Turcja. W mojej krainie minaretów, aromatycznej herbaty i mruczących kotów - ebook
Turcja. W mojej krainie minaretów, aromatycznej herbaty i mruczących kotów - ebook
„Wiele lat temu nieopodal promenady w nadmorskim Ayvalıku zobaczyłam sprzedawcę ubranego w strój nawiązujący do czasów osmańskich. Jego wózek wieńczyło okrągłe metalowe naczynie, podzielone na pięć równych trójkątów. Każdy z nich wypełniała gęsta substancja innego koloru. Gdy podeszłam bliżej, Turek bez pytania chwycił w dłoń patyk i zaczął rytmicznie nawijać na niego tajemniczy produkt. Nakładając kolejne warstwy, wnet stworzył barwny lizak, który wręczył mi z uśmiechem na twarzy. Do wyprodukowania tego przysmaku używa się kilkudziesięciu rodzajów roślin i przypraw, na czele z czarnuszką, pieprzem, kardamonem, cynamonem, mastyksem, szafranem i wanilią”.
– Agnieszka Maury
Ta książka to subiektywny obraz Turcji, uzupełniony wspomnieniami autorki, licznymi anegdotami i ciekawostkami o współczesnej tureckiej codzienności. Dowiemy się z niej, gdzie w Stambule znaleźć najlepszy hummus, dlaczego słowo kader rozpala wyobraźnię Turków oraz dlaczego w podróż do regionu Kapadocji warto zabrać narty. Nie brak tu także dobrych rad – na przykład takich, które pomogą ustrzec się przed „złym spojrzeniem”, źle zaparzoną kawą czy sztuczkami pucybutów.
Agnieszka Maury – dziennikarka, kulturoznawczyni, autorka bloga www.stykkultur.pl. Zawodowo związana z branżą koncertową, łączy podróżniczą pasję z miłością do muzyki. Od ponad ośmiu lat pisze i opowiada o Turcji – kraju, w którym niegdyś mieszkała i który od blisko dekady przemierza w każdej wolnej chwili wzdłuż i wszerz.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-451-7 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na początku lat 50. XX wieku populacji Stambułu stuknął pierwszy milion. Dziś, po 70 latach, turecka metropolia może się pochwalić oficjalną liczbą 15,5 miliona mieszkańców. Ogrom tego pokaźnych rozmiarów tygla kulturowego najłatwiej zrozumieć, spoglądając z samolotu podchodzącego do lądowania. Prawdziwymi szczęściarzami są ci, którzy mają okazję podziwiać ten spektakl po zmroku, gdy miasto, sprawiające wrażenie bezkresnego, wita przybyszów feerią barw i świateł.
Największy ośrodek Turcji, niebędący zarazem jej stolicą, rozciąga się po obu stronach cieśniny Bosfor i nieustannie rozrasta zarówno w części europejskiej, jak i azjatyckiej. Tę perspektywę świetnie zaprezentowała na początku maja 2021 roku Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, publikując w mediach społecznościowych zdjęcie Stambułu, wykonane z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, znajdującej się dokładnie 423 kilometry nad Morzem Czarnym. Nocny widok metropolii z perspektywy kosmosu zachwycił miliony internautów z całego świata. Usytuowanie Stambułu na dwóch kontynentach czyni go jedynym tego rodzaju miejscem na świecie. Jest jednak znacznie więcej powodów, dla których aglomerację można określić mianem unikatowej.
Choć Stambuł rozrasta się i rozwija w imponującym tempie, widok wędkarzy hobbystów tłoczących się przy brzegach Bosforu to od dekad stały element miejskiego krajobrazu.
W obszarze Fatih bije przepełnione historią serce dawnego Konstantynopola, pamiętające czasy Bizantyjczyków. Współcześnie obszar ten uchodzi za dość spokojny i konserwatywny.
Przede wszystkim cechuje się ona mnogością kontrastów. Zaskakuje też otwartością – zwłaszcza tych, którym kojarzy się z konserwatywnym ośrodkiem. Nie warto też szukać w niej wyłącznie „zachodniego” oblicza – miejscowy styl życia niekiedy mocno różni się bowiem od europejskiego. Im więcej dzielnic i mahalli ktoś odwiedzi, tym łatwiej zrozumie różnorodność tego miejsca.
Doskonałym odzwierciedleniem niejednoznaczności Stambułu są jego mieszkańcy. Jedni głęboko religijni, inni silnie zlaicyzowani, o odmiennym stylu bycia, wykształceniu i zarobkach, ale żyjący obok siebie w zgodzie.
Eminönü to jeden z najbardziej zatłoczonych obszarów w Stambule, w którym każdego dnia krzyżują się ścieżki mieszkańców, obwoźnych handlarzy oraz turystów.
Im dłużej odkrywam Stambuł, tym większą mam pewność, że nie należy on wyłącznie do jego mieszkańców i rezydentów. Porządku nad Bosforem strzegą bowiem koty, od wieków przemierzające wąskie i strome uliczki. To one doglądają sklepowych wystaw, weryfikują poziom miękkości sprzedawanych na bazarach tekstyliów, niczym osmańscy testerzy na dworze sułtana kosztują serwowanych w restauracjach ryb, a wreszcie panują nad myszami i szczurami. Turcy dobrze znają i respektują pozycję tych zwierząt. Wszyscy zdają sobie sprawę, że dopóki uliczne miseczki z wodą i karmą są pełne, miastu nic nie grozi. Jedno z nieformalnych tureckich przysłów mówi: Kedisiz hayat çok bayat.
Nawoływanie muezina
Podczas jednego z upalnych letnich wieczorów w Stambule, kiedy rozgrzane ulice, chodniki oraz mury budynków oddawały ciepło otoczeniu, stałam na środku słynnego placu Sultanahmet, w historycznej dzielnicy Fatih, wdychając charakterystyczny zapach powietrza. Ten duszny i wilgotny miejski aromat składał się z kilku podstawowych nut. Dominowały wśród nich: woń pieczonej kukurydzy i smażonego mięsa, słodki aromat kwiatowy, wyczuwalny zapach kociej sierści oraz spaliny, emitowane przez sznury taksówek, dolmuszów oraz prywatnych samochodów.
Miałam niespełna osiemnaście lat – moja pierwsza podróż do Turcji była urodzinowym prezentem od rodziców, zastępującym tradycyjną imprezę z okazji uzyskania pełnoletności. Wraz z grupą innych osób dotarliśmy do Republiki Turcji autokarem, w ramach objazdowych wczasów młodzieżowych. Stambuł stanowił zwieńczenie tej przygody.
Ostatniego wieczoru przewodnik postanowił zabrać nas do zabytkowej części miasta, gdzie od wieków spoglądają na siebie dwa majestatyczne zabytki: Hagia Sofia, pełniąca wówczas funkcję muzeum, oraz Błękitny Meczet. Przeciskając się przez tłumy turystów, ekipę rozbawionej młodzieży oraz grupy osłaniających ciało kobiet, zmierzaliśmy w kierunku Sultanahmet, by usłyszeć na żywo ezan. Gdy dotarliśmy na miejsce, panował gwar. W oddali ktoś śpiewał i przygrywał na sazie. W cieniu palm leniwie wylegiwały się duże bezpańskie psy.
Tę chaotyczną miejską wrzawę zakłócił nagle zgrzyt dochodzący z głośników zamontowanych na balkonie jednego z minaretów meczetu Sułtana Ahmeda. Tuż po tym po raz pierwszy w życiu usłyszałam na żywo muezina, który spokojnie, lecz z mocą rozpoczął swoje wezwanie od tradycyjnego Allâh-ü Ekber. Zgodnie z tradycją śpiewu melizmatycznego, każdą sylabę ozdabiał wieloma dźwiękami, co wzmacniało siłę i swoisty mistycyzm przekazu. Między kolejnymi frazami robił krótkie przerwy.
Po chwili ta sama melodia zaczęła z opóźnieniem dobiegać z innych okolicznych minaretów, aż wreszcie głosy muezinów stopiły się w całość i wydawało się, że ich echo dociera z najodleglejszych stambulskich dzielnic.
W pewnym momencie dołączył do tego skowyt ulicznych psów wyjących jednym tonem. Wsłuchiwałam się oszołomiona, wpatrując jednocześnie w ogrom otaczających mnie budowli. Nie wiedziałam wówczas, że kilka lat później zamieszkam w Turcji, a ostatecznie stanie się ona moim regularnym celem podróży, a przede wszystkim największą życiową przygodą.
Zbudowany na polecenie sułtana Ahmeda I Błękitny Meczet jest uznawany za jeden z najznamienitszych przykładów architektury islamskiej w Stambule.
Od mojej pierwszej wizyty na placu Sultanahmet minęło ponad czternaście lat. Za każdym razem, gdy wracam do Stambułu, idę wysłuchać wieczornego ezanu oraz przywitać się z Błękitnym Meczetem i Hagią Sophią. A gdy już tam jestem, lubię sobie wyobrażać, że gdzieś pośrodku drogi dzielącej te dwie budowle, a być może dokładnie w miejscu, gdzie współcześnie znajduje się duża fontanna, bije serce tego jedynego w swoim rodzaju miasta.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------