Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Trzynaście rozdziałów magii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trzynaście rozdziałów magii - ebook

Zwykła dziewczyna Liliana Ambrozjak pracująca w biurze, budzi się sama w środku lasu. Szukając pomocy trafia do mrocznego miasteczka, w którym zostaje wplątana w tajemnicze i magiczne wydarzenia. Czy pozna prawdę o sobie i znajdzie odwagę, by zmienić swoje życie?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-196-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Zagubiona

Było mi zimno i niewygodnie. Poczułam, coś mokrego na twarzy i całym ciele. Ocknęłam się, a kiedy otworzyłam oczy wiedziałam, że wydarzyło się coś bardzo złego. Wokół mnie, wysoko wznosiły się grube konary czarnych drzew. Zupełnie, jakby chciały przytłoczyć mnie swoją obecnością, jakby chciały mnie zadeptać. Ciemne chmury przesłoniły ich korony. Jęknęłam, gdy kolejne krople ulewy spadły na mnie. Bolał mnie każdy skrawek ciała, a wszystkie mięśnie paliły tak, jakbym ostatnie godziny spędziła na intensywnych ćwiczeniach. Albo walce. Zadrżałam na samą myśl o tym, co mogło się ze mną dziać przez ostatnie godziny. Z wysiłkiem spróbowałam podnieść się z mokrego mchu. Sztywne palce ślizgały się po błocie i po konarze jednego z drzew, o które się wsparłam. Gdy tylko stanęłam na nogi, zaraz przed oczami pojawiły się mroczki. Tylko nie to! Objęłam drzewo chcąc jak najdłużej utrzymać się na nogach. Miałam wrażenie, że głowa za chwilę eksploduje mi z bólu.

Spróbowałam przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Pamiętałam tylko, że ktoś zatrzymał się obok mnie i zapytał o drogę, a kiedy zbliżyłam się do samochodu złapał za szyję, przycisnął chusteczkę do ust i nosa. Dalej w pamięci zionęła ogromna dziura.

— Gdzie ja do cholery jestem?! — krzyknęłam, a dźwięk zniknął gdzieś w kroplach deszczu.

Sprawdziłam kieszenie i z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam przy sobie już nic. Wszystkie pieniądze i dokumenty zniknęły. Nawet nie liczyłam na to, że w pobliżu będzie mój plecak, a mimo to zaczęłam rozglądać się dookoła.

Wiedziałam, że powoli zaczyna ogarniać mnie panika. Musiałam nad nią w jakiś sposób zapanować. Wzięłam głęboki wdech, a wtedy ból żeber powalił mnie na kolana. Wbiłam palce w mokrą ziemię i łapczywie łykałam powietrze. Zaczęłam głośno kaszleć. Krew chlusnęła z moich ust i połączyła się z deszczem, sączyła się teraz cienkim strumieniem w głąb lasu. Łzy spływały po policzkach, nie mogłam już dłużej powstrzymywać przerażenia, które w tej właśnie chwili ogarnęło mnie całą.

— Muszę dotrzeć do ludzi. — wyszeptałam do siebie.

Wzięłam kilka płytkich oddechów, przy których żebra nie bolały aż tak bardzo. Czy mam jakieś złamania? Nerwowo sprawdziłam stan wszystkich kości. Kończyny wydawały się być całe, co do innych części ciała nie była pewna. Potrzebuję lekarza i to jak najszybciej!

Powoli się podniosłam zaciskając zęby z bólu, a kiedy przylgnęłam do drzewa rozejrzałam się. Promyk nadziei wewnątrz mnie delikatnie zaiskrzył, kiedy niedaleko zobaczyłam przerwę w drzewach. Liczyłam na to, że jest to droga, albo chociaż jakaś ścieżka. Założyłam na głowę mokry już kaptur i odgarnęłam włosy z czoła. Ostrożnie stawiałam każdy krok, nie ufałam swoim nogom, ani tym bardziej leśnej ziemi.

Robiło się coraz ciemniej, a deszcz w zaskakującym tempie zmieniał się w ulewę. Zastygłam w bezruchu, kiedy mignął przede mną cień. Serce chciało wyrwać się z piersi, a nogi zrobiły się miękkie, jak z waty. Przypomniałam sobie wszystkie znane mi straszne filmy, kiedy to morderca bawi się ze swoją ofiarą. Goni ją, udając, że nie może jej złapać przez co ofiara odzyskuje nadzieję, aż nagle zza najbliższego zakrętu wyskakuje oprawca, który wbija jej nóż prosto w serce.

Minęło kilka dobrych minut, a ja wciąż stałam w jednym miejscu. Wiedziałam, że muszę się ruszyć. Krzyczałam do siebie w myślach, że nie mogę tak stać w bezruchu, że mimo przerażenia, które krąży w moich żyłach muszę iść. Wmawiałam sobie, że to tylko cienie próbują wywołać we mnie coraz większy strach. Mimo dotkliwego zimna czułam pot spływający strużkami po czole. Zmusiłam w końcu nogi do posłuszeństwa, a las z każdym krokiem stawał się groźniejszy. Konary drzew zdawały się wyciągać po mnie długie ramiona chcąc mnie opleść, by wciągnąć w ciemną dziurę. Tysiące cieni obserwowały mnie i tylko czekały na mój upadek.

Droga, która była coraz bliżej stała się wybawieniem od mrocznego lasu. Poczułam ulgę, kiedy postawiłam stopę na mokrym asfalcie. Przez chwilę zastanawiałam się, w którą stronę mam dalej iść. Coś wewnątrz mnie pociągnęło mnie na północ, jak odczytałam z mchu porastającego drzewa. Muszę znaleźć jakieś schronienie, a najlepiej komisariat policji i lekarza.

Szłam błotnistym poboczem drogi, co chwila zerkając w stronę lasu. Miałam wrażenie, że nagle ktoś lub coś z niego wyskoczy i rzuci się na mnie. Szum deszczu zagłuszył by każdego, kto mógłby się do mnie podkraść. Co chwila odwracałam się za siebie w obawie, że jestem śledzona. Resztki zdrowego rozsądku, który we mnie pozostał, próbowały przekonać mnie, że skoro żyję to znak, że ktoś sobie odpuścił. Zgoda, zrobił mi coś zapewne niewyobrażalnie złego, ale porzucił w lesie. Może liczył na to, że skonam. Tylko dlaczego sam nie dokończył dzieła? Nie obawiał się, że ktoś mógłby kiedyś odnaleźć moje ciało i zawiadomić władze? A może właśnie liczył na rozgłos?

— Przestań — szepnęłam do samej siebie próbując uspokoić myśli i wyobraźnię, która pokazywała mi już moje martwe ciało w trumnie.

Matka zapewne kupiłaby nową sukienkę na taką okazję. Ułożyłaby czarne loki tak, by idealnie spływały po ramionach. Srebrny wisior z bursztynem w kształcie łzy spocząłby na jej szyi i dumnie się prezentował. Ojciec założyłby garnitur, który zakładał na wszystkie wielkie wydarzenia. Zapiąłby zegarek na nadgarstku z ponurą miną. Może ukradkiem uroniłby łzę lub dwie, szybko otarłby je wierzchem dłoni. Po pięknej przemowie trwającej zdecydowanie zbyt długo i mówiącej, jak dobrym człowiekiem byłam i jak wszyscy będą za mną tęsknić, schowaliby mnie w drewnianej trumnie, w czarnym dole. Rodzice rzuciliby czerwone róże, które opadłyby z głuchym stuknięciem w wieko, przecież nie zbrudziliby sobie rąk symboliczną garścią ziemi.

Poczułam, jak łzy wymieszały się z kroplami deszczu spływającymi po mojej twarzy. Zacisnęłam dłonie w pięści i mimo bólu, który tkwił w każdym zakamarku mojego ciała przyspieszyłam kroku. Liczyłam na przejeżdżający samochód, który zbawiennie zatrzymałby się i zabrał mnie z tego okropnego miejsca. Jednak nie było się co łudzić. Droga nie wydawała się zbyt często uczęszczana, w przeciwnym razie, już ktoś by tędy przejechał. Szłam dalej i dalej. A przed sobą widziałam tylko ścianę deszczu, który wzmagał na sile. Grzmot przeszył powietrze, a błyskawica z trzaskiem rozdarła niebo. Skuliłam się, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. Musiałam znaleźć jakieś schronienie i miałam nadzieję, że ktoś będzie miał na tyle dobre serce, że przygarnie chociaż na chwilę zagubioną, bez grosza przy duszy w zakrwawionych i podartych ubraniach dziewczynę. Zaciskając zęby pokonałam kolejny zakręt. Przy wcześniejszych tliła się we mnie nadzieja, że oto wyjdę i zobaczę rząd domów, które będą ciągnęły do siebie ciepłymi światłami. Do tej pory nic się nie wydarzyło, a ja coraz bardziej odczuwałam zmęczenie i ból. Chciałam usiąść, odpocząć choć na chwilę. Ilekroć o tym myślałam, patrzyłam w gęsty las i zmuszałam nogi do dalszej wędrówki. Miałam wrażenie, że minęły wieki, od kiedy weszłam na drogę i bałam się, że będę tułać się tak bez końca.

Zamarłam.

W oddali jasno paliły się światła zielonych neonów zachęcając podróżnych do środka prostym napisem „BAR”.

Fatamorgana. To nie może być realne.

I przecząc swoim myślom niemal biegiem ruszyłam w stronę budynku. Nie zważałam na ból, ani na deszcz, czy grzmoty. Wiatr przybrał na sile i niemal popchnął mnie w stronę, w którą zmierzałam. Jak na skrzydłach dopadłam drzwi i zawahałam się. Co jeśli w środku jest ktoś, kto mnie porwał i zrobił to wszystko? Przełknęłam głośno ślinę i spróbowałam uspokoić drżenie rąk. Muszę skorzystać z tej szansy. Do diabła! Przecież nawet nie wiem gdzie jestem i nikt inny oprócz ludzi środku nie może mi w tej chwili pomóc. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi.

Przyjemne ciepło przylgnęło do mnie. Przez chwilę zbierałam w sobie odwagę, by podnieść głowę i rozejrzeć się, cisza w pomieszczeniu dodała mi otuchy.

Przy żadnym ze stolików nikt nie siedział, a ja odetchnęłam z ulgą. Niepewnie podeszłam do potężnego mężczyzny, który stał za barem i wycierał szklankę białą szmatką. Każdy mięsień drgał przy tej czynności, jakby musiał powstrzymywać się, by nie użyć za dużej siły. Dopiero po chwili podniósł wzrok znad szkła i spojrzał na mnie szarymi oczami. Odniosłam wrażenie, że te oczy widziały o wiele więcej niż jestem sobie w stanie wyobrazić. Zobaczyłam w nich współczucie, zrozumienie i gdzieś głęboko skrywany ból. Zacisnął mocniej kwadratową szczękę i odłożył na bok szklankę.

— Co podać? — spytał.

— Nie wiem — szepnęłam i przełknęłam ogromną gulę w gardle powstrzymując się od płaczu. Dopiero teraz poczułam, jak strach i ból wdarł się w moją duszę. — Nie mam pieniędzy — dodałam i spuściłam wzrok.

— Poczekaj chwilę — zniknął za drzwiami prawdopodobnie prowadzącymi na zaplecze.

Zadrżałam. Cała byłam przemoczona i mimo ciepła w barze, zaczęłam odczuwać chłód i coraz silniejsze zmęczenie. Wiedziałam, że muszę mieć się na baczności. Postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu, by w razie czego móc szybko uciec. Znając otoczenie znacznie łatwiej jest przetrwać. Westchnęłam. Moje zaufanie do ludzi zmalało, a może już całkowicie zanikło?

Dostrzegłam detale świadczące o dawnej świetności lokalu. Wytarta, drewniana podłoga już dawno zasłużyła na odnowienie, a tapeta w kolorze ciemnego wina miejscami zaczęła odłazić od ścian. Przesunęłam dłonią po kilku drewnianych ozdobach. Z pewnością musiał wyrzeźbić je ktoś o wielkim talencie. Nie byłam do końca pewna co przedstawiają. Przywodziły na myśl głowy demonów. Ostre zęby, wystające języki zdobiły każdą ze ścian. Ciekawe czy wiązała się z tym jakaś głębsza historia, czy był to tylko wymysł artysty. Nad barem wisiał obraz przedstawiający drastyczną scenę wojny. Nie była to walka między ludźmi, lecz między aniołami, demonami i duchami. Zobaczyłam na nim kilka aniołów zmieniających się z białych istot w mroczne, przeklęte duchy. Czułam jak cała scena zaczyna się dziać, niemal słyszałam krzyki i błyskawice. Byłam jak zahipnotyzowana, malowidło prawie mnie w siebie wciągnęło.

— Napij się, trochę ciebie rozgrzeje — głos mężczyzny wyrwał mnie z zamyślenia.

Kiwnęłam głową i wzięłam łyk gorącej herbaty z miodem i cytryną. Przyjemne ciepło powoli zaczęło rozchodzić się wewnątrz mnie. Mężczyzna okrył mnie ręcznikiem i przez chwilę wpatrywał się we mnie. Wiedziałam, że nad czymś się zastanawia. Odwróciłam wzrok nie mogąc znieść tego, jak bardzo on sam próbował rozczytać moją duszę na wylot, tymi wszystkowiedzącymi oczami. Poczekał aż wypiję herbatę do końca, dopiero wtedy się odezwał.

— Słuchaj, możesz się tu zatrzymać na jakiś czas. Potrzebuję pomocy w barze, mogłabyś sobie trochę dorobić — jego uśmiech wydał mi się niesamowicie szczery.

Spojrzałam na mężczyznę próbując odgadnąć jego zamiary. Czy był życzliwy? Czy raczej próbował dokończyć to, co sam zaczął. Może to wszystko było jednym wielkim planem i grą? Porzucił mnie w lesie licząc na to, że trafię jakimś cudem do tego baru

i będzie mógł zaproponować mi fałszywą pomoc. Dokończy swe dzieło. Cholera! Przecież nie mógł wiedzieć, że pójdę akurat w tę stronę, że nikt nie będzie przejeżdżał drogą i nie trafię na nikogo innego. Prawda była taka, że oto ktoś wyciąga do mnie pomocną dłoń, a ja w swojej nowej paranoi chcę ją odtrącić. Potrzebuję schronienia i pieniędzy, choćby po to, by dotrzeć do najbliższego komisariatu. Szalejąca burza na zewnątrz zachęcała do przyjęcia propozycji, ale lampka z tyłu głowy za nic nie chciała zgasnąć. Obiecałam sobie, że będę ostrożna.

— Przydałby mi się nocleg i jakaś kasa — powiedziałam niepewnie wciąż zastanawiając się, czy dobrze robię.

— Świetnie, w takim razie chodź za mną. Na górze będziesz miała pokój. Czasem śpią tu też inni goście, ale to się rzadko zdarza.

Schody zaskrzypiały, kiedy po nich wchodziliśmy. Piętro budynku było w jeszcze gorszym stanie niż parter. Ściany były obdrapane i ubrudzone czerwoną farbą. Upiorne wrażenie potęgowało światło żarówki, która jako jedyna oświetlała korytarz. Minęliśmy kilka pokoi i zatrzymaliśmy się przy ostatnich drzwiach. Barman wyjął z kieszeni klucz i usłyszałam głośny mechanizm zamka. Zawiasy zaskrzypiały i ukazał się niewielki pokój z podwójnym łóżkiem, małym biurkiem pod oknem i drewnianym krzesłem przysuniętym do niego. W kącie stała niewielka szafa.

— Nie są to może fantastyczne warunki, ale może odpoczniesz chociaż trochę i się ogrzejesz. W pokoju masz też łazienkę. Weź kąpiel, a ja poszukam jakichś suchych ubrań dla ciebie — przez chwilę przyglądał mi się uważniej — i przyniosę apteczkę.

— Dziękuję — szepnęłam cicho, nie wiedząc, co więcej mogę powiedzieć.

— Nie ma za co — odparł odwracając się i za chwilę zniknął na schodach.

Przekroczyłam próg pokoju, w którym panował straszny zaduch. Otworzyłam okno na całą szerokość i dopiero teraz zorientowałam się, że z tyłu baru znajduje się cmentarz. Wzięłam głęboki wdech i nagle przy jednym z grobów coś się poruszyło. Wytężyłam wzrok na tyle, na ile pozwalały mi strugi deszczu. Koniec, oszalałam! Oficjalnie jestem wariatką widzącą wszędzie ludzkie cienie i porywaczy. Przydałby mi się psycholog, a może to już etap, gdzie powinien wkroczyć psychiatra? Głos w głowie krzyczał, że powinnam zasłonić okno i schować się w najciaśniejszym kącie, jednak nie zrobiłam tego i uparcie wgapiałam się w miejsce przy grobie. Po chwili wyłonił się zarys ludzkiej postaci. Miałam wrażenie, że patrzy wprost na mnie. Przeszyło mnie dziwnego rodzaju otępienie, nie mogłam oderwać wzroku od nieznanego cienia. Zupełnie tak, jakby ten ktoś nie chciał mnie puścić, jakby ciągnął mnie do siebie każdą cząstką. Wreszcie postać zniknęła a ja uwolniłam się z uścisku dziwnej mocy. Serce waliło chcąc wyrwać się z mojej piersi. Wytarłam spocone dłonie w i tak już mokre spodnie. Zdecydowanie powinnam odpocząć.

***

Łazienka była nieduża, za to mieściła wannę, co wywołało promienny uśmiech na mojej twarzy. Nalałam do niej gorącej wody i w międzyczasie spojrzałam w lustro, a to co zobaczyłam nie było mną. Grudki ziemi pomieszane z zaschniętą krwią i łzami tworzyły koszmarną karykaturę. Zacisnęłam zęby i przemyłam twarz wodą. Dopiero teraz ukazał się ogromny siniak pod okiem i kilka skaleczeń. Pewnie niektóre z nich pojawiły się w trakcie mojej wędrówki. Wzięłam głęboki wdech, ale tym razem to nie pomogło. Wbiłam zęby w ręcznik, tym samym tłumiąc krzyk cierpienia, który wstrząsnął moim ciałem. Łzy spłynęły potężnym strumieniem, którego nie byłam w stanie powstrzymać. Dlaczego coś takiego musiało się przytrafić właśnie mnie? Dlaczego trafiło na mnie? To nie było w porządku! Kto był zdolny do czegoś takiego?! Tylko jakiś totalny świr!

Po kilku długich minutach szloch przerodził się w ciche łkanie. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Zaczęłam żałować, że nie umarłam. Mógł mnie dobić i zakopać w tym okropnym lesie. Nie musiałabym teraz znosić tego całego bólu i cierpienia! Wzięłam kilka głębokich wdechów i wytarłam nos w papier. Zrzuciłam z siebie mokre i brudne ubrania, a kiedy zanurzyłam się ciepłej wodzie poczułam ukojenie, które dało odpoczynek nie tylko obolałym mięśniom, ale również mojemu umysłowi. Przetarłam oczy i zaczęłam dokładnie badać każdy skrawek skóry. Niemal nie było miejsca, którego kolor nie przypominałby sino-fioletowego nieba. Zacisnęłam zęby, poczułam ogromny przypływ nienawiści do tego, kto mi to zrobił. Pragnęłam sprawiedliwości, chciałam, by dorwała go policja. Ktoś powinien go zacząć szukać. Uświadomiłam sobie, że mogło być ze mną o wiele gorzej. Siniaki w końcu zejdą i jedyny ślad jaki pozostanie to wielki uraz psychiczny.

Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam zobaczyłam siedzącą przede mną nagą kobietę. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle a ciało odmówiło posłuszeństwa. Rozchyliła nogi, a jej dłoń błądziła po kobiecości. Uśmiechnęła się i przesunęła językiem po śnieżnobiałych zębach. Wyciągnęła rękę w stronę drzwi, a mój wzrok podążył za tym ruchem. W drzwiach stał barman całkowicie nagi. Podszedł do kobiety i połączył się z nią długim namiętnym pocałunkiem. Wyciągnął ją z wanny i posadził na swoim nabrzmiałym członku.

Tego było już za wiele! Spróbowałam krzyknąć i zachłysnęłam się zimną wodą. Mój otępiały umysł powrócił do rzeczywistości. W łazience byłam sama.

— Co to było, do cholery?! — krzyknęłam i szybko wyskoczyłam z wanny. Chyba już całkowicie zaczynałam tracić rozum.

Kiedy się wytarłam i owinęłam ręcznikiem, spojrzałam w lustro nad umywalką. Ze skaleczeń powoli sączyła się krew, a niektóre z nich już zdążyły się zasklepić. Przełknęłam głośno ślinę i wróciłam do pokoju. Niemal podskoczyłam ze strachu, kiedy spostrzegłam barmana siedzącego na łóżku z apteczką. Drżące dłonie zacisnęłam w pięści i podeszłam do niego. Poczułam się niezręcznie, kiedy usiadłam obok. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. W głowie pojawiła się scena z łazienki, a ja siłą próbowałam ją wypchnąć z umysłu. Może to był tylko dziwaczny sen? Organizm jasno próbował mi przekazać informację, że jest przemęczony, a ja to ignorowałam zbyt długo i oto są tego skutki.

— Musiałaś mieć ciężki dzień — stwierdził przemywając mi skaleczenia. — Kto ci to zrobił?

— Nie wiem. — wyznałam i przez chwilę wahałam się, czy powinnam o tym mówić obcemu mężczyźnie. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała złożyć wyznania na policji, więc dobrze byłoby móc zrzucić ten przeraźliwy ciężar z ramion. Nawet jeśli nie do końca wiedziałam czy mogę zaufać temu człowiekowi. — Pojechałam do Jastrzębiej Góry na wakacje, a kiedy byłam już niedaleko hotelu, w którym miałam zarezerwowany pokój, zatrzymał się koło mnie samochód. Kierowca spytał o drogę, ale nie znałam miasta. Chciałam mu o tym powiedzieć, gdy nagle złapał mnie mocno za szyję i przycisnął do twarzy jakąś szmatę — słowa wypływały ze mnie w szybkim tempie, przerwałam na chwilę, by złapać głębszy oddech i powstrzymać łzy. Dopiero kiedy byłam pewna, że opanowałam gulę w gardle zaczęłam mówić dalej. — Potem była tylko ciemność. Ocknęłam się w lesie i nie miałam przy sobie niczego, ani portfela, ani dokumentów, nic. Pozostały mi tylko rany i te siniaki.

Obserwowałam reakcję barmana na moje słowa. Liczyłam, że może uda się wyczytać z jego twarzy czy miał cokolwiek wspólnego z porwaniem mnie i katowaniem. Jednak jedyne co zobaczyłam to żal i smutek, których ciężkie nuty pobrzmiewały w jego głosie.

— Przykro mi, że spotkało cię coś takiego i cieszę się, że mogę ci w jakiś sposób pomóc — zmarszczył brwi w zamyśleniu. — A właśnie, bo nie spytałem wcześniej, jak się nazywasz?

— Liliana Ambrozjak, a ty to..?

— Aleksander, ale śmiało możesz mówić mi Aleks — uśmiechnął się do mnie ciepło, a mnie zastanowiło dlaczego nie podał swojego nazwiska. — Przyniosłem kilka koszulek i spodnie dresowe. Powinny być w miarę dobre. Pozwolisz, że wezmę twoje ubranie,

a na jutro będzie już czyste i suche?

— Tak, dziękuję — odwzajemniłam uśmiech, jednak w mojej głowie wciąż wisiał intymny obraz Aleksandra i nieznanej mi kobiety.

— Chyba już lepiej nie będzie — wyznał barman chowając wodę utlenioną i zbierając zużyte gaziki. — Spróbuj odpocząć, a jutro zapraszam na śniadanie i wtedy pogadamy o twojej pracy.

— Jeszcze raz dziękuję za pomoc. W tych czasach twój gatunek niemal jest na wyginięciu.

— Nawet nie wiesz jak bardzo — odparł kierując się w stronę drzwi. — Śpij dobrze.

— Dobranoc — odpowiedziałam i przez chwilę słuchałam skrzypiącej podłogi w korytarzu i starych, drewnianych stopni, po których schodził Aleksander. Dopiero wtedy podniosłam się i zamknęłam drzwi na klucz, tak na wszelki wypadek.

Zadrżałam, kiedy mocniejszy podmuch wiatru wpadł do pokoju. Nie miałam zamiaru zamykać okna, nie chciałam czuć się jak w klatce. Poza tym liczyłam na to, że chłodne powietrze pomoże mi zasnąć. Usiadłam na łóżku i kiedy już założyłam na siebie za dużą koszulkę, wpatrzyłam się gdzieś w przestrzeń. Co teraz będzie? Czy jestem tu bezpieczna? Pytania zaczęły zalewać moją zmęczoną głowę i wątpiłam, by była jakakolwiek szansa na to, że wkrótce znajdę na nie odpowiedź. Ze zbolałym umysłem wsunęłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy. Spróbowałam uspokoić oddech i skupić się tylko na kroplach deszczu opadających na parapet. Liczyłam na to, że staną się one moją kołysanką, która odpędzi złe myśli i przywiedzie do mnie sen. Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele, z którym nie chciałam walczyć i wbrew wszelkim obawom, że już nigdy więcej nie uda mi się zasnąć, odpłynęłam.3. Dawne czasy

Niemal krzyknęłam, kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Zakrzepła krew wymieszała się z potem i ziemią tworząc na mojej twarzy idealną kreację na Halloween. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i przez chwilę pomyślałam, że warto byłoby się ich pozbyć. Śladów krwi już nie spiorę, brudu ziemi także. Najlepszym rozwiązaniem byłoby je spalić, gdyby jakimś cudem władze postanowiły zajrzeć i wypytywać o zaginionego mężczyznę. Na pewno takie ubrania postawiłyby mnie w roli głównej podejrzanej.

— I tak powinno być, do cholery — powiedziałam do siebie próbując wmówić sobie, że postąpiłam źle.

Niesamowite jak bardzo może popsuć się kompas moralny. Wystarczy kogoś zabić i już człowiek nie myśli o poddaniu się karze, lecz o zatarciu wszelkich śladów prowadzących wprost do niego. Nieważne było to, że kiedy słyszałam o podobnym czynie chciałam sprawiedliwości dla potwora. Oko za oko, ząb za ząb. Teraz ja byłam po drugiej stronie i wiedziałam jak to wygląda. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem zdolna do podobnego czynu. A może w głębi serca jestem zła? I na nic się zdały lata wmawiania mi, że mam w sobie współczucie i dobrą duszę. Zawsze wszystkim chętnie pomagałam. Lubiłam to robić, sprawiało mi przyjemność, kiedy widziałam na twarzy drugiego człowieka uśmiech. Kiedy nawet zwykłą rozmową mogłam podnieść kogoś na duchu i poprawić jego samopoczucie. Ludzie przy mnie potrafili się otworzyć. Czy to za sprawą mojej intuicji czy odczytywania ich zachowań i emocji. Wiedziałam, że czują się przy mnie swobodnie, ufali mi i ładowali przy mnie swoje akumulatory. Często słyszałam, że powinnam być psychologiem, że idealnie się do tego nadaję. Cóż, teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia. W tej jednej chwili wiara w moją własną dobroć pękła niczym bańka mydlana.

— Morderczyni. — szepnęłam próbując oswoić się z dźwiękiem tego słowa, które właśnie stało się moim opisem.

Na dźwięk tego słowa wzdrygnęłam się i poczułam jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. W ostatniej chwili klęknęłam przy sedesie, gdy z ust chlusnęła zawartość strawionego jedzenia i alkoholu, a do oczu nabiegły łzy. Przez chwilę siedziałam oparta o ceramikę i tylko zdołałam dosięgnąć do papieru, by wytrzeć usta.

Gapiłam się w ścianę, cały czas przed oczami mając obraz martwego ciała w ziemi. Moje ręce drżały, a oczy zaszły znów łzami. Już nigdy nie będzie tak samo. Nie znam siebie. Nie wiem kim jestem.

Z trudem podniosłam się i wypłukałam usta wodą chcąc pozbyć się obrzydliwego posmaku, by zaraz dokładnie wyszorować zęby. Smak miętowej pasty do zębów odrobinę mnie ocucił i postanowiłam wziąć gorący prysznic. Chciałam jak najszybciej zmyć z siebie zapach krwi i ziemi cmentarnej. Tarłam skórę coraz mocniej i mocniej, aż zrobiła się zaczerwieniona. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać kilka łez, które uparcie cisnęły się do oczu. Nie chciałam płakać, nie teraz. Nie powinnam, przecież nawet nie znałam tego człowieka, który był nieprzyjazny, a może aż nazbyt przyjazny

i natarczywy. Przecież to była żyjąca i czująca istota, a ja zamordowałam go z zimną krwią! Nawet nie będę próbowała wmówić sobie, że to był wypadek, że zrobiłam to przypadkiem. Mogłam przecież go tylko spoliczkować. Już samo to by pewnie wystarczyło. Uderzyłam ręką w ścianę nie zauważając wystającego z niej gwoździa. Krew spłynęła z przeciętej skóry i zmieszała się z wodą tworząc z niej rubinowy strumień.

— Cholera! — wrzasnęłam na całe gardło ściskając krwawiącą ranę.

— Wszystko w porządku? — usłyszałam znajomy głos zza drzwi.

Nie odpowiedziałam, nie chciałam, by Jaśmina usłyszała w jakim jestem stanie. Próbowałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk przypominający mój normalny głos. Stało się to niemożliwe, nie wiem czy za sprawką tego, że potrzebowałam jej pomocy, czy może dlatego, że puściły mi nerwy, a gardło wyschło mi tak bardzo, że bardziej przypominało pustynię niż narząd.

Kiedy dziewczyna nie doczekała się odpowiedzi otworzyła drzwi i widząc mnie z zakrwawioną ręką chwyciła ręcznik, którym mnie okryła i zabrała spod gorącej wody. Posadziła na podłodze i wygrzebała z kieszeni nieduże pudełeczko. Kiedy je otworzyła zapach nieznanych mi ziół rozniósł się po całej łazience.

— Może szczypać — powiedziała i zanim zdążyłam podjąć próbę jakiegokolwiek protestu, posmarowała cienką warstwę maści na ranie, a ja skupiłam się tylko na zaciskaniu zębów i próbie nie wydania z siebie żadnego dźwięku. Miałam wrażenie, że smarowidło wżera się aż do kości, zupełnie jakby miało mi ją przeżreć. — Co zranione, niech się zlepi, niech naprawi się skrwawione — dodała pokrywając ranę drugą warstwą maści.

Patrzyłam na ranę, która zaczęła robić się coraz mniejsza, aż pozostała po niej tylko niewielka, jasna blizna. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Dotknęłam miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą intensywnie płynęła krew. Niewielkie zgrubienie wyglądało tak, jakby przecięcie gwoździem wydarzyło się dawno temu. Dotknęłam go uświadamiając sobie jednocześnie, że mam otwarte usta z wrażenia.

— Jak to jest możliwe? — spytałam wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się stało.

— To specjalna maść. Kiedyś mogę cię nauczyć ją robić, jeśli chcesz — uśmiechnęła się Mina. — A teraz chodź, bo zamarzniesz.

— Dziękuję i jasne, że chcę, żebyś mnie nauczyła. Co jeszcze potrafisz? — nagle dostałam słowotoku zupełnie zapominając o tym, że nie tak dawno temu zakopywałam ciało.

— Spokojnie, mamy na wszystko czas, a ty miałaś odpocząć. Zapomniałaś? — uśmiechnęła się lekko.

— Rozbudziłaś mnie tym, co się przed chwilą stało.

Dziewczyna pomogła mi wstać i zaprowadziła mnie do pokoju. Usadziła na łóżku i poczekała, jak założę na siebie za dużą koszulkę i spodnie dresowe. Wsunęłam się pod kołdrę, a Jaśmina usiadła obok mnie i położyła dłoń na moim czole. Poczułam jak robię się senna, przyjemne ciepło otuliło mnie od czubka głowy po koniuszki palców stóp. Mrowienie z jej dłoni stawało się coraz delikatniejsze, aż niemal całkowicie zanikło. Zamknęłam oczy i pomimo tylu przeżyć, umysł dziwnym trafem nie próbował zaśmiecić mojej głowy tysiącem obrazów, po prostu odpłynęłam prosto w objęcia Morfeusza.

Kiedy się obudziłam w pokoju panował jeszcze mrok. Usiadłam na łóżku i ziewnęłam. Rozejrzałam się, ale nie zobaczyłam nigdzie Jaśminy. Musiała wyjść, jak tylko zasnęłam. Kiedy wspomnienia wczorajszej nocy wpadły jak oszalałe do mojej głowy zacisnęłam dłonie w pięści, aż ślady paznokci odbiły się na skórze. Nawet nie próbowałam wmawiać sobie, że był to senny koszmar.

Wzięłam głęboki wdech i powlekłam się do łazienki, by umyć zęby i twarz. Zauważyłam, że pod moimi oczami pojawiły się ogromne cienie. Szybko jednak oderwałam wzrok od lustra czując do siebie wstręt. Pośpiesznie zrobiłam, co musiałam i wróciłam do pokoju. Założyłam buty i bluzę. Powinnam zorganizować sobie jakieś inne ubrania, nie mogę przecież ciągle chodzić w tych samych, a pożyczanie ich od Aleksandra też specjalnie nie było cudownym pomysłem. Spodnie dresowe musiałam mocno związać, żeby nie spadły z bioder, a w koszulkach niemal się topiłam. I jeszcze te ubrania z wczoraj. Właściwie to co z nimi się stało? Zaczęłam ich gorączkowo szukać, a kiedy nie znalazłam rozzłościłam się na siebie. Pewnie Jaśmina je zabrała, a to ja powinnam je spalić. Teraz ci ludzie mogą mnie szantażować, mają piękny dowód, który obciąży mnie przed każdym sądem.

Co mam teraz zrobić? Wcześniej chciałam jechać na policję, by złożyć zeznania o porwaniu i katowaniu mnie. Teraz ta wizja wydała się głupotą. Gdybym poinformowała władze o tym, co mi się przytrafiło, z pewnością natknęliby się na jakiś ślad zabójstwa, którego dokonałam. Muszę na własną rękę znaleźć sprawców, którzy przywieźli mnie aż tutaj i wymierzyć sprawiedliwość. Skoro już jestem morderczynią, to dlaczego miałabym się ograniczać?

Ledwo odebrałam komuś życie, a już zaczynałam planować kolejną zbrodnię. Przecież tak nie może być! Nie mogę stać się kryminalistką. To wczorajsze zdarzenie było przypadkiem, zrządzeniem losu. Zarówno ja, jak i ten mężczyzna znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Głupie tłumaczenie walczyło z moją nową, mroczną stroną.

Postanowiłam zająć się tym, na co mam wpływ. Na dobry początek zaparzę herbatę. Zawahałam się chwilę, kiedy stanęłam przed drzwiami. A co, jeśli wszyscy ludzie z wczoraj jeszcze są na dole i czekają na mnie z tabunem policji? Bzdura. Gdyby wezwali policję już dawno drzwi wypadłyby z hukiem, a przynajmniej byłyby maltretowane uporczywym waleniem. Nie będę się przecież ukrywać w tym pokoju przez resztę życia. Poza tym muszę rozwiązać dwie sprawy. Moich porywaczy i tajemniczych zakapturzonych postaci.

Udałam się na dół i odczułam ogromną ulgę. Byłam sama. Uniosłam kącik ust, co kiedyś zawsze drażniło moich rodziców. Nigdy nie wiedzieli czy jest to zadowolenie, czy pewnego rodzaju kpina. Na samo wspomnienie ich twarzy pojawiło się we mnie dziwne uczucie żalu. Już dawno o nich nie myślałam, nie mówiąc o wspominaniu jakichkolwiek wspólnie spędzonych z nimi chwil. Minęło tyle lat od ostatniego spotkania, że wręcz zdziwiłam się, kiedy przypomniałam sobie o nich. Z jednej strony było mi głupio, kiedy tak zerwałam kontakt. Z drugiej jednak wiedziałam, że to jest lepsze niż wysłuchiwanie ciągłej krytyki z ich strony. Nigdy nie pasowała im praca, którą na dany czas miałam, ani to, że nie mogłam zagrzać miejsca w żadnej firmie. Nie podobało im się to, że nie skończyłam studiów, ani to, że miałam swoje zdanie i potrafiłam je dobitnie wyrażać. Miałam wrażenie, że chcieli spełnić swoje marzenia i ambicje przeze mnie.

Wstawiłam wodę w czajniku i naszykowałam sporej wielkości czarny kubek, do którego wrzuciłam torebkę czarnej herbaty. Próbowałam maksymalnie skupić się na każdym ruchu, byle tylko nie popłynąć gdzieś myślami w nieodpowiednią stronę, co nawet nieźle mi wyszło. Kiedy napój był gotowy, wzięłam kubek i wyszłam z baru.

Dzień dopiero witał się z gorącymi promieniami słońca, które właśnie musnęły moją twarz. Zupełnie tak, jakby chciały podnieść mnie na duchu. Owionęło mnie ciepłe powietrze co zwiastowało upalny dzień. Postanowiłam zrobić sobie krótki spacer. Liczyłam nawet na to, że uda mi się zwiedzić okolicę, ale nogi zaniosły mnie prosto na cmentarz.

Czy nigdy nie zrobię tutaj tego, co naprawdę chcę zrobić? A może podświadomie chciałam się znaleźć właśnie na cmentarzu? Tak czy inaczej, skoro już tu jestem, nie ma sensu się wracać.

Spacerowałam między grobami, aż natknęłam się na potężną rzeźbę anioła. Wpatrywałam się w kamienny posąg, a jego skrzydła poruszały się w rytm wschodzącego słońca. Zupełnie tak, jakby cała rzeźba przeobrażała się z ciężkiego marmuru w lekką jasność, która mogłaby opleść mnie całą i wznieść się ze mną ponad chmury. Widok ten tak bardzo mnie pochłonął, że nie zauważyłam Jaśminy, która stanęła obok i tak jak ja, wpatrywała się w rzeźbę.

— Piękne, prawda? — spytała a ja drgnęłam — Przepraszam, jeśli cię wystraszyłam — jej głos sprawił, że szybciej zabiło mi serce.

— Nic się nie stało — uśmiechnęłam się lekko. — Nigdy czegoś podobnego nie widziałam.

Dopiero po chwili spojrzałam na nią. Zupełnie nie przypominała osoby, która patrzyła jak zakopuję ciało. Właściwie to jej twarz była w pewnym sensie anielska, co kompletnie nie pasowało do wydarzeń wczorajszego wieczoru.

— Nie jest ci za gorąco? — spytałam wskazując na płaszcz i kaptur.

— Czy gdyby było mi za gorąco to stałabym ubrana w ten płaszcz? — słychać było uśmiech w jej głosie. — Ale zdradzę ci tajemnicę — rozejrzała się czy nikogo nie ma w pobliżu, a ja nachyliłam się bliżej z ciekawością. — Ten materiał jest naprawdę lekki.

— I to tyle? Żadnych dziwnych zdań i magicznych maści?

— Przykro mi, że cię zawiodłam — mrugnęła wesoło.

— Oprowadzisz mnie po okolicy? — spytałam i zdjęłam bluzę uświadamiając sobie, że muszę wyglądać niezbyt atrakcyjnie w za dużych ubraniach.

Kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Mijałyśmy groby, aż w pewnym momencie trafiłyśmy do drugiego wyjścia z cmentarza. Wcześniej w ogóle go nie zauważyłam, pewnie dlatego, że było przesłonięte gęstymi krzakami. Dziewczyna rozchyliła je i gestem zaprosiła, bym jako pierwsza przeszła przez furtkę. Zawiasy nie wydały z siebie żadnego dźwięku co oznaczało, że pewnie często tędy przechodziła. Znalazłyśmy się tuż przed wejściem w gęsty las. Dopiłam resztkę herbaty i odstawiłam kubek na trawie tuż przy ukrytej furtce. Dziewczyna przyspieszyła kroku, a kiedy weszłyśmy w gęstwinę drzew, gdzie słońce niemal nie docierało do ziemi, zdjęła kaptur.

— Co stało się z moimi ubraniami? — spytałam niby od niechcenia.

— Masz na myśli te z wczoraj, zaplamione krwią i ziemią?

— Właśnie te.

— Zabrałam je i spaliłam. Byłoby raczej niezbyt przyjemnie, gdyby znalazł je ktoś inny. — powiedziała mocno akcentując ostatnie zdanie.

— A dokąd my właściwie idziemy? — zmieniłam temat widząc, że kierujemy się coraz bardziej w las.

— Boisz się? — spytała Jaśmina i zatrzymała się chcąc spojrzeć mi w oczy.

— Nie — skłamałam, ale poczułam się z tym tak niezręcznie, że zaraz sprostowałam wypowiedź — Tak, trochę. Jak ty byś się czuła na moim miejscu? Wczoraj zabiłam człowieka, być może kogoś, kogo lubiliście i szanowaliście — na te słowa dziewczyna niemal prychnęła gniewnie, ale postanowiłam nie przerywać wypowiedzi. — A teraz prowadzisz mnie do lasu, z dala od ludzi, z dala od świadków.

— Wiem do czego zmierzasz, ale nie musisz się tego obawiać — wierzchem dłoni pogładziła mnie po policzku, a ja znów poczułam to przyjemne mrowienie, kiedy jej skóra zetknęła się z moją.

Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłam jej i już bez słowa kontynuowałyśmy spacer.

Z zachwytem słuchałam szelestu mchu i igieł pod naszymi stopami. Obawa, że mogłam się wpakować w niezłe tarapaty i myśl, że nadszedł mój kres zniknęła. Nie mogła chcieć dla mnie źle, przecież wczoraj uleczyła moją krwawiącą rękę. Dotknęłam niewielkiej blizny, jedynego znaku, że faktycznie była jakaś rana.

Im głębiej w las wchodziłyśmy, tym ciemniej i zimniej się robiło. W chwili, kiedy zaczęłam się zastanawiać, czy długo będziemy tak szły, Jaśmina zatrzymała się.

— Pokażę ci coś, patrz uważnie — powiedziała dotykając drzewa dłonią. Najpierw stuknęła w korę palcem środkowym, następnie wskazującym i serdecznym naraz. — Co zakryte jest w sercu, co odkryte widzą oczy.

Powoli traciłam wiarę w znany mi dotąd świat, w którym żyłam całe lata. Próbowałam oswoić się z myślą, że dzieją się wokół mnie niezwykłe rzeczy. Wszystko, co widziałam odbierałam jako rzeczywiste, nie pojawił się we mnie nawet cień wątpliwości. Chyba powinnam zacząć się poważnie martwić o swoje zdrowie psychiczne, albo o to, czy do wody nie są dodawane żadne substancje psychoaktywne. Zamiast tego chłonęłam całość tego, co mnie otaczało.

Drzewo zniknęło i ukazał się wysoki mur z mocną, metalową bramą, która zaczęła się otwierać. Jaśmina gestem dłoni zaprosiła mnie, a kiedy już znalazłam się po drugiej stronie ogrodzenia weszłam na kamienną ścieżkę prowadzącą do ogromnego gotyckiego domu. Nie mogłam oderwać wzroku od budynku, zupełnie tak, jakby mnie zaczarował, a może raczej oczarował. Nigdy bym nie przypuszczała, że w środku lasu można znaleźć coś tak pięknego i zarazem przerażającego. Nie ulegało wątpliwości, że nie był on przeznaczony dla oczu każdego, a ja mogłam przyjrzeć się najdrobniejszym detalom i robiłam to każdą cząstką siebie chcąc zapamiętać nawet pojedynczy szczegół.

Powoli podążyłam wysokimi schodami, które prowadziły do zaokrąglonego łuku na ich końcu. Kiedy znalazłyśmy się na tarasie, w jego rogu zobaczyłam wiele ziół i kwiatów posadzonych w metalowych donicach. Zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem Jaśmina nie uprawia jakiegoś rodzaju magii, no bo po co komuś aż tyle zielska?

Dom, pomijając parter, miał jeszcze jedno piętro, a z lewej strony znajdowała się wieżyczka, która sprawiała wrażenie niedostępnej, swego rodzaju najbardziej tajemniczej części budynku. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i wymamrotała kilka niedosłyszanych słów, dopiero wtedy włożyła klucz do zamka i przekręciła go.

Kiedy przekroczyłyśmy próg domu poczułam, jak jakaś dziwna siła wpija się w moje ciało, zupełnie tak, jakby ktoś delikatnie raził mnie prądem. Przypominało to identyczne uczucie, które pojawiało się za każdym razem, kiedy Jaśmina mnie dotykała.

— Co to za uczucie? — spytałam z ciekawością.

— Pewnie pytasz o to dziwne mrowienie — dziewczyna uśmiechnęła się. — Po prostu odczuwasz mocniej moją obecność.

— Jak to mocniej?

— Miałaś tak kiedykolwiek przy kimś innym? — spytała, a kiedy zaprzeczyłam dotknęła mojej dłoni, a uczucie mrowienia stało się silniejsze. — To dlatego, że nigdy tak naprawdę nikogo wcześniej nie odczuwałaś. Jest to dość trudne do wyjaśnienia, ale z czasem zrozumiesz o czym mówię.

— Czy ty też to czujesz przy mnie?

— Tak — jej cicha odpowiedź w jakimś stopniu sprawiła, że poczułam się lepiej nie tylko na duchu, ale również na ciele. Przy Jaśminie moje myśli nie skupiały się na bólu czy wspomnieniach ostatnich tragicznych wydarzeń. — A czy przy kimś innym też?

— Kiedyś, dawno temu przydarzyło mi się coś takiego — żal w jej głosie sprawił, że postanowiłam nie pytać o nic więcej i po prostu zaczęłam rozglądać się po korytarzu, w którym prowadziłyśmy rozmowę.

Mroczny wystrój tworzył z domu pewnego rodzaju niepokojący klimat, ale było to tylko pozorne wrażenie. Ciemne ściany pięły się wysoko i ciągnęły tworząc labirynt przejść. Kiedy patrzyłam na dom z zewnątrz nie pomyślałabym, że jest on aż tak duży w środku. Na ścianach zawieszono gotyckie kinkiety, które wyciągały z ciemności kilka obrazów przedstawiających niezwykłe sceny z niemal fantastycznymi postaciami. Szczególnie jeden z nich przykuł moją uwagę. Widziałam na nim anioły zrzucane z nieba, ale nie trafiały do piekła, one znalazły się na ziemi i dopiero za sprawą kilu mrocznych postaci zmieniały się w coś złego. Niemal czułam ten obraz całą sobą, zupełnie tak, jakbym znalazła się w środku wydarzeń.

Rozgorzało piekło, wszędzie krzyki, których już nikt nie pamięta, a jednak są wryte mocno w nasze serca, skryte w zakamarkach naszych dusz. Wszystko nagle zwolniło, spojrzałam w górę i widziałam anioły z połamanymi i wyrwanymi skrzydłami, czułam ich rozpacz, ich ból. Wyciągnęłam rękę w stronę jednego z nich, a moja dłoń ukazała się w ogniu, płonęła. Wtedy zrozumiałam, że cała stoję w ogniu, że sama sprowadziłam na nich klęskę. Doprowadziłam do upadku najpiękniejszy i najwspanialszy gatunek istot, które kiedykolwiek mogły zamieszkiwać zakamarki naszego świata. Jednak mimo płomieni anioł chwycił mocno moją dłoń. Czułam jak przypalam jego dobroć, jak płonie jego blask, wiedziałam, że wkrótce stanie się jednym z nas.

Chwyciłam się za głowę, krew mocno pulsowała w moich żyłach i paliła mnie od środka. Zdusiłam w sobie krzyk i opadłam na podłogę, próbując zatamować krwawienie z nosa. Jaśmina podała mi materiałową chusteczkę, pomogła usiąść i oprzeć się o ścianę.

— Widziałaś, prawda? I poczułaś. — stwierdziła, a jej oczy zaiskrzyły się.

W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową dalej próbując się uspokoić. Czy ja naprawdę tam byłam? A może wcieliłam się w kogoś i poczułam to, co czuła ta osoba? Bicie mojego serca było słychać chyba na poddaszu. Zamknęłam oczy i spróbowałam się uspokoić.

— Nic mi nie jest — szepnęłam i odsunęłam chustkę od nosa, krew już prawie nie leciała.

— Chodź, usiądziesz, gdzie będzie ci wygodniej.

— Poczekaj, co to w ogóle było? — spytałam mocno ściskając jej dłoń.

— Miałaś wizję, po prostu zobaczyłaś przeszłość. Niestety organizm często reaguje w taki sposób, dlatego musisz na chwilę usiąść, żeby odzyskać siły — pomogła mi się podnieść.

— Jaśmino, ale czy to byłam ja? Czy to była prawda?

— Nie, nie ty to uczyniłaś, ale przywołałaś wspomnienia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: