwsze, trudności w rozwoju nowoczesnego, bezosobowego państwa – problemu, o którym wspominałem jako o kwestii „dorównania Danii” – a po drugie, możliwości, że nowoczesna demokracja liberalna ulegnie rozkładowi lub cofnie się w rozwoju.

Jednakże moim krytykom umknęło coś innego. Nie zauważyli, że na końcu tytułu eseju postawiłem znak zapytania, i nie przeczytali dalszych rozdziałów Końca historii i ostatniego człowieka, w których skoncentrowałem się na problemie Nietzscheańskiego ostatniego człowieka.

W obu pracach napisałem, że ani nacjonalizm, ani religia nie miały zaraz zniknąć jako siły w świecie polityki. Nie miały zniknąć, ponieważ – dowodziłem wtedy – współczesne liberalne demokracje nie rozwiązały jeszcze w pełni problemu thymos. Thymos jest częścią duszy, która pragnie uznania godności; izotymia to pragnienie bycia szanowanym na równi z innymi; megalotymia zaś jest pragnieniem bycia uznanym za kogoś lepszego od innych. Współczesne demokracje liberalne obiecują i w dużej mierze zapewniają wszystkim minimum równego poszanowania, ucieleśnione w prawach jednostki, prawach wyborczych i rządach prawa. Nie gwarantują jednak, że ludzie żyjący w demokracji, zwłaszcza grupy marginalizowane, będą się cieszyć równym szacunkiem w praktyce. Lekceważone mogą się czuć całe kraje, co napędza rozwój agresywnego nacjonalizmu, podobnie jak ludzie wierzący, którzy uważają, że ich wiara jest umniejszana i obrażana. Izotymia będzie zatem nadal pobudzać pragnienie równego uznania, co raczej nigdy się całkowicie nie spełni.

Innym wielkim problemem jest megalotymia. Liberalne demokracje były całkiem skuteczne w zapewnianiu pokoju i dobrobytu (chociaż w ostatnich latach nieco mniej). Te bogate, bezpieczne społeczeństwa są domeną Nietzscheańskiego ostatniego człowieka, „ludzi bez piersi”, którzy trwonią życie na niekończącą się pogoń za satysfakcją konsumencką, ale nie mają niczego w sercu, żadnych wyższych celów ani ideałów, dla których skłonni by byli walczyć i się poświęcić. Takie życie nie usatysfakcjonuje każdego. Megalotymia rozwija się na fundamencie wyjątkowości: podejmowania wielkiego ryzyka, angażowania się w monumentalne zmagania, dążenia do wielkich rezultatów, ponieważ wszystko to prowadzi do uznania siebie za lepszego od innych. Niekiedy owocuje to wyłonieniem się bohaterskiego przywódcy, takiego jak Lincoln, Churchill lub Nelson Mandela. Ale w innych sytuacjach może to prowadzić do pojawienia się tyranów, takich jak Cezar, Hitler lub Mao, którzy powiodą swoje społeczeństwa ku dyktaturze i katastrofie.

Ponieważ wiadomo z historii, że megalotymia istniała we wszystkich społeczeństwach, najpewniej nie można jej przezwyciężyć – można ją jedynie skanalizować lub złagodzić. Pytanie, które zadałem w ostatnim rozdziale Końca historii i ostatniego człowieka, brzmiało, czy współczesny system liberalnej demokracji powiązanej z gospodarką rynkową zapewnia odpowiednie ujścia dla megalotymii. Ten problem został w pełni rozpoznany przez amerykańskich ojców założycieli. Podejmując trud stworzenia republikańskiej formy rządów w Ameryce Północnej, znali historię upadku republiki rzymskiej i niepokoił ich problem cezaryzmu. Ich rozwiązaniem był konstytucyjny system kontroli i równowagi, który rozdzielał władzę i blokował możliwość koncentrowania jej w rękach jednego przywódcy. W 1992 roku zasugerowałem, że gospodarka rynkowa także zapewnia ujścia dla megalotymii. Przedsiębiorca może stać się bajecznie bogaty, przyczyniając się zarazem do wzrostu ogólnego dobrobytu. Albo może brać udział w triathlonowych zawodach Ironman lub ustanawiać rekordy w liczbie zdobytych szczytów himalajskich czy też zbudować najdroższą firmę internetową na świecie.

Tak naprawdę to wspomniałem w Końcu historii o Donaldzie Trumpie jako o przykładzie fantastycznie ambitnej osoby, której pragnienie zdobycia powszechnego uznania zostało bezpiecznie skanalizowane w działalności biznesowej (a później w przemyśle rozrywkowym). Nie podejrzewałem wtedy, że dwadzieścia pięć lat później, nieusatysfakcjonowany sukcesem w interesach oraz statusem celebryty, zajmie się polityką i zostanie wybrany na prezydenta. Ale wszystko to nie jest sprzeczne z moją ogólną argumentacją dotyczącą potencjalnych zagrożeń dla liberalnej demokracji i centralnego zagadnienia thymos w liberalnym społeczeństwie⁶. Podobne postaci, noszące takie nazwiska jak Cezar, Hitler czy Perón, istniały już w przeszłości i wiodły swoje społeczeństwa zgubną drogą do wojny lub upadku gospodarczego. Żeby zyskać na znaczeniu i wysunąć się na czoło, wykorzystywały one resentymenty zwykłych ludzi, którzy czuli, że ich naród albo religia bądź też sposób życia nie cieszą się szacunkiem innych. Tym samym megalotymia i izotymia podały sobie ręce.

W tej książce wracam do zagadnień, nad którymi zacząłem się zastanawiać w 1992 roku i o których od tamtej pory często pisałem: do kwestii thymos, pragnienia uznania, godności, tożsamości, imigracji, nacjonalizmu, religii i kultury. W szczególności zawiera ona wykład z cyklu Lipset Memorial Lecture, na temat imigracji i tożsamości, który dałem w 2005 roku, oraz wygłoszony przez mnie w roku 2011 w Genewie wykład dla Latsis Foundation na temat imigracji i tożsamości europejskiej⁷. W niektórych miejscach tej książki przytaczam fragmenty wcześniejszych prac. Przepraszam, jeśli niekiedy może się to wydać niepotrzebnymi powtórzeniami, ale jestem pewny, że niewiele osób poświęciło czas, by prześledzić ten konkretny ciąg myślowy i dostrzec w nim spójną argumentację odnośnie do rozgrywających się obecnie wydarzeń.

Żądanie uznania tożsamości jest główną ideą, która łączy wiele z tego, co się obecnie dzieje w światowej polityce. Nie jest to ograniczone do polityki tożsamościowej praktykowanej na kampusach uniwersyteckich albo do białego nacjonalizmu, którego rozwój ona sprowokowała, ale rozciąga się na szersze zjawiska, takie jak gwałtowny wzrost znaczenia staroświeckiego nacjonalizmu i upolitycznionego islamu. Duża część tego, co uchodzi za motywację ekonomiczną, jest tak naprawdę, moim zdaniem, zakorzeniona w pragnieniu uznania i dlatego nie może być po prostu zaspokojona środkami materialnymi. Ma to bezpośrednie konsekwencje dla sposobu, w jaki powinniśmy sobie radzić z populizmem w dzisiejszych czasach.

Według Hegla kołem napędowym historii ludzkości była walka o uznanie. Dowodził on, że jedynym racjonalnym rozwiązaniem tego problemu jest powszechne uznanie, w ramach którego wszyscy szanowaliby godność każdego człowieka. Od tamtej pory idea powszechnego uznania była podważana przez inne, częściowe formy uznania oparte na wspólnocie narodowej, religii, sekcie, rasie, przynależności etnicznej lub płci, bądź też przez osoby pragnące być uznane za lepsze od innych. Rozkwit polityki tożsamościowej we współczesnych demokracjach liberalnych jest jednym z głównych zagrożeń, z jakimi muszą się one zmierzyć, i jeśli nie zdołamy powrócić do uniwersalnego rozumienia ludzkiej godność, będziemy skazani na nieustający konflikt.

Pragnę podziękować wielu przyjaciołom i kolegom za udostępnienie komentarzy na temat tej książki. Należą do nich Sheri Berman, Gerhard Casper, Patrick Chamorel, Mark Cordover, Katherine Cramer, Larry Diamond, Bob Faulkner, Jim Fearon, David Fukuyama, Sam Gill, Anna Gryzmala-Busse, Margaret Levi, Mark Lilla, Kate McNamara, Yascha Mounk, Marc Plattner, Lee Ross, Susan Shell, Steve Stedman i Kathryn Stoner.

Szczególne podziękowania należą się Ericowi Chinskiemu, mojemu redaktorowi w wydawnictwie Farrar, Straus and Giroux, który pracował już ze mną niestrudzenie nad kilkoma książkami. Jego wyczucie logiki i języka oraz szeroka wiedza na temat różnych istotnych kwestii przyniosły wielką korzyść także tej publikacji. Jestem również wdzięczny za wsparcie, którego udzielał mi Andrew Franklin z wydawnictwa Profile Books, gdy pracowałem zarówno nad tą książką, jak i wszystkimi poprzednimi.

Jak zawsze wyrażam wdzięczność moim agentkom literackim, Esther Newberg z International Creative Management i Sophie Baker z Curtis Brown, jak również wszystkim innym ludziom, którzy im pomagali. Wykonały wspaniałą pracę, przygotowując moje książki do wydania w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie.

Chciałbym także podziękować moim asystentom naukowym, Anie Urgiles, Ericowi Gilliamowi, Russellowi Claridzie i Nicole Southard, nieocenionym w gromadzeniu materiałów, na których ta książka jest oparta.

Jak zawsze jestem wdzięczny za wsparcie mojej rodzinie, a zwłaszcza żonie, Laurze, która była uważnym czytelnikiem i krytykiem wszystkich moich książek.

Palo Alto i Carmel-by-the-Sea

Kalifornia

1. Francis Fukuyama, The Populist Surge, „The American Interest” 2018, 13(4), s. 16–18.

2. Larry Diamond, Facing Up to the Democratic Recession, „Journal of Democracy” 2015, 26(1), s. 141–155.

3. Francis Fukuyama, The End of History?, „National Interest” 1989, 16; The End of History and the Last Man, Free Press, New York 1992.

4. Interpretuję Hegla przez pryzmat poglądów Alexandre’a Kojève’a, który rozwijającą się Europejską Wspólnotę Gospodarczą postrzegał jako ucieleśnienie końca historii.

5. Francis Fukuyama, The Origins of Political Order: From Prehuman Times to the French Revolution, Farrar, Straus and Giroux, New York 2011; Political Order and Political Decay: From the Industrial Revolution to the Globalization of Democracy, Farrar, Straus and Giroux, New York 2014.

6. Jestem wdzięczny tym ludziom, którzy naprawdę poświęcili czas, by przeczytać moją książkę. Na szczególną uwagę zasługuje artykuł Paula Sagara The Last Hollow Laugh, „Aeon”, 21 marca 2017, https://aeon.co/essays/was-francis-fukuyama-the-first-man-to-see-trump-coming.

7. Seymour Martin Lipset Lecture; zob. Francis Fukuyama, Identity, Immigration, and Liberal Democracy, „Journal of Democracy” 2006, 17(2), s. 5–20; wykład European Identity Challenges dla Fundacji Latsisa, wygłoszony na Uniwersytecie Genewskim w listopadzie 2011 roku, zob. The Challenges for European Identity, „Global”, 11 stycznia 2012, http://www.theglobaljournal.net/group/francis-fukuyama/article/469/.1

Polityka godnościowa

Mniej więcej w środku drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku polityka światowa uległa dramatycznej zmianie.

Od początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku do połowy pierwszego dziesięciolecia dwudziestego pierwszego wieku na całym świecie dało się zaobserwować to, co Samuel Huntington nazwał trzecią falą demokratyzacji, gdy liczba krajów, które można było zaklasyfikować jako demokracje przedstawicielskie, wzrosła z 35 do ponad 110. W tym okresie demokracja liberalna stała się standardową formą rządów w większości państw na świecie, jeśli nie w praktyce, to przynajmniej w aspiracjach¹.

Równocześnie z tą zmianą w instytucjach politycznych następował towarzyszący jej wzrost gospodarczej współzależności między państwami, inaczej mówiąc: to, co nazywamy globalizacją. Ten drugi proces podtrzymywały liberalne instytucje gospodarcze, takie jak Układ Ogólny w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT) i jego kontynuacja, Światowa Organizacja Handlu (WTO). Uzupełniały je regionalne układy i organizacje handlowe, takie jak Unia Europejska i Północnoamerykańskie Porozumienie o Wolnym Handlu (NAFTA). Przez ten okres tempo wzrostu międzynarodowego handlu i inwestycji pozostawiło w tyle wzrost globalnego PKB i było powszechnie postrzegane jako główne koło napędowe prosperity. Między rokiem 1970 a 2008 światowa produkcja dóbr i usług powiększyła się czterokrotnie, a rozwój gospodarczy objął praktycznie wszystkie regiony świata, podczas gdy liczba ludzi żyjących w skrajnej biedzie w krajach rozwijających się zmalała z 42 procent całej populacji w roku 1993 do 17 procent w roku 2011. Odsetek dzieci umierających przed piątymi urodzinami zmalał z 22 procent w 1960 roku do 5 procent w roku 2016².

Jednakże ten liberalny porządek świata nie przynosił korzyści wszystkim. W wielu krajach na całym globie, zwłaszcza w rozwiniętych demokracjach, dramatycznie wzrosły nierówności, gdyż korzyści ze wzrostu gospodarczego trafiały przede wszystkim do elit, wyróżniających się głównie wykształceniem³. Ponieważ wzrost gospodarczy łączył się z rosnącą ilością dóbr, pieniędzy i ludzi przenoszących się z miejsca na miejsce, wystąpiło wiele destrukcyjnych zmian społecznych. W krajach rozwijających się wieśniacy, którzy poprzednio nie mieli dostępu do elektryczności, nagle przenieśli się do wielkich miast, gdzie mogli oglądać telewizję i korzystać z Internetu, do którego zyskali dostęp dzięki wszechobecnym telefonom komórkowym. Rynki pracy dostosowały się do nowych warunków, przepędzając przez granice miliony ludzi szukających lepszego życia dla siebie i swoich rodzin lub też próbujących uciec od nieznośnych warunków panujących w domu. W krajach takich jak Chiny i Indie wyrosły ogromne nowe klasy średnie, ale praca, którą wykonywali ich członkowie, zastąpiła pracę wykonywaną poprzednio przez starsze klasy średnie w krajach rozwiniętych. Produkcja przemysłowa przenosiła się systematycznie z Europy i Stanów Zjednoczonych do Azji Wschodniej i innych regionów świata z tanią siłą roboczą. Jednocześnie kobiety wypierały mężczyzn ze stanowisk pracy w coraz bardziej nastawionej na usługi nowej gospodarce, a słabo wykwalifikowani robotnicy byli zastępowani przez inteligentne maszyny.

Poczynając od połowy pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku pęd do budowy coraz bardziej otwartego i liberalnego świata zaczął słabnąć, a potem się odwrócił. Ta zmiana zbiegła się w czasie z dwoma kryzysami finansowymi. Pierwszy rozpoczął się w 2008 roku na rynku kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych i doprowadził do Wielkiej Recesji, a drugi wyrósł z zagrożeń dla euro i Unii Europejskiej wywołanych przez niewypłacalność Grecji. W obu wypadkach polityka elit skutkowała ogromną recesją, dużym bezrobociem i spadkiem dochodów milionów zwykłych robotników na świecie. A ponieważ Stany Zjednoczone i Unia Europejska były jej głównymi modelami, kryzysy te szkodziły reputacji demokracji liberalnej.

Larry Diamond, socjolog polityki badający demokrację, scharakteryzował lata po tych kryzysach jako okres „demokratycznego odwrotu”, w którym łączna liczba demokracji zmniejszyła się praktycznie we wszystkich regionach świata⁴. Państwa autorytarne, z Rosją i Chinami na czele, stały się znacznie bardziej pewne siebie i asertywne: Chiny zaczęły propagować „model chiński” jako drogę do rozwoju i bogactwa, która była wyraźnie niedemokratyczna, podczas gdy Rosja atakowała liberalną dekadencję Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Pewna liczba krajów, takich jak Węgry, Turcja, Tajlandia i Polska, które w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku wydawały się dobrze prosperującymi demokracjami liberalnymi, cofnęła się do rządów skłaniających się ku autorytaryzmowi. Arabska wiosna roku 2011 skruszyła dyktatury na całym Bliskim Wschodzie, ale potem głęboko zawiodła nadzieje na większą demokratyzację w tym regionie świata, gdy w Libii, Jemenie, Iraku i Syrii wybuchły wojny domowe. Gwałtownego nasilenia działalności terrorystycznej, które zaowocowało atakami z 11 września, nie stłumiły inwazje Stanów Zjednoczonych na Afganistan i Irak. Wyrosło z tego Państwo Islamskie, które stało się światłem przewodnim dla gwałtownych, skrajnie nieliberalnych ruchów islamistycznych na całym świecie. Równie niezwykłe jak odporność Państwa Islamskiego było to, że tak wielu młodych muzułmanów porzucało względnie bezpieczne życie gdzieś na Bliskim Wschodzie i w Europie, by pojechać do Syrii i walczyć tam w jego imieniu.

Bardziej zaskakujące i być może ważniejsze były dwie wielkie wyborcze niespodzianki 2016 roku: wynik referendum, w którym Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej, i wybór Donalda J. Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W obu wypadkach głosujących, zwłaszcza członków klasy robotniczej, którzy byli narażeni na utratę pracy i inne skutki deindustrializacji, interesowały kwestie gospodarcze. Jednakże równie ważny był sprzeciw wobec utrzymującej się i zakrojonej na dużą skalę imigracji, którą postrzegano jako odbieranie pracy rodowitym robotnikom i stopniowe niszczenie od dawna utrwalonych tożsamości kulturowych. W wielu rozwiniętych państwach europejskich nabrały sił partie antyimigranckie i antyunijne, przede wszystkim Front Narodowy we Francji, Partia Wolności w Holandii, Alternatywa dla Niemiec i Wolnościowa Partia Austrii. Na całym kontynencie można było zaobserwować zarówno lęk przed islamskim terroryzmem, jak i kontrowersje wokół zakazów uzewnętrzniania tożsamości muzułmańskiej, takich jak noszenie burek, burkini i nikabów.

Dwudziestowieczna scena polityczna była zorganizowana zgodnie z podziałem na lewicę i prawicę, określonym przez kwestie gospodarcze, przy czym lewica chciała większej równości, a prawica domagała się większej wolności. Polityka postępowa była skoncentrowana na robotnikach, ich związkach zawodowych i partiach socjaldemokratycznych, które dążyły do poprawy systemów ochrony socjalnej i redystrybucji dóbr. Natomiast prawica była głównie zainteresowana zmniejszeniem rozmiaru rządu i wspieraniem sektora prywatnego. W drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku ta tradycyjna scena polityczna zdaje się ustępować w wielu regionach świata nowej, określonej przez tożsamość. Lewica w mniejszej mierze koncentruje się na kwestii powszechnej równości materialnej, a w większym – na propagowaniu interesów różnorodnych grup postrzeganych jako marginalizowane: czarnych, imigrantów, kobiet, Latynosów, społeczności LGBT, uchodźców i tym podobnych. Prawica tymczasem definiuje się na nowo jako ruch patriotyczny, którego celem jest ochrona narodowej tożsamości, często wyraźnie połączonej z rasą, przynależnością etniczną lub wyznaniem.

Zgodnie z długą tradycją, sięgającą przynajmniej czasów Karola Marksa, zmagania polityczne postrzegane są jako odbicie konfliktów gospodarczych, w gruncie rzeczy walki o udział w zyskach. Jest to także część historii drugiego dziesięciolecia dwudziestego pierwszego wieku, kiedy wskutek globalizacji powstały duże populacje, które nie zyskały na ogólnoświatowym wzroście gospodarczym. Między rokiem 2000 a 2016 połowa Amerykanów nie dostrzegła żadnego przyrostu swoich realnych dochodów. Natomiast odsetek dochodu narodowego, który trafiał do 1 procenta najbogatszych, wzrósł z 9 procent PKB w 1974 roku do 24 procent w roku 2008⁵.

Ale chociaż własny interes jest ważny, ludzie w swoich działaniach kierują się także innymi pobudkami, które lepiej wyjaśniają różne aktualne wydarzenia. Można to nazwać polityką resentymentu. Przywódcy polityczni częstokroć mobilizowali swoich zwolenników wokół poglądu, że ich godność została naruszona, pomniejszona lub w jakiś inny sposób zlekceważona. Wzbudzony w ten sposób resentyment jest przyczyną żądań publicznego uznania godności tej czy innej grupy. Upokorzona grupa dążąca do odzyskania godności ma dużo większą emocjonalną rangę niż ludzie, którym chodzi wyłącznie o uzyskanie korzyści materialnych.

Dlatego rosyjski prezydent Władimir Putin mówił o tragedii upadku byłego Związku Radzieckiego i o tym, jak Europa i Stany Zjednoczone wykorzystały słabość Rosji w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, żeby doprowadzić NATO do jej granic. Gardzi on postawą moralnej wyższości przyjmowaną przez zachodnich polityków i chce, żeby Rosja była traktowana nie jak słaby regionalny gracz, jak to kiedyś powiedział prezydent Obama, ale jak mocarstwo. Viktor Orbán, węgierski premier, oświadczył w 2017 roku, że jego powrót do władzy w roku 2010 wyznaczył punkt, kiedy „my, Węgrzy, postanowiliśmy również, że chcemy odzyskać nasz kraj, chcemy odzyskać poczucie własnej wartości, chcemy odzyskać naszą przyszłość”⁶. Chiński rząd Xi Jinpinga mówił obszernie o „stuleciu upokorzeń” Chin i o tym, jak Stany Zjednoczone, Japonia i inne kraje próbowały im przeszkodzić w powrocie do statusu mocarstwa, jakim się cieszyły w minionych tysiącleciach. Kiedy założyciel Al-Kaidy, Osama bin Laden, miał czternaście lat, jego matka zauważyła, że ma obsesję na punkcie Palestyny i że „łzy spływały mu po twarzy, kiedy oglądał telewizję w ich domu w Arabii Saudyjskiej”⁷. Jego gniew z powodu poniżania muzułmanów rozbrzmiał echem po latach, kiedy jego młodzi współwyznawcy ruszyli na ochotnika, by walczyć w Syrii w imię religii, która, jak wierzyli, jest atakowana i prześladowana na całym świecie. Mieli nadzieję odtworzyć w Państwie Islamskim świetność cywilizacji islamu z dawnych lat.

Uraza z powodu upokorzeń była potężną siłą także w krajach demokratycznych. Ruch Black Lives Matter wyrósł z serii szeroko nagłośnionych śmiertelnych postrzeleń przez policję Afroamerykanów w Ferguson (Missouri), Baltimore, Nowym Jorku i innych miastach, a jego celem było zmuszenie świata zewnętrznego, by zwrócił uwagę na doświadczenia ofiar z pozoru przypadkowej brutalności policji. Na uczelnianych kampusach i w biurach w całym kraju molestowanie seksualne oraz napaści na tle seksualnym były postrzegane jako dowód, że mężczyźni tak naprawdę nie traktują kobiet jako sobie równych. Nagle zaczęto zwracać uwagę na osoby transpłciowe, których poprzednio nie uznawano za wyraźny cel dyskryminacji. I wielu z tych, którzy głosowali na Donalda Trumpa, pamiętało dawne, lepsze czasy, kiedy ich miejsca we własnych społecznościach były bezpieczniejsze oraz pewniejsze, i miało nadzieję, że swoimi działaniami „znowu uczynią Amerykę wielką”. Chociaż dzieliły ich czas i odległość, uczucia, jakie w zwolennikach Putina budziła arogancja zachodnich elit oraz ich pogarda, były podobne do uczuć wiejskich wyborców w Stanach Zjednoczonych, którzy uważali, że miejskie elity z obu wybrzeży kraju oraz sprzymierzone z nimi środki masowego przekazu ignorują zarówno ich samych, jak i ich problemy.

Ludzie praktykujący politykę resentymentu rozpoznają się nawzajem. Sympatia, jaką żywią do siebie Władimir Putin i Donald Trump, nie jest tylko osobista – wyrasta ona ze wspólnego im nacjonalizmu. Viktor Orbán wyjaśniał: „Pewne teorie opisują zmiany zachodzące obecnie w świecie Zachodu i pojawienie się na scenie prezydenta Stanów Zjednoczonych jako walkę na światowej arenie politycznej między transnarodową elitą – nazywaną «globalną» – i patriotycznymi narodowymi elitami”, których on sam był wczesnym wzorem⁸.

We wszystkich wypadkach grupa, czy to wielkie mocarstwo, jak Rosja lub Chiny, czy też wyborcy w Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii, wierzy, że ma tożsamość, która nie spotyka się ze stosownym uznaniem – albo ze strony świata zewnętrznego, gdy chodzi o naród, albo innych członków tego samego społeczeństwa. Te tożsamości mogą być i są niewiarygodnie różnorodne, oparte na przynależności narodowej, religijnej, etnicznej, na orientacji seksualnej lub płci kulturowej. Wszystkie są przejawami wspólnego zjawiska – polityki tożsamościowej.

Terminy „tożsamość” i „polityka tożsamościowa” są stosunkowo niedawnego pochodzenia, przy czym pierwszy został spopularyzowany przez psychologa Erika Eriksona w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, a drugi pojawił się w polityce kulturowej lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych owego stulecia. Dzisiaj „tożsamość” ma szeroki wachlarz znaczeń, niekiedy odnoszących się po prostu do kategorii lub ról społecznych, a niekiedy do podstawowych informacji o sobie (jak w stwierdzeniu „moja tożsamość została skradziona”). Rozumiane tak pojęcia te istniały zawsze⁹.

W tej książce będę używał terminu „tożsamość” w specyficznym sensie, który pomaga nam zrozumieć, dlaczego jest on tak ważny dla współczesnej polityki. Tożsamość wyrasta, przede wszystkim, z rozróżnienia między prawdziwym, wewnętrznym „ja” człowieka a zewnętrznym światem społecznych zasad i norm, który nie uznaje w należytej mierze wartości lub godności tego „ja”. W historii ludzkości zawsze były takie jednostki, które kłóciły się ze swoimi społecznościami. Jednakże dopiero w czasach współczesnych rozprzestrzenił się pogląd, że prawdziwe, wewnętrzne „ja” stanowi wartość samą w sobie i że społeczeństwo systematycznie się myli oraz jest niesprawiedliwe w jego ocenie. To nie wewnętrzne „ja” należy dostosować do zasad społecznych, lecz trzeba zmienić samo społeczeństwo.

„Ja” stanowi podstawę ludzkiej godności, ale natura tej godności nie jest stała i z czasem ulega zmianom. W wielu wczesnych kulturach godność była przypisywana tylko garstce ludzi, zwykle wojownikom, którzy byli skłonni ryzykować życie w bitwie. W innych społecznościach godność jest atrybutem wszystkich jej członków z uwagi na ich przyrodzoną wartość jako istot ludzkich. A w jeszcze innych wypadkach poczucie godności wynika z przynależności do większej grupy ludzi o wspólnych wspomnieniach i doświadczeniach.

Na koniec należy dodać, że poczucie godności pociąga za sobą pragnienie uznania. Nie wystarcza mi, że mam świadomość własnej wartości, jeśli inni ludzie nie doceniają mnie publicznie lub, co gorsza, jeśli mi uwłaczają czy nie uznają mojego istnienia. Poczucie własnej wartości wyrasta z szacunku innych. Ponieważ ludzie z natury łakną uznania, współczesne poczucie tożsamości szybko zmienia się w politykę tożsamościową, w ramach której poszczególne jednostki domagają się publicznego uznania swojej wartości. Tak oto polityka tożsamościowa staje się elementem dużej części politycznych zmagań współczesnego świata, od rewolucji demokratycznych do nowych ruchów społecznych, od nacjonalizmu i islamizmu do polityki na współczesnych kampusach uniwersyteckich w Ameryce. Hegel dowodził, że walka o uznanie była najważniejszym kołem napędowym ludzkiej historii, siłą, która jest kluczem do zrozumienia narodzin współczesnego świata.

Chociaż nierówności gospodarcze, które wyrosły w ostatnich mniej więcej pięćdziesięciu latach globalizacji, są ważnym czynnikiem objaśniającym współczesną politykę, wynikające z sytuacji materialnej poczucie krzywdy staje się dużo bardziej dotkliwe, kiedy łączy się z uczuciem poniżenia i świadomością nieposzanowania przez innych. Rzeczywiście wiele z tego, co uznajemy za motywacje ekonomiczne, tak naprawdę odzwierciedla nie tyle zwykłe pragnienie zdobycia majątku, ile to, że pieniądze są postrzegane jako wskaźnik statusu i można za nie kupić szacunek. Współczesna ekonomiczna teoria zachowań ludzkich jest zbudowana wokół założenia, że ludzie są istotami racjonalnymi, pragnącymi zmaksymalizować swoją „użyteczność” – to znaczy swój materialny dobrobyt – i że polityka jest po prostu przedłużeniem tych maksymalizujących zachowań. Jeśli jednak mamy kiedykolwiek zacząć poprawnie interpretować zachowania prawdziwych istot ludzkich we współczesnym świecie, musimy poszerzyć nasze rozumienie ich motywacji, wychodząc poza ten prosty model ekonomiczny, który tak bardzo zdominował nasz dyskurs. Nikt nie kwestionuje, że ludzie są zdolni do racjonalnego zachowania ani że są wyrachowanymi jednostkami dążącymi do pomnażania majątku. Ale ludzka psychika jest o wiele bardziej skomplikowana, niż to sugeruje dość ograniczony model ekonomiczny. Zanim zdołamy zrozumieć współczesną politykę tożsamościową, musimy się cofnąć i głębiej oraz pełniej zrozumieć pobudki ludzkich zachowań. Potrzebujemy, inaczej mówiąc, lepszej teorii ludzkiej duszy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Samuel P. Huntington, Trzecia fala demokratyzacji, przeł. Andrzej Dziurdzik, PWN, Warszawa 2009.

2. Steven Radelet, The Great Surge: The Ascent of the Developing World, Simon and Schuster, New York 2015, s. 4.

3. Wyczerpujący opis wzrostu nierówności na świecie można znaleźć w książce Branka Milanovicia, Global Inequality: A New Approach for the Age of Globalisation, Belknap Press, Cambridge, MA 2016.

4. Diamond, Facing Up to the Democratic Recession, s. 141–155.

5. Ali Alichi, Kory Kantenga i Juan Solé, Income Polarization in the United States, dokument roboczy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, WP/16/121, Washington, DC 2017; Thomas Piketty i Emmanuel Saez, Income Inequality in the United States, 1913–1998, „Quarterly Journal of Economics” 2003, 118(1), s. 1–39.

6. Viktor Orbán, „Will Europe Belong to Europeans?”, przemówienie wygłoszone w Băile Tușnad w Rumunii 22 lipca 2017, „Visegrád Post”, 24 lipca 2017, https://visegradpost.com/en/2017/07/24/full-speech-of-v-orban-will-europe-belong-to-europeans/.

7. Rukmini Callimachi, Terrorist Groups Vow Bloodshed over Jerusalem. ISIS? Less so, „New York Times”, 8 grudnia 2017.

8. Orbán, „Will Europe Belong…”.

9. James D. Fearon, What is Identity (As We Now Use the Word)?, nieopublikowana praca, 3 listopada 1999, https://web.stanford.edu/group/fearon-research/cgi-bin/wordpress/wp-content/uploads/2013/10/What-is-Identity-as-we-now-use-the-word-.pdf.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: