Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Trzylogia dzieł żebranych przez autora - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
18 listopada 2025
3400 pkt
punktów Virtualo

Trzylogia dzieł żebranych przez autora - ebook

Humor, absurd i celna satyra w najlepszym wydaniu!

Pełna dowcipu i inteligentnej ironii podróż przez polską codzienność. Literacko-kabaretowa zabawa formą, w której autor z charakterystycznym dla siebie humorem i dystansem komentuje świat, ludzi, obyczaje i medialne absurdy. Bawi się słowem, tworząc groteskowe prognozy pogody, pastiszowe piosenki i satyryczne felietony o telewizji. Absurd miesza się tu z refleksją, a żart z trafnymi obserwacjami. To lektura lekka, a zarazem inteligentna – utrzymana w duchu kabaretu literackiego i radiowej satyry uprawianej przez Stefana Friedmanna od lat.

To książka, która bawi, ale i zmusza do myślenia, dla tych, którzy lubią się śmiać – i nie boją się śmiać z siebie.

Stefan Friedmann – aktor, pisarz, reżyser, znany i lubiany. Jeśli ktoś go nie lubi, to widocznie go nie zna.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8391-894-5
Rozmiar pliku: 692 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Dzień dobry! Ukłony dla żony i dzieci. Jak leci? Już kapie, przypatrzmy się mapie. Na Zachodzie stara odzież, a u nas ciuchy na wagę. Poproszę trzy kilo garsonki, ale bez koronki, i dziesięć deka kołnierzyka bez plastyka, od karczku, trzy nogawki i rękaw z bluzki na zimne nóżki, i moherek na deserek.

Trochę się przejaśni, niektórym w jaźni, a ciśnienie powietrza skoczy. Uwaga na oczy. Lepiej założyć szkła, bo mgła. Uwaga, kierowcy, nie przejechać owcy, chociaż na znaku mamy jelenia, ale go nie ma, zdechł z braku pożywienia. Idzie wiosna, a raczej się wlecze, ale nie uciecze, chyba że do Anglii, jak ten z polskiej mafii – nie podlega ekstradycji, bo dostał depresji i pokazał o! policji.

A poza tym emeryci będą syci. Dostaną dwa złote z serca głębi na bułkę dla gołębi. I to tyle, reszta za chwilę.

I myśl ludowa trafna i szczera, bo z okolic Korbiela:

Schował się księżyc za chmurkę,

Wszedł poeta na górkę,

Zamiast liry wziął flaszkę,

Chciał napisać fraszkę.

Wypił i się zdumiał,

Okazało się, że nie umiał.

Dziękuję za zaufanie, Panowie, Panie!

***

Z KOMEDII CENTRAL

– Czy pan nazywa się Breitenkopf?

– Nie, Nowak.

– Przepraszam, ale te dwa nazwiska zawsze mi się mylą!2

Rozpędza się zima i trzyma za uszy, śniegiem prószy, mrozem skrzypi, lód się kruszy w szklance z whisky, a w kominku ognia błyski, fotel ciało twe wygina, błoga mina, jest ci dobrze, no i dobrze i masz rację, w telewizji informacje – tutaj bomba, tam wybuchy, na nieszczęścia jesteś głuchy, głodne dzieci, giełda w dole, a na stole szynka, śledzie, u nas dobrze, oni w biedzie. Światem kiwa jak powozem, raz na wozie, raz nawozem. Kończę te smutne refleksje, jeszcze wpadnę w anoreksję. Będę wiotki jak modelka Helka, co chodzi po wybiegu w ostatnim szeregu. Z brzegu.

A teraz pogoda, szkoda gadać, jest, jak będzie, i w błędzie, kto domniemywa, że może być inaczej, to już raczej w następnej prognozie, bo jak to mówią… raz kozie.

A teraz, jak każe tradycja, zgrabna inskrypcja:

Nie chodź po lodzie, bo ślisko,

Lepiej idź do baru… bo blisko!

***

Z KOMEDII CENTRAL

Chcę umrzeć spokojnie, we śnie, tak jak mój dziadek, a nie wrzeszcząc z przerażenia, jak jego pasażerowie.3

Bardzo się cieszę i śpieszę podzielić się nowiną z rodziną, że zagrożenie lawiną minęło, w tym dzieło, bo mogło jak w Pompei, bez nadziei zalać lawą i złą sławą, brakiem uczucia, jak guma do żucia ciągnąć się bez końca: prokurator-obrońca, obrońca-prokurator… Jakiś senator jechał bez biletu do komitetu w Prażmowskiej Woli i do kontroli go wzięli tajni anieli, posiedzi do sprawy, ale już koniec tej zabawy, można spać spokojnie. Ja już się wyspałem, a miałem sen, że PZPN jest piękny i czysty jak ta posłanka z listy, co chciała wyjść za premiera, bo miłość nie umiera, a jak się przegrywa, to jest bardziej gorliwa, bo władza okadza każdego, kto powącha, jak pachnie łąka jesienią, i ci, co się mienią obywatelami świata, niech wychodzą z zaścianka – poseł, posłanka, a nawet minister, niech weźmie zamiast teczki tornister i namaluje kredkami przyszłość kolorami tęczy, a nie jęczy.

A co w pogodzie? Niektórzy na lodzie. A prognozy? Będą obozy. Nasi, wasi i nijacy. Ech, rodacy, do pracy!

I myśl ludowa z okolic Zwadowa:

Zajaśniały Racławice, pokraśniały lice,

Wzeszły zorze w różowym kolorze,

Jak w technikolorze.

Mówiły baby w sklepie, że będzie lepiej!

***

Z KOMEDII CENTRAL

Zrzuciła ubranie, a on zorientował się, że nie ma nic pod spodem.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij