- W empik go
Trzynaście godzin - ebook
Trzynaście godzin - ebook
Kolejny tytuł z logo Lekkie. Tym razem tłem gorącego romansu jest pałac pewnego tajemniczego niemieckiego arystokraty. Historia zaczyna się od gwałtownej burzy i nie mniej gwałtownie kończy. Czy trzynaście godzin to dość, by uwierzyć, że spotkało się miłość swojego życia? A może to tylko efekt niezwykłego, podsycającego zmysły seansu? I będąca wynikiem wielkiej pomyłki znajomość pięknej dziewczyny i znudzonego spadkobiercy bajkowej fortuny nie może skończyć się happy endem?
Nikt nie wie, kim jest Bibi von Braut. Pod tym nazwiskiem kryje się ktoś, kto za wszelką cenę pragnie zachować bezpieczną anonimowość na wzór Eleny Ferrante - tylko w świecie literatury erotycznej. Ktokolwiek to jest - świetnie włada piórem i umie rozpalić wyobraźnię.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66630-82-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To miała być spokojna noc. Agnes jechała właśnie ukochanym mini cooperem w kolorze morskiej bryzy (tak go opisano w katalogu) i cieszyła się na samotny wieczór w towarzystwie butelki dobrego wina oraz Netflixa. Czasem takie wieczory są absolutnie niezbędne. Zwłaszcza kiedy w bagażniku leżą nowe buty od Prady, które wprawdzie kosztowały znacznie więcej, niż Agnes mogła wydać, ale czego się nie robi dla Prady. Marzyła o tym, żeby je założyć jeszcze dzisiaj, a potem położyć się w nich na kanapie, wypić lampkę wina i cieszyć się życiem. Tak po prostu.
Dochodziła dziewiętnasta i było już ciemno, jak to w listopadzie. Nie znosiła tej pory roku, wszystko wydawało jej się bure i mokre. Dobrze chociaż, że galerie handlowe powoli zaczynały błyszczeć bożonarodzeniowymi ozdobami i chętnie przypominały, że chociaż za oknem jest szaro i ponuro, to jednak w ich wnętrzach człowiek ciągle jeszcze może poczuć się jak w raju. Tym bardziej kiedy skusi się na granatową puchówkę od DKNY i twarzową różową czapeczkę Diora.
Agnes skusiła się tylko na to drugie, ale wyłącznie dlatego, że wcześniej kupiła już czarne szpilki Prady. Zawsze o takich marzyła. Klasyczne, błyszczące i zadziwiająco wygodne. Mogłaby w nich nawet prowadzić samochód. I kiedy zastanawiała się, czy nie powinna tego zrobić właśnie teraz, usłyszała pierwsze uderzenie pioruna. W zasadzie był to grzmot i to tak potężny, że aż krzyknęła. Chwilę później rozpętało się prawdziwe piekło. Ulewa, wichura i przecinające niebo błyskawice. Wiatr rozrzucał po drodze gałęzie, zupełnie jakby to były zapałki, a deszcz padał tak intensywnie, że na nic nie zdała się praca wycieraczek.
– Do diabła, nie dam rady jechać dalej – mruknęła do siebie Agnes, wyłączyła silnik i sięgnęła po komórkę. Trudno, zadzwoni po pomoc drogową albo chociaż taksówkę. Nie będzie ryzykować życiem.
Telefon co prawda rozświetlił się krzepiąco, ale zdecydowanie nie reagował na żadne inne polecenia.
– Nie ma sieci? – zdumiała się Agnes. – Jeszcze tego brakowało.
Przetarła ręką okno, które oczywiście zdążyło zaparować. Poprzez strugi deszczu niczego nie dało się dostrzec. Może w oddali widziała jakiś drogowskaz, ale nie była pewna. Włączyła silnik i bardzo powoli podjechała w to miejsce. Na białej tablicy namalowano coś na kształt zamku i opatrzono strzałką nakazującą skręt w lewo.
– Gdzie ja, do cholery, jestem? – jęknęła. Jeździła tędy tysiące razy i nigdy nie widziała żadnego drogowskazu. Nie miała też pojęcia, że znajduje się tu jakakolwiek historyczna budowla. Ale przecież nie mogła zabłądzić. Znała tę drogę doskonale. Mało znany skrót prowadzący z Monachium do miejscowości, w której mieszkała. Z dala od głośnej dwupasmówki, biegnący przez dwie niewielkie wioski i pola. Prawie nigdy nie natknęła się tu na samochód, nie wspominając już o ludziach. Lubiła ten skrót, bo nie musiała stać w korkach i kląć na innych kierowców. Do pracy w Monachium jechała niecałe pół godziny, często krócej niż z jednego końca miasta na drugi. Żeby dostać się do centrum, potrzebowała jakichś czterdziestu minut. Miejscowość, w której mieszkała, była czymś w rodzaju sypialni stolicy Bawarii: zadbana, kolorowa, z uroczymi domami. Idealne miejsce do życia.
Kiedy kolejna błyskawica przecięła niebo, Agnes uznała, że nie będzie się dłużej nad tym zastanawiać, tylko zrobi wszystko, żeby dostać się w to nieznane jej dotąd miejsce i poszukać tam schronienia. Za żadne skarby nie odważy się teraz jechać do domu, bo droga jest tak śliska i pełna błota, że chyba tylko samobójca albo głupiec ruszyłby nią dalej. Wzięła głęboki oddech i bardzo powoli skręciła. Jechała z duszą na ramieniu, by w końcu poprzez zacinające strugi deszczu dostrzec mury jakichś zabudowań. Odetchnęła z ulgą. Budowla przed nią faktycznie wyglądała na pałac. Nie, raczej zamek – na dodatek chyba z czymś w rodzaju wieżyczki.
Światło nad potężnymi drzwiami dawało nadzieję, że ktoś w nim jest i wpuści ją do środka. Zaparkowała pod samymi schodami, wyskoczyła z samochodu i natychmiast wbiegła po nich. Burza chyba się nasilała, w sekundę jej ubranie przemokło na wylot. Nacisnęła dzwonek, a potem jeszcze załomotała pięściami. Lepiące się do jej ciała mokre ubranie i kolejny huk pioruna sprawiły, że pragnęła tylko jednego: żeby ktoś jej otworzył.
– Halo! Jest tam kto? Hal… – głos zamarł jej w gardle, bo ogromne drewniane drzwi stanęły przed nią otworem znacznie szybciej, niż się tego spodziewała.
– Trochę spóźniona, ale rozumiem, że to przez pogodę – odezwał się do niej niski, męski głos.
Spóźniona? Agnes nie miała pojęcia, o czym mówił ten człowiek, ale uznała, że wyjaśni to nieco później. Teraz chciała po prostu wejść jak najszybciej do środka i może nawet się przebrać w cokolwiek suchego albo przynajmniej wypić coś ciepłego. Boże, jak dobrze, że ktoś tu był!
– Strasznie leje – powiedziała tylko i zrobiła krok do przodu.
Drzwi otworzyły się jeszcze szerzej, a stojący przed nią mężczyzna podał jej ciepłą i przyjemną w dotyku rękę.
– Dzięki – uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Była przemoczona, wystraszona i speszona. Ale wiedziała jedno: stał przed nią facet jej marzeń. Z wrażenia otworzyła usta i tak stała, gapiąc się na niego bez żadnego zażenowania.
On również na nią patrzył, a na jego ustach błąkał się tajemniczy uśmiech.
Agnes przełknęła ślinę. To było tak nieprawdopodobne, że aż chciała się uszczypnąć. Wysoki, pięknie zbudowany blondyn o niebieskich – nie, nie niebieskich, raczej błękitnych oczach. Jak u psa husky. Z ostro zarysowaną szczęką, kształtnym nosem i dwudniowym zarostem, który idealnie pasował do lekko rozwichrzonej fryzury. Ubrany w czarne spodnie i niedbale rozpiętą białą koszulę, pachniał czymś, co znała i lubiła. Agnes od razu rozpoznała Patchouli Impérial Diora. Ten zapach kojarzył się jej z męską siłą i idealnie pasował do właściciela. I pewnie to z jego powodu tak intensywnie zareagowała na obcego mężczyznę. Teraz przyglądał się jej badawczo. Podążyła za jego spojrzeniem, które przylgnęło do jej mokrych, sterczących buńczucznie sutków. Lekka tkanina bluzki sprawiła, że teraz stała przed tym obcym człowiekiem z niemal nagimi piersiami. Odruchowo zakryła się rękami.
– Naleję ci wody do wanny.
To prawda, marzyła o tym. Ale ta propozycja była jednak dziwna. Ktoś wpuszcza do domu obcą osobę i bez słowa wyjaśnienia proponuje jej kąpiel? Cóż. Przynajmniej jej nie wyrzucił z powrotem na deszcz…
– Taak, jasne, chętnie – wykrztusiła niepewnie.
Zamek, on przystojniejszy od księcia i kąpiel. A jeśli zaprosi ją na bal? Mimo całej niezręczności tej sytuacji myśl ta ją rozbawiła. Musiała się mimowolnie uśmiechnąć, bo przystojniak odwzajemnił uśmiech.
– Przy okazji – mam na imię Noah – powiedział, a potem wskazał ręką schody. – A łazienka jest na piętrze.
Agnes w końcu rozejrzała się wkoło. To jednak nie był zwykły dom. Sam hol sprawiał wrażenie tak gigantycznego, że jego wyłożone wiekową drewnianą boazerią ściany właściwie majaczyły w oddali. Nad jej głową wisiał olbrzymi kryształowy żyrandol. Przez szerokie marmurowe schody biegł czerwony jak krew chodnik. Nie miała pojęcia, że ludzie ciągle tak mieszkają. Chyba że w filmach. Jej stopy, w butach równie mokrych od deszczu jak reszta garderoby, zapadły się w luksusową miękkość tego chodnika. Wszystko wokół niej było luksusowe. I monumentalne. Zupełnie jakby trafiła do innej epoki.
Sama łazienka zachwycała chyba nawet bardziej niż spektakularny hol. Na jej widok Agnes po prostu jęknęła. Biały, oczywiście wyłożony marmurem pokój kąpielowy miał z pięćdziesiąt metrów. Pośrodku stała gigantyczna wanna na lwich łapach. We wnętrzu ustawiono kilka eleganckich mebli. Niemal na każdej ścianie wisiało lustro, w którym odbijało się burzowe niebo. Łukowe, sięgające od sufitu do podłogi okna ze szprosami pasowałyby do sali balowej. Nawet wazon z białymi liliami był ponadprzeciętnych rozmiarów. Trzeba przyznać, że kwiaty idealnie tu pasowały.
– Pięknie – Agnes odwróciła się w stronę Noah i posłała mu zachwycony uśmiech. – Dziękuję, że mogę przeczekać burzę – dodała jeszcze.
Facet tylko skinął głową, a potem nieoczekiwanie usiadł w białym fotelu, który stał niedaleko wanny. Agnes zmarszczyła brwi i zerknęła w jego stronę nieco zdezorientowana.
– Naprawdę mogę się wykąpać? – spytała na wszelki wypadek.
Noah powoli skinął głową.
– A pan?
– Ja się już kąpałem – roześmiał się. – I, proszę, mów do mnie po imieniu.
Agnes zaczerwieniła się.
– Chodziło mi raczej o to, że pan… że ty nie wychodzisz… Potrzebuję góra pół godziny dla siebie.
Noah zmrużył oczy.
– Będę patrzył.
Dziewczyna wbiła w niego zdumione spojrzenie.
– Patrzył?
– A dlaczego nie? Mamy dla siebie tylko tę noc, więc chyba dobrze byłoby nie marnować czasu.
Jezu, o czym on mówi?! Kto powiedział, że ona zostanie tu na noc?! Po prostu przeczeka burzę i zabierze się do domu!
– Zazwyczaj kąpię się sama – zaznaczyła dobitnie. Ale Noah najwyraźniej rzeczywiście nie zamierzał wyjść. Zaczęło się jej to wydawać coraz bardziej niepokojące. A co, jeśli wpakowała się do domu czy raczej pałacu psychopaty? To, że ktoś mieszka wśród marmurów, antyków i złotych żyrandoli nie znaczy jeszcze, że nie może być świrem. I co, jeśli coś, co miało być najwyżej komiczne, stanie się makabryczne?
– Chciałbym popatrzeć – jego ton stał się nieco bardziej miękki, a on sam popatrzył na nią z uśmiechem szaleńczo seksownego mężczyzny, a nie niebezpiecznego zboczeńca. Tak naprawdę wyglądał jak książę z bajki i to było w tym wszystkim najbardziej podejrzane.
– Ale rozumiesz, że twoje życzenie jest dziwne? – zapytała wciąż zaskakująco spokojnym tonem. Powinna być przerażona. Dlaczego nie była?
– Dziwne? – uśmiechnął się Noah. – Po prostu lubię patrzeć na piękne kobiety.
– Ale my się nie znamy.
– Oczywiście, że nie – tym razem aż wybuchnął śmiechem. – Nie przyjechałaś tu jednak po to, żeby zagrać ze mną w domino, prawda?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. W ogóle nie planowała tu przyjeżdżać, to był po prostu zbieg okoliczności. Gdyby nie burza i pioruny, od których niemal ogłuchła, pewnie byłaby już w domu. I może paradowała przed lustrem w tych nowych szpilkach od Prady.
Noah przyglądał jej się w milczeniu, a na jego ustach błąkał się trochę zachęcający, a trochę szelmowski uśmiech. Nie, jednak nie wyglądał na wariata. Na mordercę chyba też nie. Problem z tymi ostatnimi polegał jednak na tym, że oni nigdy nie wyglądali podejrzanie. Czytała ostatnio reportaż o pewnym seryjnym zabójcy. Świadkowie twierdzili, że wszystkie ofiary zgodnie mówiły o anielskiej twarzy i cichym, melodyjnym głosie oprawcy. Pewnie dlatego nie dało się go przez lata namierzyć.
Agnes raz jeszcze spojrzała na Noah. Coś nagle kazało jej zaprzestać protestów. Stojąc w zbyt dużej łazience i patrząc na najpiękniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek spotkała, i widząc w lustrze swoje właściwie półnagie odbicie i przylegające do głowy nieszczęśliwie mokre włosy, poczuła, że albo wejdzie w tę dziwną grę, albo natychmiast musi uciec. I właśnie kiedy ta myśl przemknęła jej przez głowę, za oknem grzmotnęło tak donośnie, że ze strachu tylko zamknęła oczy.
Nie ma mowy.
Nigdzie się stąd nie ruszy. W przeciwnym razie zginie przywalona jakimś drzewem lub porażona piorunem. To już chyba lepiej wykąpać się w obecności obcego faceta. Poza tym było w tej propozycji coś niegrzecznie erotycznego. Emocje. Niepewność. Seksualne napięcie. Szkoda tylko, że nie może wysłać esemesa do przyjaciółki, żeby poinformować ją, gdzie jest. A co, jeśli zginie tu od ciosu antycznym kandelabrem i nikt nigdy jej nie odnajdzie?
_Chyba przesadziłaś_, pomyślała.
Noah tymczasem oparł lewą stopę o prawe kolano i podparł policzek dłonią. Nadal patrzył na nią w całkowitym milczeniu, przy akompaniamencie bębniącej ulewy. Zachowywał się spokojnie, niemal leniwie.
Niech będzie. W końcu lubiła gry.
Agnes odwróciła się do niego tyłem, podeszła do wanny i odkręciła kurek z wodą. Sięgnęła po płyn w białej butelce i powąchała go. Pachniał konwalią. Nalała go do wanny, a potem powoli zaczęła się rozbierać. Odkleiła od siebie mokre ubranie i stanęła przed Noah w czarnym staniku i koronkowych stringach. Pogratulowała sobie w myślach słabości do drogiej bielizny. Zdecydowanie lepiej było pokazać się w czymś od La Perli niż w bawełnianych majtkach z sieciówki. Kiedy wanna była do połowy pełna, Agnes rozebrała się do naga i weszła do pachnącej kwiatami wody. Zanurzyła się, oparła głowę o białą poduszkę i przymknęła oczy. Było jej błogo, ciepło i po prostu dobrze. Przygryzła wargę. Zupełnie nie rozumiała dlaczego, ale czuła narastające podniecenie. Podobało jej się, że Noah na nią patrzy, i podobał jej się jego trochę przyspieszony oddech. Wiedziała, że przyglądał jej się z satysfakcją. W sumie nic dziwnego. Miała wysportowane i starannie wydepilowane ciało oraz jędrne, choć nieduże piersi. Zgrabne, krągłe pośladki. Była szczupła, ale z całą pewnością nie zaliczała się do chudzielców. Wręcz przeciwnie. Miała dość szerokie biodra i umięśnione uda. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest seksowna. Była w końcu ulubioną nauczycielką wszystkich ojców dzieci z prywatnego przedszkola, w którym pracowała. To z nią najchętniej rozmawiali tatusiowie. A dwóch z nich robiło nawet coś więcej…
Agnes lekko uniosła powieki i zerknęła na Noah.
Siedział bez ruchu, nie odrywając jednak od niej wzroku.
Uniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła masować gąbką piersi. Sutki stwardniały jej niemal natychmiast, a ona poczuła rozlewające się po ciele przyjemne ciepło. Coraz bardziej podobała jej się ta zabawa, nawet jeśli nie do końca ją rozumiała. Wstała i, ociekając pianą, odwróciła się w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny. Rozchyliła nogi tak, by mógł zobaczyć cipkę, i zaczęła ją delikatnie pocierać gąbką. Zamknęła oczy i podkręciła tempo. Czuła, jak łechtaczka robi się coraz większa i erotycznie pulsuje. Dotknęła prawą ręką sutka i oblizała usta.
Noah również oddychał coraz szybciej, chociaż nie zmienił pozycji. Wiedziała jednak, że jest podniecony nie mniej od niej. Poruszyła jeszcze kilka razy ręką, coraz mocniej dotykając łechtaczki gąbką, aż w końcu eksplodowała, wydając z siebie głośny krzyk. A potem po prostu usiadła w wannie i dokończyła pielęgnacji reszty ciała. Chciało jej się śmiać. Jeszcze nigdy nie zrobiła niczego podobnego. No, ale facet przynajmniej dostał, czego chciał.
– Będę czekał na ciebie w jadalni z kolacją – głos Noah wydawał się nieco niższy niż wcześniej. Wstał i wyszedł z łazienki.
Agnes spojrzała za nim przeciągle. Na pikowanym okrągłym pufie leżał cudownie miękki szlafrok. Szczelnie się nim owinęła. To była najbardziej zaskakująca burza w jej życiu. A co najważniejsze – wciąż się nie skończyła.BARON
Noah von Rechtofen tak naprawdę nie miał szczęścia do kobiet. A wszystko dlatego, że po pierwsze – był baronem, a po drugie – spadkobiercą gigantycznej fortuny. Początkowo wydawało mu się, że bogactwo jest czymś naturalnym, w końcu jego rodzina otaczała się wyłącznie majętnymi ludźmi. Z równą swobodą płacili kilkaset euro na butelkę szampana i kilkanaście milionów za kolejną nieruchomość czy prywatny samolot.
Noah był prawnukiem Alberta von Rechtofena, pruskiego arystokraty, który w czasie pierwszej wojny światowej zasłynął jako wybitny lotnik i strzelec. Na wszystkich przyjęciach rodzinnych mówiono o nim z dumą. Albert poślubił niejaką Klarę, równie wysoko urodzoną jak on. Klara miała dodatkowo wybitną smykałkę do interesów, którą odziedziczyła po ojcu. Po wojnie Albert i Klara zajęli się wykupywaniem starych mebli i obrazów, wśród których znalazły się prawdziwe skarby. To na nich zbili majątek, z sukcesem pomnożony przez kolejne pokolenie – ich syna, niebywale przystojnego, choć legendarnie niewiernego Heinricha i jego żonę Ursulę. Kolejna wojna zubożyła oczywiście von Rechtofenów, ale nie na tyle, by w kolejnych latach nie dało się odbudować potęgi finansowej rodziny. W dniu ślubu całość miał otrzymać Noah, który był oczkiem w głowie swojej babki Ursuli. Zwłaszcza że w tragicznym wypadku samochodowym zmarli jego rodzice. Doświadczona przez zdrady męża Ursula całą miłość przelała na wnuka. Noah odziedziczył rodzinną posiadłość, a babka go odwiedzała. Jej willa mieściła się zaledwie kilkanaście kilometrów dalej, na obrzeżach Monachium. Dzięki temu mogła mieć oko na wnuka i wpadać do niego zawsze, gdy miała na to ochotę. Jednym z jej ulubionych tematów było naciskanie na młodego barona von Rechtofena, by wreszcie pomyślał o małżeństwie.
– Chciałabym jeszcze doczekać prawnuka – zwykła dodawać na koniec kolejnej tyrady.
Noah tylko się uśmiechał.
Był przekonany, że babcia nie zestarzeje się nigdy. Ursula von Rechotfen w niczym nie przypominała klasycznej babki. Była tak pełna życia i energii, że mogłaby nimi obdarzyć pół Bawarii. Od jakiegoś czasu kwitła, zaczęła nosić rozpuszczone włosy i ciągle się uśmiechała. Noah przypisywał to obecności jakiegoś mężczyzny, ale babka za każdym razem stanowczo zaprzeczała. Bardzo chciałby spełnić jej prośbę, niestety, nie spotkał dotąd żadnej kobiety, która mogłaby zostać jego żoną. Kolejne partnerki tylko go nudziły, no i zdecydowanie zbyt szybko okazywały się zwykłymi łowczyniami posagu, które skutecznie udawały miłość i były gotowe zrobić wszystko, byle Noah wcisnął im na palec pierścionek zaręczynowy. Najlepiej z diamentem wielkości dojrzałej śliwki. Jedna z nich nawet celowo podrzuciła mu najnowszy katalog Cartiera, a potem zaczęła go przeglądać, wzdychając przy tym znacząco. Od razu przeszła mu ochota na cokolwiek.
Na prawo i lewo opowiadał, że absolutnie nie ciągnie go do ołtarza.
– Jestem młody, bogaty, wolny i – niech będzie – rozkapryszony. Nie zależy mi na tym, żeby zostać czyimś mężem i w krótkim czasie skupić się wyłącznie na pielęgnowaniu domowego ogniska. Doskonale wiem, że małżeństwo zabija wszelką spontaniczność. Koniec z ekstremalnymi sportami, przejażdżką motorem po Toskanii czy nurkowaniem na Malediwach. Prędzej czy później stanę się nudnym panem, który w ciepłych bamboszach (nawet jeśli od Gucciego) będzie się snuł po domu wyizolowany i nieszczęśliwy – wyjaśniał dalszym i bliższym znajomym, którzy marzyli, by się ustatkować. Ale czy to znaczyło, że on musiał do nich dołączyć?
Noah postanowił nie szukać na siłę ani miłości, ani żony. Kiedy chciał się dobrze zabawić albo potrzebował towarzystwa, zamawiał kobiety jak z katalogu. Znajomy podsunął mu adres wyjątkowo luksusowej agencji _call girls_, w której pracowały dziewczęta piękne, seksowne i… uczciwe. Pojawiały się u niego w celach zarobkowych i nie oczekiwały oświadczyn, tylko ustalonej stawki. Doskonale odgrywały swoje role. Potrafiły świetnie udawać orgazmy. Czasem wynikały z tego zabawne historie, jak wtedy, kiedy niejaka Angie zaczęła namiętnie krzyczeć, chociaż Noah nawet jej nie dotknął. Był wtedy w łazience, a do sypialni zakradł się ukochany kot babci (czasem zostawiała go z wnukiem) – puszysty siberian, który umościł się w nogach drzemiącej Angie. Jak przystało na rasową _call girl_, zaczęła natychmiast jęczeć i wzdychać, myśląc, że to Noah ją pieści, a następnie eksplodowała szybkim orgazmem. To było całkiem udane widowisko, nagrodził ją więc dodatkowym tysiącem euro. Noah nie pamiętał już bowiem, kiedy ostatni raz tak dobrze się bawił. Dwa razy odwiedziła go Caro i to był wyjątek, zazwyczaj bowiem nie zamawiał dwukrotnie tej samej dziewczyny. Nie chciał się przyzwyczajać i nie chciał również, żeby przyzwyczajały się one. Ale Caro była jak rasowa klacz – nie mógł sobie odmówić przyjemności spotkania jej ponownie. Miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, była smukła i posiadała najdłuższe nogi, jakie kiedykolwiek widział. Do tego cudowne piersi. Potrafiła kręcić pupą jak żadna inna – trochę zalotnie, ale wciąż elegancko. W seksie wydawała mu się nieco zbyt aktorska, zupełnie jakby zwracała uwagę na każdą pozycję i dźwięk, który z siebie wydawała, ale uznał, że to wcale nie przeszkadza.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki