- W empik go
Tureckie łzy - ebook
Tureckie łzy - ebook
Kiedy serce nie potrafi zapomnieć…
Po wielu perypetiach Basia zaczyna w Turcji życie u boku Demira. Jednak sprawa Mine, dziewczyny z konserwatywnego domu, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, nie daje jej spokoju. Zastanawia ją też milczenie Magdy. Co wydarzyło się w życiu najbliższej przyjaciółki i dlaczego ta nie chce o tym mówić? Choć miłość małżeńska kwitnie, Turcja nie przestaje zaskakiwać, a Basia odkrywa, że codzienność tutaj nie jest usłana różami. Urzędnicy nie lubią cudzoziemek, przyjaciółki czasem wiele ukrywają, a wiara w złe uroki ma się nad wyraz dobrze. Kobieta przekonuje się też, że nie wszystko zawsze jest tak oczywiste, jak dotąd sądziła. Gdy już się z tym pogodzi, okaże się, że los ma dla niej kolejną niespodziankę. „Tureckie łzy” zabierają czytelniczki w kolejną pasjonującą podróż do Turcji. Kraju pełnego nie tylko złotych plaż i kolorowych drinków, ale także guseł, dżinów i złych uroków. Czy Basia poradzi sobie w tej odmiennej rzeczywistości?
Mira Hafif– pisząca pod pseudonimem Polka, która dzieli życie między Turcję, gdzie mieszka, a Polskę, która jest jej rodzinnym domem. W 2019 roku w dramatycznych dla siebie okolicznościach postanowiła opisać swoją turecką historię na jednym z forów internetowych. Gdy tylko może, udziela w internecie porad kobietom, które zastanawiają się nad porzuceniem wszystkiego dla wakacyjnej miłości. Zadebiutowała powieścią „Turecka rozkosz”. W 2022 roku ukazały się kolejne tomy: „Tureckie nadzieje” i „Turecki honor”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8352-531-0 |
Rozmiar pliku: | 446 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ale ciacho!
– Który?
– Tamten – miauknęła drobna blondynka w bikini wyszywanym cekinami i ruchem głowy wskazała, o kogo jej chodzi.
Teraz już wszystkie trzy: ja, ona i jej krótko ostrzyżona przyjaciółka, patrzyłyśmy na opalonego bruneta, który właśnie wyszedł z wody. Dłonią przeczesał włosy, zgarniając z nich krople. Chyba zamierzał wrócić na ręcznik, ale piłka kopnięta przez tureckich chłopców rozgrywających mecz na piasku upadła mu pod nogi, włączył się więc w rozgrywkę ku uciesze malców.
– I jeszcze z dziećmi w piłkę pogra! – rozpływała się w zachwytach blondynka. – Mój były prędzej kopnąłby tego smarkacza niż piłkę.
– Bo twój były to debil – brutalnie odparła krótkowłosa. – A ten istotnie interesujący. Dopóki za takiego za mąż nie wyjdziesz. Wtedy cię zamknie w piwnicy. Z dziećmi może i pogra w piłkę, ale ty tych dzieci więcej nie zobaczysz!
Ze śmiechu aż oplułam się drinkiem, którego chwilę wcześniej kelner przyniósł mi pod parasol. Jakie to typowe! Na Turcję wciąż jeszcze wiele osób patrzy przez pryzmat legend, jakimi obrosła wiara wyznawana przez większość jej mieszkańców. Islam jako zło wcielone, straszak na grzeczne dziewczynki z Polski, by raczej szukały sobie miłych chłopców w swojej okolicy, a nie na tureckiej plaży. A że kraj jest świecki? Że aby się rozwieść, trzeba iść do sądu i nie wystarczy, że facet trzy razy oznajmi, że znudziło mu się małżeństwo? Że poligamia jest nielegalna? O tym oczywiście ani słowa. Na plażę – owszem, chętnie, ale dowiedzieć się czegokolwiek o kraju, do którego przyjeżdża się na wakacje, to już niekoniecznie. A przecież – czy gdy sama trafiłam do Turcji pierwszy raz, byłam inna? Kiedy lata temu moja najlepsza przyjaciółka Magda po dwóch tygodniach w Alanyi oświadczyła mi, że wychodzi za mąż za poznanego na wakacjach Turka, który pomógł jej, gdy nieszczęśliwie upadła, zwiedzając górującą nad miastem twierdzę, omal się nie przewróciłam. Uważałam, że popełnia kolosalny błąd i – przyznaję – plotłam takie same farmazony jak teraz dziewczyna z sąsiedniego leżaka. Nawet na ślub nie przyjechałam, choć Magda poprosiła mnie na świadkową. Wymówiłam się pracą i brakiem urlopu, jednak obie wiedziałyśmy, że – tak jak jej rodzice, którzy też nie pojawili się na uroczystości – nie chcę patrzeć, jak dobrowolnie marnuje sobie życie. Tymczasem po latach Magda i Murat wciąż są szczęśliwi. Mają dom i dwoje cudownych dzieci. Ona co prawda przeszła na islam, ale nie dla niego. Zrobiła to z własnej woli, zafascynowana tą wiarą. Jej mąż – w sumie mało religijny – bardzo się zdziwił, gdy postanowiła założyć hidżab.
Turcja pod tym względem zawsze mnie zastanawiała. Niby dziewięćdziesiąt procent obywateli deklaruje, że jest muzułmanami, ale duża część robi to chyba tylko z przyzwyczajenia czy szacunku dla tradycji, a nie dlatego, że naprawdę są religijni. Są miasta, w których kobiety niezakrywające włosów to tylko turystki, i takie, gdzie mieszkanki ubierają się o wiele swobodniej niż ja. Różni są też oczywiście tureccy faceci i ich poglądy na rolę kobiety w związku. Jedni nie pozwalają żonom pracować, oczekując, że te będą zajmowały się domem, drudzy stosują przemoc i traktują partnerkę jak swoją własność, jeszcze inni zajmą się i dziećmi, i domem, i partnerką. Zrobią zakupy na bazarze, ugotują jedzenie, a wieczorem zorganizują piknik z szampanem przy zachodzie słońca. Jeden z tych ostatnich od kilku miesięcy był moim mężem.
Tamtego lata, gdy przyjechałam do Magdy na kilka tygodni wakacji, nie planowałam romansów, chciałam tylko odpocząć od wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu. Mobbingujący szef, problemy w pracy, którą w końcu z wielkim hukiem rzuciłam – byłam tak nieszczęśliwa i zmęczona, że poddałam się namowom przyjaciółki i spakowałam walizkę. Ale romanse chyba szukały mnie same. Już w samolocie poznałam Ruzgara. Uroczy, diablo przystojny i tak samo bogaty biznesmen ze Stambułu od razu zagiął na mnie parol. Dziś myślę, że to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Po prostu żadna mu wcześniej nie odmówiła, włączył się w nim więc instynkt łowcy i Ruzgar postanowił, że za wszelką cenę mnie zdobędzie. Proste to jednak nie było. Po pierwsze – nie podobała mi się jego arogancja i przeświadczenie, że wystarczą drogie prezenty, by „kupić” sobie partnerkę. Po drugie – zakochałam się w posłańcu, który ten prezent mi dostarczył!
Demir… Współpracownik i kuzyn Ruzgara, przyjaciel Magdy i Murata. Pojawił się na kolacji, na którą przyjaciele pierwszego dnia zabrali mnie w Antalyi. Mruczał pod nosem o swoim szefie i jakiejś lasce, którą ten poznał w samolocie. Demir miał jej zgotować królewskie powitanie w Alanyi i przekazać prezent. Dopiero gdy usłyszał moje imię, zamilkł i przyjrzał mi się badawczo. Było oczywiste, że „laska”, której ma dostarczyć złote prezenty i zorganizować czas na wakacjach, to ja. Starałam się zachowywać naturalnie, ale gdy na chwilę wstałam od stołu, by uwiecznić na zdjęciach zjawiskowy księżyc, który właśnie zawisł nad miastem, dosłownie czułam na plecach świdrujące spojrzenie Demira. Nie chciałam przyznać przed samą sobą – ani tym bardziej przed Magdą – jak bardzo spodobał mi się ten chłopak. Wysoki, przystojny, z wyrazistymi brwiami, jakby namalowanymi szerokim pędzlem. Serce dosłownie rwało mi się do niego. Pamiętam, jak stroiłam się na nasze pierwsze wspólne wyjście. Zależało mi, by nie mógł oderwać ode mnie wzroku, ba, chciałam, żeby rozbierał mnie spojrzeniem. Choć chwilę to zajęło, w końcu oboje daliśmy się ponieść namiętności. Spacery nad morzem, namiętne pocałunki, wyznania, jakich nigdy wcześniej nie słyszałam z męskich ust – wszystko to było tak piękne, że nie mogłam uwierzyć, iż jest prawdziwe. Tak, zakochałam się wtedy w Demirze, teraz to wiem. Wówczas jednak nie poradziłam sobie z wdrukowanym gdzieś głęboko w podświadomość przeświadczeniem, że wakacyjny romans nie ma racji bytu, a związek na odległość się nie uda. Gdy po kolejnej namiętnej nocy, po niespełna trzech tygodniach znajomości, Demir uklęknął przede mną i wyciągnął pierścionek, nie potrafiłam powiedzieć „tak”. I choć nie powiedziałam też „nie”, moje milczenie stanowiło dla niego odpowiedź. Wyszedł w gniewie, zostawiając mnie – płaczącą – w hotelowym pokoju. Gdy w końcu się uspokoiłam i wyszłam się orzeźwić, trafiłam na… Ruzgara! Zaczął mnie pocieszać i… Nie, wtedy nic się między nami nie wydarzyło, jeszcze nie. Do łóżka poszliśmy dopiero po kilku miesiącach, gdy przyjechał do mnie do Polski. Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie: ślub, ciąża, w międzyczasie jego liczne zdrady (to już tyle lat, a ja wciąż dowiaduję się o kolejnych), poronienie, rozwód. I choć trudno w to uwierzyć, wtedy u mojego boku znów pojawił się Demir. Żałował naszego rozstania i tego, że postawił sprawę na ostrzu noża, nie dając nam szansy. Wszystko albo nic, taki właśnie był. Zeszliśmy się, próbowaliśmy budować związek, ale było nam trudno. Dawne żale zrobiły swoje, Demir – choć nie chciał się do tego przyznać – nie wybaczył mi do końca. Nie pomogła też niechęć jego rodziny, głównie matki, która – kompletnie wbrew tureckiemu zwyczajowi, nakazującemu szacunek dla gościa – traktowała mnie jak piąte koło u wozu, gdy wreszcie przyjechaliśmy w odwiedziny na wschód Turcji, gdzie mieszkała. Tak długo knuła i nastawiała syna przeciwko mnie, że w końcu się poddałam. Postanowiłam wrócić do Polski i przestałam odbierać telefony od niego. A jednak tęskniłam za Turcją tak bardzo, że przy najbliższej okazji znowu spakowałam walizkę. Wprowadziłam się do przyjaciółki i zaczęłam sobie na nowo układać życie – bez facetów.
Ależ się myliłam, wierząc, że teraz będę już wiodła spokojną egzystencję! Tym razem to przyjaciółka wbiła mi nóż w plecy. Okazało się, że od dawna kochała się w Demirze. Ściągnęła mnie do Turcji, bo wolała mieć mnie na oku, a sama próbowała go sobie omotać wokół palca. Dziwne: inne koleżanki, nawet takie, które znałam krótko, przestrzegały mnie przed Arife. Nie podobał im się jej ton, sposób, w jaki mówiła o Demirze, i to, jak ostro reagowała na wszelkie próby kontaktu ze mną, jakie podejmował mój były chłopak. Naiwnie przypisywałam to złamanemu sercu i złym doświadczeniom z mężczyznami, a nie wpadłam na najprostsze rozwiązanie. Ona nie chciała, bym pogodziła się z ukochanym, bo sama pragnęła z nim być. Musiałam na własne oczy zobaczyć, jak obłapia go w naszym salonie, by uwierzyć!
Arife zniknęła z mojego życia, Demir do niego wrócił. Wbrew wszelkim przeciwnościom wzięliśmy w końcu ślub, i to tutaj, w Alanyi, gdzie nasz romans miał swój początek. Nie udało nam się od razu zorganizować miesiąca miodowego, dopiero teraz wyrwaliśmy się na kilka dni z Samsunu na przedłużony miodowy weekend. Choć nasz hotel miał prywatną plażę, przyszliśmy na tę publiczną, tę samą, na której pocałowaliśmy się pierwszy raz. Lubiliśmy tu wracać i śmialiśmy się, że nasza historia to gotowy scenariusz na serialowy hit.
Ukochany właśnie do mnie podszedł.
– Uśmiechasz się, kochanie – powiedział po turecku, podając mi kolejnego drinka. Kelner, który przyszedł za nim, postawił na stoliczku tacę świeżych owoców. – Wybacz, że tyle mnie nie było. Pograłem z dzieciakami w piłkę, a gdy skończyłem, chciałem jeszcze trochę popływać.
– Nie szkodzi – odpowiedziałam po angielsku. Miałam nadzieję, że dziewczyny spod sąsiedniego parasola, które pół godziny temu wzdychały do mojego męża, zrozumiały, co mówię. – Wiesz, panie myślą, że zamkniesz mnie w piwnicy.
Udało się – laski zdębiały. Gapiły się na nas i chyba chwilę im zajęło, nim zrozumiały, że jestem ich rodaczką.
– Przecież my nie mamy piwnicy – powiedział zdezorientowany Demir.
Zaczęłam się tak dziko śmiać, że już drugi raz dzisiaj wylałam na siebie drinka. Mąż spił z mojego ciała resztki orzeźwiającego mojito, składając na moim brzuchu kilka namiętnych pocałunków. Gdzie indziej może by się tak nie spoufalał, w mieście, z którego pochodził, publiczne buziaki czy obściskiwanie się w ogóle nie wchodziły w grę, nieważne, czy para była po ślubie, czy nie. Nawet w Stambule można na ulicy usłyszeć uwagi, by się nie afiszować z uczuciem. No, ale w kurorcie obowiązują inne zasady.
Mąż pocałował mnie ponownie, tym razem w usta, i wymruczał:
– Za to chętnie zamknę się z tobą w sypialni…
– Najpierw musisz ugotować obiad i oddzielić groch od popiołu – droczyłam się dalej. Wiedziałam, że nie załapie nawiązania do Kopciuszka, ale tak naprawdę mówiłam to do Polek, a nie do niego.
Bingo. Dziewczyny załapały. Zrozumiały też chyba, że trochę się z nich nabijam, bo szybko zebrały swoje rzeczy i zniknęły z plaży, zostawiając niedopite drinki. Może byłam trochę wredna, trudno. Czasami po prostu brakowało mi już cierpliwości, by tłumaczyć ludziom, że nie wszystkie koszmarne historie o Turcji i Turkach, które słyszą, są prawdą. Niekiedy jedynym wyjściem wydawało mi się obśmianie stereotypów.