Trzydzieści tysięcy sztuk bydła - ebook
Trzydzieści tysięcy sztuk bydła - ebook
Ta poruszająca historia pionierskiej rodziny zamieszkującej dzikie tereny Arizony, prowadzi nas od momentu, gdy w głowie młodego człowieka rodzi się wizja, do której, trochę nieświadomie na początku, dołącza się towarzyszka jego życia, przez ich burzliwe i interesujące życie, aż do ich starości, która wciąż jeszcze może być szczęśliwa. W opowieści nie brak również goryczy, albowiem życie osadnika do łatwych nie należy. Wypełniają je trudy, wyzwania, walka o finansową stabilizację, dzikie zwierzęta i nikczemni ludzie, ale są również chwile radości: budzi się młodzieńcza miłość, rodzą się dzieci, widać wreszcie owoce ciężkiej pracy i piękno otaczającej przyrody. Samotność w dzikim kanionie jest przytłaczająca, ale satysfakcja z tworzenia – ogromna.
Logan Huett ma w życiu jeden cel i wszystko mu podporządkowuje. Jednak bez wspierającej go rodziny, ich poświęcenia i wysiłku, daleko by nie zaszedł. Próbują zdobyć Zachód siłą własnych rąk, morderczą pracą, ale czy to wystarczy? Natura rządzi się własnymi prawami, trzeba się z nią zmierzyć, a ona potrafi zaskoczyć, jak również cywilizacja, która prędzej czy później ich odnajdzie. Wybucha I wojna światowa, niosąc ze sobą zniszczenie i ból, które dotkną również Stany Zjednoczone.
Czy rodzinie uda się podnieść po ciosach, jakie zada im życie? Czy warto podążać za marzeniami i jak wiele należy im poświęcić? Co w życiu jest naprawdę ważne? Na te pytania Logan Huett będzie znał odpowiedzi u schyłku swego życia. Ma jeszcze czas, by dokonać właściwych wyborów.
Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja – Szlakiem Przygody” to seria, w której publikowane są tłumaczenia powieści należące do szeroko pojętej literatury przygodowej, głównie pisarzy francuskich z XIX i początków XX wieku, takich jak Louis-Henri Boussenard, Paul d’Ivoi, Gustave Aimard, Arnould Galopin, Aleksander Dumas ojciec czy Michel Zévaco, a także pisarzy angielskich z tego okresu, jak choćby Zane Grey czy Charles Seltzer lub niemieckich, jak Karol May. Celem serii jest popularyzacja nieznanej lub mało znanej w Polsce twórczości bardzo poczytnych w swoim czasie autorów, przeznaczonej głównie dla młodzieży. Seria ukazuje się od 2015 roku. Wszystkie egzemplarze są numerowane i opatrzone podpisem twórcy i redaktora serii.
| Kategoria: | Dla młodzieży |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-67876-73-5 |
| Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był jednym z najpopularniejszych i najwyżej ocenianych autorów powieści o Dzikim Zachodzie, współtwórcą gatunku literackiego zwanego dziś westernem. Jego dorobek twórczy ocenia się na około 90 książek (głównie powieści), z których ponad dwie trzecie to westerny. Pozostawił po sobie wiele książek dla młodzieży, w tym biografię młodego Jerzego Waszyngtona, publikacje poświęcone swoim wielkim pasjom: bejsbolowi – w który grywał w czasie studiów, a później przez pewien czas półzawodowo – oraz wędkarstwu, a także liczne zbiory opowiadań.
Miłośnik dzieł J.F. Coopera i D. Defoe, a także zeszytowych powieści przygodowych, studiował stomatologię, ale głównie po to, by uzyskać stypendium sportowe. Praktykę dentystyczną porzucił potem na rzecz pisarstwa, podobnie imię Pearl. Debiutował wydaną w 1903 roku powieścią historyczno-przygodową Betty Zane, otwierającą trylogię o jego przodkach z początków Stanów Zjednoczonych. Wydał ją własnymi siłami po odrzuceniu przez wydawnictwo Harper & Brothers.
Przełom w jego twórczości nastąpił dopiero w 1912 roku, gdy to samo wydawnictwo opublikowało, nie bez oporów redaktora naczelnego, Jeźdźców purpurowego stepu. Powieść okazała się bestsellerem i po dziś dzień należy do najpopularniejszych dzieł Greya. Harper wydał też wcześniejsze jego książki, w tym Ostatni człowiek z prerii, a kariera Greya nabrała niepohamowanego rozpędu. Dziś uchodzi za jednego z pierwszych amerykańskich pisarzy milionerów. Doceniono nie tylko umiejętność snucia fascynujących opowieści, ale i dbałość o realia, wiążącą się z jego częstymi podróżami w poszukiwaniu inspiracji.
Jego westerny doczekały się 46 pełnometrażowych ekranizacji i 31 krótszych. Nie był to jedyny związek Zane’a Greya z filmem. W roku 1919 powołał własną wytwórnię filmową. Sprzedana jakiś czas potem, stała się częścią podwalin wielkiego Paramountu.
W Polsce w latach międzywojennych i tuż po wojnie ukazało się w sumie kilkanaście przekładów powieści Zane’a Greya, głównie nakładem wydawnictwa M. Arct. W 1951 roku jego książki zostały objęte zapisem cenzury, nakazującym także niezwłoczne wycofanie ich z bibliotek. Powracać tam i do księgarń zaczęły dopiero w 1989 roku, w postaci publikacji opartych na wydaniach przedwojennych. Dotyczyło to jednak tylko kilku tytułów, i to niekoniecznie tych najciekawszych lub najlepszych.Rozdział I
Generał Crook1 i jego pułk Zachodniej Dywizji Armii Stanów Zjednoczonych przecinali drogę przez las na skraju Mogollon Mesa2 nad Tonto Basin3. Mieli ze sobą wielu jeńców, Indian Apaczów4, wojowników, squaws5, i dzieci, których prowadzili, aby umieścić pod strażą w rezerwacie.
O zachodzie słońca rozbili obóz u czoła jednego z kanionów oddalonych od krawędzi. Był to owalny park, nieco poniżej obręczy, porośnięty srebrzystą trawą i nawadniany przez krystaliczny strumień wijący się pod olbrzymimi sosnami. Głośne pojawienie się żołnierzy, ich koni i jucznych mułów wystraszyło stado jeleni, które pokłusowały w dół kanionu, gdzie zatrzymały się i obejrzały za siebie, strzygąc długimi uszami.
Kampania Crooka dobiegała końca, a żołnierze cieszyli się z tego. Żartowali z ponurymi, ciemnookimi Apaczami, którzy siedzieli skuleni w grupie pod strażą. Pakunki i siodła upadły na trawę, brzęk siekier odbijał się echem po lesie, niebieski dym unosił się ku skąpanym w słońcu sosnom.
Generał, który nigdy nie był służbistą, siedział ze swym kapitanem i sierżantem, odpoczywając po ciężkim dniu, i czekając na kolację.
– Ciekawe, jak stary Geronimo6 to przyjmie – zamyślił się Crook.
– Ten czerwonoskóry nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – odparł wymownie Willis. – Prędzej czy później ucieknie, a wtedy rozpęta się piekło.
– Cieszę się, że nie musieliśmy zabijać żadnego z tych Apaczów.
– Mieliśmy szczęście, generale. Założę się, że McKinney wystrzela cały proch, zanim uda mu się powstrzymać Matazela i jego wojowników. Nikczemnych młodzików.
– Zna pan Matazela, sierżancie? – spytał Crook.
– Widziałem go. Postawny byczek. Jedyny Indianin z szarymi oczami, jakiego kiedykolwiek widziałem. Mówią, że to jeden z synów Geronima.
– McKinney nie pozwoli tej bandzie na żadne nieczyste zagrania – dodał Willis. – Tym razem ich dopadł. Huett zna ten kraj. Wytropi ich w jakiejś leśnej norze.
– Dobry zwiadowca, ten Logan Huett, jak na tak młodego człowieka. Był nieoceniony w tej kampanii. Powinienem polecić go mojemu następcy.
– Huett kończy służbę zwiadowczą w wojsku po tej kampanii. Będzie go brakować, jeśli stary Geronimo nawieje i ruszy na wojenną ścieżkę. Mieszkaniec gór i lasów. Najlepsze strzały ze strzelby, jakie kiedykolwiek widziałem.
– Co zamierza zrobić Huett?
– Powiedział mi, że chce na jakiś czas pojechać do domu, do Missouri7. Ma tam chyba dziewczynę. Ale ma fioła na punkcie Zachodu i wkrótce będzie tu z powrotem.
– Na pewno – dodał drugi oficer. – Logan Huett jest urodzonym pionierem. Zachód potrzebuje takich ludzi bardziej niż wojska… Halo, słyszę krzyki z góry.
– Założę się, że to McKinney – powiedział Willis, wstając.
– Faktycznie. Widzę konie i niebieskie mundury między drzewami – dodał sierżant.
Po chwili na polanę wjechał oddział żołnierzy. Mieli ze sobą trzech Indian na koniach i jednego pieszego, wysokiego, smukłego wojownika, wyprostowanego jak strzała, o dumnej postawie. Tych jeńców zapędzono z innymi. Sierżant McKinney zameldował generałowi Crookowi, że schwytał Matazela i trzech jego towarzyszy. Reszta uciekła na piechotę.
– Była jakaś strzelanina?
– Tak jest. Nie mogliśmy ich zaskoczyć, a oni odpowiedzieli walką. Mamy dwóch naszych rannych, ale niegroźnie.
– Mam nadzieję, że nie zabiłeś żadnego Indianina.
– Nie, o ile mi wiadomo.
– Przyślij do mnie Huetta.
Podszedł zwiadowca. Był młodym mężczyzną w wieku około dwudziestu trzech lat, o śniadej twarzy. W rzeczywistości był trochę podobny do Matazela, a tak krzepki, silny i potężnie zbudowany, że nie wyglądał na wysokiego.
– Jaki jest twój raport, Huett?
– Generale, upewniliśmy się, że schwytamy Matazela żywego – odpowiedział zwiadowca – inaczej żaden z nich by nie uciekł… Domyśliłem się, dokąd zmierza banda Matazela. Zaszliśmy ich od tyłu, zagnaliśmy do wąwozu i tam osaczyliśmy. Mieli mało amunicji, w przeciwnym razie mielibyśmy inną historię do opowiedzenia.
– Nie unikaj sedna sprawy, tak jak to zrobił McKinney. Czy jacyś Indianie zostali zabici?
– Nie znaleźliśmy żadnych martwych.
– Willis, przyprowadź mi tego Apacza.
Po kilku chwilach Matazel stanął przed generałem z rękami skrzyżowanymi na podartej skórzanej koszuli, a jego ponure oczy były spokojne, nieprzeniknione i enigmatyczne.
– Rozumiesz mowę białego człowieka? – zapytał generał Crook.
– Nie rozumiem – odparł posępnie Matazel.
– Generale, on cię rozumie i mówi trochę po angielsku – odezwał się sierżant, który znał Matazela.
– Czy moi żołnierze zabili któregoś z waszych ludzi?
Apacz pokręcił głową.
– Ale wy byście nas zabili – powiedział poważnie generał.
Matazel wykonał wspaniały gest, którym objął las i otaczającą go dziką przestrzeń.
– Biały człowiek kradnie ziemię czerwonoskórego człowieka – powiedział głośno. – Zamyka Indian. Nie ma konia. Nie ma broni. Nie ma polowania.
Generał Crook nie miał gotowej odpowiedzi na tę ripostę.
– Wy, Indianie, będziecie mieli zapewnioną opiekę – powiedział po chwili. – Lepiej dla was spokojnie pozostać w rezerwacie, mając pod dostatkiem jedzenia.
– Nie! – zagrzmiał Apacz. – Geronimo mówi, że lepiej walczyć – lepiej zginąć!
– Zabierzcie go – rozkazał generał, czerwony na twarzy. – Kapitanie Willis, według tego Apacza, wygląda na to, że stary Geronimo ucieknie. Miałeś rację.
Zanim sierżant odprowadził Matazela, Indianin przeszył przenikliwym spojrzeniem zwiadowcę, Logana Huetta, i wyciągając szczupłą, śniadą dłoń, poklepał go po piersi.
– Nie jesteś przyjacielem Apaczów.
– Czego chcesz, czerwonoskóry? – spytał zdziwiony i zirytowany Huett. – Mogłem cię zastrzelić, ale tego nie zrobiłem. Posłuchałem rozkazów, chociaż uważam, że dobry Indianin to martwy Indianin.
– Tropisz Apaczów jak wilk – rzekł z goryczą Indianin, którego orle oczy płonęły wspaniałym i penetrującym blaskiem. – Matazel żyje, wyrówna rachunki!
***
Nastała jesień, zanim Logan Huett został zwolniony ze służby wojskowej i ponownie mógł swobodnie jeździć, dokąd chciał. Opuścił rezerwat z lekkim plecakiem za siodłem, przeciął Cibecue8 i wyjechał z mącznicy9, dębowego zagajniku i jałowca w cedry10 i nisko rosnące sosny Tonto Rim11.
Szlak wznosił się stopniowo. Tego samego dnia dotarł do sosen i drogi, którą generał Crook przeciął wzdłuż poszarpanego brzegu wielkiej niecki. Huett ponownie zainteresował się płaskowyżem. Od krawędzi, najwyższego punktu, jakieś osiem tysięcy stóp12 nad poziomem morza, opadał sześćdziesiąt mil13 w kierunku pustyni. Cechą charakterystyczną tego urwiska było to, że gwałtownie schodził w dół do czarnego Tonto Basin na południu, podczas gdy kaniony, które znajdowały się o rzut kamieniem od grzbietu, wszystkie biegły na północ. Kilka mil od ich początku znajdowały się głębokie, trawiaste doliny z gęsto zalesionymi zboczami. Grzbiety między kanionami porośnięte były sosnami i świerkami, a w otwartych parkach i zagłębieniach bagien rosły osiki14 i gąszcze klonów. Okolica była rajem dla zwierzyny, stanowiąc tereny łowieckie Apaczów, którzy co roku wypalali trawę i krzaki, otwierając las.
Z powrotem, w kierunku Cibecue było kilka połączonych rancz, najwyraźniej ekipa Hashknife’a, wypasała stada nieokreślonej wielkości na niższych zboczach. W Pleasant Valley15 hodowcy owiec i bydła sprzeczali się o miejsca do wypasu. Prędzej czy później dojdzie tu do starcia.
Huett zostawił tę krainę daleko z tyłu, kierując się na wschód. Podróżował bez pośpiechu, rozbijając obozy w ładnych miejscach, a trzeciej nocy dotarł do czoła kanionu, skąd dostarczył Matazela i jego towarzyszy Apaczów do generała Crooka, co praktycznie zakończyło kampanię.
W miejscu, gdzie żołnierze rozpalili ogniska, znalazł w trawie małe kupki białego i liliowego popiołu. Pomyślał o ponurookim Matazelu i przypomniał sobie jego groźbę.
W swym samotnym obozowisku Huett pogrążył się całkowicie w rozmyślaniach. Nie lubił służby wojskowej. Życie na pastwiskach, które prowadził przed kampanią bardziej mu odpowiadało. Od dawna marzył, aby zostać kowbojem. Trudna jazda, obozowy wikt, niebezpieczna praca i przygoda bardzo mu się podobały, ale buntował się przeciwko hałaśliwym, zaglądającym do kieliszka, lekkomyślnym chamom i prostakom, z którymi musiał jeździć.
Upiekł indyka na rozżarzonych węglach dogasającego ogniska z osikowego drewna. Z solą, twardym biscuit16, i kubkiem kawy, pomyślał, że udało mu się wspaniale. W ten spokojny, jesienny koniec dnia, w tym szeleszczącym miękko i szepczącym lesie, Logan Huett odnalazł swoje miejsce. Mógł zdawać sobie sprawę z niezwykłego piękna polany, gigantycznych sosen i srebrzystych świerków, biało-złotego osikowego zagajnika na zboczu, plamy szkarłatnego klonu powyżej, ale nie myślał o tym w ten sposób. Znowu był sam. Powoli rozważania nad jego długo pielęgnowanym planem zmieniły się w zmysłowe doznania. Apetyt, z jakim jadł gorące mięso z indyka, zapach dymu drzewnego, zmieniające się wokół niego kolorowe cienie, szmer niewielkiego strumyka, trzask uderzenia rogów jelenia lub wapiti17 o uschłą gałąź w górze kanionu, szept w czubkach świerków, czujne, nasłuchujące poczucie samotności – odczuwał je z wyjątkowo przyjemną i narastającą wyrazistością, ale nie myślał o nich. Nie wiedział, że stanowiły część jego samego. Nigdy nie ustalił żadnego związku między nimi a życiem swych przodków, ani tym prymitywnym dziedzictwem, które mu pozostawili.
Spał w ubraniu, pod derkami na siodło, z siodłem za poduszkę. Kiedy ognisko się dopaliło, obudził go chłód i musiał wstać, aby dołożyć do ognia. O świcie trzaskający biały szron pokrył trawę. Idąc po drewno na opał, dostrzegł na otwartej przestrzeni tropy niedźwiedzia. Był to rudobrązowy18, co poznał po wąskiej pięcie. Rudobrązowy niedźwiedź nie był najmilej witanym gościem, jakiego obozowicz mógł mieć na tych wzgórzach.
Huett wyruszył wcześnie i skierował się w dół kanionu na północ. Jelenie, wapiti i kojoty19 zmykały po zboczach w miarę, jak się zbliżał. Czubki sosen, wysoko na zachodnim grzbiecie zmieniły kolor na złoty i stopniowo ten żywy kolor zaczął schodzić niżej. Dopiero gdy słońce znalazło się na trawie kanionu, zobaczył dzikie indyki20. Potem natykał się na stado za stadem, a jedno było szczególne, złożone z ogromnych, starych, brązowo-białych indorów, z koralowymi głowami i długimi koralami, dzikich ze starości i doświadczenia.
Ten ciągły widok zwierzyny ożywił jego zainteresowanie i pobudził do spekulacji na temat kanionu, który znał, i który zamierzał odwiedzić. Przez trzy lata ten kanion stanowił przedmiot jego intensywnych rozmyślań.
Nie był pewien, czy uda mu się tam dotrzeć tego dnia, bo musiał dużo podróżować w górę i w dół leżących pomiędzy grzbietów. Kiedy przebył jakieś dwadzieścia mil od krawędzi, a kanion poszerzał się i stawał coraz płytszy, wjechał na zbocze i skierował się na zachód. Podróż stała się wówczas wolna, w górę, przez zielone poszycie i przez grań, wokół wodospadów i w dół, do kolejnego kanionu. Jechał tak przez kilka godzin. Większość dużych kanionów posiadała rzadko uczęszczane szlaki wzdłuż przecinających je strumieni.
Kiedy gigantyczne srebrne świerki, które rosły tylko na dużych wysokościach, zaczęły się przerzedzać, Huett wiedział, że schodzi w dół i wjeżdża w głąb kraju, być może zbyt daleko na północ. Skręcił bardziej na zachód. Zmierzch zastał go podczas wjazdu do jednego z niezliczonych, małych trawiastych parków. Rozbił obóz i stwierdził, że noc jest zdecydowanie cieplejsza. Następnego ranka wyruszył o świcie.
Około południa, w pełnym słońcu, Huett wyjechał na skraj kanionu, na który trzy lata wcześniej natrafił podczas polowania i od tego czasu mijał dwukrotnie, raz wczesną zimą. W porównaniu z wieloma wielkimi dolinami, które przemierzał, ten był mało znaczący, posiadał jednak osobliwe cechy, niewątpliwie znane tylko jemu samemu i które czyniły go niezwykle interesującym.
Nigdy nie okrążył całkowicie tego kanionu ani nie przejechał od początku do końca. Tak się złożyło, że część, na którą się kierował, prowadziła na południe, i niemożliwe było zjechać na nią z miejsca, po którym poruszał się wzdłuż krawędzi. W końcu dotarł do wielkiego dorzecza, które było mu znajome. Nie miało ujścia. Mieniący się strumień, lśniący niczym wstęga, znikał między skałami pod południową ścianą. Huett objechał dookoła dorzecze, które, o ile mógł określić, był największym, otwartym, zielonym użytkiem w lesie Mogollon, który był podłużny, o zróżnicowanej szerokości i długi na mile. Wokół szczytu wszędzie biegła krawędź szarego lub żółtego wapienia, mało istotna ściana rozsypujących się skał, nieszczególnie wysoka, i z pewnością coś, na co niewielu ludzi spojrzałoby dwa razy.
Jednak dla Logana Huetta ta formacja skalna stanowiła obiekt ogromnego zainteresowania. To było naturalne ogrodzenie. Bydło nie mogło wydostać się z tego kanionu. Było to pastwisko wystarczająco duże, by pomieścić dwadzieścia, może trzydzieści tysięcy sztuk, bez potrzeby zatrudniania jeźdźców. Ten kanion nie dawał spokoju Loganowi Huettowi. Tutaj mógł zrealizować swe marzenie o hodowli bydła i bez wkładu żadnego szczególnego kapitału mógł zgromadzić fortunę.
Huett objechał południową stronę i w górę wzdłuż zachodniej, znajdując kilka przerw, które trzeba by było ogrodzić. Zachodnie zbocze pokrywał gęsty las sosnowy. Zaledwie milę wstecz, w lesie, biegła droga z Flagstaff21do małej wioski Payson, przez dzikie parowy Tonto, w dół do Four Peak Range22 i dalej do Phoenix23. Osadnicy poszukujący prerii do osiedlenia się mijali to miejsce każdego lata, nie śniąc nawet o tym, co oglądał teraz Huett – najwspanialszym pastwisku w Arizonie24.
Apacze używali kiedyś tego pięknego miejsca jako obozu myśliwskiego. Huett znalazł tam groty strzał i kawałki krzemienia25, w których jakiś stary dzikus odłupał czubki. Strumień wił się stopniowo wyrównującymi się zboczami. Rozproszone sosny stłoczyły się przy ciemnoniebieskich sadzawkach. Skarpa po wschodniej stronie czekała od wieków, aż osadnik postawi na niej swą chatę z drewnianych bali. Był to płaski teren nieco powyżej wartkiego zakola strumienia, na którym rosło kilka pięknych sosen. U podnóża zbocza biło wspaniałe źródło. Ślady jeleni i wapiti prowadziły w górę przez szeroką szczelinę w ścianie skalnej. Ta przerwa i większa u szczytu kanionu były jedynymi w górnej połowie naturalnego ogrodzenia.
– Wrócę tu – powiedział do siebie Huett z całą stanowczością.
Jak na tak doniosłą decyzję nie okazał ani namiętności, ani pasji. Miał przed sobą wyznaczone dzieło życia. To było to miejsce. Nie marnował już tam więcej czasu, tylko przejechał przez równinę pod skarpą i wspiął się na zachodnie zbocze. Na szczycie odwrócił się, by po raz ostatni rzucić okiem. Jego spojrzenie wychwyciło biel i brąz wspaniałego sycamore tree26 lśniącego wśród sosen. Na cześć tego drzewa Huett nazwał swoje ranczo Sycamore Canyon27.
Wczesna popołudniowa godzina dała mu nadzieję, że przed nocą uda mu się dotrzeć do Mormon Lake28. Zakurzona droga prowadziła aż do gęstego sosnowego lasu, a Huett nie znał kraju na tyle dobrze, by próbować jechać na skróty. Kłusując na koniu, z przerwami na spokojną jazdę, osiągnął niezły czas.
Nagle nowa myśl zaświtała mu w głowie. Chciał mieć żonę. Życie samotnego właściciela rancza na odludziu bardzo mu odpowiadało, ale zręczna kobieta zwiększyłaby jego szanse na sukces, nie kolidując z jego umiłowaniem samotności. Podczas gdy on spędzałby dzień na swojej pracy i polowaniu, ona zajęłaby się pracami domowymi i ogrodem.
Lucinda Baker była jego pierwszym wyborem. Miała szesnaście lat, kiedy wyjechał z Independence, zdrowa, silna, kwitnąca dziewczyna, rozsądna i mądra, i nie za ładna. Powiedziała mu, że lubi go bardziej niż innych jej przyjaciół. Na tej podstawie Logan napisał do niej kilka razy podczas swej nieobecności i natychmiast otrzymał odpowiedź. Jednak od sześciu miesięcy, a teraz już nawet dłużej, nie miał wiadomości od Lucindy. Według ostatniego listu uczyła w szkole i pomagała chorej matce przy dzieciach. Loganowi przemknęło przez myśl, że mogła poślubić kogoś innego, albo mu odmówić, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że gdyby go przyjęła, skazałby ją na samotną egzystencję w dziczy.
Rozmyślanie o Lucindzie Baker uzmysłowiło Loganowi, że rzadko przebywał w towarzystwie kobiet. Jednak ona zawsze zdawała się go rozumieć. Gdy jechał przez cienisty i cichy las, na wspomnienie o Lucindzie robiło mu się ciepło i przyjemnie na sercu.
Tego dnia o zachodzie słońca Huett dotarł na daleki koniec Mormon Lake, błotnistego zbiornika wód powierzchniowych, otoczonego kamienistymi, zalesionymi urwiskami. Po zachodniej i północnej stronie ciągnęły się rozległe pasma traw, które niczym ramiona sięgały w las. Mormoński29 osadnik, który nadał jezioru jego nazwę, dał się wykupić Arizończykowi i jego wspólnikowi z Kansas30.
– Mamy się tu dobrze – rzekł Holbert z Zachodu – ale są też szare wilki31 i surowe zimy, trudno jeździ się nam saniami. Widzisz, to otwarta przestrzeń i dość wysoko.
– Jacyś sąsiedzi? – zapytał Huett.
– Żadnych stąd do Tonto. Jackson zarządza jedną z ekip Babbitta w dole, na Clear Creek. To prowadzi nad Long Valley. Są jeszcze Jeff i Bill Warner na pustyni. Hodują dużo bydła między Clear Creek a Little Colorado. W kierunku Flagg moim najbliższym sąsiadem jest Dwight Collin. Ma duże ranczo na dziesięć mil. Następny jest Tim Mooney. Za St. Mary’s Lake osadnicy trochę się zagęszczają.
– Jacyś złodzieje bydła?
– Nie, żadnych stuprocentowych złodziei – odparł wymijająco Holbert. – Gangi złodziei bydła jeszcze nie osiedliły się w tej części Arizony.
– Wilki zbierają żniwo na twoich cielakach, co?
– Kosztowało mnie to zeszłej zimy pół setki sztuk. Słyszałeś kiedyś o Killer Grayu32?
– Nie przypominam sobie.
– Pamiętałbyś tego włóczęgę, gdybyś go kiedykolwiek widział. Wielki szary wilk z czarnym kołnierzem. Ma małą bandę i grasuje po całym kraju.
– Czemu go nie zabijesz?
– Ha! Jest dla nas za sprytny. To urodzony cwaniak, jak na tak młodego wilka.
– Podoba mi się ta leśna ziemia Arizony – oznajmił szczerze Huett. – Ja nastawiam się na ranczo gdzieś na południe od jeziora.
– A to ciekawe. Jak powiedziałeś, że się nazywasz?
– Logan Huett. Jeździłem dla kilku ekip poganiaczy bydła, zanim zacząłem pełnić służbę wojskową jako zwiadowca i tropiciel dla Crooka w jego kampanii przeciw Apaczom.
– Tak właśnie sobie pomyślałem, że jesteś żołnierzem – odparł życzliwie Holbert. – No, Huett, jesteś tu równie mile widziany, co majowe kwiaty. Mam nadzieję, że nie zamieszkasz zbyt daleko na południe od nas. Jest samotnie, a zimą śnieg pada przez całe tygodnie.
– Dzięki. Wybiorę sobie miejsce w lesie, gdzie nie jest tak zimno… Czy mógłbyś mi sprzedać kilka krów, jałówek i byka?
– Pewnie, że mógłbym i to za psie pieniądze, bo zaoszczędziłoby mi to jazdy do miasta, nim nadejdzie zima.
– Jestem ci bardzo zobowiązany, Holbert. Odkładałem pensję, ale to nie starczy na długo. Odbiorę bydło w drodze powrotnej.
– Dobrze. Kiedy, Huett?
– Nim spadnie śnieg.
Następnego dnia, przez całą drogę do Flagg, praktyczny umysł Logana rozwiązał ryzykowną kwestię. Dlaczego nie zatelegrafować do Lucindy, by przybyła na Zachód i poślubiła go? Oparł się temu pomysłowi, odrzucił go, ale ten powrócił z jeszcze większą siłą. Matka Logana nie przeżyła długo jego ojca. Miał brata i siostrę mieszkających gdzieś w Illinois33. Dlatego, że nie miał więzi rodzinnych, nie widział powodu, dla którego nie byłoby roztropniej zaoszczędzić czas i wydatki, które umożliwiłyby mu dotarcie do Missouri. Bydło już kupił. Teraz chciał nabyć konie, woły, wóz, narzędzia, broń i szybko wrócić do Sycamore Canyon. Im więcej czasu miał we Flagg, tym lepsze okazje mógł tam znaleźć.
Flagg było małym miasteczkiem, słynącym z bydła i drewna, znaczącym od momentu pojawienia się kolei żelaznej jakieś sześć lat wcześniej. Urosło od ostatniej wizyty Huetta. Główna przecznica była solidną fasadą saloonów34 i sal hazardowych – miejsc, które Logan postanowił omijać szerokim łukiem. Nie był już kowbojem. Jakiś człowiek pokierował go do wynajmowanych stajni, gdzie zostawił swego konia. Następnie złożył swój bagaż w pensjonacie i udał się do fryzjera. Był już zmierzch, kiedy stamtąd wyszedł. Pierwsza restauracja, którą napotkał, była prowadzona przez Chińczyka i najwyraźniej stanowiła miejsce spotkań kowbojów, których miasto wydawało się być pełne. Logan jadł i przysłuchiwał się.
Po kolacji udał się na stację kolejową, prymitywną szkieletową konstrukcję35, stojącą pośrodku placu zwróconego w stronę głównej ulicy. Najwyraźniej spodziewano się pociągu. Stacja i peron przedstawiały ożywioną scenę z udziałem kowbojów, hodowców bydła, kolejarzy, Indian i Meksykanów. Logan zwolnił i zatrzymał się tuż przed stacją. Wydało mu się, że może być coś nie tak z wysłaniem Lucindzie telegramu z tak dosadną i pospieszną propozycją. Odpędził jednak tę myśl, powołując się na niecierpliwość, by dodać sobie odwagi. To nie mogło zaszkodzić. Jeśli Lucinda odmówi, będzie musiał po prostu udać się za nią na Wschód. Logan popędził na stację i wysłał Lucindzie telegram z prośbą o przyjazd na Zachód, by go poślubiła.
Kiedy czyn ten został dokonany, nieodwracalnie, Logan poczuł przerażenie. Szedł przez miasto i próbował zapomnieć o bezczelnej zuchwałości w podekscytowaniu grami hazardowymi. Stłumił silną chęć napicia się. Alkohol nigdy nie znaczył wiele dla Logana, ale był wszechobecny tutaj, w tym tętniącym życiem, hałaśliwym krowim miasteczku i czuł jego wpływ. W końcu wrócił do pensjonatu i położył się do łóżka. Czuł się zmęczony – coś niezwykłego, jak na niego – i kręciło mu się w głowie.
Miękkie łóżko sprzyjało długiemu i spokojnemu snowi. Logan obudził się późno, wstał bez pośpiechu i ubrał odpowiednio do potrzeb dnia. Po chwili zdał sobie sprawę, z lekkim szokiem, jak ważny był to dzień w jego życiu. Ale nie spieszył się do urzędu telegraficznego. Zjadł solidne śniadanie, poznał zabawnego kowboja z Arizony, a potem z ociąganiem i strachem poszedł sprawdzić, czy jest jakaś odpowiedź na jego telegram. Operator uśmiechnął się do Logana i wręczając mu żółtą kopertę, powiedział z akcentem, przeciągając samogłoski:
– Logan Huett. Masz cholernie dobrą wiadomość.
Logan chwycił kopertę z przejęciem, zawstydzony jak uczeń, a jego duże brązowe dłonie, które potrafiły trzymać nieruchomo i stabilnie strzelbę, wyraźnie drżały, kiedy ją rozdarł i przeczytał krótką wiadomość. Przełknął ślinę i przeczytał raz jeszcze: Tak! Jeśli po mnie przyjedziesz – Lucinda.
Ogarnęło go nieznane uczucie, gdy osuwał się na krzesło. Nagle poczuł ogromną wdzięczność do Lucindy. Ponownie przeczytał jej wiadomość. Najważniejsza w tej chwili wydawała się pewność, że będzie miał żonę – pod warunkiem, że wróci po nią do Missouri. I tak by zrobił, ale przemknęło mu przez myśl, że skoro Lucinda zaakceptowała go tak szybko, to naprawdę musiało jej bardzo na nim zależeć, a jeśli tak było, to przyjechałaby na Zachód, aby go poślubić. Pod wpływem impulsu podszedł do okienka i zaczął długi telegram do Lucindy, serdeczny z wdzięczności za jej zgodę i kładący nacisk na wartość czasu, że zima niedaleko, konieczność oszczędności, o nadarzającej się wspaniałej okazji, kończąc gorącym apelem, by natychmiast przyjechała na Zachód. Logan nie przeczytał nawet, co napisał, ale wysłał wiadomość pospiesznie do miasta.
– Mam przeczucie, że ona przyjedzie, i mam cholerne szczęście – sapnął.
Ten dzień spędził na sporządzaniu długiej listy rzeczy, których potrzebowałby i tych kilku, które był w stanie kupić. Strzelby, naboje, siekiery, koce, zapasy żywności i sprzęt kuchenny, wóz i konie, lub muły musiał mieć. Potem opuścił pospiesznie swój pensjonat, aby dokonać tych pilnych zakupów. Ceny były rozsądne, co go zachęciło. W ciągu dnia poznał i zaprzyjaźnił się z kowalem z Missouri o nazwisku Hardy. Hardy próbował uprawiać ziemię, ale powrócił do swego fachu. Zaoferował Loganowi wóz, parę wołów, trochę narzędzi rolniczych, i jeszcze inny sprzęt za tak niewiele, że Huett potraktował to jako dar. Ta okazyjna transakcja zakończyła dzień, który minął szybko.
– Mam szczęście – cieszył się Logan i pod wpływem tego przekonania, pospieszył na stację kolejową. Znów czekał tam na niego telegram. Zanim go otworzył, wiedział, że Lucinda przyjedzie. Jej krótka odpowiedź brzmiała: Wyjazd jutro. Przyjazd we wtorek. Z wyrazami miłości. Lucinda.
– Co za dziewczyna! – wykrzyknął Huett z wielką ulgą i satysfakcją. Potem wpatrywał się w słowo „miłość”. Zapomniał go umieścić w którejkolwiek ze swoich wiadomości. Prawdę mówiąc, uczucie miłości nie przyszło mu do głowy. Pomyślał sobie jednak, że mężczyzna musiałby być kompletnym drętwiakiem, żeby być obojętnym na kogoś takiego jak Lucinda Baker. Logan przypomniał sobie z wielką satysfakcją, że nie miała powodzenia wśród niektórych chłopaków, bo nie chciała się przytulać. Za to ją lubił. Nagle jego satysfakcja i radość zmieniły się w coś dziwnego i niepokojącego. Fakt, że przyjeżdżała go poślubić, był niezaprzeczalny; musiał spróbować pomyśleć o tym, jak również o niezliczonych rzeczach ważnych dla przyszłości jego rancza.
Następnego dnia, w sobotę, Huett wypełnił pracą długie godziny między świtem a zmierzchem. W niedzielę u kowala spakował się i pomógł przyjacielowi założyć płótno na wóz. Pozwoliło to na ochronę zawartości i służyło za miejsce do spania podczas drogi powrotnej. W poniedziałek, stwierdzając, że zostało mu jeszcze kilkaset dolarów, Logan kupił konia i siodło, trochę konserw i suszonych owoców, małą apteczkę, trochę tytoniu, i wreszcie duże pudełko cukierków dla swojej przyszłej żony.
Prezent ten zmusił go do bardzo potrzebnych rozważań, jak i gdzie mógłby się ożenić. I tutaj znów z pomocą przyszedł mu kowal. Powiedział, że w mieście był pastor, który, jak się wyraził: „Hajtnąłby was pronto36 za pięciodolarową sztukę złota!”.
Codziennie przyjeżdżały dwa pociągi ze Wschodu. Pierwszy o ósmej trzydzieści rano, a drugi o dziesiątej wieczorem. Dziś w jednym z nich miała znajdować się Lucinda Baker.
– Mam nadzieję, że przyjedzie tym wcześniejszym – powiedział do siebie na głos Logan, kiedy zjawił się na stacji ze sporym wyprzedzeniem. – Możemy „hajtnąć się pronto”, jak to mówi Hardy i wyjechać dzisiaj.
Logan szybko pojął, że najważniejszym wydarzeniem dnia w Flagg był przyjazd porannego pociągu. Peron mógł być równie dobrze promenadą, ku irytacji kolejarzy. Logan oparł się o barierkę i czekał. Hałaśliwi i zaczepni kowboje brzęczeli ostrogami37 krocząc charakterystycznie, pożerając wzrokiem dziewczęta. Meksykanie, z ramionami okrytymi kocami, wylegiwali się, obserwując wszystko czujnie czarnymi jak tarnina38 oczami, podczas gdy przystojni wojownicy Nawahów39, z barwnymi opaskami na głowach, spacerowali tam i z powrotem obutym w mokasyny40 krokiem. Logan pomyślał, że Lucinda byłaby pod ich wrażeniem.
Pociąg zagwizdał zza porośniętego sosnami zakrętu. Logan poczuł dziwne palpitacje, które wytłumaczył sobie niecodziennym przejęciem i radością. Nic dziwnego – przyszła panna młoda przyjeżdżała tylko raz!
Po chwili Logan zobaczył, jak zakurzony brązowy pociąg, jak długi, łuskowaty wąż wijący się za nabrzmiałą czarną głową, pojawił się w polu widzenia, by wyprostować się i szybko zbliżyć. Lokomotywa przejechała z dymiącym rykiem. Logan liczył wagony. Potem ze zgrzytem stali o stal pociąg się zatrzymał.
1 Generał Crook (1830-1890) – oficer armii Stanów Zjednoczonych, który służył w wojnie secesyjnej i wojnach z Indianami; znany jest ze swych kampanii przeciwko plemionom rdzennych Amerykanów w zachodnich Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza Apaczom i Siuksom, także ze swojej agresywnej taktyki i umiejętności poruszania się w trudnym terenie; najbardziej godne uwagi kampanie Crooka obejmowały pogoń za przywódcą Apaczów Cochise w Arizonie i bitwy z Siuksami w Dakocie, był również zaangażowany w negocjacje z przywódcą Apaczów Geronimo, ostatecznie przekonując go do poddania się; Crook był uważany za wykwalifikowanego i szanowanego dowódcę wojskowego, ale jego kampanie były również kontrowersyjne, ponieważ często kończyły się wysiedleniami i złym traktowaniem społeczności rdzennych Amerykanów.
2 The Mogollon Mesa (ang.) – formacja geologiczna położona w północnej części Arizony, w południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych; jest to duży płaskowyż o płaskim szczycie, który zajmuje powierzchnię około 130 mil kwadratowych (340 kilometrów kwadratowych); Mesa jest częścią większego Płaskowyżu Kolorado, który obejmuje części kilku zachodnich stanów USA; Mogollon Mesa składa się z warstw piaskowca, łupków i wapienia, które zostały osadzały się przez miliony lat za pośrednictwem starożytnych rzek i mórz; wysokość płaskowyżu waha się od 5000 do 7000 stóp (1500 do 2100 metrów) nad poziomem morza, a jego wierzchołek pokryty jest grubą warstwą roślinności, w tym jałowców, sosen i traw; mesa jest ważnym siedliskiem różnorodnej zwierzyny w tym mulaków, wapiti, antylop widłorogów i wielu gatunków ptaków.
3 The Tonto Basin (ang.) – region położony w hrabstwie Gila w Arizonie w Stanach Zjednoczonych, znany przede wszystkim ze swego surowego i malowniczego krajobrazu, charakteryzującego się szeregiem dolin, kanionów i strumieniem Tonto Creek, który przepływa przez ten obszar.
4 Apacze – grupa plemion indiańskich, pochodzących z południowo-zachodnich Stanów Zjednoczonych. Znanych ze swej kultury, wojowników i zaciekłego oporu wobec europejskiej kolonizacji; Apacze byli utalentowanymi myśliwymi, zbieraczami i rolnikami, którzy dobrze przystosowali się do suchego środowiska regionu; istnieje kilka różnych plemion Apaczów, w tym Chiricahua, Jicarilla, Mescalero i Western Apache; plemiona te mają wiele podobieństw kulturowych, ale mają też odrębne tradycje i zwyczaje; Apacze byli znani z silnych więzi rodzinnych i szacunku dla starszych, a także z wyszukanych ceremonii religijnych i bogatych tradycji ustnych; życie Apaczów uległo radykalnej zmianie przez przybycie europejskich osadników w XVI wieku, kiedy zostali zmuszeni do walki o swoją ziemię i jej zasoby przeciwko hiszpańskim konkwistadorom, meksykańskim żołnierzom i amerykańskim osadnikom; wojny Apaczów, które trwały od lat 60. do 80. XIX wieku, były szczególnie brutalnym okresem w historii Apaczów, kiedy rząd Stanów Zjednoczonych próbował siłą przenieść Indian do rezerwatów; pomimo tych wyzwań Apacze przetrwali i do dziś zachowują swoją wyjątkową kulturę i tradycję.
5 Squaw – kobieta, zwłaszcza Indianka z Ameryki Północnej.
6 Geronimo (1829-1909) – wybitny przywódca i szaman plemienia Apaczów Chiricahua; urodził się w Arizonie, ówczesnej części Meksyku; Geronimo jest najbardziej znany z tego, że prowadził swój lud w stawianiu oporu zarówno meksykańskim, jak i amerykańskim siłom zbrojnym, które starały się przejąć ich ziemię; opór Geronimo wobec amerykańskiej i meksykańskiej ingerencji rozpoczął się w latach 50. XIX wieku i trwał przez kilka dziesięcioleci; zasłynął z brawurowych najazdów i unikania schwytania przez wojsko amerykańskie, jednak w 1886 roku, po wielu latach konfliktu, Geronimo i grupa jego zwolenników zostali ostatecznie zmuszeni do poddania się rządowi USA; wysłano ich do rezerwatu na Florydzie, a później do Oklahomy; pomimo swej kapitulacji Geronimo pozostał potężnym symbolem oporu i buntu rdzennych Amerykanów; zmarł w Oklahomie, będąc wciąż jeszcze jeńcem wojennym w Fort Sill.
7 Missouri (ang.) – stan położony w regionie środkowo-zachodnim Stanów Zjednoczonych.
8 Cibecue – jednostka osadnicza w hrabstwie Navajo w Arizonie w Stanach Zjednoczonych.
9 Mącznica (Arctostaphylos) – rodzaj rośliny okrytozalążkowej drzewiastej z rodziny wrzosowatych; należy tu 50-70 gatunków występujących głównie w Ameryce Północnej; wiecznie zielone krzewinki, krzewy, nawet małe drzewa; liście twarde, o blaszce liściowej eliptycznej lub jajowatej, zwykle płaskiej lub podwiniętej na brzegach; gałązki nagie lub omszone, kwiaty zebrane w groniaste kwiatostany, owoce kuliste, czerwone lub brązowe pestkowce; część gatunków to pirofity o węzłowato zgrubiałych pędach okrytych grubą korą, łatwo regenerujące się po przejściu ognia.
10 Cedr (Cedrus) – rodzaj długowiecznych drzew z rodziny sosnowatych.
11 The Tonto Rim (ang.) – wybitna cecha geologiczna znajdująca się w Arizonie w Stanach Zjednoczonych, stromy, nierówny klif, który wznosi się na 2000 stóp nad otaczającym go terenem i rozciąga się na około 200 mil w całym stanie; Tonto Rim wyznacza granicę między regionem wysokiego płaskowyżu na północy a dolnym regionem pustynnym na południu.
12 Stopa (ang. foot) – jednostka długości stosowana w krajach anglosaskich, równa 30,48 cm.
13 Mila – jednostka długości stosowana w krajach anglosaskich; tu: mila lądowa równa 1,609 km.
14 Osika (Populus tremula) – gatunek topoli.
15 Pleasant Valley (ang.) – malownicza okolica położona w Tonto Basin w Arizonie. Słynie z malowniczych krajobrazów i bujnej roślinności, położona jest w hrabstwie Gila.
16 Biscuit (ang.) – mała, okrągła bułeczka.
17 Wapiti (ang. elk, Cervus canadensis) – jeleń o dużym porożu i białej plamie na zadzie, żyjący w Ameryce Północnej.
18 Rudobrązowa odmiana amerykańskiego niedźwiedzia czarnego (ang. cinnamon bear, Ursus americanus cinnamomum) – odmiana kolorystyczna, jak i podgatunek amerykańskiego niedźwiedzia czarnego, pochodzący z centralnych, wschodnich i zachodnich obszarów Stanów Zjednoczonych i Kanady; najbardziej uderzającą różnicą między niedźwiedziem rudobrązowym a jakimkolwiek innym czarnym niedźwiedziem jest jego brązowe lub czerwono-brązowe futro, przypominające kolorem cynamon; doskonale się wspinają i pływają, są dobrymi biegaczami, prowadzą głównie nocny tryb życia, choć czasem są aktywne w ciągu dnia.
19 Kojot (kujot, wilk preriowy, Canis latrans) – ssak drapieżny z rodziny psowatych; występuje w Ameryce Północnej, od Alaski i południowo-zachodniego Quebecu po Kostarykę.
20 Dziki indyk – rodzaj ptactwa pochodzącego z Ameryki Północnej; duży ptak z brązowymi lub czarnymi piórami o metalicznym połysku i pozbawioną piór głową.
21 Flagstaff – miasto w USA, w północnej części stanu Arizona.
22 Four Peak Range – łańcuch górski, charakterystyczny punkt orientacyjny na wschodniej panoramie Phoenix.
23 Phoenix – stolica i jednocześnie największe miasto amerykańskiego stanu Arizona.
24 Arizona – stan w południowo-zachodniej części USA, przy granicy z Meksykiem.
25 Krzemień – krzemionkowa skała osadowa pochodzenia chem. lub biochem., składająca się głównie z bardzo drobnoziarnistego kwarcu; chalcedonu, niekiedy tez opału.
26 Sycamore tree (ang.) – gatunek drzewa liściastego należącego do rodzaju Platanus; platany to rodzaj roślin okrytozalążkowych drzewiastych z rodziny platanowatych (Platanaceae), występują m.in. w Ameryce Północnej od Meksyku na południu po Ontario na północy; drzewa te rosną na terenach skalistych, często wzdłuż dolin rzecznych i strumieni oraz nad jeziorami; niektóre gatunki uprawiane są jako rośliny ozdobne, głównie w parkach i jako drzewa przyuliczne; gatunki północnoamerykańskie wykorzystywane były także jako rośliny lecznicze przez Indian; ich liście są podobne do liści klonu.
27 Sycamore Canyon (ang.) – Kanion Platanu.
28 Mormon Lake (ang.) – Jezioro Mormona, Jezioro Mormońskie, płytkie, okresowe jezioro położone w północnej Arizonie w Pleasant Valley.
29 Mormoni – wspólnota religijna o pochodzeniu chrześcijańskim, zał. 1830 k. Nowego Jorku przez J. Smitha, pod oficjalną nazwą Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego.
30 Kansas – stan w środkowej części USA, na obszarze Wielkich Równin.
31 Szary wilk amerykański (ang. timber wolf, Canis lupus) – gatunek drapieżnego ssaka z rodziny psowatych (Canidae), zamieszkującego lasy, równiny, tereny bagienne oraz góry Ameryki Północnej.
32 Killer Gray (ang.) – Szary Zabójca.
33 Illinois – stan w Stanach Zjednoczonych, leżący w części regionu Midwest nazywanej regionem Wielkich Jezior.
34 Saloon (ang.) – bar z wyszynkiem na Dzikim Zachodzie.
35 Konstrukcja szkieletowa – budowlana konstrukcja, której element nośny stanowi układ złożony z prętów pionowych (słupów) i poziomych (belek, rygli, podciągów) i której sztywność jest zapewniona np. przez zastosowanie tzw. połączeń sztywnych (przenoszących momenty zginające) lub stężeń (ściennych i połaciowych, podłużnych i poprzecznych).
36 Pronto (ang.) – w tej chwili, natychmiast, migiem.
37 Ostrogi – część oporządzenia jeźdźca ułatwiająca prowadzenie konia, przede wszystkim pobudzająca go do biegu.
38 Tarnina (Prunus spinosa) – mały ciemnoniebieski owoc rosnący na drzewie tarniny, podobny wyglądem do małej jagody i cierpki w smaku.
39 Nawahowie (Navajo, Navaho) – Indianie Ameryki Północnej należący do Atapasków, znani również jako Diné, plemię rdzennych Amerykanów, zamieszkujących głównie południowo-zachodni rejon Stanów Zjednoczonych, szczególnie stany: Arizona, Nowy Meksyk, Utah i Kolorado; są jedną z największych i najbardziej ludnych grup tubylczych w Ameryce Północnej, z ponad 300000 zarejestrowanych członków. Nawaho mają bogatą kulturę i historię, i są znani ze swojego unikalnego języka, sztuki, muzyki i wierzeń duchowych; mają długą tradycję rolniczą i pasterską; dostosowali się do licznych wyzwań i zmian w całej swej historii, w tym przybycia hiszpańskich kolonizatorów, przymusowego przesiedlenia do rezerwatów i modernizacji ich społeczności.
40 Mokasyny – obuwie Indian Ameryki Północnej, zazwyczaj wykonane z miękkiej skóry jelenia, łosia, wapiti lub bizona amerykańskiego, bez cholewek, niesznurowane i płaskie (bez obcasa).