Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Trolle Putina - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 października 2020
Ebook
49,99 zł
Audiobook
49,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trolle Putina - ebook

Trzymające w napięciu reporterskie śledztwo o współczesnych metodach prowadzenia wojny informacyjnej.

Rosja toczy w internecie wojnę przeciwko cywilom. Każda krytyczna opinia to głos wroga. Nie przebiera się w środkach ani nie zwraca uwagi na granice prawa, gdy wrogów chce się uciszyć. W książce zostały szczegółowo przedstawione inspirowane i aprobowane przez Kreml nagonki, które przeprowadzono ostatnimi laty w Polsce, Finlandii i wielu innych krajach. Punktem głównym są wymierzone w prywatne osoby ponadpaństwowe akcje, niekiedy wyczerpujące definicję przestępstwa. Dokładnie udokumentowane historie pokazują, że Rosja Putina bez najmniejszych skrupułów eliminuje przeciwników przy pomocy internetowego szpiegostwa, trolli w mediach społecznościowych, fake newsów, cyberprzestępczości, gróźb śmierci i przeprowadzonych przez specjalistów od PR-u kampanii nienawiści.

Literatura faktu, którą czyta się jak powieść szpiegowską. 

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8129-795-0
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DYPLOMATA – RENATAS JUŠKA

Trzy lata po tym, jak litewski dyplomata Renatas Juška stracił stanowisko ambasadora Litwy na Węgrzech, śledztwo policji w sprawie podsłuchu w jego telefonie zabrnęło w ślepą uliczkę.

Funkcjonariusze nie znaleźli odpowiedzi na nurtujące ich pytanie: kto nielegalnie podsłuchiwał rozmowy Juški i jego kolegów po fachu, nagrywał je, przerabiał i publikował na YouTubie?

Winnym nie był żaden „Zydrunas Gerintas”, pod którego nazwiskiem pliki umieszczono na YouTubie. Te personalia brzmią z litewska, ale w rzeczywistości taka osoba nie istnieje.

Policja uzbierała trochę danych technicznych na temat użytkownika odpowiedzialnego za udostępnienie nagrań. Zostały one opublikowane za pośrednictwem urządzenia mobilnego o nieznanym adresie IP. Litewscy funkcjonariusze wysłali YouTube’owi wiele pytań, ale serwis nie zamierzał współpracować – i nawet nie odpowiedział.

Śledczy przeanalizowali pliki. Na początku nagrania jednej z rozmów zidentyfikowano dźwięk, który policja zinterpretowała jako odgłos „włączania lub wyłączania urządzenia”.

Analiza techniczna potwierdziła przypuszczenia: nagrania zostały zmodyfikowane i zmontowane według nowej kolejności, więc nie były autentyczne. Innymi słowy, złożono je metodą „wytnij i wklej” z wielu telefonów Juški i kolegów.

Ale na YouTubie zaprezentowano je jako jedną rozmowę.

Nagrania zostały najwyraźniej przygotowane pod kątem zagranicznych odbiorców. Ktoś opatrzył je angielskimi tytułami o cynicznym wydźwięku oraz napisami, które również spreparowano.

Na nagraniach ambasador Juška przedstawiony jest jako osoba niedbała i niegrzeczna, a więc nieodpowiednia, by piastować tak odpowiedzialne stanowisko.

Jednocześnie na YouTubie pojawiły się nagrania innych podsłuchanych rozmów. W nich ambasador Litwy w Baku, stolicy Azerbejdżanu, rozmawiał z kolegami po fachu z Wilna.

Nagrania z YouTube’a rozpętały burzę w wielu różnych krajach i zniszczyły kariery podsłuchanych dyplomatów. Ich prywatność została pogwałcona, przestępstwo pociągnęło za sobą ofiary. Ale policja nigdy nie znalazła winnego, nikomu nie postawiono zarzutów ani nie wszczęto postępowania sądowego.

Nie był to pierwszy raz, gdy ambasador Renatas Juška został skompromitowany. Z poprzednich skandali udało mu się wyjść bez szwanku, ponieważ jego pracodawca, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy, niezachwianie go wspierał. Ale zmanipulowane nagrania, przez media nazwane błędnie „wyciekami”, co sugerowało ich autentyczność, to już było za wiele.

Po miesiącu publicznej presji i przesłuchań przed parlamentem przełożeni kazali się Jušce spakować, opuścić stanowisko w Budapeszcie i wrócić do domu.

W ciągu siedmiu lat Juška kilkakrotnie stał się obiektem pomówień, bynajmniej nie przypadkiem. Obierano go za cel, ponieważ zawsze walczył w obronie demokracji.

Popiół na zlewie

Broniący praw człowieka wizjoner Juška jest z wykształcenia historykiem. Błyskotliwą karierę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych rozpoczął już jako dwudziestotrzylatek, w 1995 roku, pięć lat po zakończeniu brutalnej okupacji sowieckiej i odzyskaniu przez Litwę niepodległości. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych specjalizował się przede wszystkim w sprawach Białorusi, która znajdowała się pod silnymi wpływami rosyjskimi nawet po upadku Związku Radzieckiego.

Jako młody dyplomata Juška pracował w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), a następnie jako doradca ambasadora Litwy w Mińsku. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z przemocą psychiczną.

Tak jak rosyjski wywiad ma w zwyczaju, ktoś odwiedził dom Juški w stolicy Białorusi i zostawił popiół z papierosa na kuchennym zlewie. Nikt z rodziny nie palił.

„Uznałem, że to nieprzyjemne, ale zaakceptowałem jako część mojej pracy”, mówi Juška.

Na Białorusi był świadkiem niepokojącej politycznej transformacji kraju. Widział, jak sfałszowano wybory, żeby ulubieniec Kremla, rządzący autorytarnie od 1994 roku prezydent Aleksandr Łukaszenka, pozostał przy władzy.

Na początku pozycja Łukaszenki była zagwarantowana dzięki skorumpowanej administracji, odpowiedzialnej za przebieg wyborów i zapełnianie urn sfałszowanymi głosami. Potem konstytucję zmieniono tak, żeby mógł on sprawować stanowisko prezydenta przez nieograniczoną liczbę kadencji.

Wolne media zostały uciszone. Łukaszenka był pokazywany w telewizji codziennie i przedstawiał się jako jedyna postać, której kandydaturę na głowę państwa można rozważać poważnie. Regularnie krytykował Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone. Już w 1999 roku zaczęli znikać białoruscy opozycjoniści i krytykujący reżim dziennikarze.

Inaczej niż teraz, jeszcze około 15 lat temu bezpośrednie i jawne popieranie polityków lub działaczy opozycyjnych krajów byłego ZSRR w kręgu dyplomatów reprezentujących kraje zachodnie nie było powszechne. Zachód często maskował swoje wsparcie, działając poprzez organizacje obywatelskie i fundacje.

Ale Litwa, dopiero co odrodzona demokracja w stylu zachodnim, w której społeczeństwie pamięć o radzieckim ucisku wciąż była żywa, wybrała inną linię: zaczęła bezpośrednio rozmawiać z obrońcami demokracji w krajach byłego ZSRR.

Po tym, jak Juška wrócił z Mińska do Wilna w roku 2003, jego praca w Ministerstwie Spraw Zagranicznych polegała właśnie na tym: na wspieraniu opozycjonistów. Utrzymywał kontakty z kruchą białoruską opozycją, organizacjami pozarządowymi i politykami oraz udzielał im pomocy. Urzędnicy innych działów w ministerstwie zajmowali się oficjalnymi kontaktami z białoruskim rządem.

Juška był na przykład autorem koncepcji (wprowadzonej w życie przez litewski rząd), by udzielić w Wilnie azylu Europejskiemu Uniwersytetowi Humanistycznemu. Była to jedyna działająca kiedykolwiek na Białorusi niezależna od państwa uczelnia wyższa. Łukaszenka zamknął ją w 2004 roku z przyczyn politycznych.

Wyjątkowy uniwersytet, który specjalizuje się w naukach humanistycznych i społecznych, działa w Wilnie do dziś. Wielu białoruskich studentów uzyskuje na nim dyplomy zgodne z europejskimi standardami.

„Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy było jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym, które nawiązało bezpośrednie kontakty z białoruską opozycją demokratyczną. To był śmiały ruch i wszyscy wiedzieliśmy, że może pociągnąć za sobą niemiłe konsekwencje”, mówi Juška.

Dla każdego, kto z bliska i na bieżąco przyglądał się rozwojowi sytuacji na Białorusi, było oczywiste, że z błogosławieństwem Moskwy Łukaszenka zbudował ostatnią wówczas dyktaturę Europy. On i Kreml działali jak sojusznicy i współpracowali na wszystkich polach. Białoruś oficjalnie rozpowszechniała przekazy Rosji oraz broniła własnych i rosyjskich racji na arenie międzynarodowej.

Ale duża część państw zachodnich nie traciła wiary w Rosję. Czekały cierpliwie, aż Władimir Putin wprowadzi kraj na drogę reform i demokracji. Zachód naprawdę chciał stworzyć układ korzystny zarówno dla siebie, jak i dla władz kontrolowanych przez byłego szpiega KGB i FSB.

We wczesnych latach sprawowania urzędu Putin poinformował Zachód o chęci współpracy. Rosja była strategicznym partnerem Unii Europejskiej i po zamachach terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych w 2001 roku przysięgła walczyć przeciwko dżihadystom razem z grupą zachodnich państw.

Wtedy publiczne rozmowy na temat rosyjskich tajnych operacji wpływu oraz fake newsów przeciwko tym samym krajom, które Rosja publicznie i oficjalnie wspierała, były bardzo rzadkie. Gdyby ktoś wprost wyraził taką tezę, uznano by ją za teorię spiskową.

Ale Juška i jego koledzy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Litwy widzieli, w jakim kierunku zmierza Białoruś. Rosja traktowała ją jako laboratorium i poligon doświadczalny dla swoich służb wywiadowczych oraz „technologów politycznych”.

Jeśli plan zamknięcia Białorusi powiódłby się i odizolowano by ją od dopływu informacji z Zachodu oraz od jego świata wartości, jednocześnie uzależniając trwale ten kraj od Rosji, Kreml mógłby używać podobnych form nacisku nie tylko u siebie w kraju, ale również poza jego granicami.

Juška, trzydziestoparoletni wówczas dyplomata, martwił się o dobro mieszkańców sąsiedniego państwa. Niespełna 40 kilometrów od Wilna naruszane były prawa człowieka, a za nic miano wolności obywatelskie i demokrację. Kreml wtrącał się w wewnętrzne sprawy Białorusi na każdym polu. Białorusini znaleźli się w tarapatach i potrzebowali konkretnego wsparcia, zarówno gospodarczego, jak i politycznego.

Juška nawiązywał kontakty z aktywistami demokratycznymi kilku krajów, na przykład z ruchami oporu: gruzińską Khmarą, ukraińskim pierwszym Majdanem i serbską młodzieżówką Otpor. Podlegający mu dział pomagał Białorusinom dotrzeć do darczyńców, organizować zebrania oraz planować kampanie na rzecz praw człowieka i wartości europejskich.

Nowe wybory prezydenckie szykowano na rok 2006 roku i najprawdopodobniej władze nosiły się z zamiarem ich sfałszowania. Łukaszenkę typowano na zwycięzcę. Inni kandydaci w jego mediach byli zupełnie niewidoczni.

Dzięki otrzymanym od Ministerstwa Spraw Zagranicznych Litwy szerokim pełnomocnictwom Juška próbował wzmocnić kruchą opozycję, która chciała skierować Białoruś na drogę nowoczesnej zachodniej demokracji. Wymieniał pomysły z demokratycznymi kandydatami na prezydenta Aleksandrem Milinkiewiczem i Aleksandrem Kazulinem oraz ich sztabami wyborczymi. W Wilnie dochodziło do regularnych spotkań organizacji międzynarodowych zdelegalizowanych na Białorusi i ich zachodnich patronów.

Białorusinów zachęcano do korzystania z wolności słowa i wyrażania własnych opinii. Zanim doszło do wyborów w ich kraju, w Gruzji i na Ukrainie, prozachodnio nastawieni obywatele zorganizowali tak zwane kolorowe rewolucje – pokojowe, gromadzące tłumy protesty, podczas których głoszono postulaty zbliżenia się do Unii Europejskiej i Zachodu. Ludzie chcieli się odciąć od skorumpowanych reżimów, które tkwiły głęboko w kieszeni Rosji.

„Doradzaliśmy, wymyślaliśmy proeuropejskie slogany i inicjatywy, pracowaliśmy nad sposobami drukowania materiałów i kolportowania ich po całym kraju. Wkładaliśmy dużo trudu, aby głos Białorusinów został usłyszany w zagranicznych mediach”, mówi Juška.

Zwycięzca nadchodzących wyborów był znany już zawczasu. Administracja Łukaszenki sama zaprezentowała system głosowania przedterminowego, dzięki któremu łatwo było popełnić fałszerstwo wyborcze.

Jeśli białoruska opozycja chciała osiągnąć wymierne rezultaty, mogła jedynie wyjść na ulice, tak jak podczas kolorowych rewolucji. Demonstracje były jedynym sposobem na pokazanie, że w centrum Europy, na oczach wszystkich, przeprowadza się ustawione wybory.

„Wybory” zostały zorganizowane 19 marca 2006 roku.

Powołana przez Łukaszenkę marionetkowa komisja wyborcza orzekła, że frekwencja wyniosła 92,6 procent. Według oficjalnych informacji Łukaszenka wygrał z przygniatającą przewagą i w pierwszej turze otrzymał 82,6 procent głosów. Kandydat opozycji Aleksandr Milinkiewicz uzyskał drugi wynik z sześcioma procentami poparcia.

Opozycja natychmiast podważyła ten wynik. Według szacunków niezależnego instytutu badawczego Łukaszenka otrzymał w rzeczywistości tylko 40 procent głosów, co oznaczało, że konieczna byłaby jeszcze druga tura. Dla samowładnego ojca narodu, „Batki” Łukaszenki, byłby to najgorszy scenariusz „kolorowych rewolucji”.

Ku zaskoczeniu wielu i zgrozie reżimu obywatele zorganizowali masowe demonstracje. Mimo że u schyłku dnia wyborów panowała ujemna temperatura, na placu Październikowym w Mińsku zebrało się tysiące ludzi, głównie studentów. Wdrapywali się na dachy autobusów, przemawiali, zbudowali małe miasteczko namiotowe i skandowali: „Ojczyzna! Wolność! Precz z Łuką!”.

Demonstranci spędzili na placu Październikowym pięć nocy i dni. Dwór Łukaszenki nasłał KGB, żeby filmowało studentów. Gdy to nie pomogło, przeciwko protestującym wysłano agresywnych prowokatorów i zorganizowane grupy wściekłych babuszek, które pomawiały studentów o służbę dla Stanów Zjednoczonych.

Piątego dnia na plac ciężarówkami wjechały oddziały specjalne policji, oddzieliły dziennikarzy, wciągnęły demonstrantów do samochodów i zabrały ich do więzień. Banery, namioty, grille i garnki protestujących zostały porozjeżdżane i potraktowane jak śmieci.

Tak się skończyła białoruska „dżinsowa rewolucja”. Według pogłosek podczas jej trwania prezydent Łukaszenka pozostawał bezpieczny w bazie wojskowej w Grodnie.

Z powodu demonstracji litewski dyplomata Renatas Juška po raz pierwszy stał się celem kampanii nienawiści.

Pierwsze oskarżenia

Skutkiem demonstracji była konferencja prasowa zwołana przez KGB. Białoruski oddział służb bezpieczeństwa jest jedynym w krajach byłego ZSRR, który nie zadał sobie trudu reorganizacji albo zmiany wizerunku po upadku tego państwa.

W transmitowanych w telewizji wywiadach szef KGB Leonid Jerin twierdził, że Stany Zjednoczone i kraje sąsiednie przeprowadziły „ataki terrorystyczne” na Białorusi. Utrzymywał, że białoruskie służby bezpieczeństwa skutecznie je zablokowały, oraz publicznie wyliczył osoby, które rzekomo stały za zorganizowaniem spisku. Byli to: litewski dyplomata Renatas Juška, jego koledzy z Litwy oraz dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych, pracujących w organizacjach finansowo wspierających działania na rzecz demokracji.

Jerin na konferencji prasowej pokazał nagranie wideo. W ten sposób chciał przekonać widzów, że zawiązywał się niebezpieczny antypaństwowy spisek. Na filmie przedstawiona została dziwna, najwyraźniej wymyślona, wypowiedź młodego Białorusina, w której ujawniał intrygę obcokrajowców. Według mężczyzny ich celem było zatrucie białoruskich zbiorników z wodą poprzez wrzucenie tam martwych szczurów.

Nazwisko Juški, „zwolennika metod terrorystycznych”, krążyło po mediach Łukaszenki, które bezkrytycznie cytowały oświadczenia przewodniczącego KGB. Według serwisów informacyjnych na Litwie Juška i drugi wymieniony przez Jerina litewski dyplomata „ingerowali w sprawę wyborów na Białorusi”.

To był jednak dopiero początek.

Mińsk wystosował wniosek do Interpolu, by Juškę wpisać na listę poszukiwanych międzynarodowym listem gończym. Litewskie służby bezpieczeństwa rozpatrzyły politycznie motywowane pismo, ale uznały żądanie za bezpodstawne i Juška nie został zatrzymany. Otrzymał jednak wytyczne, których przestrzega do dziś: nie wolno mu już więcej wyjechać do Rosji lub na Białoruś.

W kwietniu 2006 roku, miesiąc po oskarżeniach o terroryzm, Juška stał się bohaterem kolejnego sterowanego z Rosji zmyślonego skandalu.

Rosyjska stacja ORT, znana dziś jako Pierwyj Kanał, opublikowała nagrania, do których „dotarł” jej dziennikarz Michaił Leontiew. Ogłoszono, że są to autentyczne rozmowy telefoniczne prowadzone przez Juškę, drugiego litewskiego dyplomatę oraz przewodniczącego Komisji Obrony i Bezpieczeństwa Parlamentu Gruzji Giviego Targamadzego.

Rozmowy były nie tylko nagrane, lecz również przerobione. Według programu wyemitowanego na ORT oraz artykułu opublikowanego równocześnie na stronie kanału taśmy „dowodzą”, że Juška i pozostali rozmawiali o zamachu na Aleksandra Milinkiewicza.

Czyli na tego samego demokratycznego polityka, który uzyskał drugi wynik w sfałszowanych wyborach i miał poparcie Juški oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych Litwy.

Jednym z celów rosyjskiej wojny informacyjnej jest wzbudzenie wzajemnej nieufności pomiędzy osobami, przeciwko którym jest ona prowadzona, a społeczeństwami, które reprezentują. Kanał ORT dodał zmanipulowanym nagraniom wiarygodności, komentując je twierdzeniem, że „nie ma powodów, aby podważać ich autentyczność”. Telewizja informowała również, że otrzymała plik ze źródła blisko związanego z gruzińskimi służbami bezpieczeństwa.

„Nagranie jasno pokazuje, kto i w jaki sposób organizuje pomarańczowe rewolucje”, łgało ORT.

Ponadto żeby dodać sobie wiarygodności, kanał podał nawet numery podsłuchanych telefonów oraz dokładne daty powstania nagrań.

Spreparowane rozmowy telefoniczne można do tej pory znaleźć na wielu stronach internetowych gruzińskich, rosyjskich i białoruskich serwisów informacyjnych. Ich rzekomy zapis, czyli teksty rozpowszechnione w internecie, sugerują, że Juška, jego kolega i Gruzin Targamadze rozmawiali o szwagrze tego ostatniego, który miał się zgodzić na zamordowanie Milinkiewicza za 10 lub 20 tysięcy amerykańskich dolarów. Według tekstów Targamadze, pracujący nie tylko w parlamentarnej Komisji Obrony i Bezpieczeństwa, lecz również w sztabie proeuropejskiego prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwilego, miał powiedzieć przez telefon, że „przysiągł na własne dzieci: co noc marzy tylko o morderstwie”.

W swoich programach telewizyjnych Leontiew nazywał Targamadzego sentymentalistą, a wszystkich trzech rozmówców określił jako „przeciwników”, którzy nie tylko są przestępcami, lecz również nie mają sumienia.

Z perspektywy czasu widać, że w transkrypcji nagrań maczała palce nocna zmiana petersburskiej fabryki trolli. Ale w połowie pierwszej dekady XXI wieku informacje, również te pochodzące z Rosji, były traktowane poważniej niż dziś. W roku 2006 kanału ORT nie postrzegano powszechnie jako tuby propagandowej rozpowszechniającej fake newsy – inaczej niż obecnie.

Wtedy Leontiew był dziennikarzem z renomą. Dzisiaj postrzega się go, tak jak wielu innych pracowników mediów państwowych, jako wykonawcę operacji informacyjnych Kremla.

„ORT było wówczas tym samym, czym są dziś RT oraz Sputnik. Ale wtedy dla wielu było zbyt wcześnie, żeby uświadomić sobie ten fakt”, mówi Juška.

Dyplomata faktycznie rozmawiał przez telefon z innymi wspomnianymi osobami. Tyle że nie powiedzieli niczego, o czym donosił Leontiew.

„Rozpowszechniają zmyślone historie, najpierw w Rosji, potem poza jej granicami. Sądzę, że to była jedna z pierwszych rosyjskich operacji tego typu, przynajmniej w Gruzji i na Litwie. I ponieważ nikt wcześniej nie zrobił niczego podobnego, zadziałało to bardzo dobrze”.

Fake news o planach zamordowania Milinkiewicza trafił do krajowych mediów na Litwie i w Gruzji. Juška i inni musieli bronić się przed zarzutami i tłumaczyć dziennikarzom, że chodzi o rosyjską prowokację.

„Jestem przekonany, że żaden normalny człowiek nie weźmie na poważnie głupot zmyślonych przez Leontiewa. W następnym swoim programie będzie mnie oskarżał o zamach na Kennedy’ego i próbę przekopania tunelu z Londynu do Mumbaju. Sprawa nie zasługuje na żaden poważniejszy komentarz”, powiedział mediom Targamadze.

Wydarzenia zostały skomentowane przez innych prominentnych gruzińskich polityków. Co najmniej jeden z przeciwników Targamadzego wykorzystał sytuację do własnych celów i zażądał, żeby „udowodnił on swoją niewinność”. Na Litwie sprawa nie schodziła z pierwszych stron gazet przez kilka tygodni.

„Chociaż wydawaliśmy oświadczenia dla mediów i mówiliśmy, że rozmowy zostały sfałszowane i chodzi o rosyjską prowokację, nie wszyscy nam uwierzyli. Pytali, dlaczego niby Rosja miałaby wymyślić coś takiego, i uważali, że musi być coś na rzeczy”, opowiada Juška.

Stało się oczywiste, że rozsiewane na zlecenie Kremla fake newsy, łącznie z nielegalnie nagranymi i przerobionymi prywatnymi rozmowami, są wykorzystywane do wzbudzenia nieufności oraz wywołania burzy medialnych i mało merytorycznych komentarzy politycznych w starannie wybranych grupach docelowych. W tym wypadku byli to gruzińscy i litewscy decydenci oraz media tych krajów, a więc w praktyce szeroki krąg odbiorców.

Sprawa pociągnęła za sobą również rzeczową medialną analizę i wywołała pytania o bezpieczeństwo połączeń telefonicznych na Litwie. Gruzińskie władze podejrzewały, że za podsłuchem stoją służby bezpieczeństwa Rosji, a dokładniej pracownicy dwóch rosyjskich baz wojskowych, założonych na terenie Gruzji w 2006 roku. Z tego powodu uzasadnione jest przypuszczenie, że rosyjskie służby bezpieczeństwa także zmanipulowały nagrania.

Ponieważ Litwa długo znajdowała się pod okupacją sowiecką, w połowie pierwszej dekady XXI wieku jej władze były szczególnie świadome rosyjskich dążeń do rozszerzenia wpływów. Profesjonalne i pełne poświęcenia działania Juški na rzecz demokracji oczywiście zostały docenione. Traktowano je jako element trwającej dziesiątki lat litewskiej tradycji oporu.

Skandalizujące doniesienia nie wywołały poważnych tarć ani nieufności między Jušką a jego przełożonymi. On sam mówi, że jeszcze wtedy czuł się chroniony przez państwo, które reprezentuje, chociaż był świadomy ryzyka związanego ze swoją pracą.

„Z powodu opresji, prześladowań i wyroków więziennych cierpią zawsze prawdziwi ludzie, działacze opozycji i aktywiści społeczni, którzy potrzebują prawdziwego wsparcia. I prawdziwi ludzie, dyplomaci i aktywiści, czyli zwyczajni żołnierze i bojownicy o wolność, odpowiadają za takie przedsięwzięcia. Ryzykują, że staną się celem nagonki. Mogą tylko mieć nadzieję, że dowódcy ich obronią, gdy sprawa się rypnie. Ja byłem takim żołnierzem”.

W litewskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych czasem żartobliwie nazywano Juškę rewolucjonistą, ponieważ tak aktywnie i otwarcie bronił praw obywateli sąsiedniego kraju.

Ale czas płynął i jeden skandal gonił kolejny, więc niektórzy ze współpracowników Juški zaczęli powątpiewać w jego uczciwość i kompetencje. Za jego plecami wypytywali, czy zrobił coś, czego dyplomata nie powinien robić. Część uznała, że naprawdę przekroczył granice przyzwoitości.

„Teraz mogę się tylko z tego śmiać. Obecnie Unia Europejska, tak samo jak moja ojczyzna, publicznie organizuje spotkania, żeby wesprzeć białoruską opozycję. Z całkiem uzasadnionych powodów”.

Ale anonimowi sprawcy, którzy chcieli zaszkodzić Jušce i innym obrońcom demokracji, czaili się za rogiem. Juška stał niezłomnie na drodze, którą poruszał się ich czołg, i ani myślał się odsunąć.

Cyberczystka

Litwa irytowała „technologów politycznych” z Kremla prawdopodobnie od jakiegoś już czasu. Być może nawet od 1990 roku, gdy jako pierwsza republika radziecka ogłosiła niepodległość i oderwała się od ZSRR. Władimir Putin sam ujawnił swoje poglądy: rozpad Związku Radzieckiego był jego zdaniem najgorszą geopolityczną katastrofą w historii.

Po kilku dekadach opóźnionego rozwoju gospodarczego i społecznego, socjalizmu oraz stalinowskiego terroru Litwini wybrali zwrot ku Zachodowi. Ponadtrzymilionowe państwo zadecydowało w referendum o przystąpieniu do Unii Europejskiej i NATO wiosną 2004 roku.

Pewna chcąca zachować anonimowość osoba, która udzieliła wywiadu do tej książki, mówi, że litewscy dyplomaci nie bali się poruszyć problematycznych kwestii polityki rosyjskiej ani na zebraniach Unii Europejskiej i NATO, ani podczas rozmów z rosyjskimi partnerami. Podnosili tematy naruszenia granic państwowych Gruzji i Mołdawii oraz bezpieczeństwa energetycznego. W 2006 roku Rosja zamknęła rurociąg Drużba (Przyjaźń), żeby wywrzeć presję na Litwę.

Litewscy dyplomaci nieprzerwanie ponawiali pod adresem Rosji żądania respektowania procesów demokratycznych, praw człowieka, Umów o Partnerstwie i Współpracy oraz innych międzynarodowych aktów prawnych. Dzielili się z przedstawicielami pozostałych krajów Unii Europejskiej wiedzą na temat podejrzanej strategii Kremla i pogarszających się perspektyw bezpieczeństwa w Europie. Naprawdę ciężko pracowali, żeby otworzyć oczy europejskim dyplomatom na potencjał agresji Rosji.

W połowie lat dwutysięcznych Litwa była najprawdopodobniej krajem, który najgłośniej mówił o trudnych tematach na forum międzynarodowym. I to nie podobało się Rosji. Jej zdaniem litewscy dyplomaci byli awanturnikami, potrafiącymi wpłynąć na opinie w Unii Europejskiej i NATO.

Dlatego Kreml uderzył.

Jak to często bywa w wypadku rosyjskich ataków internetowych, tematy, od których zaczyna się zakłócanie publicznej wymiany opinii pojawiają się w lokalnych, pozornie niezwiązanych z Rosją mediach, blogosferze, na profilach polityków lub aktywistów. Albo pochodzą od zwykłych, autentycznych i uczciwych obywateli, którzy po prostu wyrażają swoje zdanie.

Albo biorą się znikąd.

Połączenie operacji z Kremlem jest niemożliwe do zauważenia. Szczególnie dobrze zakamuflowane są powiązania z FSB i innymi służbami bezpieczeństwa. Gdy nie ma sprawcy, Kreml może się schować za oficjalnymi niejasnościami.

Zasadniczy sposób prowadzenia wojny informacyjnej przedstawił w swojej książce, napisanej już w 1971 roku, Kullervo Rainio, fiński badacz i członek parlamentu: metoda sprowadzała się do manipulowania znaczeniem pojęć, co miało zdezorientować ludzi. Dzięki niej na przykład określenie „ustrój socjalistyczny” miało definiować demokrację.

Zmienianie sensu wyrażenia „mąż stanu” w języku litewskim to jedna z operacji, która zaczęła się jakby w próżni.

Najpierw w litewskojęzycznym internecie zaczęły się pojawiać nowe znaczenia. Potem dostały się one do prasy i publicznego dyskursu o polityce. Związków z Kremlem lub FSB nie było widać, ale w praktyce nikt inny nie miał ani interesu, ani sił, aby rozkręcić tak szeroko zakrojoną i długotrwałą operację.

Pojęcie „mąż stanu” kojarzy się z mającym duże znaczenie dla historii, cenionym i wpływowym politykiem. Niektórym być może przyjdzie na myśl ważne dzieło z czasów antycznej Grecji, słynny dialog Platona Polityk, w którym Sokrates, młodszy Sokrates, matematyk Teodor z Cyreny oraz filozof rozmawiają o definicji męża stanu, jego cechach oraz o wiedzy i filozofii.

Według definicji współczesnego słownika Merriam-Webster „mąż stanu” to „mądry, zdolny i ceniony przywódca polityczny”. Ale w litewskim internecie „mąż stanu”, valstybininkas, otrzymał znaczenie przeciwnie: to członek tajnej, niebezpiecznej i skorumpowanej grupy pochodzących z elit dewiantów seksualnych.

Skandale z udziałem mężów stanu wybuchły mniej więcej w 2005 roku, gdy po litewskim internecie zaczęto rozpuszczać listy nazwisk. Wymieniono na nich wysokich urzędników, polityków, dziennikarzy krajowych mediów, ówczesnych i byłych szefów służb bezpieczeństwa oraz dowódców sił zbrojnych. To właśnie oni byli rzekomymi litewskimi wichrzycielami.

Owym mężom stanu przypięto łatkę niegodnych zaufania poprzez sianie bezpodstawnych, wulgarnych oskarżeń o próby korupcji. Według internetowych trolli spora ich część była homoseksualistami. W konserwatywnym społeczeństwie najskuteczniejszym sposobem na oplucie drugiej osoby jest odniesienie się do orientacji seksualnej w obraźliwym kontekście. To naprawdę działa.

Wraz z upływem czasu historie trolli o „niebieskich mężach stanu” – niebieski oznacza na Litwie homoseksualistę – nabierały rozpędu. Twierdzono, że członkowie kliki szybko się wzbogacili, pociągają za sznurki wszędzie tam, gdzie zapadają decyzje dotyczące prowadzonej przez kraj polityki, oraz kontrolują każdy urząd państwowy. Podstawą teorii spiskowej, której rozpowszechnianiu przysłużyli się w końcu także dziennikarze tradycyjnych mediów, była koncepcja, że kilku mężów stanu steruje całym litewskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych.

W internecie wciąż można znaleźć stare artykuły i podejrzane blogi, gdzie toczą się na poważnie dyskusje o członkach kliki, ich rzekomych tajnych kontaktach i zakonspirowanych działaniach.

W połowie pierwszej dekady XXI wieku internet nie pochłaniał codziennie tyle uwagi człowieka co dziś. Ale sieć miała wystarczający potencjał, żeby wzbudzić podejrzenie, że z mężami stanu jest co najmniej coś nie tak. I co najgorsze: niektórzy uwierzyli, że klan zagraża bezpieczeństwu kraju. Litwę należało wręcz chronić przed tą niebezpieczną kliką.

Tak naprawdę na liście zostali wymienieni patrioci, którzy pracowali w administracji państwowej, siłach zbrojnych, na uczelniach wyższych i w mediach. Wielu z nich już po odzyskaniu niepodległości przez Litwę reformowało kraj, działało na rzecz przyjęcia go do Unii Europejskiej i NATO oraz pomagało przejść przez trudny okres, również wtedy, gdy u władzy byli głównie postkomuniści i pupil Kremla, populistyczny prezydent Rolandas Paksas. W 2004 roku został on oskarżony i skazany, ponieważ przyznał litewskie obywatelstwo rosyjskiemu biznesmenowi, który finansował jego kampanię.

Liczni mężowie stanu wypowiadali się krytycznie na temat polityki Putina i Łukaszenki. Reprezentowali też postawy prozachodnie. Ale na forach internetowych i w komentarzach pojawiały się nawet opinie, że mężowie stanu „tylko pozorują walkę przeciwko Rosji”. „W rzeczywistości”, pisały trolle, są rosyjskimi agentami i pracują na rzecz Putina.

Nagonka wykroczyła poza świat internetu.

Pod koniec lipca 2006 roku ceniony i doświadczony oficer litewskich służb bezpieczeństwa, który pracował w konsulacie Litwy w Grodnie, został znaleziony martwy w Brześciu, gdzie miał przebywać w podróży służbowej. Okoliczności jego śmierci były niejasne, a pierwsze doniesienia sprzeczne. Według części źródeł z inicjatywy Rosjan lub Białorusinów zraniono go śmiertelnie nożem lub zatruto. Inne donosiły, że wypadł z okna własnego pokoju hotelowego na dziewiątym piętrze, być może ktoś mu w tym pomógł. Niektórzy są zdania, że prawda o losie oficera do tej pory pozostaje nieznana.

Nieżyjącego pracownika służb również wprost ośmieszano. Niektóre środki przekazu oskarżały go o przesadzanie z używkami i informowały o jego rzekomych problemach w życiu prywatnym. Pojawiła się także teoria o mężach stanu. Podobno wysłali oni borykającego się z kłopotami oficera do Grodna, gdzie według niektórych miał „badać interesy kliki” związane z rosyjskim gazem.

Krążyły również inne teorie. Według najpopularniejszej mężczyzna zginął, ponieważ „był w posiadaniu zbyt wielu informacji o nadużyciach kliki mężów stanu”. Miał prowadzić własne śledztwo na temat „skradzionych w Wilnie milionów dolarów amerykańskich, które należały do białoruskiej opozycji”.

Ona tymczasem tak naprawdę nigdy takich sum nie posiadała. Jednak według autorów fake newsów „mężowie stanu zdołali ukraść 40 milionów dolarów własnymi siłami lub razem z białoruską opozycją, więc sprawę należy zbadać”. Bajkę wałkowano w tej samej formie także na Białorusi, aby oczernić opozycję jako opłacane pionki Stanów Zjednoczonych.

W roku 2006 na Litwie w ogóle nie mówiło się publicznie o wojnie informacyjnej Rosji lub o zorganizowanych nagonkach. Przed obszernym śledztwem Roberta S. Muellera z 2017 roku nikt systematycznie nie zbierał mogących posłużyć w sądzie dowodów na udział rosyjskich służb bezpieczeństwa w szkodliwych operacjach internetowych.

Z tej przyczyny nie ma więc dowodów na to, że wypaczenie znaczenia terminu „mąż stanu” lub powiązane ze śmiercią oficera teorie spiskowe pochodziły z Kremla i jego międzynarodowej machiny propagandowej. Ale służyły celom Rosji: chodziło o wzbudzenie podejrzliwości, stworzenie podziałów na Litwie, zniszczenie zaufania obywateli do prozachodnich decydentów i administracji.

W następnych latach spore grono z zaszufladkowanych jako mężowie stanu osób zostało powiązane również z innymi skandalami. Można powiedzieć, że publiczna dyskusja na Litwie była przynajmniej w części napędzana przez hejterów, gdy w 2008 roku przeprowadzono wybory parlamentarne, a rok później wybory prezydenckie. Już wcześniej było wiadomo, że wielu mężów stanu nie może się ubiegać o kolejną kadencję lub pracować dalej na dotychczasowym stanowisku.

Wygląda na to, że na Litwie i w Gruzji Rosja testowała skuteczność trolli i kampanii dezinformacyjnych już w połowie pierwszej dekady XXI wieku.

Według pewnego dobrze poinformowanego litewskiego urzędnika, który śledził wydarzenia, liczba kłamstw w internecie była ogromna. Trudno było je zdemaskować z powodu ich przytłaczającej masy. Niektórzy spekulowali, że wpisy pochodzą z ulicy Łotewskiej, czyli z ambasady Rosji w Wilnie.

Wtedy nikt by nawet nie uwierzył, że w ogóle istnieją opłacane, motywowane politycznie i epatujące nienawiścią państwowe trolle internetowe. Ale nawet teraz, w 2019 roku, wielu traktuje historie o nich jak science fiction lub oznakę bujnej wyobraźni. W Finlandii pionierski raport o opłacanym przez rosyjskie służby bezpieczeństwa torpedowaniu opinii w internecie oraz wpływie tych działań na postrzeganie kraju za granicą opublikował w 2010 roku w czasopiśmie „niin&näin” ekspert do spraw rosyjskich Jukka Mallinen.

W roku 2006 zaprzyjaźniony dziennikarz z Wyborga powiedział Mallinenowi o znajomym, który uczył się w szkole FSB rejonu wyborskiego. Osoba ta ujawniła, że już wtedy studenci otrzymywali wynagrodzenie za ataki internetowe.

Wyszukiwanie w Google’u pokazało, że identyczne obelżywe wycieczki osobiste i propagandowe bzdury wymierzone w opozycjonistów publikowano hurtowo na wielu forach.

Mallinen wspomina, że jeszcze w 2010 roku w Finlandii nie zdawano sobie sprawy z istnienia takiego zjawiska. Jego pionierski artykuł nie sprowokował nikogo do rzeczowej dyskusji ani nie spotkał się z zainteresowaniem.

Zamiast tego Mallinen stał się obiektem obraźliwych i potencjalnie karalnych prorosyjskich komentarzy, przede wszystkim dlatego, że wypowiadał się publicznie o łamaniu praw człowieka podczas wojny w Czeczenii oraz organizował w Finlandii dyskusje o życiu i publikacjach zamordowanej w Rosji dziennikarki Anny Politkowskiej. Na dobre trafił na celownik, gdy jako przewodniczący fińskiego PEN Clubu urządził przed ambasadą Rosji w Helsinkach demonstrację ze świeczkami ku pamięci Politkowskiej.

Zarówno w rosyjskich mediach państwowych, jak i w fińskiej blogosferze Mallinenowi przyklejono łatkę zwolennika terroryzmu. Pewien Fin, jak się później okazało: mający kontakty z FSB i otwarcie mówiący o swoich związkach z antysystemową gazetą „MV”, opublikował nagranie, na którym wyrażał pragnienie, żeby FSB „zniszczyło Finów”, w tym Mallinena. Złożone przez poszkodowanego zawiadomienia o przestępstwie nie poskutkowały postawieniem zarzutów. Później z powodu nagonki Mallinen musiał zrezygnować ze stanowiska przewodniczącego fińskiego oddziału PEN Clubu, organizacji działającej na rzecz wolności słowa. Mallinen ocenia, że Rosja zaczęła rozwijać swoją strategię opartą na działaniu internetowych trolli już na początku XXI wieku. W planach miała także przejęcie władzy nad internetem za granicą.

Przed operacją w wywodzącym się z sanskrytu litewskim, wyjątkowo pięknym i melodyjnym starym języku, „mąż stanu”, valstybininkas, był zwykłym pojęciem. Ale obecnie mówienie o mężach stanu wzbudza w niektórych ludziach na Litwie skojarzenia ze spiskiem lub defraudacją państwowych pieniędzy.

Z perspektywy czasu szeroko zakrojona operacja zrealizowana w przestrzeni informacyjnej Litwy zdaje się jedną z najbardziej niszczycielskich tego typu akcji, przynajmniej spośród zidentyfikowanych przypadków.

Również pod koniec pierwszej dekady XXI wieku Renatas Juška miał otrzymać lekcję. Dotyczyła ona wykorzystywania funduszy państwowych.

Dęby

Wczesną wiosną 2009 roku prezydent Litwy mianował Juškę nowym ambasadorem na Węgrzech.

Wtedy Juška był kierownikiem działu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który zajmował się współpracą rozwojową i umacnianiem demokracji. Stworzył go w roku 2006, po tym, jak udało mu się przetrwać skandal z Milinkiewiczem.

„Byłem szczególnie dumny z nazwy działu: »umacnianie demokracji«. Niektórzy nadal powątpiewali i zastanawiali się, czy nie posuwamy się zbyt daleko, wpierając ją za granicą, oraz czy ministerstwo nie stąpa po kruchym lodzie. Ja jednak byłem przekonany, że nie możemy ustawać w działaniach”.

Ledwo ogłoszono nominację Juški na nowego ambasadora na Węgrzech, wybuchł kolejny skandal.

I znów nie było sposobu, żeby powiązać go z działem FSB odpowiedzialnym za rozpowszechnianie fake newsów. Ale osiągnięcia petersburskiej fabryki trolli schodzą na dalszy plan, gdy zestawi się je z absurdalnością nowych zarzutów. Skandal z afgańskim parkiem był dobrze przygotowany, a intrygi umiejętnie ze sobą połączone.

Sprawa ujrzała światło dzienne w litewskiej telewizji.

Pojawiła się sugestia, że Juška może mieć coś wspólnego ze złym gospodarowaniem pieniędzmi podatników. W rozmowie z dziennikarzem niezaprzeczalny ekspert, leśniczy, powiedział dziennikarzowi, że nie wierzy, aby dęby mogły się przyjąć w Afganistanie. „Pomysł ich zasadzenia w tym kraju jest bardzo kiepski”, skomentował.

Materiał podważał sens przedsięwzięcia, którego nie planowano. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Litwy nigdy nie zamierzało sadzić dębów w Afganistanie.

„Nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem tę wiadomość w dzienniku”, mówi Juška.

Kierowany przez Juškę dział ministerstwa faktycznie był odpowiedzialny za odbudowę prowincji Ghor w środkowym Afganistanie. Częścią przedsięwzięcia było założenie parku i zasadzenie typowych dla regionu gatunków, które dobrze czułyby się w tamtejszym klimacie.

W Afganistanie drzewa symbolizują pokój, a Litwa chciała podarować tamtejszym mieszkańcom spokojne i ciche miejsce nadające się do spędzania wolnego czasu. W czasie radzieckiej okupacji Afganistanu drzewa używane były do operacji wojskowych. Później ludzie palili drewno, aby uzyskać energię. Duża część drzewostanu uległa zniszczeniu.

Na forum międzynarodowym zakładanie parków w zniszczonym wojną Afganistanie traktowano powszechnie jako gest dobrej woli. Oprócz Litwy robiło to też wiele innych krajów.

Dąb stał się bohaterem burzy medialnej nie przez przypadek. Wybór manipulatorów padł na niego, ponieważ wiedzieli, że wywoła on emocje odbiorców.

Dla Litwinów ten gatunek ma szczególne znaczenie. Dąb to drzewo narodowe, symbolizuje siłę i państwo. W czasach przedchrześcijańskich uchodził za święty. Litwę uważa się za ostatni kraj w Europie, który przyjął chrześcijaństwo, i wielu jej mieszkańców odczuwa z tego powodu dumę. Najsławniejszy litewski dąb to Stelmužė, liczący sobie około półtora tysiąca lat. Zgodnie z litewskim powiedzeniem mężczyzna jest silny jak dąb Stelmužė.

Wielu dziennikarzy natychmiast zaczęło cytować fake newsa o „idiotycznym” sadzeniu dębów przez Litwę w Afganistanie. Wypytywali Juškę, czy został przekupiony, a decyzję o sadzeniu świętego drzewa na dalekiej pustyni nazwali nieodpowiedzialną.

Chociaż na pustyni dęby nie zostały nigdy zasadzone, w mediach wybuchła histeria. Mówiono i pisano, że państwo wyrzuciło w błoto pieniądze przeznaczone na współpracę rozwojową.

Część dziennikarzy połączyła oskarżenia o nierozsądne sadzenie dębów z aferą dotyczącą mężów stanu oraz skradzionymi milionami białoruskiej opozycji – które również nigdy nie istniały – i żądała, żeby Juška został pociągnięty do odpowiedzialności. Według teorii spiskowych był on przecież zamieszany w oba oszustwa.

Wkrótce zaczęto wysuwać żądania odwołania Juški. Garść parlamentarzystów wniosła publicznie o wszczęcie śledztwa w jego jednostce. W tych warunkach – w trakcie trwania kuriozalnego skandalu – Juška zainicjował dokładną kontrolę wydatków w całym swoim dziale.

„Gdy człowiek staje się obiektem zarzutów, jedyną prawidłową reakcją na nie jest porządne śledztwo. Ono odpowiada na każde pytania. Bo czym innym można by z tym walczyć?”, komentuje.

Prace ruszyły. Parlament zaczął swoje śledztwo, a dział kontroli wydatków państwa swoje. Stawiano pytania oraz wertowano dokumenty i wyciągi z okresu ponad czterech miesięcy. Funkcjonowanie działu Juški zostało sparaliżowane. Część z jego pracowników niepokoiła się z powodu coraz ostrzejszej krytyki i obawiała rezultatów śledztwa.

Koordynowanym przez Juškę projektom wspierającym demokrację poświęcono niebezpiecznie dużo uwagi. Kilku dziennikarzy i polityków próbowało wykorzystać skandal, żeby ujawnić wspierane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych organizacje z Białorusi i nawet tożsamość niektórych tamtejszych opozycjonistów. Przyjmowanie pieniędzy z zagranicy na mocy decyzji reżimu Łukaszenki było przestępstwem. Jeśli lista nazwisk ujrzałaby światło dzienne, sprowadziłoby to na białoruskich aktywistów wyroki pozbawienia wolności.

„Niektórzy urzędnicy naciskali na mnie, żebym odtajnił wszystkie informacje, i żądali dostępu do nich, ponieważ chodziło o pieniądze publiczne”.

Jušce udało się zapobiec ujawnieniu danych osobowych. Informacje zostały udostępnione tylko kilku kontrolerom, którzy zobowiązali się do zachowania tajemnicy. Wymagane przez Juškę ograniczenia były całkowicie zasadne. Dokładnie dwa lata później białoruski rząd wystosował oficjalne zapytanie dotyczące wsparcia finansowego otrzymanego z Litwy przez pewnych działaczy pracujących dla organizacji na rzecz praw człowieka.

Ponieważ treść odpowiedzi na pismo nie została dobrze przemyślana, na jej podstawie Białoruś skazała w 2011 roku obrońcę praw człowieka Alesia Bialackiego na cztery i pół roku pozbawienia wolności, na podstawie zarzutów, które Unia Europejska uznała za polityczne. Przyczyną kary były rzekome oszustwa podatkowe.

„Dla Litwy to wielka porażka na arenie międzynarodowej i wciąż mam pewne poczucie winy z powodu Alesia. Gdy byłem odpowiedzialny za koordynowanie takich spraw, udało nam się zapobiec podobnym wydarzeniom. A potem coś poszło nie tak”, mówi Juška.

Bialackiego, działacza organizacji broniącej praw człowieka Wiosna, zwolniono z więzienia w 2014 roku, niedługo przed odbyciem całego wyroku. Sądzi on, że był to efekt międzynarodowej presji. Po wyjściu na wolność powiedział, że będzie dalej walczył przeciwko autorytarnemu rządowi.

W śledztwie w sprawie Afganistanu przeczesano wszystkie możliwe wątki. Do Czaghczaranu, stolicy prowincji Ghor, pojechała delegacja parlamentarzystów i innych osób odpowiedzialnych za badanie sprawy, wraz z grupą dziennikarzy. Znaleźli sfinansowany przez Litwę park, który wciąż, tak jak zakładały plany, był w budowie.

Ale nie było tam żadnych dębów.

Zamiast nich w parku rosły afgańskie drzewa, w pełni dopasowane do klimatu panującego w środkowej części kraju.

„Ci sami politycy, którzy zaatakowali mnie bez powodu, wzięli udział w oficjalnej ceremonii zasadzenia drzew. Obrócili skandal we własną kampanię wizerunkową, wykorzystując do tego te same afgańskie drzewa, które w ich intencji miały doprowadzić do mojego zwolnienia. Ponieważ sadzenie drzew to w pewnym sensie nasz pomysł, tamtego dnia, po miesiącach stresu, byłem w dobrym nastroju”.

Tak jak w Czaghczaranie nie hodowano dębów, tak i w jednostce Juški nikt nie defraudował pieniędzy podatników. Presja w dziale opadła i jej urzędnicy mogli wrócić do pracy.

Ponieważ jednostka dysponowała sporym budżetem, a Juška wiedział, jak to jest być celem wojny informacyjnej, już lata wcześniej przygotował się na zarzuty o korupcję. Zanim zaczął urzędowanie w dziale współpracy rozwojowej i wzmacniania demokracji Ministerstwa Spraw Zagranicznych, poprosił państwowy urząd antykorupcyjny o zbadanie jego prywatnych kont bankowych, majątku, pożyczek i dochodów. W czasie skandalu z drzewami jego finanse przeczesano ponownie i uwolniono go od wszystkich podejrzeń.

Okres, w którym Juška był podejrzewany o złe wykorzystywanie środków przeznaczonych na współpracę rozwojową i umacnianie demokracji, jest przez niego opisywany jako szczególnie trudny. „Gdy ktoś ci mówi, że jesteś głupi, okej, to jest jego sprawa. Wtedy po prostu wyjaśniasz, że w Afganistanie nie ma dębów i nie ma planów zasadzenia ich tam. Ale gdy mówią, że jesteś skorumpowany… Pamiętam, że moja matka codziennie płakała. Sprawa bardzo martwiła rodzinę i przyjaciół”.

Oprócz tego skandal o kilka miesięcy opóźnił nominację Juški na stanowisko ambasadora na Węgrzech. Ale w końcu śledztwa się zakończyły, podejrzenia uznano za bezzasadne i wyniki dochodzeń ogłoszono w mediach. Nadwątlona reputacja Juški mniej więcej wróciła do stanu poprzedniego, a on sam cieszył się, że jego jednostka przeszła test pozytywnie.

Trudno powiedzieć, kto wymyślił szaloną historię o dębach, która zawojowała litewskie media. Być może nawet powstała ona w kraju. Ale był to tylko jeden szkodliwy epizod w szerszej, organizowanej w Rosji przez lata kampanii strategicznej zarówno przeciwko Jušce, jak i całemu litewskiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych.

W końcu nadeszła chwila, gdy Juška stanął przed ówczesnym prezydentem Valdasem Adamkusem i odebrał listy uwierzytelniające ambasadora. Podczas ceremonii zorganizowanej na początku czerwca ówczesny prezydent podziękował mu za aktywną i fachową pracę na rzecz wspierania demokracji na Białorusi i w Gruzji oraz realizowanie projektów w Afganistanie. „Znam pańską historię. Jest pan tak młody i doświadczył pan już tak wiele”, powiedział.

„Poczułem się dumny. Szczególnie dlatego, że zostało to powiedziane w obecności mojej rodziny, która była obecna na ceremonii”.

Juška miał 37 lat. W ten sposób został najmłodszym ambasadorem Litwy. W końcu w lipcu 2009 roku rozpoczął pracę w Budapeszcie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: