- W empik go
Tumfacek i Zbieg z Okoliczności - ebook
Tumfacek i Zbieg z Okoliczności - ebook
Może zastanawialiście się kiedyś, kto sprawia, że nie potraficie znaleźć skarpetki do pary, budzą was w środku nocy stuki dobiegające z szafy albo jakaś rzecz (dajmy na to niebieska blaszana konewka) nie stoi rano tam, gdzie postawiliście ją wieczorem?
Tumfacek, Ścinek, Ółek, Szczętutka, Kopinka i bracia Mifkowie to między innymi oni są za to odpowiedzialni. Nigdy o nich nie słyszeliście? Jeszcze tylko powiedzcie, że nie wierzycie w ich istnienie, to pęknę ze śmiechu. Hmm… w takim razie nadarza się okazja, żeby poznać mieszkańców niedalekiej Okolicy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8118-327-7 |
Rozmiar pliku: | 19 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
poczciwego Tumfacka,
jego przyjaciela jęczybułę Ścinka,
inżynierów lekkoduchów braci Mifków,
młodszą podkradaczkę skarpet Szczętutkę,
wietrzącą we wszystkim nadciągający koniec świata Kopinkę,
Ółka Meblotrzeszcza
i mrowie innych niecodziennych postaci. Są to niewielkie, pocieszne futrzaste stworzonka, zamieszkujące jamki, schowki na grabie, dziuple, meblościanki, norki, solne domki i wszelkie zakamarki, o których nigdy byś nie pomyślał, że nadają się do zamieszkania.Wzdłuż cicho płynącej rzeczki przechadzał się Tumfacek. Spoglądał w stronę wartkiego nurtu, kopiąc leżące na brzegu kamienie, które wpadając do wody, pozostawiały na jej powierzchni powiększające się kręgi. Tumfacek był zamyślony – zastanawiał się, jaki prezent podarować przyjacielowi na urodziny. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że wszystkie tumfacki, nie tylko Tumfacek, to stworzonka bardzo oddane i chętne do sprawiania innym przyjemności.
Tymczasem Ścinek, przyjaciel Tumfacka, był mistrzem wymyślnej krytyki i wynajdywania problemów tam, gdzie nigdy ich nie było, choćby nie wiadomo jak bardzo uważnie się ich szukało. Ścinkowi bardzo trudno było dogodzić i Tumfacek wiedział, że każdy prezent, nawet jeżeli go ucieszy, sprowokuje ciąg marudnych komentarzy.
”Zatem w gruncie rzeczy wszystko jedno!” – pomyślał zadowolony z rozwiązania łamigłówki i przyklasnął, czym wystraszył ukryte w szuwarach zmiątko.
”Ależ to straszne!” – pomyślało zmiątko i podreptało prędko w przeciwnym kierunku, furkocząc uszami.
Tumfacek dziarskim krokiem ruszył w stronę swojej jamki, mając nadzieję, że w drodze natknie się na coś, co mógłby wręczyć przyjacielowi. Nie przeszedł nawet stu kroków, gdy coś przykuło jego uwagę. Nieopodal drogi leżał zmięty szary kapelusz. Tumfacek podniósł go i dokładnie obwąchał. Zastrzygł wąsikami i odłożył na pobliski krzak.
– Zbyt pretensjonalny – oświadczył uczenie, nie wiedząc w istocie, co to słowo oznacza. Liczył jednak, że usłyszy go jakiś mieszkaniec Okolicy i pomyśli: ”Och, ależ mądry ten Tumfacek! No, no!”, i wskaże go palcem dziecku, które zapamięta go jako Tego Mądrego w Okolicy. Ale w pobliżu nie było nikogo i nasz bohater zmienił tylko swoje własne wyobrażenie o sobie.
Niestety, na drodze do jamki oprócz porzuconego egzemplarza nakrycia głowy Tumfacek nie znalazł już nic interesującego, oczywiście poza piaskiem, trawą, kępkami perzu, krzakiem jeżyn i jarzębiną stojącą tuż obok wejścia do jamki.
Jamka nie była zbyt przestronna, sprawiała za to wrażenie przytulnej. Otwór w ziemi prowadził do komory wypełnionej przeróżnymi fatałaszkami, drobiazgami i błahostkami, czasem zdecydowanie zbyt dużymi, by mogły tam zostać wepchnięte przez jedyne wejście, jakie jamka miała.
Uwagę Tumfacka przykuła niebieska konewka, stojąca w kącie zaraz obok fajansowego talerzyka, miseczki i imbryka z urwanym uchem. ”To jest właśnie to, czego szukałem” – pomyślał i chwycił blaszany zbiornik, by wynieść go na zewnątrz. Na próbach przepchnięcia go przez otwór wejściowy spędził dobry kwadrans, stukając konewką o ściany i powodując Wielkie Hałasy. Wszystkie próby kończyły się porażką, bo długa rura odpływowa przeszkadzała w dopasowaniu naczynia do kształtu otworu w jamce. Tumfacek kręcił, obracał i manipulował konewką, aż wreszcie zdecydował się wygiąć część najbardziej psującą jego plany i wreszcie wydostał się na zewnątrz. Ucieszyło go to bardzo, radość z małych powodzeń leżała bowiem w jego naturze.
Ciągnąc konewkę za sobą – a warto zaznaczyć, że była ona niemal tak duża jak Tumfacek – ruszył przez las na urodzinową zabawę do swego przyjaciela.
Ścinek mieszkał w starym ceglanym budynku, który kiedyś mógł służyć za schowek na grabie. Budynek cały był obrośnięty bluszczem, o który to bluszcz Ścinek dbał bardzo. Wewnątrz siedziało już kilkoro znajomych Tumfacka: Ółek, Szczętutka, czworaczki Mifkowie – Gacek, Wacek, Jacek i José Manuel de Silva, mała Kopinka, która właśnie kończyła ustawiać świeczki na torcie swoimi płetwiastymi łapkami, oraz oczywiście sam Ścinek. Tumfacek przywitał się ładnie, złożył solenizantowi życzenia i wręczył mu prezent.
Ółek dał Ścinkowi dorodną petunię, bracia Mifkowie podarowali mu pudełko wyśmienitych ołówków, a Kopinka przygotowała tort i balony na przyjęcie. Od Szczętutki otrzymał torbę kolorowych skarpet różnego rozmiaru, Szczętutka pracowała bowiem w pralni jako młodsza podkradaczka skarpet.
– Ależ one wszystkie są nie do pary! – żachnął się Ścinek.
– Nie da rady inaczej – odpowiedziała Szczętutka. – Ciekawe, co by się działo, gdyby skarpety ginęły parami, zamiast pojedynczo?!
– Koniec świata – skomentowała Kopinka.
Z wszystkich prezentów Tumfackowa konewka zrobiła na Ścinku zdecydowanie największe wrażenie.
– Nie podoba mi się. Jest za duża, za ciężka, a blacha pewnie prędko zardzewieje. Kto to widział, by coś, w czym przechowuje się wodę, robić z blachy? Chyba już wolałbym taką z papieru. Tak, papier jest lekki i zdecydowanie nie rdzewieje. Może zdążę chociaż raz podlać mój bluszcz, zanim ta konewka rozpadnie się na kawałki.
Na pokrzywioną rurę w ogóle nie zwrócił uwagi. Znaczyło to ni mniej, ni więcej, że bardzo się ucieszył.
Zaczęli wypytywać Ółka o najnowsze wieści, jako jedyny mieszkał bowiem w mieście, gdzie zajmował się meblami, a dokładnie: przesiadywaniem w nich i wydawaniem stanowczych i nagłych dźwięków w środku nocy. Wiedział więc co nieco o wielkim świecie.
– Ostatnio, kiedy wiłem sobie posłanie w wykwintnej sosnowej meblościance, usłyszałem rozmawiających ze sobą ludzi – zaczął Ółek. – Byli bardzo podekscytowani i głośni. Jeden z nich wspomniał o Niesamowitym Zbiegu z Okoliczności. Jest co najmniej zastanawiające, kim jest ten Zbieg. Mówiąc o Okoliczności, na pewno mieli na myśli naszą Okolicę, ale przecież nikt stąd nie uciekł, bo wszyscy teraz tutaj jesteśmy. Poza nami jest jeszcze tylko stary Fluff, ale on przecież jest za stary, żeby zejść ze swojej góry, a co dopiero z niej zbiegać.
– Ciekawe, co to za stworzonko ten Zbieg. I dlaczego jest taki niesamowity? – zapytała Szczętutka.
– Pewnie nigdy się nie dowiemy. Skoro zbiegł, to go nie ma. Szkoda czasu na zastanawianie. Ta cała awantura nie jest tego warta – podsumował marudnie Ścinek.
Zapomnieli więc na chwilę o Zbiegu i poszli nad rzekę puszczać bańki mydlane. Tumfacek wygrał konkurs na najbardziej interesującą – przypominała kulę do kręgli. Pozostali puszczali bańki w kształtach takich jak Księżyc w pełni, okrągły kamień, piłka nożna czy gałka lodów.
– Zastanawia mnie to – zaczął nagle Ółek – że niektóre słowa są przeciwstawne, a nie oznaczają czegoś całkowicie różnego.
– Ciekawe, co masz na myśli? – spytała ciekawska Szczętutka.
– Jeżeli coś jest pod, to na pewno nie jest nad. I na odwrót.
– Ciekawe, gdzie tutaj nie widać różnicy?
– Bo kiedy coś podpływa, to można też powiedzieć, że nadpływa, a wtedy ”pod” i ”nad” znaczą to samo, chociaż nie są tym samym.
– Koniec świata – stwierdziła Kopinka.
– Noc i dzień też są przeciwieństwami – wtrącił Ścinek. – I tak jak one, także nocnik i dziennik potrafią różnić się znacznie.
– Prawda, prawda – pokiwali wszyscy zgodnie głowami i tylko Kopinka kręciła nią na boki, jakby chciała powiedzieć, że to koniec świata.
Wkrótce zaczęło zmierzchać, więc powoli rozeszli się w swoje strony. Tumfacek do późna leżał skulony w rogu jamki i katalogował kolekcję naklejek z serków topionych i twarożków, aż w końcu zasnął z przyklejoną do nosa etykietą topionego ementalera ze szczypiorem.