- W empik go
True Friends 2 - ebook
True Friends 2 - ebook
Paczka przyjaciół powoli wkracza w dorosłość, poznając jej ciemne i jasne strony.
Zane i Kendall cieszą się na wiadomość o ciąży. Chłopak podchodzi do tematu bardzo poważnie i chce, żeby narzeczona miała zapewniony spokój. Zamierza ją wspierać i zrobić wszystko, aby dziewczyna czuła się komfortowo.
Jednak wiadomość o romansie Harry’ego i Evy negatywnie wpływa na Zane’a, który zaczyna się martwić, czy Kendall też nie ma kogoś na boku. W rezultacie on i jego narzeczona przestają sobie ufać.
Nellson angażuje się w wychowanie syna i związek z Jenny. Ich odmienne charaktery sprawiają, że dochodzi między nimi do wielu nieporozumień. Chłopakowi trudno tak szybko zmienić styl życia, a Jenny nie ma odwagi, aby szczerze z nim o tym porozmawiać.
Czyżby koszmar miał zacząć się od nowa?
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-780-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zane
Dorosłe życie wydawało się czymś przerażającym. Jako dziecko doszedłem do wniosku, że człowiek staje się dorosły w chwili ukończenia osiemnastu lat. Bardzo długo podtrzymywałem to zdanie i uważałem, że rzeczywiście od tego właśnie dnia mogłem nazywać się dorosłym. Mając dziewiętnaście lat, nie mieszkałem już z rodzicami. Nie brałem od nich żadnych pieniędzy i utrzymywałem się z tego, co sam zarobiłem w legalny sposób. Podejmowałem decyzje za siebie i właściwie to nikt nie mógł mi niczego zabronić. Byłem dorosły.
Teraz nieco zmieniałem nastawienie. Miałem naprawdę wiele szczęścia i mogłem prowadzić życie na wysokim poziomie. Czy to robiłem? Raczej nie. Luksusowe rzeczy nigdy szczególnie do mnie nie przemawiały. Jednak nie martwiłem się, czy będę miał za co zapłacić rachunki. Gdy chciałem wyjechać na wakacje, pieniądze także nie stanowiły problemu. Trwałem w związku, w którym czułem się szczerze szczęśliwy, i miałem grupę przyjaciół, na których mogłem polegać. Pracowałem w zawodzie, który kochałem, wkrótce miałem planować ślub. To brzmiało jak dorosłość.
Jednak dopiero poczucie, że na świecie pojawi się moje dziecko, sprawiło, że uderzyła we mnie prawdziwa dorosłość. Już nie miało liczyć się tylko to, czego ja chciałem. Wiedziałem, że jeśli mam zostać ojcem, to chcę dać z siebie sto procent. Przerażały mnie rodziny, w których dziecko było traktowane jako nieplanowany element życia, z czasem uznawany za problem. Nie chciałem także, aby moja rodzina była jedną z tych, w których matka zostaje niewolnikiem własnego domu.
Planowałem być takim ojcem, jakim mój nigdy nie był. Chciałem obdarzyć dziecko zaufaniem, wspierać je, zawsze oferować mu pomoc, kochać je całym sercem. I szczerze się bałem, że to mi nie wyjdzie. Z pewnością każdy rodzic właśnie tego z początku chciał, więc czemu tak niewielu udawało się to zrealizować? Czemu znałem tyle świetnych osób, które miały potomstwo i które były przez nie znienawidzone?
Z pewnością nikt nie chciał celowo doprowadzić do tego, aby mieć zły kontakt ze swoimi dziećmi. Co więc sprawiało, że zamiast ciepłej i przyjacielskiej relacji, dochodziło się do etapu, gdy robiło się wszystko, aby uniknąć spotkania z własnym ojcem?
Chciałem zostać mężem Kendall i tatą, ale czy tak naprawdę byłem na to gotowy? Czy nie powinno decydować się na taki krok dopiero wtedy, gdy przepracuje się wszystkie życiowe traumy? Gdy z tyłu głowy przestaną pojawiać się niepokojące myśli i w końcu obdarzy się kogoś stuprocentowym zaufaniem, którego nic nie będzie w stanie zburzyć? Prawdopodobnie tak. Prawdopodobnie dopiero wtedy powinno się planować założenie rodziny.ROZDZIAŁ 1
Zane
Siedziałem na kanapie w poczekalni, czekając, aż Camilla skończy rozmawiać z kimś przez telefon. Trzymałem w dłoni iPhone’a, a drugą ręką przewracałem stronę albumu z wzorami Chrisa. Miałem nieco słaby humor, bo musiałem siedzieć w pracy, podczas gdy Kenny zachowywała się dziwnie. Znałem ją i wiedziałem, że nigdy nie chce mnie martwić i gdy czuje się nie najlepiej, to próbuje to przede mną ukryć.
Wierzyłem jednak, że to tylko chwilowe. Ciąża była dla niej wielkim szokiem i musiała oswoić się z myślą, że zostanie matką. Nie oczekiwałem, że pierwszego dnia po zrobieniu testu pobiegnie do sklepu po wózek i ubranka dla dziecka.
– Co tam, Zane? – zapytała mnie Camilla, zajmując miejsce obok.
– Dlaczego ostatnio przy Willu obraziłaś Kendall? – zacząłem, podnosząc wzrok na pracownicę.
Dziewczyna momentalnie zmarszczyła brwi, jakby moje pytanie ją zaskoczyło. Nie wiem, na co liczyła, ale nie zamierzałem udawać, że jej zachowanie mi nie przeszkadzało.
– Wyluzuj, przecież sam wiesz, że ona też jest dla mnie chamska. – Przewróciła oczami.
– Kłóćcie się między sobą, ale nie wciągaj w to dziecka. Serio, Camilla. Przegięłaś.
– Przesadzasz.
Zacisnąłem usta, nieco wkurwiony. Mój humor nie należał dzisiaj do najlepszych i miałem już dość tego wiecznego konfliktu między Kendall a Camillą. Obydwie zachowywały się jak dzieci.
– Jeśli nie słuchasz mnie jako przyjaciela, to mogę powiedzieć to inaczej. Albo będziesz dla niej miła, albo wylecisz z tej pracy, rozumiesz? – zapytałem, wstając z miejsca. – Nie pozwolę tak traktować mojej narzeczonej i naprawdę nie będę miał, kurwa, skrupułów. Usłyszę od Kendall jeszcze jedno słowo, a wylatujesz.
Dziewczyna przez chwilę się nie odzywała, więc biorąc wdech, spojrzałem na nią. Szczerze ją lubiłem i nie chciałem kończyć tej znajomości w tak nieprzyjemny sposób, jednak Kendall była najważniejsza.
Camilla skinęła delikatnie głową. Posłałem jej lekki uśmiech i wyjąłem z lodówki puszkę napoju energetycznego.
– Dzisiaj jest impreza u Acacii. Przyjdź z Kendall – zaproponowała. – Napiję się z nią i na pewno się dogadamy.
Odetchnąłem z ulgą, zadowolony, że dziewczyna zrozumiała mnie i się nie wkurzała. Napiłem się energetyka, po czym ponownie zająłem miejsce na kanapie.
– Kendall nie pije, więc wątpię, żebyśmy wpadli, ale zaproponuję jej. Możesz mi wysłać adres.
– Jasne.
Przeniosłem wzrok na drzwi, aby zobaczyć chłopaka wchodzącego do lokalu. Spojrzałem na zegarek i się podniosłem.
– Siema, pewnie byłeś do mnie umówiony, tak? – zapytałem.
– Tak, sorry za spóźnienie, ale to przez te pieprzone korki.
– Jasne. Camilla, przygotuj dokumenty i przynieś, okej? – zwróciłem się do dziewczyny, na co przytaknęła. – Przygotowałem ci kilka wzorów – mówiłem, przechodząc do drugiej części salonu, aby następnie zatrzymać się przy moim stanowisku. – Są w kilku wielkościach, bo nie byłem do końca pewien, który będzie ci odpowiadał.
Klient postanowił wybrać największy wzór z największą ilością szczegółów. Czułem się kurewsko zmęczony, a plecy bolały mnie na tyle, że w połowie sesji musiałem wziąć tabletkę przeciwbólową. Naprawdę byłem już bliski rozdzielenia robienia tatuażu na dwie sesje, ale ostatecznie się przemęczyłem.
Ostatecznie skończyłem pracę sporo po zamknięciu salonu i nawet Camilla poszła do domu. Podliczyłem chłopaka, zanim wyszedłem na ulicę Londynu. Wsadziłem papierosa między wargi, a następnie zaciągając się, ruszyłem w stronę mieszkania Kendall. Zamierzałem rzucić to gówno, bo teraz miałem świadomość, że dla Kenny stało się to znacznie bardziej szkodliwe niż do tej pory.
Wybrałem numer narzeczonej, ale po chwili włączyła się poczta głosowa. Rano mówiła mi, żebym po pracy poszedł do swojego mieszkania, a ona przyjdzie tam w nocy albo rano, bo zamierza pracować do późna. Mimo tego chciałem się upewnić, że czuje się już dobrze. Nie zamierzałem jej przeszkadzać w pracy.
Zajebistym plusem mieszkania jej oraz Evy było to, że znajdowało się ono w centrum Londynu i z pracy szedłem tam pieszo może dwadzieścia minut. Wyrzuciłem pustą paczkę po papierosach do kosza na śmieci, a następnie wszedłem do recepcji.
Gdy znalazłem się na odpowiednim piętrze, wyjąłem z kieszeni klucze. Otworzyłem drzwi, mając w głowie to, że jeśli Kendall nie odbiera, to może po postu spać. Wszedłem w głąb mieszkania, widząc, że jedyne światło przebijało spod drzwi w łazience. W salonie została włączona muzyka, co wydawało się dość dziwne.
– Tęskniłem za tobą. Bardzo mi ciebie brakowało, wiesz?
Gwałtownie zatrzymałem się w miejscu, czując, że moje serce momentalnie zaczyna bić przerażająco szybko i robi mi się gorąco. Od razu rozpoznałem ten głos i nie miałem wątpliwości. Te słowa zostały wypowiedziane przez Harry’ego Torresa.
Zacisnąłem dłonie w pięści, podchodząc nieco bliżej łazienki. Jego głos był stłumiony, zarówno przez muzykę, jak i dźwięk lejącej się wody, tak samo jak cichy śmiech dziewczyny.
– Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? – zapytał jeszcze ciszej. – To wkurwiające, a ja czuję się jak skończony chuj, który wbija nóż w plecy przyjacielowi.
Zacisnąłem mocno szczęki, nie wierząc w to, co usłyszałem. Czekałem na odpowiedź dziewczyny, ale się nie doczekałem. Albo nie odpowiedziała, albo zrobiła to bardzo cicho. Przetarłem twarz dłońmi, po czym jak najszybciej wyszedłem z apartamentu.
Nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Byłem oszołomiony, gdy zbiegałem po schodach, myśląc o słowach Harry’ego. Czy istniała szansa, że coś źle usłyszałem?
Kurwa, to wydawało się niemożliwe i nie mogłem w to wierzyć. To nie mogła być Kendall. To mogła być Florence albo Eva, to mógł być każdy. Zrobiło mi się niedobrze. Nie wiem, czy czułem się potwornie źle przez to, czego się dowiedziałem, czy bardziej przez myśli w mojej głowie.
Byłem skończonym skurwielem, podejrzewając Kendall o zdradę. Jednak jak mogłem tego nie robić? To ona pomagała mu na każdym kroku po śmierci ojca. Nie Florence, nie Eva. Kendall. To ona potrafiła odwołać nasze plany, bo Harry jej potrzebował.
Przez kolejną godzinę siedziałem na ławce w parku, nie przejmując się zimnem, które sprawiało, że ledwo już czułem palce. Wypalałem kolejnego papierosa, próbując dodzwonić się do Kendall. Wariowałem i byłem na siebie zły. Nie mogłem jej o nic oskarżać, ale teraz się martwiłem. Bo nie odbierała jebanego telefonu, bo nie wiedziałem, gdzie jest prawie o jedenastej wieczorem. Bo ją po prostu, kurwa, kochałem i byłem pojebany. Moja mama przez tyle lat potrafiła być ślepa, wierząc, że osoba, za którą oddałaby życie, zrobiłaby dla niej to samo. Co jeśli w moim przypadku działo się podobnie?
Miałem ochotę rzucić tym pieprzonym telefonem, gdy po raz kolejny usłyszałem pocztę głosową. Wybrałem numer Nellsona, czując, jak złość i stres rozpierdalają mnie od środka.
– Co jest, kurwa? – usłyszałem jego zaspany głos.
– Nie ma u ciebie Kendall?
– Nie ma – odpowiedział niewyraźnie. – Coś jeszcze?
– Rozmawiałeś z Harrym. Z kim on ma romans? – zapytałem.
Przez chwilę jedynym dźwiękiem w słuchawce był oddech Nellsona. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czułem się tak wkurwiony i zestresowany naraz.
– Nie wiem, o czym mówisz. Jestem na sto procent pewien, że Harry jest nadal z Sophią i z nikim jej nie zdradza. Idę spać, dobranoc.
Zacisnąłem telefon w dłoni, a w mojej głowie pojawiło się milion myśli. Skoro Nellson przez pół roku potrafił okłamywać swoją dziewczynę, to dlaczego miał być szczery wobec mnie? Mógł chronić własną siostrę i przyjaciela.
Byłem pojebany, ale przeszło mi przez myśl, że Kendall może nie być w ciąży właśnie ze mną. Pokręciłem szybko głową, chcąc wyrzucić z niej tak absurdalne podejrzenie. Wstałem z ławki i ruszyłem w stronę głównej drogi, paląc kolejnego papierosa.
Kocham Kendall i ufam jej w stu procentach.
Wziąłem głęboki wdech, wiedząc, że nie mogę działać pod wpływem emocji. Zamierzałem iść do swojego pieprzonego mieszkania i, tak jak powiedziała Kenny, poczekać na nią, a następnie z nią porozmawiać. Wiedziałem, że mnie kocha. Wiedziałem, że ona nie jest tak zepsuta, jak wszyscy inni ludzie na całym tym pierdolonym świecie i nigdy by mnie nie zdradziła.
Moj telefon zawibrował, więc szybko na niego spojrzałem, aby zobaczyć wiadomość od Camilli.
Od: Camilla Wride
przyjedź do Acacii, „przypadkiem” zabrałam telefon służbowy ;) to i tak blisko twojego mieszkania, więc prawie masz po drodze
Wybrałem numer dziewczyny, chcąc od razu jej powiedzieć, że mam gdzieś to, że wzięła telefon, i ma go po prostu odnieść albo straci pracę. Ona jednak nie odebrała, co wkurwiło mnie jeszcze bardziej.
Spojrzałem na adres, który mi wysłała, po czym ruszyłem w stronę postoju taksówek. Mieszkanie dziewczyny znajdowało się rzeczywiście blisko, co nie zmieniało faktu, że ostatnie, na co miałem ochotę, to jebana impreza.
Niedługo później wchodziłem już do mieszkania, z którego dochodził intensywny zapach zioła. Przekroczyłem próg salonu, spoglądając najpierw na ludzi, którzy śpiewali jakieś jebane karaoke, a następnie na tych, którzy grali w beer ponga. Przewróciłem oczami, widząc, że w moim kierunku zmierzają Camilla oraz Acacia.
– Zane! – krzyknęła brunetka, zanim niemal uwiesiła się na mojej szyi.
– Widzę, że nieźle się bawicie. – Uśmiechnąłem się lekko. – Daj mi ten pieprzony telefon i się zmywam – zwróciłem się do niebieskowłosej.
– Nie mam telefonu. – Camilla zaśmiała się, a następnie stanęła na palcach, aby pocałować mnie w policzek. – Po prostu chciałyśmy, żebyś przyszedł.
– To moje urodziny! – wykrzyknęła Acacia.
Odsunąłem się od dziewczyn, próbując zmusić samego siebie, aby nie wyjebać Camilli z pracy w tej sekundzie. Już rozumiałem, dlaczego Kendall jej tak bardzo nienawidziła.
– Wszystkiego najlepszego. – Posłałem solenizantce sztuczny uśmiech. – Ja w takim razie się zbieram.
– Co ty taki nie w humorze, Zane? – zapytała Camilla. – Może masz ochotę na coś mocniejszego? My mamy całkiem dobry towar, a ty się wyluzujesz.
Byłem wkurwiony i może kilka lat temu, rozwiązałbym to w taki sposób, ale teraz nie zamierzałem powtarzać tych samych błędów. Mogłem mieć niesamowicie dziwne i przerażające myśli w głowie, ale z pewnością nie chciałem zawieść Kendall. Ufałem jej i nie mogłem w to zwątpić nawet na chwilę.
– Nie. Naprawdę się zbieram.
– Ross!
Odwróciłem się, aby zobaczyć Colina, który podszedł do mnie, a następnie z uśmiechem przybił mi piątkę.
– Zajebiście, że przyszedłeś! Chris też jest!
– Właściwie to już się zbieram.
– Daj spokój. Camilla, zrób mu drinka, dobra? Będziemy na balkonie.
Niebieskowłosa uśmiechnęła się pod nosem, zanim skinęła głową i wraz z Acacią poszła do kuchni. Przewróciłem oczami, a następnie ruszyłem na balkon za Colinem, gdzie stał Chris i jakaś dziewczyna.
– Siema, Ross. – Chris poklepał mnie po ramieniu. – To Lizzy.
– Zane. – Uścisnąłem jej dłoń.
– Blancika? – zapytał mnie przyjaciel z pracy, na co wzruszyłem ramionami, zgadzając się. – Co ty taki zmęczony?
– Dopiero po dziewiątej wyszedłem z pracy. – Machnąłem ręką i odpaliłem jointa.
Chris mógłby nazwać przyjacielem każdego człowieka na świecie. Zawsze był duszą towarzystwa i potrafił się z każdym dogadać. Spędzanie z nim czasu uważałem za bardzo komfortowe. Nieco zjarany piłem drinka, śmiejąc się ze wszystkich głupot, które opowiadał. W międzyczasie sprawdzałem telefon, licząc, że Kendall postanowi się odezwać.
– Kurwa, Chloe mnie zabije, jeśli się dowie, że wam powiedziałem. Jak coś, nic nie wiecie. – Zaśmiał się. – Tak swoją drogą opowiem wam, jak zajebiście się jej oświadczyłem.
– Dlaczego nic, kurwa, nie wiem, że się zaręczyliście? – zapytałem z rozbawieniem.
– Bo to było wczoraj! Dlatego miałem urlop! W każdym razie, słuchajcie! – Uniósł palec, aby uciszyć nas wszystkich. – Poprosiłem, żeby odebrała mi paczkę z paczkomatu, a potem ją otworzyła. W niej był kod do kolejnej paczki w innym paczkomacie. W tamtej paczce była karteczka z nazwą hotelu, do którego ma przyjechać, i numerem pokoju i do tego kolejna karteczka z kodem. No i w ostatniej paczce było pudełko, którego zabroniłem jej otwierać. No i w tym pokoju w hotelu ogarnąłem taką zajebistą kolację i wtedy kazałem jej otworzyć paczkę. No i oczywiście był w niej pierścionek.
Lizzy zaczęła mówić, jak bardzo jest to urocze, a ja po prostu się śmiałem. To wydawało się żałosne. Spojrzałem na moją szklankę. Byłem po jednym pieprzonym drinku, a czułem się jakbym wypił takich szklanek przynajmniej pięć.
– Zbieram się już – zacząłem, podnosząc się z płytek na balkonie.
Momentalnie zaczęło mi się kręcić w głowie, a wszystko, co widziałem, stało się niewyraźne. Nie miałem piętnastu lat, aby nie widzieć, co to oznaczało. Zaniepokojony i wkurwiony wszedłem do środka, rozglądając się. Musiałem znaleźć Camillę. Moje serce cholernie szybko napierdalało, a ja nie wiedziałem, czy jest to spowodowane tym gównem, które jakimś cudem musiało znaleźć się w moim organizmie, czy tym, że w głowie miałem dziwne scenariusze.
Widząc burzę niebieskich włosów, od razu ruszyłem w tamtym kierunku. Czując zawroty głowy, chwyciłem Camillę za ramię i gwałtownie obróciłem ją w swoją stronę.
– Czego mi tam, kurwa, dosypałaś? – zapytałem wściekły.
– Nie wiem, o czym mówisz – zaczęła, na co jedynie zacisnąłem uścisk na jej ramieniu. – Spięty strasznie jesteś przez tę Kendall. Colin mówił, że kiedyś taki nie byłeś. Chciałam tylko, żebyś się rozluźnił.
– Jesteś pokurwiona?! – krzyknąłem, zanim pociągnąłem się palcami za włosy. – Dobrze wiemy, kurwa, czemu to zrobiłaś. Dlatego że kazałem ci się odpierdolić od mojej narzeczonej? Próbujesz mi, kurwa, rozjebać związek? Jesteś pierdoloną szmatą. Co jest z tobą, do kurwy?
Camilla sprawiała wrażenie przerażonej i na jej twarzy nie było już śladu po tym bezczelnym uśmiechu.
– Oddaj mi klucze. – Wyciągnąłem dłoń w jej stronę. – Do studia. W tej, kurwa, chwili.
Wystraszona pokiwała głową i ruszyła w stronę drzwi. Sam poszedłem jeszcze do kuchni, z której zabrałem butelkę wody. Dopiero z nią skierowałem się na korytarz. Camilla wyjęła z torebki pęk kluczy i mi go podała.
– Zane, ja przepr…
– Nie chcę cię, kurwa, więcej widzieć – wycedziłem wściekły, zanim wyszedłem.
Wychodziłem z kamienicy, pijąc niesamowicie dużo wody. Zdawałem sobie sprawę, że byłem naćpany i nigdy nie przerażało mnie to tak jak teraz. Do tej pory branie narkotyków było wyłącznie moją decyzją. Pierwszy raz znalazłem się pod ich wpływem nie z własnej woli. Przerażało mnie, że ktoś potrafił posunąć się do czegoś takiego.
Zerknąłem na telefon, aby sprawdzić, czy Kendall na pewno nie dzwoniła. Ekran wydawał się nieco niewyraźny, ale byłem pewien, że nie ma na nim żadnej informacji o nieodebranym połączeniu.
Szybkim krokiem szedłem w stronę mojego bloku, zakładając kaptur. Starałem się ignorować zawroty głowy i pić dużo wody, aby jak najszybciej się ogarnąć. Nie czułem się bardzo źle, ale spodziewałem się, że to kwestia czasu.
Chwilę później wchodziłem już do mieszkania, aby zobaczyć zapalone światła w salonie. Czułem się tak bezbronny jak nigdy. Jakbym miał się po prostu rozpłakać jak jebane dziecko.
– Zane! Dopiero co przyszłam i właśnie byłam zdziwiona, że cię nie ma. Gdzie byłeś?
– Amm… – zacząłem, przecierając twarz dłonią. – A ty?
– Ja? Na evencie takiej nowej marki kosmetycznej. Mówiłam ci o tym jakiś czas temu. Było super i wzięłam ze sobą twoje siostry, bo były tym superpodekscytowane. Udało mi się je wcisnąć – mówiła, podchodząc do mnie. – Jesteś pijany?
Zacisnąłem usta, kręcąc lekko głową, a w oczach pojawiły mi się łzy. Jebane łzy bezsilności. Wiedziałem, jak bardzo ją to załamie. Nawet jeśli nie byłem tu bezpośrednio winny, to okropnie się obwiniałem. Dobry początek pokazywania, że nadaję się na ojca.
– Popatrz na mnie – powiedziała szeptem.
– Daj mi to wyjaśnić – zacząłem, podnosząc na nią wzrok.
Mogłem zobaczyć, jak oczy Kendall momentalnie zachodzą łzami, przez co czułem, jakby moje serce miało się rozpierdolić.
– Obiecałeś mi, Zane… – wyszeptała, odsuwając się ode mnie. – Jak… Jak mogłeś?
– Kenny, błagam. – Podszedłem do niej i złapałem ją za nadgarstek. – Daj mi to wyjaśnić. Camilla mnie zapr…
– Oczywiście, że Camilla! – przerwała mi i w sekundę wyrwała rękę z mojego uścisku. – Obiecałeś mi! Znowu to zrobiłeś!
– Ona mi czegoś dosypała, do kurwy! – krzyknąłem, widząc, że w inny sposób nie dopuści mnie do głosu. – Nie chciałem niczego brać!
Kendall schowała twarz w dłoniach, chyba płacząc jeszcze bardziej.
– I dlaczego miałabym ci uwierzyć? – Pokręciła głową, niemal dusząc się przez płacz. – Nie jesteś już tym gówniarzem, Zane… Kurwa… Znowu mamy przechodzić przez to samo? Teraz? Gdy mamy mieć dziecko?
Odchyliłem głowę, próbując nie płakać, jednak oczy coraz bardziej wilgotniały. Tyle razy zjebałem, że wiedziałem, że nie mogę liczyć, aby mi ufała. Jak mogłem tego oczekiwać po ostatniej sytuacji?
– Błagam, Kenny… Musisz mi uwierzyć. Zapytaj kogokolwiek. Był tam Chris, on ci wszystko powie.
Dziewczyna przykucnęła, nadal chowając twarz w dłoniach, jakby nie wierzyła w to, co się dzieje. Panikowałem, bo ona była w ciąży, a ja doprowadzałem ją do takiego stanu. Przecież to niezdrowe.
– Przepraszam… Tak cholernie cię przepraszam – zacząłem, kucając obok niej. – Musisz mi uwierzyć, Kenny. Musisz.
– Nic nie muszę – wyszeptała, zanim wstała.
Spojrzałem na nią, aby zobaczyć najgorsze spojrzenie, jakie tylko mogłem. Pełne zawodu i smutku. Takie jak to, gdy prawie cztery lata temu dowiedziała się o zdradzie Torresa. Pałałem nienawiścią do Harry’ego za to, do jakiego stanu doprowadzał Kendall. Teraz uderzyło we mnie, że wcale nie byłem lepszy.
– Nie kontaktuj się ze mną, dopóki ja się nie odezwę.
– Błagam cię…
– Nie chcę, abym zawsze musiała się martwić, czy ojciec moich dzieci nie wróci do domu naćpany. Muszę to przemyśleć i się odezwę. Idź spać, proszę.
Patrzyłem, jak Kendall wychodzi przez drzwi, czując, jak coś mnie niemal rozpierdala od środka. Nie wiem, kiedy ostatni raz w ogóle, kurwa, płakałem. W moim życiu było tyle chujowych momentów, ale dopiero teraz poczułem, jakbym tracił coś najważniejszego. I już nawet nie próbowałem powstrzymać płaczu, tak jak robiłem to kilkukrotnie w ostatnim czasie.
Wiedziałem, że ostatnim razem to właśnie narkotyki prawie rozpieprzyły nasz związek. Prawdopodobnie nigdy w życiu nie bałem się tak bardzo jak teraz. Godzinami siedziałem naćpany na podłodze i płakałem. Tego jednego wieczoru teoretycznie mogłem być niewinny, jednak miałem świadomość, że to gówno prawda. Jak mogłem oczekiwać zaufania, gdy sam nie potrafiłem nim obdarzyć najważniejszej osoby w moim życiu?ROZDZIAŁ 2
Nellson
Myślałem, że dobrze sobie radzę w dorosłym życiu. Zarabiałem bardzo dobrze, w pracy coraz częściej mnie chwalono i doceniano, na studiach szło mi świetnie. Miałem zajebistą ekipę przyjaciół i mądrą, piękną dziewczynę. Tak było jeszcze kilka miesięcy temu. Dopiero teraz dowiedziałem się, czym jest prawdziwe jebane dorosłe życie. Do takiego wniosku doszedłem, gdy próbowałem doczyścić włosy Willa z Nutelli.
Każde wydarzenie dużo uczyło. To nauczyło mnie tego, żeby po pierwsze nie dawać dziecku całego słoika kremu, a po drugie nie zostawiać go z nim samego. No i po trzecie, że szampony dla kobiet nie dość, że pachną dużo lepiej, to jeszcze działają znacznie skuteczniej.
– Nellson! Długo jeszcze?! – usłyszałem głos Jenny. – Na pewno ci nie pomóc?!
– Nie, poradzę sobie! – krzyknąłem pewnie. – Już prawie skończyłem!
Teraz doszedłem do wniosku, że wyznacznikiem męskości nie jest wysokość wynagrodzenia otrzymywanego w pracy, a to, czy mężczyzna potrafi doczyścić dziecku włosy z Nutelli. Mnie się udało.
Niedługo później znajdowaliśmy się już na sali w restauracji, w której miały odbyć się urodziny Willa. Dziwnie mnie to stresowało. Mimo szczerej chęci nie znalazłem czasu na wcześniejsze spotkanie z rodzicami Jenny i dopiero teraz miało do niego dojść. Na dodatek cała moja rodzina miała poznać Williego.
– Gdzie mój ulubiony i na ten moment jedyny wnuk?! – wykrzyknęła Ellen, gdy razem z moim ojcem weszła do restauracji.
Uśmiechnąłem się pod nosem, uważając za zajebiste to, że traktowała mnie jak prawdziwego syna, a Williama jak wnuka.
– Babcia! – krzyknął głośno chłopiec, zanim zaczął do niej biec w takim tempie, że gdyby skręcił sobie kark, to nawet bym nie mrugnął ze zdziwienia.
– Patrz, co mają dla ciebie dziadkowie. – Mój ojciec przykucnął, aby dać mu prezent.
Podszedłem do nich wraz z Jenny, a następnie oboje się przywitaliśmy. Cały czas spoglądałem w stronę drzwi, aż w końcu dostrzegłem państwa Wilsonów. Wziąłem głęboki wdech, ponownie czując stres. Nie wiedziałem, czy ci ludzie mnie nienawidzą, czy może są gotowi na pokojową relację.
– Cześć, kochani! – Mama Jenny uśmiechnęła się szeroko.
– Babcia! – krzyknął ponownie Willie i pobiegł w kierunku kobiety.
Po chwili przytulał zarówno ją, jak i jej męża, głośno się śmiejąc. Pokręciłem głową z rozbawieniem, zanim spojrzałem na Jenny, która szeroko się uśmiechała. Poprawiłem nerwowo włosy, widząc, jak Willie odbiera od nich pudełko. Po chwili rozejrzał się, podszedł do wolnego miejsca przy ścianie i tam odłożył prezenty. Jedna torba się wywróciła, na co niezadowolony zmrużył oczy i ją podniósł. Mały pedant.
– Cześć, córeczko. – Pani Wilson przytuliła Jenny.
– Dzień dobry – zacząłem, gdy spojrzała na mnie. – Amm… Nie wiem, czy…
– Nellson, chodź tu do mnie. – Kobieta rozłożyła ręce, a gdy zrobiłem krok w jej kierunku, mocno mnie przytuliła. – Tak bardzo cię za wszystko przepraszamy – wyszeptała mi do ucha.
Odsunąłem się i z krzywym uśmiechem skinąłem lekko głową. Plus tego, że nie powiedzieli mi o Willu, był taki, że wreszcie dostałem szansę, aby mnie polubili. W końcu to tym razem oni spieprzyli. Uścisnąłem dłoń ojca Jenny, zanim moi rodzice przyszli się przywitać.
– Kopę lat! – Ellen krzyknęła z ekscytacją. – Spodziewalibyście się, że kiedyś spotkamy się w takich okolicznościach?
Wraz z Jenny zostawiliśmy ich samych, zanim ruszyliśmy w stronę Nicolasa i Summer, którzy właśnie weszli do środka.
– Siema! – Nico przybił mi piątkę. – Szybkie pytanie, na tym dmuchanym zamku mogą bawić się tylko dzieci?
Z rozbawieniem przewróciłem oczami. Cały Nicolas.
– Dopóki ich nie ma, możesz tam iść z Willem.
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać. Już po chwili skakał w dmuchanym zamku w towarzystwie trzylatka. Rodzice Jenny i moi wydawali się zajebiście dogadywać, bo ojcowie jako przykładni nasi krewni już pili drinki.
– Chryste Panie – mruknąłem, widząc moją ciotkę. – Willie! Chodź zobaczyć, kto przyszedł! Dzieci do zabawy!
Podekscytowany chłopiec wybiegł z zamku, a następnie pędem ruszył w stronę bliźniaczek. Śmiejąc się, złapałem biegnącego chłopca, po czym chwyciłem dłoń Jenny i ruszyłem w stronę mojej rodziny.
W tym samym momencie weszli moi dziadkowie. Nie mogłem się doczekać, aż będę miał za sobą te cholerne niezręczne interakcje towarzyskie. Przywitałem się szybko z ciotką, która na starcie stwierdziła, że mój syn jest ładny, ale mamy nie liczyć na to, że jego włosy pozostaną tak jasne, podobnie jak oczy. Stwierdziła także, że jak na swój wiek jest niski i z pewnością ma to po mamie, co jest strasznie niefortunne, zważając na to, jaki ja jestem wysoki. Suka.
– Cześć, Nellson! – Babcia mnie uścisnęła, zanim spojrzała na towarzyszącą mi Wilson. – Ty pewnie jesteś Jenny, prawda? Zawsze wiedziałam, że mój wnuczek ma dobry gust. Śliczna dziewczyna z ciebie. I jaka naturalna! Naturalne piękno.
– Bardzo dziękuję. Miło państwa poznać. – Blondynka posłała jej uśmiech, po czym uścisnęła kobietę, a następnie mojego dziadka.
– Willie, to są moi dziadkowie, wiesz? – zapytałem, patrząc na niego.
– Nie wiem. – Zaśmiał się. – A to mój tata! – krzyknął radośnie. – I mama!
– O jejku, on jest taki wspaniały – zaczęła babcia, po czym podała mu wielką pluszową piłkę. – Twój tata mi mówił, że bardzo lubisz grać
– Super! – krzyknął, posyłając jej szeroki uśmiech. – Bardzo dziękuję!
Trzylatek odbiegł od nas, aby odłożyć piłkę obok reszty prezentów. Rozejrzałem się po sali ozdobionej balonami i innymi dekoracjami. Zdecydowanie nie pasowałem do takiego miejsca, jednak czułem się tu całkiem dobrze.
***
Dwie godziny później byłem już kurewsko zmęczony witaniem się z wszystkimi ludźmi i równoczesnym pilnowaniem dzieciaków. Siedziałem właśnie przy stoliku z Nikolą i jej mężem, którzy dopiero przed chwilą do nas dołączyli. Nie znali tu nikogo, więc chciałem dotrzymać im towarzystwa.
– Cześć. – Mój ojciec zajął miejsce obok mnie, uśmiechając się. – Jestem w szoku, że macie jeszcze kontakt. Nie miałem o tym pojęcia. Świetnie cię widzieć, Nikola.
– Dzień dobry, panie Howard! – zaczęła.
– Przepraszam na chwilę – zwróciłem się do nich, po czym wstałem.
Ruszyłem w kierunku Zane’a, który właśnie przykucał przy Willu, wręczając mu starannie zapakowany prezent. Rozejrzałem się, zaskoczony tym, że nigdzie nie dostrzegałem Kendall. Wydawało się oczywiste, że pojawią się tu razem. Stanąłem przy Rossie, podczas gdy Willie tradycyjnie pobiegł odłożyć prezent na stworzoną przez siebie kupkę.
– Siema – zacząłem. – Kendall jest chora czy coś?
Zane stanął przede mną, dzięki czemu od razu zobaczyłem ogromne wory pod jego oczami. Wyglądał, jakby chlał od dwóch dni bez przerwy. Albo i dłużej. Skrzywiłem się na ten widok.
– Nie ma jej tutaj? – zapytał, przecierając twarz dłońmi. – Możesz do niej zadzwonić i upewnić się, że wszystko z nią dobrze?
Uniosłem brwi w dezorientacji. To on był jej pieprzonym narzeczonym.
– Cokolwiek się stało, jest to związane z tym, jak wyglądasz, i z tym, że wczoraj pytałeś, z kim sypia Harry? – zapytałem, wybierając numer siostry.
Zane zacisnął usta i lekko pokręcił głową. Rzadko widywałem go już w takim stanie. W wieku nastoletnim zdarzało się to niepokojąco często. Wtedy nie widziałem w tym wielkiego problemu, teraz byliśmy starsi i mądrzejsi.
– Halo? – usłyszałem cichy głos Kendall.
– Hej. Wszystko okej? Są urodziny Willa i trochę już trwają…
– Cholera. Niedługo będę. Przepraszam, ale chciałam się chwilkę przespać i nie nastawiłam budzika. Już się zbieram i wychodzę.
– W porządku. Nie spiesz się, nic się nie stało.
Rozłączyłem się, patrząc na Rossa.
– Zaraz będzie – mruknąłem. – Po chuj wczoraj do mnie dzwoniłeś? I czemu ćpałeś?
Ross pokręcił głową, śmiejąc się bez humoru. Byłem naprawdę przerażony, bo już po tonie głosu siostry wiedziałem, że jest źle. Kendall i Zane często się kłócili, jak każda normalna para. Jednak zawsze momentalnie się godzili. Teraz miałem przeczucie, że wydarzyło się coś poważniejszego.
– Kryłem cię przez jebane pół roku, a ty nie możesz mi nawet powiedzieć prawdy? Zresztą… Przyszedłem tylko złożyć życzenia Williemu. Możesz przekazać Kendall, że proszę, aby się do mnie odezwała?
Przeczesałem włosy palcami, nie wiedząc nawet, co powiedzieć. Zane od dawna był dla mnie znacznie bliższy niż Harry, ale obiecałem Torresowi, że nikomu nic nie powtórzę. Nie chciałem łamać tej obietnicy.
– Co się stało między tobą a Kendall? – zapytałem.
– To nie jest temat na urodziny twojego syna. – Pokręcił głową. – Zwróć uwagę na Kenny, dobra? Jeśli będzie się źle czuła, to dzwoń do mnie od razu.
Zmrużyłem oczy, ale ostatecznie się zgodziłem. Zane ruszył w stronę wyjścia, a ja biłem się z myślami.
– Zane! – krzyknąłem w końcu i podbiegłem do niego. – Wiesz, że jak coś się dzieje, to możesz na mnie liczyć? W sensie… Nie mogę ci, kurwa, powiedzieć o Harrym, bo mu to obiecałem, ale to nie znaczy, że nie jestem po twojej stronie. Między nim a Kendall niczego nie ma. Przysięgam ci to.
Ross patrzył na mnie intensywnie, zanim przytaknął. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś, zanim wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
– Chcesz zapalić?
Chwilę później staliśmy w ogrodzie i obydwaj paliliśmy. Nie znałem wielu osób, które były tak godne zaufania jak Zane. Chyba najbardziej ceniłem w nim to, że potrafił postawić się na czyimś miejscu. Zawsze każdego rozumiał i nie oceniał nikogo z góry, nie znając sytuacji.
– Pamiętasz tę ostatnią akcję, gdy Kendall się na mnie wkurwiła, bo na imprezie znacznie przesadziłem? – zapytał w końcu, na co pokiwałem głową. – Było cholernie trudno, ale w końcu mi wybaczyła, a ja obiecałem, że tym razem to ostatni raz… Naprawdę nie chciałem jej nigdy zranić, ale wczoraj… Nie wiem, kurwa, pewnie i tak mi nie uwierzysz, bo to nawet brzmi komicznie.
– Nie miałbym jebanego powodu, żeby ci nie uwierzyć – odparłem, zaciągając się. – Jesteś prawdopodobnie jedyną osobą, która zawsze jest ze wszystkimi szczera.
Ross usiadł na ławce, a następnie wypuścił z ust dym, przymykając przy tym oczy.
– Kendall i Camilla nie przepadają za sobą i… To pojebane, ale Camilla wiedziała, jak bardzo Kenny się wtedy na mnie wkurwiła i jak bardzo żałowałem tego główna. Wczoraj w studiu powiedziałem jej, że nie podoba mi się to, jak traktuje Kendall, i jeśli tego nie zmieni, to wyrzucę ją z pracy. I nagle wieczorem kazała mi przyjść na jakąś imprezę, twierdząc, że przypadkiem wzięła telefon służbowy. Przyszedłem i miałem zamiar od razu wyjść, ale był tam Chris i stwierdziłem, że chwilę posiedzę. Wypiłem jednego jebanego drinka i od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Nawet nie wiem, co za gówno mi do tego dosypała, ale nigdy nie czułem się po niczym aż tak chujowo. Cały dzień mam taki kurewski zjazd. Wyszedłem stamtąd od razu, a w mieszkaniu była Kendall i… Możesz się domyślić, jak zareagowała.
Patrzyłem na przyjaciela, zaskoczony jego słowami. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zająłem miejsce obok Rossa. Byłem w kurewskim szoku i z początku nie potrafiłem się odezwać. Przerażał mnie fakt, że ktoś, kto był w stanie dosypać komuś do napoju narkotyki, miał kontakt z moim synem.
– Porozmawiam z Kendall – odpowiedziałem w końcu. – Wiesz, jaka ona jest… Kocha cię i po prostu się o ciebie martwi. Daj jej trochę czasu. A jeśli chodzi o Camillę…
– Wyrzuciłem ją z pracy – przerwał mi. – Sorry, że teraz zawracam ci tym głowę. Wiem, że to słaby moment.
– Daj spokój. – Machnąłem ręką, gdy obydwaj wstaliśmy. – Idź się przespać. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. I porozmawiamy jeszcze o tym.
– Dzięki. – Posłał mi minimalny uśmiech. – Ucałuj jeszcze raz Williego.
Patrzyłem, jak Ross odchodzi, zanim usiadłem na ławce, przecierając twarz dłońmi. Sam nie wiedziałem, co zrobić w tej pojebanej sytuacji, i to mnie stresowało. Miałem ochotę w pierwszej kolejności pojechać do pierdolonej Camilli. Nie byłem damskim bokserem, ale to kolejna osoba, dla której ktoś, kto wymyślił zasadę niebicia kobiet, zrobiłby wyjątek.
Przeniosłem wzrok w stronę drzwi, słysząc, że ktoś je otwiera. Uśmiechnąłem się lekko, dostrzegając Jenny. Miała na sobie zwykłą białą satynową koszulę i brązową spódniczkę. Teraz włożyła na siebie także płaszcz.
– Wszystko dobrze? – zapytała niepewnie.
– Zane i Kendall mają małe problemy w związku. – Podniosłem się i podszedłem do dziewczyny. – Nawet im się zdarza.
– Coś poważnego? – Ściągnęła brwi, przykładając dłoń do mojego policzka. – Chryste, Nellson. Jesteś lodowaty, chodź do środka.
Zaśmiałem się cicho i pociągnąłem ją za nadgarstek do siebie.
– Dadzą radę – odpowiedziałem.
Nachyliłem się, a następnie połączyłem swoje usta z jej, powoli ją całując. Poczułem, że uśmiecha się przez pocałunek, zanim założyła ręce na mój kark. To, że dała nam drugą szansę, było prawdopodobnie drugą najlepszą rzeczą w tym roku. Za pierwszą zdecydowanie uważałem pojawienie się Willa w moim życiu.
– Czy my coś przegapiłyśmy?
Odsunąłem się od Jenny, słysząc głos Ellen. Spojrzałem w stronę drzwi, aby zobaczyć, że zarówno ona, jak i mama Jenny przyglądają nam się z uśmiechami. Pokręciłem z rozbawieniem głową, po czym przeniosłem wzrok na blondynkę. Wyglądała na nieco zawstydzoną.
– Mieliśmy właśnie wracać – odparłem.
Śmiejąc się z min naszych mam, wszedłem do środka. Rozejrzałem się, żeby zobaczyć wszystkich dorosłych rozmawiających przy stołach, podczas gdy większość dzieci dopadło fontannę z czekoladą. Rozejrzałem się za Williem, a następnie, widząc, jak chłopiec próbuje wejść na dmuchaną zjeżdżalnię, ruszyłem w jego stronę.
Patrzyłem, jak mała wkurwiająca Sharpay mówi coś do niego, zanim Willie na totalnej wyjebce popchnął ją ręką, aby spadła z góry zjeżdżalni. Otworzyłem usta w szoku, walcząc ze śmiechem. W końcu to dziecko otrzymało to, na co zasługiwało.
– On mnie zepchnął! – krzyknęła do mnie kuzynka.
– Nie kłam, pewnie sama się potknęłaś – mruknąłem i podszedłem bliżej. – Zjeżdżaj, Willie! Złapię cię!
Chłopiec zaśmiał się wesoło i odważnie skoczył przed siebie. Gdy już zjechał, złapałem go, podnosząc wysoko.
– Jak tam, dzieciaku? Fajnie się bawisz?
– Super! – krzyknął, mocno mnie przytulając. – Dziękuję!
– A może pójdziemy coś zjeść? Co ty na to?
– Tak! Jestem głodny.
Ruszyłem w stronę stołów, gdzie zająłem miejsce przy moich dziadkach. Jedno z nielicznych miejsc, w których nie było alkoholu. Nie byliśmy przekonani, czy powinniśmy w ogóle pozwalać na alkohol przy takiej okazji. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że wino i drinki serwowane przez kelnerów nie powinny sprawić wielkiego problemu.
– Willie! – wykrzyknęła moja babcia. – Chcesz przyjść do prababci na kolana?
– Tak!
Uśmiechnąłem się, widząc zachwyconą minę babci, gdy podałem jej chłopca. Zająłem miejsce obok, po czym nalałem sobie soku.
– Cieszysz się, że masz urodziny? – zagadała go kobieta.
– Tak! I że jest tata i dzieci – odpowiedział, wyciągając rękę do stołu. – Jestem głodny.
– Da mu babcia coś do jedzenia? – zapytałem.
Kobieta zaczęła po chwili go karmić, powtarzając co jakiś czas, że jest wspaniałym chłopcem. Czułem cholerną dumę, bo zdawałem sobie z tego sprawę. Był milion razy lepszy od wszystkich dzieciaków tutaj. A w szczególności od dzieci mojej ciotki.
– Jak sobie radzisz? – zapytał mnie dziadek.
– W porządku – odparłem z uśmiechem. – Było dość ciężko, gdy Willie i Jenny mieszkali w Bath, ale w tym tygodniu przeprowadzili się do Londynu, więc właściwie codziennie widzę się z małym. Teraz walczymy nad jego pokojem, żeby był idealny.
– Wiedzieliśmy, że dasz radę. Zawsze potrafiłeś sobie ze wszystkim poradzić. Ja to zawsze powtarzałem w rodzinie, że Nellson jest niedoceniany.
Uśmiechnąłem się, czując się naprawdę zajebiście szczęśliwy.
Niedługo później przyszła Kendall, która mimo ogromnego uśmiechu wymalowanego na twarzy, wyglądała na zmęczoną. Znałem ją już dobrze i z reguły potrafiłem dostrzec, gdy coś ją męczyło. Obserwowałem ją, gdy rozmawiała z Harrym, który z miłym uśmiechem o czymś jej opowiadał.
Moje nastawienie do Harry’ego w ostatnim czasie znacznie się zmieniło. Sam zdradzałem swoją dziewczynę i wiele mi brakowało, abym nagle mógł zostać strażnikiem moralności. Jednak Torres zapomniał o świętej zasadzie. „Ziomale ponad lale”.
Jakkolwiek nie uważałbym chociażby Summer za gorącą dziewczynę, to nie mogłem sobie nawet wyobrazić, abym mógł do niej podbijać, podczas gdy tworzyła parę z Nicolasem. Harry najwyraźniej nie podzielał mojego zdania.
Widząc, jak Jenny przywołuje mnie ręką, wstałem z miejsca, a następnie podszedłem do niej.
– Są już wszyscy, prawda? – zapytała, na co przytaknąłem. – Idź po Willa, a ja powiem kelnerowi, że mogą już wnosić tort.
To było głupie, ale sam cieszyłem się jak dziecko, widząc podekscytowaną minę Williego, gdy tylko dowiedział się o torcie. Jeszcze bardziej zachwycił go fakt, że tort tworzył naprawdę zajebistą podobiznę świnki Peppy. Uważałem tę bajkę za jedną z najgorszych, jakie istniały, jednak Willie się ze mną nie zgadzał.
– Wszyscy ci ładnie zaśpiewają, a wtedy ty zdmuchniesz świeczki, dobra?
– Tak! – krzyknął radośnie.
Trzymałem małego na rękach, patrząc na niego, podczas gdy wszyscy śpiewali głośno „sto lat”. Spojrzałem na Jenny, aby zobaczyć, jak wspaniale się uśmiecha, stojąc obok nas. Puściłem do niej oczko, na co pokręciła z rozbawieniem głową.
– Gotowy? – zapytałem cicho Willa.
– Tak! – zawołał głośno.
Lekko się nachyliłem, abyśmy znaleźli się na wysokości tortu. Próbowałem powstrzymać śmiech, zastanawiając się, po kim to dziecko jest taką sierotą, że nie potrafi zdmuchnąć świeczek. Cóż, nie dziwiło mnie, że wszyscy zaczęli się śmiać.
– Nawet nie próbujcie! – krzyknąłem do pieprzonych Gabrieli i Sharpay, które już biegły w nasza stronę. – Będę odliczał, a ty wtedy mocno dmuchniesz, dobra? Teraz na pewno się uda.
– Tak – odpowiedział smutno.
– To trzy, czte-ry! – wyszeptałem do jego ucha.
Zaraz po tym dmuchnąłem zza jego pleców, tak aby nie mógł tego dostrzec. Trzy świeczki momentalnie zgasły, na co wszyscy zaczęli bić brawo.
– Jest! – krzyknął głośno i śmiejąc się, przytulił się do mojej szyi. – Udało mi się, tata!
– Widzisz? Jesteś zdolny. – Pocałowałem go w głowę. – Wszystkiego najlepszego.
Spojrzałem na Jenny, która stała obok nas. Patrzyła na mnie, a jej oczy lśniły z radości. Podałem jej chłopca, aby sama mogła go uścisnąć.
– Kocham cię, synku – powiedziała do niego.
Chwilę później każdy już jadł tort, który moim zdaniem był chujowy. Sam cukier. Poza efektem wizualnym nie można było nic pochwalić. Siedziałem obok Jenny, myśląc, że napiłbym się drinka. Ostatecznie jednak stwierdziłem, że na urodzinach syna nie wypada i bawię się wystarczająco dobrze, widząc jego szczęście.
– Nigdy nie widziałam w nim aż tyle energii. Będzie odsypiał tydzień – zaczęła Jenny. – Moi rodzice są tobą zachwyceni.
– Naprawdę? – zapytałem zaskoczony, układając dłoń na jej udzie. – Kiedyś mnie nienawidzili.
– Kiedyś byłeś skończonym chamem i nie pomagałeś trzylatkowi dmuchać świeczek – zauważyła rozbawiona, układając swoją dłoń na mojej. – Willie nie mógłby sobie wymarzyć lepszego taty.
– Jego mama też jest całkiem niezła. – Przygryzłem wargę, patrząc na dziewczynę z rozbawieniem.
Stwierdziłem, że mam wyjebane na innych. Chciałem pocałować Jenny, więc po prostu to zrobiłem. Nie wiedziałem, jak zareaguje, ale pragnąłem, żeby wiedziała, że ja traktuję nas poważnie. Po sekundzie zobaczyłem jej lekko zaróżowione policzki.
– Mam wrażenie, że wszyscy na nas patrzą. – Zaśmiała się.
– Niech to robią.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a następnie oparła głowę o moje ramię. Objąłem ją jedną ręką, także nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Złapałem kontakt wzrokowy z Nikolą, która wyglądała na dość wzruszoną, przyglądając nam się uważnie.
– Chodź, muszę cię z kimś lepiej poznać.
Nikola i Jenny wydawały się naprawdę dobrze dogadywać prawdopodobnie dlatego, że Jenny przez długi czas pracowała w hotelu. Rozmawiały o różnych sprawach związanych z hotelarstwem, podczas gdy mąż Nikoli próbował uspokoić ich dzieci, które zaczęły się bić.
Rozejrzałem się, aby dostrzec Kendall, a następnie szybko ruszyłem w jej kierunku, zauważając, że teraz z nikim nie rozmawia.
– Możemy pogadać? – zapytałem, nachylając się do jej ucha.
– Tak, jasne.
Odeszliśmy razem w tę stronę sali, gdzie teraz nikogo nie było. A była to zajebista część sali, bo to właśnie tam znajdowała się fontanna z czekoladą. Obydwoje wzięliśmy wykałaczki, a następnie zaczęliśmy jeść owoce.
– Co z tobą i Zane’em? – zapytałem siostrę.
Ona w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Teraz już nawet nie próbowała ukryć tego, jak bardzo chujowy miała humor.
– Nie chcę ci zawracać głowy – mruknęła.
– Rozmawiałem z nim i wiem, co się stało – powiedziałem, patrząc na nią. – Nie wierzysz mu w to, że ta Camilla mu czegoś dosypała?
– Ja… Sama nie wiem. Staram się wierzyć, ale postaw się, do cholery, na moim miejscu – zaczęła, a ja od razu dostrzegłem, że emocje zaczęły brać górę.
– Hej, spokojnie. – Położyłem dłoń na jej ramieniu. – Chodź.
Pociągnąłem ją w kierunku drzwi, prowadzących do innej niedużej sali, która została wyłączona z użytku na rzecz naszej imprezy.
– Już ostatnio był z nią na imprezie i wrócił naćpany, a ona wtedy namawiała go, żeby się nie przyznawał i nie wiem… – zaczęła mówić, nerwowo przeczesując palcami włosy. – Powiedziałam mu, że jeśli zrobi to jeszcze raz, to z nami koniec, a teraz…
– Spokojnie, Kendall – przerwałem jej, widząc, że jest na skraju płaczu. Położyłem dłonie na jej ramionach, zanim kontynuowałem: – Czy Zane’owi zdarzyło się zrobić kiedyś jakieś chujowe rzeczy, które mogły zjebać wasz związek?
– Tak – przyznała cicho.
– A czy kiedykolwiek je przed tobą zataił? Czy kiedykolwiek cię okłamał?
Blondynka zastanowiła się chwilę i pokręciła głową.
– Nie.
– No właśnie. – Posłałem jej uśmiech. – Zaufaj mu. Podobno był z Chrisem. Możesz do niego zadzwonić i go zapytać… A możesz po prostu zaufać Zane’owi i tego nie robić.
Kendall przyglądała mi się uważnie, po czym powoli pokiwała głową, myśląc nad czymś. Rozłożyłem ręce, pozwalając jej wtulić się w swoje ciało. Jak tak dalej pójdzie, to skończę z pokojową nagrodą Nobla.
– To co? Zamówię ci jakiegoś drinka na poprawę humoru – zaproponowałem.
– Nie, nie mogę pić. – Pokręciła głową, odsuwając się.
Uniosłem brwi, zastanawiając się nad głębszym sensem tego, co powiedziała. Spojrzałem na nią, aby po jej lekkim uśmiechu się upewnić, że chciała mi coś tym zasugerować. Otworzyłem szerzej oczy, domyślając się, co mogą oznaczać jej słowa.
– Kurwa, poważnie? – zapytałem.
– Tak, ale… Jeszcze nikt nie wie poza Zane’em i… teraz tobą.
– Cholera, gratulacje. – Ponownie mocno przytuliłem siostrę, szczerze się ciesząc. – Ale i tak wygrałem. Byłem pierwszy.
Kendall zaśmiała się wesoło. Spodziewałem się, że ta ciąża nie została przez nich zaplanowana, ale mimo wszystko siostra sprawiała wrażenie szczęśliwej, a to było najważniejsze. Czułem się zajebiście z tym, że ufała mi na tyle, aby powiedzieć mi o tym w pierwszej kolejności.
– Nie mów na razie nikomu, jeszcze nawet nie byłam u lekarza – przyznała. – Po prostu… Jestem cholernie emocjonalna i w ogóle… Sprawa z Zane’em męczy mnie tym bardziej.
– Teraz ja tym bardziej zapierdolę Camillę – przyznałem. – Ale zaufaj Zane’owi. On cię tak kurewsko kocha… Już rozumiem, czemu kazał mi mieć cię na oku.
– Dziękuję, Nellson. Za wszystko. Willie i Jenny są szczęściarzami, że cię mają.
Skinąłem głową, dziękując. Nadal rozmawiając, wyszliśmy do głównej sali. Byłem dość zszokowany wiadomością, że w naszej rodzinie pojawi się kolejne dziecko, ale chyba naprawdę mnie to cieszyło. Modliłem się, żeby ich maluch był choć w połowie tak zajebisty jak Willie. Wtedy miałbym pewność, że go polubię. Powinno ich dzielić około trzy i pół roku, co dawało nadzieję, że w dalszej przyszłości zostaną spoko przyjaciółmi.
– Willie! Przestań! – Pobiegłem w stronę chłopca, widząc, że uderzył Gabriellę z pięści w plecy. – Nie rób tak, bo jeszcze cię ręka rozboli.
Mogłem dostrzec rozbawione spojrzenie Kendall, zanim we trójkę ruszyliśmy w stronę naszych rodzin. To wszystko wydawało się kurewsko zabawne. Te ponad trzy lata temu nie chciałem, żeby mój ojciec żenił się z Ellen. Nie chciałem, żeby jakaś obca laska wprowadzała się do naszego domu. A gdyby nie to, to ona nie poznałaby Zane’a i nie była z nim w ciąży, a ja nie znałbym Jenny i nie miałbym wspaniałego syna, który w tym jebanym momencie zrzygał się prosto, kurwa, na mnie.