TURNIEJ - ebook
TURNIEJ - ebook
„Turniej” to thriller dla dorosłych czytelników o mocnych nerwach. Były żołnierz elitarnej jednostki specjalnej znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Do czego będzie się w stanie posunąć, aby zapewnić przetrwanie swojej rodzinie? Rozwiązaniem problemów wydaje się być udział w niezwykłej grze ze ściśle określonymi regułami, w której można zdobyć sławę i niewyobrażalnie wielkie pieniądze. Przegranych czeka jednak śmierć.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-778-0 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— Tatusiu, czy kupisz mi tę lalkę? — zapytała czteroletnia Tracy w osiedlowym sklepiku.
Mężczyzna spojrzał na niewielką zabawkę z żółtymi włosami i wielkimi oczami. Zaraz potem zerknął na cenę, znajdującą się na małej karteczce przywiązanej przezroczystą żyłką do ramienia lalki.
— Kochanie, innym razem. Teraz się spieszymy i nie możemy się spóźnić do przedszkola — odpowiedział czule.
Greg Watson był trzydziestoletnim byłym wojskowym, który ze względu na uraz musiał przedwcześnie zakończyć służbę. Jego wojskowa kariera rozwijała się wyjątkowo dynamicznie, co było zasługą jego ciężkiej pracy i poświęcenia. We wszystko, co robił, starał się wkładać całe serce, co szybko zostało dostrzeżone przez przełożonych. Dorobił się wyższego stopnia w wojsku, a miał to być dopiero początek jego błyskotliwej kariery. Niestety poważny wypadek spowodował, że musiał odejść z wojska. Obecnie pracował wszędzie tam, gdzie tylko mógł zarobić trochę pieniędzy. Kryzys w kraju okazał się bezlitosny dla przeciętnych obywateli. Szalejąca inflacja i wysokie bezrobocie sprawiły, że zakup podstawowych produktów żywnościowych stał się pewnym wyzwaniem.
— Miłego dnia, Tracy, bądź grzeczna i baw się dobrze — powiedział Greg na pożegnanie córki w przedszkolu.
— Cześć, tatusiu — odpowiedziała urocza blondynka, po czym weszła do sali, powitana przez opiekunkę.
Mężczyzna wsiadł do starego samochodu, który jakimś cudem pozytywnie przeszedł kolejny przegląd techniczny, i udał się do swojego niewielkiego mieszkania w ogromnym bloku.
— Cześć, kochanie, nie masz dzisiaj żadnego zlecenia? — zapytała od razu Karen.
— Niestety, dzisiaj nic — odpowiedział smutny Greg.
Z Karen poznali się, gdy Greg uczęszczał do szkoły wojskowej. Podczas jednej z imprez dziewczyna od razu wpadła w oko przyszłemu żołnierzowi. Długie jasne włosy i to przenikliwe spojrzenie, któremu nie mógł się oprzeć. Podszedł wtedy do niej i zapytał, czy może postawić jej drinka. Odpowiedziała, że chętnie porozmawia, ale za drinka zapłaci sobie sama. Greg był pod wrażeniem niezależności pięknej blondynki i rozmawiali tak długo, aż właściciel subtelnie poinformował, że zaraz musi zamknąć lokal. Karen bardzo podobało się to, że Greg będzie żołnierzem. Postawny, wysportowany mężczyzna w mundurze, i do tego niebywale elokwentny, to ewidentnie cechy, które działały podniecająco na kobietę. Kilka lat później wzięli ślub, a potem urodziła się Tracy, śliczna dziewczynka, będąca wręcz kopią swojej mamy.
— Musimy coś zrobić, bo naprawdę nie wygląda to różowo — powiedziała Karen. — Wiesz, że z mojej pensji pielęgniarki się nie utrzymamy. Gdybym jeszcze pracowała na pełny etat, ale nie ma obecnie takiej możliwości. Ludzie walczą, żeby dostać nawet to pół etatu, a szpital ma ograniczoną liczbę miejsc.
— Wszystko przez polityków. Gdyby państwem rządziły odpowiedzialne osoby, to żylibyśmy teraz godnie. Zobacz, do czego doprowadzili — odparł wzburzony mężczyzna.
— Greg, nie musisz mi tego mówić. Musimy się jednak dostosować do realiów, a one obecnie wyglądają, jak wyglądają.
— Mam tego świadomość, ale uważam, że jest to strasznie nieuczciwe. Kiedyś żyło nam się dobrze. Ty pracowałaś na cały etat z dobrą pensją. Ja robiłem karierę w wojsku i szybko awansowałem. Było nas stać na wzięcie kredytu na to mieszkanie i mieliśmy nadzieję na jego szybką spłatę. Czy to moja wina, że mnie postrzelili w rękę? Uważam, że nadal nadaję się do służby. Jeśli natomiast wojsko uznaje inaczej, to powinni mi przyznać rekompensatę i wypłacać rentę. A tak zostałem bez środków do życia i muszę prosić się o jakiekolwiek zlecenie jak jakiś żebrak. Większość naszych pieniędzy przeznaczamy na spłatę kredytu, a to, co zostaje, ledwie wystarcza na jedzenie — dodał mężczyzna.
— To prawda, kochanie. Pamiętaj tylko, że to jest przejściowa sytuacja i wszystko się na pewno ułoży.
— Co się ułoży? — odpowiedział rozgoryczony mężczyzna. — Bądźmy realistami, Karen. Cholerni politycy doprowadzili do tego, że ludzie żyją w nędzy, ceny rosną z dnia na dzień, a znalezienie jakiegokolwiek zlecenia graniczy z cudem. Dzisiaj Tracy spytała mnie w sklepie, czy kupię jej lalkę. Wiesz, jak mi było strasznie przykro, że muszę zawieść swoją córkę?
— Nie zawiodłeś jej! Jesteś dobrym i odpowiedzialnym tatą. Pamiętaj, że wszystko się ułoży. Spróbuj poszukać jakiegoś zlecenia. Ja muszę już jechać do szpitala, bo zaraz zaczyna się moja zmiana. Słyszałam, że zaczęła się budowa nowego apartamentowca trzy przecznice stąd, więc może szukają kogoś do pomocy przy budowie albo pracownika ochrony.
Greg wziął kromkę suchego chleba i poszedł w stronę placu budowy. Przypomniał sobie dawne czasy, kiedy trafił do wojska. Był młodym, lecz niebywale ambitnym żołnierzem. Wszystkie obowiązki wykonywał perfekcyjnie, co sprawiało, że dowódcy mogli na nim polegać. Dzięki szybkim awansom sytuacja finansowa była coraz lepsza, a perspektywy bardzo obiecujące. Codzienne treningi siłowe oraz sztuk walki doprowadziły do tego, że jego ciało stało się potężną bronią. Nauczył się strzelać z wielu rodzajów broni, przyswoił techniki kamuflażu oraz umiejętności przetrwania w praktycznie każdych warunkach. Pewnego dnia jako jeden z dziesięciu żołnierzy został wysłany na misję z zadaniem odbicia zakładnika przetrzymywanego przez terrorystów. Wiedzieli, że więzień znajduje się w dwupiętrowym domu i za wszelką cenę ma pozostać przy życiu. Nie zostali poinformowani przez dowódcę, kim był ani dlaczego został porwany — nie miało to znaczenia dla powodzenia akcji. Budynek został otoczony, rozstawiono snajperów. Greg wraz z dwoma kolegami weszli do środka przez boczne wejście. Na parterze nikogo nie było, więc bezszelestnie ruszyli po schodach. Usłyszeli głosy dobiegające z jednego z pomieszczeń. Było tam dwóch terrorystów pilnujących zakładnika, który siedział na krześle. Żołnierze ustalili między sobą, że Greg zajmie się tym po lewej stronie, Stanley — po prawej, a Jimmy zneutralizuje ewentualne wsparcie. Wpadli błyskawicznie do pomieszczenia i Greg serią powalił terrorystę, wśród krzyku przerażonego zakładnika. Stanley oddał pierwszy strzał, jednak zamaskowany bandyta zdążył nacisnąć na spust karabinu, posyłając chaotycznie kule w losowych kierunkach. Jimmy precyzyjnym strzałem zneutralizował przeciwnika, jednak jeden z pocisków trafił Grega w lewy biceps, powodując ból i silne krwawienie. Żołnierze zabezpieczyli zakładnika i zawiązali prowizoryczną opaskę uciskową na ręce kolegi. W szpitalu okazało się, że mięsień i kość zostały poważnie uszkodzone i mimo długiej rehabilitacji Greg nie wrócił do pełnej sprawności. Zakres ruchu lewej ręki był znacznie ograniczony, uniemożliwiając udział w działaniach na polu walki.
— Dzień dobry, szukam pracy. Może potrzebujecie kogoś do pomocy przy budowie lub do ochrony? — zapytał mężczyzny nadzorującego prace budowlane.
— Szukamy pomocnika murarza — odpowiedział mężczyzna w kasku i kamizelce odblaskowej.
— Świetnie. Jakie jest wynagrodzenie?
Nadzorca podał Gregowi stawkę godzinową, która była wręcz obraźliwa dla ambitnego i doświadczonego mężczyzny.
— Za niska. Chciałbym ponegocjować tę stawkę.
— Jak za niska, to znikaj! Znajdę mnóstwo chętnych na to stanowisko, i to za dużo niższe wynagrodzenie — warknął nadzorca.
— Dobrze, przyjmę to zlecenie — odpowiedział niechętnie Greg, ignorując urażony honor i poczucie godności.
— Tam, po prawej stronie, zobaczysz stertę cegieł. Przenieś je wszystkie na tamten plac, gdzie murarze stawiają ściany budynku — nakazał ozięble nadzorca, trzymając niedopalony papieros w ustach.
Greg odwrócił głowę i zobaczył wielki stos cegieł, oddalony o jakieś pięćdziesiąt metrów od wskazanego placu. Słońce paliło niemiłosiernie, więc mężczyzna ściągnął flanelową koszulę, eksponując potężne mięśnie. Na piersi i plecach miał długie blizny, będące efektem urazów powstałych na skutek morderczego treningu wojskowego. Od razu zabrał się do pracy. Nosił po cztery cegły przez rozgrzany słońcem betonowy teren. Mijały godziny, aż w końcu zadanie zostało wykonane. Pot spływał po nim strumieniami, lecz Greg był przyzwyczajony do różnych warunków. Udał się do nadzorcy po wynagrodzenie.
— Wykonałem zadanie, proszę o wypłatę.
— Masz tu ustaloną kwotę i znikaj — powiedział opryskliwie mężczyzna w żółtym kasku, wręczając mu garść monet.
— Ale przecież pracowałem cztery godziny, a tutaj są pieniądze za trzy — oburzył się Greg.
— Widocznie się nie wyrabiałeś. To była praca na trzy godziny. — Nadzorca odpalił kolejnego papierosa.
Greg poczuł ochotę rozerwania faceta na strzępy, ale intensywne treningi samokontroli sprawiły, że tylko kiwnął głową i wziął pieniądze. W drodze powrotnej do domu wstąpił do osiedlowego sklepu, w którym rano był z Tracy. Czuł dyskomfort związany z koszulą, która przykleiła się do przepoconego ciała. Kupił duży chleb i lalkę, która tak spodobała się córeczce. W mieszkaniu była już Karen, która zdążyła odebrać Tracy z przedszkola.
— Zobacz, mała księżniczko, co dla ciebie mam — zwrócił się do dziewczynki dumny tata.
— Wow, to ta lalka! Dziękuję, tatusiu — wykrzyknęła mała, po czym uścisnęła go mocno.
— Skąd wziąłeś na to pieniądze? — zapytała Karen.
— Znalazłem pracę na tej budowie. Za zapłatę kupiłem lalkę i duży chleb. Zobacz, jeszcze ciepły i chrupiący — powiedział Greg, wyciągając w stronę żony ręce z bochenkiem.
— Cieszę się, że dostałeś zlecenie. Musimy jednak poważnie porozmawiać — powiedziała smutnym głosem Karen.
— Tracy, idź się pobawić lalką. My z mamą musimy zamienić kilka słów.
Małżonkowie usiedli na starej, zniszczonej kanapie z kubkami chłodnej herbaty w dłoniach.
— Dowiedziałam się dzisiaj w szpitalu, że znowu podniesiono stopy procentowe — rozpoczęła Karen. — Oznacza to, że od kolejnego miesiąca rata naszego kredytu dużo wzrośnie. Przy obecnych dochodach nie będzie nas już stać na spłatę. Myślę, że powinniśmy szybko sprzedać nasz samochód, a może i mieszkanie. Przeprowadzilibyśmy się do mojej mamy. Co prawda ma małe mieszkanie, ale jeden pokój mogłaby nam oddać.
— Karen, to mieszkanie i samochód to wszystko, co mamy — powiedział Greg, a jego oczy stały się wilgotne.
— Nie. Mieszkanie i auto to tylko rzeczy. Wszystko, co mamy, to nasza rodzina — odpowiedziała jego żona, starając się powstrzymać łzy.
— Wymyślę coś, na pewno istnieje jakieś rozwiązanie! — zawołał Greg. — Muszę to przemyśleć — dodał i wyszedł z mieszkania.
Szedł osiedlową uliczką. Co jakiś czas słychać było trzask tłuczonej butelki. W bramach stały podejrzane, zakapturzone postacie, obserwujące nielicznych przechodniów. Greg był spokojny, bo nikt nie miał odwagi nawet zapytać go o godzinę. Wieloletnią służbą wojskową zapewnił sobie szacunek, a jego postura sprawiała, że zdecydowanie nie wyglądał na potencjalną ofiarę. Idąc, rozmyślał nad położeniem, w jakim się znaleźli. Sytuacja gospodarcza kraju była nieciekawa. Zubożenie społeczeństwa było widoczne gołym okiem, a przestępczość rosła z miesiąca na miesiąc. Jedyną branżą, która przeżywała burzliwy rozkwit, była branża rozrywkowa. Organizowano liczne teleturnieje z dużymi pieniędzmi do wygrania. Mimo postępującej pauperyzacji ludzie powszechnie wykupowali dostępy, żeby śledzić na żywo zmagania uczestników w brutalnych grach. Organizatorzy zbijali fortuny i odprowadzali ogromne podatki do budżetu mocno zadłużonego państwa, więc politycy wprowadzali ustawy legalizujące tę formę rozrywki. Społeczeństwo nie miało perspektyw i potrzebowało takich prostych radości. Alkohol i widowiska pełne przemocy sprawdzały się w tym znakomicie. Greg nigdy nie kupował dostępów do tych widowisk, ale będąc kiedyś u swojego dawnego kolegi z wojska, miał okazję zobaczyć jedną grę. Nazywała się niewinnie — „Wyliczanka”. Brało w niej udział dziesięć osób, które siedziały na krzesłach ustawionych w półokręgu. Zasady były proste. Każdy ze śmiałków za sam udział otrzymywał pewną kwotę — Greg mógłby za nią spłacić jedną ratę swojego kredytu. Zwyciężyć mógł tylko jeden uczestnik, a wygrana była bardzo pokaźna. Przewidziano jednak wyjątkowo brutalny system eliminacji i każdy z przegranych kończył rozgrywkę, będąc okaleczonym na różne sposoby. Pierwszy uczestnik musiał podać liczbę z przedziału od jeden do dziesięć. Następnie maszyna losowała numer uczestnika i od niego wyliczała stanowisko zgodnie z liczbą wskazaną przez pierwszego pretendenta. Przykładowo, mężczyzna siedzący na krześle z numerem jeden wybrał czwórkę. System wylosował uczestnika z numerem trzy i rozpoczęło się odliczanie. Podświetlony został uczestnik z numerem sześć, któremu uśmiechnięty prowadzący zadał pytanie. Warunkiem przetrwania była prawidłowa odpowiedź udzielona w ciągu dziesięciu sekund. W przeciwnym razie zawodnik odpadał z gry, otrzymując surową karę.
— _Jak nazywa się najwyższa góra na świecie?_ — zapytał przystojny gospodarz, ubrany w perfekcyjnie skrojony garnitur.
Zegar rozpoczął odliczanie. Po oczach starszego mężczyzny, siedzącego na krześle z numerem sześć było widać, że nie jest pewien odpowiedzi.
— _K2_ — wykrzyknął niepewnie.
— _Sprawdźmy prawidłową odpowiedź_ — powiedział prowadzący, po czym wskazał palcem na duży ekran.
Po kilku sekundach na monitorze wyświetliła się nazwa _Mount Everest_, po czym z oparcia krzesła wystrzelił metalowy bolec, uderzając zawodnika prosto w kręgosłup i doprowadzając do trwałego paraliżu. Krzesło z uczestnikiem automatycznie wyjechało do tyłu i zniknęło za czarną zasłoną.
— _Zostało dziewięć osób_ — poinformował gospodarz gry, po czym poprosił kolejnego zawodnika o podanie numeru z przedziału od jeden do dziesięć.
Greg nie mógł uwierzyć, że ludzie oglądali takie widowiska. Miał jednak świadomość, że popyt przekładał się na podaż. Każdy z uczestników musiał świadomie wyrazić zgodę na udział i przejść szereg badań, które potwierdzały jego poczytalność. W tych teleturniejach nikt nie ginął, a postępująca bieda zapewniała stały dopływ nowych uczestników.
Greg wszedł do klatki schodowej, mijając dwóch wyrostków, trzymających puszki piwa w rękach. Na drugim piętrze mieszkał jego kolega Oleg, z którym kiedyś służył w jednostce.
— Witaj, Greg, dawno cię u mnie nie było — powiedział postawny mężczyzna z blizną na czole.
— Cześć, przyjacielu, szukam pracy. Pomożesz mi?
— Wejdź do środka.
Mężczyzna wszedł do dwupokojowego mieszkania, które należało do Olega, czynnego żołnierza, zajmującego się rozbrajaniem min. Przez pewien czas pracowali razem, jednak po licznych awansach Greg trafił do jednostki specjalizującej się w operacjach specjalnych. Oleg był z kolei dobrym specjalistą, jednak bez większych ambicji, co sprawiało, że nie był chętny do poszerzania swojej wiedzy i zakresu umiejętności. Miał za to stały dopływ pieniędzy, który umożliwiał mu wykupywanie dostępów do teleturniejów i przesiadywanie przed telewizorem.
— Przez tę cholerną rękę nie mogę wrócić do wojska, a potrzebuję pieniędzy. Pomożesz mi jakoś? — zapytał Greg.
— Byłeś najlepszym żołnierzem, jakiego poznałem. To przykre, że potraktowali cię w taki sposób. Mogłeś osiągnąć tam wszystko — odparł Oleg, otwierając puszkę piwa i częstując kolegę.
— Dzięki, ale nie piję. Potrzebuję pilnie pieniędzy. Nie mam już pomysłu, jak je zdobyć.
— Sam widzisz, jakich czasów dożyliśmy. Ja codziennie się bałem, że w końcu trafię na minę, której nie będę w stanie rozbroić. No ale w końcu przestałem się tego obawiać. Pieniądze marne, ryzyko duże, ale jakoś sobie tak żyję i nawet stać mnie na dostęp do tych chorych gier. Słyszałeś o tej nowej? Nazywa się „Turniej”.
— Nie interesują mnie te barbarzyńskie rozrywki — odpowiedział Greg.
— Też się dziwię, że aż tyle osób to ogląda, ale w samym patrzeniu nie ma niczego złego. Powinni się wziąć za organizatorów i to wszystko zdelegalizować.
— Oleg, czy ty nie rozumiesz, że dopóki są ogromne pieniądze, to zawsze znajdzie się sposób, żeby to zalegalizować? — zdziwił się Greg. — Przecież to jest olbrzymia machina, a ty swoimi pieniędzmi wydanymi na dostępy właśnie ją wspierasz i rozbudowujesz.
— Ja tylko oglądam, wszyscy to robią. — Oleg wzruszył ramionami. — Nie czuję się winny, bo bez moich drobnych opłat dalej by to wszystko funkcjonowało. Słuchaj, ta nowa gra to największe takie wydarzenie do tej pory. Będzie w niej uczestniczyło ponad milion chętnych, a zwycięzca będzie tylko jeden.
— A na czym to ma polegać? Widziałem już kiedyś „Wyliczankę” i myślę, że to wszystko jest chore.
— „Wyliczanka” była delikatna w porównaniu z „Turniejem”. To będzie pierwsza gra, w której będą ginąć ludzie. Wpływy z przedpłat są już tak ogromne, że organizatorzy planują zrobić to wszystko z wielkim rozmachem.
— Pewnie już też zapłaciłeś za to bestialskie widowisko? — zapytał Greg.
— No zrobiłem, ale tylko dlatego, że teraz było zdecydowanie taniej. Poza tym chcę zobaczyć, co tak fascynuje tych wszystkich ludzi, którzy to oglądają.
Greg wyszedł z mieszkania wyraźnie poirytowany spotkaniem ze znajomym. Udał się na spacer po osiedlu. Na odpadającym tynku wielkiego bloku zobaczył kolorowy plakat z dużym napisem „Turniej”. Miał on zachęcić ludzi do kupowania wczesnych dostępów i do wzięcia udziału w grze. Podany był adres, pod którym można było uzyskać szczegółowe informacje oraz zgłosić swoje uczestnictwo. Greg ostentacyjnie odwrócił wzrok i skierował się do mieszkania.Rozdział II
— Kochanie, wymyśliłeś coś? — zapytała Karen.
— Jeszcze nie, skarbie, ale pracuję nad tym.
Następnego dnia Greg znowu poszedł na plac budowy i odnalazł irytującego nadzorcę.
— Czy jest dzisiaj coś dla mnie?
— To noszenie cegieł zaplanowałem na dwa dni, ale wyrobiłeś się w kilka godzin. Jestem dzięki temu do przodu i nie muszę do tego już nikogo zatrudniać — odpowiedział bezczelnie facet z papierosem.
— To znaczy, że mogłem je przenosić przez dwa dni i dostałbym dużo więcej pieniędzy? — zdziwił się Greg.
— Zgadza się, ale jestem ci wdzięczny za poświęcenie. Sporo dzięki temu zaoszczędziłem. Na dzisiaj nikogo nie potrzebuję.
Greg zacisnął szczękę tak mocno, że aż zęby mu zazgrzytały. Poza tym zachował jednak spokój, odwrócił się i opuścił teren budowy, słysząc jeszcze szyderczy śmiech nadzorcy za plecami. Postanowił, że pójdzie pod adres wskazany na plakacie i niezobowiązująco zapyta o zasady „Turnieju”. Budynek był zlokalizowany w centrum, więc czekało go jakieś trzydzieści minut spaceru.
Na miejscu zobaczył potężny budynek, a w środku ogromne pomieszczenie z pięćdziesięcioma stanowiskami obsługi. Wszystkie okienka były zajęte, a ludzie tłoczyli się w długiej kolejce do biletomatu, aby pobrać numerek. Greg ustawił się i po kilkunastu minutach stanął przed ekranem dotykowym, na którym wyświetlone były trzy przyciski: _Chcę wziąć udział w grze_, _Chcę uiścić przedpłatę za możliwość oglądania_ oraz _Chcę pozyskać informacje o grze_. Wcisnął ostatni przycisk, po czym biletomat wydrukował karteczkę z numerem C-56. Stanął z boku i cierpliwie czekał, aż duży wyświetlacz wskaże jego kolej. Po kilkunastu minutach pojawił się napis _C-56, stanowisko numer 47_. Greg udał się do wskazanego miejsca i usiadł na wygodnym fotelu.
— Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc? — zapytała uśmiechnięta młoda kobieta.
— Dzień dobry, chciałbym poznać zasady tej nowej gry — odpowiedział Greg.
— Oczywiście, serdecznie zachęcam do wzięcia udziału, każdy uczestnik otrzymuje gratis jeden dostęp dla członka rodziny. Tak więc „Turniej” jest pierwszą i największą tego typu grą. Wystartuje w nim milion czterdzieści osiem tysięcy pięciuset siedemdziesięciu sześciu uczestników. Zabawa składa się z dwudziestu rund, rozgrywanych systemem pucharowym. Zawodnicy zostaną losowo podzieleni na pary i do każdej kolejnej rundy z pary przejdzie tylko jedna osoba — wyjaśniła urocza brunetka z miłym głosem.
— Jakie jest kryterium wyboru i co się stanie z przegranym? — zapytał Greg.
— Przed każdą z rund losowana jest dyscyplina, w której należy wygrać z przeciwnikiem. Przegrany zostanie wyeliminowany.
— Co to znaczy wyeliminowany? — dopytał.
— Zostanie uśmiercony, ale w humanitarny sposób. Dbamy bowiem o to, aby zapewnić godność uczestnikom widowiska — odpowiedziała kobieta, wypowiadając słowa z dużym przekonaniem.
— Zwariowaliście?! — zawołał Greg. — Przecież to jest zwykłe mordowanie ludzi, na którym bezczelnie zarabiacie ogromne pieniądze.
— Każdy z uczestników jest pełnoletni i musi wyrazić świadomą zgodę na udział w „Turnieju”. Następnie przechodzi szereg specjalistycznych badań, po których ponownie musi wyrazić zgodę. Eliminujemy w ten sposób udział osób niepoczytalnych czy znajdujących się pod wpływem środków psychoaktywnych. Przedsięwzięcie jest pewnego rodzaju odpowiedzią na słabnącą gospodarkę. W ten sposób aktywnie walczymy z rosnącym bezrobociem…
— Poprzez zabijanie ludzi — wtrącił wzburzony Greg.
— Wydarzenie jest legalne. Mamy wszelkie zgody potrzebne do jego realizacji. Nikogo też nie zmuszamy do uczestnictwa ani do opłacania dostępów.
— Proszę powiedzieć coś więcej o zasadach — poprosił Greg.
— Dla każdego z uczestników zostaje założone indywidualne konto bankowe, które będzie zasilane pieniędzmi po zwycięstwach w pierwszej, piątej, dziesiątej, piętnastej oraz dwudziestej rundzie. Są to tak zwane progi gwarantowane. Każdy z uczestników podaje osobę upoważnioną, która uzyska dostęp do tego konta po ewentualnej śmierci uczestnika. Przed piątą, dziesiątą, piętnastą i dwudziestą rundą każdy z zawodników może zrezygnować z dalszego udziału. Jeśli zrobi to przed piątą rundą, otrzyma jedynie wypłatę za zwycięstwo w pierwszej rundzie. Rezygnacja przed dziesiątym etapem będzie wiązała się z przyznaniem wynagrodzenia za zwycięstwo w piątej rundzie. Opuszczenie gry przed piętnastą rundą zostanie nagrodzone wypłatą za zwycięstwo w dziesiątej rundzie. Rezygnacja przed finałem oznaczała będzie przyznanie kwoty za wygranie w piętnastej rundzie — wyliczała kobieta.
— Jakie są te stawki po osiągnięciu progów gwarantowanych? — zapytał Greg.
Młoda brunetka wyciągnęła kartkę z tabelą przedstawiającą wysokości wynagrodzeń przyznawanych zawodnikom po wygraniu kluczowych rund. Greg zobaczył, że po pierwszej rundzie uczestnicy otrzymują kwotę, jaką on i Karen zarabiają razem w ciągu roku.
„Czyli wystarczyłoby wygrać cztery rundy i wycofać się z gry, żeby zarobić roczną pensję. Jeślibym natomiast zginął, przykładowo, w rundzie trzeciej, to Karen i Tracy i tak dostaną te pieniądze” — pomyślał.
— Zapomniałam powiedzieć, że każdy z uczestników dwa razy w całej grze ma możliwość wykorzystania tak zwanej zmiany — przypomniała sobie kobieta. — Polega to na tym, że już po wylosowaniu konkurencji w danej rundzie można w ciągu godziny zgłosić „zmianę”. Nastąpi wówczas ponowne losowanie konkurencji. I jeszcze jedno: główna wygrana została wyliczona w taki sposób, że zwycięzca automatycznie stanie się setną najbogatszą osobą w naszym kraju.
— Mam jeszcze pytanie, co w sytuacji, gdy przykładowo wygram piątą rundę. Czy dostanę te pieniądze? — zapytał Greg.
— Pieniądze za zwycięstwo w piątej rundzie otrzyma pan dopiero po wygraniu dziewiątej rundy i po wycofaniu się z „Turnieju” — wyjaśniła kobieta. — Jeśli natomiast zginie pan na przykład w rundzie siódmej, to pieniądze za wygranie rundy piątej trafią do wskazanej przez pana osoby.
— Dziękuję za informację. Podtrzymuję, że to jest masowe morderstwo, a pani bierze w tym udział — stwierdził Greg, po czym wstał z krzesła i wyszedł z budynku.
Skierował się w stronę mieszkania, gdy po chwili zauważył grupę pracowników usuwających gruz po wyburzonym budynku. Zapytał jednego z nich, kto jest ich szefem, na co odezwał się jedyny mężczyzna z nadwagą.
— Ja, a czego chcesz?
— Może potrzebujecie pomocy przy sprzątaniu? — zapytał Greg.
— Dobrze trafiłeś. Jeden dzisiaj nie przyszedł do pracy, więc możesz trochę dorobić.
— Ile zapłacisz?
Mężczyzna podał stawkę nieco wyższą niż poprzednio bezczelny nadzorca projektu budowy apartamentowca. Greg zakasał rękawy, zdjął koszulę i zabrał się do pracy. Intensywne słońce dawało się pracownikom we znaki i jedynie były żołnierz nie robił sobie przerw. Po kilku godzinach teren został wysprzątany i zadowolony pracodawca wypłacił umówioną kwotę.
Greg wrócił do domu i zastał zapłakaną Karen.
— Co się stało?
— Wręczyli mi dzisiaj wypowiedzenie umowy. Ordynator powiedział, że jest zmuszony jeszcze bardziej ograniczyć zatrudnienie i zwolnił dziesięć osób, w tym mnie — zaszlochała kobieta.
— Może wyjedziemy z kraju? — zaproponował Greg.
— Wiesz, że to niemożliwe — odparła Karen. — Przecież jest zakaz opuszczania kraju, a granice są pilnowane przez żołnierzy. Jedyna nadzieja w wyborach, ale to dopiero w przyszłym roku. Mam nadzieję, że następni rządzący będą odpowiedzialnie kierowali państwem i odbudują jego dawną świetność.
— Zarobiłem dzisiaj trochę, starczy na jedzenie i podstawowe środki czystości. Widziałaś te plakaty namawiające do wzięcia udziału w „Turnieju”?
— Dzisiaj w szpitalu dziewczyny o tym mówiły. Niektóre z nich nawet kupiły dostępy w przedsprzedaży. Organizatorzy tych okrutnych gier są już totalnie bezkarni. Słyszałam, że można tam nawet zginąć.
— Byłem dzisiaj zapoznać się z zasadami tej gry — powiedział Greg, nawiązując kontakt wzrokowy z żoną.
— Po co? Przecież idiotyczne byłoby wydawanie pieniędzy na oglądanie tego barbarzyństwa — skwitowała Karen.
— Bardziej chodziło mi o poznanie zasad z perspektywy uczestnika — odpowiedział poważnie Greg.
— Ty chyba zwariowałeś! Nie pozwolę ci na udział w żadnej z tych chorych gier. Liczę, że następna ekipa rządząca zamknie tych wszystkich zwyrodnialców do więzienia na długie lata i odpowiedzą za swoje zorganizowane zbrodnie.
— Potrzebujemy pieniędzy, Karen. Nie możemy wyjechać z kraju. Proszę się o pracę jak jakiś żebrak, ty swoją straciłaś. Nie mamy wyjścia, musimy działać szybko.
— Mam trzymiesięczny okres wypowiedzenia, więc jeszcze przez taki czas będę otrzymywała wynagrodzenie. Może uda się coś znaleźć, pielęgniarki z moim doświadczeniem są przecież potrzebne. Ty z kolei może znajdziesz jakieś większe zlecenie.
— A właśnie… Czy parkowałaś dzisiaj samochód w innym miejscu niż zwykle? Nie widziałem go, jak wchodziłem do bloku.
— Nie, zaparkowałam tam, gdzie zawsze — odpowiedziała Karen.
— Jasna cholera! — wykrzyknął Greg, po czym zbiegł po schodach i pognał w stronę miejsca parkingowego.
Miejsce było puste, a w błocie leżał niewielki łom, który złodzieje prawdopodobnie w pośpiechu zapomnieli zabrać. Greg zadzwonił na policję. Po dwudziestu minutach nadjechał radiowóz i wysiadło z niego dwóch mundurowych. Podeszli do Grega.
— W czym możemy panu pomóc? — zapytał jeden z nich.
— Ukradziono mi dzisiaj samochód. Był zaparkowany w tym miejscu. Złodzieje musieli zostawić ten łom — wyjaśnił poszkodowany.
— Czy samochód był ubezpieczony? — zapytał policjant.
— Niestety nie. Nie stać mnie na takie opłaty.
— To ma pan teraz duży problem. Oczywiście proszę o podanie numeru rejestracyjnego oraz modelu auta. Weźmiemy też łom, jako dowód w sprawie. Biorąc jednak pod uwagę brak monitoringu na tym osiedlu, sugeruję, aby nie miał pan dużych nadziei na odnalezienie pojazdu — skwitował mężczyzna w mundurze.
Greg podał dane samochodu, pożegnał się z policjantami, po czym wrócił do mieszkania.
— Ukradli nam auto — powiedział zrezygnowanym głosem do Karen.
— Może policja je znajdzie? — próbowała szukać pozytywów żona.
— Nie licz na to. Gorzej już chyba być nie może. — Greg pokręcił głową i po chwili dodał: — Chcę się zapisać do tej całej gry. Jest możliwość zrezygnowania po czwartej rundzie, a wtedy zarobię sporo pieniędzy.
— Przecież możesz tam zginąć, a wtedy zostaniemy z Tracy same — powiedziała Karen, ściskając mocno męża.
— Jak byłem jeszcze żołnierzem, to mogłem zginąć każdego dnia. Walczyłem z uzbrojonymi terrorystami, a jedynym poważniejszym urazem była lekko uszkodzona ręka. Wtedy nie martwiłaś się, że mogę zginąć.
— Martwiłam się, i to każdego dnia. Szczerze mówiąc, liczyłam, że przestaniesz uczestniczyć w tych akcjach. Chciałam, żebyś zaczął pracować za biurkiem, wtedy nie musiałabym się obawiać o twoje życie — powiedziała łamiącym się głosem Karen.
— Wiesz, kochanie, że potrafię przetrwać w dowolnych warunkach, wiele lat się tego uczyłem. Jestem bardzo dobrze wyszkolony i mam zdecydowanie silniejszą psychikę niż desperaci, którzy wezmą udział w „Turnieju”.
— Jestem zdecydowanie przeciwna. Pomyślałeś, co się stanie, jeśli zginiesz? — zapytała Karen.
— Tak. Będziesz miała dostęp do konta bankowego, z którego pobierzesz wszystkie pieniądze, jakie do tej pory zgromadzę — wyjaśnił Greg. — Jeśli wygram cztery rundy i się wycofam, to dostaniemy kwotę, która starczy nam na jakiś rok.
— Przecież to nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o ciebie — wyszeptała jego żona. — Nie chcę, żebyś ryzykował swoje życie ku uciesze zdemoralizowanych oglądających. Kasa nie jest najważniejsza.
— Wiem i bardzo cię kocham. Uczestniczyłem w wielu niebezpiecznych akcjach, z których wyszedłem praktycznie bez szwanku. Nie sądzę, żeby tutaj było większe ryzyko. Poza tym po czterech rundach się wycofam.
— A co, jeśli wylosujesz konkurencję, w której jesteś słaby? — zapytała Karen.
— O tym organizatorzy również pomyśleli. Dwa razy w ciągu gry można wykorzystać tak zwaną zmianę, czyli zażądać ponownego losowania konkurencji. Jeśli więc wylosuję balet, a naprzeciwko mnie stanie szczupła tancerka, to zmienię konkurencję i pewnie wylosuję strzelanie do tarczy.
— Nadal jestem przeciwna. Nie przekonuje mnie to. Co mogę zrobić, żeby cię od tego odwieść?
— Nic, Karen. Załatwię to szybko i wrócę do domu z pieniędzmi.
Żona wybuchnęła płaczem i zamknęła się w łazience.
— Tatusiu, dlaczego mama płacze? — zapytała Tracy.
— Ponieważ martwi się o moje zdrowie, ale zupełnie niepotrzebnie. Jak ci się podoba nowa lalka?
— Jest super, zobacz, jakie ma duże oczy — powiedziała dziewczynka, wskazując palcem na twarz niewielkiej zabawki.
Następnego dnia Greg udał się ponownie do ogromnego budynku, którego adres widniał na plakatach rozwieszonych w całym mieście. Ustawił się w kolejce do biletomatu i po kilkunastu minutach wybrał na ekranie przycisk _Chcę wziąć udział w grze_. Maszyna wydrukowała karteczkę z numerem A-134 i po niecałej godzinie taki napis wyświetlił się na ogromnym ekranie, wskazując stanowisko szóste. Podszedł do wskazanego miejsca i usiadł na fotelu.
— W czym mogę panu pomóc? — zapytał młody chłopak ze sztucznym uśmiechem.
— Chcę wziąć udział w grze — odpowiedział Greg.
— Proszę w takim razie o przygotowanie dokumentu tożsamości i o wypełnienie tych pięciu formularzy — powiedział pracownik, po czym wręczył kandydatowi stos dokumentów oraz długopis.
Greg podał swój identyfikator i zaczął wypełniać materiały. Musiał odpowiedzieć na setki pytań, które dotyczyły jego stanu zdrowia, przeszłości, rodziny, zainteresowań, nałogów. Znajdował się tam również test psychologiczny, który jednak nie stanowił dla niego większego wyzwania. Zeskanowano też odcisk jego palca. Uzupełniony komplet dokumentów młody pracownik położył na urządzeniu, którego podajnik zaczął wciągać do środka pojedyncze kartki. Po chwili pracownik oznajmił, że dane są poprawne, a na podstawie podanych informacji system zakwalifikował Grega do kolejnego etapu rekrutacji. Młody chłopak skierował go do innego pomieszczenia, w którym miały zostać przeprowadzone badania lekarskie. Greg poszedł we wskazanym kierunku do miejsca, gdzie kilkudziesięciu lekarzy przeprowadzało analizę zdrowia kandydatów do udziału w grze. Greg wszedł za wysoki parawan i został poproszony o rozebranie się do pasa. Następnie doktor go osłuchał, kazał szeroko otworzyć usta i na koniec zmierzył mu ciśnienie. Ciśnieniomierz wyświetlił wynik 180/90.
— Ma pan problemy z ciśnieniem czy to tylko jednorazowy tak wysoki wynik w związku ze stresem? — zapytał lekarz.
— Nie mierzę ciśnienia, więc nie wiem, ale to raczej efekt podekscytowania związanego z rekrutacją — odpowiedział Greg.
— Dobrze, czyli nie ma tematu.
— Jest pan pewien, że można to zbagatelizować? — upewnił się Greg.
— Osobiście uważam, że powinien się pan dokładnie przebadać, ale na potrzeby tej rekrutacji wystarczy mi pana deklaracja, że to jednorazowy tak wysoki wynik. Gdybym miał być drobiazgowy i dyskwalifikować ludzi za takie rzeczy, to nie uzbieralibyśmy w tym kraju ponad miliona osób — zaśmiał się półgębkiem mężczyzna w białym fartuchu.
— Rozumiem.
— Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy dobrze pan ocenia stan swojego zdrowia psychicznego.
— Dobrze, choć czasami pojawiają się u mnie stany lękowe. Byłem kiedyś żołnierzem i przypominają mi się rzeczy, które widziałem. W takich chwilach…
— Czyli zapisuję, że ocenia pan pozytywnie swoje zdrowie psychiczne — przerwał mu lekarz, po czym nakazał się ubrać, zmierzył go, zważył, zrobił zdjęcie całej sylwetki i wpisał informacje do systemu.
— Czy to wszystko? Gdzie teraz mam się udać? — zapytał zdziwiony powierzchownością badania Greg.
— Uznałem, że jest pan zdrów jak ryba — uśmiechnął się lekarz. — Teraz proszę o podpis w tym miejscu, że wyraża pan zgodę na udział w turnieju.
Greg wziął do ręki plik dokumentów, który zawierał kilkadziesiąt oświadczeń. Pobieżnie je przeczytał i podpisał we wskazanym miejscu. Następnie lekarz poprosił o zajęcie miejsca na krześle oraz opuszczenie głowy. Były żołnierz posłusznie wykonał polecenie, po czym poczuł silny ból z tyłu głowy.
— Co pan zrobił? — wykrzyknął oburzony.
— Wszczepiłem panu pod skórę specjalne urządzenie, które teraz aktywuję. Proszę przyłożyć mocno ten gazik w miejscu ukłucia, za chwileczkę krwawienie ustanie.
— Dlaczego pan to zrobił?
— Każdy uczestnik gry musi mieć zainstalowane to urządzenie. Nie ma wyjątku od tej reguły i wyraził pan na to zgodę. O szczegółach dowie się pan w następnym pomieszczeniu, do którego pana zapraszam. — Lekarz wskazał palcem na szerokie, dwuskrzydłowe drzwi.
Greg wszedł przez nie do kolejnej, wielkiej sali, w której tłoczyli się ludzie. Na dużym wyświetlaczu przedstawiony był harmonogram sesji informacyjnych, które odbywały się co dziesięć minut. Stoper odliczał właśnie czas do kolejnej sesji, która miała się odbyć za dwie minuty i trzydzieści dziewięć sekund. Greg obserwował zgromadzonych, z których część rozmawiała ze sobą, a pozostali w milczeniu oczekiwali na upłynięcie czasu. Punktualnie po zakończeniu odliczania odtworzone zostało nagranie dźwiękowe, skierowane do zebranych:
— _Witajcie. Znajdujecie się na tej sali, co oznacza, że przeszliście wszystkie testy i zostaliście zakwalifikowani do udziału w „Turnieju”. Proces rekrutacyjny jest prowadzony w wielu miastach w całym kraju. Obecnie zarejestrowanych jest ponad dziewięćset pięćdziesiąt tysięcy uczestników. Termin zakończenia kwalifikacji jest szacowany na koniec tego tygodnia. Proszę o pobranie aplikacji o nazwie „Turniej”. W celu zalogowania się niezbędne będzie podanie danych osobowych oraz zeskanowanie odcisku palca. Poprzez aplikację będziecie otrzymywali wszelkie informacje dotyczące gry. Poznacie lokalizację kolejnej rundy, podstawowe dane na temat wylosowanego przeciwnika oraz nazwę konkurencji. Po kwalifikacji lekarskiej zostały wam z tyłu głowy wszczepione specjalne urządzenia. Pełnią one dwie funkcje. Pierwsza z nich to lokalizacja. Organizator od tej pory posiada informację o miejscu waszego przebywania, na co wyraziliście zgodę. W tej chwili nie możecie już zrezygnować z gry aż do momentu wygrania czwartej rundy. Jeśli do momentu rozpoczęcia rundy nie zjawicie się w ustalonym miejscu, to uruchomiona zostanie druga z funkcji urządzenia. Eksploduje ono, doprowadzając do błyskawicznej śmierci. Próba samodzielnego usunięcia urządzenia lub skorzystanie z pomocy chirurgicznej również doprowadzi do automatycznego wybuchu. Reaguje ono bowiem między innymi na światło czy powietrze. Życzę powodzenia w grze, zwycięzca będzie tylko jeden_.
Na sali zapanował chaos. Część ludzi ze stoickim spokojem opuściła pomieszczenie. Inni wyciągnęli smartfony i zaczęli pobierać wskazaną aplikację. Jeszcze inni wpadli w panikę i chcieli się cofnąć do poprzedniej auli, żeby wycofać się z gry. Liczni ochroniarze uniemożliwiali jednak ten proceder i asertywnie kierowali uczestników do wyjścia. Greg opuścił budynek i pobrał aplikację, którą następnie zainstalował. Miała ona bardzo intuicyjny interfejs. W pierwszej kolejności Greg został poproszony o zalogowanie się poprzez podanie szeregu danych. Następnie musiał zeskanować odcisk swojego palca, po czym ukazał się duży napis: _Witaj, Greg! Liczba zarejestrowanych uczestników w grze wynosi obecnie 958 852/1 048 576. Po zakończeniu procesu rekrutacji otrzymasz stosowne powiadomienie_. Mężczyzna ściągnął gazik z głowy, trochę pobrudzony zakrzepłą krwią. Wracając do mieszkania, przechodził ponownie obok odgruzowanego placu, gdzie wcześniej trochę dorobił sprzątaniem. Z daleka zobaczył go znajomy kierownik z nadwagą.
— Greg, nie chcesz dzisiaj trochę dorobić?
— Pewnie, a co trzeba zrobić?
— Dwóch moich ludzi postanowiło wziąć udział w tej nowej grze i zrezygnowali z pracy. Stwierdzili, że niedługo będą tak bogaci, że nie będą już musieli dla mnie pracować — wyjaśnił otyły mężczyzna. — Odpowiedziałem im, że są idiotami i zapisali się na pewną śmierć, ale takim nie przemówisz do rozsądku. Potrzebuję kogoś do pomocy w produkcji i dostarczaniu betonu. Tam stoi betoniarka, trzeba do niej wsypywać tylko cement, piasek i wodę, a następnie rozlewać do taczek. Pozostali będą zawozić ten beton do murarzy. Płacę tyle za godzinę co ostatnio.
— Zgoda — odrzekł Greg, po czym natychmiast zabrał się do roboty.
Po kilku godzinach ciężkiej pracy otrzymał obiecaną wypłatę i wrócił do mieszkania, gdzie czekała już na niego Karen.
— Greg, naprawdę nie chcę, żebyś się zapisywał do tej głupiej gry. Życie jest najważniejsze i nie możesz go ryzykować. Poradzimy sobie jakoś — powiedziała, rzucając się mężowi na szyję.
— Kochanie, już się zapisałem do „Turnieju” i nie mogę się wycofać — powiedział Greg. — Wszczepili mi urządzenie, które eksploduje, jeśli nie stawię się w miejscu rozgrywania pierwszej rundy.
Kobieta wybuchnęła płaczem i uderzyła męża w policzek.
— Jak mogłeś mi to zrobić? — zawołała.
— Mówiłem ci już, że pracując w wojsku, codziennie ryzykowałem życie. Wygram pierwsze cztery rundy i wrócę z pieniędzmi — wyjaśniał spokojnie Greg. — Jestem sprawny, silny, sprytny i posiadam wiele różnych umiejętności. Jeśli wylosuję niewłaściwą konkurencję, to ją zmienię, mogę to zrobić aż dwukrotnie.
— Uważasz, że postąpiłeś słusznie, ale zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie. Ryzykujesz swoje życie i możesz doprowadzić do tego, że ja zostanę bez męża, a Tracy bez ojca. Nie zastanawiałeś się, czy twoja córka wolałaby mieć lalkę, czy tatę?
— Jakbym nic nie zrobił z naszym losem, to umarlibyśmy z głodu. Straciłaś pracę, ukradli nam samochód, nie mogę znaleźć niczego na stałe. W obecnej sytuacji gospodarczej to tylko kwestia czasu, kiedy przestanie nam starczać na jedzenie. Jak wygram cztery rundy i się wycofam, to zyskamy tyle czasu, że będziemy mogli spokojnie poukładać nasze finanse.
— Ty cały czas mówisz tylko o pieniądzach. Czy nie rozumiesz, że po prostu się o ciebie martwię? — zapytała Karen.
— Wiem, kochanie. Bardzo cię kocham i mam świadomość tego, że się o mnie troszczysz. Ja natomiast czuję obowiązek zadbania o naszą rodzinę i dlatego zapisałem się do tej gry. Nie wiem, czy będziesz chciała na to patrzeć, ale jako uczestnik dostałem jeden dostęp dla członka rodziny. Mogłabyś śledzić moje zmagania w „Turnieju”. — Greg przekazał żonie kartkę z kodem dostępowym i instrukcją.