TRISTAN - ebook
Czy przymusowe małżeństwo z człowiekiem mafii może stać się wybawieniem, a nie końcem wszystkiego? Po śmierci matki życie Abigaile zmienia się w koszmar. Ojciec i znienawidzona macocha sprzedają ją w imię interesów. Zmuszona do ślubu z Tristanem Knightem — bezwzględnym, chłodnym i niebezpiecznie przystojnym bossem mafii — trafia w świat, którego pragnęła uniknąć. Tristan, wychowany wśród przemocy i władzy, nie wierzy w miłość. A jednak spojrzenie Abigaile zaczyna kruszyć mur, za którym ukrył serce. W świecie, gdzie miłość zabija, a uczucia są słabością, rodzi się coś zakazanego. „TRISTAN” to historia o bólu, zniewoleniu i pragnieniu wolności. O miłości, która nie powinna się wydarzyć — a jednak staje się jedyną szansą na odkupienie i nowy początek.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397814929 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ABIGAILE
Gdyby ktoś zapytał mnie o najstraszniejszą chwilę z mo-
jego życia, zdecydowanie byłby to mój ślub. Ja raczej nazy-wam to przestępstwem.
Bo który ojciec, myślący rozsądnie, a niezapatrzony w swoją mafijną karierę, oddałby jedyną córkę w ręce niebez-
piecznego mężczyzny z tego samego interesu, wiedząc, że w tym świecie żadna kobieta nie ma łatwo – i to jeszcze bez cienia wahania?
Moja mama zmarła, gdy byłam jeszcze dzieckiem, a oj-ciec z każdym dniem odsuwał się ode mnie bardziej i bar-dziej. Niedługo po moich piętnastych urodzinach przypro-wadził do domu Lenę. Podłą żmiję, która stała się moją ma-
cochą. Dla niej nie liczyło się nic poza pieniędzmi, drogimi prezentami i chodzeniem do salonów piękności. Nigdy nie przejmowała się tym, że ojciec mnie bił czy mówił okropne rzeczy, które skutkowały opuchniętymi od płaczu oczami.
Ani razu nie zadała sobie trudu, aby zapytać, jak się czuję z jego pieprzonym planem na moje życie. Nie wiedziała o nim? Gówno prawda. Dam sobie rękę uciąć, że sama pod-
sunęła takie sugestie ojcu.
Gdy dowiedziałam się o tym, że mam wyjść za mąż za Tristana Knighta myślałam, że to mój koniec. Za dnia biz-nesmen, po zmroku potwór w ludzkiej skórze. Słyszałam o
nim jedynie plotki, ale nie wierzyłam, że ktoś może być aż tak okrutny. Nie uciekłam. Dzielnie trwałam mając na-dzieję, że mój ojciec zmieni zdanie, że przypomni sobie to
jak było kiedyś, gdy mama żyła, że znajdzie jeszcze na dnie serca odrobinę miłości do swojej córki. Nie, nie zrobił tego.
Stałam sama, w białej sukni wpatrzona w swoje odbicie w lustrze. Próbowałam sobie wmówić, że nie czeka mnie
nic strasznego. Jednak jak mogłam być tego pewna, gdy różnica wieku pomiędzy mną a moim przyszłym mężem wynosiła aż szesnaście lat, a jego poprzednia żona zniknęła w dziwnych okolicznościach?
Miałam tylko dwadzieścia jeden wiosen. Nie było mi dane bywać na przyjęciach ani w klubach z przyjaciółmi ze studiów, na które także zabroniono mi iść. Nie było mi
dane się upić, a potem żałować porannego kaca. Nie zako-chałam się i nie leczyłam złamanego serca nad kubełkiem czekoladowych lodów. Moją przyszłość przesądzono kilka lat wcześniej. Chciałam korzystać z praw młodości, a nie
zostawać czyjąś żoną. Własnością mężczyzny do końca swych dni, tylko, dlatego, że urodziłam się w tym choler-nym świecie, gdzie kobiety trzęsą się na dźwięk własnego
imienia, a broń jest przedłużeniem przyrodzenia ich “pa-nów”.
Moja osoba była tylko wisienką na torcie, przypieczęto-waniem umowy między Tristanem a moim tatą. Czymś, co połączy nasze rodziny i sprawi, że pozycja w podziemiu
tego drugiego wzrośnie. Zastanawiało mnie, co miał z tego Knight? Jego nazwisko w mafijnych kręgach było tym, czym korona dla monarchii.
– Abigaile, gotowa? – Szorstki ton taty dobiegł mnie zza pleców, a wraz z nim ulotniły się ostatki nadziei.
Myślami wracałam ciągle do momentów, gdy tata był opiekuńczym mężczyzną, gdy co wieczór przynosił mi
szklankę mleka czekoladowego i opowiadał niestworzone historie. Chciałam go takim zapamiętać. Tymczasem za mną stała jedynie jego gorsza kopia, zmizerniały wrak czło-wieka, kreatura, która nie zasługiwała na cień miłego
wspomnienia. Nie po tych wszystkich przykrościach, które mi wyrządził.
– Tak, tato – odpowiedziałam potulnie, czując łzy zbie-
rające się w kącikach moich oczu. Ostatni raz spojrzałam na lustrzane odbicie, gdzie moja blada twarz mieszała się z blond włosami.
– Nie pozwólmy czekać Tristanowi. – Złapał mnie za ło-
kieć i pociągnął w stronę wejścia od kościoła.
Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się przed nami i przy akompaniamencie instrumentów oraz harfy zostałam
wprowadzona na korpus nawowy. Wpatrywały się w nas spojrzenia osób, których nie znałam. Gdy na twarzy ojca widniał pewny siebie uśmiech, ja nie siliłam się nawet na drgnięcie kącików ust w górę. Chciałam, aby wiedzieli, że nie jestem tu z własnej woli. Nawet nie zwróciłam uwagi, że przemierzaliśmy całą długość kościoła, póki Tristan nie
przejął moich drobnych dłoni w swoje.
_Jaka szorstka skóra_. – To była moja pierwsza myśl o tym mężczyźnie.
Podniosłam wzrok i napotkałam mroczne oblicze. Zimne, jak stal, spojrzenie ciemnych oczu przeszyło mnie na wskroś. Zastanawiałam się czy to maska, czy przyjdzie mi resztę życia spędzić z potworem bez uczuć.
Ojciec pochylił się i szepnął coś do Tristana, lecz ten nie spuszczał ze mnie oczu.
Nie rozumiałam, co mówił nad wyraz uradowany ksiądz. Jedynie skupiłam się podczas powtarzania przysięgi, nie
chcąc ośmieszyć siebie ani mojego jeszcze przyszłego męża. Gdy padło zdanie: “możesz pocałować pannę młodą”, moje ciało zaprotestowało. Oparłam dłonie o jego
klatkę piersiową, ale nie miałam szans z wyższym, barczy-stym mężczyzną. Złapał mnie w tali i przyciągnął siłą do sie-bie. Twarde usta wbiły się w moje, nie mogłam się poru-szyć. Głośne klaskanie rozległo się po kościele.
Tristan poluźnił uścisk i przyglądał mi się uważnie. Od-niosłam wrażenie, że czuł, co się ze mną dzieje. Przesuwał spojrzenie to z lewego oka na prawe i odwrotnie, jakby szu-
kając najmniejszych oznak tego, że zaraz zemdleję. Wciąż nie zdradzając żadnych emocji, objął mnie mocniej i ruszy-liśmy na zewnątrz. Płatki białych róż zasłoniły mi obraz. Pa-nujący chaos sprawiał, że nawet nie wiedziałam, kiedy po-mógł mi wejść do samochodu.
Wypuściłam wstrzymywany oddech. Czułam na sobie jego wzrok. To jak ostrożnie mnie nim badał. Odruchowo odpowiedziałam tym samym. Moje spojrzenie spotkało się
z przymrużonymi oczami Tristana. Ich barwę gorzkiej cze-kolady podkreślały o ton ciemniejsze włosy. Chciałam ich dotknąć, sprawdzić czy są takie jedwabne, na jakie wyglą-dają, mimo że mogłam stracić za to rękę.
– Jak zauważyłaś, moich rodziców nie było w kościele. – Przerwał chwilę mojej zadumy. Przeszedł mnie dreszcz, gdy wnętrze pojazdu wypełnił ten zachrypnięty głos. Dotych-czas to ojciec starannie dobierał mi znajomych i starał się,
aby nie było wśród nich płci przeciwnej. Nie mogłam nawet zamienić słowa z ochroną czy z osobami pracującymi w na-szym domu. Dlatego nie ukrywałam, że Tristan mnie fascy-
nował. Był zakazanym owocem w moich drobnych dło-niach, mimo że trującym.
– Moja mama ma problemy z lataniem, a ty koniecznie chciałaś wziąć go tu, więc…
– Nie prawda – wtrąciłam, nim dotarło do mnie, że nie powinnam była tego robić. – Było mi to obojętne. Mój tata się uparł.
Zmarszczył brwi, jakby niezadowolony tą informacją. Zaczynałam dostrzegać na jego twarzy zmęczenie.
– On twierdził coś zgoła odmiennego.
– Przykro mi, że twoich rodziców nie mogło tu być.
Kiwnął głową, zbywając moje słowa.
– Gdzie będziemy mieszkać?
Szukałam informacji o miejscu zamieszkania Tristana w Internecie i dokumentach taty, ale jedyne, co udało mi się uzyskać, to dużo prawdopodobieństw. Trzeba było przy-
znać, że mój mąż nie mógł narzekać na brak funduszy. Sama pochodziłam z majętnej rodziny, a takich zasobów nie mogłam sobie wyobrazić.
– W Teksasie. Tam jest bezpieczniej, a ja lubię spokój –
odparł lakonicznie. – Przydzielę ci ochronę. Nie wychodź z domu sama. Wolę zapobiec rzeczom, które mogą się stać, mimo że mało, kto wie, że tam przebywam.
Kiwnęłam głową, udając zrozumienie. Z jednej złotej
klatki trafiłam w drugą jeszcze bardziej ozdobioną i błysz-czącą. Moje życie kończyło się, nim się rozpoczęło, a ja na-dal będę musiała wszystkie swoje uczucia chować dla sie-
bie.
– Wszystko w porządku, Abby? Mogę ci tak mówić prawda?
_Dlaczego obchodzi cię moje zdanie?_ – Tłumiłam w sobie
zaskoczenie.
– Tak mogę być dla ciebie, Abby. – Odchrząknęłam. – Boję się, jestem zmęczona i mam ochotę zniknąć – wyzna-
łam szczerze, bawiąc się materiałem białej sukni. Nie po-dobała mi się. Brakowało mi w niej mnie, jakiegoś różo-wego akcentu, który odzwierciedlałby Abigaile Bridge… a teraz już Knight.
Atmosfera w samochodzie nieco się rozluźniła, a przy-najmniej tak mi się wydawało. Po tym jak przestał na mnie spoglądać, poczułam się bardziej komfortowo. Tristan
przeglądał coś w telefonie aż znalazł to, czego szukał i mi go podsunął.
– Moja mama Alexandra i tata Richard. – Wskazał zdję-cie na ekranie.
– Jest piękna. – Uśmiechnęłam się pierwszy raz tego dnia całkowicie szczerze. Kobieta i Tristan byli niezwykle do siebie podobni. Miała ciemne włosy, falami opadające na niebieską sukienkę, jej oczy identyczne, jak u syna. Było w
nich coś mistycznego. Głębia ich koloru sprawiała, że miało się wrażenie, że ich spojrzenie przenikało w głąb duszy.
Na sali weselnej czułam, jakbym poruszała się w zwol-
nionym tempie, a cały świat wokół mnie wirował. Tristan nie odstępował mnie na krok, nieustannie przyciskając do swego boku. Mimo szpilek, nadal byłam niższa, więc musiał ciągle poprawiać swój chwyt. Zapach męskich perfum draż-
nił nieprzyjemnie moje nozdrza do tego stopnia, że musia-łam się modlić w duchu, aby nie kichnąć prosto w jego ele-gancką marynarkę. Gdy nadszedł czas pierwszego tańca,
poprowadził mnie na środek parkietu i ułożył moje dłonie na swoich barkach. Sam objął mnie mocno za biodra. Unio-słam podbródek do góry, by wyglądać na równą jemu, ale do jego budzącej respekt postury było mi daleko. Porusza-liśmy się w rytm spokojnej muzyki. Bez żadnego układu, po prostu bujaliśmy się z boku na bok. Ludzie po pewnym cza-
sie zaczęli dołączać na parkiecie. Kątem oka widziałam dezaprobatę w oczach macochy. Nie rozumiałam, co robię źle.
– Abby, mogę cię pocałować? – Tristan zapytał cicho, tak bym tylko ja usłyszała jego szept. Był jak ciepły wiatr. Sprawił, że poczułam to, o czym wiele razy czytałam – dziwne łaskotanie i ucisk w podbrzuszu. – Ludzie patrzą,
niektórzy z nich nie wiedzą, że jesteśmy zaaranżowanym małżeństwem – wyjaśnił pospiesznie.
Przełknęłam gulę strachu i kiwnęłam głową. Cały świat zadrżał, gdy tylko jego usta naparły na moje. Ten pocału-
nek był inny niż ten w kościele. Nie wydawał się taki natar-czywy. Mężczyzna czekał na mój ruch, na odwzajemnienie w jakikolwiek sposób tej pieszczoty. Ludzie zaczęli gwizdać,
a ja oderwałam się od Tristana speszona i odwróciłam wzrok. Znów dostrzegłam niezadowoloną twarz macochy i jeszcze mocniej skuliłam się w sobie. Nie ważne jakbym się starała, zawsze byłam niewystarczająca, przez co czułam
się gorsza i niepewna siebie. Ludzie zaczęli szeptać między sobą, zaskoczeni nagłą przerwą w tańcu. Tristan reagując na poruszenie, zasłonił mnie swoim ciałem. Na parkiecie
robiło się coraz tłoczniej. Uświadomiłam sobie, że większo-ści z tych osób jest mi kompletnie nieznana. Widziałam ich twarze po raz pierwszy.
Gdy usiedliśmy przy stole patrzyłam na wymyślnie przy-rządzone przekąski i dania. Na samą myśl o ich smaku bur-czało mi w brzuchu, ale nie byłam w stanie żadnego z nich
skosztować. Z wrażenia, że ciągle ktoś mnie obserwuje, myślałam, że zwymiotuję. Próbowałam patrzeć przed sie-bie, zamiast w stronę Tristana, ale i on nie jadł za dużo,
wzbraniał się nawet od picia alkoholu.
Nawet nie spostrzegłam, kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno, gwieździste niebo przyprawiało mnie o ciarki, wi-działam w nim mamę.
– Czas iść do sypialni. – Usłyszałam przy swoim uchu, a na myśl o zostaniu sam na sam z mężem, zrobiło mi się słabo.
TRISTAN
Stała tyłem do mnie, gdy jej biała suknia opadła na zie-
mię. Poczułem jak tętno mi przyspiesza na ten widok. Miała na sobie białą koronkową bieliznę. Na wysokości bio-der i piersi były dwie kokardy, jakby była prezentem zapa-kowanym specjalnie dla mnie. To na pewno był pomysł jej
matki. Abigaile nie wyglądała na taką, która gustuje w sek-sownych bieliznach. Gdybym miał córkę, chyba bym sobie łeb odstrzelił, wydając ją za kogoś mojego pokroju. Dłonią przejechałem po ramieniu dziewczyny. Czułem, jak na-
pręża mięśnie. Zerknąłem na jej dłonie, które zacisnęła w pięści. Kącik moich ust uniósł się w geście satysfakcji.
Dopiero, gdy spojrzałem w lustro, uświadomiłem sobie kontrast między naszą dwójką. Wydawała się strasznie drobna, a była kobietą o ponętnych kształtach. Z pewno-
ścią żaden mężczyzna nie przeszedłby obok niej obojętnie. Miała wysoko osadzony jędrny biust, a do tego talię osy. Szerokie biodra, długie nogi. Zapewne kobiety zazdrościły
jej walorów, a ona zachowywała się tak, jakby nie zdawała sobie z tego sprawy.
Chwyciłem jedną z kokard, a ona spuściła głowę. Wie-działem, że się boi, strasznie się bała. Odkąd tylko stanęła
przy mnie w kościele, widziałem to w najmniejszym geście Abby. Kurczyła się pod moim spojrzeniem, ciągle odwraca-jąc wzrok, a na kolacji nawet nie ruszyła jedzenia. Ta noc to w naszych kręgach tradycja. Mąż ma posiąść żonę w akcie
zwieńczenia jej przynależności do niego aż do śmierci. Nie-ważne, że ona nie okazała się gotowa. Mogłem wziąć ją siłą. Ale czy byłem gotów zrobić to tej niewinnej dziewczy-
nie? Tak kruchej i przerażonej samą swoją obecnością, jak jelonek uciekający przed myśliwym.
Z moją pierwszą żoną było inaczej. Ona nigdy nie oka-zała przede mną strachu. Natomiast Abigaile ciągle drżała
z przerażenia. Całkowite przeciwieństwo. Mogłem ją zła-mać i mieć to z głowy albo stać się kimś ważnym w jej życiu. Wystarczyłoby to, aby odkryć tajemnice jej ojca, wkraść się
w jego biznesy. Czy warto było ryzykować, dlatego że dziewczyna mnie pociągała? Czy to mogło iść w parze?
Pociągnąłem kokardę, aby górna część bielizny opadła na ziemię. Abigaile wciągnęła powietrze przez zęby, a w na-szym odbiciu ujrzałem łzę spływającą po policzku dziew-
czyny. Zawahałem się na moment, nadal rozmyślając o pa-tosie tej sytuacji. Pociągnąłem za drugą kokardę i minimal-nie zrobiłem krok do tyłu. Stała przede mną naga. Okrywały
ją jedynie jasne włosy, które opadły na bladą skórę, gdy wyciągnąłem z nich welon. Dotknąłem jej aksamitnej skóry wierzchem dłoni i złożyłem pocałunek na jej ramieniu.
_Miejmy to z głowy -_ pomyślałem.
– Uklęknij na łóżku – rozkazałem Abby zasłoniła piersi rękoma i nie podnosząc wzroku, wykonała moje polecenie.
Chciałem się trzymać tradycji, zrobić to szybko i nie mu-sieć dłużej znosić widoku przerażonej kobiety, która dziś
stała się moją żoną. Musiałem wybrać między tradycją a współczuciem.
– Abigaile? – Jej klatka piersiowa unosiła się w przyspie-
szonym tempie. Spojrzała na mnie niewiarygodnie niebie-skimi oczami i pokręciła delikatnie głową. Przymknąłem oczy i zacisnąłem dłonie w pięści. Byłem wściekły. Nie na nią. Na siebie. Nie wiedziałem, czym jest litość, więc dla-
czego zmuszałem się do okazywania jej tej dziewczynie? Podniosłem jeden z jedwabnych szlafroków i rzuciłem go na łóżko.
- Ubierz się. – Słyszałem jak wypuszcza powietrze z ulgą. Opatuliła się białym szlafrokiem i odsunęła w kąt.
– Dziękuję – szepnęła cicho.
Musiałem się napić. Kurwa musiałem. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę barku, gdy za plecami usły-szałem trzask.
***
Gdy tak leżała nieprzytomna okryta jedynie szlafrokiem, pomyślałem, że wygląda, jak księżniczka z bajek, które pa-
miętam z dzieciństwa. Nie rozumiałem skąd to się wzięło, ale wiedziałem jedno – była piękna. Klatka piersiowa Abi-gaile unosiła się i opadała miarowo, ciało wyraźnie się roz-luźniło. Zgarnąłem kosmyk włosów przylegający do jej po-
liczka, a później pochyliłem się i pocałowałem. Delikatnie, tak jakbym w inny sposób mógł ją uszkodzić.
Dziewczyna poruszyła się pode mną niespokojnie i zmarszczyła brwi. Otworzyła oczy, trzepocząc kilkukrotnie
rzęsami. Nasze spojrzenia się spotkały. Nadal nad nią wi-siałem niemalże całym ciałem, a nasze twarze dzieliły mili-metry. Widziałem, jak spokój zmienia się w strach. Abby
zerwała się i odpychając mnie wycofała na drugi koniec łóżka. Czy ona pomyślała, że coś jej zrobiłem? Mogło to tak wyglądać, ale mimowolnie się oburzyłem.
– Zemdlałaś. – Wyjaśniłem. – Nie skrzywdziłem cię. –
Sięgnąłem do szafki nocnej po szklankę z wodą i wyciągną-łem w kierunku dziewczyny rękę.
Wpatrywała się we mnie, a ja widziałem w niej małą roz-
trzęsioną dziewczynkę zamiast dorosłej kobiety. Sięgnęła po szklankę i zabrała ją tak ostrożnie, aby przypadkiem mnie nie dotknąć. Nim upiła mały łyk, obejrzała ją dokład-nie.
– Spokojnie to tylko woda. – Zaśmiałem się.
Chciała wstać, ale pokręciłem głową z dezaprobatą.
– Nic nie jadłaś. – Widziałem, jak na jej policzki wypływa rumieniec. – Jedna z kucharek przyrządziła dla ciebie posi-
łek. Stoi na komodzie. Zjedz na spokojnie, a ja w tym czasie wezmę prysznic. Jak dla mnie ten dzień był wystarczająco męczący. – Potarłem pulsujące skronie.
– Czy mogę wcześniej skorzystać z toalety? – Zapytała,
gdy zbliżałem się już do drzwi łazienkowych. Kiwnąłem głową w odpowiedzi. Szybko zebrała leżącą na ziemi bieli-znę i chwiejnym krokiem minęła mnie, by wejść do po-mieszczenia.
***
Chciałem zapomnieć o tym dniu. Ba! Ja w ogóle nie chciałem pamiętać własnego ślubu, tego jak prawie padła
na zawał, gdy miałem ją pocałować. Jak na wszystko pa-trzyła pustym, a jednocześnie niepewnym wzrokiem. Sta-łem pod prysznicem aż woda nie zrobiła się zimna, ale na-wet ona mnie nie ocuciła.
_W co ja się wpakowałem?_
Gdy wróciłem do sypialni, miała na nosie okulary - ten widok lekko mnie zaskoczył. Przejrzałem jej zdjęcia, które
wysłał mi sam szanowny teść i z pewnością, bym zapamię-tał, gdyby na którymś z nich znalazł się taki szczegół. Wy-puściłem głośno powietrze, jak na zawołanie zdjęła je i nie-mal zrzuciła na podłogę.
– Nie wiedziałem, że nosisz okulary – mruknąłem cicho.
– Tylko do czytania.
– A co czytasz? – Wyglądała na zakłopotaną. – Jaką
książkę?
– Och! Ja… fantastyka. Po raz kolejny Harrego Pottera – na dowód podniosła grubą pozycję, która w jej rękach bar-dziej przypominała cegłę. – Ale mogę czytać coś innego, je-
śli to ci przeszkadza.
Zaprzeczyłem ruchem głowy.
– Abby, możesz czytać, co tylko zechcesz. Kiedyś też czy-tywałem… bardzo dawno temu.
– Co czytałeś? – Na jej twarzy pojawiła się niemal dzie-cięca ciekawość. Na ten widok sam uśmiechnąłem się deli-katnie.
– Biografie morderców. – Prychnąłem, widząc, że mina jej zrzedła. – Słodkich koszmarów, Abby. – Zachichotała ci-cho, zakrywając usta dłonią, jakby chciała zamaskować ten odgłos.
– Dobranoc, Tristanie.
***
Nie byłem przerażony powrotem do domu, lecz czułem
się niekomfortowo wiedząc, że ONA będzie tam mieszkać ze mną, spać w jednym łóżku, że będzie musiała dać mi dziecko. Kobieta, której nie znam. Ładna buźka i seksowne ciało – mogłem mieć takich na pęczki i to każdej nocy inną. Bękarty nie były niczym nowym w półświatku, a mimo to wpakowałem się w małżeństwo. Z za młodą Abigaile. Wielu
mężczyzn z moich kręgów byłoby zadowolonych, że mają żonę, którą mogą ułożyć jak psa, a w tym wieku urodzi wię-cej dzieci niż ich rówieśniczka, ale ja tego nie chciałem. Nie
dla niej. Jednak, co czekałoby ją ze strony ojca, gdyby nie ja?
Siedziałem na łóżku gotów do wyjścia, gdy drzwi od ła-zienki otworzyły się zamaszyście. Podniosłem wzrok na
Abby i natychmiast poczułem, jak krew mi szumi w uszach. Miała na sobie cholernie krótką sukienkę w kolorze pierdo-lonego różu.
Jebany róż.
Patrzyłem na nią z otwartymi ustami. O rzesz kurwa, jak ona wyglądała w niej wyśmienicie. Miała subtelnie lekki makijaż, jedynie usta podkreślone mocniej różową po-
madką. Założyła na siebie jeszcze ciepły płaszcz i kozaki, a później opuściliśmy hotelowy pokój.
Mimo że na zewnątrz powiewał zimny wiatr, ciepłe pro-mienie słońca sprawiały, że nie czuliśmy chłodu.
– Czy chcesz coś zjeść? – Zapytałem, przejmując jej wa-lizkę.
– Nie dziękuję. – Mruknęła cicho, jakby nie była pewna,
jak ma odpowiedzieć.
Widziałem jak kobieta sztywnieje. Przed budynkiem ktoś nas wyczekiwał. Mężczyzna uśmiechał się do mnie, za-chowując się, jakby Abby nie było u mojego boku.
– Cześć tato. – Przywitała się niezręcznie.
Lecz ten wyciągnął rękę w moim kierunku, nadal ją igno-rując. Odwzajemniłem gest z grzeczności, przygryzając po-
liczek od środka.
_Nauczę go, że moją żonę traktuje się z szacunkiem, ale nie tu. Jeszcze nie teraz. I nie przy niej._
– Mam nadzieję, że noc była wspaniała oraz że za nie-
długo dowiemy się o ciąży. – Z trudem powstrzymałem się, by nie przyjebać mu w tę sztucznie uśmiechniętą mordę.
– Dopiero, co się poznaliśmy. – Wtrąciła Abigaile, na co mężczyzna spojrzał w kierunku córki z niesmakiem.
– To twoje zadanie – syknął. – Masz być dobrą żoną i matką dla waszych dzieci. I przestań nosić te okropne ró-żowe sukienki wyglądasz w nich jak dziw…
– Myślę, że wystarczy – przerwałem mu.
Wydawał się zaskoczony moją uwagą, mimo że z jego twarzy nie znikł przyklejony uśmiech. Objąłem żonę w talii i przyciągnąłem do siebie. Zareagowała, jak zawsze, spina-
jąc się.
– Abigaile pod moją opieką będzie robić to, co zechce, nie to, co ty na niej wymusisz, Oliverze. A teraz wybacz,
mamy kawał drogi do Teksasu. – Wyminąłem go, pociąga-jąc kobietę za sobą. Powstrzymałem się od pocałowania jej, gdy na usta kobiety wpłynął wielki uśmiech satysfakcji. – Byłaś kiedyś w Teksasie?
– Gdy moja mama jeszcze żyła, dwa razy odwiedziliśmy
razem Teksas. Później już nie. – Sposępniała.
Moją ciekawość przykuły jej słowa o śmierci matki. My-ślałem, że Lena nią jest. Stwierdziłem, że jeszcze nie czas,
by o to pytać. Oliver potrafił znakomicie zatajać informacje.
Na lotnisko dotarliśmy w ciszy i w niej trwaliśmy do od-lotu. Abby wyciągnęła z torebki książkę. Obserwowałem ją z drugiej strony pokładu prywatnego samolotu. Próbowa-
łem pracować, ale zaprzątała każdą moją myśl. Byłem tylko mężczyzną, który chciał posiąść własną żonę, założyć ro-dzinę. Byłem też potworem, który robił okropne rzeczy. Jak miałem sprawić, by się mnie nie bała? Jak do cholery mo-
głem to pogodzić? Nie widziałem wyjścia. A może go nie było? Jeszcze raz spoglądnąłem na Abigaile i jej blond włosy rozsypane na ramionach. Miałem w głowie milion
obrazów z nią w roli głównej.
– Wiesz, że musimy skonsumować małżeństwo? Są pewne tradycje, których się trzymam. – Zamknąłem laptop i rozsiadłem się wygodnie w fotelu, obserwując jej reakcję.
Podniosła wzrok znad książki tymi cholernie przerażonymi oczami. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko. Kiwnęła roztargniona głową. – Według niej twój ojciec powinien
dziś zobaczyć dziewiczą krew na białym prześcieradle, ale do tego nie doszło. Pojawią się pytania. Jesteśmy małżeń-stwem i jeżeli masz pozostać pod moją opieką, musisz cała należeć do mnie.
– Pójdę do toalety – powiedziała cicho, wstając na chwiejnych nogach.
– Abigaile... – Ruszyłem niemalże od razu za nią. Złapa-
łem ją za rękę, nim zamknęła mi drzwi przed nosem. – Nie teraz. – Uspokoiłem ją.
– Ja nigdy nie… – na jej twarzy pojawił się intensywny odcień różu, pochłaniając jednocześnie jej delikatne piegi.
– Ja nigdy tak naprawdę się nawet nie całowałam z męż-czyzną.
– Przecież o tym wiem – prychnąłem. – To, że zostaniesz moją żoną, było negocjowane od dawna. Nie pozwoliłbym
sobie na taki skandal, abyś straciła dziewictwo z kimś in-nym. – Zbliżyłem się do niej, pachniała jak truskawki, słod-kie truskawki zebrane w ciepły poranek.
– Tristan…
– Tak? – Szerokie źrenice wpatrywały się we mnie, hip-notyzując swoim urokiem. Miałem wrażenie, że się w nich topie.
– Pocałuj mnie. – Przysunęła się bliżej.
W tamtym momencie byłem gotów zrobić dla niej wszystko. Nawet zamordować, a ona prosiła mnie o… po-
całunek. Przycisnąłem ją do ściany i prawie bym wszystko zniszczył, jak jakiś napalony nastolatek.
– Nie bój się mnie – wyszeptałem, pocierając nosem po-liczek Abby. – Ochronię cię przed wszystkimi. Nawet przed sobą samym.
Zbliżyłem swoje usta do jej i złożyłem na nich delikatny pocałunek. Jakby miała rozsypać się pod ich dotykiem. Tyle myśli przetoczyło się przez moją głowę. Skoro tu była taka
słodka, jaka będzie, gdy skosztuję jej w pełni? Odsunąłem się i spojrzałem w przestraszone oczy.
– Było strasznie? – Uśmiechnąłem się, dodając dziew-czynie otuchy, aby poczuła się pewniej.
Pokręciła nieznacznie głową, a ja dostrzegłem w błękit-nych spodkach coś nowego. Nadzieję?
– Wszystko okej? – Przyłożyłem swoje dłonie do jej roz-grzanych policzków.
– Aha – odbąknęła.
– Jesteś pewna?
– Tak.
Cóż, takiej reakcji na pocałunek nie widziałem nigdy w życiu, a zdecydowanie przeżyłem ich całkiem sporo. Wró-ciliśmy na swoje miejsca i zapadła grobowa cisza, jakby przed momentem nic się nie wydarzyło. Abby słuchała cze-
goś na słuchawkach, a ja kończyłem jedną z legalnych prac. Gdy wysiedliśmy na lotnisku, dziewczyna niemal wybiegła z samolotu.
– Zrobimy sobie zdjęcie? – Zapytała uradowana, jak małe dziecko. To było coś nowego, coś, czego jeszcze u niej nie widziałem.
– Nie – odparłem szorstko.
– Oj, no proszę. – Złapała mnie za rękę.
– Za jakieś trzydzieści minut będziemy w domu. – Odpo-
wiedziałem.
Kiwnęła głową, ale nie odpuściła. Objęła mnie i w szyb-kim tempie zrobiła kilka zdjęć, po czym w końcu wsiedliśmy
do samochodu.
– Mogę włączyć radio? – Zapytała nagle, co było kolejną dziwną rzeczą po całej drodze ciszy. Wskazała na telefon. – Rozładował się i nie mam jak słuchać muzyki.
– Nie. – Nie lubiłem jak coś mi gra w samochodzie, tym bardziej radio.
– Tristan, proszę. – Położyła swoją dłoń na mojej, a mnie przeszedł dreszcz na jej przypływ odwagi. Spojrzałem w jej
oczy, które wpatrywały się błagalnie w moje.
– Dobrze, ale nie… – nie zdążyłem dokończyć, bo włą-czyła radio na maksymalną głośność. Miałem wrażenie, że
łeb mi pęknie, ale cholera uśmiechała się tak dumnie, jakby co najmniej wygrała jakąś rozgrywkę. Poczułem, jak jeden z moich kącików ust unosi się lekko.ROZDZIAŁ 2
ABIGAILE
Dom, o którym wspominał Tristan, to pieprzona willa.
Olbrzymia posiadłość z ziemią wielkości małego miasteczka oraz niezliczoną ilość zwierząt. I te piękne konie! Pisnęłam w duchu na ten widok. Byłam tak zafascynowana otocze-
niem, że ledwo udało mi się dostrzec zachodzące powoli słońce. W tym świetle wszystko było magicznie niczym w bajce. Myślałam, że nic wspanialszego mnie tego dnia nie spotka, lecz wnętrze przerosło moje najśmielsze oczekiwa-
nia. Nie dało się ukryć przepychu tego miejsca - zdawał się wręcz wylewać drzwiami i oknami, przytłaczając i zachwy-cając jednocześnie. Każdy szczegół wnętrza krzyczał o ma-
jętności właściciela: ciężkie, rzeźbione meble z ciemnego drewna połyskiwały w świetle kryształowych żyrandoli, a podłogi, misternie ułożone z lśniących desek, zdawały się wciąż pachnieć dawną stolarską precyzją. Ściany zdobiły
obrazy w złoconych ramach, przedstawiające sceny rodem z dawnych epok, a półki i komody uginały się pod ciężarem porcelanowych figurek oraz rzeźb, które wyglądały jak dzieła mistrzów zapomnianych już stuleci.
Czułam, że każdy przedmiot miał tu swoją historię – i że każdy wart był fortunę. Byłam niemal pewna, że niejeden kolekcjoner oddałby wszystko, by, choć przez chwilę trzy-mać w dłoniach którąś z tych rzeźb, przypominającą rekwi-zyt ze starych filmów historycznych. W powietrzu unosiła się atmosfera minionych czasów - mieszanina elegancji i
powagi, której nie sposób było podrobić. Ten dom, mimo upływu lat, emanował potęgą i klimatem miejsca wyjątko-wego, niemal nietykalnego. Idealnego.
Zaciągnęłam się przyjemnym zapachem pieczonego chleba unoszącym się w powietrzu. Moje ciało szybko za-reagowało na to doznanie lekkim burczeniem w brzuchu. Mój mąż był najwyraźniej do tego przyzwyczajony, ale dla
mnie ten zapach i odczuwalne ciepło było czymś, czego nie doświadczyłam od ponad dekady. Czułam, że znów inten-sywnie mi się przygląda, jakbym była jakimś ciekawym obiektem. Od razu przestałam się rozglądać i lekko opuści-
łam głowę.
– Jutro poznasz moich braci. Wypocznij, wrócę późno. – Kiwnęłam głową, choć nie chciałam się okłamywać było mi
źle, że znów zostanę całkiem sama. Czułam się jak więzień, choć nie miałam powodu. Tristan wyglądał na groźnego, lecz dotychczas nie kreował się na takiego, który ukarałby mnie za przewietrzenie się. Jednak nie miałam odwagi te-
stować jego dobroci.
Oczami wodziłam po ścianie, na której wisiały zdjęcia, masa przeróżnych ujęć. Nie tylko rodziny, też takie pokazu-
jące dom z zewnątrz i chyba okoliczne widoki. Śmiało mo-głam stwierdzić, że te zdjęcia zostały zrobione przez pasjo-nata. Wszystko w nich było pełne życia i dbałości o szcze-góły. Niesamowite. Przyglądając się każdemu z nich, czu-łam bijące od nich emocje, a może to sobie wmawiałam,
sama nie wiem…
Nie spostrzegłam, kiedy doszłam do górnego korytarza, było w nim kilka zamkniętych, drewnianych drzwi i za-
pewne ciężkich drzwi w barwie współgrającą z podłogą. Tristan otworzył jedne na końcu korytarza. Domyśliłam się, że to nasza sypialnia. Weszłam do pokoju, wnętrze prze-strzeni było ciemne i melancholijne jak w kaplicy cmentar-
nej. Ciemne deski na podłodze, hebanowe meble, w tym łoże królewskie. Grube zasłony na oknach i ciężka woń ka-dzideł lub innych olejków eterycznych. Mimo tych szczegó-łów widziałam w pokoju potencjał. Cóż nie mogłabym skła-
mać, nie był idealny, ale piękny.
Doda się bukiety róż, wazony, jakiś obraz, och! I zdecy-dowanie trzeba zmienić tę czarną pościel, można dostać
depresji od tego ponurego widoku.
Poczułam męskie dłonie na swoich ramionach. Wzdry-gnęłam się lekko na ten niespodziewany gest.
– Mam nadzieję, że się tu zadomowisz. – Szepnął mi do
ucha i szybko się cofnął.
Tristan skierował się do wyjścia.
– Gdzie idziesz? – Wypaliłam automatycznie, za co od
razu się skarciłam. Po co mi ta informacja?
– Załatwić… – zatrzymał się, ale nadal stał do mnie tyłem – kilka rzeczy, nie czekaj na mnie. – Zatrzasnął drzwi.
Usiadłam na miękkim materacu, a po chwili rzuciłam się na niego całym ciałem i głośno westchnęłam. Powinnam czuć niepokój, ale zamiast tego ogarniał mnie spokój. Mia-
łam wrażenie, że to może być moje miejsce. Uwolniłam się od despotycznego ojca i zimno-dusznej macochy. Zaczyna-łam od nowa z czystą kartą. Uniosłam powieki, nad łóżkiem
było ogromne lustro, moje jasne ubrania i włosy kontrasto-wały z czarną, satynową pościelą.
Czy dzielił to łóżko z innymi kobietami? – Poczułam nie-zrozumiałą zazdrość.