- W empik go
Tron z piór i kości - ebook
Tron z piór i kości - ebook
Dla fanów Jennifer L. Armentrout, Sarah J. Maas, Holly Black czy Elise Kova!
Wybrana. Uwikłana w morderstwo ojca. Uciekająca z dworów fae.
Przekleństwem Alli jest fakt, że nie może dotknąć mężczyzny, który sprawia, że w jej żyłach zaczyna wrzeć krew. Jeszcze niedawno myślała, że będzie szczęśliwa. Że będzie miała dobre życie. Teraz wszystko posypało się jak domek z kart.
Ojciec, który nie chciał mieć z nią nic wspólnego, nie żyje. Na dworach panuje chaos i każdy jest rządny krwi. Jej krwi. Alli musi odnaleźć zabójcę króla, ale to wydaje się mało znaczące w porównaniu z szaleństwem ogarniającym fae.
Alli desperacko potrzebuje znaleźć prawdziwe wejście do Underhill, zanim zapanuje ogólna anarchia. Odpowiedzi, których szuka, kryją się po drugiej stronie drzwi. Jest tego pewna.
Z dwoma mieczami, magiczną tarczą, nieco kapryśną mocą, a także podejrzanymi duchami w roli przewodników ponownie musi zlokalizować ścieżkę do rodzimego królestwa. A jeśli uda jej się tego dokonać – opierając się czarowi pewnego Unseelie śledzącego każdy jej krok – tym lepiej dla niej.
Jednak powinna pamiętać o tym, że przecież w połowie jest człowiekiem.
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8320-150-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kopyta uderzały o miękką ziemię w zaczarowanym lesie, gdy konie pędziły, niszcząc wiosenne kwiaty. Ryki i parskanie lądowych kelpie zagłuszały wszelkie odgłosy pogoni z dworu Seelie i – co dziwaczne – jedyne inne dźwięki, jakie docierały do moich uszu, to bicie mojego serca i okazjonalne pomruki czy przekleństwa Faolana.
Uratowana!
Zostałam uratowana od śmierci przez utonięcie po fałszywym oskarżeniu o zabicie mojego ojca, króla.
Uczepiłam się grubych sopli na grzywie kelpie, wkładając w tę czynność całą siłę. Chociaż ja i Faolan siedzieliśmy pomiędzy dwoma z trzech par skrzydeł na grzbiecie stworzenia, nie miałam ochoty spaść i zaliczyć bliskiego kontaktu z groźnymi kolcami na ogonie.
– Dokąd jedziemy? – rzuciłam przez ramię.
Unimak to cholerna wyspa – mieliśmy ograniczony dystans do przebycia, zanim zatrzyma nas ocean.
Ramię Faolana zacisnęło się na ściśniętym paskiem materiałowym worku, w który zostałam ubrana na egzekucję.
– Za rzekę, Wasza Wysokość. – Głos mężczyzny był ochrypły i niski.
Wasza Wysokość. Tak, jasne. Poczułam się tak może przez jedną jedyną sekundę, między chwilą, kiedy strzała przeszyła gardło Króla Aleksandra, gdy ogłosił mnie dziedziczką, a krzykiem Adair, że to ja go zamordowałam.
Nagły uścisk w żołądku nie miał nic wspólnego z gorączkowym tempem kelpie, za to łączył się z żywym wspomnieniem krwi tryskającej z szyi mojego ojca, które z trudem odepchnęłam od siebie. Przeżycie obecnego dnia było na pierwszym miejscu. Analizą tej gównoburzy mogę zająć się później.
Przekręciłam się lekko, spojrzałam w tył i zbladłam.
– Towarzystwo? – zapytał Lan, jakbyśmy dyskutowali o pogodzie.
Przełknęłam ślinę na widok prawdopodobnie wszystkich gwardzistów królewskich i większości Elity zbliżających się do nas. Gdybyśmy nie mieli kelpie, nie byłoby mowy, żebyśmy wydostali się z zamku i dotarli tak daleko.
Spojrzałam przed siebie i odpowiedziałam:
– Nie sądzę, żeby chcieli pożyczyć szklankę cukru.
Lan skierował kelpie w stronę dzielącej teren Rzeki Danaan i chociaż widok naszego TOWARZYSTWA nie wywołał we mnie chęci przyznania się do porażki, to wzburzona, spieniona woda kazała mi poważnie rozważyć poddanie się.
Zaschło mi w ustach.
– Może…
– Przeprawiamy się – powiedział Lan krótko.
Cholera.
Ze zdenerwowania oblizałam wargi.
– Najwęższy fragment rzeki znajduje się w ludzkiej części…
– Przeprawiamy się teraz – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Lan przeniósł ciężar ciała na prawo, a krzyk uwiązł mi w gardle, kiedy potężne tylne nogi kelpie się ugięły.
A potem się wznieśliśmy. Lecieliśmy. Poczułam uścisk w klatce piersiowej, kiedy zauważyłam, że zamiast twardego lądu pod nami rozciąga się lodowata, ciemna woda – podobna do tej, w której próbowała utopić mnie Adair – oraz kamienny brzeg.
Powietrze umknęło mi z płuc, kiedy skrzydlaty koń fae wylądował, a serce chyba na chwilę przestało mi bić.
– Żyjesz? – zadrwił Faolan.
Potrzebowałam chwili, żeby odpowiedzieć. Na tym etapie, po tygodniach pościgów i oskarżeń o zniszczenie Underhill i ogólnie fatalnego traktowania, naprawdę nie mogłam być pewna. Ale jego głos wreszcie przebił się przez mój strach przed wodą, a serce znowu wróciło do życia.
Wzięłam głęboki wdech.
– Jeszcze tak.
Ale jak długo, tego nie mogłam określić. Właśnie przekroczyliśmy granicę dworu Unseelie, terytorium Lana, a to mogło oznaczać wszystko. Seelie i Unseelie magicznie się równoważyli – ponieważ byli całkowitymi przeciwieństwami. Stworzeni, by istnieć jedni przy drugich przez wieki, NIGDY się nie stykając i nie mieszając, żeby zachować równowagę między życiem a śmiercią. Po stronie rzeki Seelie drzewa miały grube pnie i gęste, zielone listowie, mieniące się brokatem. Chociaż Unseelie również utrzymywali brokat przez wzgląd na turystów, drzewa były cienkie i powykręcane, otoczone ciernistymi krzewami jeżyn. To naprawdę pokazywało ton tego dużo mroczniejszego dworu.
Ostrzejsze zasady. Twardsze serca. Chłodniejsza moralność.
A przynajmniej tak mi mówiono – chociaż to samo można by powiedzieć o niektórych mieszkańcach dworu Seelie.
– Dlaczego wybrałeś akurat dwór Unseelie jako drogę ucieczki? – Zaryzykowałam pytanie, odwracając się ponownie.
Gwardziści króla właśnie dotarli do brzegu rzeki. Zwolnili, a ja wyobrażałam sobie ich dylematy. Czy powinni przekroczyć rzekę i narazić się na gniew królowej Unseelie? Ha! To było pytanie za sto punktów.
Czy w ogóle mieli pozwolenie na podjęcie tego rodzaju decyzji? A jeśli nie, kto był dość odważny, żeby wydać rozkaz i wziąć na siebie winę za królową małżonkę, która teraz była w całkowitym trybie zemsty?
– Bo to jedyne możliwe miejsce. Plan ratunkowy Cyntii był pełen miłości, ale miał kilka logistycznych problemów. – Lan spowolnił kelpie, kiedy zniknęliśmy strażnikom z oczu, szepcząc łagodnie do stworzenia fae.
Moje usta rozciągnęły się w uśmiechu.
– Cyntia to zorganizowała?
– Spodziewałabyś się czegoś innego? Z tego, co wiem, do Rubezahla dotarła informacja, że zostałaś uwięziona przez dwór Seelie. Cyntia rozpętała piekło, żeby po ciebie przyjść.
– Ale miała też plan, żeby uciec po wszystkim, tak? – Na samą myśl, że mogłaby zostać złapana, wnętrzności ścisnęły mi się w ciasny supeł.
– Jest bezpieczna – powiedział. – Urok zakrywa jej ślady.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam. Dobrze.
– Ruby też tam był.
– Nie. Wysłał kilku wygnanych, ale nie pojawił się osobiście.
Hmm. Czyli ten czerwony krzyżodziób na ramieniu Bresa jednak nie był awatarem. Miałam poważne przypuszczenia, że tak było, ale z drugiej strony, stałam w obliczu śmierci, więc mój umysł mógł nie działać na pełnych obrotach.
Ponownie otworzyłam oczy i przyjrzałam się ciernistym krzewom, które spowalniały tempo kelpie. Im bliżej dworu Seelie, tym las był bardziej wypielęgnowany. Tutaj dzicz napierała na nas, jakby ostrzegała, żeby nie iść dalej.
Przejechałam dłonią po ramieniu, kiedy cienka gałązka przesunęła się po mojej skórze.
– Jak Cyntia cię w to wciągnęła? – zapytałam po chwili.
– My… wpadliśmy na siebie – odparł wymijająco. – Czuwałem nad tobą.
Zamrugałam i zacisnęłam szczęki, kiedy krew napłynęła mi do policzków. Nazwijcie mnie zapominalską, ale pomiędzy zaskoczeniem związanym z zachowaniem najdroższego tatusia, który odrzucił wstyd, by ogłosić mnie swoją dziedziczką, a macochą, która próbowała mnie zabić, jakoś wyleciał mi z głowy udział Lana w tym wszystkim.
– To taki ładniejszy sposób na powiedzenie, że śledziłeś mnie na rozkaz królowej Unseelie od samego pieprzonego początku. – Cholera!
Czy to dlatego mnie pocałował? Żebym się nim zainteresowała? Ta myśl siedziała we mnie i chociaż jej nie znosiłam, całe to cholerstwo miało sens.
Ciche dudnienie kopyt kelpie przeszło w stukot, gdy dotarliśmy do nierównego bruku. Tylko raz zapuściłam się na dwór Unseelie, na wycieczce szkolnej, która obecnie wydawała mi się tak odległa, jakby odbyła się całe wieki temu. Podczas gdy na naszym dworze chodziło głównie o rangę – istnieli ci, którzy ją mieli, i ci bez niej – ich królowa nie dzieliła poddanych na kategorie. Każdy Unseelie odpowiadał za siebie. Jeśli potrafili znaleźć sobie jakiś kąt i zawalczyć o niego, mogli w nim zostać.
Lan milczał, jakby bał się odezwać.
– Przypomnij mi, co powiedziałeś do swojego kolegi? – rzuciłam sarkastycznie. – Królowa chciała mnie żywą, tak? – prychnęłam. – Powiedz mi, wnuku Lugha, jak długo wiedziałeś, kim jestem?
Wzdrygnął się na wspomnienie o swoim pochodzeniu.
– Wiedziałem, odkąd królowa wydała mi rozkazy – wyznał, prostując się. – Powiedziała mi, żebym miał świadomość, jak ważne jest pilnowanie ciebie.
Wiedział cały ten cholerny czas! Cholera jasna, pieprzony dupek! Jego drobne uprzejmości teraz nabierały o wiele więcej sensu. Śniadanie, flirt, pocałunek. Robił to wszystko, żeby utrzymać mnie przy sobie, ba, nawet pozbył się naturalnej skłonności do gardzenia mną.
Uroczo.
Aż zabrakło mi słów, a niezbyt często mi się to zdarza.
Zacisnął mocniej rękę na mojej talii.
– Wiesz, że złożyłem wiążącą przysięgę, by wykonywać jej rozkazy. Nie mam w tej kwestii wyboru, pomimo moich własnych uczuć. – Próbował się tłumaczyć.
Moje brwi wystrzeliły w górę i w końcu odnalazłam swoją zdolność do ciętych ripost.
– I wychodziłeś z siebie, żeby to zrobić, Lan. Naprawdę, powinieneś być z siebie dumny. Dopilnuję, żebyś dostał pieprzoną pięciogwiazdkową rekomendację za zdolności aktorskie. Są naprawdę zdumiewające, och, doprawdy jestem pod wrażeniem. – Przewróciłam oczami.
Wtedy w lesie pocałował mnie tak, jakby nikt inny nie istniał. Głupio zaczęłam wierzyć, że byliśmy drużyną. Razem w całym tym bałaganie. Prawie poczułam, że mogłam mu…
Mogłam mu wierzyć.
Zacisnęłam usta i oderwałam jego rękę od swojego ciała, po czym wyprostowałam się na grzbiecie kelpie, żeby zwiększyć dystans między nami – dystans, z którego nigdy nie powinnam była rezygnować. Dystans, na rezygnację z którego już nigdy sobie nie pozwolę.
Faolan nie jest kimś, komu mogę ufać – muszę to w końcu zrozumieć, zakodować, zapamiętać, po prostu, sama nie wiem! Tak musi być i już!
Zaczął coś mówić, ale wściekle potrząsnęłam głową.
– Odpuść sobie – warknęłam, marząc o tym, aby się nie odzywał. – Dziękuję, że wydostałeś mnie z dworu Seelie, ale jestem warta o wiele więcej niż to, jak mnie traktowałeś przez ostatnie kilka tygodni. I to nie z powodu tego, kim jest mój ojciec. – Westchnęłam. – Był.
Niech szlag weźmie mnie i moje głupie dziewczyńskie zauroczenie niegrzecznym chłopcem z dobrym sercem. To uczucie jest mi potrzebne równie bardzo jak Cynthii operacja powiększająca biust.
Lan zamilkł i jechaliśmy dalej w górę wschodniej części wzniesienia, w stronę zamku. Mech porastał ciemne głazy, a gdzieniegdzie zauważyłam małe roślinki wyrastające spomiędzy kostek brukowych – co wyglądałoby pocieszająco, gdyby kwiaty nie były czarne, a jagody krwistoczerwone.
Powstrzymałam drżenie, kiedy przekraczaliśmy bramę. Strażnicy spiorunowali mnie wzrokiem, zanim przenieśli nieufne spojrzenia na fae siedzącego za mną i bardzo niechętnie się odsunęli. Kelpie zatrzymał się przed wysadzanymi żelazem drzwiami zamku, a ja ześliznęłam się z jego grzbietu. Syknęłam przez ból w nadgarstkach, kiedy otarły się o bladoniebieską sierść konia, pozostawiając na niej czerwoną smugę. Żelazne kajdany Seelie naprawdę wykonały swoje zadanie.
Pobrałam niebieską energię z kamieni pod stopami i wykorzystałam ją do napędzenia swojej fioletowej magii i stłumienia bólu, po czym podziękowałam głazom za ich wsparcie. Niewielka ścieżka jasnozielonego mchu pojawiła się wokół moich stóp, co skutkowało tylko kolejnymi wściekłymi spojrzeniami strażników.
Co mi tam. Po takim dniu mogli mnie cmoknąć.
Ludzcy służący otworzyli drzwi, nie odrywając wzroku od ziemi. Faolan przeszedł obok mnie, by wkroczyć do domu Królowej Elisavany, który miał złą energię; obawiałam się, że nic dobrego nie wyniknie z tej wizyty. W przeciwieństwie do złotych zdobień w zamku Seelie, weszliśmy od razu do długiego hallu z nisko zawieszonym sufitem. Pomieszczenie było tak lodowate jak nieprzytulne. Moje kroki niosły się echem, odbijając się od ciemnego kamienia, gdy podążałam za Lanem korytarzem, próbując przygotować się na spotkanie z nią – niezbyt łatwe zadanie, kiedy jest się ubranym w worek pokryty krwią oraz posiada się kolekcję zadrapań. Ponadto głośno zaburczało mi w brzuchu, co tylko pogłębiło mój dyskomfort.
Faolan zatrzymał się przed nijakimi drewnianymi drzwiami, miał spięte ramiona. Posłał mi spojrzenie na tyle długie, bym zobaczyła, że skryte głęboko kolorowe odcienie jego tęczówek były bardziej chaotyczne niż kiedykolwiek.
– Sieroto…
– Co? – Założyłam ręce na piersi.
Drzwi otworzyły się do środka. Stał za nimi gwardzista królowej, uśmiechając się pod nosem.
– Nie mamy całego dnia, Seelie – powiedział członek straży królewskiej do mojego towarzysza. – Wszyscy chętnie usłyszymy o tym, jak tym razem koncertowo spieprzyłeś.
Zmarszczyłam brwi, patrząc to na niego, to na wnuka Lugha. Ale gwardzista nie żartował. Jeśli miałabym wnosić po zaciśniętych do białości wargach mojego towarzysza, stwierdzam, że ci dwaj nie darzyli się sympatią.
Faolan podszedł do gwardzisty i spojrzał mu w oczy.
– Cóż, będziesz musiał się przesunąć, żołnierzu.
– W takich razie wygląda na to, że masz problem – odparł szyderczo.
Mój towarzysz położył dłoń na swoim mieczu i zapytał:
– Czyżby?
Gwardzista opuścił wzrok na rękojeść, a jego oczy rozbłysły czymś zimniejszym, zanim znowu spojrzał w górę. Wymusił uśmiech.
– Tylko się droczę, Seelie. Królowa Elisavana niecierpliwie czeka na wytłumaczenie ostatnich wydarzeń.
To… nie brzmiało dla mnie dobrze.
Gwardzista odstąpił, a ja przeszłam i spojrzałam mu w oczy, nie odrywając wzroku ani na sekundę. To nic w porównaniu z potyczką z dziećmi olbrzymów i spotkaniem z migoczącymi na szaro ludźmi duchami.
Spodziewałam się zimnej, jałowej komnaty, więc zaskoczył mnie widok grubych gobelinów na ścianach i płonącego w kominku ognia, który wypełniał ciepłem całe pomieszczenie. Za to przeżyłam kolejny szok – królowa nie zasiadała na tronie, ale stała przed długim stołem zastawionym jedzeniem.
Faolan zatrzymał się i skłonił nisko.
– Wasza Wysokość.
– Powstań, wnuku Lugha – powiedziała spokojnym głosem, od którego po moich plecach przeszedł dreszcz obawy. – I powiedz mi, dlaczego właśnie otrzymałam list od Królowej Małżonki Adair, który jest prawie groźbą.
To przyciągnęło moją uwagę. Spodziewałam się, że Adair spróbuje wśliznąć się na tron.
– Kto jest nowym królem? – zapytałam.
– Ten jak mu tam – odparła, machając ręką, a jej palce zamigotały w powietrzu od mocy. – Nigdy nie pamiętam, jak się nazywał. Młodszy brat Aleksandra. Ten pulchny i wiecznie zdezorientowany, wydaje się niezdolny do skrzywdzenia stada komarów, które wysączałyby z niego całą krew.
Obrazowe. I trafne.
Rozluźniłam się i westchnęłam. Oczywiście. Wuj Josef był następny w kolejce po mnie. Przypominam sobie, jak pocieszał Adair podczas mojej egzekucji. Rozważałabym jego udział w zamordowaniu króla i zakończeniu mojego istnienia, z tym że monarchini miała rację – nie wydawało się, żeby posiadał jakikolwiek instynkt zabójcy.
– A ty powinnaś przestrzegać etykiety, kiedy się do mnie zwracasz. – Ton królowej się nie zmienił, ale po moich plecach przeszedł kolejny dreszcz niepokoju.
Pokłoniłam się w mojej prowizorycznej sukience z worka.
– Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość – powiedziałam z szacunkiem.
Spojrzenie jej chłodnych niebieskich oczu spoczęło wreszcie na mojej twarzy tylko po to, by natychmiast wrócić do Faolana.
– Dlaczego ją tu sprowadziłeś? – zapytała, przyglądając mu się uważnie.
Stanął swobodniej.
– Postępowałem zgodnie z rozkazami.
Prychnęła, wrzucając do ust malinę delikatnym ruchem nadgarstka.
– W rzeczy samej – potwierdziła, przeżuwając owoc.
– Źle je zrozumiałem, Wasza Wysokość?
– Lepszym pytaniem jest, czy w ogóle je zrozumiałeś. – Jej mina zrobiła się surowa. – Rozmówię się z tobą dziś wieczorem, wnuku Lugha.
Wyraźnie go odprawiła, chociaż mnie nie kazała odejść.
W co on mnie wpakował tym razem? Kolejna egzekucja?
Faolan rzucił zaniepokojone spojrzenie w moją stronę i otworzył usta, ale zastanowił się, zanim wyraził sprzeciw. Może przyczynił się do tego mój lodowaty wzrok?
Królowa skinęła, żebym podeszła do ognia, więc odwróciłam się od Lana i dołączyłam do niej. Kiedy usiadłyśmy, drzwi się zamknęły; szybkie spojrzenie potwierdziło, że zostałyśmy same, nie licząc szyderczego błazna, to znaczy gwardzisty na drugim końcu pomieszczenia.
– Kallik z Królewskiego Domu – powiedziała królowa, poprawiając swoją ciemnoszarą, szyfonową suknię tak, że teraz kreacja spływała dostojnymi falami. – Przynosisz ze sobą mnóstwo kłopotów.
Przytaknęłam.
– Czy gwardziści króla przekroczyli rzekę, Wasza Wysokość? – Powinnam za każdym razem używać zwrotu „Wasza Wysokość”? Lepiej to robić i nie ryzykować.
Uśmiechnęła się, ale nie było w tym ani odrobiny ciepła. Adair raczyła wszystkich kokieteryjnymi minami, zaś przy tej kobiecie byłam pewna, że mogłaby zabić mnie jednym pstryknięciem palców.
To było pocieszające.
– Nie ośmieliliby się – odparła. – Jeszcze nie.
Przekrzywiłam pytająco głowę.
Wzruszyła ramionami, oczywiście z królewską gracją.
– Niewiele jest sytuacji, w których dwór Seelie zadarłby z nami. Śmierć ich króla jest jedną z nich. Adair chce twojej krwi, Kallik. Byłaby skłonna rozlać krew moich poddanych, żeby do ciebie dotrzeć. Nawet jeśli to oznaczałoby początek wojny – wyznała, przyglądając mi się uważnie, jakby nie chciała przegapić mojej najdrobniejszej reakcji.
– Nie zabiłam króla – przerwałam jej.
Jej brwi wygięły się delikatnie.
– Nie? – zapytała z niedowierzaniem. – I mam uwierzyć, że nie miałaś również nic wspólnego ze zniszczeniem Underhill?
Dobra, tak to my się bawić nie będziemy. W tej chwili chyba osiągnęłam swoją granicę cierpliwości i zmarszczyłam brwi, kiedy zaczęła ogarniać mnie irytacja.
– Mówisz o Fałszywym Underhill, czy tym prawdziwym? – Uśmiechnęłam się tak jak ona.
Tyle że jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Po chwili westchnęła i spojrzała w ogień.
– Wyobrażam sobie, że trudno jest trafić strzałą, jeśli stoi się dokładnie obok swojego celu, a do tego nie ma się łuku.
Że co? No nie żartuj. To akurat największa dziura w oskarżeniach Adair. Tyle że nikt nie ośmielił się kwestionować jej wersji.
– Trudno też o ranę wejściową z przodu czyjegoś ciała, jeśli stoi się dokładnie obok niego – odparłam, starając się przybrać podobny ton do tego, w którym wypowiedziała wcześniejsze słowa.
Jej dłonie lekko zadrżały, ale na twarzy nie dało się dostrzec żadnych emocji, kiedy powróciła wzrokiem do mnie.
– Problem, młoda fae, polega na tym, że twój los nie zależy od prawdy, a od tego, w co UWIERZĄ Seelie – powiedziała powoli. – Innymi słowy to, co poprawne i prawdziwe, może nie mieć żadnego znaczenia.
Wzdrygnęłam się.
– Adair nie ma jeszcze odwagi, by otwarcie oskarżyć mnie o pomaganie ci – kontynuowała. – Zamiast tego próbuje powiązać cię z wygnanymi z Trójkąta. Jednak z czasem może zyskać impet, by zrzucić winę również na mój dwór. – Zamilkła na chwilę, po czym mówiła dalej: – Może rzucić aluzję, czemu miałabym dawać schronienie oskarżonej o śmierć Króla Aleksandra, jeśli sama nie zleciłam tego czynu, by przejąć władzę na dworze Seelie.
Wypuściłam cichy oddech.
Bogini nad i pod nami, miała rację. Jeśli tu zostanę, już napięte stosunki między dworami popsują się jeszcze bardziej; możliwe, że już ostatecznie. Unseelie i Seelie walczyli ze sobą z przerwami przez całe wieki. Zważywszy na to, że Underhill było zablokowane dużo dłużej, niż większość o tym wiedziała, to już był niebezpieczny okres dla fae. Groźba szaleństwa wisiała w powietrzu jako rezultat faktu, że fae zbyt długo nie przebywali w swojej ojczyźnie. Napotkałam już grupę młodych olbrzymów i wygnańca, którzy zatraciliby się w szaleństwie, gdyby nie interwencja Rubezahla. W obecnym stanie rzeczy… nie byłam zupełnie pewna, czy obłęd nie zaczaił się też na mnie. Nie po tym, co zrobiłam z tamtym Unseelie po pocałunku z Faolanem.
Zdusiłam w sobie drżenie.
– Nie możesz zapewnić mi schronienia.
– Sugerowałabym – powiedziała ostrożnie – żebyś została tu przez chwilę, by dojść do siebie i przemyśleć swoją sytuację. Zawsze istnieje ścieżka mogąca zabrać nas do miejsca, w którym chcemy się znaleźć. – Jej chłodne oczy zabłyszczały. – Czy jest jakaś ścieżka, na której powinnaś się znaleźć?
Ton królowej sprawił, że mój puls przyspieszył. Czy mówiła o drzwiach do prawdziwego Underhill? – zastanowiłam się w myślach. Tych, do których poprowadziły mnie duchy? Byłam tak blisko otwarcia ich…
Opuściłam Unimak w nadziei, że oczyszczę swoje imię. Zrobiłam to, by udowodnić raz na zawsze, że nie zniszczyłam wejścia do Underhill. Poniosłam porażkę – Adair przekonała dwór Seelie do mojej winy – ale odkryłam też dużo większy problem. Prawdziwe królestwo fae było zamknięte przed nami przez bardzo długi czas i życie wielu istnień zależało od jego przywrócenia.
W tym również moje życie. Życie Cyntii. Życia Ruby’ego, Drake’a i innych wygnanych. Życia ludzi. A nawet tych fae, którzy mnie nienawidzili.
Jednak nie powiedziałam tego wszystkiego królowej. Wiedziała dużo więcej, niż pokazywała – wywnioskowałam to z informacji, którymi kiedyś podzielił się ze mną Lan – a zaufanie nie było moim drugim imieniem.
Ani trochę.
– Daj sobie czas – powtórzyła królowa, wstając. – Adair jeszcze nie wykona ruchu w imieniu Króla Jakmutam.
Podniosłam się szybko, bo przypomniało mi się, że matrona w sierocińcu biadoliła o tym podczas lekcji etykiety.
– Dobrze. Dziękuję, Królowo Elisavano. Doceniam to.
Jej wzrok spoczął na moich poszarpanych, poparzonych nadgarstkach, a w jej oczach przez chwilę pojawił się cień współczucia, ale zniknął w następnej sekundzie.
– Jeszcze mi nie dziękuj, Kallik z Królewskiego Domu.
Zawahałam się, niepewna, jak interpretować jej słowa. Co to miało znaczyć? Może jednak zamierzała wyrzucić mnie za bramę?
Skinęła głową w stronę drzwi.
– Idź. Najedz się. Wykąp. Wyśpij. – Kiedy odwróciłam się do wyjścia, dodała: – I może poświęć chwilę na przemyślenie tego, że nie miałaś udziału w śmierci króla.
Cóż, o tym akurat trudno było zapomnieć. Spojrzałam na ciemnowłosą, piękną królową o mrożącej krew w żyłach aurze.
Kobieta przyjrzała mi się uważnie i wyszeptała:
– Innymi słowy, ktoś inny miał w tym udział i możliwe, że wiesz, kim jest ta osoba.ROZDZIAŁ 2
Słowa królowej Unseelie wibrowały w mojej czaszce, kiedy podążałam za ludzką służącą długim, wyłożonym dywanem korytarzem, który prowadził w głąb zamku. Czy podświadomie wiedziałam, kto zabił mojego ojca? O to właśnie chodziło Elisavanie?
Ludzka służąca – kobieta o ciemnobrązowych oczach i włosach w podobnym kolorze – pisnęła, kiedy zatrzymała się przed zamkniętymi drzwiami i spojrzała na mnie niepewnie, dostrzegając moją minę. Wydawało mi się, że grymas już na stałe zagościł na mojej twarzy.
– To przydzielony dla pani pokój – zaczęła, delikatnie się uśmiechając. – Przygotowano już kąpiel, a za chwilę ktoś przyniesie świeże ubrania. Jeśli potrzebuje pani pomocy w ich założeniu…
Uniosłam dłoń i zrobiłam przystępniejszą minę.
– Przepraszam, miałam kilka ciężkich dni. Poradzę sobie z tym.
Jej uśmiech był ulotny, skłoniła się i zaczęła wycofywać.
– Czekaj – zawołałam.
Zamarła.
– Umieram z głodu, mogę dostać coś do jedzenia? – zapytałam życzliwym tonem.
Zaśmiałabym się, widząc ulgę na jej twarzy, gdybym nie rozumiała tak wyraźnie, co oznaczała. Przywykła do bycia traktowaną jak gówno.
– Oczywiście. Oczywiście – odparła pośpiesznie, po czym odwróciła się i uciekła.
– Dzięki! – zawołałam i weszłam do pokoju.
Było tu ciemno i zimno, więc przez chwilę szukałam czegoś, z czego mogłabym pobrać ciepło i stworzyć płomień.
Spojrzałam na pokój przez pryzmat mojej magii i dostrzegłam maleńką iskierkę ognia wśród żarzących się węgli w ognisku dokładnie naprzeciwko mnie. Podeszłam do kamiennego paleniska, pociągnęłam za czerwone wiązki, powachlowałam płomienie i dmuchałam, aż w końcu węgiel się zajął. Czasami rozwiązanie nie zależało tylko od magii – to coś, o czym pełnokrwiści fae często zapominali.
Wrzuciłam kilka kawałków drewna ze stojaka obok i już wkrótce miałam przed sobą trzaskający ogień, który dawał nie tylko światło, ale i spokojne, wsączające się w kości ciepło. Westchnęłam. Tak lepiej.
Odwróciłam się i rozejrzałam po pokoju.
Pościel miała ciemnoczerwony kolor, zasłony zwisające ze słupków zrobione były z ciężkiego weluru. Podłoga miała barwę głębokiego mahoniu, zupełnie jak pozostałe meble – stół, krzesła i biurko – ale wszystkie inne szczegóły zbladły, kiedy zapatrzyłam się na to, co stało na środku pokoju.
Ogromna wanna, która z łatwością pomieściłaby cztery osoby. Była wmurowana w podłogę. Mogłam się zabić, wpadając do niej przy przechodzeniu przez pokój, ale byłam skłonna wybaczyć to przeoczenie, usprawiedliwiając to zmęczeniem i trudnym czasem w życiu. Para unosiła się nad wodą, skraplając się na miedzianym brzegu. Po zapachu lawendy i eukaliptusa poznałam, że ktoś dodał do wody ziół, które pomogą w gojeniu się ran.
Pojękując, zaczęłam się rozbierać. Przy każdym ruchu naciągałam mnóstwo rozcięć i strupów, więc skrzywiłam się więcej niż raz, spowalniając ruchy, aż w końcu byłam naga.
Nie miałam przy sobie żadnej broni, wszystko mi zabrali, a to – bardziej niż brak ubrań – sprawiało, że czułam się… naga. Obeszłam pokój i znalazłam nożyk do listów z ostrym końcem, a obok widelec, który ktoś musiał tu kiedyś zostawić.
Broń niezbyt potężna, ale na razie musiała wystarczyć.
Usiadłam na brzegu wanny i wśliznęłam się do środka, a woda sprawiła, że z moich ust wyrwał się syk. Była odrobinę za gorąca, ale zanurzyłam się aż do piersi i odchyliłam ze znużonym westchnieniem.
Kurwa. Co za… dzień? Tydzień? Miesiąc?
Byłam niewyobrażalnie zmęczona.
Pod wodą znajdowała się ławka, więc położyłam nożyk do listów po jednej stronie, a śmiercionośny widelec po drugiej. Może nazwę go Zębem Śmierci. Wrogowie będą uciekać w popłochu.
Powieki mi opadły i zastanowiłam się nad słowami królowej – ponownie. Może wcale nie sugerowała, że już wiem, kto był odpowiedzialny za śmierć mojego ojca. Może po prostu wierzyła, że sama mogłam do tego dojść.
Kto mógłby skorzystać na śmierci mojego ojca?
Oczywistą odpowiedzią był jego dziedzic – czyli ja. Ale skoro wiedziałam, że tego nie zrobiłam…
Hmm, Adair byłaby moją podejrzaną numer jeden, ale przecież w rzeczywistości nie zdobyła tronu. Wuj Josef był następny w kolejce po mnie. Oczywiście, gdyby Adair kiedykolwiek w przeszłości urodziła jakieś dziecko, to on lub ona mieliby pierwszeństwo – dziedzic lub dziedziczka z prawego łoża, a nie bękart mieszaniec. Jednak tak się nie stało – ona i ojciec nie doczekali się potomka. Z tego, co wiedziałam, nie miałam nawet żadnych dalekich kuzynów na dworach w Irlandii czy Luizjanie, skąd pochodził Drake, który mógłby sam robić zakusy na tron.
O ile Król Aleksandr nie miał innych wrogów, o których nie wiedziałam, lista potencjalnych morderców naprawdę nie miała więcej podpunktów. Pomimo moich wyboistych relacji z ojcem, Seelie go kochali.
Wróciłam myślami do Adair i Josefa, przywołując widok jego dłoni na jej plecach. Delikatny dotyk, którym go obdarzyła podczas balu.
Subtelny. Nawet intymny.
– Kurwa. Oni się pieprzą! – Otworzyłam gwałtownie oczy, gdy nagle mnie olśniło… i stwierdziłam, że wpatruję się w złote oczy kogoś ubranego na czarno. Przykucnął na drugim brzegu wanny, trzymając w dłoni krótki sztylet.
Nie było czasu na myślenie.
Rzuciłam się do przodu, z nożykiem do listów w dłoni, lewą ręką złapałam intruza i wciągnęłam do wody. Trzy krótkie, ostre pchnięcia w bok szyi i zawisł bezwładny, twarzą w dół, a w wodzie pojawiły się bąbelki, gdy ostatni oddech uciekł z jego ust.
Odsunęłam się, zabrałam widelec i wyszłam z różowawej wody, sprawiając, że rozchlapała się po kamiennej podłodze. Odwróciłam się plecami w stronę kominka. Adrenalina płynęła mi w żyłach, gdy rozglądałam się po pokoju, spodziewając się kolejnego niedoszłego mordercy.
To rzeczywiście był morderca. Ktoś próbował mnie zabić. Może nie powinnam być zszokowana po ostatnich wydarzeniach, ale bezpośrednia próba morderstwa przez obcą osobę wydawała się czymś zupełnie innym niż udział w pojedynku lub bitwie. Czymś gorszym nawet niż moja niedoszła egzekucja.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a do środka weszła ludzka służąca.
– Moja pani, mam tu wybór różnych… – Jej wzrok spoczął na mnie, a potem przesunął się na wannę, w której mój gość dryfował twarzą w dół. – Och.
– Idź po Faolana – warknęłam.
Ale nie było takiej potrzeby. Wkroczył do środka tuż za nią.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na dłużej na moim bardzo nagim ciele, a potem przeniósł go na faktyczne ciało w wannie i dotknął ramienia służącej.
– Sprowadź Generała Stryka.
Nie ruszyłam się z miejsca przy ogniu, choć zdecydowanie odczuwałam potrzebę, by się zakryć. Nagość nie była czymś, z czym miałabym szczególny problem, ale przy Faolanie… Rany w moim sercu nadal nie były zagojone, chociaż marzyłam o tym, aby wreszcie znikły.
Założyłam ręce na piersi.
– To widelec? – zapytał, powoli zdejmując z siebie koszulę.
Zaschło mi w ustach, a zdradziecki gniew nagle znalazł sobie inną lokalizację. Ponieważ byłam naga, a Lan szedł w moją stronę, zdejmując ubrania, nie byłam w stanie logicznie myśleć. Czy zaczęłam szybciej oddychać? Oczywiście, że tak. Ale to strach. Pozostałość po adrenalinie.
I niech to szlag, ale również odrobina pożądania.
Zatrzymał się na odległość ramienia i podał mi swoją koszulę.
– Możesz to założyć, zanim przyniosą nowe ubrania – powiedział, błądząc wzrokiem wszędzie, byle na mnie nie patrzeć.
Nie podobało mi się to, jak drżała mi dłoń, kiedy przyjmowałam od niego koszulę, którą założyłam na siebie przez głowę. Zahaczyła się o Ząb Śmierci, ale nie zamierzałam odkładać jedynej broni.
– Tak, to widelec. Nożyk do listów upuściłam w wannie.
Jego brwi wystrzeliły w górę.
– Zabiłaś go nożykiem do listów – stwierdził niepewnie.
– Nic więcej nie miałam – warknęłam, ponownie zakładając ręce na piersi. Jego koszula ledwo sięgała do górnej części ud. Byłam zakryta – ale to znikome odzienie tylko pogarszało sprawę.
Grzechot broni i zbroi ogłosił nadejście generała. Mężczyzna miał krótko ostrzyżone, siwe włosy i ciemnoczerwone oczy, które ładnie komponowały się z wystrojem pokoju. Wkroczył do pomieszczenia i okrążył wannę. Wystarczyło skinienie dłoni, by jego magia, również ciemnoczerwona, owinęła się wokół jego ręki i wystrzeliła do przodu, by wydobyć ciało mordercy.
Woda w wannie zamarzła, bo użył jej ciepła, żeby napędzić swoją magię Unseelie. Kolejne skinienie dłoni i przetoczył mordercę na plecy, po czym ściągnął maskę z jego twarzy.
– ŚMIEĆ Seelie – warknął, po czym spojrzał na mnie. Twarde linie twarzy i blizny po obu stronach wskazywały, że był wojownikiem. – Ty to zabiłaś?
– Nożykiem do listów – powiedział Faolan.
Czy w jego głosie właśnie usłyszałam nutkę dumy? Co u diabła? To nie on nauczył mnie walczyć. Ten honor należał się Bresowi, który zaprowadził mnie na egzekucję.
Oczy generała zabłyszczały.
– Nożyk do listów. – Wrócił do oglądania ciała i przyjrzał się szyi. – Wspaniałe ciosy. Dodatkowa broń?
Przełknęłam głośno. Ząb Śmierci.
– Widelec.
Zamarł, a potem jego ramiona zaczęły drżeć.
– Pieprzony widelec? Niech bogini będzie przeklęta, bo jeszcze zacznę cię lubić, mieszańcu Seelie.
Dobra? Nie wiedziałam, co myśleć o tym mężczyźnie.
Ponownie zmierzył mnie wzrokiem.
– Więc zabijasz Seelie, którzy po ciebie przyjdą?
Powolne skinienie było wszystkim, na co się zebrałam.
– Przetrwanie jest moim celem.
Uśmiechnął się szeroko, czym nieco złagodził twarde rysy twarzy.
– Wspaniale.
Może też mogłabym go polubić. Przypominał mi Bresa, choć miałam nadzieję, że akurat on nie poprowadzi mnie na śmierć. Odwrócił się do dwóch gwardzistów, którzy przyszli z nim. Mieli na sobie czarne, skórzane mundury z czerwonymi półksiężycami na klatkach piersiowych.
– Każdy gwardzista pałacowy, na służbie i poza nią, zgłosi się do koszar, by przyjąć dziesięć batów w ciągu najbliższych czterech godzin.
Zasalutowali mu, a mnie opadła szczęka.
– Czy to konieczne?
Generał Stryk posłał mi spojrzenie.
– To – wskazał na bezwładne ciało mordercy – jest niedopuszczalne. Chociaż kompletnie nie obchodzi mnie, czy ty umrzesz, ten zamachowiec mógł bez problemu dostać się do naszej królowej. Ludzie są niechlujni. – Jego wzrok przesunął się na Faolana. – Dwadzieścia batów dla ciebie, wnuku Lugha.
Faolan zasalutował ostro.
– Tak, sir.
Generał uśmiechnął się ponownie, a ja przestałam uważać, że się dogadamy. Ta decyzja była brutalna i dokładnie taka, jak spodziewałabym się po Unseelie.
– W tej chwili – powiedział uprzejmie. – Skoro i tak zdjąłeś już koszulę.
Faolan zacisnął szczęki, ale skinął głową i oparł dłonie o kamienną ścianę obok kominka. Służąca stojąca za nami zapiszczała i wybiegła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ustawiłam się pomiędzy Lanem a generałem, zaciskając w dłoni widelec.
– Nawet go tutaj nie było. A królowa…
– Nie broń go, Seelie. Jego zadaniem było strzeżenie ciebie i zapewnienie ci bezpieczeństwa. Zamiast tego pozwolił, by zamachowiec dostał się DO TWOJEGO POKOJU. – Generał Stryk podkreślił ostatnie słowa, po czym skinął na mnie dłonią, a jego magia owinęła się wokół mnie jak wąż, chociaż zrobił to delikatnie, to musiałam mu oddać. Usadził mnie na łóżku, z podwiniętymi nogami, twarzą w stronę nagich, spiętych pleców Lana.
Walczyłam z przytrzymującą mnie magią, ale nie mogłam z nią wygrać.
Generał odpiął długi skórzany bicz od boku. Jego błysk powiedział mi wszystko, co musiałam wiedzieć. Jak liny, które niedawno mnie pętały, w materiał wpleciono żelazne włókna.
Moja magia spięła się instynktownie, ale zamarła w zawieszeniu, czekając na rozkazy, których nie wiedziałam jak wydać.
Generał zamachnął się i pierwszy z razów wylądował na nagich plecach Lana. Wnuk Lugha nawet się nie wzdrygnął.
– Przestań – warknęłam, wsączając moc w moje słowa. Generał mnie zignorował, a furia zapiekła mnie aż do kości.
– Nie. – Lan zazgrzytał zębami. – Po prostu odpuść, Sieroto.
Kolejny raz i kolejny, aż skóra na jego plecach pękła i krew popłynęła z ran.
Miałam gdzieś, że mnie zranił, bo to było… to było gorsze. Wiedziałam, że to niesprawiedliwe, ale nic nie mogłam poradzić. Moja magia znowu zawrzała, ciemnofioletowe wiązki zawirowały wokół mnie, szeptały, ponaglały, żebym ich użyła, a ja walczyłam, by wykorzystać je przeciwko czerwonym więzom generała.
Nie obdarzył mnie nawet spojrzeniem. Zamiast tego poprawił pozycję po dziesięciu razach, wziął głęboki wdech i znowu podniósł rękę.
Moja magia zawirowała i uderzyła w ciemną czerwień magii generała. Uderzyła, a potem… wepchnęła się do środka. Sapnęłam i zamrugałam, widząc czerwień otaczającą moją filetową magię.
Generał w końcu zatrzymał się i spojrzał na mnie.
– Co ty robisz?
Nie wiedziałam, ale czy zamierzałam mu o tym powiedzieć? Nie. Działając instynktownie, pchnęłam swoją magię w jego, w nadziei, że przebije ją jak balon. Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, co się wydarzy. Może tylko dam mu więcej mocy.
Moja magia skurczyła się i znikła.
Świetnie.
To… nie było ani trochę użyteczne, niech bogini to przeklnie.
Bicz znowu ożył, a kiedy razy spadały, nie zdołałam powstrzymać wymykającej mi się łzy. Odliczałam je w głowie, razy i łzy. Jedna na każdy.
– Zabierz ją do apartamentu obok pokoi Królowej Elisavany – powiedział generał tym samym uprzejmym tonem. – Zostaniesz z tą… – Wskazał palcem w moją stronę, kiedy magia, która mnie pętała, odpuściła. – Będziesz trwał u jej boku bez przerwy, w dzień i w nocy, dopóki nie otrzymasz innych rozkazów, albo upewnię się, że dokładnie zapamiętasz, jakie jest twoje miejsce na naszym dworze.
Faolan odwrócił się i zasalutował generałowi, a w jego ruchach dało się dostrzec pewną sztywność.
– Tak, sir.ROZDZIAŁ 3
Przebywałam w komnacie obok królewskich pokojów królowej Unseelie i wpatrywałam się w sufit. Jak gdyby bliskość monarchini nie była wystarczająco niekomfortowa, facet, na którego byłam zła, ale wobec którego czułam coś, czego nie potrafiłam nazwać, leżał tuż obok mnie.
Otrzymał dwadzieścia batów, a jednak wymagano od niego, by pozostał czujny. Faolan nie mógł liczyć na żadne okłady ani herbaty z kory wierzby, ale przynajmniej przekonałam go, żeby położył się na brzuchu na łóżku, zamiast stać przy drzwiach z grymasem na twarzy.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że to był błąd.
Moje ciało aż płonęło przez świadomość, że był tak blisko. Odczuwałam okropne napięcie. Nie wiedziałam, czy rozwiązaniem było odsunięcie się od niego, czy zmniejszenie dystansu. Wciągnęłam powietrze przez nos, leżałam prosto jak drut, a ręce i nogi trzymałam w jednej linii.
– Idź spać – wymamrotał Faolan.
– Nie mogę – odparłam.
Łóżko się ugięło, a ja zesztywniałam. Zbliżył się? Czy oddalił? Serce mi załomotało.
W jego głosie, niskim, przyjemnym dla ucha głosie, dało się wychwycić nutę agonii.
– A to dlaczego, Wasza Wysokość? – zapytał, a ja aż się wzdrygnęłam.
– Po pierwsze, przestań mnie tak nazywać. A po drugie… – zdecydowałam się na kłamstwo – …bo tutejsze praktyki są barbarzyńskie.
– Twoim bardzo stronniczym zdaniem, Seelie.
Odwróciłam się w stronę mężczyzny, chociaż w ciemności dostrzegałam jedynie jego sylwetkę.
– A czemu to również nie TWOJE zdanie? Traktują cię tu jak obcego, a ty się podporządkowujesz.
Milczał.
Lan był wnukiem bohatera Seelie, dlatego Seelie wysokiego rodu go nienawidziły, ale nie móc uciec od tej niechęci nawet tutaj…
– Jak się czułeś, kiedy przydzielono cię do służby na tym dworze?
Wypuścił powietrze.
– Oboje wiemy, że Seelie mają tendencję do uważania się za lepszych od innych. A ci, którzy są traktowani jak ktoś gorszy, największą przyjemność mają z tego, by patrzeć na upadek tych potężnych. – Potarł głowę dłonią.
Seelie rzeczywiście mieli skłonność do dumy, bez wątpienia. Ale…
– Ty nigdy się nie wywyższałeś.
– Może nie. Ale jestem wnukiem Lugha, nie słyszałaś? – powiedział, a ja zauważyłam gorzką nutę w jego głosie. – Mają wobec mnie wielkie oczekiwania, a ja nigdy nie będę w stanie dorównać dziadkowi.
Wątpiłam, czy ktokolwiek mógłby to zrobić.
Przekręciłam się, żeby znaleźć wygodną pozycję – potrzebowałabym jeszcze przynajmniej godziny w tej wannie, żeby ustąpiły wszelkie bóle, które odczuwałam. Wsunęłam dłonie za głowę.
– Nie sądziłam, że to cię dotknęło. Zawsze sprawiałeś wrażenie, jakbyś niczym się nie przejmował – podsumowałam.
Minęła dłuższa chwila, zanim się odezwał.
– Bycie tutaj… przez większość czasu złe i dobre rzeczy się równoważą. – Westchnął i znowu się przekręcił.
Zesztywniałam, przeszedł przeze mnie prąd, kiedy jego kolano otarło się o moje udo. Nie oddychając, nieznacznie odsunęłam nogę.
– Tak? – zapytałam bez tchu.
Cholera, Kallik. Weź się w garść.
– Nie muszę już żyć w kłamstwie. – Jego głos stał się głębszy i nie było to tylko kwestią wyobrażeń.
– Jakim kłamstwie? – wymamrotałam, krzywiąc się na gardłową nutę w swoim głosie.
Moja noga znowu dotykała jego. I tym razem tak już zostało.
Coś we mnie rozluźniło się, jakby ciepło kąpieli ponownie wsączało się w strudzone mięśnie i posiniaczone ciało. Pochyliliśmy się do siebie w tej samej chwili, a kiedy jego ciemność dotarła do mnie, poczułam, że moja magia przyjmuje zaproszenie do tego zakazanego tańca.
Jego głos miał w sobie coś sennego, co rewelacyjnie pasowało do ciepła rozchodzącego się po moim ciele.
– Kłamstwem było udawanie, że jestem nieświadomy tego, że władam magią jest Unseelie. Śmierć podążała za mną, a ukrywanie jej stało się trudne.
Wiedział już przed przydziałem?
– Kiedy to odkryłeś?
– Matka ukrywała to przez lata, tuszując efekty mojego korzystania z magii. – Westchnął. – Prawdę odkryłem w wieku szesnastu lat.
Właśnie wtedy przestał mnie tak często odwiedzać.
– Próbowała cię chronić – powiedziałam, w końcu rozumiejąc postępowanie jego rodzicielki.
Moja magia zaczęła owijać się wokół jego, jednak widocznie rozwijała się zbyt nieśmiało, zbyt wolno, bo po chwili jego moc skoczyła do przodu, żeby usidlić fioletowe wiązki.
– Chronić mnie? – Prychnął. – Nie, na pewno nie.
Sekundę zajęło mi zrozumienie, że gniew i poczucie zdrady napierające na mój umysł i serce, nie należały do mnie. Sapnęłam, gdy między nami otwarły się ukryte drzwi i wkroczyłam w obce wspomnienie.
Osoba, za którą stałam, rozpromieniła się, wracając do swojej rodziny po zachodniej stronie rzeki. Została przydzielona do dworu Seelie.