Trzy - ebook
Zbiór krótkich form literackich - miniopowiadań i myśli; czasem zabawnych, czasem bardziej refleksyjnych. Nasza codzienność, nasze wady i zalety, słowem, najrozmaitsze aspekty życia, w niezwykły, niebanalny sposób zamknięte w kilku słowach.
| Kategoria: | Inne |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7564-079-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy rozum drzemie,
budzą się bajki…
Wspomnienia z piaskownicy
Chciałem
Chciałem zrozumieć świat. Nie spodobało mu się to. Wyszedłem, ale nie zastałem zaświatu. Stanąłem, nie wiedziałem co dalej. Wkrótce otoczyły mnie równania. Były spokojne, milczały. Ale zacząłem bać się – one miały głodne oczy.
Równość
Była idealnie piękna i szczęśliwa. Jakżeby nie? Zgadzała się przecież na wszystkich miejscach po przecinku, a nikt nie mógł się doliczyć, ile ich naprawdę jest.
Nie przejęła się, kiedy runęły miasta, a ludzie wyparowali. Tylko niektórym udało się zostawić swój cień. Przechadzała się dumna – przecież wszystko w niej nadal się zgadzało. Co innego, gdyby zabrakło któregoś z tych cieni… Przestałaby być sławna.
Moja siostra pantera
Nie zauważyłem, kiedy i jak znalazła się przy mnie. Zapytała, czy może zapytać.
Kiedy odbiegła, ruszyłem jej śladem. Zataczająca się początkowo trajektoria przeszła wkrótce w równy ślad rytmicznych susów – widocznie przełączyła generator wzorca. Na skraju lasu ślad urwał się, ale na żadnym z drzew nie znalazłem nawet najmniejszego zadrapania.
Zjawiała się potem wiele razy. Okrążała mnie na najprzedziw-niejsze sposoby. Szczególnie lubiła spiralę Archimedesa, zakończoną zwariowaną pogonią ogona tuż przy moich nogach. Ale ani razu nawet mnie nie musnęła.
Po pewnym czasie zrozumiałem, że jej pytania to zaproszenie. Nie wahałem się długo. Po kilkudziesięciu metrach niespokojnego truchtu przełączyłem generator. Rytm równych silnych odbić rozdzielonych lotem działał upajająco. Kiedy zobaczyłem przed sobą pierwsze drzewo, przełączyłem generator jeszcze raz i odbiłem się. Na korze nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Dama
Za młodu była prosta i wolna. Mogła swobodnie przeciągać się w każdą stronę. Jej symetryczny szeroki uśmiech wywoływał tęsknotę za słonecznym wiosennym porankiem.
Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego związała się z tym dziwacznym, niespokojnym starcem. Jest jednak prawdą, że już nigdy nie widziano ich oddzielnie.
Nie wyszło jej to na dobre. Powyginała się pod dziwacznymi ciężarami, które zjawiały się nie wiadomo skąd i po pewnym czasie znikały, pozostawiając czarne ślady. Po jej skrzywionej twarzy przebiegały szybkie skurcze. Chwiała się na wszystkie strony i pewnie rozsypałaby się, gdyby nie silne objęcie partnera. Nie mogło to jednak ciągnąć się w nieskończoność. Zaokrąglona, nabrzmiała, rozszerzyła się nagle tak szybko, że już nie był w stanie jej utrzymać.
I znowu rozciągała się swobodnie z tym swoim pięknym uśmiechem, jakby nie czując uważnego spojrzenia milczącego starca, który starał się oszacować, jakie będą szanse kolejnej próby.
Rów
Przyszli wszyscy. Znaliśmy się dobrze i robota posuwała się szybko do przodu. Za nami pozostawał głęboki rów, który miał nas w końcu uniezależnić od kaprysów pogody. Nikt już nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy podjęto próbę jego wykopania. Zawsze jednak na dnie zjawiała się brudna woda, podmywając ściany, a pustynny wiatr dokonywał reszty. Powroty nie były wesołe…
budzą się bajki…
Wspomnienia z piaskownicy
Chciałem
Chciałem zrozumieć świat. Nie spodobało mu się to. Wyszedłem, ale nie zastałem zaświatu. Stanąłem, nie wiedziałem co dalej. Wkrótce otoczyły mnie równania. Były spokojne, milczały. Ale zacząłem bać się – one miały głodne oczy.
Równość
Była idealnie piękna i szczęśliwa. Jakżeby nie? Zgadzała się przecież na wszystkich miejscach po przecinku, a nikt nie mógł się doliczyć, ile ich naprawdę jest.
Nie przejęła się, kiedy runęły miasta, a ludzie wyparowali. Tylko niektórym udało się zostawić swój cień. Przechadzała się dumna – przecież wszystko w niej nadal się zgadzało. Co innego, gdyby zabrakło któregoś z tych cieni… Przestałaby być sławna.
Moja siostra pantera
Nie zauważyłem, kiedy i jak znalazła się przy mnie. Zapytała, czy może zapytać.
Kiedy odbiegła, ruszyłem jej śladem. Zataczająca się początkowo trajektoria przeszła wkrótce w równy ślad rytmicznych susów – widocznie przełączyła generator wzorca. Na skraju lasu ślad urwał się, ale na żadnym z drzew nie znalazłem nawet najmniejszego zadrapania.
Zjawiała się potem wiele razy. Okrążała mnie na najprzedziw-niejsze sposoby. Szczególnie lubiła spiralę Archimedesa, zakończoną zwariowaną pogonią ogona tuż przy moich nogach. Ale ani razu nawet mnie nie musnęła.
Po pewnym czasie zrozumiałem, że jej pytania to zaproszenie. Nie wahałem się długo. Po kilkudziesięciu metrach niespokojnego truchtu przełączyłem generator. Rytm równych silnych odbić rozdzielonych lotem działał upajająco. Kiedy zobaczyłem przed sobą pierwsze drzewo, przełączyłem generator jeszcze raz i odbiłem się. Na korze nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Dama
Za młodu była prosta i wolna. Mogła swobodnie przeciągać się w każdą stronę. Jej symetryczny szeroki uśmiech wywoływał tęsknotę za słonecznym wiosennym porankiem.
Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego związała się z tym dziwacznym, niespokojnym starcem. Jest jednak prawdą, że już nigdy nie widziano ich oddzielnie.
Nie wyszło jej to na dobre. Powyginała się pod dziwacznymi ciężarami, które zjawiały się nie wiadomo skąd i po pewnym czasie znikały, pozostawiając czarne ślady. Po jej skrzywionej twarzy przebiegały szybkie skurcze. Chwiała się na wszystkie strony i pewnie rozsypałaby się, gdyby nie silne objęcie partnera. Nie mogło to jednak ciągnąć się w nieskończoność. Zaokrąglona, nabrzmiała, rozszerzyła się nagle tak szybko, że już nie był w stanie jej utrzymać.
I znowu rozciągała się swobodnie z tym swoim pięknym uśmiechem, jakby nie czując uważnego spojrzenia milczącego starca, który starał się oszacować, jakie będą szanse kolejnej próby.
Rów
Przyszli wszyscy. Znaliśmy się dobrze i robota posuwała się szybko do przodu. Za nami pozostawał głęboki rów, który miał nas w końcu uniezależnić od kaprysów pogody. Nikt już nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy podjęto próbę jego wykopania. Zawsze jednak na dnie zjawiała się brudna woda, podmywając ściany, a pustynny wiatr dokonywał reszty. Powroty nie były wesołe…
więcej..
W empik go