Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 kwietnia 2023
Ebook
42,99 zł
Audiobook
42,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3 - ebook

Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3

Detektyw Agata, mimo ciąży, sercowych rozterek i licznych zawodowych perypetii, wciąż realizuje się w pracy. Jej agencja detektywistyczna cały czas prężnie działa. Niespodziewanie do Agaty odzywa się jej dawny przyjaciel, prowadzący usługi pogrzebowe, i oferuje pomoc. Tylko co na to Jakub? Czy Agata w końcu zrozumie, czego tak naprawdę chce i dlaczego wciąż wszystkich odpycha? Czy wygra jej wrodzony pesymizm, czy może dojdzie do wniosku, że w życiu najważniejsza jest miłość?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67502-97-9
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Czy zosta­li­ście kie­dyś okra­dzeni przez cho­inkę?

Jakoś tak na początku grud­nia pewien męż­czy­zna prze­brany za bożo­na­ro­dze­niowe drzewko plą­dro­wał nocą samo­chody. Plan był cał­kiem dobry. Osta­tecz­nie w grud­niu nikogo nie dzi­wił widok cho­inki. Nawet opar­tej o samo­chód. Być może parę osób zasta­no­wiło się, kto i dla­czego zosta­wił w tym miej­scu drzewko, ale z całą pew­no­ścią nie podej­rze­wali, że wśród igli­wia znaj­duje się czło­wiek, który – ukryty w świer­ko­wych gałąz­kach – otwiera wytry­chem samo­cho­dowe drzwi. Pech chciał, że jedną z poszko­do­wa­nych była Agata, a kon­kret­nie jej różowa alham­bra, do któ­rej zło­dziej nie tylko się wła­mał, ale, co gor­sza, także roz­pruł nożem sie­dze­nia, zupeł­nie jakby podej­rze­wał, że ktoś ukrywa tam dia­menty albo złote monety. Oczy­wi­ście niczego nie zna­lazł, więc gwizd­nął tylko posła­nie dla kota, uchwyt na komórkę oraz wszyst­kie gadżety, które Agata woziła w swoim samo­cho­dzie, a które słu­żyły do odstre­so­wa­nia klien­tów. Gumowe piłeczki, dwie nie­dawno kupione cze­ko­lady, trzy antyw­kur­wia­cze (piłki wypeł­nione mąką kar­to­flaną, któ­rych ugnia­ta­nie redu­ko­wało stres), woreczki z lawendą, olejki zapa­chowe oraz zapas różo­wych chu­s­te­czek do nosa.

Faceta osta­tecz­nie zła­pano, jed­nak Agata nie odzy­skała skra­dzio­nych rze­czy, bo zło­dziej przy­znał ze skru­chą, że roz­dał je zna­jo­mym, gdyż nie do końca wie­dział, do czego służą. Zwłasz­cza piłeczki z mąką kar­to­flaną. Agata dostała wpraw­dzie odszko­do­wa­nie, ale i tak była wście­kła. Nie ma nic gor­szego dla kobiety w ciąży niż seria nie­szczęść i pecho­wych dni, które kumu­lują się iry­tu­jąco i powo­dują, że czło­wiek zaczyna wąt­pić, czy jesz­cze kie­dy­kol­wiek spo­tka go w życiu coś dobrego. Oprócz okra­dze­nia i czę­ścio­wego znisz­cze­nia alham­bry spo­tkały ją bowiem rów­nież inne kata­strofy i nawet jeżeli w jakiś spo­sób była za nie odpo­wie­dzialna, to czuła się teraz niczym wygnie­ciony, brudny koc, który ktoś cisnął w kąt.

Nie chciała się do tego przy­znać, ale naj­bar­dziej bolał ją fakt, że Jakub jed­nak wyje­chał do Lon­dynu i pod­jął tam pracę. Co prawda sama zro­biła wszystko, żeby tak się stało, ale chyba każdy wie, że kobieta w ciąży ma prawo do huś­tawki nastro­jów i mówie­nia rze­czy, któ­rych wcale nie chce powie­dzieć. Jakub naj­wy­raź­niej nie rozu­miał kobie­cej natury, bo po pro­stu spa­ko­wał się i wyje­chał. Zazna­czył przy tym łaska­wie, że jeżeli Agata doj­dzie do wnio­sku, iż mimo wszystko chcia­łaby mieć przy sobie kocha­ją­cego faceta, który we wszyst­kim jej pomoże, a w razie koniecz­no­ści nawet odbie­rze poród, to on natych­miast z tego Lon­dynu wróci, ale ona tylko zaci­snęła usta, odwró­ciła się do niego ple­cami i uda­wała, że w ogóle nie jest zain­te­re­so­wana tym, co Jakub ma do powie­dze­nia.

– Odno­szę wra­że­nie, że to tro­chę nie­roz­sądne – zaczął i pró­bo­wał jesz­cze coś dodać, ale Agata tylko tup­nęła nogą.

– Moim jedy­nym marze­niem jest, abyś wyje­chał do Lon­dynu i zosta­wił mnie wresz­cie w spo­koju – wyce­dziła przez zęby, cho­ciaż jej umysł wołał „zostań i mnie przy­tul”.

– Chciał­bym tylko poznać powody two­jej decy­zji. Osta­tecz­nie nie­długo zosta­niemy rodzi­cami i wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdy­by­śmy byli razem.

– A mnie się wydaje coś zupeł­nie innego – wypa­liła szybko Agata. – Po pierw­sze, dobrze wiesz, że moja ciąża jest odro­binę przy­pad­kowa, a już z całą pew­no­ścią nie pla­no­wa­li­śmy jej we dwójkę. Po dru­gie, na­dal nie ufam face­tom, a moja praca tylko utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że mam rację. Po trze­cie, jestem wystar­cza­jąco silna i nie­za­leżna, żeby pora­dzić sobie zarówno z poro­dem, jak i wycho­wa­niem dziecka. Jest jesz­cze po czwarte, piąte, a nawet po pięt­na­ste, ale nie chce mi się tego wszyst­kiego wię­cej powta­rzać. Po pro­stu uwa­żam, że powi­nie­neś sko­rzy­stać z tej nie­wąt­pli­wie atrak­cyj­niej oka­zji, jaką jest pro­po­zy­cja pracy w Lon­dy­nie, wyje­chać tam i prze­stać zawra­cać mi głowę.

Wszystko to powie­działa tak sta­now­czym tonem, że Jakub naprawdę zwąt­pił. Gdzieś tam w głę­bo­kiej pod­świa­do­mo­ści poja­wiała się nie­śmiała myśl, że Agata mówi zupeł­nie coś innego, niż chce, ale zupeł­nie nie wie­dział, jak prze­do­stać się do prawdy. Wszyst­kie próby, które podej­mo­wał, koń­czyły się kłót­nią, pry­cha­niem i naka­zem natych­mia­sto­wego opusz­cze­nia kraju. To było tro­chę dziwne, bo wyda­wało mu się, że w ostat­nim cza­sie zbli­żyli się do sie­bie, a nawet że poja­wiło się mię­dzy nimi coś wię­cej niż tylko poczu­cie odpo­wie­dzial­no­ści za poczę­cie nowego życia. Jakub był pewien, że kocha tę nieco zwa­rio­waną i tro­chę nie­sta­bilną emo­cjo­nal­nie dziew­czynę, i miał nadzieję, że ona po jakimś cza­sie rów­nież odwza­jemni uczu­cie. Ale wszystko wska­zy­wało na to, że jed­nak nie miała takich pla­nów.

Nie chciał wyjeż­dżać do Lon­dynu, mimo że oferta pracy była kusząca, a pen­sja wyjąt­kowo przy­jemna. Dużo waż­niej­sza była dla niego Agata i gdyby tylko dała mu cień nadziei, ni­gdy w życiu nie kupiłby biletu do sto­licy Anglii. Prze­cież nie można w nie­skoń­czo­ność wal­czyć z wia­tra­kami. Wyje­chał zatem na początku grud­nia, zaś Agata posta­no­wiła, że już ni­gdy, przeni­gdy w życiu nie zwiąże się z żad­nym męż­czy­zną, bowiem wszy­scy są tacy sami i nawet jeżeli mówią, że kochają, to i tak osta­tecz­nie wyjeż­dżają do Lon­dynu. Lub gdzie­kol­wiek indziej. Była to ocena dość nie­spra­wie­dliwa, ale nie chciała się do tego przy­znać nawet sama przed sobą.

Na doda­tek w grud­niu wszy­scy zaczęli ule­gać dur­nemu nastro­jowi zbli­ża­ją­cych się świąt Bożego Naro­dze­nia i Agata odno­siła wra­że­nie, że cała War­szawa błysz­czy, mieni się i świeci milio­nem cho­ler­nych świa­te­łek, od czego krę­ciło jej się w gło­wie. Wszę­dzie widziała zako­chane pary, które w jakimś żenu­ją­cym, roze­śmia­nym stylu prze­miesz­czały się po mie­ście, popi­ja­jąc kawę lub grzane wino z jed­nego kubka, szcze­rząc się do każ­dego i życząc mu cudow­nych zbli­ża­ją­cych się świąt, robiąc razem zakupy, wybie­ra­jąc kubeczki, sza­liczki, per­fumy i inne bzdury prze­zna­czone dla rodziny i naj­bliż­szych. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach Agata zapewne rów­nież cie­szy­łaby się z tego okresu i zacho­wy­wała podob­nie, ale w tym roku zde­cy­do­wa­nie nie miała na to nastroju. Na doda­tek w jej ciele roz­wi­jał się mały czło­wie­czek, który już teraz został bez ojca.

– Zosta­li­śmy zupeł­nie sami, maluszku – wes­tchnęła, kle­piąc się po swoim coraz bar­dziej widocz­nym brzu­chu. – A to dla­tego, że wszy­scy męż­czyźni pocho­dzą od tego samego pod­łego Adama.

Wie­działa oczy­wi­ście, że to bzdura, ale na widok kolej­nej zako­cha­nej pary, na doda­tek w iden­tycz­nych czap­kach, nic innego nie przy­szło jej do głowy.

Kiedy tego samego dnia wie­czo­rem zadzwo­nił do niej Jakub i zapy­tał, czy mogliby cho­ciaż razem spę­dzić Boże Naro­dze­nie, odpo­wie­działa mu, że wyjeż­dża do rodzi­ców i że ostat­nią rze­czą, na jaką ma ochotę, jest spo­tka­nie z nim i zepsu­cie sobie świąt.

– Ale dla­czego miał­bym je zepsuć? – zdu­miał się Jakub.

– Wystar­czy twoja obec­ność, któ­rej abso­lut­nie sobie nie życzę – odpo­wie­działa spo­koj­nie, cho­ciaż mówiąc te słowa, czuła, że robi to cał­ko­wi­cie wbrew sobie.

Sama nie wie­działa, dla­czego tak bar­dzo i tak bru­tal­nie odpy­cha od sie­bie ojca swo­jego dziecka. Osta­tecz­nie nawet jeżeli w pracy zaj­mo­wała się zdra­dami i śle­dze­niem nie­wier­nych mał­żon­ków, to prze­cież sama nie­jed­no­krot­nie prze­ko­nała się, że nie zawsze zdrada była zdradą, a oszu­stwo kłam­stwem. Że nie tylko męż­czyźni zdra­dzali, ale przy­da­rzało się to rów­nież kobie­tom. Że nie wszystko było złe, nie­uczciwe i fał­szywe, zaś w histo­riach, w któ­rych przy­pad­kiem brała udział, poja­wiało się rów­nież dużo miło­ści i zro­zu­mie­nia. A jed­nak ona czer­pała z pracy tylko nega­tywne opi­nie o ludziach i to na nich opie­rała swoją wie­dzę o męż­czy­znach i związ­kach.

Na święta fak­tycz­nie posta­no­wiła poje­chać do małej miej­sco­wo­ści pod Kut­nem, w któ­rej miesz­kali jej rodzice, i przy­naj­mniej nie przej­mo­wać się żad­nymi przy­go­to­wa­niami. Co prawda czuła, że będzie musiała sta­wić czoła nie­koń­czą­cym się pyta­niom o Jakuba oraz ich wspólną przy­szłość, ale posta­no­wiła, że coś wymy­śli, żeby skró­cić tę roz­mowę do mini­mum i zająć się kon­sump­cją barsz­czu z uszkami. Wie­działa rów­nież, że naj­bar­dziej wściek­nie się na nią jej przy­ja­ciółka Julka i nie zostawi na niej suchej nitki. Trudno. Julka będzie musiała jakoś zaak­cep­to­wać decy­zję Agaty. W końcu od tego ma się przy­ja­ciół.

Na razie snuła się samot­nie po uli­cach War­szawy, z coraz więk­szą nie­chę­cią oglą­da­jąc świą­teczne wystawy i słu­cha­jąc tych wszyst­kich pio­se­nek o cho­in­kach, jemio­łach, pada­ją­cym śniegu i dzwo­nią­cych saniach. Zasta­na­wiała się też, jak zare­ago­wa­łyby sprze­daw­czy­nie, gdyby popro­siła je o natych­mia­stową zmianę reper­tu­aru muzycz­nego oraz wyłą­cze­nie migo­czą­cych świa­te­łek, któ­rymi owi­nięte były nie­mal wszyst­kie mane­kiny w skle­pie. Zapewne pomy­śla­łyby, że jest sfru­stro­waną kobietą w śred­nim wieku, na doda­tek grubą. Bo tak wła­śnie się czuła. Razem z brzu­chem przy­tyły bowiem rów­nież inne czę­ści jej ciała, cho­ciaż zarówno Julka, jak i wcze­śniej Jakub prze­ko­ny­wali ją, że z każ­dym kolej­nym tygo­dniem wygląda coraz pięk­niej i jest rów­nie uro­cza, różowa i pach­nąca jak piwo­nia.

– Ale dla­czego różowa? – nie mogła zro­zu­mieć Agata.

– Bo to kolor, który koja­rzy się z czymś pozy­tyw­nym – wyja­śniała Julka. – Zresztą sama jeź­dzisz różo­wym samo­cho­dem, więc powin­naś wie­dzieć, że ta barwa ma w sobie dużo dobrej ener­gii.

Agata nie czuła się jed­nak jak piwo­nia, tylko raczej jak burak cukrowy albo coś rów­nie atrak­cyj­nego. Zda­wała sobie oczy­wi­ście sprawę, że ciąża zmie­nia ciało, ale nie spo­dzie­wała się, iż będzie się z tym czuła tak bar­dzo nie­kom­for­towo. Cza­sami tęsk­niła za sobą sprzed kilku mie­sięcy, nawet z okresu, kiedy spo­ty­kała się z Jerzym M., od któ­rego tak naprawdę zaczęły się zmiany w jej życiu. Gdyby nie puścił jej kan­tem i jed­no­cze­śnie nie wyrzu­cił z firmy, pew­nie ni­gdy nie zało­ży­łaby mobil­nego biura detek­ty­wi­stycz­nego, nie poznała tylu ludzi, któ­rzy przy­pad­kowo sta­nęli na jej dro­dze, i praw­do­po­dob­nie nie zaszłaby w ciążę z Jaku­bem. Pyta­nie tylko, czy wtedy była szczę­śliwa? A może pro­blem Agaty pole­gał na tym, że obo­jęt­nie, w jakiej sytu­acji się znaj­do­wała, nie potra­fiła z niczego się cie­szyć? Dokład­nie to zasu­ge­ro­wała jej Julka, ale tylko wzru­szyła ramio­nami i odpo­wie­działa, że to wie­rutne bzdury. I że ona oso­bi­ście uważa, iż czło­wiek powi­nien być rado­sny tylko wtedy, kiedy naprawdę tak się czuje i ma ku temu powody, a nie dla­tego, że coraz wię­cej dziw­nych ludzi zmu­sza innych do afir­ma­cji, wizu­ali­za­cji szczę­ścia i wyobra­ża­nia sobie nie wia­domo czego.

– To tak nie funk­cjo­nuje – pró­bo­wała wytłu­ma­czyć Julce. – Jeżeli wszystko wali ci się na głowę, to nie możesz wybiec nago na łąkę i krzy­czeć, że chcesz się nały­kać szczę­ścia. Kiedy jesteś w dupie, to po pro­stu jesteś w dupie i nie można z tego zro­bić niczego wię­cej. Nawet jeśli usią­dziesz w pozy­cji kwiatu lotosu i zaczniesz jęczeć do księ­życa.

– Otóż można – wzdy­chała Julka. – Tylko ty ostat­nio masz z tym duży pro­blem.

Agata wzru­szyła ramio­nami. Pro­ble­mem był świat, w któ­rym żyła, a nie ona.

*

Mama Agaty Helena sie­działa naprze­ciwko córki i pró­bo­wała sku­pić się na wszyst­kim innym, byle tylko nie poru­szyć draż­li­wego tematu. Wie­działa bowiem, że kiedy tylko napo­mknie o Jaku­bie, ciąży i przy­szło­ści swo­jej córki, ta natych­miast wybuch­nie niczym syl­we­strowa petarda i szlag trafi świą­teczny nastrój. Z dru­giej strony jed­nak była matką i sen z powiek spę­dzała jej świa­do­mość, iż jej jedyne dziecko na wła­sne życze­nie pie­przy sobie życie.

– W tym roku zro­bi­łam barszcz z kiszo­nych bura­ków – powie­działa, sta­ra­jąc się, aby jej ton brzmiał jak naj­bar­dziej neu­tral­nie i w miarę spo­koj­nie.

– A to jest jakaś róż­nica? – chciała wie­dzieć Agata.

– Moim zda­niem bar­dzo duża. Barszcz ma bar­dziej wyra­zi­sty smak, a poza tym jest zdrow­szy. Bura­czany zakwas jest tak sym­pa­tyczny, że pozwala popra­wić nam para­me­try krwi. Na przy­kład pod­czas ciąży… – mama Helena urwała, zasta­na­wia­jąc się, czy słowo „ciąża” nie spo­wo­duje wybu­chu zło­ści u córki. Swoją drogą było dość męczące uwa­żać na wszystko, co się mówi, i zasta­na­wiać się nad tema­tem roz­mów.

Na szczę­ście Agata na­dal wyglą­dała na spo­kojną, a nawet przy­znała, że barszcz fak­tycz­nie jest wyjąt­kowo dobry, cho­ciaż nie spo­tkała się wcze­śniej z okre­śle­niem „sym­pa­tyczny” w sto­sunku do potrawy.

– W uszkach z kolei są nie tylko pie­czarki, ale rów­nież praw­dziwki.

Z każ­dym kolej­nym zda­niem mama Helena uświa­da­miała sobie, jak strasz­nie sztucz­nie to brzmi, ale naprawdę nie miała pomy­słu na cokol­wiek innego. Gdyby to od niej zale­żało, wygar­nę­łaby, co sądzi o tym wszyst­kim, a kon­kret­nie o wyjeź­dzie Jakuba za gra­nicę, nasta­wie­niu Agaty do ojca jej dziecka oraz nie­od­po­wie­dzial­nym podej­ściu do przy­szło­ści.

– Och, cudow­nie, bar­dzo lubię praw­dziwki – odpo­wie­działa Agata, co zabrzmiało rów­nie sztucz­nie i kre­tyń­sko jak wcze­śniej infor­ma­cja o far­szu w uszkach.

Nawet kotka Chri­stie przy­słu­chi­wała się temu scep­tycz­nie, jakby rozu­miała, że ta roz­mowa jest po pro­stu bez­na­dziejna. Zupeł­nie jak naj­tań­szy tuń­czyk.

– Dobra, mamo, do świąt zostało jesz­cze kilka dni, więc zadaj mi te wszyst­kie pyta­nia, które cho­dzą ci po gło­wie, a ja się wykrzy­czę, prychnę kilka razy i wyzłosz­czę, a w święta zasią­dziemy do stołu z czy­stym sumie­niem – zapro­po­no­wała nagle Agata.

Pani Helena wes­tchnęła i zmarsz­czyła czoło.

– Nie powin­nam dener­wo­wać kobiety w ciąży – odpo­wie­działa szybko.

Agata prze­wró­ciła oczami.

– I tak już jestem zde­ner­wo­wana, a twoje infor­ma­cje o far­szu w uszkach dopro­wa­dziły nawet do tego, że odro­binę zago­to­wa­łam się w środku. Myślisz, że nie wiem, iż pró­bu­jesz wszyst­kiego, byle tylko nie zapy­tać o to, co cię naj­bar­dziej męczy?

Pani Helena poło­żyła ręce na stole, a następ­nie posłała Aga­cie mor­der­cze spoj­rze­nie.

– W zasa­dzie to masz rację. Jesteś już doro­sła, więc chyba wolno mi powie­dzieć, co o tym wszyst­kim myślę. Nie chcia­łam cię stre­so­wać ze względu na dziecko, ale skoro i tak już jesteś zde­ner­wo­wana, to może rze­czy­wi­ście miejmy to za sobą. Dla­czego wypę­dzi­łaś Jakuba?

Agata par­sk­nęła śmie­chem.

– Gdyby nie chciał, toby nie poje­chał, wysta­wi­łam go na próbę. Kaza­łam mu jechać raz, drugi, a nawet pięć­dzie­siąty. Nie rozu­miem, jak to się stało, że posłu­chał.

– Jak to nie rozu­miesz? – do roz­mowy wtrą­cił się zdu­miony tata Marek. – Pięć­dzie­siąt razy powie­dzia­łaś face­towi, że ma coś zro­bić, to niby dla­czego miałby zro­bić coś innego?

– Bo cały czas twier­dził, że dosko­nale zna psy­chikę kobiety. W tej sytu­acji nie powi­nien jechać.

Tata Marek zła­pał się za głowę.

– Chyba się pogu­bi­łem. Zawsze wyda­wało mi się, że znam nieco psy­chikę kobiety, może nie w stu pro­cen­tach, może nawet nie w pięć­dzie­się­ciu, osta­tecz­nie czło­wiek uczy się przez całe życie. Ale to mnie prze­ro­sło. Czy mogę wie­dzieć, co dokład­nie powie­dzia­łaś Jaku­bowi?

Agata zasta­no­wiła się przez chwilę.

– Powie­dzia­łam mu po pro­stu, że nie chcę, aby zosta­wał w War­sza­wie, że pora­dzę sobie ze wszyst­kim sama, że wcale nie uwa­żam, iż nadaje się na ojca mojego dziecka, oraz że nie powin­ni­śmy być razem. Tak naprawdę był to wypa­dek przy pracy, niczego nie pla­no­wa­li­śmy, a ja go nie kocham. Oraz że abso­lut­nie żądam, aby wyje­chał do Lon­dynu, zajął się sobą i swoją karierą, a mnie zosta­wił w świę­tym spo­koju.

Rodzice Agaty zamil­kli i przez moment patrzyli na sie­bie total­nie osłu­pieni.

– I ty się dzi­wisz, że wyje­chał? – upew­nił się ojciec.

Agata ski­nęła głową.

– Nawet ja się nie dzi­wię – przy­znała mama.

– Oboje nie jeste­ście w ciąży, więc nie rozu­mie­cie, co hor­mony wypra­wiają z cia­łem i mózgiem kobiety. Nie­ważne. Tak naprawdę to był test, któ­rego Jakub po pro­stu nie zdał.

– A dałaś mu cho­ciaż w mini­mal­nym stop­niu do zro­zu­mie­nia, że jed­nak wola­ła­byś, aby z tobą został? – chciał wie­dzieć tata.

Agata pokrę­ciła prze­cząco głową.

– Oczy­wi­ście że nie, ale to jesz­cze nie zna­czy, że fak­tycz­nie tego nie chcia­łam, prawda?

Rodzice znowu zamil­kli. Docie­rało do nich, że ich córka jest w ciąży i nie zawsze zacho­wuje się tak, jak powinna, ale to prze­szło ich naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia.

– Wydaje mi się, że w tej sytu­acji powin­ni­śmy powró­cić do roz­mowy na temat wigi­lij­nego menu – ode­zwała się mama Helena. – Cał­ko­wi­cie pogu­bi­łam się w tym, co mówisz, nato­miast jeśli cho­dzi o śle­dzie z jabł­kami i cebulą, kar­pia po grecku czy też pie­rogi z kapu­stą i grzy­bami, to przy­naj­mniej wiem, na czym stoję.

Agata spoj­rzała na nią ponuro.

– Myśla­łam, że cho­ciaż ty mnie zro­zu­miesz. Czy nie dociera do was, że to Jakub jest winny?

Miny rodzi­ców wska­zy­wały, że myślą zupeł­nie ina­czej, ale nie ode­zwali się sło­wem, żeby nie eska­lo­wać kon­fliktu. Tutaj nie było szans na żadne poro­zu­mie­nie, prze­mó­wie­nie Aga­cie do roz­sądku, bowiem ona naj­wy­raź­niej znaj­do­wała się w jakimś innym wymia­rze emo­cjo­nal­nym i to, co było czarne, dla niej było białe. Oraz na odwrót. Nie nale­żało z tym chwi­lowo wal­czyć, tylko prze­cze­kać.

– Zasta­na­wiam się, czy dodać do ser­nika skórkę poma­rań­czową – ode­zwała się mama Helena.

Agata zgrzyt­nęła zębami.

– Mamo, to staje się męczące.

– To ja może wyjdę i zabiję jakąś kurę na rosół. Przy­naj­mniej to mnie uspo­koi – odpo­wie­działa mama, a następ­nie wstała od stołu, zarzu­ciła na sie­bie kurtkę i wyszła sta­now­czym kro­kiem na podwórko.

Agata spoj­rzała na ojca.

– Ty też jesteś prze­ciwko mnie? I rów­nież uwa­żasz, że to, co robię, jest nie­słuszne?

Trudno było no to pyta­nie jed­no­znacz­nie odpo­wie­dzieć. Z jed­nej strony ojciec Marek tak wła­śnie uwa­żał, z dru­giej wie­dział, że nie powi­nien odpo­wia­dać twier­dząco.

– Pamię­taj, że bar­dzo cię kocham. Oboje cię kochamy. Po pro­stu ist­nieje duże praw­do­po­do­bień­stwo, że roz­mi­jamy się w podej­ściu do nie­któ­rych spraw. Ale to prze­cież nic złego, prawda?

Agata tro­chę się nabur­mu­szyła i doszła do wnio­sku, że pora zakoń­czyć tę dys­ku­sję. Wstała więc rów­nież, a potem poszła na górę do swo­jego pokoju. Poło­żyła się na łóżku brzu­chem do góry, splo­tła na nim ręce i zapa­trzyła się w sufit. Cza­sami łapała się na tym, że odro­binę tęsk­niła za Jaku­bem, a zwłasz­cza za jego opie­kuń­czo­ścią i dosko­na­łymi potra­wami, które jej ser­wo­wał, ale wtedy natych­miast przy­wo­ły­wała w pamięci wszyst­kie te sceny, któ­rych była świad­kiem, a w któ­rych oka­zy­wało się, że nawet naj­więk­sza miłość nie zawsze jest praw­dziwa.

Cho­ciażby ta akcja sprzed dwóch tygo­dni. To było chyba naj­szyb­sze zle­ce­nie czy może raczej udo­wod­nie­nie zdrady w jej karie­rze. Zgło­siła się do niej dwu­dzie­sto­sied­mio­let­nia Kata­rzyna, która za kilka mie­sięcy miała wyjść za mąż. Coś jed­nak nie dawało jej spo­koju, a kon­kret­nie zapach koszul jej przy­szłego męża. Kata­rzyna bowiem pra­co­wała jako sen­se­lier i wszystko, co się z zapa­chami wią­zało, było dla niej bar­dziej oczy­wi­ste niż dla prze­cięt­nego czło­wieka.

– Sen­se­lier? – spy­tała zasko­czona Agata, która ni­gdy wcze­śniej nie spo­tkała się z tą nazwą.

– To po pro­stu pro­fe­sjo­nalny tre­ner zapa­chowy – wyja­śniła Kata­rzyna. – Pro­szę tego nie mylić z per­fu­mia­rzem, który two­rzy nowe zapa­chy, ja nie zaj­muję się pro­duk­cją per­fum, ale za to potra­fię mistrzow­sko odróż­niać zapa­chy, roz­bie­rać poszcze­gólne kom­po­zy­cje na czyn­niki pierw­sze, a po pową­cha­niu esen­cji fla­ko­nika jestem w sta­nie powie­dzieć, jakie aro­maty kryją się w nucie głowy, serca oraz bazy. Tak to nazy­wam.

– Piękne – zachwy­ciła się Agata. – I rozu­miem, że zapach koszul pani przy­szłego męża różni się znacz­nie od tego, jak pach­niały jesz­cze jakiś czas temu?

Kata­rzyna ski­nęła głową.

– Jego per­fumy mają nutę orien­talną. Teraz doszedł do tego zapach drzewny oraz lekko owo­cowy. Zde­cy­do­wa­nie należy on do dam­skich per­fum, nie­stety nie moich.

Agata przy­jęła zle­ce­nie i już po kilku dniach miała dla Kata­rzyny pierw­sze infor­ma­cje. Co prawda nie przy­ła­pała jej narze­czo­nego na zdra­dzie, ale kil­ku­krot­nie widziała go, jak wycho­dził z pracy z wysoką, szczu­płą sza­tynką. Dwa razy poszli na obiad, a raz po pro­stu dość długo roz­ma­wiali przed biu­rem. Potem każde z nich poszło w inną stronę, dla­tego trudno było mówić tu o jakim­kol­wiek oszu­stwie. Jed­nakże Aga­cie od samego początku wyda­wało się, że tych dwoje łączy coś wię­cej niż tylko praca. Jak Kata­rzyna miała nosa do esen­cji zapa­cho­wych, tak Agata do nie­wier­no­ści.

I nie myliła się. Kiedy następ­nym razem narze­czony Kata­rzyny razem z tajem­ni­czą sza­tynką wyszli razem z biura, Agata posta­no­wiła, że nie poprze­sta­nie na śledz­twie w momen­cie, w któ­rym się roz­staną, tylko podąży za jed­nym z nich. I to był bar­dzo dobry pomysł. Narze­czony i sza­tynka znowu udali się tylko na kawę, z tym że on został w kawiarni ToTu­Cafe, ona zaś poże­gnała się, zamó­wiła tak­sówkę, którą odje­chała w stronę Moko­towa. Agata wsia­dła w różową alham­brę i ruszyła za zie­lo­nym hyun­da­iem. Zapar­ko­wała w miej­scu, gdzie sza­tynka wysia­dła, a mniej wię­cej po pół­go­dzi­nie docze­kała się narze­czo­nego Kata­rzyny, który nad­je­chał z dru­giej strony wła­snym samo­cho­dem. W zasa­dzie wystar­czyło to za dowód, ale Agata posta­no­wiła, że zrobi coś jesz­cze. Odcze­kała kolejne trzy dni, a kiedy narze­czony Kata­rzyny znowu spo­tkał się z sza­tynką w kawiarni, wybrała sto­lik obok nich, zamó­wiła cyna­mo­nową kawę, a po paru minu­tach zwró­ciła się do sza­tynki.

– Używa pani prze­cu­dow­nych per­fum, czy mogła­bym wie­dzieć, co to za zapach?

Kobieta uśmiech­nęła się i ski­nęła głową.

– Caro­lina Her­rera Good Girl – odpo­wie­działa słod­kim gło­sem.

Kiedy Agata prze­ka­zała te infor­ma­cje Kata­rzy­nie, dziew­czyna tylko smutno się uśmiech­nęła.

– Tak, to musi być to. Dla pew­no­ści wybiorę się do Sephory i pową­cham fla­ko­nik w kształ­cie efek­tow­nego pan­to­felka na szpilce, ale jestem nie­mal pewna, że zna­la­zły­śmy wła­ści­cielkę zapa­chu koszul mojego przy­szłego męża. W tej sytu­acji będę chyba zmu­szona odwo­łać ślub, bo nie do końca wyobra­żam sobie, aby w tym związku zna­la­zło się miej­sce dla trzech osób – dodała jesz­cze gorzko.

Tydzień póź­niej Agata dowie­działa się, że nie­wierny narze­czony przy­znał się do zdrady, cho­ciaż pró­bo­wał wytłu­ma­czyć to w typowo męski spo­sób, a mia­no­wi­cie, że prze­cież jesz­cze nie są mał­żeń­stwem, a on po pro­stu chciał ostatni raz wyszu­mieć się przed pod­pi­sa­niem dekretu na wier­ność.

Jak w takiej sytu­acji można wie­rzyć męż­czy­znom?ROZDZIAŁ 2

Agata była szczę­śliwa, że jakoś udało jej się prze­żyć te święta, a także syl­we­stra i Nowy Rok. Zwłasz­cza to ostat­nie nie oka­zało się zbyt trudne, bowiem syl­we­stra po pro­stu prze­spała. Powie­działa rodzi­com o dwu­dzie­stej pierw­szej, że położy się na chwilę, a kiedy się obu­dziła, był już kolejny dzień, a nawet rok, godzina ósma rano. I nawet nie była zła, że nikt jej o tym wcze­śniej nie poin­for­mo­wał. Począt­kowo miała tę noc spę­dzić z Julką i jej rodziną, ale oka­zało się, że przy­ja­ciółka dostała od męża pod cho­inkę od lat obie­cy­wany wyjazd na narty, więc Agata powie­działa jej, że zde­cy­do­wa­nie musi z tego sko­rzy­stać.

– No, ale uma­wia­ły­śmy się, że w tym roku syl­we­ster jest nasz – jęk­nęła Julka. – Poza tym posta­no­wi­łam sobie, że nie zosta­wię cię samej. I cho­ciaż jestem na cie­bie wku­rzona za to, co wypra­wiasz, mimo że rozu­miem, iż twoje hor­mony wariują, to i tak cię kocham. A teraz jestem zmu­szona cię opu­ścić pod­czas przej­ścia sta­rego roku w nowy i źle się z tym czuję.

Agata roze­śmiała się.

– Daj spo­kój, jestem doro­sła, cię­żarna, na doda­tek spę­dzę ten czas z rodzi­cami i Chri­stie. Nie będę sama. Poza tym nie prze­pa­dam za syl­we­strem, więc kom­plet­nie nie zawra­caj sobie tym głowy. Pakuj walizki i zasu­waj z rodziną na narty. Mną się zupeł­nie nie przej­muj, ina­czej zepsu­jesz sobie wyjazd.

I mówiąc to, dokład­nie tak myślała. Jakoś nie miała ochoty cze­kać do pół­nocy na sym­bo­liczną zamianę roku, roz­bie­rać na czyn­niki pierw­sze swo­jego życia, odpo­wia­dać na nie­koń­czące się pyta­nia o Jakuba, a potem oka­zy­wać jakąś sztuczną radość z tego powodu, że wła­śnie umarł stary rok. Dla­tego dobrze się stało, że Julka wyje­chała, a Agata w spo­koju mogła prze­spać całą noc. Nie obu­dziły jej nawet fajer­werki, co ozna­czało, że po pro­stu potrze­bo­wała głę­bo­kiego snu.

Na początku stycz­nia zde­cy­do­wała się wró­cić do War­szawy, cho­ciaż mama Helena pro­siła ją, żeby została jesz­cze przez jakiś czas z nimi. Ale Agata miała chwi­lowo ser­decz­nie dosyć rów­nież wła­snej rodziny. Co prawda rodzice nie poru­szali już tematu jej przy­szło­ści, ale i tak wie­działa, że cały czas o tym myślą. Patrzyli na nią z nie­po­ko­jem i trwogą w oczach i zasta­na­wiali się, jak to wszystko się ułoży. Pora się stąd wyrwać.

Posta­no­wiła też nie robić nowo­rocz­nych posta­no­wień, bowiem zazwy­czaj bywało tak, że już dwa tygo­dnie póź­niej kom­plet­nie o nich zapo­mi­nała i chyba jesz­cze żad­nego z nich ni­gdy nie wypeł­niła do końca. Dla­tego w tym roku doszła do wnio­sku, że w ogóle o niczym nie będzie myśleć, niczego sobie nie obieca i nie będzie robić żad­nych nadziei. Co ma być, to i tak się wyda­rzy, o tym dosko­nale wie­działa. Pla­no­wa­nie, obie­cy­wa­nie sobie cze­goś, ukła­da­nie sce­na­riu­sza – to wszystko i tak nie miało żad­nego sensu, bo życie fun­do­wało czło­wie­kowi takie zwroty akcji, nie­spo­dzianki i zaska­ku­jące momenty, że całe to pro­jek­to­wa­nie przy­szło­ści po pro­stu mijało się z celem. Poza tym już trze­ciego stycz­nia dostała kolejne zle­ce­nie. Tym razem zadzwo­niła do niej zała­mana kobieta, która od razu popro­siła o pomoc w pew­nej bar­dzo waż­nej i deli­kat­nej spra­wie.

– Cho­dzi o mojego męża. Tak się zło­żyło, że jesz­cze przed nowym rokiem wylą­do­wał w szpi­talu z powodu zawału. Nie­stety, oka­zało się, że był dość roz­le­gły i dla­tego Michał cały czas utrzy­my­wany jest w śpiączce far­ma­ko­lo­gicz­nej. Co prawda leka­rze mówią, że wszystko będzie dobrze i ja nawet w to wie­rzę, bo Michał jest silny i wyspor­to­wany, ale tak naprawdę mar­twi mnie zupeł­nie coś innego.

Agata zamie­niła się w słuch.

– Otóż mam wra­że­nie, że dzieje się coś bar­dzo dziw­nego. Począt­kowo myśla­łam, że może postra­da­łam zmy­sły, że wyobraź­nia płata mi figle, ale po dzi­siej­szej roz­mo­wie z leka­rzem doszłam do wnio­sku, że jed­nak mam rację co do swo­ich podej­rzeń.

– A o co kon­kret­nie cho­dzi? – chciała wie­dzieć Agata.

Kobieta ciężko wes­tchnęła.

– Podej­rze­wam, że mój mąż ma romans, nie­stety nie mogę go o to zapy­tać, ponie­waż jak już mówi­łam, leży w śpiączce. A nawet jeżeli go z niej wybu­dzą, to prze­cież nie mogę go tak od razu zaata­ko­wać pyta­niem o kochankę, bo dosta­nie kolej­nego zawału. Dla­tego ta sprawa jest bar­dzo deli­katna i wymaga pomocy spe­cja­li­sty. Zanim bowiem cokol­wiek zro­bię, muszę mieć stu­pro­cen­tową pew­ność. Ponie­waż nie chcia­ła­bym wszyst­kiego mówić przez tele­fon, dla­tego bar­dzo pro­si­ła­bym o spo­tka­nie.

Agata otwo­rzyła notes i spraw­dziła ter­min naj­bliż­szej wizyty u gine­ko­loga. Dzie­sią­tego stycz­nia, więc ma jesz­cze czas.

– Jestem chwi­lowo poza War­szawą, ale jeżeli to pilne, to mogę przy­je­chać choćby jutro.

– Dla mnie to jak naj­bar­dziej pilne, bo przez to całe zamie­sza­nie nie mogę spać, muszę uda­wać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku, i tłu­ma­czyć się ze swo­ich opuch­nię­tych powiek.

– Dobrze, w takim razie przy­jadę jutro. Możemy spo­tkać się po połu­dniu, pro­szę podać adres. Pod­jadę samo­cho­dem.

– Może po pro­stu w cen­trum? Koja­rzy pani Wege­guru Street? Bo tak się składa, że od kilku mie­sięcy prze­rzu­ci­łam się na kuch­nię wege­ta­riań­ską, ale jeśli woli pani inne miej­sce, to oczy­wi­ście się dosto­suję.

Agata uśmiech­nęła się.

– Zazwy­czaj pierw­sze spo­tka­nie odbywa się u mnie w biu­rze.

– Czyli gdzie dokład­nie?

– W samo­cho­dzie.

Kobieta zamil­kła na moment.

– Już wyja­śniam – pospie­szyła z infor­ma­cją Agata. – Moje biuro detek­ty­wi­styczne jest mobilne i różowe. To duży van, w któ­rym jest wystar­cza­jąco dużo miej­sca. Ale jeśli woli pani restau­ra­cję, to nie ma naj­mniej­szego pro­blemu. Chęt­nie przy­jadę do Wege­guru Street, tym bar­dziej że już sły­sza­łam o tym miej­scu. Podobno mają rewe­la­cyjne pie­rożki mandu, więc z przy­jem­no­ścią się na nie sku­szę.

Kiedy się roz­łą­czyła, dotarło do niej, że zapo­mniała zapy­tać swoją klientkę o imię, a ta z kolei zapo­mniała się przed­sta­wić. Naj­waż­niej­sze było, że dostała kolejne zle­ce­nie, które pozwoli jej nie myśleć o sobie samej i o tym, co czeka ją w ciągu naj­bliż­szych mie­sięcy. Zawsze wyba­wie­niem w takich sytu­acjach była praca, zwłasz­cza taka, która wyma­gała sku­pie­nia, zaan­ga­żo­wa­nia i skon­cen­tro­wa­nia się na pro­ble­mach innych. Agata wie­działa, że to rodzaj spy­cho­lo­gii, ale wcale jej to nie prze­szka­dzało. Bowiem roz­trzą­sa­nie wła­snych kło­po­tów ni­gdy nie przy­no­siło niczego dobrego poza wpę­dza­niem się w coraz więk­sze kom­pleksy i poczu­cie winy.

– Jesteś pewna, że chcesz już jechać? – spy­tała mama Helena, widząc, jak Agata zaczyna pako­wać swoje rze­czy.

– Tak, nowy rok, nowa praca, nowe zle­ce­nia. Oczy­wi­ście było tutaj cudow­nie, jak zwy­kle, a twój barszcz na zakwa­sie z bura­ków prze­szedł moje naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia – powie­działa, sta­ra­jąc się, żeby nie zabrzmiało to zbyt iro­nicz­nie. – Ale muszę już wra­cać do sie­bie. Obie­cuję, że będę się regu­lar­nie mel­do­wać, no i oczy­wi­ście zgło­szę się natych­miast po wizy­cie u gine­ko­loga. Moż­liwe, że już będę wie­działa, jaka to płeć – puściła do mamy oko, łago­dząc tym samym moment poże­gna­nia.

Wie­działa bowiem, że mama Helena już nie może się docze­kać naro­dzin wnuka lub wnuczki i było to dla niej w tej chwili abso­lut­nym nume­rem jeden. Agata jakoś tak pod­świa­do­mie czuła, że uro­dzi dziew­czynkę, ale ponie­waż pod­czas ostat­niej wizyty pani gine­ko­log nie była jesz­cze w stu pro­cen­tach pewna, obie doszły do wnio­sku, że zacze­kają. Coś jej jed­nak mówiło, że uro­dzi maleńką kobietkę, i bar­dzo się z tego cie­szyła. Co prawda zda­wała sobie sprawę, iż płeć żeń­ska w dal­szym ciągu miała na tym świe­cie dużo gorzej, ale posta­no­wiła, że od małego przy­go­tuje swoją córkę na star­cie z męskim żywio­łem. Bo tylko odpo­wied­nie wyszko­le­nie w tym tema­cie mogło ura­to­wać jej dziecko przed popeł­nia­niem życio­wych błę­dów oraz przy­spo­so­bić je do walki.

– Mam dla cie­bie nie­spo­dziankę – ode­zwał się ojciec, wcho­dząc do kuchni i uśmie­cha­jąc się szel­mow­sko. – Wymie­ni­łem sie­dze­nia w two­jej alham­brze. Ten skur­czy­byk fak­tycz­nie nie­źle poha­ra­tał ci nożem fotele, a prze­cież nie możemy pozwo­lić, żeby twoi klienci na czymś takim sia­dali.

Agata pod­sko­czyła z rado­ści.

– Ojej! – kla­snęła w dło­nie jak mała dziew­czynka. – Bar­dzo ci dzię­kuję! Mia­łam się tym zająć jesz­cze przed świę­tami, ale po pro­stu nie star­czyło mi czasu, poza tym zupeł­nie nie wie­dzia­łam, jak się do tego zabrać.

– Mam nadzieję, że spodoba ci się moja nie­spo­dzianka – powie­dział tata nieco tajem­ni­czym gło­sem.

Agata odro­binę się zanie­po­ko­iła, bo zazwy­czaj bywało tak, iż to, co rodzi­com wyda­wało się świet­nym pomy­słem, nie do końca się spraw­dzało, ale posta­no­wiła nie komen­to­wać, dopóki nie prze­kona się na wła­sne oczy, co tym razem wymy­ślił jej ojciec.

– O! – zawo­łała tylko, wycho­dząc przed dom, a następ­nie zamil­kła.

Nie wie­działa bowiem, jak zare­ago­wać nie tyle na nowe sie­dze­nia, które były abso­lut­nie nie­zbędne, ile raczej na ich kolor. Fotele oka­zały się tur­ku­sowe. Nie ciem­no­gra­na­towe, nie­bie­skie czy też deli­kat­nie lawen­dowe. Były agre­syw­nie tur­ku­sowe. Co w zesta­wie­niu z różo­wym lakie­rem auta two­rzyło nieco szo­ku­jącą kom­po­zy­cję.

– Podo­bają ci się? – zapy­tał pod­eks­cy­to­wany ojciec. – Począt­kowo nie byłem prze­ko­nany co do tego koloru, ale po jakimś cza­sie dosze­dłem do wnio­sku, że jest on ide­al­nie dopa­so­wany. Osta­tecz­nie twój samo­chód jest abso­lut­nie wyjąt­kowy. Wpraw­dzie kiedy jesz­cze był mój, tro­chę wsty­dzi­łem się tego koloru, ale muszę przy­znać, że do cie­bie i tego, co robisz, świet­nie pasuje. Dla­tego pomy­śla­łem, że banalna czerń, beż czy też biel zde­cy­do­wa­nie odpa­dają. I wtedy wła­śnie wpa­dłem na pomysł tego, a nie innego koloru, i już tłu­ma­czę ci dla­czego.

– Cudow­nie – powie­działa cicho Agata, ponie­waż w dal­szym ciągu była odro­binę zszo­ko­wana. – Chęt­nie dowiem się, co tobą kie­ro­wało.

– Otóż dowie­dzia­łem się, że tur­kus sym­bo­li­zuje spo­kój potrzebny do inspi­ra­cji, a także uko­je­nie i prawdę. Dosko­nale wpływa na osoby, które szu­kają wyci­sze­nia umy­sło­wego, rów­no­wagi oraz wewnętrz­nego spo­koju, no i dodat­kowo łago­dzi uczu­cie samot­no­ści. Wtedy pomy­śla­łem sobie: _bingo!_ Ty prze­cież potrze­bu­jesz teraz wyci­sze­nia oraz uko­je­nia, zwłasz­cza w sytu­acji, w któ­rej się znaj­du­jesz. Do tego to uczu­cie samot­no­ści, które mimo wszystko na pewno od czasu do czasu cię dopada. Dodat­kowo tur­ku­sowy jest zwią­zany z pewną siłą kre­atyw­no­ści, a także czymś nowym i prze­bo­jo­wym. To rów­nież do cie­bie pasuje, a także do zawodu, który wyko­nu­jesz. I jesz­cze gdzieś wyczy­ta­łem, że tur­kus można świet­nie zrów­no­wa­żyć kolo­rem czer­wo­nym lub wła­śnie różo­wym. Czy nie wymy­śli­łem tego naprawdę dobrze? – spy­tał ojciec, spo­glą­da­jąc na Agatę z nadzieją.

Córka ostroż­nie poki­wała głową, a potem pode­szła do niego i mocno go przy­tu­liła. Ni­gdy w życiu sama nie wpa­dłaby na to, aby sie­dze­nia w jej różo­wej alham­brze były tur­ku­sowe, ale pomy­ślała: _dla­czego nie?_ Osta­tecz­nie fak­tycz­nie było to nie­zwy­kle ory­gi­nalne, podob­nie zresztą jak kolor jej auta. Argu­menty, które przed­sta­wił ojciec, rów­nież nie były bez zna­cze­nia, cho­ciaż prze­stała go słu­chać w momen­cie, kiedy zaczął mówić coś o tym, jak to tur­kus uła­twia prze­pływ ener­gii w orga­ni­zmie, sprzyja detok­sy­ka­cji i zmniej­sza stany zapalne. Doszła do wnio­sku, że tro­chę tego za dużo, ale i tak była mu wdzięczna. Widać było, że bar­dzo się posta­rał, a to naj­bar­dziej się liczyło.

– Dzię­kuję, tato. Jestem prze­ko­nana, że dzięki tur­ku­sowi będzie mi się powo­dziło jesz­cze lepiej i zyskam dodat­ko­wych klien­tów – poca­ło­wała go w szorstki poli­czek i unio­sła w górę kciuk.

*

Agata sta­nęła w umó­wio­nym miej­scu pod restau­ra­cją Wege­guru Street i ze zdu­mie­niem prze­czy­tała, że lokal jest nie­czynny. Szkoda, bo miała wielką ochotę na pie­rożki lub bułeczki bao, ale naj­wy­raź­niej będzie musiała obejść się sma­kiem. Kiedy zaglą­dała przez szybę do ciem­nego lokalu, pode­szła do niej drobna kobieta w zie­lo­nej czapce wci­śnię­tej na głowę tak głę­boko, że Agata z tru­dem dostrze­gła oczy i nos jej wła­ści­cielki.

– Dzień dobry, domy­ślam się, że to z panią się umó­wi­łam, ale ja rów­nież nie wie­dzia­łam, że ten lokal jest nie­czynny – ode­zwała się cichym gło­sem. – Mam na imię Justyna, nie pamię­tam, czy wspo­mi­na­łam o tym pod­czas naszej roz­mowy. To co teraz robimy? – wska­zała głową na zamknięte drzwi.

Agata wycią­gnęła do niej rękę i mocno ją uści­snęła.

– A ja mam na imię Agata i jeżeli pani chce, to możemy mówić sobie po imie­niu. Pro­po­nuję zatem udać się do mojego mobil­nego biura, mam w ter­mo­sie świetną her­batę z opun­cją i pyszne cia­steczka domo­wej roboty mojej mamy. Zapar­ko­wa­łam na Żura­wiej, to nie­da­leko stąd.

Kobieta ski­nęła głową, ale nie uśmiech­nęła się. Widać było, że jest ogrom­nie zestre­so­wana i jak naj­szyb­ciej chcia­łaby podzie­lić się swoją histo­rią.

Kiedy usia­dły wewnątrz różo­wego samo­chodu (z nowymi tur­ku­so­wymi fote­lami), Agata natych­miast podała Justy­nie różowy kubek, do któ­rego nalała zie­lo­nej her­baty z kwia­tem opun­cji, a potem wyjęła pojem­nik z maleń­kimi koko­so­wymi cia­stecz­kami, które przed wyjaz­dem upie­kła mama Helena.

– Dzię­kuję, to bar­dzo miło z two­jej strony, cho­ciaż nie wiem, czy mam siłę, żeby cokol­wiek zjeść – powie­działa Justyna. Ale wypiła kilka łyków i schru­pała dwa cia­steczka, po czym nawet deli­kat­nie się uśmiech­nęła.

– Opo­wiedz, pro­szę, o co cho­dzi, a ja ze swo­jej strony mogę obie­cać, że zro­bię wszystko, żeby dowie­dzieć się prawdy i żebyś mogła wresz­cie spo­koj­nie spać.

Justyna wes­tchnęła.

– Jeżeli dowiesz się tej prawdy, którą podej­rze­wam, to wąt­pię, czy sen powróci. Oba­wiam się, że wtedy będę miała jesz­cze więk­szy pro­blem, ale naj­waż­niej­sze to jed­nak wie­dzieć, na czym się stoi. Wyobraź sobie, że kiedy odwie­dzi­łam męża w szpi­talu, lekarz powie­dział mi, że nie muszę tak czę­sto przy­cho­dzić i że jeśli cokol­wiek się wyda­rzy, on natych­miast mnie o tym powia­domi. Zdzi­wi­łam się, bowiem tego dnia byłam tam po raz pierw­szy, dla­tego nie do końca zro­zu­mia­łam, co miał na myśli. A potem wyda­rzyło się coś jesz­cze. Inny lekarz z kolei zro­bił na mój widok wiel­kie oczy, a potem oznaj­mił z jakimś takim wyrzu­tem w gło­sie, że prze­cież kazał mi iść do domu porząd­nie się wyspać. Tego też zupeł­nie nie ogar­nę­łam, ponie­waż w ogóle nie przy­po­mi­nam sobie takiej roz­mowy. Na doda­tek przy­szłam do szpi­tala dopiero po pięt­na­stej, a nie jakoś wcze­śnie rano, żeby mógł mi coś podob­nego suge­ro­wać. I wtedy do mnie dotarło, że być może Michała odwie­dza jakaś inna kobieta. Na doda­tek praw­do­po­dob­nie podaje się za jego żonę lub kogoś bli­skiego, skoro leka­rze mnie z nią mylą. Oczy­wi­ście nie mogę nikogo o nic zapy­tać, bo boję się, że wyjdę na wariatkę. Michał na­dal jest w śpiączce, więc od niego rów­nież niczego się nie dowiem.

– A pró­bo­wa­łaś wyśle­dzić, czy ktoś odwie­dza two­jego męża? – spy­tała Agata. Justyna potrzą­snęła prze­cząco głową.

– Nie, i to z dwóch powo­dów. Po pierw­sze, nie mam czasu, bo pra­cuję, a na doda­tek mam w domu troje dzieci. Po dru­gie, boję się – przy­znała uczci­wie. – Nie wiem, jak zare­ago­wa­ła­bym na widok obcej baby, która przy­cho­dzi do mojego męża i jest trak­to­wana jak ktoś mu bli­ski. Cały czas mam nadzieję, że ci leka­rze są prze­mę­czeni, że mylą im się pacjenci oraz ich krewni i po pro­stu sami nie wie­dzą, co mówią. Ale dwa dni temu wyda­rzyło się coś jesz­cze, co tylko utwier­dziło mnie w prze­ko­na­niu, że nie zwa­rio­wa­łam. Otóż jedna z pie­lę­gnia­rek uśmiech­nęła się na mój widok i powie­działa, że bar­dzo ład­nie mi w tej nowej fry­zu­rze. Kom­plet­nie mnie zatkało. Cały czas mam taką samą fry­zurę, nie zmie­niam jej od lat. Zawsze noszę nisko upięty kok, bo tak jest naj­wy­god­niej. Musia­łam zro­bić jakąś idio­tyczną minę, bo ona nagle roze­śmiała się i powie­działa, że nie miała niczego złego na myśli. Cho­dziło jej po pro­stu o to, że kiedy mam włosy zacze­sane do tyłu, to wyglą­dam dużo ład­niej, bo odsła­niam buzię, a kiedy noszę roz­pusz­czone, to nie­wiele widać. Cały wic polega na tym, że ja pra­wie ni­gdy nie noszę roz­pusz­czo­nych wło­sów. Z tego wynika, że rów­nież pie­lę­gniarka mnie z kimś pomy­liła. I nawet jeżeli lekarz, jeden czy drugi, mógł coś pokrę­cić, to chyba zbyt dużym zbie­giem oko­licz­no­ści jest to, że zro­biły to trzy nie­za­leżne od sie­bie osoby.

Agata zmarsz­czyła czoło.

Z tego, co mówiła Justyna, rze­czy­wi­ście wyni­kało, że jej męża w szpi­talu odwie­dza ktoś jesz­cze. Pyta­nie tylko, w jakim celu i kim dla niego jest? Dosko­nale rozu­miała też, dla­czego jej klientka oba­wia się kon­fron­ta­cji. W takich przy­pad­kach wiele kobiet odsu­wało od sie­bie prawdę lub nie chciało sta­nąć z nią oko w oko. Z dru­giej strony męczyły je tajem­nica i świa­do­mość, że za ich ple­cami dzieje się coś, o czym nie mają poję­cia.

– Musia­ły­by­śmy razem poje­chać do szpi­tala, a ty zgło­sić mnie jako sio­strę lub kuzynkę two­jego męża, która może go odwie­dzać i któ­rej lekarz ewen­tu­al­nie może udzie­lać infor­ma­cji o sta­nie zdro­wia pacjenta. W prze­ciw­nym razie nikt mnie tam nie wpu­ści. Jeżeli będę miała już takie upraw­nie­nia, posta­ram się wyśle­dzić osobę, o któ­rej wspo­mi­nali leka­rze i pie­lę­gniarka. Z tego, co mówisz, wynika, że przy­cho­dzi ona tam dość czę­sto, więc nie powin­nam mieć więk­szych trud­no­ści, żeby na nią wpaść. Na doda­tek ona mnie nie zna, więc mogę bez pro­blemu jej się przyj­rzeć, a może nawet cze­goś dowie­dzieć.

Justyna ski­nęła głową.

– Dobrze, tak zróbmy. Bar­dzo prze­pra­szam, że jestem taka przy­bita, ale naprawdę nie wiem, co o tym wszyst­kim myśleć. Do tej pory wyda­wało mi się, że jeste­śmy nor­malną, kocha­jącą się rodziną, którą omi­jają takie tematy jak zdrada czy oszu­stwo. Jed­nak oka­zuje się, że czło­wiek zawsze powi­nien być przy­go­to­wany na naj­gor­sze.

– Nie zamar­twiaj się na zapas, z doświad­cze­nia wiem, że nie wszystko, co się świeci, jest zło­tem, i nawet jeśli jest to banalne powie­dze­nie, to w dal­szym ciągu praw­dziwe. Zdrada nie zawsze jest zdradą, a cza­sem wręcz prze­ciw­nie. Dopóki nie dowiemy się wszyst­kiego, dopóki wszyst­kiego nie spraw­dzimy, dopóty nie możemy wyda­wać żad­nych wyro­ków. Pew­nie, że to, co mówisz, brzmi tro­chę dziw­nie, a nawet podej­rza­nie, ale nie mamy żad­nych dowo­dów.

Justyna w końcu ścią­gnęła z głowy zie­loną czapkę. Jej jasne włosy fak­tycz­nie były upięte tuż nad kar­kiem w nie­dbały kok. Miała około czter­dzie­stu lat, ale wyglą­dała dużo mło­dziej, nawet jeżeli jej twarz była teraz szara ze zmę­cze­nia, a pod oczami stra­szyły fio­le­towe cie­nie. Oczy w dal­szym ciągu jej błysz­czały zaska­ku­ją­cym zie­lo­nym kolo­rem, jakiego Agata ni­gdy wcze­śniej nie widziała.

– Ależ ty masz nie­sa­mo­wite tęczówki! – zawo­łała teraz.

Justyna deli­kat­nie unio­sła kąciki ust.

– Tak, wiele ludzi mi to mówi. I wiesz co? Ta pie­lę­gniarka też powie­działa, że mam piękny kolor oczu i że za każ­dym razem, kiedy mnie widzi, jest zachwy­cona. A to ozna­cza­łoby, że tamta kobieta rów­nież musi mieć zie­lone oczy. Jakiś absur­dalny zbieg oko­licz­no­ści, prawda? Wiem, że moje tęczówki są dosyć nie­spo­ty­kane. Naprawdę nic z tego wszyst­kiego nie rozu­miem.

– I wła­śnie dla­tego zatrud­ni­łaś mnie – powie­działa Agata uspo­ka­ja­ją­cym tonem. – To ja jestem od tego, żeby dowie­dzieć się prawdy i dopro­wa­dzić do wyja­śnie­nia tej sytu­acji.

Jesz­cze tego samego dnia doko­nały wszel­kich for­mal­no­ści w szpi­talu. Agata została przed­sta­wiona per­so­ne­lowi jako sio­stra Michała, a Justyna popro­siła pie­lę­gniarki, żeby dziew­czyna mogła odwie­dzać jej męża.

– Dzi­siaj jest już późno, ale zja­wię się w szpi­talu jutro z samego rana. Kiedy ty naj­czę­ściej odwie­dzasz Michała? – spy­tała Agata.

– Po połu­dniu. Pra­cuję w fir­mie jako księ­gowa i zazwy­czaj jestem zajęta do pięt­na­stej. Podej­rze­wam, że jeżeli ktoś przy­cho­dzi do szpi­tala, to robi to w tych godzi­nach, w któ­rych ja pra­cuję.

– OK, to ja zja­wię się tutaj jutro o dzie­wią­tej rano. Może będzie już po obcho­dzie, a ten ktoś wła­śnie przyj­dzie – ski­nęła głową Agata.

Kiedy wró­ciła do swo­jego miesz­ka­nia, pierw­sza myśl, jaka poja­wiła się w jej gło­wie, doty­czyła jedze­nia. Zazwy­czaj kiedy późno wra­cała z pracy, na stole cze­kała na nią pyszna kola­cja przy­go­to­wana przez Jakuba. Nie ukry­wała, że to była jedna z jego cech, którą wyjąt­kowo lubiła. Facet naprawdę miał poję­cie o kuchni i potra­fił świet­nie goto­wać. Na doda­tek wszystko, co przy­rzą­dzał, było po pro­stu pyszne i Agata musiała przy­znać, że ni­gdy wcze­śniej tak smacz­nie nie jadła. No chyba że były to pie­rogi mamy Heleny.

– Chri­stie, nie patrz na mnie tym swoim potę­pia­ją­cym wzro­kiem – zwró­ciła się w stronę kotki, która tylko miauk­nęła w odpo­wie­dzi. – Wiem, że Jakub prze­ku­pił cię pasz­te­ci­kami domo­wej roboty, ale to jesz­cze nie powód, żeby na­dal z nami miesz­kał.

Kotka odwró­ciła się do niej tyłem, a następ­nie osten­ta­cyj­nie wyszła z kuchni, dum­nie uno­sząc ogon.

– No pięk­nie. Nawet kot jest prze­ciwko mnie – mruk­nęła pod nosem i wyjęła słoik z pul­pe­ci­kami, prze­zor­nie przy­go­to­wa­nymi przez mamę Helenę, która dosko­nale wie­działa, że Agata sama sobie niczego nie ugo­tuje.ROZDZIAŁ 3

– Chri­stie nie możesz ze mną jechać, bo to zle­ce­nie wymaga wej­ścia do szpi­tala. A jak się zapewne domy­ślasz, nikt nie pozwoli wpro­wa­dzić tam kota, nawet tak czy­stego i pach­ną­cego jak ty – wyja­śniała Agata swo­jej kotce, która usia­dła przed drzwiami i cze­kała na opusz­cze­nie miesz­ka­nia.

Tak się bowiem skła­dało, że mobilna agen­cja detek­ty­wi­styczna zazwy­czaj pra­co­wała w duecie – Agata plus jej kot Chri­stie. Miało to swoje uza­sad­nie­nie – więk­szość klien­tów w cza­sie trud­nych roz­mów doty­czą­cych zdrad lub przy­naj­mniej podej­rzeń nie­wier­no­ści chęt­nie brało kotkę na kolana i korzy­stało z tak zwa­nej tera­peu­tycz­nej mocy futerka. Chri­stie bar­dzo to lubiła i nie miała nic prze­ciwko temu, żeby ktoś ją gła­skał. Mru­czała przy tym z zado­wo­le­niem i nawet przy­sy­piała. Od czasu, kiedy stała się nie­odzowną czę­ścią mobil­nego biura, niechęt­nie też zosta­wała w domu. Ale cza­sem zda­rzały się sytu­acje takie jak dzi­siaj, kiedy Chri­stie po pro­stu nie mogła poje­chać z Agatą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: