Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Trzecia faza księżyca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trzecia faza księżyca - ebook

Drugi tom serii romantasy o rodzinie Carmody.

Caitria Carmody od dziecka przygotowywała się do objęcia tronu po matce. Czarownica wie, że w jej życiu zawsze najważniejsze pozostaną zobowiązania wobec poddanych oraz poświęcenia. Właśnie dlatego przyjmuje propozycję małżeństwa od wpływowego czarownika i ma nadzieję, że dzięki temu jeszcze lepiej zadba o bezpieczeństwo swoich ludzi.

Aż do dnia, w którym pewien wilkołak staje na jej drodze.

Hunter Sharrow wraca do Richmond w jednym celu – by pomścić swoich bliskich. Udaje mu się zjednoczyć watahę i poprowadzić ją do ataku. Nie wszystko idzie jednak tak, jak powinno, o czym błyskawicznie się przekonuje. Sprawy przybierają nieciekawy obrót przez to, że w szeregach czarownic czają się zdrajcy, a w dodatku pojawia się inne zagrożenie.

By pokonać wszystkich przeciwników, królowa i alfa zostaną zmuszeni do połączenia sił, zwłaszcza gdy księżyc wejdzie w trzecią fazę. Fazę, w której wrogowie uderzą z pełną mocą…

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8362-687-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Rzadko się stresuję. Od dziecka uczono mnie panowania nad nerwami, a kiedy moja moc empatii wzrosła, udawało mi się używać jej tak, by wyciszać niechciane emocje. Cóż, większość z nich. Nadal nie potrafię wyłączać w pełni strachu, bo ten zawsze wraca. Bywa zbyt mocny lub częsty, bym całkowicie się go wyzbyła.

Umiem za to odrzucać stres, dlatego to, że teraz przebija się przez mój pancerz, jest złym znakiem. Chociaż czy mogę się dziwić? Chyba każda osoba denerwuje się w dniu swojego ślubu. To naturalne. A gdy dodać do tego, że przy ołtarzu czeka na mnie niemal obcy mężczyzna, w świątyni zebrały się setki poddanych oraz gości, a strażnicy obawiają się o bezpieczeństwo nas wszystkich w związku z napiętą sytuacją między czarownicami a wilkołakami, mam chyba prawo być delikatnie wyprowadzona z równowagi.

Biorę jednak głęboki wdech, prostuję się i zerkam ostatni raz w prawo. W małym pomieszczeniu, w którym kapłanka pozwoliła mi poczekać przed ceremonią, nim zbiorą się goście, są tylko krzesło, biurko i ogromna szafa z lustrem, z którego spogląda na mnie ubrana w białą, prostą suknię kobieta. Jej zielone oczy zdają się chłodne, jasna twarz spokojna. Ma perfekcyjny makijaż, dzięki któremu cera promienieje, a rysy zdają się bardziej miękkie. Upięte ciasno brązowe włosy prezentują się elegancko. Skromna, gładka kreacja podkreśla jej delikatność, a gorset z koronki układa się idealnie w talii i unosi biust.

Wszystko jest doskonałe.

Nawet jeśli mam ochotę uciec stąd w cholerę, po prostu kieruję się do drzwi. Zwlekanie niczego nie da. A Oliver Hawthorne wydaje się dobrym materiałem na męża i króla. Będzie sojusznikiem, pomoże mi, jego ludzie wesprą strażników. W dodatku kiedy połączymy naszą magię, staniemy się jeszcze silniejsi. Zdążyłam go też trochę polubić, więc to nie tak, że zupełnie nie wiem, w co się pakuję. Jest przystojny, zabawny, mądry i potężny. To o wiele więcej, niż mogłabym wymarzyć w aranżowanym małżeństwie. Co prawda uwielbia mieć rację i się wtrącać, bardzo dużo mówi o swoich rodzinnych biznesach oraz ciągle wspomina o gromadce dzieci, której jakoś sobie z nim nie wyobrażam, jednak będzie dobrym partnerem.

Musi.

Otwieram drzwi, za którymi czeka na mnie Raven razem z jedną z asystentek planerki. Dziewczyna wręcza mi bukiet, po czym zbiega po schodach, by dać sygnał pianistce, że ma rozpocząć grę, a ja patrzę w oczy swojej obrończyni. Choć pełni swoją funkcję wzorowo i już wielokrotnie mnie broniła oraz mi pomagała, nie potrafię się powstrzymać przed myślą, że chciałabym mieć teraz przy swoim boku Sevana. I mamę.

– Gotowa? – pyta Raven.

Nie.

– Oczywiście – kłamię gładko.

Nie mam wyjścia, zresztą chyba nigdy nie miałam, i lepiej, żeby to po prostu rozpocząć, a później wrócić do ważniejszych spraw, gdy już przemęczę się na przyjęciu. Dlatego unoszę podbródek, ściskam w dłoniach kwiaty i ruszam miękkim dywanem po stopniach w dół.

Cisza, jaka panuje w świątyni, jest niemal ogłuszająca. Nikt nie śmie się odezwać, więc po chwili przestrzeń wypełnia tylko delikatna melodia, którą wybrano na moje wejście. Skupiam się na stawianiu równych kroków, bo potknięcie na oczach setek gości nie byłoby zbyt przyjemne, ale gdy docieram niemal na koniec schodów, podnoszę w końcu wzrok.

Od ołtarza dzieli mnie kilkadziesiąt stóp. Kilkanaście ławek wypełnionych gośćmi. Wszyscy koncentrują się na mnie, za to ja patrzę jedynie na wyprostowanego Olivera stojącego obok kapłanki. Wiem, że po przeciwnych stronach ołtarza są Ivor oraz brat mojego narzeczonego, nasi świadkowie, jednak nawet na nich nie zerkam. Spoglądam tylko na swojego przyszłego męża, którego oczy rozjaśniają się nieznacznie na mój widok. Biorę to za komplement.

Sam też prezentuje się nienagannie i elegancko. Czarny smoking leży na nim idealnie, fryzurę ma gładko ułożoną, żaden kosmyk się z niej nie wymyka. Oliver zresztą bardzo dba o swój wizerunek, co jest kolejną rzeczą przemawiającą na jego korzyść. Potrzebuję u swojego boku kogoś, kto będzie przejmował się tym, jak widzą go poddani. Zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy zaledwie parę miesięcy po zaćmieniu, w którym straciliśmy tyle osób.

Odpycham od siebie na razie te myśli i stawiam stopę na dywanie, po czym ruszam spokojnie do przodu. Chcę znaleźć się jak najszybciej na miejscu, ale nie zmieniam tempa, bo muszę dostosowywać je do melodii. W końcu jednak docieram do ołtarza, posyłam delikatny uśmiech Ivorowi i oddaję jednej z asystentek bukiet, nim staję wreszcie przy Oliverze.

– Wyglądasz pięknie, Caitria – szepcze, ledwo poruszając wargami.

– Dziękuję. Ty też wyglądasz świetnie – odpowiadam.

Podaje mi dłoń, którą przyjmuję, dbając o to, by moja nie drżała. Nie mogę sobie na to pozwolić. Nie przy tych wszystkich osobach, które na nas patrzą.

– Możemy zaczynać? – pyta Amerie.

Zwracamy się w jej kierunku i kiwamy głowami, a wtedy rozpoczyna się ceremonia. Uczestniczyłam w podobnych wiele razy, nawet kilkukrotnie sama udzielałam już ślubu, gdy nowożeńcami były bliskie mi osoby czy wysoko postawieni czarownicy, więc znam wszystkie kroki na pamięć. Przechodzimy przez nie bez żadnych problemów, zmierzając wprost do momentu, który przypieczętuje związek mój i Olivera.

Do przysięgi.

Kiedy ją złożymy, nie będzie odwrotu. Z magicznych małżeństw nie ma ucieczki innej niż śmierć. A mówią, że nawet po śmierci jest ona wiążąca. Dlatego moja ręka drży tylko nieznacznie, gdy Oliver podaje mi rytualny nóż, którym mam naciąć mu skórę. Zwykle to mężczyzna wykonuje krok jako pierwszy, lecz ja jestem królową.

Na widok krwi Hawthorne’a robi mi się nieco słabo, choć nigdy się to nie zdarzało. Moje serce wybija nierówny rytm. Staram się uspokoić i wspomagam się do tego swoją magią, co niewiele daje. Denerwuję się jak nigdy wcześniej. Czuję, że to nie powinno tak wyglądać. Że coś jest źle. Mimo to oddaję Oliverowi ostrze, a on przykłada je do wnętrza mojej ręki, przyciska do skóry i…

Okna w świątyni rozpryskują się na milion odłamków. Drgam niespokojnie, a w kolejnej sekundzie Raven rozciąga nade mną powietrzną tarczę, dzięki której żaden z kawałków szkła do mnie nie dociera. Rozlegają się krzyki, ludzie podrywają się z miejsc, widzę, że Oliver mówi coś w moim kierunku, tyle że nic nie słyszę, bo obrończyni odciąga mnie od ołtarza prosto do przygotowanego wcześniej wyjścia ewakuacyjnego. Tylko dlatego, że tutaj jest, ceremonia mogła odbyć się w świątyni, na oczach tylu poddanych.

– Idziemy, już! – woła Raven, nim wykrzykuje kolejne rozkazy. – Chronić królową. Eskortować przyszłego króla!

Dodaje coś jeszcze, jednak w chaosie, który po tym następuje, nie słyszę, co dokładnie. Dobiega mnie za to huk, po nim kolejny, aż zamiast biec dalej w stronę korytarza, gdzie majaczy wyjście, zostaję odrzucona do tyłu.

Ładunki wybuchowe. Ktoś użył ładunków.

I zrobił to w taki sposób, że moja obrończyni nie zdążyła rozciągnąć tarczy, więc uderzamy obie o ścianę, nim spadamy na podłogę. Krzyki się wzmagają, dociera do mnie masa przeróżnych emocji, których teraz nie umiem od siebie odepchnąć i których silne czarownice nie ukrywają już pod tarczami przez to, co się dzieje. Rozlega się następny głośny wybuch, a po nim widzę dziurę powstałą w murze tuż przed nami. Choć dokoła unosi się kurz i buchają płomienie, wyraźnie dostrzegam wskakujące przez to nowe wejście do świątyni osoby.

Wilkołaki.

Przełykam z trudem ślinę i zbieram się na nogi, chociaż coś dziwacznie świszczy mi w uszach. Trochę kręci mi się też w głowie, jednak gdy widzę, jak pierwszy z napastników zbliża się do nieprzytomnej Amerie, która upadła przy ołtarzu, wyrzucam przed siebie wiązkę mojej magii. Nie jest widoczna tak jak pioruny Aislinn, moja moc działa inaczej. To skumulowane ładunki emocji, którymi potrafię rozszarpać kogoś od wewnątrz. I właśnie to robię z pierwszym wilkołakiem, który sięga w kierunku kapłanki. Mężczyzna niewiele starszy ode mnie wybucha na moich oczach, nawet nie mając pojęcia, skąd nadszedł atak. Czuję na twarzy ciepłą krew i coś, czego wolę nie rozpoznawać, a potem Raven znów łapie mnie za ramię.

– Musimy iść – rzuca.

Kręcę głową.

– Musimy pomóc…

– Strażnicy się tym zajmą – oznajmia stanowczo. – A my…

Odwraca się błyskawicznie. Dostrzegam, jak w jej dłoni pojawia się ostrze, a później już paruje atak pazurów wilkołaka. Jej rozkaz, by zastępca, Jeremiah, przejął królową i ją ewakuował, ginie w gwarze, który powstaje. Rozglądam się wokół i uświadamiam sobie, że zewsząd otaczają mnie strażnicy broniący mnie przed nacierającymi przeciwnikami. Jedni używają ostrzy, inni mocy, za to wilkołaki w formie zwierzęcej lub ludzkiej z pazurami zamiast paznokci atakują z każdej strony. Widzę Ivora, który po lewej odpiera natarcie jednego z nich, a kawałek dalej w powietrzu suną pioruny Aislinn oraz błyszczą czerwone oczy jej męża.

Próbuję uspokoić oddech i zorientować się w sytuacji, ale dziwny szum w uszach nie odpuszcza. Przez dziurę w ścianie do środka wpadają kolejne wilkołaki, a ja wypycham przed siebie następne dawki magii, starając się je powstrzymać. Nie zabijam, jedynie ogłuszam mocnymi wiązkami, do momentu, aż w otworze pojawia się wysoka postać, której spojrzenie koncentruje się od razu na mnie, przez co zamieram.

Niebieskie oczy rozszerzają się nieznacznie, duże, męskie wargi rozchylają w zaskoczeniu, a pode mną niemal uginają się kolana. Mam wrażenie, że ktoś wyssał całe powietrze z moich płuc. Dźwięki dokoła cichną, wszystko znika, jakby przestało mieć znaczenie, a ja nie mogę oderwać wzroku od brązowowłosego mężczyzny, który wpatruje się we mnie, jakby nie wiedział, czy porwać mnie w ramiona, czy rozszarpać gołymi rękami. Mógłby to zresztą zrobić, z jego palców wyrastają pazury dłuższe od moich dłoni.

Mój. On jest mój.

Te niechciane myśli przebijają się przez moje otępienie i przeszywa mnie gorąco. Intensywne spojrzenie mężczyzny nie pozwala mi ruszyć się z miejsca, choć nogi same chcą ponieść mnie w jego kierunku. Serce niemal wyrywa mi się z piersi, gdy widzę, jak kącik jego ust unosi się w nieco kpiącym, a bardzo seksownym uśmiechu. On… jest…

Nie.

Na jego drodze staje Jeremiah, który przerywa nasz kontakt wzrokowy. To pomaga mi się otrząsnąć i zrozumieć, że muszę stąd jak najszybciej uciekać, ponieważ oprócz tego, że ten facet jest dla mnie kimś, kim zdecydowanie nie powinien, w tej krótkiej chwili, gdy nasze oczy się spotkały, zrozumiałam, że przyszedł tu po to, by mnie zabić.

Czy może być coś lepszego niż ślub królowej czarownic? – słyszałam ostatnio na ulicach powtarzane powiedzonka podsłyszane u wilkołaków. – Tak, jej pogrzeb.

Otrząsam się z tego i nadludzkim wysiłkiem zmuszam do cofnięcia. Raven pojawia się ponownie przy moim boku, zaraz po niej dociera do nas także Alexa i razem torują nam drogę do wyjścia. Wydaje mi się, że do walczących dołączają także wampiry, choć prosiłam Warda, by nie wtrącał się w sprawy ochrony. Zapewne razem z Aislinn uznali, że zignorują prośbę, i właściwie nie mogę mieć im teraz tego za złe.

Przeciwnie, ich wkroczenie daje nam przewagę, której potrzebowaliśmy, bo docierają do mnie strzępki myśli spanikowanych napastników czekających na sygnał do odwrotu. Ten jednak nie nadchodzi, więc próbują dalej przedrzeć się przez linię obrony, w czasie gdy ja z Raven i Alexą docieramy już do drzwi. Obrończyni otwiera je zaklęciem, a potem Alexa nurkuje jako pierwsza w ciemnym korytarzu.

Ais! – krzyczę w myślach, dobijając się do jej bariery mentalnej. Kierujcie się do tunelu.

Nie przejmuj się nami. Ogarniemy ten bałagan i do ciebie dołączymy – odpowiada.

Zaciskam zęby i waham się, nim podążam za strażniczką.

– Cait, musisz iść, już – mówi Raven.

Przytakuję i zerkam na brata walczącego kawałek dalej. Nasze oczy na sekundę się spotykają. Wskazuje mi, bym uciekała. Zawsze mam uciekać. Muszę, bo moje życie jest tak cenne, że nie możemy ryzykować.

– Ja…

– Natychmiast – warczy Raven, po czym popycha mnie do korytarza.

Nie mam wyjścia. Unoszę sukienkę, która i tak jest już brudna oraz podarta, a potem podążam za prowadzącą nas do wyjścia Alexą. Znam tunel, który biegnie pod świątynią, bo już raz ewakuowano mnie nim z jednego święta, kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo, dlatego pokonuję bez zawahania kolejne stopnie, aż docieramy do płaskiej części tego korytarza i wyłaniają się przed nami drzwi. Alexa otwiera je następnym zaklęciem, później robi to samo przy jeszcze jednych, i wreszcie stajemy przed ostatnimi. Zgodnie z planem za nimi powinni czekać na nas strażnicy gotowi eskortować mnie do pałacu, do którego mamy stąd jedynie milę, ale kiedy wydostajemy się na zewnątrz, okazuje się, że i tutaj trwa walka.

– Coś jest nie tak – stwierdza obrończyni.

Domyślam się tego, bo chociaż to, że podczas ataku zostanę ewakuowana, jest raczej jasne, tak to, którym wyjściem z tunelu, już nie. Korytarze są zaprojektowane tak, by można było obierać inne trasy, a wyjścia z nich rozsiano w obrębie paru mil wokół świątyni i jest ich kilkanaście. Tylko ja, rada królewska i pierwsza siódemka wiemy zawsze, którędy uciekniemy w razie potrzeby. A to oznacza, że albo wilkołaki mają tylu ludzi, że obstawili wszystkie wyjścia… Albo mają kreta wśród czarownic.

– Wracamy się – zarządza Raven. – W świątyni…

Pochyla się nagle, pociągając mnie za sobą, a wtedy w powietrzu nad nami świszczy kula. Obrończyni osłania mnie, nim staje do walki, bo tutaj przeciwników jest więcej. Raven krzyczy więc, bym wycofała się do tunelu, a sama z Alexą powstrzymują nacierających napastników.

– No już! – rzuca obrończyni. – Poczekaj w tunelu. Tam będziesz bezpieczna. Nałóż zaklęcia na drzwi, bo ja nie zdążyłam!

Robię parę kroków do tyłu, próbując rozeznać się w sytuacji, i zaciskam pięści. Nie powinnam uciekać. Nie chcę. Mimo to…

– Wybierasz się dokądś, wasza wysokość?

Zamieram, kiedy słyszę za sobą głęboki, nieco zachrypnięty męski głos. Odwracam się błyskawicznie, a chociaż domyślałam się, kto mógł wypowiedzieć te słowa, i tak tężeję na widok tego samego wilkołaka, przez którego w mojej głowie obecnie panuje jeszcze większy chaos. Jego brązowe włosy są w kompletnym nieładzie, na twarzy ma gojące się błyskawicznie zadrapania i ślady krwi, a biała koszulka przylegająca ściśle do szerokiej klatki piersiowej wygląda jak spryskana posoką. Nigdy w życiu nie nienawidziłam się tak mocno jak w momencie, gdy choć dostrzegam to wszystko, całą sobą i tak wyrywam się w kierunku tego faceta.

Ze wszystkich mężczyzn na tym świecie to właśnie jakiś wilkołak musi być moją bratnią duszą?

– Kim jesteś? – pytam.

Uśmiecha się drapieżnie.

– Wiesz, kim jestem.

Potrząsam głową i robię krok do tyłu, kiedy rusza w moją stronę. Nie cofam się jednak daleko, bo on błyskawicznie znajduje się obok i chwyta mój podbródek. Zamieram, gdy jego skóra styka się z moją. Ten dotyk mnie elektryzuje i zmiękcza. Nie powinnam tak reagować, ale nie mogę nic na to poradzić.

– Dlaczego, na wszystkich przeklętych bogów, morderczyni mojej rodziny jest moją towarzyszką? – szepcze.

Wstrzymuję oddech, kiedy coś do mnie dociera. Jego oczy wydają się znajome. Jego rysy twarzy podobne do tych, jakie już widywałam. Dobrze wiem, kim jest.

– Sharrow – wyduszam. – Jesteś… jesteś Hunter Sharrow.

Jego spojrzenie zamyka mnie w pułapce.

– A ty powinnaś już być martwa – odpowiada, zaciskając palce.

Nie potrafię mu się wyrwać. Nie umiem się odsunąć ani sięgnąć po moc. Nawet kiedy słyszę krzyk Raven, która rusza na niego i zostaje odciągnięta przez jakiegoś przeciwnika, nawet kiedy Alexa wrzeszczy, że mam uciekać, stoję po prostu w miejscu.

Mój.

– Więc czemu nie jestem martwa? – pytam.

Hunter gładzi kciukiem mój policzek.

– Dobre pytanie – odpowiada, po czym przesuwa wzrokiem po mojej sylwetce. – Co ja mam z tobą teraz zrobić, Caitria?

Zmuszam się, by odepchnąć jego dłoń. To tak trudne, gdy w głowie wciąż mi huczy, a każda najmniejsza cząstka mnie podpowiada, że powinnam znaleźć się nawet bliżej tego wilkołaka.

– Nic. Nie zbliżaj się. I uciekaj, póki…

Przerywa mi jego cichy śmiech.

– Dobrze wiesz, że to już nie wchodzi w grę. Nie pozwolę ci wyjść za tamtego czarownika. Należysz do mnie.

– Nie należę – protestuję słabo. – My nie… my nie możemy być…

Jego oczy lśnią złotem, co podpowiada, że to ja powinnam uciekać.

– Ale jesteśmy. A ja potrzebuję czasu, by przemyśleć, co to oznacza.

Nim się odzywam, przyciska mi coś do nosa. Próbuję odskoczyć, sięgnąć po magię, zareagować, jednak Sharrow obejmuje mnie w talii i na to nie pozwala. Patrzy prosto na mnie, gdy szarpię się bezładnie, starając się mimo wszystko jakoś przywołać moc, nim w końcu nabieram powietrza i czuję dziwną słodkawą woń.

Potem zapada ciemność.ROZDZIAŁ 2

Boli mnie głowa, w dodatku czuję też dziwne kłucie w kostce u prawej nogi i szczypanie na twarzy. Do tego ramię pulsuje i jest całe zdrętwiałe. To niecodzienny stan, bo wszelkie głębsze urazy, z którymi nie poradził sobie mój organizm, zawsze leczą uzdrowiciele. Pojawiają się przy mnie w ciągu paru minut. Tym razem jednak tak się nie stało i dociera do mnie dlaczego, kiedy udaje mi się uchylić powieki. Chociaż ciemne pomieszczenie wiruje mi przed oczami, gdy szybko siadam, uświadamiam sobie, że go nie poznaję.

I że nie jestem w nim sama.

– Na twoim miejscu bym nie wstawała – rozlega się kobiecy głos.

Nie słucham go. Budzi się we mnie niepokój, który każe zsunąć się z łóżka i próbować znaleźć drogę ucieczki. Nie spodziewam się jednak, że własne nogi mnie nie utrzymają, i sekundę później osuwam się na podłogę, czując silniejsze ukłucie w kostce. Moje kolana uderzają o deski tak mocno, że z gardła wyrywa mi się jęk.

– Ostrzegałam – rzuca nieznajoma.

Opieram się ciężko o panele i spoglądam w jej kierunku. Siedzi w fotelu naprzeciwko łóżka, z nogami ułożonymi na małym stoliku, i podjada chrupki z opakowania. Zupełnie nie przejmuje się tym, że kobieta w rozdartej i zakrwawionej sukni ślubnej próbuje właśnie na jej oczach podnieść się na nogi. Wrzuca do ust kolejną chrupkę i unosi brew.

– Kim jesteś? Gdzie ja jestem? – pytam.

Próbuję wstać, ale coś jest nie tak. Nie mam tylu sił, ile powinnam. Moje rany nadal zbyt mocno bolą, jakby się nie goiły. A nawet bez uzdrowiciela powinnam się regenerować.

– Jesteś w domu Huntera. A ja mam cię niańczyć, gdy ogarnia cały ten bajzel związany z atakiem, rannymi i tak dalej. – Ciemnowłosa dziewczyna przewraca oczami. – Mówiłam mu, żeby wysłał za tobą ludzi, kiedy będziesz mieć mniej strażników, a nie w czasie ślubu, ale chciał być dramatyczny i proszę. Teraz dopiero będziemy mieć przejebane.

Posyłam jej pełne niedowierzania spojrzenie, stając przy łóżku, o które się opieram.

– Dlaczego tu jestem?

Wzdycha głośno.

– A to nie jest jasne? Bo Hunterowi odbiło. Miał się ciebie pozbyć i zdestabilizować czarownice za to, co zrobiłyście jego braciom, a zamiast tego myśli teraz fiutem. – Dziewczyna przeżuwa kolejną porcję przekąski. – Ale spokojnie, wróci do siebie, a wtedy to rozwiążemy.

Chociaż nie słyszę jej myśli, od razu wiem, o co chodzi.

– Czemu nie rozwiążesz tego już teraz?

Nieznajoma mruży brązowe oczy.

– Bo gdy alfa daje rozkaz, nie mogę go ignorować.

– I co kazał ci twój alfa w związku ze mną? – pytam.

Prycha.

– Pilnować, żeby nie spadł ci włos z głowy. – Zdejmuje stopy ze stolika i nachyla się w moim kierunku. – Ale tak między nami, czarownicami, i tak sądzę, że ostatecznie cię zabije. Więź czy nie, ty zabiłaś Justina i Aarona.

Marszczę brwi.

– Po pierwsze nie zabiłam jego braci, to oni próbowali zabić mnie, co najwidoczniej jest dziedziczne w tej rodzinie – odpowiadam. – A po drugie: czarownicami? Jesteś czarownicą?

Zadziera dumnie podbródek.

– Wolną czarownicą, nie podlegam żadnej królowej – oznajmia. – Więc nie próbuj na mnie swoich sztuczek. Nie odpowiadam przed nikim oprócz Huntera.

Kiwam głową.

– Oczywiście. Ale skoro nie jesteś moją poddaną, chyba nie obrazisz się… – Milknę. Podczas mówienia planowałam sięgnąć po swoją moc, by ogłuszyć dziewczynę i się stąd wydostać, jednak… nic nie czuję. Jakby jej nie było. – Co się dzieje?

– Och, rzuciłam zaklęcie na ten dom. Nie działa tu żadna magia. Dlatego się nie regenerujesz i w ogóle. Słyszałam, że jesteś dość potężna, więc wolę nie ryzykować, że mnie pokonasz.

Zaciskam powoli pięści i staram się uspokoić, choć bez mojej mocy to trudne. Jak to zrobić, kiedy nie mogę użyć magii? Serce bije mi za szybko, dłonie drżą, w dodatku na czole zbierają się krople potu. Boję się. Właściwie to jestem przerażona i nie wiem, czym bardziej – tym, że Hunter się pojawi i postanowi się mnie pozbyć, czy tym, że wróci i… i znów poczuję to, co w świątyni i przy tunelu.

– Jak masz na imię? – pytam nieznajomą.

– Chciałabyś wiedzieć.

Dbam o to, by na mojej twarzy nie odbiła się irytacja. Muszę się opanować. Wymyślić plan. Strażnicy i moje rodzeństwo na pewno już mnie szukają. To kwestia czasu, nim zostanę odnaleziona. Powinnam była od początku udawać posłuszną, by nie wzbudzać podejrzeń.

– Okay, nieznajoma – odpowiadam spokojnie. – Chcę skorzystać z toalety i doprowadzić się do porządku. Czy mogę, proszę, pójść do łazienki?

Parska.

– Drzwi po lewej. Ale tam też działa zaklęcie, w dodatku okna są zabezpieczone. Gdybyś się zastanawiała.

Posyłam jej delikatny uśmiech.

– Nie przyszło mi to do głowy.

Próbuję stanąć pewniej i zaciskam zęby, starając się nie syknąć, gdy zraniona kostka daje o sobie znać. Nie wiem, kiedy coś sobie w nią zrobiłam. Może przy wybuchu? Potem przez adrenalinę tego nie czułam? Chyba tak.

– Trudno mieć ludzką regenerację, co? – pyta dziewczyna.

– Nie jestem przyzwyczajona – przyznaję łagodnie.

Odrywam się jednak od łóżka i ruszam do wskazanych przez nią drzwi, ale już po trzech krokach kręci mi się w głowie jeszcze mocniej. Chwieję się, pokój się przechyla, lecz nie upadam ponownie na podłogę, bo nagle oplatają mnie silne ramiona. Zostaję przyciągnięta do twardego torsu, a później czuję czyjeś wargi tuż przy uchu i słyszę ostry głos:

– Miała leżeć.

– Ale nie chciała, to nie moja wina – odpowiada dziewczyna.

Jak przez mgłę spoglądam na trzymającego mnie Sharrowa. Moje serce przyspiesza, napływa do mnie ciepło, a niepokój natychmiast cichnie. Przy nim wydaje mi się, że jestem bezpieczna, co oczywiście mija się z prawdą.

– Puść mnie – mamroczę.

Unosi dłoń, by odsunąć mi z twarzy kosmyk włosów. Moja fryzura chyba jest w ruinie.

– Dlaczego jej skaleczenia się nie leczą? – pyta Hunter.

Odzywa się we mnie ukłucie irytacji. Dlaczego mówi o mnie tak, jakby mnie tu nie było?

– Bo twoja dziewczyna zabrała mi magię – wyjaśniam. – Nie zregeneruję się bez niej. Ale skoro i tak zamierzasz mnie zabić, to chyba nie problem.

Kącik ust Huntera wędruje w górę.

– Sandie nie jest moją dziewczyną – odpowiada. – A ja jeszcze nie zdecydowałem, co z tobą zrobię.

W kolejnej chwili nachyla się i mnie podnosi, więc mimowolnie oplatam go ramionami.

– Tylko nie przenoś jej przez próg – burczy Sandie. – W jej stroju to nieco kłopotliwe.

Hunter rusza ze mną do łóżka, ale nim do niego docieramy, rzucam:

– Chcę skorzystać z toalety.

Marszczy brwi.

– Mówiłaś jej, że nie ucieknie, tak? – upewnia się Hunter.

Sandie macha ręką i kieruje się do drzwi.

– Tak. Ale teraz już ty się nią zajmuj.

Potem wychodzi, a ja zostaję sama z wilkołakiem, który nadal trzyma mnie w ramionach, jakbym zupełnie nic nie ważyła. W sumie z jego siłą to pewnie praktycznie nic nie ważę.

– Zaniosę cię do łazienki, ale nie rób nic głupiego – mówi cicho Sharrow. – Nie chcę cię ponownie pozbawiać przytomności.

Zaciskam zęby.

– To musiało być dla ciebie bardzo nieprzyjemne.

Spina się i nie odpowiada, tylko rusza do drugich drzwi. Odstawia mnie w łazience, choć nie odsuwa się przez kilkanaście sekund, a jedynie we mnie wpatruje.

– Zmyj z siebie krew moich ludzi – poleca w końcu i robi gwałtowny krok do tyłu.

Chwieję się przez to i opieram o umywalkę, bo ciemnieje mi przed oczami, w dodatku kostka znów pulsuje bólem.

– Ty moich już zmyłeś – zauważam z goryczą. – Czy ktokolwiek w ogóle wie, co się ze mną stało?

– Domyślają się – odpowiada. – Ale nas tu nie znajdą.

Nie spoglądam mu w oczy, bo mam wrażenie, że przez nie moje pragnienie, by być bliżej, się pogłębia.

– Znajdą – stwierdzam. – Moje rodzeństwo i narzeczony nie odpuszczą.

Po pomieszczeniu roznosi się cichy warkot.

– On cię nie dostanie.

Ryzykuję i unoszę wzrok, a wtedy puls mi przyspiesza na widok wściekłości malującej się w jego spojrzeniu. On jest zazdrosny.

– Wiem, że… – zaczynam niepewnie – ta sytuacja nas zaskoczyła. Ale my nie możemy być sobie przeznaczeni, Hunter. Słyszałam, że… że przejąłeś chyba władzę w watasze, więc tym bardziej to rozumiesz. Powinieneś mnie wypuścić. I my… my musimy… rozejść się w swoje strony.

Piszczę cicho w kolejnej sekundzie, kiedy mężczyzna staje przede mną. Przyciska mnie do umywalki i opiera dłonie po bokach.

– Uwierz, że zupełnie nie planowałem porywania królowej czarownic – mówi, dotykając mojego policzka. Przymykam powieki i drżę przez ten kontakt. – Jesteś przeciwieństwem wszystkiego, czego szukałem.

Aua. Krzywię się i spoglądam na niego ze łzami w oczach, bo te słowa naprawdę zabolały. Bez mojej mocy jestem emocjonalnym wrakiem.

– Skoro tak, to po prostu daj mi odejść i…

– Chciałbym – odpiera.

Próbuję go odepchnąć.

– No to na co czekasz?

Łapie mnie za nadgarstki.

– Przestań.

– Skoro mnie nienawidzisz, uważasz, że zabiłam twoją rodzinę i jeszcze jestem taka okropna, to po prostu…

Jego kciuk ląduje na moich wargach.

– Nie jesteś. Właśnie w tym problem – szepcze, po czym ociera mój policzek. – Nie płacz.

– Nie płaczę przez ciebie – warczę, znów próbując go odepchnąć. Nie pozwala na to. Nie rusza się. – Mam najprawdopodobniej skręconą kostkę, niedobrze mi i kręci mi się w głowie. Nie mogę ruszyć ramieniem. Ledwo stoję na nogach. Nie regeneruję się, bo zabrałeś mnie tu i odebrałeś mi dostęp do mocy. Przepraszam, że płaczę, bo wszystko mnie boli, na dodatek facet, który jakimś cudem niby ma być moją bratnią duszą, trzyma mnie wbrew mojej woli nie wiadomo gdzie po tym, jak zostałam zaatakowana, i nie wiem, co się dzieje z moją rodziną.

Wpatruje się we mnie parę sekund, a później zaciska wargi i ponownie się odsuwa. Nie dodaje niczego więcej, tylko po prostu wychodzi, a wtedy przekręcam klucz w zamku i osuwam się po ścianie na podłogę. Dopadają mnie niechciane emocje, z którymi nie potrafię walczyć bez magii. Odkąd skończyłam osiem lat, uczyłam się wyciszać niewygodne uczucia. Nigdy nie musiałam się z nimi mierzyć i to w samotności.

To dlatego po policzkach spływa mi więcej łez, których nie powstrzymuję. Dociera do mnie wszystko, co się wydarzyło. W jak okropnej sytuacji się znalazłam. Jak fatalnie się czuję. Jak bardzo martwię się o Ais, Ivora, Renana i wszystkich moich ludzi. Płaczę cicho, przyciskając dłoń do ust, by nie wyrwał się z nich głośniejszy dźwięk. Choć Sharrow i tak pewnie to słyszy. Ma jeszcze lepszy słuch niż wampiry. Mimo to nie udaje mi się opanować, dopóki moje oczy nie są całe zapuchnięte.

Biorę się w garść dopiero po paru minutach. Nabieram kilka głębokich wdechów, ocieram policzki i podnoszę się z trudem. Później zrzucam z siebie wreszcie tę cholerną suknię ślubną, ogarniam włosy i kuśtykam do kabiny prysznicowej po zabraniu ręcznika z szafki. Znajduję też męski szlafrok, który najwyraźniej będzie musiał mi wystarczyć. Nie wiem, co planuje Hunter, ale sam mnie nie skrzywdzi. Wiem, jak działa więź. Gdyby mnie poważnie zranił, zabolałoby go to dziesięć razy mocniej.

Właściwie bardziej obawiam się tej czarownicy, Sandie. Musi być dość potężna, skoro udało jej się pozbyć magii za pomocą zaklęcia. Jak długo będzie działać? Takie standardowe utrzymują się maksymalnie pół godziny, a nie podejrzewam, by mogła używać czegoś specjalnego. Zatem mam… dwadzieścia pięć minut, nim magia wróci lub nim ona odnowi zaklęcie?

Myślę nad tym, stając pod strumieniem gorącej wody. Zmywam z siebie krew i brud, sycząc cicho, kiedy dotykam powstałych na ciele siniaków i skaleczeń. Cała prawa strona mojego ciała jest fioletowa, to dlatego nie mogę dobrze poruszyć ramieniem. Chyba po wybuchu uderzyłam się o wiele mocniej, niż sądziłam. W moich oczach znów stają łzy, gdy naruszam rany, jednak myję szybko włosy jakimś szamponem, który stoi na półce, a potem w końcu wychodzę z kabiny i ostrożnie się wycieram.

Kiedy spoglądam w lustro, widzę zagubioną kobietę, która nie ma pojęcia, co dalej.

Prostuję się i wkładam szlafrok. Nie jestem małą, bezbronną dziewczynką. Muszę przekonać Huntera do tego, że rozważniej będzie odwieźć mnie na północ. Inaczej wywoła prawdziwą wojnę. Na razie mamy bliżej nieokreślony, nieco nerwowy stan przypominający wojenny, a jeśli mnie nie wypuści, wiem, że Ivor i Aislinn zaatakują wszystkimi siłami, póki mnie nie znajdą.

Tak. Właśnie to muszę mu wytłumaczyć. Tą całą więzią i tym, że jestem wszystkim, czego nie chce ten głupi wilkołak, zajmę się innego dnia.

Na razie wychodzę z łazienki, koncentrując się na dotarciu do łóżka, bo kiedy opuszczam pomieszczenie, uderza we mnie chłodniejsze powietrze i znów robi mi się ciemniej przed oczami. Mimo to prę naprzód, nie zwracając uwagi na Huntera stojącego przy oknie. Przynajmniej do czasu, aż jestem w połowie drogi i wciągam głośniej powietrze, ponieważ stawiam źle stopę. W kolejnej chwili zostaję podniesiona, aż sapię cicho z zaskoczenia. Wilkołaki także poruszają się tak szybko, że czasami rozmazują się przed oczami.

– Postaw mnie – żądam.

Nawet jeżeli tak naprawdę nie chcę niczego innego, niż tego, by mnie nieustannie dotykał. Kiedy jest blisko i w dodatku mnie trzyma… Dlaczego to takie przyjemne? Zwłaszcza w stanie, w którym się znajduję? On po prostu… przynosi mi nieznaczne ukojenie. Nawet jeśli nie odpowiada, a zwyczajnie zanosi mnie do łóżka, w którym kładę się ciężko, jestem dość spokojna. Przymykam powieki w nadziei, że to pomoże na zawroty głowy.

Potem dobiega mnie trzask drzwi. Zerkam w ich kierunku i orientuję się, że zostawił mnie samą, na co oddycham z ulgą. Ta nie trwa długo, bo Hunter wraca po paru minutach z tacą oraz jakąś skrzynką. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to apteczka.

– Powinnaś coś zjeść – odzywa się cicho.

Odkłada tacę na szafkę nocną, ale nie patrzę na nią.

– Nie jestem głodna. Posłuchaj…

Milknę. Hunter siada na łóżku, aż jego udo styka się z moim. Potrzebuję paru sekund, by zmusić się do odsunięcia, jednak to na nic, ponieważ jego dłonie lądują na mojej kostce.

– Jest spuchnięta – zauważa. – Dam ci proszki na ból i przyniosę lód…

– Nie chcę od ciebie żadnych proszków – przerywam. – Chcę po prostu wrócić do domu. Moja rodzina i moi poddani na mnie czekają. O ile żyją. Bo nadal…

– Twojemu rodzeństwu i szwagrowi nic nie jest.

Oddycham z ulgą, a później przygryzam wargę, kiedy palce Huntera delikatnie przesuwają się po mojej kostce. Jego dotyk nie leczy, ale daje krótką przerwę w bólu i jednocześnie rozpala we mnie gorąco. Nie chcę tego. Jednak nie mogę nic na to poradzić. To niesamowite.

– Przestań – szepczę.

Zamiera.

– Nie potrafię. Jesteś w moim łóżku, w moim szlafroku, pachniesz moimi kosmetykami i… – Kręci głową. – Dlaczego musisz być tak kurewsko słodka, piękna i bezbronna, gdy próbuję trzeźwo myśleć?

Rozchylam wargi w zdumieniu.

– Ja… cóż, porwałeś mnie i odebrałeś mi moc. Trudno, żebym nie była bezbron…

– Wiesz, o co mi chodzi – przerywa z irytacją. – Masz na sumieniu życia moich braci. Jesteś moim wrogiem. Obiecałem moim wilkom zemstę, a tymczasem sprowadziłem cię tutaj i myślę tylko o tym, jak cię przed nimi ochronić. Los sobie ze mnie, kurwa, nieustannie kpi.

– Dla mnie też nie jesteś szczytem marzeń – odpowiadam ostro. – Ale raczej nic nie mogę na to poradzić.

W jego oczach pojawia się drapieżny błysk.

– Wolisz tego czarownika? – pyta niskim głosem.

– Jestem z nim zaręczona. Poza tym…

Hunter łapie moją rękę, nim orientuję się, co robi, a później zdejmuje z niej pierścionek, zgniata go w dłoni i rzuca przez pomieszczenie. Mrugam z zaskoczenia, kiedy zniszczona biżuteria spada na podłogę.

– Co ty… Coś ty zrobił?!

Podrywam się z miejsca, a on natychmiast mnie chwyta, odwraca i po chwili przyciska swoim ciałem do pościeli. Moje serce bije w szybszym rytmie, gdy Sharrow koncentruje się na moich wargach, aż mam wrażenie, że mnie pocałuje. Nie robi tego jednak, a po prostu chowa twarz w mojej szyi i wciąga głęboko powietrze w płuca.

– Jestem dość impulsywny – szepcze. – Więc nie wykonuj przy mnie gwałtownych ruchów ani nie wspominaj o innych mężczyznach.

Mój oddech się uspokaja. Rozluźniam się pod Hunterem, bo nie przygniata mnie, a jedynie znajduje się na tyle blisko, byśmy przylegali do siebie ściśle. Chociaż zupełnie go nie znam, czuję się bezpiecznie, nawet mimo tego, co przed sekundą odstawił.

– Ten pierścionek był pamiątką rodzinną Olivera. Będzie wściekły – stwierdzam.

– Martwi czarownicy mają to do siebie, że nie wściekają się zbyt długo.

Zamieram.

– Martw… Nie możesz go zabić.

– Oczywiście, że mogę. Próbuje zagarnąć moją towarzyszkę dla siebie.

– Ty i tak nie możesz mnie chcieć, więc…

– Ale chcę. Nie mogę, ale chcę – odpowiada. – I nie wiem, co z tym zrobić, Caity.

Serce znów bije mi za szybko. Caity. Nikt nie nazywał mnie nigdy takim zdrobnieniem. Jest… słodkie. Czułe. I zdecydowanie nie powinien go używać.

– Wypuść mnie do domu.

– Nie proś mnie o to – mówi z napięciem.

– Ja muszę wrócić, Hunter – przekonuję. – Przecież wiesz. Poza tym… cierpię tutaj. Nie chcę tu być.

Gram teraz na jego uczuciach, na łączącej nas więzi, bo skoro nie mogę użyć mocy, muszę jakoś sobie radzić. A wiem, jak to działa. Gdy Ais czegoś chce, robi duże, słodkie, proszące oczy i Renan jej ulega. Gdy on czegoś chce, dotyka jej lub całuje i zawsze dostaje to, o co mu chodziło.

– Wiem, że nie chcesz.

– Więc wypuść mnie. Jakoś to rozwiążemy i…

– Nawet gdybym chciał, nic z tego – odpowiada. – Kazałem Sandie zamknąć ten dom tak, by żadne z nas go nie opuściło.

Mrugam.

– Co? Żartujesz sobie?

– Oczywiście, że nie. Po prostu wiem, jak działa więź. I słyszałem o tym, jak potrafisz manipulować uczuciami innych. – Unosi kącik ust. – Nie chcę, żebyś cierpiała. Chcę zrobić wszystko, by to przerwać. Ale wypuszczenie cię nie wchodzi w grę, póki nie wymyślę, jak to rozwiązać, Caity.

Nie mówię już niczego. Żadne z nas nie rusza się przez kolejne minuty, aż w końcu Hunter schodzi ze mnie i znów siada na łóżku. Podnoszę się i spoglądam na niego. Na wilka w ludzkiej skórze. Przed momentem pokazał mi, że instynkty zwykle biorą nad nim górę, tak jak nad zwierzęciem, w które się zmienia. To niebezpieczne. Ktoś taki nie może być moim królem.

– Wywołasz wojnę.

– My już mamy wojnę, odkąd zabiliście moich braci – oznajmia.

– Umknął ci fakt, że twoi bracia próbowali zabić moją siostrę, brata i mnie?

Zaciska zęby, a później sięga do apteczki. Kiedy wyjmuje jakieś opatrunki, by oczyścić mi rany, odpycham jego dłonie. Wzdycha więc głośno i po prostu podaje mi szklankę z rozpuszczonym w wodzie specyfikiem, który śmierdzi typowymi ziołami przeciwbólowymi.

– Przynajmniej wypij to – burczy. – Nie chcę, żeby cię bolało.

– Co tam dosypałeś?

Posyła mi ciężkie spojrzenie.

– Dobrze wiesz, że bym cię nie skrzywdził. Nie mogę patrzeć na to, jak cierpisz.

– To mnie wypuść.

Wciska mi szklankę w dłoń.

– Po prostu to wypij, Caity.

Waham się parę sekund, ale w końcu unoszę szklankę do ust. Nie spuszczam wzroku z Huntera, kiedy wypijam jej zawartość. Płyn smakuje ohydnie, jak się spodziewałam, w dodatku ma jakiś dziwny gorzki posmak. Gdy wilkołak odbiera ode mnie naczynie, a ja czuję, jak miękną mi kończyny, dociera do mnie, że zostałam okłamana.

– P-powiedziałeś, że… Ty s-suk-kinsynie…

Chwyta mnie, nim opadam na pościel, i odkłada na nią spokojnie. Jego palce znów gładzą mój policzek.

– Śpij, moja manipulatorko. Sandie cofnie zaklęcie, żebyś mogła się zregenerować w czasie snu. Wrócimy do rozmowy, gdy się obudzisz.

– N-n-n… – Próbuję skleić zdanie, jednak język odmawia mi posłuszeństwa, dlatego Hunter nachyla się bliżej. – Nienawidzę cię – wyduszam. – Zabiję cię za to.

Śmieje się cicho.

– Nie obiecuj.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: