- W empik go
Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3 - ebook
Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3 - ebook
Triumf. Agencja Rozbitych Serc. Część 3
Detektyw Agata, mimo ciąży, sercowych rozterek i licznych zawodowych perypetii, wciąż realizuje się w pracy. Jej agencja detektywistyczna cały czas prężnie działa. Niespodziewanie do Agaty odzywa się jej dawny przyjaciel, prowadzący usługi pogrzebowe, i oferuje pomoc. Tylko co na to Jakub? Czy Agata w końcu zrozumie, czego tak naprawdę chce i dlaczego wciąż wszystkich odpycha? Czy wygra jej wrodzony pesymizm, czy może dojdzie do wniosku, że w życiu najważniejsza jest miłość?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67502-97-9 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy zostaliście kiedyś okradzeni przez choinkę?
Jakoś tak na początku grudnia pewien mężczyzna przebrany za bożonarodzeniowe drzewko plądrował nocą samochody. Plan był całkiem dobry. Ostatecznie w grudniu nikogo nie dziwił widok choinki. Nawet opartej o samochód. Być może parę osób zastanowiło się, kto i dlaczego zostawił w tym miejscu drzewko, ale z całą pewnością nie podejrzewali, że wśród igliwia znajduje się człowiek, który – ukryty w świerkowych gałązkach – otwiera wytrychem samochodowe drzwi. Pech chciał, że jedną z poszkodowanych była Agata, a konkretnie jej różowa alhambra, do której złodziej nie tylko się włamał, ale, co gorsza, także rozpruł nożem siedzenia, zupełnie jakby podejrzewał, że ktoś ukrywa tam diamenty albo złote monety. Oczywiście niczego nie znalazł, więc gwizdnął tylko posłanie dla kota, uchwyt na komórkę oraz wszystkie gadżety, które Agata woziła w swoim samochodzie, a które służyły do odstresowania klientów. Gumowe piłeczki, dwie niedawno kupione czekolady, trzy antywkurwiacze (piłki wypełnione mąką kartoflaną, których ugniatanie redukowało stres), woreczki z lawendą, olejki zapachowe oraz zapas różowych chusteczek do nosa.
Faceta ostatecznie złapano, jednak Agata nie odzyskała skradzionych rzeczy, bo złodziej przyznał ze skruchą, że rozdał je znajomym, gdyż nie do końca wiedział, do czego służą. Zwłaszcza piłeczki z mąką kartoflaną. Agata dostała wprawdzie odszkodowanie, ale i tak była wściekła. Nie ma nic gorszego dla kobiety w ciąży niż seria nieszczęść i pechowych dni, które kumulują się irytująco i powodują, że człowiek zaczyna wątpić, czy jeszcze kiedykolwiek spotka go w życiu coś dobrego. Oprócz okradzenia i częściowego zniszczenia alhambry spotkały ją bowiem również inne katastrofy i nawet jeżeli w jakiś sposób była za nie odpowiedzialna, to czuła się teraz niczym wygnieciony, brudny koc, który ktoś cisnął w kąt.
Nie chciała się do tego przyznać, ale najbardziej bolał ją fakt, że Jakub jednak wyjechał do Londynu i podjął tam pracę. Co prawda sama zrobiła wszystko, żeby tak się stało, ale chyba każdy wie, że kobieta w ciąży ma prawo do huśtawki nastrojów i mówienia rzeczy, których wcale nie chce powiedzieć. Jakub najwyraźniej nie rozumiał kobiecej natury, bo po prostu spakował się i wyjechał. Zaznaczył przy tym łaskawie, że jeżeli Agata dojdzie do wniosku, iż mimo wszystko chciałaby mieć przy sobie kochającego faceta, który we wszystkim jej pomoże, a w razie konieczności nawet odbierze poród, to on natychmiast z tego Londynu wróci, ale ona tylko zacisnęła usta, odwróciła się do niego plecami i udawała, że w ogóle nie jest zainteresowana tym, co Jakub ma do powiedzenia.
– Odnoszę wrażenie, że to trochę nierozsądne – zaczął i próbował jeszcze coś dodać, ale Agata tylko tupnęła nogą.
– Moim jedynym marzeniem jest, abyś wyjechał do Londynu i zostawił mnie wreszcie w spokoju – wycedziła przez zęby, chociaż jej umysł wołał „zostań i mnie przytul”.
– Chciałbym tylko poznać powody twojej decyzji. Ostatecznie niedługo zostaniemy rodzicami i wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdybyśmy byli razem.
– A mnie się wydaje coś zupełnie innego – wypaliła szybko Agata. – Po pierwsze, dobrze wiesz, że moja ciąża jest odrobinę przypadkowa, a już z całą pewnością nie planowaliśmy jej we dwójkę. Po drugie, nadal nie ufam facetom, a moja praca tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mam rację. Po trzecie, jestem wystarczająco silna i niezależna, żeby poradzić sobie zarówno z porodem, jak i wychowaniem dziecka. Jest jeszcze po czwarte, piąte, a nawet po piętnaste, ale nie chce mi się tego wszystkiego więcej powtarzać. Po prostu uważam, że powinieneś skorzystać z tej niewątpliwie atrakcyjniej okazji, jaką jest propozycja pracy w Londynie, wyjechać tam i przestać zawracać mi głowę.
Wszystko to powiedziała tak stanowczym tonem, że Jakub naprawdę zwątpił. Gdzieś tam w głębokiej podświadomości pojawiała się nieśmiała myśl, że Agata mówi zupełnie coś innego, niż chce, ale zupełnie nie wiedział, jak przedostać się do prawdy. Wszystkie próby, które podejmował, kończyły się kłótnią, prychaniem i nakazem natychmiastowego opuszczenia kraju. To było trochę dziwne, bo wydawało mu się, że w ostatnim czasie zbliżyli się do siebie, a nawet że pojawiło się między nimi coś więcej niż tylko poczucie odpowiedzialności za poczęcie nowego życia. Jakub był pewien, że kocha tę nieco zwariowaną i trochę niestabilną emocjonalnie dziewczynę, i miał nadzieję, że ona po jakimś czasie również odwzajemni uczucie. Ale wszystko wskazywało na to, że jednak nie miała takich planów.
Nie chciał wyjeżdżać do Londynu, mimo że oferta pracy była kusząca, a pensja wyjątkowo przyjemna. Dużo ważniejsza była dla niego Agata i gdyby tylko dała mu cień nadziei, nigdy w życiu nie kupiłby biletu do stolicy Anglii. Przecież nie można w nieskończoność walczyć z wiatrakami. Wyjechał zatem na początku grudnia, zaś Agata postanowiła, że już nigdy, przenigdy w życiu nie zwiąże się z żadnym mężczyzną, bowiem wszyscy są tacy sami i nawet jeżeli mówią, że kochają, to i tak ostatecznie wyjeżdżają do Londynu. Lub gdziekolwiek indziej. Była to ocena dość niesprawiedliwa, ale nie chciała się do tego przyznać nawet sama przed sobą.
Na dodatek w grudniu wszyscy zaczęli ulegać durnemu nastrojowi zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i Agata odnosiła wrażenie, że cała Warszawa błyszczy, mieni się i świeci milionem cholernych światełek, od czego kręciło jej się w głowie. Wszędzie widziała zakochane pary, które w jakimś żenującym, roześmianym stylu przemieszczały się po mieście, popijając kawę lub grzane wino z jednego kubka, szczerząc się do każdego i życząc mu cudownych zbliżających się świąt, robiąc razem zakupy, wybierając kubeczki, szaliczki, perfumy i inne bzdury przeznaczone dla rodziny i najbliższych. W normalnych okolicznościach Agata zapewne również cieszyłaby się z tego okresu i zachowywała podobnie, ale w tym roku zdecydowanie nie miała na to nastroju. Na dodatek w jej ciele rozwijał się mały człowieczek, który już teraz został bez ojca.
– Zostaliśmy zupełnie sami, maluszku – westchnęła, klepiąc się po swoim coraz bardziej widocznym brzuchu. – A to dlatego, że wszyscy mężczyźni pochodzą od tego samego podłego Adama.
Wiedziała oczywiście, że to bzdura, ale na widok kolejnej zakochanej pary, na dodatek w identycznych czapkach, nic innego nie przyszło jej do głowy.
Kiedy tego samego dnia wieczorem zadzwonił do niej Jakub i zapytał, czy mogliby chociaż razem spędzić Boże Narodzenie, odpowiedziała mu, że wyjeżdża do rodziców i że ostatnią rzeczą, na jaką ma ochotę, jest spotkanie z nim i zepsucie sobie świąt.
– Ale dlaczego miałbym je zepsuć? – zdumiał się Jakub.
– Wystarczy twoja obecność, której absolutnie sobie nie życzę – odpowiedziała spokojnie, chociaż mówiąc te słowa, czuła, że robi to całkowicie wbrew sobie.
Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo i tak brutalnie odpycha od siebie ojca swojego dziecka. Ostatecznie nawet jeżeli w pracy zajmowała się zdradami i śledzeniem niewiernych małżonków, to przecież sama niejednokrotnie przekonała się, że nie zawsze zdrada była zdradą, a oszustwo kłamstwem. Że nie tylko mężczyźni zdradzali, ale przydarzało się to również kobietom. Że nie wszystko było złe, nieuczciwe i fałszywe, zaś w historiach, w których przypadkiem brała udział, pojawiało się również dużo miłości i zrozumienia. A jednak ona czerpała z pracy tylko negatywne opinie o ludziach i to na nich opierała swoją wiedzę o mężczyznach i związkach.
Na święta faktycznie postanowiła pojechać do małej miejscowości pod Kutnem, w której mieszkali jej rodzice, i przynajmniej nie przejmować się żadnymi przygotowaniami. Co prawda czuła, że będzie musiała stawić czoła niekończącym się pytaniom o Jakuba oraz ich wspólną przyszłość, ale postanowiła, że coś wymyśli, żeby skrócić tę rozmowę do minimum i zająć się konsumpcją barszczu z uszkami. Wiedziała również, że najbardziej wścieknie się na nią jej przyjaciółka Julka i nie zostawi na niej suchej nitki. Trudno. Julka będzie musiała jakoś zaakceptować decyzję Agaty. W końcu od tego ma się przyjaciół.
Na razie snuła się samotnie po ulicach Warszawy, z coraz większą niechęcią oglądając świąteczne wystawy i słuchając tych wszystkich piosenek o choinkach, jemiołach, padającym śniegu i dzwoniących saniach. Zastanawiała się też, jak zareagowałyby sprzedawczynie, gdyby poprosiła je o natychmiastową zmianę repertuaru muzycznego oraz wyłączenie migoczących światełek, którymi owinięte były niemal wszystkie manekiny w sklepie. Zapewne pomyślałyby, że jest sfrustrowaną kobietą w średnim wieku, na dodatek grubą. Bo tak właśnie się czuła. Razem z brzuchem przytyły bowiem również inne części jej ciała, chociaż zarówno Julka, jak i wcześniej Jakub przekonywali ją, że z każdym kolejnym tygodniem wygląda coraz piękniej i jest równie urocza, różowa i pachnąca jak piwonia.
– Ale dlaczego różowa? – nie mogła zrozumieć Agata.
– Bo to kolor, który kojarzy się z czymś pozytywnym – wyjaśniała Julka. – Zresztą sama jeździsz różowym samochodem, więc powinnaś wiedzieć, że ta barwa ma w sobie dużo dobrej energii.
Agata nie czuła się jednak jak piwonia, tylko raczej jak burak cukrowy albo coś równie atrakcyjnego. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że ciąża zmienia ciało, ale nie spodziewała się, iż będzie się z tym czuła tak bardzo niekomfortowo. Czasami tęskniła za sobą sprzed kilku miesięcy, nawet z okresu, kiedy spotykała się z Jerzym M., od którego tak naprawdę zaczęły się zmiany w jej życiu. Gdyby nie puścił jej kantem i jednocześnie nie wyrzucił z firmy, pewnie nigdy nie założyłaby mobilnego biura detektywistycznego, nie poznała tylu ludzi, którzy przypadkowo stanęli na jej drodze, i prawdopodobnie nie zaszłaby w ciążę z Jakubem. Pytanie tylko, czy wtedy była szczęśliwa? A może problem Agaty polegał na tym, że obojętnie, w jakiej sytuacji się znajdowała, nie potrafiła z niczego się cieszyć? Dokładnie to zasugerowała jej Julka, ale tylko wzruszyła ramionami i odpowiedziała, że to wierutne bzdury. I że ona osobiście uważa, iż człowiek powinien być radosny tylko wtedy, kiedy naprawdę tak się czuje i ma ku temu powody, a nie dlatego, że coraz więcej dziwnych ludzi zmusza innych do afirmacji, wizualizacji szczęścia i wyobrażania sobie nie wiadomo czego.
– To tak nie funkcjonuje – próbowała wytłumaczyć Julce. – Jeżeli wszystko wali ci się na głowę, to nie możesz wybiec nago na łąkę i krzyczeć, że chcesz się nałykać szczęścia. Kiedy jesteś w dupie, to po prostu jesteś w dupie i nie można z tego zrobić niczego więcej. Nawet jeśli usiądziesz w pozycji kwiatu lotosu i zaczniesz jęczeć do księżyca.
– Otóż można – wzdychała Julka. – Tylko ty ostatnio masz z tym duży problem.
Agata wzruszyła ramionami. Problemem był świat, w którym żyła, a nie ona.
*
Mama Agaty Helena siedziała naprzeciwko córki i próbowała skupić się na wszystkim innym, byle tylko nie poruszyć drażliwego tematu. Wiedziała bowiem, że kiedy tylko napomknie o Jakubie, ciąży i przyszłości swojej córki, ta natychmiast wybuchnie niczym sylwestrowa petarda i szlag trafi świąteczny nastrój. Z drugiej strony jednak była matką i sen z powiek spędzała jej świadomość, iż jej jedyne dziecko na własne życzenie pieprzy sobie życie.
– W tym roku zrobiłam barszcz z kiszonych buraków – powiedziała, starając się, aby jej ton brzmiał jak najbardziej neutralnie i w miarę spokojnie.
– A to jest jakaś różnica? – chciała wiedzieć Agata.
– Moim zdaniem bardzo duża. Barszcz ma bardziej wyrazisty smak, a poza tym jest zdrowszy. Buraczany zakwas jest tak sympatyczny, że pozwala poprawić nam parametry krwi. Na przykład podczas ciąży… – mama Helena urwała, zastanawiając się, czy słowo „ciąża” nie spowoduje wybuchu złości u córki. Swoją drogą było dość męczące uważać na wszystko, co się mówi, i zastanawiać się nad tematem rozmów.
Na szczęście Agata nadal wyglądała na spokojną, a nawet przyznała, że barszcz faktycznie jest wyjątkowo dobry, chociaż nie spotkała się wcześniej z określeniem „sympatyczny” w stosunku do potrawy.
– W uszkach z kolei są nie tylko pieczarki, ale również prawdziwki.
Z każdym kolejnym zdaniem mama Helena uświadamiała sobie, jak strasznie sztucznie to brzmi, ale naprawdę nie miała pomysłu na cokolwiek innego. Gdyby to od niej zależało, wygarnęłaby, co sądzi o tym wszystkim, a konkretnie o wyjeździe Jakuba za granicę, nastawieniu Agaty do ojca jej dziecka oraz nieodpowiedzialnym podejściu do przyszłości.
– Och, cudownie, bardzo lubię prawdziwki – odpowiedziała Agata, co zabrzmiało równie sztucznie i kretyńsko jak wcześniej informacja o farszu w uszkach.
Nawet kotka Christie przysłuchiwała się temu sceptycznie, jakby rozumiała, że ta rozmowa jest po prostu beznadziejna. Zupełnie jak najtańszy tuńczyk.
– Dobra, mamo, do świąt zostało jeszcze kilka dni, więc zadaj mi te wszystkie pytania, które chodzą ci po głowie, a ja się wykrzyczę, prychnę kilka razy i wyzłoszczę, a w święta zasiądziemy do stołu z czystym sumieniem – zaproponowała nagle Agata.
Pani Helena westchnęła i zmarszczyła czoło.
– Nie powinnam denerwować kobiety w ciąży – odpowiedziała szybko.
Agata przewróciła oczami.
– I tak już jestem zdenerwowana, a twoje informacje o farszu w uszkach doprowadziły nawet do tego, że odrobinę zagotowałam się w środku. Myślisz, że nie wiem, iż próbujesz wszystkiego, byle tylko nie zapytać o to, co cię najbardziej męczy?
Pani Helena położyła ręce na stole, a następnie posłała Agacie mordercze spojrzenie.
– W zasadzie to masz rację. Jesteś już dorosła, więc chyba wolno mi powiedzieć, co o tym wszystkim myślę. Nie chciałam cię stresować ze względu na dziecko, ale skoro i tak już jesteś zdenerwowana, to może rzeczywiście miejmy to za sobą. Dlaczego wypędziłaś Jakuba?
Agata parsknęła śmiechem.
– Gdyby nie chciał, toby nie pojechał, wystawiłam go na próbę. Kazałam mu jechać raz, drugi, a nawet pięćdziesiąty. Nie rozumiem, jak to się stało, że posłuchał.
– Jak to nie rozumiesz? – do rozmowy wtrącił się zdumiony tata Marek. – Pięćdziesiąt razy powiedziałaś facetowi, że ma coś zrobić, to niby dlaczego miałby zrobić coś innego?
– Bo cały czas twierdził, że doskonale zna psychikę kobiety. W tej sytuacji nie powinien jechać.
Tata Marek złapał się za głowę.
– Chyba się pogubiłem. Zawsze wydawało mi się, że znam nieco psychikę kobiety, może nie w stu procentach, może nawet nie w pięćdziesięciu, ostatecznie człowiek uczy się przez całe życie. Ale to mnie przerosło. Czy mogę wiedzieć, co dokładnie powiedziałaś Jakubowi?
Agata zastanowiła się przez chwilę.
– Powiedziałam mu po prostu, że nie chcę, aby zostawał w Warszawie, że poradzę sobie ze wszystkim sama, że wcale nie uważam, iż nadaje się na ojca mojego dziecka, oraz że nie powinniśmy być razem. Tak naprawdę był to wypadek przy pracy, niczego nie planowaliśmy, a ja go nie kocham. Oraz że absolutnie żądam, aby wyjechał do Londynu, zajął się sobą i swoją karierą, a mnie zostawił w świętym spokoju.
Rodzice Agaty zamilkli i przez moment patrzyli na siebie totalnie osłupieni.
– I ty się dziwisz, że wyjechał? – upewnił się ojciec.
Agata skinęła głową.
– Nawet ja się nie dziwię – przyznała mama.
– Oboje nie jesteście w ciąży, więc nie rozumiecie, co hormony wyprawiają z ciałem i mózgiem kobiety. Nieważne. Tak naprawdę to był test, którego Jakub po prostu nie zdał.
– A dałaś mu chociaż w minimalnym stopniu do zrozumienia, że jednak wolałabyś, aby z tobą został? – chciał wiedzieć tata.
Agata pokręciła przecząco głową.
– Oczywiście że nie, ale to jeszcze nie znaczy, że faktycznie tego nie chciałam, prawda?
Rodzice znowu zamilkli. Docierało do nich, że ich córka jest w ciąży i nie zawsze zachowuje się tak, jak powinna, ale to przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
– Wydaje mi się, że w tej sytuacji powinniśmy powrócić do rozmowy na temat wigilijnego menu – odezwała się mama Helena. – Całkowicie pogubiłam się w tym, co mówisz, natomiast jeśli chodzi o śledzie z jabłkami i cebulą, karpia po grecku czy też pierogi z kapustą i grzybami, to przynajmniej wiem, na czym stoję.
Agata spojrzała na nią ponuro.
– Myślałam, że chociaż ty mnie zrozumiesz. Czy nie dociera do was, że to Jakub jest winny?
Miny rodziców wskazywały, że myślą zupełnie inaczej, ale nie odezwali się słowem, żeby nie eskalować konfliktu. Tutaj nie było szans na żadne porozumienie, przemówienie Agacie do rozsądku, bowiem ona najwyraźniej znajdowała się w jakimś innym wymiarze emocjonalnym i to, co było czarne, dla niej było białe. Oraz na odwrót. Nie należało z tym chwilowo walczyć, tylko przeczekać.
– Zastanawiam się, czy dodać do sernika skórkę pomarańczową – odezwała się mama Helena.
Agata zgrzytnęła zębami.
– Mamo, to staje się męczące.
– To ja może wyjdę i zabiję jakąś kurę na rosół. Przynajmniej to mnie uspokoi – odpowiedziała mama, a następnie wstała od stołu, zarzuciła na siebie kurtkę i wyszła stanowczym krokiem na podwórko.
Agata spojrzała na ojca.
– Ty też jesteś przeciwko mnie? I również uważasz, że to, co robię, jest niesłuszne?
Trudno było no to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony ojciec Marek tak właśnie uważał, z drugiej wiedział, że nie powinien odpowiadać twierdząco.
– Pamiętaj, że bardzo cię kocham. Oboje cię kochamy. Po prostu istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozmijamy się w podejściu do niektórych spraw. Ale to przecież nic złego, prawda?
Agata trochę się naburmuszyła i doszła do wniosku, że pora zakończyć tę dyskusję. Wstała więc również, a potem poszła na górę do swojego pokoju. Położyła się na łóżku brzuchem do góry, splotła na nim ręce i zapatrzyła się w sufit. Czasami łapała się na tym, że odrobinę tęskniła za Jakubem, a zwłaszcza za jego opiekuńczością i doskonałymi potrawami, które jej serwował, ale wtedy natychmiast przywoływała w pamięci wszystkie te sceny, których była świadkiem, a w których okazywało się, że nawet największa miłość nie zawsze jest prawdziwa.
Chociażby ta akcja sprzed dwóch tygodni. To było chyba najszybsze zlecenie czy może raczej udowodnienie zdrady w jej karierze. Zgłosiła się do niej dwudziestosiedmioletnia Katarzyna, która za kilka miesięcy miała wyjść za mąż. Coś jednak nie dawało jej spokoju, a konkretnie zapach koszul jej przyszłego męża. Katarzyna bowiem pracowała jako senselier i wszystko, co się z zapachami wiązało, było dla niej bardziej oczywiste niż dla przeciętnego człowieka.
– Senselier? – spytała zaskoczona Agata, która nigdy wcześniej nie spotkała się z tą nazwą.
– To po prostu profesjonalny trener zapachowy – wyjaśniła Katarzyna. – Proszę tego nie mylić z perfumiarzem, który tworzy nowe zapachy, ja nie zajmuję się produkcją perfum, ale za to potrafię mistrzowsko odróżniać zapachy, rozbierać poszczególne kompozycje na czynniki pierwsze, a po powąchaniu esencji flakonika jestem w stanie powiedzieć, jakie aromaty kryją się w nucie głowy, serca oraz bazy. Tak to nazywam.
– Piękne – zachwyciła się Agata. – I rozumiem, że zapach koszul pani przyszłego męża różni się znacznie od tego, jak pachniały jeszcze jakiś czas temu?
Katarzyna skinęła głową.
– Jego perfumy mają nutę orientalną. Teraz doszedł do tego zapach drzewny oraz lekko owocowy. Zdecydowanie należy on do damskich perfum, niestety nie moich.
Agata przyjęła zlecenie i już po kilku dniach miała dla Katarzyny pierwsze informacje. Co prawda nie przyłapała jej narzeczonego na zdradzie, ale kilkukrotnie widziała go, jak wychodził z pracy z wysoką, szczupłą szatynką. Dwa razy poszli na obiad, a raz po prostu dość długo rozmawiali przed biurem. Potem każde z nich poszło w inną stronę, dlatego trudno było mówić tu o jakimkolwiek oszustwie. Jednakże Agacie od samego początku wydawało się, że tych dwoje łączy coś więcej niż tylko praca. Jak Katarzyna miała nosa do esencji zapachowych, tak Agata do niewierności.
I nie myliła się. Kiedy następnym razem narzeczony Katarzyny razem z tajemniczą szatynką wyszli razem z biura, Agata postanowiła, że nie poprzestanie na śledztwie w momencie, w którym się rozstaną, tylko podąży za jednym z nich. I to był bardzo dobry pomysł. Narzeczony i szatynka znowu udali się tylko na kawę, z tym że on został w kawiarni ToTuCafe, ona zaś pożegnała się, zamówiła taksówkę, którą odjechała w stronę Mokotowa. Agata wsiadła w różową alhambrę i ruszyła za zielonym hyundaiem. Zaparkowała w miejscu, gdzie szatynka wysiadła, a mniej więcej po półgodzinie doczekała się narzeczonego Katarzyny, który nadjechał z drugiej strony własnym samochodem. W zasadzie wystarczyło to za dowód, ale Agata postanowiła, że zrobi coś jeszcze. Odczekała kolejne trzy dni, a kiedy narzeczony Katarzyny znowu spotkał się z szatynką w kawiarni, wybrała stolik obok nich, zamówiła cynamonową kawę, a po paru minutach zwróciła się do szatynki.
– Używa pani przecudownych perfum, czy mogłabym wiedzieć, co to za zapach?
Kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową.
– Carolina Herrera Good Girl – odpowiedziała słodkim głosem.
Kiedy Agata przekazała te informacje Katarzynie, dziewczyna tylko smutno się uśmiechnęła.
– Tak, to musi być to. Dla pewności wybiorę się do Sephory i powącham flakonik w kształcie efektownego pantofelka na szpilce, ale jestem niemal pewna, że znalazłyśmy właścicielkę zapachu koszul mojego przyszłego męża. W tej sytuacji będę chyba zmuszona odwołać ślub, bo nie do końca wyobrażam sobie, aby w tym związku znalazło się miejsce dla trzech osób – dodała jeszcze gorzko.
Tydzień później Agata dowiedziała się, że niewierny narzeczony przyznał się do zdrady, chociaż próbował wytłumaczyć to w typowo męski sposób, a mianowicie, że przecież jeszcze nie są małżeństwem, a on po prostu chciał ostatni raz wyszumieć się przed podpisaniem dekretu na wierność.
Jak w takiej sytuacji można wierzyć mężczyznom?ROZDZIAŁ 2
Agata była szczęśliwa, że jakoś udało jej się przeżyć te święta, a także sylwestra i Nowy Rok. Zwłaszcza to ostatnie nie okazało się zbyt trudne, bowiem sylwestra po prostu przespała. Powiedziała rodzicom o dwudziestej pierwszej, że położy się na chwilę, a kiedy się obudziła, był już kolejny dzień, a nawet rok, godzina ósma rano. I nawet nie była zła, że nikt jej o tym wcześniej nie poinformował. Początkowo miała tę noc spędzić z Julką i jej rodziną, ale okazało się, że przyjaciółka dostała od męża pod choinkę od lat obiecywany wyjazd na narty, więc Agata powiedziała jej, że zdecydowanie musi z tego skorzystać.
– No, ale umawiałyśmy się, że w tym roku sylwester jest nasz – jęknęła Julka. – Poza tym postanowiłam sobie, że nie zostawię cię samej. I chociaż jestem na ciebie wkurzona za to, co wyprawiasz, mimo że rozumiem, iż twoje hormony wariują, to i tak cię kocham. A teraz jestem zmuszona cię opuścić podczas przejścia starego roku w nowy i źle się z tym czuję.
Agata roześmiała się.
– Daj spokój, jestem dorosła, ciężarna, na dodatek spędzę ten czas z rodzicami i Christie. Nie będę sama. Poza tym nie przepadam za sylwestrem, więc kompletnie nie zawracaj sobie tym głowy. Pakuj walizki i zasuwaj z rodziną na narty. Mną się zupełnie nie przejmuj, inaczej zepsujesz sobie wyjazd.
I mówiąc to, dokładnie tak myślała. Jakoś nie miała ochoty czekać do północy na symboliczną zamianę roku, rozbierać na czynniki pierwsze swojego życia, odpowiadać na niekończące się pytania o Jakuba, a potem okazywać jakąś sztuczną radość z tego powodu, że właśnie umarł stary rok. Dlatego dobrze się stało, że Julka wyjechała, a Agata w spokoju mogła przespać całą noc. Nie obudziły jej nawet fajerwerki, co oznaczało, że po prostu potrzebowała głębokiego snu.
Na początku stycznia zdecydowała się wrócić do Warszawy, chociaż mama Helena prosiła ją, żeby została jeszcze przez jakiś czas z nimi. Ale Agata miała chwilowo serdecznie dosyć również własnej rodziny. Co prawda rodzice nie poruszali już tematu jej przyszłości, ale i tak wiedziała, że cały czas o tym myślą. Patrzyli na nią z niepokojem i trwogą w oczach i zastanawiali się, jak to wszystko się ułoży. Pora się stąd wyrwać.
Postanowiła też nie robić noworocznych postanowień, bowiem zazwyczaj bywało tak, że już dwa tygodnie później kompletnie o nich zapominała i chyba jeszcze żadnego z nich nigdy nie wypełniła do końca. Dlatego w tym roku doszła do wniosku, że w ogóle o niczym nie będzie myśleć, niczego sobie nie obieca i nie będzie robić żadnych nadziei. Co ma być, to i tak się wydarzy, o tym doskonale wiedziała. Planowanie, obiecywanie sobie czegoś, układanie scenariusza – to wszystko i tak nie miało żadnego sensu, bo życie fundowało człowiekowi takie zwroty akcji, niespodzianki i zaskakujące momenty, że całe to projektowanie przyszłości po prostu mijało się z celem. Poza tym już trzeciego stycznia dostała kolejne zlecenie. Tym razem zadzwoniła do niej załamana kobieta, która od razu poprosiła o pomoc w pewnej bardzo ważnej i delikatnej sprawie.
– Chodzi o mojego męża. Tak się złożyło, że jeszcze przed nowym rokiem wylądował w szpitalu z powodu zawału. Niestety, okazało się, że był dość rozległy i dlatego Michał cały czas utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej. Co prawda lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze i ja nawet w to wierzę, bo Michał jest silny i wysportowany, ale tak naprawdę martwi mnie zupełnie coś innego.
Agata zamieniła się w słuch.
– Otóż mam wrażenie, że dzieje się coś bardzo dziwnego. Początkowo myślałam, że może postradałam zmysły, że wyobraźnia płata mi figle, ale po dzisiejszej rozmowie z lekarzem doszłam do wniosku, że jednak mam rację co do swoich podejrzeń.
– A o co konkretnie chodzi? – chciała wiedzieć Agata.
Kobieta ciężko westchnęła.
– Podejrzewam, że mój mąż ma romans, niestety nie mogę go o to zapytać, ponieważ jak już mówiłam, leży w śpiączce. A nawet jeżeli go z niej wybudzą, to przecież nie mogę go tak od razu zaatakować pytaniem o kochankę, bo dostanie kolejnego zawału. Dlatego ta sprawa jest bardzo delikatna i wymaga pomocy specjalisty. Zanim bowiem cokolwiek zrobię, muszę mieć stuprocentową pewność. Ponieważ nie chciałabym wszystkiego mówić przez telefon, dlatego bardzo prosiłabym o spotkanie.
Agata otworzyła notes i sprawdziła termin najbliższej wizyty u ginekologa. Dziesiątego stycznia, więc ma jeszcze czas.
– Jestem chwilowo poza Warszawą, ale jeżeli to pilne, to mogę przyjechać choćby jutro.
– Dla mnie to jak najbardziej pilne, bo przez to całe zamieszanie nie mogę spać, muszę udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku, i tłumaczyć się ze swoich opuchniętych powiek.
– Dobrze, w takim razie przyjadę jutro. Możemy spotkać się po południu, proszę podać adres. Podjadę samochodem.
– Może po prostu w centrum? Kojarzy pani Wegeguru Street? Bo tak się składa, że od kilku miesięcy przerzuciłam się na kuchnię wegetariańską, ale jeśli woli pani inne miejsce, to oczywiście się dostosuję.
Agata uśmiechnęła się.
– Zazwyczaj pierwsze spotkanie odbywa się u mnie w biurze.
– Czyli gdzie dokładnie?
– W samochodzie.
Kobieta zamilkła na moment.
– Już wyjaśniam – pospieszyła z informacją Agata. – Moje biuro detektywistyczne jest mobilne i różowe. To duży van, w którym jest wystarczająco dużo miejsca. Ale jeśli woli pani restaurację, to nie ma najmniejszego problemu. Chętnie przyjadę do Wegeguru Street, tym bardziej że już słyszałam o tym miejscu. Podobno mają rewelacyjne pierożki mandu, więc z przyjemnością się na nie skuszę.
Kiedy się rozłączyła, dotarło do niej, że zapomniała zapytać swoją klientkę o imię, a ta z kolei zapomniała się przedstawić. Najważniejsze było, że dostała kolejne zlecenie, które pozwoli jej nie myśleć o sobie samej i o tym, co czeka ją w ciągu najbliższych miesięcy. Zawsze wybawieniem w takich sytuacjach była praca, zwłaszcza taka, która wymagała skupienia, zaangażowania i skoncentrowania się na problemach innych. Agata wiedziała, że to rodzaj spychologii, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Bowiem roztrząsanie własnych kłopotów nigdy nie przynosiło niczego dobrego poza wpędzaniem się w coraz większe kompleksy i poczucie winy.
– Jesteś pewna, że chcesz już jechać? – spytała mama Helena, widząc, jak Agata zaczyna pakować swoje rzeczy.
– Tak, nowy rok, nowa praca, nowe zlecenia. Oczywiście było tutaj cudownie, jak zwykle, a twój barszcz na zakwasie z buraków przeszedł moje najśmielsze oczekiwania – powiedziała, starając się, żeby nie zabrzmiało to zbyt ironicznie. – Ale muszę już wracać do siebie. Obiecuję, że będę się regularnie meldować, no i oczywiście zgłoszę się natychmiast po wizycie u ginekologa. Możliwe, że już będę wiedziała, jaka to płeć – puściła do mamy oko, łagodząc tym samym moment pożegnania.
Wiedziała bowiem, że mama Helena już nie może się doczekać narodzin wnuka lub wnuczki i było to dla niej w tej chwili absolutnym numerem jeden. Agata jakoś tak podświadomie czuła, że urodzi dziewczynkę, ale ponieważ podczas ostatniej wizyty pani ginekolog nie była jeszcze w stu procentach pewna, obie doszły do wniosku, że zaczekają. Coś jej jednak mówiło, że urodzi maleńką kobietkę, i bardzo się z tego cieszyła. Co prawda zdawała sobie sprawę, iż płeć żeńska w dalszym ciągu miała na tym świecie dużo gorzej, ale postanowiła, że od małego przygotuje swoją córkę na starcie z męskim żywiołem. Bo tylko odpowiednie wyszkolenie w tym temacie mogło uratować jej dziecko przed popełnianiem życiowych błędów oraz przysposobić je do walki.
– Mam dla ciebie niespodziankę – odezwał się ojciec, wchodząc do kuchni i uśmiechając się szelmowsko. – Wymieniłem siedzenia w twojej alhambrze. Ten skurczybyk faktycznie nieźle poharatał ci nożem fotele, a przecież nie możemy pozwolić, żeby twoi klienci na czymś takim siadali.
Agata podskoczyła z radości.
– Ojej! – klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka. – Bardzo ci dziękuję! Miałam się tym zająć jeszcze przed świętami, ale po prostu nie starczyło mi czasu, poza tym zupełnie nie wiedziałam, jak się do tego zabrać.
– Mam nadzieję, że spodoba ci się moja niespodzianka – powiedział tata nieco tajemniczym głosem.
Agata odrobinę się zaniepokoiła, bo zazwyczaj bywało tak, iż to, co rodzicom wydawało się świetnym pomysłem, nie do końca się sprawdzało, ale postanowiła nie komentować, dopóki nie przekona się na własne oczy, co tym razem wymyślił jej ojciec.
– O! – zawołała tylko, wychodząc przed dom, a następnie zamilkła.
Nie wiedziała bowiem, jak zareagować nie tyle na nowe siedzenia, które były absolutnie niezbędne, ile raczej na ich kolor. Fotele okazały się turkusowe. Nie ciemnogranatowe, niebieskie czy też delikatnie lawendowe. Były agresywnie turkusowe. Co w zestawieniu z różowym lakierem auta tworzyło nieco szokującą kompozycję.
– Podobają ci się? – zapytał podekscytowany ojciec. – Początkowo nie byłem przekonany co do tego koloru, ale po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że jest on idealnie dopasowany. Ostatecznie twój samochód jest absolutnie wyjątkowy. Wprawdzie kiedy jeszcze był mój, trochę wstydziłem się tego koloru, ale muszę przyznać, że do ciebie i tego, co robisz, świetnie pasuje. Dlatego pomyślałem, że banalna czerń, beż czy też biel zdecydowanie odpadają. I wtedy właśnie wpadłem na pomysł tego, a nie innego koloru, i już tłumaczę ci dlaczego.
– Cudownie – powiedziała cicho Agata, ponieważ w dalszym ciągu była odrobinę zszokowana. – Chętnie dowiem się, co tobą kierowało.
– Otóż dowiedziałem się, że turkus symbolizuje spokój potrzebny do inspiracji, a także ukojenie i prawdę. Doskonale wpływa na osoby, które szukają wyciszenia umysłowego, równowagi oraz wewnętrznego spokoju, no i dodatkowo łagodzi uczucie samotności. Wtedy pomyślałem sobie: _bingo!_ Ty przecież potrzebujesz teraz wyciszenia oraz ukojenia, zwłaszcza w sytuacji, w której się znajdujesz. Do tego to uczucie samotności, które mimo wszystko na pewno od czasu do czasu cię dopada. Dodatkowo turkusowy jest związany z pewną siłą kreatywności, a także czymś nowym i przebojowym. To również do ciebie pasuje, a także do zawodu, który wykonujesz. I jeszcze gdzieś wyczytałem, że turkus można świetnie zrównoważyć kolorem czerwonym lub właśnie różowym. Czy nie wymyśliłem tego naprawdę dobrze? – spytał ojciec, spoglądając na Agatę z nadzieją.
Córka ostrożnie pokiwała głową, a potem podeszła do niego i mocno go przytuliła. Nigdy w życiu sama nie wpadłaby na to, aby siedzenia w jej różowej alhambrze były turkusowe, ale pomyślała: _dlaczego nie?_ Ostatecznie faktycznie było to niezwykle oryginalne, podobnie zresztą jak kolor jej auta. Argumenty, które przedstawił ojciec, również nie były bez znaczenia, chociaż przestała go słuchać w momencie, kiedy zaczął mówić coś o tym, jak to turkus ułatwia przepływ energii w organizmie, sprzyja detoksykacji i zmniejsza stany zapalne. Doszła do wniosku, że trochę tego za dużo, ale i tak była mu wdzięczna. Widać było, że bardzo się postarał, a to najbardziej się liczyło.
– Dziękuję, tato. Jestem przekonana, że dzięki turkusowi będzie mi się powodziło jeszcze lepiej i zyskam dodatkowych klientów – pocałowała go w szorstki policzek i uniosła w górę kciuk.
*
Agata stanęła w umówionym miejscu pod restauracją Wegeguru Street i ze zdumieniem przeczytała, że lokal jest nieczynny. Szkoda, bo miała wielką ochotę na pierożki lub bułeczki bao, ale najwyraźniej będzie musiała obejść się smakiem. Kiedy zaglądała przez szybę do ciemnego lokalu, podeszła do niej drobna kobieta w zielonej czapce wciśniętej na głowę tak głęboko, że Agata z trudem dostrzegła oczy i nos jej właścicielki.
– Dzień dobry, domyślam się, że to z panią się umówiłam, ale ja również nie wiedziałam, że ten lokal jest nieczynny – odezwała się cichym głosem. – Mam na imię Justyna, nie pamiętam, czy wspominałam o tym podczas naszej rozmowy. To co teraz robimy? – wskazała głową na zamknięte drzwi.
Agata wyciągnęła do niej rękę i mocno ją uścisnęła.
– A ja mam na imię Agata i jeżeli pani chce, to możemy mówić sobie po imieniu. Proponuję zatem udać się do mojego mobilnego biura, mam w termosie świetną herbatę z opuncją i pyszne ciasteczka domowej roboty mojej mamy. Zaparkowałam na Żurawiej, to niedaleko stąd.
Kobieta skinęła głową, ale nie uśmiechnęła się. Widać było, że jest ogromnie zestresowana i jak najszybciej chciałaby podzielić się swoją historią.
Kiedy usiadły wewnątrz różowego samochodu (z nowymi turkusowymi fotelami), Agata natychmiast podała Justynie różowy kubek, do którego nalała zielonej herbaty z kwiatem opuncji, a potem wyjęła pojemnik z maleńkimi kokosowymi ciasteczkami, które przed wyjazdem upiekła mama Helena.
– Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony, chociaż nie wiem, czy mam siłę, żeby cokolwiek zjeść – powiedziała Justyna. Ale wypiła kilka łyków i schrupała dwa ciasteczka, po czym nawet delikatnie się uśmiechnęła.
– Opowiedz, proszę, o co chodzi, a ja ze swojej strony mogę obiecać, że zrobię wszystko, żeby dowiedzieć się prawdy i żebyś mogła wreszcie spokojnie spać.
Justyna westchnęła.
– Jeżeli dowiesz się tej prawdy, którą podejrzewam, to wątpię, czy sen powróci. Obawiam się, że wtedy będę miała jeszcze większy problem, ale najważniejsze to jednak wiedzieć, na czym się stoi. Wyobraź sobie, że kiedy odwiedziłam męża w szpitalu, lekarz powiedział mi, że nie muszę tak często przychodzić i że jeśli cokolwiek się wydarzy, on natychmiast mnie o tym powiadomi. Zdziwiłam się, bowiem tego dnia byłam tam po raz pierwszy, dlatego nie do końca zrozumiałam, co miał na myśli. A potem wydarzyło się coś jeszcze. Inny lekarz z kolei zrobił na mój widok wielkie oczy, a potem oznajmił z jakimś takim wyrzutem w głosie, że przecież kazał mi iść do domu porządnie się wyspać. Tego też zupełnie nie ogarnęłam, ponieważ w ogóle nie przypominam sobie takiej rozmowy. Na dodatek przyszłam do szpitala dopiero po piętnastej, a nie jakoś wcześnie rano, żeby mógł mi coś podobnego sugerować. I wtedy do mnie dotarło, że być może Michała odwiedza jakaś inna kobieta. Na dodatek prawdopodobnie podaje się za jego żonę lub kogoś bliskiego, skoro lekarze mnie z nią mylą. Oczywiście nie mogę nikogo o nic zapytać, bo boję się, że wyjdę na wariatkę. Michał nadal jest w śpiączce, więc od niego również niczego się nie dowiem.
– A próbowałaś wyśledzić, czy ktoś odwiedza twojego męża? – spytała Agata. Justyna potrząsnęła przecząco głową.
– Nie, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie mam czasu, bo pracuję, a na dodatek mam w domu troje dzieci. Po drugie, boję się – przyznała uczciwie. – Nie wiem, jak zareagowałabym na widok obcej baby, która przychodzi do mojego męża i jest traktowana jak ktoś mu bliski. Cały czas mam nadzieję, że ci lekarze są przemęczeni, że mylą im się pacjenci oraz ich krewni i po prostu sami nie wiedzą, co mówią. Ale dwa dni temu wydarzyło się coś jeszcze, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie zwariowałam. Otóż jedna z pielęgniarek uśmiechnęła się na mój widok i powiedziała, że bardzo ładnie mi w tej nowej fryzurze. Kompletnie mnie zatkało. Cały czas mam taką samą fryzurę, nie zmieniam jej od lat. Zawsze noszę nisko upięty kok, bo tak jest najwygodniej. Musiałam zrobić jakąś idiotyczną minę, bo ona nagle roześmiała się i powiedziała, że nie miała niczego złego na myśli. Chodziło jej po prostu o to, że kiedy mam włosy zaczesane do tyłu, to wyglądam dużo ładniej, bo odsłaniam buzię, a kiedy noszę rozpuszczone, to niewiele widać. Cały wic polega na tym, że ja prawie nigdy nie noszę rozpuszczonych włosów. Z tego wynika, że również pielęgniarka mnie z kimś pomyliła. I nawet jeżeli lekarz, jeden czy drugi, mógł coś pokręcić, to chyba zbyt dużym zbiegiem okoliczności jest to, że zrobiły to trzy niezależne od siebie osoby.
Agata zmarszczyła czoło.
Z tego, co mówiła Justyna, rzeczywiście wynikało, że jej męża w szpitalu odwiedza ktoś jeszcze. Pytanie tylko, w jakim celu i kim dla niego jest? Doskonale rozumiała też, dlaczego jej klientka obawia się konfrontacji. W takich przypadkach wiele kobiet odsuwało od siebie prawdę lub nie chciało stanąć z nią oko w oko. Z drugiej strony męczyły je tajemnica i świadomość, że za ich plecami dzieje się coś, o czym nie mają pojęcia.
– Musiałybyśmy razem pojechać do szpitala, a ty zgłosić mnie jako siostrę lub kuzynkę twojego męża, która może go odwiedzać i której lekarz ewentualnie może udzielać informacji o stanie zdrowia pacjenta. W przeciwnym razie nikt mnie tam nie wpuści. Jeżeli będę miała już takie uprawnienia, postaram się wyśledzić osobę, o której wspominali lekarze i pielęgniarka. Z tego, co mówisz, wynika, że przychodzi ona tam dość często, więc nie powinnam mieć większych trudności, żeby na nią wpaść. Na dodatek ona mnie nie zna, więc mogę bez problemu jej się przyjrzeć, a może nawet czegoś dowiedzieć.
Justyna skinęła głową.
– Dobrze, tak zróbmy. Bardzo przepraszam, że jestem taka przybita, ale naprawdę nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Do tej pory wydawało mi się, że jesteśmy normalną, kochającą się rodziną, którą omijają takie tematy jak zdrada czy oszustwo. Jednak okazuje się, że człowiek zawsze powinien być przygotowany na najgorsze.
– Nie zamartwiaj się na zapas, z doświadczenia wiem, że nie wszystko, co się świeci, jest złotem, i nawet jeśli jest to banalne powiedzenie, to w dalszym ciągu prawdziwe. Zdrada nie zawsze jest zdradą, a czasem wręcz przeciwnie. Dopóki nie dowiemy się wszystkiego, dopóki wszystkiego nie sprawdzimy, dopóty nie możemy wydawać żadnych wyroków. Pewnie, że to, co mówisz, brzmi trochę dziwnie, a nawet podejrzanie, ale nie mamy żadnych dowodów.
Justyna w końcu ściągnęła z głowy zieloną czapkę. Jej jasne włosy faktycznie były upięte tuż nad karkiem w niedbały kok. Miała około czterdziestu lat, ale wyglądała dużo młodziej, nawet jeżeli jej twarz była teraz szara ze zmęczenia, a pod oczami straszyły fioletowe cienie. Oczy w dalszym ciągu jej błyszczały zaskakującym zielonym kolorem, jakiego Agata nigdy wcześniej nie widziała.
– Ależ ty masz niesamowite tęczówki! – zawołała teraz.
Justyna delikatnie uniosła kąciki ust.
– Tak, wiele ludzi mi to mówi. I wiesz co? Ta pielęgniarka też powiedziała, że mam piękny kolor oczu i że za każdym razem, kiedy mnie widzi, jest zachwycona. A to oznaczałoby, że tamta kobieta również musi mieć zielone oczy. Jakiś absurdalny zbieg okoliczności, prawda? Wiem, że moje tęczówki są dosyć niespotykane. Naprawdę nic z tego wszystkiego nie rozumiem.
– I właśnie dlatego zatrudniłaś mnie – powiedziała Agata uspokajającym tonem. – To ja jestem od tego, żeby dowiedzieć się prawdy i doprowadzić do wyjaśnienia tej sytuacji.
Jeszcze tego samego dnia dokonały wszelkich formalności w szpitalu. Agata została przedstawiona personelowi jako siostra Michała, a Justyna poprosiła pielęgniarki, żeby dziewczyna mogła odwiedzać jej męża.
– Dzisiaj jest już późno, ale zjawię się w szpitalu jutro z samego rana. Kiedy ty najczęściej odwiedzasz Michała? – spytała Agata.
– Po południu. Pracuję w firmie jako księgowa i zazwyczaj jestem zajęta do piętnastej. Podejrzewam, że jeżeli ktoś przychodzi do szpitala, to robi to w tych godzinach, w których ja pracuję.
– OK, to ja zjawię się tutaj jutro o dziewiątej rano. Może będzie już po obchodzie, a ten ktoś właśnie przyjdzie – skinęła głową Agata.
Kiedy wróciła do swojego mieszkania, pierwsza myśl, jaka pojawiła się w jej głowie, dotyczyła jedzenia. Zazwyczaj kiedy późno wracała z pracy, na stole czekała na nią pyszna kolacja przygotowana przez Jakuba. Nie ukrywała, że to była jedna z jego cech, którą wyjątkowo lubiła. Facet naprawdę miał pojęcie o kuchni i potrafił świetnie gotować. Na dodatek wszystko, co przyrządzał, było po prostu pyszne i Agata musiała przyznać, że nigdy wcześniej tak smacznie nie jadła. No chyba że były to pierogi mamy Heleny.
– Christie, nie patrz na mnie tym swoim potępiającym wzrokiem – zwróciła się w stronę kotki, która tylko miauknęła w odpowiedzi. – Wiem, że Jakub przekupił cię pasztecikami domowej roboty, ale to jeszcze nie powód, żeby nadal z nami mieszkał.
Kotka odwróciła się do niej tyłem, a następnie ostentacyjnie wyszła z kuchni, dumnie unosząc ogon.
– No pięknie. Nawet kot jest przeciwko mnie – mruknęła pod nosem i wyjęła słoik z pulpecikami, przezornie przygotowanymi przez mamę Helenę, która doskonale wiedziała, że Agata sama sobie niczego nie ugotuje.ROZDZIAŁ 3
– Christie nie możesz ze mną jechać, bo to zlecenie wymaga wejścia do szpitala. A jak się zapewne domyślasz, nikt nie pozwoli wprowadzić tam kota, nawet tak czystego i pachnącego jak ty – wyjaśniała Agata swojej kotce, która usiadła przed drzwiami i czekała na opuszczenie mieszkania.
Tak się bowiem składało, że mobilna agencja detektywistyczna zazwyczaj pracowała w duecie – Agata plus jej kot Christie. Miało to swoje uzasadnienie – większość klientów w czasie trudnych rozmów dotyczących zdrad lub przynajmniej podejrzeń niewierności chętnie brało kotkę na kolana i korzystało z tak zwanej terapeutycznej mocy futerka. Christie bardzo to lubiła i nie miała nic przeciwko temu, żeby ktoś ją głaskał. Mruczała przy tym z zadowoleniem i nawet przysypiała. Od czasu, kiedy stała się nieodzowną częścią mobilnego biura, niechętnie też zostawała w domu. Ale czasem zdarzały się sytuacje takie jak dzisiaj, kiedy Christie po prostu nie mogła pojechać z Agatą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki