Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Trzy ćwierci do śmierci - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
23 października 2025
E-book: EPUB,
27,90 zł
Audiobook
29,90 zł
27,90
2790 pkt
punktów Virtualo

Trzy ćwierci do śmierci - ebook

Magia. Śmiertelna choroba. I dziewczyna, która nie zamierza umrzeć w zaczarowanej klatce. Taida dorastała w głębi lasu, pod magiczną kontrolą surowej ciotki-czarownicy. Od zawsze marzyła o świecie poza granicą drzew – teraz musi uwierzyć, że ten świat może ją ocalić. Tajemnicza choroba, która zabiła jej matkę, właśnie zaczyna wyniszczać ją samą. Gdzieś tam może istnieć lekarstwo. Ale czy Taida zdoła uciec i je odnaleźć, zanim będzie za późno? Baśniowa, pełna emocji opowieść o dorastaniu, buncie i odkrywaniu własnej wewnętrznej siły. O magii, która potrafi leczyć i ranić. O sile przyjaźni i pierwszym uczuciu rodzącym się w cieniu letniego przesilenia. O rodzinnych tajemnicach, które nie chcą pozostać w przeszłości, i o znakach, których nie wolno ignorować. To historia dziewczyny, która próbuje zrozumieć, kim jest – w świecie pełnym tajemnic, gdzie każda decyzja ma swoją cenę.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397612617
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Taida w zamyśleniu krążyła po swoim pokoju. W końcu sięg­nęła po kilka książek i leżący obok nich zwój. Rozkładając rulon na łóżku, przycisnęła jego rogi woluminami, by się nie zwinął. Spojrzała na rysunek i przesunęła po nim opuszkami palców. Niemal czuła pod skórą wypukłości gór i mokre nitki rzek. Prawie słyszała szelest zbóż na polach i szum lasów. Mapa rozpalała jej wyobraźnię. Często do niej zaglądała. Godzinami wędrowała w myślach po traktach i bezdrożach Suun i Veny. Nierzadko też zapuszczała się dalej na północ – w odległe, górzyste krainy zamieszkałe przez tajemnicze ludy Nyofis i Waloin. Wyobrażała sobie również, jak płynie na Wyspę Ognia położoną u wschodnich wybrzeży Zielonej Wyspy. Szeptem wymawiała nazwy opływających lądy wód: Morze Mgieł, Morze Deszczowe, Morze Ogniste…

Od pewnego czasu czuła przemożne pragnienie ujrzenia na własne oczy choć kawałka tego, co śledziła na mapie. Tymczasem nigdy nie była nawet w najbliższym miasteczku. Jej matka – Alysa – i ciotka Radwa również się tam nie zapuszczały. To mieszkańcy Brozy przychodzili do nich, gdy chcieli skorzystać z magicznej pomocy Radwy – najczęściej z powodów zdrowotnych, kiedy zawiódł ich mieszkający w okolicy znachor.

Kątem oka Taida dostrzegła ruch na podwórzu, więc spojrzała w stronę okna. O wilku mowa. Od strony lasu nadchodził właśnie nowy klient. Nieszczęśnik szedł zgarbiony, powłócząc lewą nogą. Zerkał przy tym trwożnie na ich domostwo, krzywiąc się – nie wiadomo, czy z niechęci, czy z bólu. Taida stawiała na jedno i drugie. Ze względu na przykre obejście ciotki czarownicy pacjenci nie mieli z nią lekkiego życia.

Nadejście mężczyzny przywróciło dziewczynę do rzeczywistości. Uświadomiła sobie, że słońce stoi już wysoko na niebie i czekają ją obowiązki.

Wychodząc z domu, niemal wpadła na nieznajomego, który stał niezdecydowanie przed drzwiami.

– Dzień dobry – pozdrowiła go uprzejmie.

– Dzień dobry – odparł. Jej widok wyraźnie dodał mu otuchy. – Pani Radwa w domu?

Taida skinęła głową.

– Zapraszamy – zawołała, wiedząc, że ciotka nie będzie miała nic przeciwko wpuszczeniu mężczyzny do środka.

W dużym stopniu były samowystarczalne – uprawiały wiele warzyw i hodowały kury – jednak za pieniądze od klientów Radwy mogły kupować rzeczy, które ciężko by im było samodzielnie zdobyć lub wyprodukować.

Przepuściła mężczyznę w drzwiach i ruszyła w stronę kurnika.

– Cześć! – usłyszała nagle wołanie.

Odwróciła się. Od strony lasu truchtem zbliżała się ku niej Gregoriana, córka młynarza.

Ria, tak bowiem chciała, by się do niej zwracano, niewątpliwie uchodziła za ekscentryczkę. Miała zielone oczy i długie rude włosy, które zawsze nosiła rozpuszczone. Ubierała się w to, co sama sobie uszyła, a gustowała w kreacjach niezwykle kolorowych i wzorzystych. Nie miała również nic przeciwko dowolnemu łączeniu barw i ornamentów. Poza tym dużo przeklinała i zawsze mówiła dokładnie to, co myśli. Taidzie to właśnie podobało się w niej najbardziej. Ciotce natomiast w Gregorianie nie odpowiadało absolutnie nic – twierdziła, że ma na Taidę zły wpływ. Trudno było jednak odmówić dziecku jedynego kontaktu z rówieśnikami, dlatego też ostatecznie Gregoriana została zaakceptowana przez rodzinę jako zło konieczne. Nietrudno się domyślić, że z braku innych koleżanek stała się towarzyszką zabaw Taidy i jej powierniczką.

– Nie zgadniesz, jakie mam nowiny! – zawołała Ria, dobiegając do przyjaciółki.

– Co się stało?

– Za dwa dni przez nasze miasteczko ma przejeżdżać królewski orszak!

Taida spojrzała w jej szeroko otwarte, błyszczące z ekscytacji oczy i poczuła ukłucie zazdrości. Ria z pewnością będzie świadkiem przejazdu konwoju, a tymczasem ona…

– Chyba nie zamierzasz tego przegapić?

– Wiesz, że nie mogę chodzić do Brozy – westchnęła Taida z rezygnacją.

Gregoriana parsknęła.

– Niby dlaczego? Masz już piętnaście lat, jesteś niemal dorosła.

Taida wzruszyła ramionami. Zakaz oddalania się od domu przez długi czas nie stanowił dla niej problemu, bo miasteczko znajdowało się daleko, a droga do niego wiodła w dużej części przez Czarny Las, który trochę ją przerażał. Teraz jednak poczuła, że coś ewidentnie ją omija. Marzyła o podróżach, a jednak bała się zwiedzić najbliższą miejscowość. Musiała przyznać sama przed sobą, że było to żałosne.

– Oj, nie rób takiej miny – zaprotestowała Ria. – Po prostu wybierz się tam ze mną.

– Ale…

– Ale co? Co się może takiego zdarzyć? Ciotka cię ukarze?

– Nie wiem. Pewnie tak.

Przyjaciółka prychnęła.

– Nie musi o tym wiedzieć. – Ria konspiracyjnie zniżyła głos. – Powiesz jej, że idziesz do mnie, że cię zaprosiłam. – Mówiąc to, mrugnęła do niej porozumiewawczo. – Okazja zobaczenia książęcej rodziny może się więcej nie powtórzyć. Pozwolisz, żeby cię to ominęło?

– Nie! – odparła Taida, podejmując decyzję.

Rozmawiając z przyjaciółką, Taida straciła poczucie czasu. Do rzeczywistości przywołał ją dopiero wściekły głos Radwy.

– Gdzie ty się podziewasz?! – krzyczała ciotka, wychylając się przez okno. – Powinnaś być w kuchni!

– Już idę! – odkrzyknęła Taida.

Pożegnała się pospiesznie z Rią i czym prędzej weszła do domu.

– Znowu ta dziewucha…

Już od progu do uszu Taidy dobiegły utyskiwania Radwy.

– No, jesteś wreszcie. – Ciotka stała na środku kuchni, kołysząc się na obolałych, spuchniętych w stawach nogach, i podpierała się dębową laską. – Myślałam, że zaczęłaś już przygotowywać obiad, a ty jak zwykle nic sobie nie robisz z obowiązków… – ciągnęła. – Wolisz marnować czas z tą dziwaczką. Ehhh… Ale lepsza już ta twoja szurnięta dziewczyna niż jakiś chłopak – stwierdziła, z wyraźną pogardą akcentując ostatni wyraz.

Z nieznanych Taidzie przyczyn Radwa nienawidziła płci męskiej. Nie omieszkała też nieustannie jej przed nią ostrzegać. „Nie odzywaj się do nich, udawaj, że ich nie zauważasz. Noś zawsze skromne stroje…” – zwykła powtarzać. Taida dorastała więc w atmosferze przesyconej silną niechęcią do mężczyzn. Mimo to wywody Radwy na ten temat, jak zresztą wszystkie jej opinie, traktowała z dużą rezerwą. Przecież z usług ciotki korzystało wielu mężczyzn i żaden z nich nie wyglądał na potwora ani szumowinę. Poza tym miała kiedyś ojca i brata – Arktusa. Sentyment dla nich pozostał w jej sercu, chociaż wspomnienia wspólnie spędzonych chwil zamazały się w jej pamięci.

W dniu, kiedy rodzice się rozstali, Taida miała nie więcej niż pięć lat, a silne emocje zatarły szczegóły bolesnych wydarzeń. W umyśle zostały jej jedynie wyrwane z kontekstu pojedyncze obrazy. Pamiętała, że padało, a mama kilka razy wymiotowała. Taida czuła się bezradna i oszukana. Oto burzyło się coś, co stanowiło dla niej fundament życia. Nie wiedziała, co się właściwie stało. Nie miała pojęcia, dlaczego tata odchodzi, zabierając ze sobą brata. Niemal za każdym razem, kiedy poruszała ten temat w obecności matki, ta po prostu ją zbywała.

Kiedyś zapytała Radwę, dlaczego ojciec od nich odszedł. Ciotka spojrzała na nią z dziwną miną, wysoko unosząc brwi, i Taida natychmiast pożałowała podjęcia rozmowy. Ku jej zdziwieniu Radwa zaczęła jednak mówić:

– Nie pasowali do siebie, dziecko. Alysa to prosta, zwyczajna kobieta, a twój ojciec… – zawiesiła głos i się zamyśliła. – Twój ojciec nie nadawał się do małżeństwa. Gonił po świecie, jakby wciąż czegoś szukał… – Westchnęła.

Taida przypatrywała się ciotce w osłupieniu. Radwa nigdy wcześniej nie mówiła o jej ojcu w tak ludzki sposób. Niemal dało się odnieść wrażenie, że ciotka go rozumie, może nawet na swój sposób lubi.

– Spotkałam się z twoimi rodzicami na dworze księżnej din Bardo, po śmierci twej babki. Już wtedy widziałam, że to małżeństwo… Ach… Emryl prosił się o kłopoty. W końcu popadł w niełaskę u księżnej i musiał opuścić dwór. Sądzę, że nie przejął się tym zbytnio. Od dawna marzył o poświęceniu się badaniom alchemicznym. Wierzył, że uda mu się dokonać wielkich rzeczy, zwłaszcza z pomocą syna. Uznał jednak, że lepiej będzie, jeśli ty i matka zostaniecie na dworze din Bardo. Nie rozumiał, że złamał w ten sposób serce Alysie. Księżna również nie patrzyła na nią przyjaznym okiem, bo nigdy za sobą nie przepadały. Twoja matka postanowiła więc przeprowadzić się do mnie. Ot i cała historia.

– Niemożliwe – wyszeptała Taida, czując, jak pod powiekami wzbierają jej łzy. – Wiem, że mama nadal kocha ojca i tęskni za nim i za Arktusem! Powiedziała mi kiedyś, że tata musiał odejść, że to nie zależało od niego!

– Czyżby? – Ciotka wydawała się poirytowana. – Skoro matka wcisnęła ci te swoje kłamstewka i chcesz w nie wierzyć, to więcej mnie o to nie pytaj.

Wcześniejsza rozmowa z Gregorianą wprawiła Taidę w dziwny nastrój. Niespodziewanie dotarło do niej, że zarówno ciotka, jak i matka wychowują ją w niezdrowej izolacji. Radwa oczekiwała, że nie oddali się zanadto od domu, mama natomiast odcinała ją od informacji. Musiała przyznać rację Rii – nie była już dzieckiem, od którego oczekuje się ślepego posłuszeństwa i trzyma w niewiedzy.

– Wszystko w porządku, Taidi? – zapytała Alysa, siadając na ogrodowej ławce nieopodal córki. – Wyglądasz na przygnębioną.

Taida wzruszyła nieznacznie ramionami i odłożyła przeglądaną książkę.

– Dlaczego właściwie nie chodzimy do Brozy?

Matka wciągnęła głośno powietrze i spojrzała na córkę, marszcząc czoło. Czyżby Taida trafiła w czuły punkt?

– Dlaczego o to pytasz?

Taida poczuła przypływ irytacji.

– Odpowiedz, mamo.

Alysa westchnęła.

– Ciotka uważa, że w miasteczku jest niebezpiecznie. To nie jest odpowiednie miejsce dla samotnych kobiet.

– Gregoriana często tam chodzi i nigdy nie spotkało jej nic złego.

– Wiesz, co sądzimy o twojej przyjaciółce. Jest bardzo lekkomyślna.

Taida milczała. Trudno było polemizować z tym stwierdzeniem.

– Podróżowałaś kiedyś? – zapytała w końcu mamę.

Alysa odwróciła głowę i spojrzała na córkę z uwagą. Pozornie w jej twarzy nic się nie zmieniło, a jednak Taida poczuła niepokój. Może wywołał go dziwny blask w oczach matki, a może nieznacznie uniesione brwi? Nie była pewna.

– Niewiele – odparła w końcu z wahaniem. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale dawniej ciotka wysyłała mnie po ingrediencje do czarów. Nie były to jednak dalekie podróże.

Taida skinęła głową – pamiętała te okropne chwile, kiedy matka znikała na kilka, czasem kilkanaście dni, pozostawiając ją samą z Radwą i ogromną tęsknotą w sercu.

– Mieszkałaś kiedyś w innym miejscu… – drążyła dalej.

– Tak… To było dawno temu, kiedy byłaś bardzo mała. Nie pamiętam już tamtego życia – Odwróciła pospiesznie głowę, jakby chciała ukryć targające nią emocje. – Pójdę zrobić kolację, na co masz ochotę?

– Mamo… Chciałabym pójść z Gregorianą do Brozy. Tyle już razy mnie zapraszała. Jeśli wybierzemy się razem, nic złego się nie stanie!

– Taidi… Porozmawiamy o tym, kiedy będziesz starsza.

Dziewczyna parsknęła.

– Ty też tam nie chodzisz! – podniosła głos. – Jak bardzo mam być stara, żeby pójść do miasteczka?!

– Och, kochanie… – westchnęła Alysa. – Uwierz mi, że nie ma tam absolutnie nic ciekawego.

– Nie obchodzi mnie, co o tym myślisz! – krzyknęła Taida. – Chciałabym się sama przekonać! – Poderwała się z ławki i wściekła ruszyła w stronę domu. Wbiegła do sieni i popędziła prosto do swojego pokoju. Miała dosyć tego, że wszyscy traktują ją jak dziecko!

Zdenerwowana przemierzała izbę tam i z powrotem, z satysfakcją planując potajemny wypad z Rią. Musiała przyznać rację przyjaciółce – matka ani ciotka nie musiały o niczym wiedzieć.

W końcu zmęczona opadła na łóżko. Marzyła o tym, aby sięgnąć po książkę i choć na chwilę oderwać myśli od przykrej rzeczywistości. Uświadomiła sobie jednak, że zostawiła wolumin w ogrodzie. Z jękiem wstała i powlokła się z powrotem, mając nadzieję, że matka już sobie poszła.

Gdy znalazła się na dworze, do jej uszu dotarły podniesione głosy. Nie chcąc zdradzić swojej obecności, ruszyła ostrożnie w ich stronę i skryła się za krzewami porzeczek. Zrobiła jeszcze kilka kroków i w końcu przystanęła za pniem okazałej gruszy. Nadstawiła uszu.

– Nie powinnaś mi się dziwić! – warknęła matka. – Rujnujesz nam obu życie i jeszcze śmiesz mnie teraz prowokować!

Oszołomiona Taida mimowolnie wychyliła głowę zza drzewa, w porę, by zobaczyć, jak Radwa czerwieni się z oburzenia. Kiedy się odezwała, jej głos był jednak spokojny.

– W dniu, kiedy przyjęłam cię wraz z Taidą pod swój dach, obiecałaś mi posłuszeństwo w zamian za schronienie. Zgodziłaś się na moje warunki, czyżbyś o tym zapomniała? Dokąd byś poszła, gdybym ci nie pomogła? Do kogo byś się zwróciła? Dobrze wiesz, że nie miałaś nikogo innego.

– Gdybym wiedziała, że ta chata zamieni się w nasze więzienie, nigdy bym tutaj nie przyszła! Poradziłybyśmy sobie bez ciebie! Nie na to się umawiałyśmy! Chcę zerwać nasz układ!

– Już o tym rozmawiałyśmy… Przykro mi, ale słowo się rzekło, zaś nasza umowa została przypieczętowana – odparła cierpko Radwa.

– Dlaczego więc musisz to tak komplikować? Dlaczego podsuwasz Taidzie te wszystkie książki? Gdyby ich nie czytała, zapewne nie rozbudziłaby w sobie ciekawości świata!

– Nie mogę pozwolić, by Taida była ignorantką! – zaperzyła się Radwa.

Długo mierzyły się wzrokiem, po czym ciotka, stękając, podniosła się z ławki.

Taida z bijącym mocno sercem bezszelestnie wycofała się spod drzewa i schylona pomknęła do domu.

Dwa dni później Taida wyszła z domu wczesnym rankiem i skierowała się w stronę młyna. Poprzedniego dnia zachowywała się jak gdyby nigdy nic, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Zarówno matka, jak i ciotka unikały siebie nawzajem, wciąż rozdrażnione po ostatniej kłótni. Taida obawiała się, że ich złość może się odbić na niej, jednak szczęśliwie zostawiły ją w spokoju. Nie zgłaszały także sprzeciwu na wieść o tym, że dziewczyna pragnie spędzić dzień z przyjaciółką.

Idąc na spotkanie z Rią, Taida zastanawiała się, co właściwie miała na myśli matka, mówiąc o więzieniu. To, że jej nie było wolno wielu rzeczy, zdawało się oczywiste, ale czy te same zakazy dotyczyły także Alysy? Aż trudno sobie wyobrazić, by dorosła kobieta była całkowicie posłuszna rozporządzeniom jakiejś starej baby, tylko dlatego, że ta dała im dach nad głową. Musiałoby to niewątpliwie świadczyć o słabości charakteru matki…

Nie była to przyjemna myśl, więc Taida postanowiła skupić się na czekającej ją przygodzie. Rosnąca od dwóch dni ekscytacja osiągnęła tego dnia apogeum. Dziewczyna z przyjemnością wyobrażała sobie swoją wizytę w miasteczku i zastanawiała się, jak naprawdę ono wygląda. Wcześniej była przekonana, że Broza składa się z wielu domostw podobnych do ich chaty, lecz Ria wyprowadziła ją z błędu, opowiadając o jedno- i dwupiętrowych budynkach z kamienia, o brukowanych ulicach, rynku i targu. Na samą myśl o tym, że dziś wreszcie ujrzy te wszystkie wspaniałości na własne oczy, Taidzie mocniej biło serce.

I jeszcze królewski orszak! Och, jak marzyła o tym, by zobaczyć możnowładców rządzących ich krajem. Wiedziała, że na tronie Suun zasiada król Verdes, a u jego boku królowa Lizaba. Ich córką jest słynąca ze swej urody księżniczka Sirrina, która, jeśli wierzyć zapewnieniom Rii, będzie tego dnia przejeżdżać przez Brozę w drodze do stolicy sąsiedniego kraju – Veny, gdzie ma się spotkać z narzeczonym – księciem Etarrasem.

Taida wolała nie myśleć o przyczynie książęcych zaręczyn, która wzbudzała w niej pewne obawy. Od jakiegoś czasu przychodzący do Radwy pacjenci wspominali o niepokojach w kraju. Powtarzano pogłoski o tym, jakoby leżąca u wschodnich wybrzeży Suun wielka wyspa Naar zaczęła się zapadać w morze. Choć proces ten został zapoczątkowany kilka lat wcześniej, wciąż postępował, grożąc leżącym w najbliższym sąsiedztwie krajom napływem Naarejczyków. Gdyby byli to jedynie niewinni, poszkodowani przez los uchodźcy – mieszkańcy Suun i Veny zapewne udzieliliby im gościny zdjęci współczuciem. Pogłoski wspominały jednak o wielkiej armii budowanej przez króla wyspy. Wyglądało na to, że w obliczu kurczącego się terytorium Naar postanowiło sięgnąć po cudzą ziemię. W tych okolicznościach Suun i Vena nie mogły siedzieć bezczynnie. Królewskie rody obu krajów postanowiły więc zaaranżować małżeństwo swoich dziedziców, by zawrzeć dzięki temu unię.

Z ponurych rozmyślań wyrwał Taidę majaczący między drzewami zarys zabudowań młyna. Już po chwili ujrzała Rię, która w podskokach wybiegła jej na spotkanie.

Ruszyły przez Czarny Las i może dlatego że był piękny, słoneczny dzień lub też z powodu rosnącej w Taidzie determinacji – po raz pierwszy nie wzbudził on w niej lęku wszczepianego niestrudzenie przez rodzinę. Ria maszerowała raźno, nucąc i uśmiechając się do niej raz po raz. Od czasu do czasu wymieniały między sobą kilka zdań. Taida była podekscytowana i zadowolona z siebie. Do czasu.

Rosnący na wzgórzu Czarny Las wychodził na obsiane rzepakiem pola, które przecinała zakurzona, spieczona słońcem droga biegnąca do położonego w dole miasteczka. Wychodząc spośród drzew, Taida przystanęła urzeczona rozpostartym przed nią widokiem. Patrzyła na żółte kwiaty cudownie kontrastujące z błękitem nieba i na czerwone dachy w oddali i po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się szczęśliwa. A potem czar prysł.

Chciała zrobić krok do przodu, jednak nie potrafiła! Ria początkowo nie zwracała na nią uwagi. Taida patrzyła, jak przyjaciółka idzie w kierunku miasteczka, i walcząc z ogarniającą ją paniką i rozpaczą, próbowała ruszyć za nią. Na próżno.

Po chwili Ria zorientowała się, że jej towarzyszka została w tyle i odwróciła się.

– Co jest?! – zawołała, osłaniając oczy przed słońcem.

Taida pokręciła jedynie głową, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Widziała, że Ria się waha, a następnie zawraca i idzie w jej stronę.

– No, co się stało, do jasnej cholery?! Strach cię obleciał czy jak?

– Nie wiem – odparła Taida łamiącym się głosem.

Ria zmrużyła oczy, jak zawsze, kiedy usilnie nad czymś myślała. Taida patrzyła na jasne cętki tworzące siatkę na jej twarzy w miejscach, w których słomkowy kapelusz przepuszczał promienie słońca. Czuła się oszołomiona.

– Dlaczego nie chcesz iść dalej? – zapytała Ria podejrzliwie. – Boisz się przeciwstawić ciotce? Nie chcesz, aby się dowiedziała?

– Nie o to chodzi!

– A o co? Jakoś dziwnie wyglądasz…

– Nie mogę się ruszyć!

Oczy Rii rozszerzyły się ze zdumienia.

– Jak to?! Nabierasz mnie, Taida! – W jej głosie słychać było nutę zniecierpliwienia i pretensji. – No chodź. Okropny dziś upał. Mam ochotę się czegoś napić, a do miasteczka jeszcze kawałek.

– Kiedy nie mogę! Nie potrafię zrobić ani kroku do przodu!

Ria wywróciła oczami i niespodziewanie chwyciła Taidę za ręce. Ciągnęła z całych sił, wyginając się w łuk, ale przyjaciółka ani drgnęła.

– Co się dzieje, u licha?!

– Nie wiem – odparła Taida drżącym głosem.

– A może… Spróbuj się cofnąć.

Taida, nie zwlekając, odwróciła się, po czym przeszła kilka kroków z powrotem w kierunku lasu.

– Niewiarygodne – mruknęła Ria. – Niesamowite! – W zamyśleniu ruszyła w stronę przyjaciółki, wyciągając przed siebie ręce niczym ślepiec, chcąc najwyraźniej wyczuć niewidzialną barierę zagradzającą jej przejście. – Dziwne… Nic tu nie ma. Może spróbuj jeszcze raz?

Taida kiwnęła głową z determinacją i z bijącym mocno sercem puściła się przed siebie, w kierunku miasteczka. Już miała nadzieję, że tym razem się udało, kiedy z impetem na coś wpadła. Nie poczuła przy tym żadnego bólu, pojawiło się po prostu mocne wrażenie jakiejś przeszkody, która wręcz odrzucała ją od siebie. Osunęła się na kolana, a potem bezceremonialnie usiadła na ziemi i rozpłakała się jak dziecko. Zrozumiała już, co się stało i kto jest za to odpowiedzialny.

Choć Ria proponowała Taidzie, by została pod lasem i przynajmniej z oddali obejrzała przejazd królewskiego orszaku, wściekła dziewczyna postanowiła natychmiast wrócić do domu.

Przed chatą spotkała pracującą w ogrodzie matkę.

– Taidi, co się dzieje? – zapytała z niepokojem Alysa, kiedy zobaczyła chmurne oblicze córki.

– Nie udawaj, że o niczym nie masz pojęcia – warknęła Taida. – Odkryłam, co ta wiedźma mi zrobiła. Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mogę się ruszyć dalej niż na skraj Czarnego Lasu?

Twarz matki stężała, a z jej ust wyrwał się stłumiony dźwięk – ni to okrzyk, ni westchnienie.

– A więc już wiesz – szepnęła w końcu.

Taida spojrzała jej w oczy i wyczytała w nich smutek i rezygnację.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– A co by to dało? Nie chciałam, abyś dorastała ze świadomością, że…

– Jestem więźniem – dokończyła za nią córka. – To jakieś zaklęcie? Jeśli tak, to musi istnieć sposób, by je zdjąć!

– Ciii… Może nas usłyszeć. – Mówiąc to, chwyciła córkę za ramiona. – Nie ma sposobu – wychrypiała. – Myślisz, że nie próbowałam zdjąć tego zaklęcia, kiedy Radwa wypuszczała mnie dawniej po ingrediencje do eliksirów? To nie takie proste! W końcu Radwa się o tym dowiedziała i groziła mi. Powiedziała, że jeśli dalej będę majstrować przy jej czarach, następnym razem nie wpuści mnie do środka! Zrozum, jestem bezsilna.

– To szantaż! Jak możesz sobie na to pozwalać?! Mamo, jesteśmy dwie, a za przeciwniczkę mamy zgrzybiałą starą babę! Jest zdana na naszą łaskę! Równie dobrze mogłybyśmy ją zabić!

Alysa zakryła usta dłonią i wpatrywała się w córkę szeroko otwartymi oczami.

– Jak możesz tak mówić?! – zawołała.

Taida prychnęła. Rzeczywiście była w tym momencie tak wściekła, że nie zważała na słowa.

– Jak w ogóle do tego doszło, że stałyśmy się niewolnicami ciotki? Czy nie widzisz, co ona wyprawia? Dyryguje nami, jakbyśmy były jej własnością, jej służącymi! Przynieś, podaj, pozamiataj…!

– Sama widzisz, jak bardzo Radwa jest schorowana. Potrzebuje naszej pomocy.

Taida wpatrywała się w matkę w osłupieniu.

– To jakiś nonsens! – zawołała, kiedy udało jej się przetrawić usłyszane słowa. – Czy ty się w ogóle słyszysz? I co teraz? Będziemy tutaj uwięzione, dopóki Radwa nie wyzionie ducha?! Co z moim życiem, mamo?!

Po twarzy Alysy przemknął skurcz. Już po chwili zanosiła się szlochem. Taida miała ochotę ją objąć, jednak powstrzymała ją gotująca się w niej złość. W gardle czuła gorycz. Nie pojmowała, jak matka mogła je wplątać w tę sytuację, i miała do niej żal, że tak po prostu się poddała. Być może już taka była.... Słaba, pozbawiona charakteru.

Pewnie o ojca też nie miała siły walczyć. Łatwiej było pozwolić mu odejść i zabrać ze sobą Arktusa – myślała Taida ze ściśniętym sercem.

Bez słowa opuściła matkę i ruszyła do domu. Zastała ciotkę w jej pracowni – siedziała pochylona nad stołem, na którym rozłożone były zioła i minerały. Słysząc kroki Taidy, Radwa obejrzała się przez ramię. Na widok ściągniętej wściekłością twarzy krewniaczki zmarszczyła czoło.

– Dlaczego nas więzisz?! – zawołała Taida, wbiegając do pokoju.

Ciotka przewróciła oczami i westchnęła.

– Tak jest najlepiej dla wszystkich – powiedziała w końcu.

– Nie wciskaj mi tutaj bajeczek o tym, jak to niby starasz się nas chronić. Co z tego masz?

Zwykle nie zwracała się do Radwy tak bezpośrednio, teraz jednak wściekłość kazała jej zapomnieć o jakimkolwiek szacunku.

Spoglądały na siebie, aż ciotka się odezwała:

– Widzisz, jak bardzo jestem schorowana… Nie poradziłabym sobie sama. Twoja matka obiecała mi pomoc w zamian za możliwość wspólnego zamieszkania. Było mi to na rękę, więc się zgodziłam. Postanowiłam jednak magicznie przypieczętować naszą umowę, żeby zabezpieczyć się przed ewentualną zdradą z jej strony.

Taida wpatrywała się w ciotkę w osłupieniu. Nie mieściło jej się w głowie, że można być tak podłym.

– Nie denerwuj się tak – rzuciła Radwa. – Sama widzisz, ile jest roboty w takiej chałupie.

– Przecież mogłaś nająć kogoś do pomocy! Pracowałby u ciebie dobrowolnie, dostawał wynagrodzenie…! Stać cię na to!

Radwa wzruszyła ramionami z wystudiowaną obojętnością.

– To sprawa między mną a twoją matką.

– Ale co ze mną?! Nie mam nic do powiedzenia?!

– Odejdziesz, kiedy będziesz starsza.

– To znaczy kiedy?

– Zobaczymy – odparła ciotka wymijająco, odwracając wzrok.

– A matka? Jej też pozwolisz odejść?

Taida stała chwilę, czekając na odpowiedź, ale ciotka najwyraźniej postanowiła ją zignorować. Zajęła się na powrót rozłożonymi na blacie ziołami. Rozzłoszczona i jednocześnie załamana Taida wybiegła w końcu z gabinetu; nie miała ochoty dłużej patrzeć na Radwę.

Kiedy jej kroki ucichły w sieni, czarownica wymamrotała pod nosem:

– Po moim trupie.

Po odkryciu tej strasznej prawdy Taida prowadziła szereg eksperymentów, żeby stwierdzić, jak daleko sięga jej niezależność. Wkrótce odkryła, że wokół ich domu rozciąga się mniej więcej owalna strefa o promieniu kilku kilometrów, w obrębie której mogła się swobodnie przemieszczać. Na północy ograniczało ją koryto rzeki Rok, na wschodzie linia wyznaczona przez skarpę, a na zachodzie kraniec Czarnego Lasu, natomiast na południu granica biegła po prostu środkiem Lisiej Puszczy. Nie było sposobu na przekroczenie niewidzialnej bariery. To doprowadzało Taidę do pasji.

Pewnego dnia Taida wiedziona rządzą zemsty na Radwie udała się do Rii i poprosiła o zapoznanie z jakimś chłopakiem. Ria była od niej o rok starsza i choć liczyła sobie zaledwie szesnaście wiosen, miała już za sobą kilka przygód miłosnych. Taida bardzo lubiła słuchać opowieści przyjaciółki i zazdrościła jej doświadczenia, choć w gruncie rzeczy nie było ono aż tak wielkie.

– Masz jakieś szczególne preferencje? – zapytała Ria. Była wyraźnie rozbawiona przedstawioną prośbą.

– Wszystko mi jedno – odparła Taida nieco zmieszana.

Przyjaciółka wybuchnęła gromkim śmiechem.

– Mmm, to mi pachnie desperacją.

– Nie chodzi o mnie – żachnęła się Taida. – Chodzi o Radwę.

– Czy dobrze rozumiem? Ciotka zabrania ci spotkań z chłopakami, więc chcesz jej zrobić na złość?

– Coś w tym stylu.

Ria znów zaśmiała się głośno, po czym poklepała Taidę po ramieniu.

– Każdy powód jest dobry! – zawołała, a Taida nagle pożałowała, że przyszła do niej z tą prośbą.

Chłopak czekał na nią już następnego dnia. Miał na imię Ruel, był synem łagiewnika i równolatkiem Rii. Spotkali się w pobliżu jej domu. Dziewczyna ich sobie przedstawiła, a potem ulotniła się, twierdząc, że powinni zostać sami.

W tamtej chwili Taida nie pragnęła jednak niczego tak bardzo jak jej towarzystwa. Obecność nieznajomego chłopaka wzbudzała w niej silne napięcie. Kiedy się do niego odezwała, słowa, które popłynęły z jej ust, zabrzmiały dziwnie obco. Po chwili jednak, gdy dotarło do niej, że przynajmniej może z nim rozmawiać, poczuła się pewniej.

Spędzili razem jakiś czas, prowadząc niezobowiązującą pogawędkę, aż słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i nadeszła pora pożegnania. Taida obawiała się nieco tego rozstania, nie mając pojęcia, jaką może przybrać formę. Jej niepokój okazał się jednak nieuzasadniony, bo kiedy Ruel odprowadził ją pod dom Rii, rzucił na odchodnym zwyczajne „do zobaczenia”, a po chwili zniknął w lesie.

Od tamtego dnia widywali się dość regularnie. Taida czuła w związku z tym zarówno radość, jak i podenerwowanie. Obawiała się, że ciotka zauważy tę ekscytację, a co gorsza odkryje jej powód i zacznie stwarzać jeszcze większe problemy. Tymczasem Radwa milczała. Taida dostrzegła natomiast ukradkowe, zatroskane spojrzenia matki. Kilkakrotnie widziała też, jak mama płacze. Nie wróciły jednak do tematu zniewolenia. Alysa najwyraźniej się poddała, a Taida nie mogła jej tego wybaczyć.

Wielkimi krokami nadchodziła jesień i drzewa zaczęły przybierać złociste barwy.

Taida i Ruel szli leśną ścieżką i rozmawiali. Od rana dziewczyna była w cudownym nastroju, bo cieszyła się kolejnym spotkaniem. W pewnym momencie wiatr zadął silniej i strącił z gałęzi liście, które poszybowały w powietrzu, tworząc deszcz kolorów. Wyglądało to tak pięknie, że z ust Taidy bezwiednie wyrwał się okrzyk zachwytu. Tymczasem Ruel postanowił wykorzystać urok chwili.

Umysł dziewczyny przez długi czas zaprzątała obawa, że nie będzie umiała rozpoznać, kiedy on zechce ją pocałować. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie przejmowała się akurat tym. Tonąc w powodzi złota i czerwieni i śmiejąc się do Ruela, poczuła, jakby czas nagle zwolnił. Dojrzała coś na kształt uroczystej powagi na jego twarzy, za którą błąkał się cień zmieszania. Chłopak pochylił się i zbliżył usta do jej warg.

– Nie! – usłyszała nagle swój głos, a jej twarz zapłonęła z zażenowania.

Ruel natychmiast się odsunął i spojrzał na nią skonsternowany. Taida była nie mniej zmieszana od niego, bo przecież wcale nie chciała tego powiedzieć! Zrobiło jej się słabo, tymczasem on mierzył ją badawczym wzrokiem, czekając naturalnie na wyjaśnienia.

Proszę – pomyślała – żeby to nie było znowu to, żeby to nie okazało się sprawką ciotki!

– Przepraszam – wybąkała. – Ja nie… to znaczy…

– Spokojnie – przerwał jej Ruel. Ujął jej dłonie i przyjacielsko nimi potrząsnął.

Taida nadal była zdenerwowana i plotła trzy po trzy, więc zaczął się śmiać i uściskał ją mocno. Poczuła, że naprawdę go lubi.

– W porządku – powiedział. – Nic na siłę. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jak będziesz chciała, to następnym razem…

Taida zaczęła nerwowo potakiwać. Ze wstydu paliły ją policzki. Jednocześnie gorączkowo zastanawiała się, dlaczego wyrwało jej się to „nie”. Nie mogła przecież powiedzieć tego rozmyślnie!

Po chwili nieco się uspokoiła i pożegnali się w przyjaznej atmosferze. Wracając do domu, Taida była pełna determinacji. Przysięgała sobie solennie, że następnym razem to ona zapanuje nad sytuacją, a nie odwrotnie. Wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze.

Kolejny raz spotkali się po kilku dniach. Taida starała się codziennie wzmacniać swoją pewność siebie, dlatego, choć czuła podenerwowanie, była nastawiona optymistycznie.

Tym razem zabrała Ruela do Ruin. Z jednej strony stanowiło to olbrzymi dowód poufałości w stosunku do niego, a z drugiej miało jej pomóc w realizacji postanowień. Ruiny miały dla niej szczególne znaczenie – dzięki osobliwej, kameralnej atmosferze czuła się tu wyjątkowo dobrze. Przed wiekami wznosił się tutaj zamek, jednak został zniszczony i z biegiem lat pochłonął go otaczający las. Ludzie zapomnieli o tym miejscu, nie mieli tu zresztą czego szukać. Taida przejęła je dla siebie, stanowiło jej azyl, królestwo. Gdy spędzała tu długie godziny, pogrążona w ciszy i odosobnieniu, często udawało jej się nawet szczęśliwie zapomnieć o swoim zniewoleniu.

Jednakże teraz, kiedy siedzieli na parapecie w oknie Wielkiej Sali, Taidę powoli zaczął ogarniać niepokój. Była spięta i zdenerwowana, choć bardzo starała się to ukryć. Wydawało jej się, że cały optymizm i pewność siebie, jakie w sobie miała, niespodziewanie się ulotniły albo były jedynie pobożnym życzeniem – pięknymi iluzjami stworzonymi po to, aby nie dopuścić do głosu czarnych scenariuszy.

W pewnym momencie odczuwane przez nią napięcie sięgnęło zenitu i postanowiła natychmiast działać. Dalsze odwlekanie nieuniknionego byłoby nie do zniesienia, a poza tym mogło tylko zaszkodzić. Z ciężkim sercem, które tłukło jej się w piersi jak oszalałe, wyciągnęła rękę i powoli położyła ją na ramieniu Ruela. Na pewno poczuł jej dotyk, a jednak chwilę jeszcze patrzył przed siebie na kołyszące się na wietrze gałęzie drzew porastających Wielką Salę. W końcu odwrócił głowę w stronę Taidy i spojrzał jej w oczy, co wywołało nieprzyjemną sensację w żołądku dziewczyny. Mimo to błyskawicznie pochyliła się do przodu. Już miała dotknąć ustami warg Ruela, kiedy poczuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Chciała go pocałować, pragnęła tego z całego serca – wbrew lękowi, jaki ją ogarniał. I w końcu przecież przełamała ten lęk, robiąc sama pierwszy krok! A jednak na próżno – zabrakło kilku centymetrów. Opór, który nie pochodził od niej samej, był zbyt silny, by mogła pokonać ten dystans.

Jednakże Ruel nie mógł tego wiedzieć. Natomiast doskonale się orientował, co Taida zamierza zrobić. Sam także nachylił się w jej stronę i chyba tylko to pozwoliło ich ustom się złączyć. Trwało to zaledwie chwilę, po czym Taida wbrew sobie musiała się wycofać.

Czuła tak wielką wściekłość na Radwę, jak chyba nigdy dotąd.

– Co się dzieje? – zapytał Ruel.

Rzecz jasna był całkowicie zdezorientowany. Taida gorączkowo rozmyślała, co odpowiedzieć. Było jej „cholernie głupio”, jak mawiała Gregoriana. Zresztą „cholernie” to w tej sytuacji nad wyraz delikatne określenie. Miała ochotę dosłownie zapaść się pod ziemię. Odwróciła się więc od Ruela i zakryła twarz dłońmi. On tymczasem niepewnie wymówił jej imię.

– Wszystko w porządku? – zapytał ponownie, kiedy nie odpowiedziała.

Przysunął się bliżej i nachylił nad nią. Wiedziała, że się przygląda, ale nie reagowała. Dłuższą chwilę panowała cisza, mącona jedynie szumem drzew. Taida czuła, że zmieszanie na powrót ulega wyparciu przez gniew na ciotkę.

– Taida – odezwał się znowu Ruel. – Nie przejmuj się. Nie mam do ciebie pretensji…

Choć wiedziała, że powiedział to w dobrej intencji i w dodatku w zaprzeczeniu, sama sugestia, że mogłaby być winna tego, co przed chwilą zaszło, doprowadziła jej nerwy do granicy wytrzymałości. Jednakże biedny Ruel nie był świadomy tego, że to Radwa maczała we wszystkim palce, Taida zaś nie miała pomysłu, jak mu to wytłumaczyć. Zresztą nie była wcale pewna, czy w ogóle chce próbować. Marzyła o tym, aby zaszyć się gdzieś samotnie i nie wychodzić, dopóki nie upora się z przeżytym upokorzeniem. Pragnienie to było tak silne, że dała mu się opanować. Zerwała się z miejsca i pobiegła ku wyjściu.

Słyszała, że Ruel rusza za nią i krzyczy, aby się zatrzymała. Początkowo nie reagowała na jego wołanie. Po chwili jednak, tknięta wyrzutami sumienia, przystanęła i pozwoliła mu się dogonić. Chwilę patrzyli na siebie, dysząc ciężko.

– O co chodzi, Taidi?

W odpowiedzi pokręciła jedynie smutno głową.

– Przepraszam cię – powiedziała w końcu. – Po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że dzieje się coś niedobrego.

– Niedobrego? – podchwycił nieco speszony. – Masz na myśli pocałunek?

– Oczywiście, że nie. Ja po prostu… Tak wyszło. A teraz… czy mógłbyś zostawić mnie samą?

– Jak chcesz... Nie wiem, co cię gnębi, ale jeśli chodzi o mnie, to nie masz się czym martwić.

Taida poczuła ogromną wdzięczność wobec Ruela, a jednocześnie żal do samej siebie za tę nieszczęsną ucieczkę. Nie udźwignęła sytuacji. A jednak – która dziewczyna na jej miejscu od razu umiałaby coś takiego zaakceptować?

– Dziękuję – wymamrotała. – No to do zobaczenia.

Wiedziała, że nie mówi szczerze, i poczuła kolejne ukłucie bólu. Nie planowała żadnego „zobaczenia”. Założyła, że nigdy więcej się nie spotkają, chyba że przypadkiem.

Całą drogę do domu Taida rozmyślała o tym, że nie można spotykać się z chłopakiem i nie okazywać mu uczuć w sposób fizyczny, choćby przez zwyczajny, niewinny pocałunek. Doszła więc do wniosku, że nie powinna budować romantycznej relacji z Ruelem, skoro ma takie ograniczenia. Być może miałoby to sens, gdyby potrafiła dostrzec koniec swojej udręki z Radwą; na nic podobnego się jednak nie zanosiło.

Odkąd Taida się dowiedziała, że nie może swobodnie się przemieszczać, stała się w stosunku do Radwy opryskliwa i arogancka. Teraz, uświadomiwszy sobie, że ciotka nie tylko ją więzi, ale też skazuje na samotność, jej wrogość jeszcze się nasiliła. Czuła, że ma całkowite prawo, a wręcz obowiązek wobec siebie, aby okazywać swoje niezadowolenie. Było to jej ostatnim przywilejem. Taida podsycała więc coraz bardziej swoją złość i robiła wszystko, aby ciotka to odczuła. O dziwo, mimo że często zaniedbywała swoje obowiązki, Radwa zdawała się tego nie zauważać. Jednakże Taida podejrzewała, że ciotka po cichu się wścieka. Albo wręcz przeciwnie – widziała, że dziewczyna cierpi i czerpała z tego satysfakcję.

Żyły więc w stanie ciągłej wojny, a matka z ciężkim sercem śledziła ich potyczki. Prawdę mówiąc, jedynie patrząc na zatroskaną twarz Alysy, Taida odczuwała wyrzuty sumienia. Wiedziała jednak, że mama rozumie ten bunt, bo nigdy nie robiła jej z tego powodu wyrzutów. Milczała, jakby dawała córce ciche przyzwolenie na walkę, choć sama nie chciała podjąć własnej. A lata płynęły…
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij