Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trust Again - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Trust Again - ebook

Drugi tom trylogii ze szczytów europejskich list bestsellerów.

Ona postanowiła skończyć z miłością.

On nie chce z niej zrezygnować.

Od pierwszej chwili, gdy zobaczyła Spencera Cosgrove, Dawn wiedziała, że ma poważny problem. Spencer jest seksowny, szarmancki i pogodny, idealnie w jej typie, i od razu zaczyna z nią flirtować. Dawn jednak przysięgła sobie, że nie zwiąże się już z żadnym mężczyzną. Za bardzo cierpiała, gdy zaufała niewłaściwemu człowiekowi, za bardzo boli rana, jaką była jego zdrada.

Ale Spencer nie daje za wygraną. A kiedy okaże się, że i on skrywa bolesną tajemnicę, Dawn zrozumie, że nie zdoła oprzeć się temu, który stawia jej świat na głowie…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-711-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

t r u s t a g a i n p l a y l i s t a

Weaker Girl – Banks

War Of Hearts – Ruelle

Lay It All On Me – Rudimental (feat. Ed Sheeran)

Into You – Ariana Grande

Let Me Love You – Ariana Grande (feat. Lil Wayne)

What A Feeling – One Direction

Never Enough – One Direction

Bloodsport – Raleigh Ritchie

No Pressure – Justin Bieber (feat. Big Sean)

Only Love – Ben Howard

Rivers In Your Mouth – Ben Howard

Remnants – Jack Garratt

In The Shadow Of A Dream – James Morrison

To The Wonder – Aqualung (feat. Kina Grannis)

Everything Is Lost – Maggie Eckford

dRuNk – ZAYN

Show Me Love – Robin Schulz & J.U.D.G.E.

Close – Nick Jonas (feat. Tove Lo)

We Don’t Talk Anymore – Charlie Puth (feat. Selena Gomez)

Where’s My Love – SYML1

Pomysł, żeby pracować w kawiarni, był zupełnie bez sensu.

Idiotyzm czystej wody.

Gapiłam się na kolesia, który stał przede mną i patrzył na mnie takim wzrokiem, jakby spodziewał się odpowiedzi na coś, co przed chwilą do mnie powiedział. Nie miałam pojęcia, skąd przyszło mu do głowy, że go w ogóle zrozumiałam. Może sądził, że umiem czytać z ruchu warg? Moje słuchawki wielkością przypominały pizzę i ważyły tak na oko po pięć kilogramów. Celowo w nie zainwestowałam, żeby mieć pewność, że kiedy koncentruję się na pracy, naprawdę nie dociera do mnie żaden, nawet najmniejszy dźwięk.

Właśnie dlatego nie znosiłam pisać w miejscach publicznych. Po pierwsze, hałas zewnętrzny dawało się wyciszyć tylko potężnymi, dźwiękoszczelnymi słuchawkami, po drugie – człowiek nigdy nie miał spokoju i ciągle ktoś czegoś od niego chciał. Czego najlepszym przykładem jest właśnie ta sytuacja.

Koleś był przystojny, co do tego nie było wątpliwości. Miał kasztanowe włosy i piękne piwne oczy. Ubrany był w dżinsy i obcisłą koszulę, która opinała jego barki. Wyglądał naprawdę fajnie. Mimo tego zrobiło mi się nieswojo.

Powoli uniosłam prawą słuchawkę.

– Słucham? – rzuciłam i przechyliłam głowę na bok, żeby go lepiej słyszeć. W lewym uchu cały czas na pełny regulator grała piosenka Halsey.

Koleś przyglądał mi się spod wpółprzymkniętych powiek.

– W piątki często tu jesteś – stwierdził i skinął głową. – Już nieraz cię widziałem.

To prawda, choć akurat to nie był mój wybór. Gdyby to ode mnie zależało, spędzałabym piątkowe popołudnia w moim pokoju w akademiku Uniwersytetu Woodshill.

Niestety moja współlokatorka była nimfomanką.

– Tak, mają tu dobrą kawę – mruknęłam. Nie podobało mi się, jak na mnie patrzył. Jakby na coś liczył i w ogóle nie brał pod uwagę możliwości, że ode mnie tego nie dostanie.

On także lekko przechylił głowę na bok. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Nie pijesz kawy. Najczęściej zamawiasz czekoladę na gorąco, ale niedługo znowu zrobi się ciepło. Jestem ciekaw, na co się wtedy zdecydujesz.

Poczułam, jak wilgotnieją mi ręce, i z trudem przełknęłam ślinę. Czułam się coraz bardziej nieswojo. Jakby nie było, nie należałam do osób, które pazurami walczą o miejsce przy wielkim oknie kafejki, przeciwnie, najczęściej siadałam na piętrze, daleko w kącie, plecami do reszty pomieszczenia. Ten zakątek, przy małym okrągłym stoliku, na wytartym krześle, był moją kryjówką. Nawet nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby mnie tam zauważyć.

To było przerażające.

Od dawna mnie już obserwował? O Boże, a może wiedział też, nad czym pracuję?

– Bardzo mnie to interesuje – ciągnął koleś. Głosem niższym o kilka tonów.

No nie. Naprawdę usiłował nabrać mnie na ten numer z niskim głosem i sypialnianym spojrzeniem? Może gdybym była kimś innym, toby podziałało. Ja jednak od ponad roku unikałam męskiego towarzystwa jak zarazy.

– Doceniam twoje zainteresowanie – zaczęłam i odrzuciłam grzywkę na bok. Moje włosy były akurat tej wkurzającej długości, kiedy rude kosmyki co chwila niesfornie opadały mi na oczy. – Ale nie wydaje mi się, żeby z tego mogło coś wyniknąć.

– Och, daj spokój – odparł błyskawicznie i przysunął sobie wolne krzesło od sąsiedniego stolika do mojego kącika. Usiadł na nim okrakiem i położył ramiona na oparciu. – Potrafię być dobrym słuchaczem.

Skąd w ogóle pomysł, że chciałam z nim rozmawiać? Na chwilę wróciłam wzrokiem do komputera. Bardzo uważałam, żeby zmniejszyć czcionkę. Zmniejszyłam także jasność wyświetlacza. Mimo to kusiło mnie, żeby go najzwyczajniej w świecie zamknąć. To, nad czym pracowałam, nie było przeznaczone dla cudzych oczu; w każdym razie jeszcze nie teraz.

Grover wszedł we mnie jednym szybkim ruchem. Jęknęłam głośno, a zwierzęcy odgłos, który wyrwał się z jego gardła, niemal wystarczył, bym od razu skończyła.

O nie, a już na pewno nie było to przeznaczone dla oczu tego dziwacznego nieznajomego.

– Co studiujesz? – zapytał nieznajomy i wskazał mój komputer.

Niemal nonszalanckim ruchem opuściłam klapę, a potem zsunęłam bezprzewodowe słuchawki na szyję i ostrożnie wyciągnęłam włosy spod ich pałąka. Następnie podniosłam z podłogi torbę, żeby spakować do niej Watsona. Przed trzema laty, po tym jak go kupiłam, tak nazwałam swojego wielkiego laptopa. Był ogromny, miał, na moje oko, stucalową przekątną i odpowiednio dużo ważył.

Koleś delikatnie złapał mnie za ramię.

– Hej, spokojnie. Nie chciałem cię przestraszyć, już sobie idę – zapewnił niemal nieśmiało. – Po prostu wydawałaś się taka… nieobecna, że pomyślałem… – Zagubiony, wzruszył ramionami.

No dobra, już teraz nie wydawał mi się taki przerażający.

– Nie jesteś taki zły… – Gorączkowo zastanawiałam się, czy zdążył mi się przedstawić.

– Cooper – podsunął.

– Cooper – powtórzyłam z uśmiechem. – Naprawdę, wydajesz się w porządku, ale ja już muszę iść. Mam jeszcze sporo roboty, a tutaj jakoś nie mogę się skoncentrować. – Wyzwoliłam się z jego uścisku i spakowałam kabel do przedniej kieszonki torby.

– Możemy to kiedyś powtórzyć, gdy nie będziesz tak bardzo zajęta – zaproponował.

Stłumiłam westchnienie i wstałam.

– Przykro mi, ale nie jestem… zainteresowana.

Cooper także wstał. Powoli omiótł mnie spojrzeniem od stóp do głów.

– Miałem o tobie inne zdanie.

Zdumiona, zatrzepotałam rzęsami.

– Słucham?

– Chciałem tylko powiedzieć, że wyglądasz na dziewczynę, która nie ma nic przeciwko odrobinie zabawy. – Nagle jego spojrzenie nie było już przyjacielskie, lecz pełne pogardy. – Ale najwyraźniej jesteś cholernie pruderyjna. Szkoda.

Wystarczyło kilka sekund, żeby wszystkie plusy Coopera zmieniły się w jeden wielki minus.

– Wycofuję wszystko, co powiedziałam, Cooper. W ogóle nie jesteś w porządku – wycedziłam i potrząsnęłam głową, Zebrałam resztę swoich rzeczy i w końcu zarzuciłam ciężką torbę na ramię.

– A może jesteś lesbijką? Jeśli tak, trzeba było od razu powiedzieć!

Koleś był nie do wytrzymania.

– Nie żeby moja orientacja seksualna odgrywała tu jakąkolwiek rolę, ale nawet jeśli nie chcę się z tobą spotkać, nie oznacza to wcale, że faceci mi się nie podobają – syknęłam i przecisnęłam się obok niego. – Ani że jestem pruderyjna, tylko dlatego, że nie dałam się nabrać na twój numer z niskim głosem i pieprzeniem, że obserwujesz mnie już od dawna.

Szybciej, niż to możliwe z tak ciężką torbą, zbiegłam ze schodów i wypadłam na dwór.

Głęboko nabrałam w płuca rześkiego lutowego powietrza. Cały czas było jeszcze bardzo zimno i kiedy wypuściłam je z ust, mój oddech przypominał malutkie obłoczki. Wyciągnęłam z kieszeni włóczkową czapkę w kolorze khaki i naciągnęłam ją na głowę, żeby osłonić uszy przed lodowatym wiatrem Woodshill. Starannie owinęłam się szalikiem i rozważałam wszystkie możliwości.

Do akademika nie mogłam jeszcze wracać. Moja współlokatorka Sawyer znowu miała gościa płci męskiej, a już wystarczająco często byłam świadkiem jej wyczynów erotycznych. Sawyer była jednym z powodów, dla których zainwestowałam w drogie słuchawki. Ponieważ szansa, że znowu napatoczę się na półnagiego faceta z głową między jej nogami, była całkiem spora, nie śmiałam jeszcze wracać do domu.

Kafejka Patriot od tej chwili odpadała jako miejsce do pisania. Póki ten koleś będzie tu przesiadywał, nie przyciągną mnie tu nawet dziesięcioma wołami.

Kolejna opcja to biblioteka uniwersytecka, dzisiaj otwarta aż do dwudziestej drugiej, ale to nieodpowiednie miejsce do pracy nad tym, co akurat pisałam. Zbyt wiele osób może od niechcenia zerknąć człowiekowi na ekran.

Wsunęłam dłonie do kieszeni i natrafiłam palcami na chłodny metal. Ponure myśli rozwiały się natychmiast. Ależ oczywiście!

Niecałe dwa miesiące temu moja najlepsza przyjaciółka Allie wprowadziła się do nowego mieszkania, zaledwie kwadrans od kampusu. Kiedy tylko się wprowadziła, dała mi zapasowy klucz. Po pierwsze dlatego, że byłam oficjalną matką chrzestną jej kotka Spideya i opiekowałam się nim podczas jej nieobecności, po drugie dlatego, że Allie doskonale wiedziała, jak Sawyer spędza wolny czas. Sama zaproponowała, żebym przychodziła do niej, ilekroć poczuję, że w moim pokoju nie ma dla mnie miejsca. Do tej pory rzadko odważyłam się skorzystać z tej propozycji, ale dzisiaj nie miałam innego wyboru.

Natychmiast wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do niej. Nie odbierała, więc napisałam jej krótką wiadomość, zapowiadając się z wizytą.

W przypadku każdej innej osoby czułabym się głupio, będąc skazaną na wsparcie, ale z Allie było inaczej. Poznałyśmy się w zeszłym semestrze, pierwszego dnia zajęć integracyjnych. Zwróciła moją uwagę, bo wyglądała dokładnie tak, jak ja się czułam – rozpaczliwie. Podeszłam do niej spontanicznie i od tej chwili byłyśmy nierozłączne.

Allie mieszkała ze swoim chłopakiem, Kadenem, w bardzo pięknej okolicy. O tej porze roku trawniki jeszcze nikły pod śniegiem, ale byłam przekonana, że za kilka miesięcy oszałamiająco się zazielenią. Budynek znajdował się niedaleko małego parku i nawet stąd miało się piękny widok na Mount Wilson i sąsiednie doliny.

Zaledwie rok temu założyłabym się o mojego laptopa, że w życiu nie znajdę piękniejszego miasta niż Portland. Teraz jednak wszystko wiązało się ze wspomnieniami, których najchętniej pozbyłabym się na zawsze. Póki co wyparcie szło mi całkiem nieźle, i nie tylko to. Udało mi się też zgromadzić pokaźny wachlarz nowych wspomnień.

Weszłam do budynku i pobiegłam schodami na drugie piętro. Spędzałam u Allie tyle czasu, że drogę do jej mieszkania znałam chyba lepiej niż do swojego pokoju w akademiku. Wiedziałam, że drzwi wejściowe trzeba najpierw przyciągnąć do siebie, a potem naprzeć na nie całym ciałem, żeby ustąpiły. Ledwie znalazłam się w przedpokoju, usłyszałam znajome miauczenie Spideya.

– Halo? – krzyknęłam w przedpokoju. Postawiłam torbę na podłodze i rozpięłam kurtkę. Niepewna, czy ktoś w ogóle jest w domu, skierowałam się w stronę saloniku.

Cisza.

W mieszkaniu słychać było tylko ciche pomruki Spideya, gdy ocierał się o moje nogi. Delikatnie głaskałam go po rudym grzbiecie. Uśmiechnęłam się błogo, zarzuciłam torbę z Watsonem na ramię, żeby rozsiąść się na kanapie w saloniku.

I to, co się wtedy wydarzyło, było sto razy gorsze niż najczarniejsze scenariusze, które mogłam sobie wymyślić.

Penis.

To było pierwsze, co zobaczyłam.

W centralnym punkcie mojego pola widzenia znajdował się penis, duży, i – tak na marginesie – zdecydowanie gotów do działania. Przesunęłam wzrok wyżej i napotkałam spojrzenie Kadena, który przyglądał mi się z szeroko otwartymi ustami. Mijały sekundy, naprawdę nie chciałam się na niego gapić, ale w końcu był nagi. A moje oczy bez udziału mojej woli robiły to, co chciały. Z całej siły zacisnęłam powieki.

Boże, najchętniej rozpłynęłabym się w powietrzu.

– Kaden? – Z sypialni dobiegł głos mojej najlepszej przyjaciółki.

Chyba tylko na to czekałam.

Odwróciłam się na pięcie – przy czym oczywiście potknęłam się o Spideya, bo przecież cały czas miałam zamknięte oczy – i najszybciej jak mogłam, wybiegłam z mieszkania. Kaden coś za mną krzyczał, ale ja przede wszystkim chciałam znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca. Moje kroki niosły się echem po klatce schodowej. Obcasy moich kozaków stukały o granitowe stopnie. I nagle z całej siły na kogoś wpadłam.

Zakręciło mi się w głowie. Moją twarz przeszył dotkliwy ból. Zatoczyłam się w tył i rozpaczliwie szukałam rękami czegoś, czego mogłabym się przytrzymać. Jest! Złapałam się nieznajomego. Ten jednak, zamiast mnie podtrzymać, sapnął głośno i też się zatoczył. Wolał mnie pociągnąć za sobą, zamiast upaść na mnie. Bardzo to miłe z jego strony, stwierdziłam.

Kiedy gramoliłam się z ziemi, oczami wyobraźni widziałam kalendarz, w którym w tym dniu wstawiam jeden wielki czerwony znak „X”.

Auć. Miałam chyba złamany nos. Nos, nogę i może jeszcze kilka żeber.

– Co prawda od dawna marzę o tym, że się na mnie rzucasz, ale nigdy nie myślałem o tym tak dosłownie – odezwał się koleś pode mną. Głęboko zaczerpnęłam tchu.

W moim wyimaginowanym kalendarzu pojawił się kolejny czerwony „X”. A do tego czarna ramka i emotikon, który zasłania sobie oczy ze wstydu.

Odgarnęłam rude kosmyki z czoła, żeby cokolwiek widzieć.

I napotkałam promienne ciemnoniebieskie spojrzenie.

Aż za dobrze znałam te iskierki rozbawienia. Podobnie jak aksamitny głos, leciutko uniesione kąciki ust i ciemne włosy, które zazwyczaj żyły własnym życiem.

Spencer.

Znalazłam się w samym środku najgorszego sennego koszmaru. Jedyny koleś, któremu udało się sprawić, że od czasu do czasu kwestionuję celibat, który narzuciłam sobie po rozstaniu z Nate’em.

– Chyba mam złamany nos – jęknęłam i dmuchnęłam, żeby odgarnąć grzywkę z oczu. Nawet tak mały ruch sprawił, że nos pulsował boleśnie.

Przesunął dłoń z mojego biodra na twarz i delikatnie obmacywał rzeczony organ. Poczułam łaskotanie, wyczuwalne mimo bolesnego pulsowania.

– Nie jest złamany.

Zdenerwowała mnie pewność w jego głosie.

– Skąd wiesz? – zapytałam ciekawie.

Wrócił dłonią na moje biodra, jakby tam było jej miejsce. Odruchowo. Z pewnością siebie. A ja ciągle nie mogłam wstać.

– Miałem kiedyś złamany nos – wyjaśnił Spencer i odwrócił głowę na bok, żebym lepiej widziała jego profil. – Widzisz?

Rzeczywiście, teraz widziałam ledwie zauważalne zgrubienie na grzbiecie jego nosa. Moje oczy znowu żyły własnym życiem. Wędrowałam spojrzeniem po wyrazistej linii jego podbródka, do jego ust, coraz wyżej. Coś drgnęło mi w piersi i wreszcie otrząsnęłam się z transu.

Powoli wstałam z podłogi.

– Przepraszam. Nie chciałam na ciebie wpaść.

On także wstał, cały czas z tym delikatnym uśmieszkiem w kącikach ust. Ledwie stanął, skłonił mi się szarmancko.

– Cała przyjemność po mojej stronie, Dawn. – Wyprostował się. Znowu patrzył na mnie z góry.

Spencer był wysoki, o wiele wyższy ode mnie, choć akurat przy moim metr pięćdziesiąt osiem wzrostu nie jest to szczególny wyczyn.

– Gdybyś jeszcze kiedyś potrzebowała ściany treningowej, odezwij się. Masz mój numer telefonu. – Teraz uśmiechał się szeroko, prezentując rząd prostych, równych zębów.

I znowu coś we mnie drgnęło; tym razem było to zdradzieckie trzepotanie w brzuchu.

Niech szlag trafi Spencera Cogrove’a.

Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, jedno słowo przemknęło mi przez głowę: cholera.

Ponieważ wzięłam go za Kadena, który wówczas nie najlepiej potraktował moją przyjaciółkę, wymierzyłam mu soczysty cios. Uśmiechnął się krzywo, a w mojej głowie pojawiły się tym razem dwa słowa: jasna cholera.

Allie szybko wyjaśniła nieporozumienie, choć nie miałabym nic przeciwko temu, żeby jeszcze trochę się na niego pogniewać. Wówczas miałabym wspaniały pretekst, żeby nie zauważyć rzeczy oczywistej, a konkretnie tego, że Spencer był megaatrakcyjny.

Był wręcz nieprzyzwoicie atrakcyjny. Nie chciałam, żeby mi się podobał, ale to był fakt, któremu nie mogłam zaprzeczyć. Chociaż robiłam, co w mojej mocy.

– Dawn? – zapytał i leciutko zmarszczył czoło. – Wszystko w porządku? Chyba sobie nie uszkodziłaś głowy w zderzeniu z moją stalową klatą?

Było dla mnie jasne, że żartuje, jak z każdego, kogo spotyka. Spencer nie był szczególnie mocno zbudowany. To jednak wcale nie obniżało jego atrakcyjności – wręcz przeciwnie. Miał smukłe, umięśnione ciało biegacza. Nie za potężny, nie za chudy. Akurat w sam raz. Po prostu… Ech.

– Cieszę się, że wpadłam na twoje potężne ciało, a nie na ścianę – odparłam trochę za bardzo zdyszana i rozejrzałam się w poszukiwaniu Watsona. Biedak pewnie bardzo oberwał przy upadku. Oby miękko wyściełana torba uchroniła go przed poważniejszymi obrażeniami. Na razie nie miałam pieniędzy na nowy komputer.

– Byłaś u Allie? – dopytywał Spencer. Jego ramię znalazło się w zasięgu mojego wzroku. Podniósł Watsona i drugą ręką strzepywał kurz z czarnej torby.

Jego pytanie przywołało pewne wspomnienie. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.

– Nie możesz tam wejść! – Energicznie pokręciłam głową, przez co włosy znowu opadły mi na twarz, a kosmyki wpadły między zęby. Sapnęłam głośno.

Spencer znowu zmarszczył czoło.

– Mieliśmy popracować z Kadenem nad pewnym projektem.

Już miałam mu powiedzieć, że Kaden i Allie są zajęci nieco innym projektem, i szukałam odpowiednich słów, żeby to wyrazić, ale z moich ust padło tylko jedno:

– Penis.

Spencer zamrugał, zbity z tropu.

– Słucham?

A ja, jak zacięta płyta, powtórzyłam to samo, tym razem jeszcze głośniej:

– Penis.

Przypomniała mi się stara zabawa, w której wygrywa osoba, która wypowie to słowo najgłośniej w miejscu publicznym.

– Słuchaj, bardzo chętnie pokażę ci swojego juniora, ale lepiej zróbmy to w bardziej zacisznym miejscu, dobra? – Odnalazł mój wzrok i jednocześnie nonszalancko wzruszył ramionami. – Dobrze, jeśli chcesz, zrobimy to tutaj. Prędzej czy później i tak musiało do tego dojść. – Opuścił ręce i zaczął majstrować przy rozporku.

Natychmiast złapałam jego dłonie i odsunęłam od niebezpiecznego obszaru.

– Nie twój penis, idioto – krzyknęłam. – Kaden był goły, kiedy weszłam do mieszkania. Nie sądzę… Nie sądzę, żeby akurat teraz mieli dla nas czas.

Spencer zaciskał usta w wąską kreskę. Jego barki drżały podejrzanie.

– Śmiej się, proszę bardzo – wycedziłam i gwałtownie puściłam jego dłonie.

Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno, ochryple i gardłowo. Jego śmiech wypełniał całą klatkę schodową i przyprawiał mnie o nieprzyjemny dreszcz.

Trochę go za to znienawidziłam.

Wkurzona, westchnęłam głośno i postawiłam ciężką torbę na podłodze.

– Dzisiaj naprawdę nie jest mój dzień.

– A co cię jeszcze czeka? – zapytał, kiedy w końcu przestał się śmiać i tylko uśmiechał się leciutko.

– Chciałabym jeszcze trochę popracować, a nie mam pojęcia, gdzie mogłabym to zrobić – odparłam.

– Nie możesz wrócić do akademika? – zdziwił się, bawiąc się suwakiem czarnej kurtki. Obracał go w dłoni, przesuwał w górę i w dół.

Zawsze taki był. Nie mógł ustać spokojnie i zapewne tak samo byłoby, gdyby to była kwestia życia i śmierci. Miał w sobie zbyt wiele skumulowanej energii. Bawił się wszystkim, co mu wpadło w ręce. Ilekroć umawiałam się z Allie na wspólną naukę, a on akurat wpadał do Kadena, doprowadzał mnie do szału, bo cały czas bawił się długopisami, bębnił nimi o książki albo pstrykał długopisem.

Początkowo wydawało mi się to dziwne. Z jednej strony wkurzało mnie, że tak bardzo mi się podobał, z drugiej irytowało, że jest w ciągłym ruchu. Jednak im więcej czasu razem spędzaliśmy, tym bardziej przyzwyczajałam się do jego dziwactw. Teraz był jednym z moich najlepszych przyjaciół.

Tylko przyjacielem. Nikim więcej.

– Sawyer jest… zajęta, więc poszłam do kafejki, ale tam jakoś nie mogłam się skoncentrować, zwłaszcza że zaczepił mnie taki wkurzający facet, chciał zaprosić mnie na kawę, i dlatego przyszłam tutaj… Myślałam, że nie ma ich w domu – wyjaśniłam.

Spencer przechylił głowę.

– Chyba nie powiesz, że Sawyer też…

Energicznie podniosłam głowę.

– Nie, nie.

Oczy mu rozbłysły i widziałam wyraźnie, że mi nie uwierzył.

– Możesz przyjść do mnie.

Chciałam zaprotestować, ale wtedy dotarło do mnie, że właściwie jeszcze nigdy nie byłam w mieszkaniu Spencera. Poruszaliśmy się w tym samym kręgu przyjaciół i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, ale jeszcze nigdy nie byliśmy u niego. Szczerze mówiąc, byłam ciekawa, dlaczego jeszcze nigdy nie zaprosił nas do siebie.

Mimo to nie mogłam z nim pójść. Coś we mnie wzdragało się przed zostaniem z nim sam na sam. Rzadko się to zdarzało, ale jeżeli już do tego dochodziło, musiałam się bardzo pilnować, żeby się na niego nie gapić. Wśród przyjaciół było to o wiele łatwiejsze.

– Sama nie wiem.

Pochylił się nade mną.

– Dlaczego nie? – zapytał. Przyglądał mi się ciekawie. Był blisko, zdecydowanie za blisko.

Moje serce fiknęło koziołka, choć nie powinno. Nigdy więcej. Zakazałam mu tego. Cholerne zdradzieckie serce. Ja tak o nie dbam, a ono mi wykręca takie numery.

– Dlatego, że… – Oczywiście natychmiast podziała na mnie jego bliskość, jego korzenny zapach i charyzmatyczny uśmiech. To jednak nie miało nic wspólnego ze mną i moimi marzeniami. Musiałam zachować dystans, jeżeli nie chciałam, żeby fala gorąca z mojego żołądka dotarła wyżej i wykwitła pomidorowymi plamami na moich policzkach. Niektóre dziewczyny fajnie wyglądają z rumieńcem, jakby przed chwilą wróciły z pięknego zimowego spaceru. Ja natomiast pokrywałam się plamami, które zaczynały się na szyi, a potem nierówno ścieliły się na całej twarzy. Wszystko można o tym powiedzieć, ale nie, że to fajne. A poza tym nie chciałam, żeby Spencer przyprawiał mnie o rumieniec.

Jakby czytał w moich myślach, wyprostował się i jednym szybkim ruchem podniósł moją torbę z podłogi.

– Ej! – krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi. Sięgnęłam po kurtkę, założyłam ją. Kiedy się odwróciłam, Spencer był już pół piętra niżej. – Oddawaj Watsona!

Zatrzymał się i spojrzał na mnie.

– Watsona? Doktora Johna Watsona?

Skinęłam głową i już schodząc, owinęłam się szalikiem, a Spencer zaśmiał się gardłowo.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym zaprosić cię na randkę.

Westchnęłam. Tak to się ciągnęło od ponad pół roku. Niemal codziennie zapraszał mnie na randkę. I za każdym razem mu odmawiałam.

Nie chodziłam na randki. Nie chciałam. Nieważne, czego domagało się moje ciało – nigdy więcej nie zaangażuję się w żaden związek.

– Wiesz przecież, jak brzmi moja odpowiedź – odparłam i zatrzymałam się stopień nad nim. Teraz byliśmy tego samego wzrostu.

Widziałam jedynie błękit. Błękit i ten uśmieszek.

– Ale i tak do mnie pojedziesz, prawda?

– A mam wybór? – odparłam pytaniem.

Odwrócił się na pięcie i zeskoczył z kilku ostatnich stopni, z Watsonem pod pachą w roli zakładnika.

I to była odpowiedź na moje pytanie.2

Spencer jeździł rdzawoczerwonym volvo hatchbackiem, którego kolor gryzł się z moimi włosami. Podczas jazdy chłopak oczywiście bębnił palcami o kierownicę, chociaż radio było wyłączone. Rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy. O uniwersytecie, o filmach, które ostatnio widzieliśmy, o zbliżającej się imprezie w jednym z akademików, na którą żadne z nas nie miało ochoty iść.

Spacer zawsze miał coś do powiedzenia. Studiował sztukę, natomiast drugi fakultet zmieniał już dwukrotnie, bo nie mógł się na nic zdecydować, a interesowało go wszystko.

W tym semestrze koncentrował się na gender studies. Wypytywałam go szczegółowo, bo ten przedmiot znajdował się wysoko na liście moich zainteresowań. Przede wszystkim jednak studiowałam filologię angielską ze specjalizacją z pisania kreatywnego, bo zawsze o tym marzyłam.

Podczas rozmowy rozwiały się moje obawy co do wyprawy do jego domu. Póki nie robił zbyt jednoznacznych komentarzy, był dobrym kumplem, w którego towarzystwie nauczyłam się czuć bardzo dobrze.

Wkrótce znaleźliśmy się w ładnej dzielnicy mieszkalnej, która – jak właściwie wszystko w Woodshill – znajdowała się niedaleko centrum.

Spencer zaparkował przy ulicy. Wysiadłam i rozejrzałam się ciekawie. Okolica była jeszcze ładniejsza niż ta, w której mieszkali Allie i Kaden. Wzdłuż ulicy ciągnęły się domki szeregowe otoczone trawnikami i zadbanymi ogródkami.

– A niech mnie – mruknęłam.

Domki ze spadzistymi dachami i wieżyczkami, i wykuszowymi oknami przypominały plan filmowy. To musiało być nowe osiedle, świadczyły o tym wszechobecna czystość i zapach nowości. Jednak budynki wpasowały się stylem w otaczające je miasteczko. Były po prostu odrobinę droższe, odrobinę ładniejsze. Zaskoczona spojrzałam na Spencera, on jednak unikał mojego wzroku i szedł w kierunku wejścia. Ruszyłam za nim, jednocześnie podziwiając starannie przystrzyżone krzewy, które mimo chłodu już zaczynały kwitnąć.

Spencer szedł wąskim chodnikiem, z obu stron otoczonym krzewami, do ciemnozielonych drzwi z mlecznymi szybami. Wydawał się spięty, kiedy wsuwał klucz do zamka i naciskał na klamkę. Odsunął się, żebym mogła wejść do środka.

– Tutaj nie natkniemy się na nikogo gołego, prawda? – Zapytałam, kiedy niepewnie wchodziłam do domu. Spencer milczał, odkąd skręciliśmy w tę uliczkę. Był zbyt milczący, zbyt wyciszony. W ogóle się nie ruszał. Jedyne, co przypominało dawnego Spencera, to to, że nadal zaborczo tulił do siebie Watsona.

– Nie, mieszkam sam – odparł z nie do końca szczerym uśmiechem. – A nago biegam tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę. – Poruszył znacząco brwiami, a ja odetchnęłam z ulgą. To już bardziej przypominało starego Spencera.

Wziął ode mnie kurtkę i powiesił w szafie, zanim poprowadził mnie korytarzem w kierunku salonu.

O rany.

Pomieszczenie o szarych ścianach wypełniały ciemne meble z kremowymi akcentami. Potężna narożna kanapa zarzucona wzorzystymi poduszkami dzieliła przestrzeń na salon z otwartą jadalnią, w której stał wielki drewniany stół i sześć krzeseł. Skręciłam w lewo i zobaczyłam kuchnię. Z mojego gardła wydobył się żałosny pisk. Była to mieszanka zdumienia, podniecenia i…

– Jak mogłeś? – oburzona zwróciłam się do Spencera.

Zastygł bez ruchu w jadalni, z rękami w kieszeniach.

Kciukiem wskazałam za siebie.

– Wiesz, że uwielbiam gotować, i zatajasz przede mną coś takiego?

Jego kuchnia to marzenie każdego domowego kuchcika i całkowite przeciwieństwo mikrokucheneczki w akademiku, którą musiałam się zadowolić. Po prawej stronie kuchenka gazowa, na wypolerowanym blacie stojak z nożami, które wyglądały na nigdy nieużywane. Nad nim – metalowa szyna, a na niej niezliczone kuchenne utensylia.

Podbiegłam do kuchenki, odwróciłam się gwałtownie, i objęłam ramionami swoją najnowszą miłość.

– Cześć – szepnęłam i spojrzałam na blat. – Od dzisiaj ja tu mieszkam.

Kąciki ust Spencera uniosły się w leciutkim uśmiechu.

– Seks w wielkim mieście?

Z komicznym podziwem położyłam sobie rękę na piersi.

– Zdolny z pana uczeń, panie Cosgrove.

– Tylko dlatego, że razem z wami ze trzy razy widzieliśmy ten film, szanowna pani Edwards – odparł i dołączył do mnie w kuchni. Zainteresował się nożami w stojaku. Wyjmował każdy po kolei, przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, przesuwał palcem po rękojeści i w końcu wsuwał z powrotem na miejsce.

Kusiło mnie, żeby go powstrzymać, ale zdawałam sobie sprawę, że dotknięcie Spencera to bardzo zły pomysł. Nie podobała mi się reakcja mojego ciała na jego bliskość.

– Mogę cię o coś zapytać, Spencer? – zaczęłam po dłuższej chwili.

– Mhm – mruknął coś niezrozumiale.

– Dlaczego jeszcze nigdy tu nie byliśmy? Wiesz, o co mi chodzi; czasami w weekendy tłoczymy się w klitce Scotta, a tutaj jest wystarczająco dużo miejsca. – Zatoczyłam łuk dłonią, obejmując tym gestem cały parter. Dużo miejsca to mało powiedziane. Sam salon był trzykrotnie większy niż mój pokój w akademiku.

Spencer zastygł w bezruchu, a po chwili energicznie wsunął ostatni nóż na miejsce. Głęboko zaczerpnął tchu.

– To jest dom moich rodziców.

Cóż, niewiele to tłumaczyło.

– No i…? – Nie dawałam za wygraną.

Zagryzł dolną wargę.

– Mają sporo pieniędzy. Wydaje mi się, że wychodzę na dupka, mieszkając jako student w takim domu.

– Myślisz, że wzięlibyśmy cię za dupka, bo twoi rodzice mają pieniądze? – Z niedowierzaniem uniosłam brew.

Uciekł spojrzeniem w drugą stronę i pokręcił głową.

– Nieważne. Chciałem jeszcze iść pobiegać. W lodówce jest sok, jeżeli masz ochotę, zaraz przyniosę ci też wodę z dołu – rzucił nerwowo i odsunął się od blatu. – Wydaje mi się, że nawet gdzieś jeszcze mam czekoladki Reese’s, które chyba bardzo lubisz, prawda? – Otworzył szafkę po przeciwnej stronie i ze skupioną miną zajrzał do środka.

– Spencer, posłuchaj, nie ma znaczenia, że…

– Następnym razem lepiej się przygotuję. – Zamknął szafkę i podrapał się w głowę. – Watson leży na stole w salonie. Chyba na kanapie będzie ci wygodniej niż przy stole w jadalni. Czuj się jak u siebie w domu.

Miał rozbiegany wzrok, patrzył wszędzie, tylko nie na mnie. A potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Słyszałam jego kroki na schodach, szedł na górę, po chwili trzasnęły drzwi. Zdumiona wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał.

Otrząsnęłam się z transu dopiero, kiedy wrócił do pokoju w ciuchach do biegania. Zachowywał się, jakby mnie tam nie było. Postawił butelkę wody na stole w salonie, a wychodząc, wsunął w uszy słuchawki.

Dopiero kiedy trzasnęły drzwi wejściowe, odważyłam się znowu zaczerpnąć tchu.

Najwyraźniej przekroczyłam jakąś granicę. I to ja, która zawsze uważała, żeby zachować dystans, bo nie znosiłam, kiedy ludzie grzebali w mojej przeszłości, teraz przekroczyłam niewidzialną linię w życiu jednego z moich najbliższych przyjaciół.

Co za cholerny dzień.

* * *

Musiało upłynąć trochę czasu, zanim przyzwyczaiłam się do miękkich poduszek i nowego otoczenia. Poza tym myślami co chwilę wracałam do Spencera, ale starałam się ze wszystkich sił ponownie skoncentrować się na pracy. Potrzebowałam jeszcze kilku zdań w opowiadaniu, które pisałam, jeżeli miałam osiągnąć wyznaczony na dany miesiąc cel. Wybudziłam Watsona z drzemki, nałożyłam słuchawki na uszy i ponownie skupiłam się na pisanej historii.

Grover złapał mnie za kark i bezczelnie wędrował wzrokiem po mojej twarzy. Jednocześnie wysuwał się ze mnie powoli i ponownie zagłębiał. Jego gorący oddech muskał moją szyję. Gorączkowo zaczerpnęłam tchu, kiedy poczułam na skórze jego język. Wychodziłam mu naprzeciw, na co zareagował zwierzęcym pomrukiem.

Uderzyłam plecami o ścianę, jęknęłam głośno, wygięłam się w łuk. Grover doprowadzał mnie do szaleństwa, przy czym nie chodziło wyłącznie o to, że był moim szefem, a ja jego sekretarką; najważniejsze, że znalazł klucz do mojego wnętrza. W życiu nie przypuszczałam, że ktokolwiek odważy się zapuścić w przepaść, jaką była moja dusza. W życiu nie przypuszczałam, że ktoś sprawi, że poczuję się tak bardzo pożądana.

Grover palił mnie wzrokiem, naznaczał mnie sobą, od środka i na zewnątrz. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Każdym ruchem zdobywał mnie na nowo. Unosił na ogromnej fali, z której już wcale nie widziałam przepaści. Poruszał się coraz szybciej i wkrótce wykrzyczałam jego imię w pustym biurze.

Opadłam na kanapę i spojrzałam na swoje dzieło. Prawie gotowe. Nowe opowiadanie, które wkrótce opublikuję.

Bardzo cieszył mnie fakt, że dzięki mojemu największemu hobby mogłam jednocześnie zarabiać na życie. Podczas gdy inni studenci tyrają za grosze w różnych firmach, a inni udzielają korepetycji, jak moja najlepsza przyjaciółka, ja pisałam, i to opowiadania erotyczne.

Nie była to zapewne pierwsza rzecz, jaka przychodziła człowiekowi do głowy, kiedy widział mnie po raz pierwszy. Jestem drobna, mam wielkie, okrągłe oczy, w związku z czym większość ludzi postrzega mnie jako niewinną sarenkę, a nie osobę, której sprawia frajdę szczegółowe opisywanie scen erotycznych.

Od zawsze chętnie pisałam. Jeszcze w liceum puszczałam wodze fantazji i skrupulatnie zapisywałam wszystko w zeszytach. Wtedy to było tylko hobby, wzięłam anonimowo udział w konkursie na erotyczne opowiadanie. Co prawda nie wygrałam, ale znalazłam się wśród osób wyróżnionych i docenionych przez czytelników. Dostałam bardzo pozytywne recenzje. Do tej pory nikomu znajomemu nie pokazywałam swoich prac. Ale anonimowo, w internecie, było łatwiej, bo obawa przed oceną nie była tak wielka. Kiedy dostałam mnóstwo maili od czytelników, którzy prosili o kontynuację opowiadania, od razu wzięłam się do pracy nad kolejnym, dwukrotnie dłuższym. Czytelnicy z forum, na którym publikowałam, byli zachwyceni moją historią i zaczęli przysyłać mi zdjęcia i propozycje obsady do potencjalnego filmu.

Potem nie mogłam już przestać. Byłam uzależniona, całymi popołudniami przesiadywałam przy komputerze ojca i pisałam do późnej nocy. Ojciec wspierał moją pasję, przynosił mi jedzenie i picie, jeśli po raz kolejny zapomniałam o bożym świecie i nie mogłam oderwać się od komputera. Nigdy mu nie zdradziłam, jakiego rodzaju prozę piszę, i chyba lepiej. Który ojciec chciałby się dowiedzieć, że jego córka pisze opowiadania o takich tytułach jak Płonę dla ciebie, które w dużej części składają się ze scen erotycznych?

Co prawda w internecie zasłynęłam jako D. Lily – tak mam na drugie, i dlatego w rzeczywistości nikt nie znał mojej tajemnicy, nawet Allie. Jeśli o mnie chodzi, spokojnie mogło tak być jeszcze przez jakiś czas. Lubiłam swoich przyjaciół. Przyzwyczaiłam się do życia w Woodshill i wsiąkłam w tutejszą rzeczywistość. Za żadne skarby nie chciałam tego zmieniać. A co, jeżeli zaczną postrzegać mnie inaczej? A co, jeżeli będą się ze mnie śmiać? Drwić, tak samo jak Nate? Co, jeżeli ta informacja się rozejdzie i od tej pory wszyscy będą mnie tylko raczyli durnymi żarcikami? Nie chciałam być dziewczyną, która pisze historie erotyczne, nie chciałam uchodzić za zboka. Bałam się konsekwencji.

Gdyby wszyscy się o tym dowiedzieli, nie mogłabym już rozkoszować się swoimi historiami, tego byłam pewna. Na razie cały czas dostrzegałam w nich magię. Mogłam się całkowicie skupić na moich bohaterach.

Tak jak teraz. Moje palce dosłownie tańczyły po klawiaturze.

Póki Spencer nie usiadł koło mnie na kanapie. Wrzasnęłam i drgnęłam tak bardzo, że słuchawki zsunęły mi się z uszu.

– Oszalałeś?

Matko Przenajświętsza.

Koszulka przywarła do jego klatki piersiowej i podkreślała mięśnie, których przy jego budowie ciała właściwie w ogóle nie powinien mieć. Szybko uciekłam wzrokiem w górę, jednak to także okazało się błędem. Miał wilgotne włosy, które płynnym ruchem odgarnął z czoła. Zarumienione policzki pokrywała cieniutka warstwa potu, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w oddechu szybszym niż zazwyczaj. Liczyłam, że ten widok i zapach potu wzbudzi we mnie obrzydzenie, ale najwyraźniej jakieś synapsy w moim mózgu nie do końca zadziałały. Nie po tym, kiedy przez ostatnie kilka godzin pisałam o nagich ciałach.

– Dobrze ci się… biegało? – zapytałam i najchętniej walnęłabym się w czoło. Co za beznadziejny tekst.

– Cudownie. Cholernie zimno, ale wspaniale. – Pochylił się z uśmiechem, sięgnął po wodę, którą mi przyniósł. Odkręcił zakrętkę i uniósł butelkę do ust. – Nic nie piłaś?

Przecząco pokręciłam głową i przetarłam oczy. Tańczyły mi przed nimi czarne plamy. Zbyt długo wpatrywałam się w monitor. Powędrowałam wzrokiem w kierunku okna. Przed domem Spencera był nawet malutki ogródek, o ile dobrze widziałam. Słońce właśnie zachodziło i spowijało wszystko delikatnym ciepłym światłem.

Ponownie odwróciłam się do niego.

– Zapomniałam o bożym świecie.

– Idę pod prysznic. Chodź ze mną, a pokażę ci łazienkę o wiele piękniejszą niż kuchnia.

Żartobliwie uderzyłam go w bark.

– Wielkie dzięki, ale nie.

Spencer wstał. Jego usta były jeszcze ciągle odrobinę wilgotne od wody. Uśmiechał się tak bezczelnie, że powinno być to zakazane.

– Jeszcze nadejdzie ten dzień, że z własnej woli pójdziesz ze mną do tej łazienki, ślicznotko. Ty o tym wiesz, ja o tym wiem i nawet cały świat powoli sobie to uświadamia. – Wyprostował ręce nad głową, a ja odruchowo spojrzałam na jego napięte mięśnie.

Zaschło mi w gardle.

Cholernie dużo mnie kosztowało, żeby wrócić wzrokiem do monitora.

– Skoro tak twierdzisz.

To był już znajomy teren. W każdej przyjaźni jest coś takiego, sposób, dzięki któremu wszystko wraca na stare tory. W naszym wypadku to były jego głupie teksty i moje zdawkowe odpowiedzi. I dlatego bardzo się cieszyłam, że zniknął ten poprzedni Spencer, a wrócił mój przyjaciel.

– Dawn Edwards, pewnego dnia pokażę ci moją łazienkę. – Powiedział to takim tonem, że było jasne, co tak naprawdę miał na myśli. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Ale na razie możesz tu poczekać, a później coś razem zjemy. Pokażę ci wtedy, jak fachowo obsługuję piecyk i po mistrzowsku odgrzewam pizzę.

Oczywiście zaraz zaczęłam się zastanawiać, czy to także określenie czegoś nieprzyzwoitego, ale na tyle dobrze znałam już Spencera, że wiedziałam, że jeżeli chodzi o pizzę, nie jest skłonny do żartów.

Spod zmrużonych powiek patrzyłam na ciuchy oblepiające jego ciało.

– Najpierw idź pod prysznic. Nie mam ochoty na pizzę z potem.

Pochylił się nade mną i potrząsnął głową jak mokry pies.

Pisnęłam i osłoniłam się rękami.

– Spencer! Jesteś obrzydliwy!

Roześmiał się i odsunął ode mnie.

– Zostawiam drzwi otwarte, na wypadek, gdybyś jednak postanowiła skorzystać z mojego zaproszenia.

Kiedy wchodził na piętro, odprowadzałam go wzrokiem. Flirtując, zbijał mnie z tropu i budził niepokój, bo za bardzo na mnie działał, ale wolałam go takiego od tego zamkniętego, wycofanego chłopaka, który uśmiechał się sztucznie, unikał pytań i nagle znikał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: