- W empik go
Tureckie nadzieje - ebook
Tureckie nadzieje - ebook
Kiedy serce nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa .
Basia próbuje podnieść się po tym, gdy okazało się, że jej bajeczne małżeństwo i życie u boku bogatego Turka Ruzgara to fikcja.
Po zdradzie męża i stracie ciąży jedynym rozwiązaniem wydaje się rozwód i powrót do Polski.
Czy jednak będzie to aż tak proste? Czy uczucie do Demira, który ponownie pojawił się w jej życiu, jest wystarczająco silne, by zmieniła plany i znów zaryzykowała wszystko dla miłości?
Czy są jakiekolwiek szanse na ułożenie sobie życia z konserwatywną rodziną Demira? Jak ułożą się relacje między Basią a Demirem, gdy nieoczekiwanie będą zmuszeni wyjechać na wschód Turcji?
Kontynuacja poruszającej "Tureckiej rozkoszy" to coś więcej niż romans. Historia spisana przez Mirę Hafif na bazie własnych doświadczeń ponownie obfituje w zaskakujące zwroty akcji i zabiera czytelniczki w tajemniczy świat barwnych tureckich zwyczajów i codzienności tak różnej niż nasza.
Mira Hafif - ukrywająca się pod pseudonimem Polka, która dzieli życie między Turcję, gdzie mieszka, a Polskę, która jest jej rodzinnym domem. W 2019 roku, w dramatycznych dla siebie okolicznościach, postanowiła opisać swoją turecką historię na jednym z forów internetowych. Gdy tylko może, udziela w internecie porad kobietom, które zastanawiają się nad porzuceniem wszystkiego dla wakacyjnej miłości. Zadebiutowała powieścią "Turecka rozkosz".
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-531-6 |
Rozmiar pliku: | 425 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Basia, wstań wreszcie. Zjedz coś, śniadanie gotowe…
Mama siedziała na brzegu łóżka i głaskała mnie po czole. Nie miałam ochoty otwierać oczu ani nawet myśleć o jedzeniu. Odwróciłam się do ściany i udawałam, że śpię, dopóki nie wyszła z pokoju, ciężko wzdychając.
Mijał kolejny miesiąc od mojego powrotu z Turcji. Wróciłam jak stałam, większość moich rzeczy wciąż była w domu męża. Trudno mi było nawet sobie wyobrazić, że miałabym po nie pojechać. Niech już lepiej tam zostaną, niech zrobi z nimi, co chce, bylebym nigdy więcej nie musiała oglądać twarzy tego człowieka.
Ruzgar. Na samo wspomnienie tego imienia do oczu napływały mi łzy. Ból i zawiedzione nadzieje – oto co mi zostało po płomiennym romansie i ślubie jak z bajki. Od samego początku mnie zdradzał i oszukiwał, a gdy tylko nabierałam wątpliwości i zbliżałam się do odkrycia prawdy, odwracał kota ogonem, wprawiając mnie w poczucie winy i zarzucając brak zaufania. Teraz na świecie pewnie jest już dziecko, które spłodził z inną kobietą, podczas gdy byliśmy małżeństwem. Przeszył mnie ból. Straciłam przecież ciążę, w którą zaszłam niemal natychmiast po ślubie. Nie będę patrzeć, jak rośnie moje dziecko, nie usłyszę jego radosnego śmiechu, nie pocałuję ciepłych rumianych policzków…
– A może tak jest lepiej, Madzia? – powiedziałam do przyjaciółki jeszcze w Turcji, po wyjściu ze szpitala. – Jak miałabym wychowywać dziecko człowieka, który tak mnie zawiódł? Jak miałabym żyć, patrząc mu w oczy i widząc w nich Ruzgara?
– Nie mów tak. Byłabyś wspaniałą mamą, ale najwyraźniej Allah chciał inaczej…
– Daj mi spokój z Allahem! – rzuciłam ze złością. – Ostatnie, czego mi teraz trzeba, to słuchanie o Bogu, który najwyraźniej zakpił sobie ze mnie, z moich marzeń i planów.
– Przepraszam, nie chciałam ci zrobić przykrości. Po prostu się martwię. Chciałabym umieć cię pocieszyć, a nic nie mogę zrobić… – Przyjaciółka spuściła wzrok.
– Zrobiłaś już dość. Wspieracie mnie, załatwiliście prawnika… Teraz sama muszę się jakoś pozbierać.
– Nie jesteś sama. Masz nas, masz rodziców, no i masz Demira. Zobacz, przez cały ten czas on nie przestał cię kochać!
Myśl o Demirze sprawiła, że poczułam ciepło rozchodzące się po całym ciele. Ten cudowny mężczyzna przełknął gorzką pigułkę mojej odmowy, gdy mi się oświadczył. Przezwyciężył męską dumę, jakże ważną dla Turka, i ponownie pojawił się w moim życiu właśnie wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam. Gdy po poronieniu leżałam załamana w szpitalu, przez wiele godzin siedział przy mnie i trzymając mnie za rękę, ocierał łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. „Już cię nie opuszczę. Nie pozwolę cię skrzywdzić”, powtarzał swoim mocnym niskim głosem, a ja, mimo całej rozpaczy, poczułam się bezpiecznie. Jaka szkoda, że teraz jest tak daleko!
W końcu postanowiłam wstać. Usiadłam w pościeli i sięgnęłam po telefon, który dokładnie w tym momencie delikatnie zawibrował. „Miłego dnia, Najdroższa”, brzmiała wiadomość od Demira. Wysyłał mi je kilka razy dziennie, co wieczór też staraliśmy się rozmawiać, choć nie było to takie proste. Po pierwsze: znów mieszkałam u rodziców, po drugie: wciąż byłam mężatką. W takich okolicznościach trudno wytłumaczyć się z wirtualnych randek. Nie chciałam słuchać kazań mamy, która z pewnością odradzałaby mi wchodzenie w nowy związek, ani oglądać min taty, który przewracałby oczami na wieść, że ponownie oddałam serce Turkowi. Demira trochę to drażniło.
– Jesteś dorosła, nie musisz się ukrywać – przekonywał, gdy w końcu udało nam się swobodnie porozmawiać.
– Nie rozumiesz… – wzdychałam, obiecując, że po rozwodzie wszystko się zmieni.
No właśnie – rozwód. Sprawa była przesądzona. Gdy tylko trochę doszłam do siebie, poprosiłam Magdę i Murata, by znaleźli mi prawnika, który złoży w moim imieniu papiery rozwodowe. Zamierzałam to zrobić w Turcji, bo słyszałam, że takie sprawy w tureckich sądach rozpatrywane są sprawnie, ja zaś pragnęłam jak najszybciej zostawić przeszłość za sobą. Niestety, jak na złość, choć mijały miesiące, moja sytuacja nie uległa zmianie. Pierwszy prawnik zrezygnował, gdy dowiedział się, kim jest mój mąż. Kolejną wyznaczoną rozprawę przesunięto o dwa miesiące bez podania przyczyny.
– Obawiam się, że jego rodzina maczała w tym palce – powiedziała Magda, gdy przesłałam jej zdjęcie listu, w którym sąd podał nową datę rozprawy. – Pewnie się boją, że będziesz chciała go oskubać. Masz mocne dowody i możesz naprawdę sporo ugrać.
Faktycznie, nowa prawniczka szczegółowo wyjaśniła mi zapisy tureckiego prawa rozwodowego. Doradzała wystąpienie o alimenty i sowite zadośćuczynienie za to, co zrobił Ruzgar. Kochanki, zdrady, dziecko z inną kobietą, narażenie mnie na stres, w wyniku którego straciłam ciążę – wszystko to sprawiało, że w sądzie uzyskałabym sporo pieniędzy. Początkowo przystałam na sugestie prawnika, z czasem jednak straciłam przekonanie, czy takie działanie w ogóle ma sens. Macki rodziny mojego męża sięgały najwidoczniej naprawdę daleko, skoro wciąż nie odbyła się nawet pierwsza rozprawa. Prawników pewnie też miał dobrych. Ja z kolei, szukając w sieci informacji o rozwodach w Turcji, coraz częściej trafiałam na wpisy dziewczyn, które opowiadały o skorumpowanych sędziach. Z czasem zyskałam niemal pewność, że nie inaczej jest w moim przypadku. Rodzina Ruzgara i on sam mieli nieograniczone możliwości pociągania za sznurki – czy to w sądach, czy w urzędach. Choć wina leżała po jego stronie, a ja miałam na to dowody, nie darują mi skandalu, który wywołało nasze rozstanie i fakt, że nie milczałam, gdy dowiedziałam się o jego zdradach. Wiele tureckich kobiet po prostu przyjmuje do wiadomości, że ich mężowie robią, co chcą, wychodzą, dokąd i z kim mają ochotę, i zdradzają je, gdy tylko przyjdzie im chęć. Niektóre znoszą to w imię posiadania dzieci i wygodnego życia, wybaczając niewierność albo udając, że o niej nie wiedzą. Ruzgar i cała jego rodzina sądzili najwyraźniej, że ze mną będzie tak samo. Przeliczyli się, myśląc, że karta kredytowa męża zmieni moją naturę, a szpilki od Prady i złoto pozwolą mi przymknąć oczy na to, co zamierzał wyprawiać, niezbyt nawet się z tym kryjąc. Nic dziwnego, że przedłużali ten rozwód w nieskończoność – musieli naprawdę się bać, że sąd przychyli się do moich żądań. Może teraz szukali na mnie jakichś haków? Gdy prawniczka kolejny raz poinformowała mnie mailowo, że zaplanowana rozprawa się nie odbędzie, skapitulowałam.
– Nie chcę już ich pieniędzy i nie będę o nie walczyć. Proszę się jakoś z nimi dogadać. Może przystaną na rozwód za obopólną zgodą? Jest mi wszystko jedno, chcę tylko zamknąć ten rozdział.
– Jest pani pewna? Przecież te pieniądze po prostu się pani należą! – perorowała, gdy zdzwoniłyśmy się na WhatsAppie. Była młodą i rzutką Turczynką, która skutecznie rozwiodła już niejedną parę, wyrywając dla swoich klientek sowite odszkodowania, zwłaszcza że – jak mi powiedziała – tamtejsze prawo cywilne naprawdę chroni kobiety. Te, które chcą się rozwieść, mogą na ogół liczyć na alimenty wypłacane przez męża bez względu na to, czy rozwód nastąpił z jego winy, czy za porozumieniem stron. Były mąż płaci do czasu, gdy kobieta powtórnie wyjdzie za mąż. Jeśli to nie nastąpi, alimenty są wypłacane dożywotnio. Zaszokowało mnie jednak co innego. Prawo przewidywało sytuację, w której jako żona pieniędzy mogę żądać też od kochanek męża! W końcu wybitnie przyczyniły się one do rozpadu naszego małżeństwa. Prawniczka najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że chcę z tego wszystkiego zrezygnować.
– Tak, jestem pewna. Brzydzę się moim mężem i jego pieniędzmi. Jeśli to przyspieszy sprawę rozwodową, bez żalu z nich zrezygnuję.
– Dobrze, przedstawię mu propozycję rozwodu bez orzekania o winie i dam pani znać, co odpowie.
Poczułam nieopisaną ulgę. Żaden majątek nie był w stanie zrekompensować mi utraconej wiary w tamtą miłość ani tego, jak potraktował mnie Ruzgar. Czy odszkodowanie mogłoby załatać tę potężną wyrwę w sercu, które zostało ciśnięte w błoto zdrady i podeptane bezczelnym przekonaniem mojego męża, że ma prawo mnie ranić? Co miałabym sobie kupić za te pieniądze?
Gdy powiedziałam Demirowi o swojej decyzji, nie potrafił ukryć frustracji. Nie mówił o tym wcześniej, ale znał Ruzgara jak nikt inny i domyślał się, że mój mąż zrobi wszystko, by nie płacić za swoje błędy. Gdybym upierała się przy początkowych żądaniach, jeszcze długo czekałabym na rozwód.
– Dobrze zrobiłaś, kochanie. Zobaczysz, teraz wszystko się ułoży. A po rozwodzie przyjedziesz i zaczniemy nowe życie.
Na te słowa zbladłam. Wciąż jeszcze nie ułożyłam sobie tego wszystkiego w głowie. Demir najwidoczniej nie dopuszczał do siebie myśli o przeprowadzce do Polski, ja z kolei nie bardzo wyobrażałam sobie swój powrót do Turcji. Co prawda podłapałam trochę języka, a nawet po powrocie do Polski ponownie zapisałam się na kurs, ale zrobiłam to tylko po to, by nie zapomnieć tego, czego już się nauczyłam. Tylko jak to powiedzieć Demirowi? Nie powiedziałam więc nic, tylko uśmiechnęłam się i ciepło pożegnałam. Umówiliśmy się na rozmowę wieczorem.Rozdział II
Wyjaśnij mi, dziecko, po co ty się uczysz tego tureckiego? – zapytała mama, gdy pakowałam do torby podręczniki i przybory do pisania. – Mało się przez tę Turcję nacierpiałaś?
– I kto to mówi! Czy to nie ty marzyłaś swego czasu o tureckim mężu dla mnie? – odgryzłam się, choć wiedziałam, że zrobię jej tym przykrość. Nie pomyliłam się.
– Dziecko, ja tylko chciałam, żebyś była szczęśliwa! – jęknęła mama. Nie potrafiła ukryć, że moje słowa ją dotknęły. Cóż, nie jej wina, że mi nie wyszło. Przecież nie zmuszała mnie do ślubu, sama chciałam. A gdyby mojego męża potraktowała nieżyczliwie, gdy pierwszy raz przyjechał do Polski, miałabym do niej żal.
– Wiem, mamuś. Widzisz, nauka pozwala mi nie myśleć o zmartwieniach. No i mam w grupie dwie dziewczyny, które wyszły za Turków i są bardzo szczęśliwe. Dobrze jest wiedzieć, że nie wszystkie takie związki kończą się tragicznie.
Przewiesiłam torbę przez ramię, pomachałam mamie na pożegnanie i wyszłam z domu. Do centrum Warszawy miałam tramwajem spory kawałek, był więc czas na przemyślenia. Zastanawiałam się, jak powiem rodzinie i znajomym, że znów jestem zakochana. Czy po dramacie, który rozegrał się w moim życiu w ostatnich miesiącach, nie powinnam odpuścić, dać sobie więcej czasu na ochłonięcie, odnalezienie się w sytuacji, uspokojenie burzy, która rozgrywa się w moim sercu i głowie? Czy zaakceptują fakt, że moje zranione serce leczy kolejny turecki mężczyzna? Nigdy nie przejmowałam się konwenansami, nie interesowało mnie specjalnie, co inni myślą o mnie i moich życiowych wyborach, ale tym razem było inaczej. Czym innym jest, dajmy na to, całowanie się z obcym facetem w knajpie, co raz czy dwa zdarzyło mi się w studenckich czasach, dając początek niestworzonym historiom, opowiadanym na mój temat przez „życzliwe” koleżanki, a czym innym poinformowanie bliskich, drżących o mnie i moje samopoczucie po traumie, która stała się moim udziałem, że jest ktoś nowy? Magda, która jako jedyna była we wszystko wtajemniczona, mówiła, że powinnam słuchać głosu serca i nie zamartwiać się na zapas, ale ja nie byłam tego taka pewna. Serce już raz mnie oszukało, dałam się porwać namiętności i zaufałam niewłaściwemu mężczyźnie. Czy teraz będzie inaczej? Czy Turcja ma mi jeszcze cokolwiek do zaoferowania? I czy warto o to walczyć?
– Coś ty taka zamyślona? Już drugi raz się z tobą witam, a ty nic! – powiedziała Kasia, koleżanka z grupy, która czekała w przestronnym korytarzu na rozpoczęcie zajęć. Popijała kawę po turecku – w Instytucie Yunusa Emre, gdzie się uczyłyśmy, była dostępna dla wszystkich kuchnia, w której ciągle ktoś przygotowywał sobie turecką kawę albo herbatę. Picie ich na zajęciach było normą, robili to i uczniowie, i nauczyciele.
– Przepraszam. – Zdjęłam płaszcz i odwiesiłam go do szafy. – Cześć! – odpowiedziałam, nie wchodząc w szczegóły. Bo co miałam jej powiedzieć? Że myślę o swoim rozwodzie, nowym chłopaku i o tym, jak ułożyć sobie życie? Kasia była młodą szczęśliwą dziewczyną. Męża – Turka – poznała na Politechnice Warszawskiej, gdzie oboje studiowali. Burak, bo tak miał na imię jej ukochany, co zresztą bardzo bawiło ich polskich znajomych, nie chciał wracać do Turcji ku radości Kasi. Znalazł tu dobrą pracę w firmie zajmującej się odnawialnymi źródłami energii, dobrze zarabiał. Polskiego nauczył się jeszcze na studiach, teraz żona nadrabiała zaległości z tureckiego.
– Jeśli będziemy mieć dzieci, muszę rozumieć, co będzie do nich mówił. Żeby nie mogli spiskować za moimi plecami – wyjaśniła kiedyś ze śmiechem.
Byli ze sobą już kilka lat, a ona wyglądała na bardzo szczęśliwą. Czy gdyby żyli w Turcji, byłoby inaczej? Może będąc w Polsce, Burak zaakceptował tutejsze obyczaje, styl życia? Niewykluczone, że w ojczyźnie trudniej byłoby mu się pogodzić z faktem, że uczciwie dzieli się z żoną obowiązkami albo że ona – jeśli ma na to ochotę – wychodzi od czasu do czasu na wino ze znajomymi z pracy.
Już miałam o to zapytać, ale zjawił się Ali, nasz nauczyciel, i zaprosił nas do sali. Przez kilka minut czekaliśmy jeszcze na resztę grupy. W tym czasie wodziłam wzrokiem po zdobiących ściany fotografiach i plakatach z Turcji. Moje spojrzenie jak co tydzień zatrzymało się na wielkim zdjęciu przedstawiającym Hagię Sophię i sąsiadujący z nią nie mniej imponujący Błękitny Meczet. Chodziliśmy po tych wnętrzach z Ruzgarem, gdy pierwszy raz do niego przyjechałam. Był świetnym przewodnikiem, wybrał nawet komunikację miejską zamiast samochodu z kierowcą, żebym poczuła się jak prawdziwa turystka. To był cudowny dzień, a ja z każdą chwilą zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej. Myślałam, że zawsze już tak będzie, tymczasem gdy zamieszkałam w Stambule, wszystko zaczęło się komplikować. Ruzgar na całe dnie, a czasem i noce przepadał w pracy, nie było czasu na wspólne zwiedzanie. Kilka razy sama ruszyłam w miasto, z zachwytem odkrywając tajemnicze zakątki barwnej, pełnej knajpek i uroczych sklepików dzielnicy Kadiköy. Do dziś miałam kilka drobiazgów kupionych u miłego sprzedawcy antyków, który zaprosił mnie do swojego sklepu na herbatkę. Słynny balık ekmek – bułkę ze smażoną rybą, specjalność knajpek mieszczących się na moście Galata – też jadłam sama, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądać moje tureckie życie…
Rozmyślania przerwało mi trzaśnięcie drzwi. Ostatni spóźnialscy weszli do klasy i zaczęła się lekcja. Rozmawialiśmy o tureckich przesądach. Nie wszyscy znali tamtejsze zwyczaje tak jak ja i Kasia, więc Ali zaczął od wyjaśnienia grupie, że wszechobecny w Turcji nazar boncuğu – okrągły płaski koralik ze szkła w kolorze niebieskim, który w Polsce nazywamy okiem proroka, ma za zadanie chronić przed złym spojrzeniem.
– Przyczepia się go niemowlakom do kaftaników, a pannom młodym do sukienek – ciągnął, a mi jak zwykle w podobnych chwilach przypomniał się ślub z Ruzgarem. Pod jedną z koronek też miałam umocowany maleńką agrafką taki koralik. Najwidoczniej był za mały, by odpędzić ode mnie nieszczęście.
– Jeśli nazar boncuğu się stłucze, nie martwcie się – to znaczy, że spełnił swoje zadanie. Ktoś wam złorzeczył, a talizman was ochronił. Trzeba go wtedy zakopać w ziemi albo wyrzucić i jak najszybciej zaopatrzyć się w nowy.
Przez chwilę pośmialiśmy się, wyobrażając sobie mieszkańców niemal doszczętnie zabetonowanego Stambułu, jak w popłochu szukają skrawka ziemi lub trawnika, by zakopać stłuczony talizman albo lustro, bo okazało się, że Turkom też przynosi ono nieszczęście. Potem nasz nauczyciel przeszedł do opowieści o kawie i kawowych wróżbach.
– Kawa trafiła na tureckie stoły w szesnastym wieku z Jemenu. Rządził wtedy sułtan Selim Groźny. Gdy sułtanki pragnęły przekazać mu jakąś wiadomość, a nie chciały mówić wprost, uciekały się podobno do wróżenia z fusów, ale historycy nie są do końca pewni, czy to faktyczny początek tego zwyczaju – ciągnął Ali, po czym dodał, że i dziś wróżące z fusów kobiety zarabiają niemałe pieniądze.
Przypomniała mi się starsza pani, właścicielka kawiarenki, w której swego czasu zatrzymaliśmy się z Demirem w drodze do Alanyi. Właścicielka wróżyła mi wtedy z fusów, bezbłędnie odmalowując sytuację, w której się wówczas znalazłam. Mówiła nawet o wietrze, który połamie młode gałęzie. Dopiero teraz uderzyło mnie przesłanie tamtej wróżby. Przecież imię mężczyzny, który wciąż jeszcze był moim mężem, oznaczało wiatr! Ech, gdyby tak teraz mogła mi przepowiedzieć przyszłość. Dałabym wszystko, by wiedzieć, co mnie czeka.
Lekcja dobiegła końca. Wyszłam z niej tak samo zamyślona, jak przyszłam. Niedbale zarzuciłam na siebie płaszcz i sięgnęłam do kieszeni, by sprawdzić, czy mam jeszcze jakieś bilety. W tej samej chwili wypadły z niej klucze do mieszkania. Breloczek – niebieski płaski koralik, odpędzający złe uroki – roztrzas-kał się o podłogę.Rozdział III
Do domu wróciłam zmartwiona. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że stłuczone oko proroka to znak, który nie powinien mnie martwić. Podskórnie czułam, że zdarzy się coś złego. I nie pomyliłam się. Włączyłam komputer, żeby napisać do Demira, bo w nawyk weszło mi już codzienne informowanie go o wszystkim, co się wydarzyło. Zalogowałam się do poczty i zamarłam. List od Ruzgara! Nie spodziewałam się niczego dobrego. Chociaż kto wie? Może wszystko przemyślał i postanowił zgodzić się na rozwód bez orzekania o winie? Moja propozycja powinna go usatysfakcjonować – nie straci ani jednej liry ze swojego majątku. Złudzeń pozbawił mnie już tytuł wiadomości – „Cała prawda o tobie”.
Zaczęłam czytać, a po chwili oczy zaszły mi łzami. Chaotyczna tyrada, pisana w całości dużymi literami, zawierała masę oszczerstw i inwektyw pod moim adresem. Mąż zarzucał mi, że od początku chodziło mi tylko o jego pieniądze, a zdradzać mnie zaczął, gdy zrozumiał, że mi na nim nie zależy. Twierdził, że zrobiłam sobie na jego koszt rok wakacji w ciepłym kraju, bo jestem nierobem i nie potrafiłam nawet w Polsce znaleźć pracy. Że bez mrugnięcia okiem wydawałam jego pieniądze na drogie szpilki i że nigdy nie okazywałam jemu ani jego rodzinie należytego szacunku. „Jesteś nikim, nawet ciąży nie potrafiłaś utrzymać! Allah pokarze cię za całe zło, które mi wyrządziłaś!”.
Przeczytałam maila od początku, a potem jeszcze raz – i wciąż nie mogłam pojąć, jak Ruzgar mógł napisać coś takiego. Po chwili dotarło do mnie, że absolwent brytyjskiej uczelni na trzeźwo nie robiłby tak podstawowych błędów. Mój mąż pisał chyba po pijaku. Tłumaczyłoby to bełkot, ale nie okrutny przekaz listu. Jak podłym trzeba być człowiekiem, żeby napisać coś takiego?!
Do rzeczywistości przywołało mnie pukanie do drzwi.
– Basia, mogę wejść? – zapytał tata i nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę.
Szybko otarłam łzy i przywitałam go z wymuszonym uśmiechem. W ręku trzymał jakieś wydruki.
– Słuchaj, córeczko… – zaczął i ciężko westchnął. – To właśnie przyszło mailem. – Podał mi kartki, ale ja już wiedziałam, co na nich znajdę. Ruzgar wysłał ten podły list nie tylko do mnie, ale też do moich rodziców! – Proszę, tylko nie przejmuj się tymi bredniami – powiedział cicho tata.
Byłam mu wdzięczna, bo choć jako jedyny od początku był przeciwny mojemu ślubowi z Ruzgarem, odkąd wróciłam z Turcji, zachowywał się wspaniale. Nigdy niczego mi nie wypomniał i wyglądało na to, że wcale się nie cieszy z faktu, że moje małżeństwo okazało się niewypałem. Nie triumfował, po swojemu starał się mnie wspierać.
– Słuchaj, skoro on ma czelność wysyłać nam takie rzeczy, może i ty napiszesz do jego rodziców? Nie miałaś chyba okazji wyjaśnić im, co się wydarzyło? Jesteś w Polsce, a nie tam, a jak wiesz, nieobecni nie mają racji. Musiał cię nieźle oczernić przed swoją rodziną. Nic dziwnego, że nawet nie zapytali, co się stało, i od miesięcy się do ciebie nie odzywają.
– Nie, tato, to bez sensu – westchnęłam. – Nie będę się zniżać do jego poziomu. Jeśli oni nie chcą poznać relacji obu stron, ja nie zamierzam się narzucać.
– No nie wiem! – zawołała moja mama, która jak burza wpadła do pokoju. Ona też dostała maila. Nie znała angielskiego, więc przyszła zapytać, co napisał Ruzgar. Widząc moje spuchnięte oczy i minę taty, szybko się domyśliła, że to coś bardzo przykrego.
– Zastanowię się – ucięłam, a rodzice, uznawszy, że nie należy naciskać, wyszli z pokoju.
Patrząc na wydruki, które tata zostawił na moim biurku, zaczęłam rozmyślać o tym, co powinnam zrobić. Może faktycznie moi teściowie powinni to przeczytać? W mailu Ruzgar nie tylko na różne sposoby mnie obrażał, ale też wprost przyznawał się do zdrady. Chyba warto, żeby bogaci jaśniepaństwo się o tym dowiedzieli. Mogłabym przesłać im tę wiadomość od razu, ale prócz Nursel i Semry, kuzynek mojego męża, nikt z jego rodziny nie mówił po angielsku.
Podczas wieczornej rozmowy na WhatsAppie poprosiłam Demira, żeby przetłumaczył treść listu na turecki. Mój ukochany się zasępił.
– Po co chcesz to zrobić? Nie powinno cię w ogóle obchodzić, co ci ludzie o tobie myślą. Chyba widzisz, że wcale się o ciebie nie troszczą. Gdyby było inaczej, dawno by się do ciebie odezwali i spróbowali dociec prawdy.
– Wiem, jednak zależy mi, żeby zobaczyli, jak wychowali syna – powiedziałam, patrząc na niego prosząco.
W końcu skapitulował.
– No dobrze, przetłumaczę to, jeśli tak bardzo ci zależy. Ale nie łudź się, że ich to wzruszy. Zresztą sama zobaczysz.
Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy. Widziałam, że Demirowi ciężko przychodzi zrozumienie, po co podejmuję tyle zachodu dla ludzi, którzy nigdy nie zaczęli mnie traktować jak pełnoprawnego członka rodziny, dla których od początku byłam raczej fanaberią ich rozpieszczonego syna, a nie żoną i córką. Sama zresztą nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Zakończyliśmy rozmowę, zapewniając się o wzajemnej miłości.
Rano w skrzynce czekał na mnie mail od Demira z tłumaczeniem listu. Wzięłam głęboki oddech i przesłałam go do moich teściów. Po południu zadzwonił telefon. To była prawniczka.
– Barbara hanim – zwróciła się do mnie grzecznie – mąż zgodził się na rozwód bez orzekania o winie. Teraz wszystko już powinno potoczyć się szybko i bez problemów.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI