-
nowość
-
promocja
Trzylogia dzieł żebranych przez autora - ebook
Trzylogia dzieł żebranych przez autora - ebook
Humor, absurd i celna satyra w najlepszym wydaniu!
Pełna dowcipu i inteligentnej ironii podróż przez polską codzienność. Literacko-kabaretowa zabawa formą, w której autor z charakterystycznym dla siebie humorem i dystansem komentuje świat, ludzi, obyczaje i medialne absurdy. Bawi się słowem, tworząc groteskowe prognozy pogody, pastiszowe piosenki i satyryczne felietony o telewizji. Absurd miesza się tu z refleksją, a żart z trafnymi obserwacjami. To lektura lekka, a zarazem inteligentna – utrzymana w duchu kabaretu literackiego i radiowej satyry uprawianej przez Stefana Friedmanna od lat.
To książka, która bawi, ale i zmusza do myślenia, dla tych, którzy lubią się śmiać – i nie boją się śmiać z siebie.
Stefan Friedmann – aktor, pisarz, reżyser, znany i lubiany. Jeśli ktoś go nie lubi, to widocznie go nie zna.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8391-894-5 |
| Rozmiar pliku: | 692 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzień dobry! Ukłony dla żony i dzieci. Jak leci? Już kapie, przypatrzmy się mapie. Na Zachodzie stara odzież, a u nas ciuchy na wagę. Poproszę trzy kilo garsonki, ale bez koronki, i dziesięć deka kołnierzyka bez plastyka, od karczku, trzy nogawki i rękaw z bluzki na zimne nóżki, i moherek na deserek.
Trochę się przejaśni, niektórym w jaźni, a ciśnienie powietrza skoczy. Uwaga na oczy. Lepiej założyć szkła, bo mgła. Uwaga, kierowcy, nie przejechać owcy, chociaż na znaku mamy jelenia, ale go nie ma, zdechł z braku pożywienia. Idzie wiosna, a raczej się wlecze, ale nie uciecze, chyba że do Anglii, jak ten z polskiej mafii – nie podlega ekstradycji, bo dostał depresji i pokazał o! policji.
A poza tym emeryci będą syci. Dostaną dwa złote z serca głębi na bułkę dla gołębi. I to tyle, reszta za chwilę.
I myśl ludowa trafna i szczera, bo z okolic Korbiela:
Schował się księżyc za chmurkę,
Wszedł poeta na górkę,
Zamiast liry wziął flaszkę,
Chciał napisać fraszkę.
Wypił i się zdumiał,
Okazało się, że nie umiał.
Dziękuję za zaufanie, Panowie, Panie!
***
Z KOMEDII CENTRAL
– Czy pan nazywa się Breitenkopf?
– Nie, Nowak.
– Przepraszam, ale te dwa nazwiska zawsze mi się mylą!2
Rozpędza się zima i trzyma za uszy, śniegiem prószy, mrozem skrzypi, lód się kruszy w szklance z whisky, a w kominku ognia błyski, fotel ciało twe wygina, błoga mina, jest ci dobrze, no i dobrze i masz rację, w telewizji informacje – tutaj bomba, tam wybuchy, na nieszczęścia jesteś głuchy, głodne dzieci, giełda w dole, a na stole szynka, śledzie, u nas dobrze, oni w biedzie. Światem kiwa jak powozem, raz na wozie, raz nawozem. Kończę te smutne refleksje, jeszcze wpadnę w anoreksję. Będę wiotki jak modelka Helka, co chodzi po wybiegu w ostatnim szeregu. Z brzegu.
A teraz pogoda, szkoda gadać, jest, jak będzie, i w błędzie, kto domniemywa, że może być inaczej, to już raczej w następnej prognozie, bo jak to mówią… raz kozie.
A teraz, jak każe tradycja, zgrabna inskrypcja:
Nie chodź po lodzie, bo ślisko,
Lepiej idź do baru… bo blisko!
***
Z KOMEDII CENTRAL
Chcę umrzeć spokojnie, we śnie, tak jak mój dziadek, a nie wrzeszcząc z przerażenia, jak jego pasażerowie.3
Bardzo się cieszę i śpieszę podzielić się nowiną z rodziną, że zagrożenie lawiną minęło, w tym dzieło, bo mogło jak w Pompei, bez nadziei zalać lawą i złą sławą, brakiem uczucia, jak guma do żucia ciągnąć się bez końca: prokurator-obrońca, obrońca-prokurator… Jakiś senator jechał bez biletu do komitetu w Prażmowskiej Woli i do kontroli go wzięli tajni anieli, posiedzi do sprawy, ale już koniec tej zabawy, można spać spokojnie. Ja już się wyspałem, a miałem sen, że PZPN jest piękny i czysty jak ta posłanka z listy, co chciała wyjść za premiera, bo miłość nie umiera, a jak się przegrywa, to jest bardziej gorliwa, bo władza okadza każdego, kto powącha, jak pachnie łąka jesienią, i ci, co się mienią obywatelami świata, niech wychodzą z zaścianka – poseł, posłanka, a nawet minister, niech weźmie zamiast teczki tornister i namaluje kredkami przyszłość kolorami tęczy, a nie jęczy.
A co w pogodzie? Niektórzy na lodzie. A prognozy? Będą obozy. Nasi, wasi i nijacy. Ech, rodacy, do pracy!
I myśl ludowa z okolic Zwadowa:
Zajaśniały Racławice, pokraśniały lice,
Wzeszły zorze w różowym kolorze,
Jak w technikolorze.
Mówiły baby w sklepie, że będzie lepiej!
***
Z KOMEDII CENTRAL
Zrzuciła ubranie, a on zorientował się, że nie ma nic pod spodem.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI