Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Twarze depresji - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 lutego 2025
38,90
3890 pkt
punktów Virtualo

Twarze depresji - ebook

Depresja nie jest wymysłem gwiazd z pierwszych stron gazet. To choroba, która może dotknąć każdego.

Depresja stygmatyzuje, więc mało kto przyznaje się do niej otwarcie, choć cierpi na nią co dziesiąty Polak. Bohaterowie książki Twarze depresji przełamali lęk i opowiedzieli o nierównej walce z najtrudniejszym przeciwnikiem w swoim życiu. Rozmówcami Anny Morawskiej-Borowiec są znane osoby, a także ludzie, którzy nie są osobami publicznymi, a zdecydowali się opowiedzieć o swoim „czarnym psie”, jak nazwał depresję Winston Churchill. Choroba towarzyszy im na każdym kroku i trzeba ją „oswoić”, czyli leczyć. Na pytanie: Jak robić to skutecznie? odpowiadają psychiatrzy i psychoterapeuci. Zdradzają, jak pomóc bliskiej osobie, kiedy mówi ona, że nie ma już siły żyć, nie ma siły walczyć z kolejnym epizodem depresyjnym. W takim momencie chory nie powinien być sam. „Weź się w garść” to najgorsze, co może usłyszeć. On już jest „w garści”… depresji. Jeśli zdecyduje się na leczenie, chciałby odebrać od otoczenia komunikat: „Nie oceniam. Akceptuję”.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68283-36-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Twa­rze depre­sji są wśród nas. Jest ich coraz wię­cej. Bywa to twarz dziecka, kobiety, męż­czy­zny, seniora. Depre­sja nie jest wymy­słem gwiazd z pierw­szych stron gazet, jest naj­pow­szech­niej­szą cho­robą psy­chiczną na świe­cie. Może dotknąć każ­dego bez względu na wiek, płeć, wykształ­ce­nie czy zamoż­ność port­fela.

Po 10 latach od wyda­nia książki _Twa­rze depre­sji_, która uka­zała się nakła­dem wydaw­nic­twa Świat Książki, posta­ram się pod­su­mo­wać to, co zmie­niło się w tym cza­sie, a co jesz­cze wymaga naszej szcze­gól­nej uwagi. Ponad 10 lat temu, jako dzien­ni­karka tele­wi­zyjna i psy­cho­lożka, posta­no­wi­łam pod­jąć temat depre­sji. Zain­spi­ro­wało mnie do tego wyzna­nie Justyny Kowal­czyk o jej walce z depre­sją. Mistrzyni olim­pij­ska w bie­gach nar­ciar­skich opo­wie­działa na łamach „Gazety Wybor­czej” w czerwcu 2014 roku: „Może by się zebrało kil­ka­dzie­siąt nocy, które w tym cza­sie nor­mal­nie prze­spa­łam. Wal­czę ze swoim orga­ni­zmem, z cią­głymi nud­no­ściami, zasłab­nię­ciami, gorącz­kami po 40 stopni, lękami. Bywały takie dni, gdy jedy­nym moim wido­kiem był sufit w pokoju. Tro­chę się nauda­wa­łam przez te bli­sko dwa lata, od kiedy jestem w dole”. Kowal­czyk wyznała, że poważne pro­blemy psy­chiczne poja­wiły się u niej, kiedy w zaawan­so­wa­nej ciąży stra­ciła dziecko.

W dniu, kiedy uka­zał się ten wywiad, przy­go­to­wa­łam felie­ton o depre­sji do _Pano­ramy_ w TVP 2. Po pracy wra­ca­łam metrem do domu i jesz­cze raz czy­ta­łam wyzna­nia Justyny Kowal­czyk. W pew­nym momen­cie ode­zwała się kobieta sie­dząca obok mnie:

– Ja też cho­ruję na depre­sję. Nie­raz byłam w szpi­talu psy­chia­trycz­nym, bo pró­bo­wa­łam popeł­nić samo­bój­stwo.

Ode­rwa­łam wzrok od gazety i zoba­czy­łam osobę w wieku mojej mamy. Miała około sześć­dzie­się­ciu lat. Nie wie­dzia­łam, co mam jej powie­dzieć. Słu­cha­łam tylko tego, co mówi:

– Moje życie już nie ma sensu. Byłam fry­zjerką. Pano­wie sza­leli za mną, bo kie­dyś byłam naprawdę piękna. Niech pani popa­trzy, jak ja teraz wyglą­dam. Jestem stara i do niczego się nie nadaję.

Po twa­rzy nazna­czo­nej zmarszcz­kami zaczęły pły­nąć łzy. Pochy­liła siwą głowę. Spo­glą­dała na swoje znisz­czone buty. Poło­ży­łam rękę na jej pomarsz­czo­nej dłoni. Nie byłam w sta­nie nic powie­dzieć. W końcu kobieta ponow­nie się ode­zwała:

– Stra­ci­łam pracę dwa lata przed osią­gnię­ciem wieku eme­ry­tal­nego. Kto mnie teraz zatrudni? Mam żółte papiery i nawet rodzina uważa mnie za wariatkę. Nie wiem, gdzie teraz jestem. Czy może mi pani pomóc dostać się do urzędu dziel­ni­co­wego na Ursy­no­wie?

Nagle odzy­ska­łam głos. Nie zasta­na­wia­jąc się, odpo­wie­dzia­łam:

– Oczy­wi­ście, musimy wysiąść na następ­nej sta­cji.

Po dro­dze kobieta opo­wie­działa mi wzru­sza­jącą histo­rię swo­jego życia. Naj­bar­dziej ude­rzyło mnie stwier­dze­nie – a może ukryta za nim świa­do­mość – że wszy­scy mają ją za „wariatkę”. Ja widzia­łam w niej po pro­stu zra­nioną przez życie osobę, która mogłaby być moją mamą. Wtedy posta­no­wi­łam napi­sać książkę _Twa­rze depre­sji_, by takie osoby jak pani z metra nie wsty­dziły się powie­dzieć o swo­jej cho­ro­bie i popro­sić o pomoc.

Prze­pro­wa­dzi­łam do książki wywiady ze zna­nymi i niezna­nymi oso­bami. Wiele z nich po raz pierw­szy opo­wie­działo o pro­ble­mach psy­chicz­nych. Bar­dzo zanie­po­ko­iły mnie nega­tywne komen­ta­rze i reak­cje, które zda­rzyły się po wyzna­niu Justyny Kowal­czyk. Bałam się, że Polacy nie są przy­go­to­wani na wyzna­nia twa­rzy depre­sji, które mi zaufały i opo­wie­działy o lecze­niu. Pomy­śla­łam wów­czas, że powin­ni­śmy wspól­nie z boha­te­rami książki przy­go­to­wać kam­pa­nię spo­łeczną: „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Myśla­łam, że nasze dzia­ła­nia zakoń­czą się na jed­nej edy­cji kam­pa­nii. Oka­zała się ona tak potrzebna i pozy­tyw­nie oce­niana, że z bie­giem lat stwo­rzy­łam razem z moim mężem Fun­da­cję Twa­rzy Depre­sji, aby­śmy mogli jesz­cze lepiej edu­ko­wać i poma­gać. Fun­da­cja dwa razy w roku orga­ni­zuje kom­pa­nię, pre­zen­tu­jąc kolejne twa­rze depre­sji: dzie­cięcą, senio­ralną, wśród kobiet w ciąży i po poro­dzie, wśród męż­czyzn, wśród pacjen­tów onko­lo­gicz­nych itd.

Przez ostat­nie 10 lat w kam­pa­nię zaan­ga­żo­wało się ponad 60 zna­nych osób cho­ru­ją­cych na depre­sję, wśród nich: Mar­cin Bosak, Doda, Anna Wyszkoni, Paweł Korze­niow­ski, Justyna Święty–Erse­tic, Marek Plawgo i wiele innych. Stali się oni amba­sa­do­rami, któ­rych rola edu­ka­cyjna w prze­ła­my­wa­niu ste­reo­ty­pów i zachę­ca­niu Pola­ków do pra­wi­dło­wego lecze­nia depre­sji poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii jest nie do prze­ce­nie­nia. Kam­pa­nię wspie­rają rów­nież amba­sa­do­rzy, któ­rzy nie cho­ro­wali na depre­sję, ale swoim auto­ry­te­tem poma­gają destyg­ma­ty­zo­wać lecze­nie psy­chia­tryczne i pomoc psy­cho­lo­giczną – m.in. Artur Bar­ciś, Paweł Mała­szyń­ski, Wik­tor Zbo­row­ski. W kam­pa­nii bil­l­bo­ar­do­wej stają ramię w ramię z tymi, któ­rzy cho­rują na depre­sję, oka­zu­jąc im wspar­cie i poka­zu­jąc, że nie mamy czego się wsty­dzić, że o zdro­wie psy­chiczne powi­nien dbać każdy z nas na co dzień.

Na okładce nowego wyda­nia _Twa­rzy depre­sji_ widzisz mural kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Czte­ry­sta dwa­dzie­ścia metrów kwa­dra­to­wych ściany bloku na war­szaw­skim Ursy­no­wie zdobi dzieło autor­stwa Woj­cie­cha Brewki. To naj­więk­szy mural o tema­tyce zdro­wia psy­chicz­nego w Pol­sce. Powstał przy ulicy Wasil­kow­skiego 14 z oka­zji dzie­się­cio­le­cia kam­pa­nii.

Mural jest kolo­rowy, przy­ciąga uwagę, ale nie jest rado­sny. Osoby cho­ru­jące na depre­sję nie widzą barw. Widzą świat w czar­nych kolo­rach. Nie musi tak być, jeśli podejmą pra­wi­dłowe lecze­nie tej cho­roby. Histo­rie amba­sa­do­rów kam­pa­nii poka­zują, że dzięki lekom anty­de­pre­syj­nym i tera­pii wyszli ze świata czerni i znów widzą peł­nię barw. Na muralu widać kobietę i męż­czy­znę – osoby doro­słe cho­ru­jące na depre­sję. Dzie­cięce sym­bole to laleczka i kwia­tek – dzie­cięca bazgrota. Tak arty­sta chciał poka­zać, że cho­roba ta dotyka rów­nież dzieci. Nasi naj­młodsi pod­opieczni w Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji mają 4 lata, naj­młod­sze dziecko po pró­bie samo­bój­czej ma 7 lat. W przy­padku dzieci i nasto­lat­ków w pierw­szej kolej­no­ści sta­wiamy na psy­cho­te­ra­pię. Z tej książki dowiesz się, czym jest depre­sja, jak ją leczyć, prze­czy­tasz wywiady z boha­te­rami _Twa­rzy depre­sji_, z któ­rymi roz­ma­wia­łam o zdro­wiu psy­chicz­nym przez ostat­nie 10 lat – w książ­kach: _Twa­rze depre­sji_, _Depre­sja popo­ro­dowa. Możesz z nią wygrać_ oraz w maga­zy­nie, który wydaje Fun­da­cja Twa­rze Depre­sji. Dla mnie są oni naprawdę boha­te­rami, ponie­waż mówie­nie publiczne o zdro­wiu psy­chicz­nym wciąż wiąże się ze styg­ma­ty­za­cją, nie­zro­zu­mie­niem. Wiele osób odmó­wiło mi roz­mów, jak tłu­ma­czyli, bojąc się łatki „psy­cho­ce­le­bryty”. Dzię­kuję boha­te­rom tej książki i wszyst­kim tym, któ­rzy odważ­nie dzielą się swoim doświad­cze­niem i pozwa­lają małymi kro­kami nor­ma­li­zo­wać temat zdro­wia psy­chicz­nego w naszych domach i w deba­cie publicz­nej.

Infor­ma­cje zawarte w książce _Twa­rze depre­sji_ mogą skło­nić nie­które osoby do pod­ję­cia decy­zji o zmia­nie spo­sobu lecze­nia cho­roby. Każdą taką decy­zję należy skon­sul­to­wać z leka­rzem i/lub psy­cho­te­ra­peutą. Książka ta nie może zastą­pić porady spe­cja­li­sty. Jeśli potrze­bu­jesz roz­mowy z psy­cho­lo­giem, zgłoś się do pro­gramu bez­płat­nej, zdal­nej pomocy Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji na stro­nie twa­rze­de­pre­sji.pl w zakładce „Pomoc psy­cho­lo­giczna” lub sko­rzy­staj z pomocy w naj­bliż­szej poradni zdro­wia psy­chicz­nego.CZYM JEST DEPRESJA?

Depre­sja jest naj­pow­szech­niej­szą cho­robą psy­chiczną na świe­cie. Według Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia zmaga się z nią 280 milio­nów ludzi. WHO wska­zuje, że w 2030 roku depre­sja będzie na pierw­szym miej­scu wśród cho­rób cywi­li­za­cyj­nych na świe­cie. Jestem prze­ko­nana, że depre­sja już jest na tym miej­scu, ale z powodu poczu­cia wstydu i styg­ma­ty­za­cji wciąż wiele osób nie podej­muje jej lecze­nia. Zatem nie są ujęte w żad­nych sta­ty­sty­kach. Ofi­cjal­nie w Pol­sce na depre­sję leczy się milion dwie­ście tysięcy osób. W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji sza­cu­jemy, że liczba ta może być co naj­mniej dwu­krot­nie wyż­sza. Wiele osób cho­ru­ją­cych nie korzy­sta z pomocy, bo w swo­jej oko­licy nie ma dostępu do pro­fe­sjo­nal­nej pomocy w publicz­nej służ­bie zdro­wia lub ten dostęp jest utrud­niony z powodu kole­jek. Tylko w naszej fun­da­cji przez ostat­nie trzy lata zre­ali­zo­wa­li­śmy ponad 30 tysięcy bez­płat­nych kon­sul­ta­cji psy­cho­lo­gicz­nych, które nie są ujęte w żad­nych ofi­cjal­nych reje­strach. Nie uwzględ­nia się w nich także pacjen­tów korzy­stających z pomocy spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego w pry­wat­nym sek­to­rze.

Depre­sja, nazy­wana wcze­śniej melan­cho­lią, znana jest od sta­ro­żyt­no­ści. Już 2400 lat temu Hipo­kra­tes wią­zał obni­że­nie nastroju, stan apa­tii i nie­chęć do życia z nad­mia­rem „czar­nej żółci” w orga­ni­zmie. Dziś wia­domo, że depre­sja z „czarną żół­cią” nie ma nic wspól­nego, ale pyta­nie, co powo­duje depre­sję, wciąż pozo­staje bez jed­no­znacz­nej odpo­wie­dzi.

Wyróż­niono trzy rodzaje depre­sji: lekką, umiar­ko­waną i ciężką. Według Mię­dzy­na­ro­do­wej Kla­sy­fi­ka­cji Cho­rób ICD-10 do pod­sta­wo­wych kli­nicz­nych obja­wów pierw­szego epi­zodu depre­syj­nego należą:

1. Obni­żony nastrój poja­wia­jący się rano i utrzy­mu­jący się przez więk­szą część dnia pra­wie codzien­nie, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści; poczu­cie smutku i przy­gnę­bie­nia;

2. Utrata zain­te­re­so­wa­nia dzia­ła­niami, które zazwy­czaj spra­wiają przy­jem­ność, lub zanik odczu­wa­nia przy­jem­no­ści – tak zwana anhe­do­nia, czyli zobo­jęt­nie­nie emo­cjo­nalne, nie­moż­ność prze­ży­wa­nia pozy­tyw­nych emo­cji;

3. Osła­bie­nie ener­gii lub szyb­sze męcze­nie się.

Ważne są rów­nież takie objawy dodat­kowe, jak:

1. Zabu­rze­nia snu (naj­bar­dziej typowe – wcze­sne budze­nie się nad ranem);

2. Myśli samo­bój­cze;

3. Pro­blemy z pamię­cią i kon­cen­tra­cją uwagi;

4. Utrata wiary w sie­bie i/lub pozy­tyw­nej samo­oceny;

5. Poczu­cie winy (nad­mierne i zwy­kle nie­uza­sad­nione);

6. Spo­wol­nie­nie psy­cho­ru­chowe (rza­dziej pobu­dze­nie);

7. Zmiany łak­nie­nia i masy ciała (częst­sze zmniej­sze­nie ape­tytu niż zwięk­sze­nie).

Muszą poja­wić się przy­naj­mniej dwa pod­sta­wowe objawy tej cho­roby oraz mini­mum dwa objawy dodat­kowe spo­śród wymie­nio­nych powy­żej, aby można było zdia­gno­zo­wać depre­sję. Ponadto objawy te powinny utrzy­my­wać się przy­naj­mniej przez dwa tygo­dnie, a dana osoba wcze­śniej nie mogła cier­pieć na manię (lub hipo­ma­nię). Uprasz­cza­jąc, depre­sja obja­wia się obni­że­niem nastroju, a mania – jego pod­wyż­sze­niem. W tym sen­sie cho­roby te znaj­dują się na prze­ciw­le­głych bie­gu­nach i sta­no­wią swoje prze­ci­wień­stwo. Epi­zo­dom mania­kal­nym towa­rzy­szą: pobu­dze­nie, nad­mierna aktyw­ność, a cza­sem rów­nież wybu­chy agre­sji. W takiej sytu­acji dia­gno­zuje się zabu­rze­nia afek­tywne dwu­bie­gu­nowe, czyli wystę­pu­jące naprze­mien­nie depre­sję i manię. Pacjent, który nie doświad­cza manii, a jedy­nie depre­sję, usły­szy dia­gnozę: zabu­rze­nia afek­tywne jed­no­bie­gu­nowe.

Depre­sję można podzie­lić rów­nież na dwa rodzaje: endo­genną (nazy­waną potocz­nie dzie­dziczną lub gene­tyczną) i reak­tywną. Pierw­sza wiąże się z obcią­że­niami gene­tycz­nymi, a druga sta­nowi reak­cję na bole­sne doświad­cze­nia zwią­zane ze stratą osoby bli­skiej, utratą pracy lub wyda­rze­niem trau­ma­tycz­nym, na przy­kład gwał­tem czy wypad­kiem samo­cho­do­wym. Od podziału na depre­sję endo­genną i reak­tywną już się odcho­dzi, ale jesz­cze można się z nim spo­tkać.

Wiele badań wska­zuje na to, że depre­sję można odzie­dzi­czyć, jeśli w naj­bliż­szej rodzi­nie poja­wiła się już ta cho­roba. W takiej sytu­acji ryzyko zacho­ro­wa­nia krew­nych pierw­szego stop­nia wynosi od 10 do 25 pro­cent (Jarema, Rabe-Jabłoń­ska). Praw­do­po­dob­nie im więk­sze obcią­że­nie rodzinne, tym wcze­śniej wystąpi cho­roba. Bada­nia bliź­niąt jed­no­ja­jo­wych wyka­zały w ich przy­padku zgod­ność wystę­po­wa­nia depre­sji się­ga­jącą od 40 do 50 pro­cent. Z kolei u bliź­niąt dwu­ja­jo­wych zgod­ność doświad­cza­nia depre­sji doty­czy co czwar­tego przy­padku (Jarema, Rabe-Jabłoń­ska). Na skłon­ność do zacho­ro­wa­nia na depre­sję może mieć wpływ nawet kil­ka­dzie­siąt róż­nych genów, ale w wielu przy­pad­kach rów­nie ważną rolę odgry­wają czyn­niki śro­do­wi­skowe.

Zgod­nie z kla­sy­fi­ka­cją dia­gno­styczną Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­cho­lo­gicz­nego DSM-IV-TR ist­nieje kilka pod­ty­pów zespo­łów depre­syj­nych:

• depre­sja melan­cho­liczna (tak zwana typowa), którą cha­rak­te­ry­zują takie cechy, jak: brak reak­tyw­no­ści nastroju, anhe­do­nia, utrata masy ciała, poczu­cie winy, pobu­dze­nie lub zaha­mo­wa­nie psy­cho­ru­chowe, gor­szy nastrój w godzi­nach poran­nych, przed­wcze­sne poranne budze­nie się;

• depre­sja aty­powa (tak zwana odwró­cona) obja­wia się nad­mierną sen­no­ścią, zwięk­szo­nym łak­nie­niem, gor­szym samo­po­czu­ciem wie­czo­rem, reak­tyw­no­ścią nastroju, para­li­żem oło­wia­nym, wraż­li­wo­ścią na odrzu­ce­nie w sto­sun­kach inter­per­so­nal­nych;

• depre­sja krót­ko­trwała nawra­ca­jąca, która trwa kilka dni i poja­wia się śred­nio raz w mie­siącu;

• depre­sja sezo­nowa, zwy­kle wystę­pu­jąca jako reak­cja orga­ni­zmu na brak świa­tła; wiąże się z regu­lar­nym poja­wia­niem się i ustę­po­wa­niem epi­zo­dów depre­syj­nych zazwy­czaj jesie­nią i zimą;

• depre­sja o prze­biegu prze­wle­kłym (dys­ty­mia), o któ­rej można mówić wów­czas, gdy pełne kry­te­ria dia­gno­styczne dla epi­zodu depre­syj­nego utrzy­mują się dwa lata lub dłu­żej;

• depre­sja będąca reak­cją na żałobę, cha­rak­te­ry­zu­jąca się tym, że objawy depre­syjne trwają dłu­żej niż dwa mie­siące;

• depre­sja popo­ro­dowa, dia­gno­zo­wana w przy­padku kobiet, u któ­rych epi­zod depre­syjny roz­po­czyna się w czwar­tym tygo­dniu po poro­dzie;

• depre­sja w wieku star­szym, ozna­cza­jąca znaczne upo­śle­dze­nie pro­ce­sów poznaw­czych – pseu­do­otę­pie­nie depre­syjne;

• depre­sja masko­wana – zespół depre­syjny, który przy­kry­wają inne objawy cho­ro­bowe, na przy­kład zabu­rze­nia lękowe, zespół obse­syjno-kom­pul­sywny, jadło­wstręt psy­chiczny czy okre­sowe nad­uży­wa­nie alko­holu, nar­ko­ty­ków, leków;

• depre­sja psy­cho­tyczna, wią­żąca się z uro­je­niami i oma­mami.

Omamy, ina­czej nazy­wane halu­cy­na­cjami, to prze­ży­cia zmy­słowe, któ­rym towa­rzy­szy poczu­cie rze­czy­wi­sto­ści mimo braku bodź­ców zewnętrz­nych; na przy­kład oso­bie cier­pią­cej na depre­sję może wyda­wać się, że sły­szy głos, który naka­zuje jej popeł­nić samo­bój­stwo, albo coś widzi, czego tak naprawdę nie ma. Nato­miast uro­je­nia to nie­praw­dziwe sądy doty­czące cho­rego lub jego oto­cze­nia, wpły­wa­jące na jego zacho­wa­nie i nie­pod­le­ga­jące spro­sto­wa­niu. Do uro­jeń depre­syj­nych zali­cza się: uro­je­nia na tle winy (na przy­kład: „Wszystko, co zro­bi­łam w swoim życiu, jest nic nie­warte. Zgło­szę się na poli­cję, żeby mnie aresz­to­wali za to, że nie opie­ko­wa­łam się swo­imi dziećmi wystar­cza­jąco dobrze”), uro­je­nia nihi­li­styczne (na przy­kład: „Nie będę jadła, bo i tak już nie mam żołądka. Tak naprawdę jestem już tru­pem”), uro­je­nia hipo­chon­dryczne (pacjent wma­wia sobie, że jest chory, pod­czas gdy ma dobre wyniki badań).

Depre­sja może towa­rzy­szyć wielu róż­nym cho­ro­bom, na przy­kład prze­wle­kłym zespo­łom bólo­wym (czę­sto­tli­wość wystę­po­wa­nia 30–60 pro­cent), nowo­two­rom (20–40 pro­cent), cho­ro­bom tar­czycy (20–30 pro­cent), cukrzycy (15–20 pro­cent), ser­cowo-naczy­nio­wym, mózgu, układu odde­cho­wego, tkanki łącz­nej, infek­cjom, zabu­rze­niom meta­bo­licz­nym, a także pod­czas nad­uży­wa­nia uży­wek i leków (Kaplan i Sadock, 1995). Nie spo­sób wymie­nić wszyst­kich cho­rób, któ­rym może towa­rzy­szyć stan dłu­go­trwa­łego obni­że­nia nastroju.

Ist­nieje wiele teo­rii pró­bu­ją­cych wyja­śnić powody wystę­po­wa­nia depre­sji. Jedna z naj­po­pu­lar­niej­szych hipo­tez zakłada, że jest ona zwią­zana z che­miczną nie­rów­no­wagą w mózgu. Wiele badań dowio­dło, że depre­sja jest cho­robą mózgu. W naj­więk­szym uprosz­cze­niu cho­dzi o to, że z róż­nych przy­czyn nie­któ­rym ludziom bra­kuje hor­mo­nów szczę­ścia. Jest to oczy­wi­ście nazwa nie­pro­fe­sjo­nalna, ale pomaga ona wyobra­zić sobie rolę neu­ro­prze­kaź­ni­ków, takich jak: sero­to­nina, nora­dre­na­lina i dopa­mina, któ­rych nie­do­bór ma być odpo­wie­dzialny za wystę­po­wa­nie depre­sji. Ist­nieje wiele neu­ro­prze­kaź­ni­ków, ale te trzy, a szcze­gól­nie sero­to­nina, mają wpły­wać na poja­wia­nie się depre­sji. Na pod­sta­wie tej hipo­tezy kon­cerny far­ma­ceu­tyczne roz­po­częły wła­sne bada­nia i pro­duk­cję leków anty­de­pre­syj­nych. Dziś nie­któ­rzy naukowcy negują ich sku­tecz­ność, ale o lecze­niu far­ma­ko­lo­gicz­nym będzie póź­niej.

Z badań Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia z 2000 roku wynika, że w co dru­gim przy­padku po wyle­cze­niu depre­sji poja­wia się jej nawrót. Wów­czas mówimy o depre­sji prze­wle­kłej. Z badań kon­tro­l­nych dowia­du­jemy się, że co trzeci pacjent po roku wciąż cier­piał na depre­sję, a 18 pro­cent – po upły­wie dwóch lat. Po pię­ciu latach lecze­nia wciąż z depre­sją zmaga się 12 pro­cent cho­rych.

W 2011 roku naukowcy: Jutta Joor­mann, Sara M. Levens i Ian H. Gotlib opu­bli­ko­wali bada­nia, z któ­rych wynika, że osoby podatne na depre­sję nie­ustan­nie powta­rzają w myślach nega­tywne wyda­rze­nia ze swo­jego życia. Ponadto mają wię­cej kło­po­tów z wyko­na­niem zadań i czę­ściej niż inni doświad­czają rumi­na­cji, to zna­czy obse­syj­nych wąt­pli­wo­ści co do jako­ści wyko­ny­wa­nych przez sie­bie czyn­no­ści, na przy­kład: „Jestem bez­na­dziejny”, „Nie dam rady”, „Nic nie potra­fię”, „Nic mi nie wycho­dzi”.

Depre­sji nie­rzadko towa­rzy­szą myśli samo­bój­cze. To spra­wia, że nie­le­czona jest cho­robą śmier­telną. W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji śred­nio co trze­cia osoba na pierw­szej kon­sul­ta­cji zgła­sza myśli samo­bój­cze, czyli mówi wprost o tym, że myśli o ode­bra­niu sobie życia. W takim przy­padku pacjent pil­nie powi­nien udać się na kon­sul­ta­cję do leka­rza psy­chia­try, by wdro­żyć odpo­wied­nią far­ma­ko­te­ra­pię. W 2023 roku ponad 5200 Pola­ków ode­brało sobie życie – wśród nich było 4200 męż­czyzn. Ponadto ze wszyst­kich osób, które ode­brały sobie życie, 1500 to były osoby 60+, a 146 – dzieci i mło­dzież do 18. roku życia. Za wie­loma z tych dra­ma­tów stała nie­le­czona lub nie­pra­wi­dłowo leczona depre­sja. Każda grupa „twa­rzy depre­sji” wymaga naszej szcze­gól­nej uwagi i tro­ski, by na co dzień edu­ko­wać i wspie­rać w się­ga­niu po pomoc spe­cja­li­stów zdro­wia psy­chicz­nego.

Kiedy osoba cier­piąca na depre­sję mówi o swo­ich myślach samo­bój­czych, to zna­czy, że szuka pomocy i tak naprawdę nie chce umrzeć (oczy­wi­ście to nie jest reguła). W tym momen­cie trzeba ją prze­ko­nać, by zgło­siła się do psy­chia­try i roz­po­częła tera­pię, która zła­go­dzi cier­pie­nie. Jeśli chory zgłosi się do psy­cho­loga i opo­wie o swoim pla­nie ode­bra­nia sobie życia, nie opu­ści gabi­netu. Psy­cho­log ma bowiem obo­wią­zek wezwać karetkę i dopro­wa­dzić do roz­po­czę­cia lecze­nia psy­chia­trycznego. Zgod­nie z ustawą o ochro­nie zdro­wia psy­chicz­nego można skie­ro­wać cho­rego na przy­mu­sowe lecze­nie, kiedy zagraża on życiu swo­jemu lub innych osób. Chory pozo­staje w szpi­talu na przy­mu­sowej obser­wa­cji mak­sy­mal­nie dzie­sięć dni. Na dłuż­szą hospi­ta­li­za­cję zgodę musi wyra­zić sąd. Dla­czego to ważne, by pacjent, który chce pod­jąć się zama­chu samo­bój­czego, był objęty lecze­niem szpi­tal­nym? Choćby dla­tego, że leki prze­ciw­de­pre­syjne zaczy­nają dzia­łać po ok. 2 tygo­dniach i potrzeba czasu, by usta­bi­li­zo­wać stan pacjenta. Dodat­kowo szpi­tal psy­chia­tryczny zapew­nia cało­do­bową opiekę.

Kiedy ktoś zaczyna roz­da­wać swoje rze­czy i żegnać się z bli­skimi, ozna­cza to, że naj­praw­do­po­dob­niej zde­cy­do­wał się popeł­nić samo­bój­stwo i jest zde­ter­mi­no­wany, by to zro­bić. W takiej sytu­acji szpi­tal psy­chia­tryczny i opieka lekar­ska są dla niego jedy­nym ratun­kiem. Nie­stety, nie zawsze pomoc nad­cho­dzi na czas.

Z powodu depre­sji życie ode­brali sobie mię­dzy innymi: Tade­usz Borow­ski, Kurt Cobain, Vin­cent van Gogh, Arshile Gorky, Ernest Hemin­gway, Jack Lon­don, Wła­di­mir Maja­kow­ski, Sylvia Plath, Vir­gi­nia Woolf. Nie spo­sób wymie­nić wszyst­kich zna­nych ludzi, któ­rzy popeł­nili samo­bój­stwo, mimo że wielu z nich cie­szyło się sza­cun­kiem, miało rodziny i spra­wiało wra­że­nie… szczę­śli­wych ludzi suk­cesu.

W sierp­niu 2014 roku świa­tową opi­nią publiczną wstrzą­snęła infor­ma­cja o samo­bój­stwie Robina Wil­liamsa. Susan Schne­ider po śmierci męża potwier­dziła, że Wil­liams od mie­sięcy zma­gał się z depre­sją. Uczest­ni­czył rów­nież w tera­pii dla osób uza­leż­nio­nych od alko­holu. Kiedy posta­no­wił ode­brać sobie życie, był trzeźwy. Oprócz depre­sji i alko­ho­li­zmu Wil­liams miał objawy innej bar­dzo poważ­nej cho­roby – par­kin­sona, która wiąże się z postę­pu­jącą demen­cją, a także oma­mami i uro­je­niami. Ame­ry­kań­ski komik, przez lata bawiący widzów na całym świe­cie, mógł sły­szeć głosy i widzieć ludzi, któ­rzy ist­nieli tylko w jego gło­wie. Te trau­ma­tyczne doświad­cze­nia cho­ro­bowe miały dopro­wa­dzić go do samo­bój­stwa.

Depre­sja jest cho­robą wie­lo­czyn­ni­kową. Na tak zatrwa­ża­jące sta­ty­styki zwią­zane ze wzro­stem zacho­ro­wań ma wpływ wiele ele­men­tów: nasze doświad­cze­nia z pan­de­mią, izo­la­cją, lękiem o zdro­wie i życie, wyzwa­nia zwią­zane ze zdalną pracą, wojna w Ukra­inie, sytu­acja eko­no­miczna, lęk przed utratą pracy, zmiany kli­ma­tyczne, a przy tym ogromne tempo życia, zabie­ga­nie, prze­bodź­co­wa­nie, nad­mierny czas spę­dzany w social mediach, w inter­ne­cie, na oglą­da­niu w więk­szo­ści przy­pad­ków nega­tyw­nych wia­do­mo­ści w tele­wi­zji, a przy tym brak wystar­cza­ją­cego czasu na realne, war­to­ściowe rela­cje, roz­mowy, spo­tka­nia, wolon­ta­riat, brak czasu na war­to­ściowy odpo­czy­nek, np. poprzez aktyw­ność fizyczną czy pasję. Wiele czyn­ni­ków wpływa na to, że kon­dy­cja psy­chiczna ludzi na całym świe­cie, nie­stety, nie napawa opty­mi­zmem i musi nas skło­nić do reflek­sji nad naszym codzien­nym funk­cjo­no­wa­niem.ZNANI POLACY CIERPIĄCY NA DEPRESJĘ

Anna Wyszkoni, Doda, Mar­cin Bosak, Paweł Korze­niow­ski, Marek Plawgo. Otwie­rają oni długą listę ponad 60 amba­sa­do­rów kam­pa­nii spo­łecz­nej „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję”. To naj­star­sza i naj­bar­dziej kon­se­kwentna kam­pa­nia w dzie­dzi­nie zdro­wia psy­chicz­nego w Pol­sce. Jej naj­więk­szą siłą są ludzie, ich histo­rie. To oni inspi­rują Pola­ków do pra­wi­dło­wego lecze­nia depre­sji poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Pytani przeze mnie, czy żałują, że zostali amba­sa­do­rami kam­pa­nii, odpo­wia­dają jed­nym gło­sem, że nie, że usły­szeli wiele miłych, wspie­ra­ją­cych słów. Nie­stety, zda­rzały się też sytu­acje trudne, gdy doświad­czyli styg­ma­ty­za­cji zwią­za­nej z cho­robą – jeden z amba­sa­do­rów stra­cił kilka kon­trak­tów z fir­mami, inny dostał mniej pro­po­zy­cji zagra­nia w fil­mach. Mimo to na­dal wspie­rają kam­pa­nię i inspi­rują kolejne osoby do lecze­nia.

Wiele zna­nych osób cho­ru­ją­cych na depre­sję, z obawy przed pro­ble­mami zawo­do­wymi czy z powodu lęku przed styg­ma­ty­za­cją, odmó­wiło udziału w kam­pa­nii, choć zawsze pod­kre­ślają życz­li­wość dla naszch dzia­łań. Zdro­wie psy­chiczne jest wciąż obsza­rem bar­dzo wraż­li­wym. Z podzi­wem patrzę na amba­sa­do­rów, któ­rzy poma­gają nam cegła po cegle burzyć mur ste­reo­ty­pów zwią­za­nych z depre­sją, ale pracy wciąż mamy wiele.

Wszyst­kie moje roz­mowy z amba­sa­do­rami kam­pa­nii można zna­leźć w tej książce. Jed­nym z naj­bar­dziej zaan­ga­żo­wa­nych amba­sa­do­rów jest aktor MAR­CIN BOSAK, który zacho­ro­wał na depre­sję kilka lat temu. Naj­pierw usły­szał dia­gnozę: zło­śliwy nowo­twór rdze­nia krę­go­wego. Był tak umiej­sco­wiony, że nikt w Pol­sce nie podej­mie się jego zope­ro­wa­nia. W tym samym cza­sie Mar­cin dowie­dział się, że zosta­nie ojcem. Nie chciał obar­czać part­nerki dra­ma­tyczną infor­ma­cją o swoim zdro­wiu, dla­tego w samot­no­ści mie­rzył się z cho­robą, nikomu o tym nie mówiąc. Ogromne cier­pie­nie i świa­do­mość śmier­tel­nej cho­roby wpły­nęły na to, że zacho­ro­wał na depre­sję. Poszedł na psy­cho­te­ra­pię. To pomo­gło mu poczuć się lepiej i pod­jąć walkę o sie­bie. Zaczął roz­ma­wiać o nowo­two­rze i szu­kać pomocy poza Pol­ską. Jeden z nie­miec­kich pro­fe­so­rów pod­jął się nie­zwy­kle trud­nej ope­ra­cji Mar­cina. Leka­rze w Pol­sce mówili: to cud, że on cho­dzi i żyje. Nowo­twór został wycięty. Mar­cin jest zdrowy. Zakoń­czył też pię­cio­letni pro­ces psy­cho­te­ra­pii i od dwóch lat nie bie­rze już leków prze­ciw­de­pre­syj­nych.

Na raka cho­ro­wały rów­nież nasze amba­sa­dorki, pio­sen­karki: URSZULA DUDZIAK i ANNA WYSZKONI. Druga z nich już wcze­śniej doświad­czyła obja­wów depre­sji – po uro­dze­niu dziecka. Depre­sja popo­ro­dowa jest jed­nym z naj­bar­dziej prze­mil­cza­nych tema­tów zdro­wia psy­chicz­nego. Ania jest rów­nież amba­sa­dorką kam­pa­nii „Nie Mamy czego się wsty­dzić”, skie­ro­wa­nej do kobiet w ciąży i po poro­dzie. Wspiera pro­gram bez­płat­nej zdal­nej pomocy psy­cho­lo­gicz­nej dla matek, który reali­zuje Fun­da­cja Twa­rze Depre­sji.

Znaną tele­wi­zyjną pre­zen­terkę pro­gnozy pogody Alek­san­drę Kostkę widzo­wie koja­rzą przede wszyst­kim z pro­mien­nym uśmie­chem. Tym­cza­sem po uro­dze­niu dziecka nie miała siły wstać z łóżka, była smutna, nic jej nie cie­szyło. W tym przy­padku wspar­cie bli­skich było naj­waż­niej­sze. Szybko też wró­ciła do pracy, co pozy­tyw­nie wpły­nęło na jej stan psy­chiczny.

Sta­nów depre­syjno-lęko­wych doświad­czyli: aktor PIOTR ZELT, dzien­ni­karz tele­wi­zyjny BAR­TEK JĘDRZE­JAK, dzien­ni­karki JOANNA RACE­WICZ i MAŁ­GO­RZATA SERA­FIN, szef kuchni ANDRZEJ POLAN. Także sio­stry AGATA I PAU­LINA MŁY­NAR­SKIE oraz ich brat JAN MŁY­NAR­SKI. Z kolei ich ojciec, słynny poeta i pio­sen­karz WOJ­CIECH MŁY­NAR­SKI, zma­gał się z cho­robą afek­tywną dwu­bie­gu­nową nazy­waną w skró­cie ChAD. Wła­śnie z ChAD mie­rzy się MIKA URBA­NIAK – córka wybit­nych jazz­ma­nów: URSZULI DUDZIAK i MICHAŁA URBA­NIAKA.

Coraz wię­cej spor­tow­ców mówi o swo­jej walce z depre­sją. Jed­nym z pierw­szych był MAREK PLAWGO – wybitny lek­ko­atleta, olim­pij­czyk, mul­ti­me­da­li­sta w biegu na 400 metrów przez płotki. U Marka objawy depre­sji poja­wiły się po zakoń­cze­niu kariery spor­to­wej, co zbie­gło się z roz­pa­dem jego wie­lo­let­niego związku. Spor­to­wiec wie­lo­krot­nie doświad­czał nawrotu cho­roby. Jest w pro­ce­sie lecze­nia. U pły­waka PAWŁA KORZE­NIOW­SKIEGO depre­sja też poja­wiła się po zakoń­cze­niu kariery olim­pij­skiej, ale nie jest to oczy­wi­ście regułą. Olim­pijki AGNIESZKA KOBUS-ZAWOJ­SKA i JUSTYNA ŚWIĘTY–ERSE­TIC zacho­ro­wały na depre­sję w trak­cie kariery spor­to­wej. Obie udo­wod­niły, że pra­wi­dłowo leczona depre­sja nie stoi na prze­szko­dzie do odno­sze­nia świa­to­wej klasy suk­ce­sów spor­to­wych. Agnieszka, wio­ślarka, w Tokio zdo­była sre­bro olim­pij­skie, będąc na lekach prze­ciw­de­pre­syj­nych i w kon­tak­cie ze swoją psy­cho­te­ra­peutką. Podob­nie na anty­de­pre­san­tach wystar­to­wała ze szta­fetą Justyna, w Paryżu docie­ra­jąc do olim­pij­skiego finału.

W kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję” biorą udział rów­nież mło­dzi amba­sa­do­rzy, któ­rzy już jako nasto­lat­ko­wie poznali stany depre­syjne – wśród nich są HANNA KOTULA i MATE­USZ RUMIŃ­SKI z grupy WAKSY. Grupa ta two­rzy popu­larny kanał na YouTu­bie, gdzie pre­zen­tuje filmy inspi­ro­wane szkolną codzien­no­ścią. Przy­go­to­wali w part­ner­stwie z Fun­da­cją Twa­rze Depre­sji odci­nek Wak­sów o zdro­wiu psy­chicz­nym uczniów i pod­jęli wiele innych dzia­łań wspie­ra­ją­cych naszą kam­pa­nię spo­łeczną.

W gru­pie szcze­gól­nego ryzyka zacho­ro­wa­nia na depre­sję są rów­nież senio­rzy. Do grona naszych amba­sa­do­rów należą BAR­BARA TUKEN­DORF – aktorka i ANDRZEJ BOBER – dzien­ni­karz tele­wi­zyjny. Pan Andrzej po raz pierw­szy zacho­ro­wał na depre­sję, będąc u szczytu kariery dzien­ni­kar­skiej, kiedy pro­wa­dził w tele­wi­zji _Listy o gospo­darce_. Gdy jego żona z powodu cięż­kiej cho­roby wal­czyła o życie, pan Andrzej się zała­mał i tra­fił do szpi­tala psy­chia­trycz­nego w War­sza­wie. Następ­nie przez około 40 lat żył w remi­sji cho­roby. Depre­sja dała o sobie znać ponow­nie, dopiero gdy był po osiem­dzie­siątce, kiedy życie mał­żonki znów zna­la­zło się w zagro­że­niu w związku z cho­robą onko­lo­giczną. Depre­sja jest cho­robą nawro­tową, dla­tego zawsze trzeba być czuj­nym na jej objawy. Nie należy ich baga­te­li­zo­wać, bo im szyb­ciej podej­miemy lecze­nie, tym szyb­ciej możemy wró­cić do zdro­wia.

Depre­sja dotyka tak samo znane osoby, jak i nie­znane. Dla psy­cho­loga pod­czas wywiadu ważne są cztery obszary funk­cjo­no­wa­nia czło­wieka: zdro­wie, psy­chika, wspar­cie spo­łeczne i ducho­wość. Pyta­nia, które zadaję moim roz­mów­com w tej książce, doty­kają tych obsza­rów, co pozwala lepiej zro­zu­mieć sze­roki kon­tekst, który wpływa na stan psy­chiczny.Rozmowa z Marcinem Bosakiem

Ambitne role fil­mowe, wiele nagród na kon­cie, mimo to znany aktor Mar­cin Bosak mie­rzył się z niską samo­oceną, obni­żo­nym nastro­jem i bra­kiem ener­gii. Od psy­chia­try usły­szał dia­gnozę: depre­sja. W 2022 roku po raz pierw­szy opo­wie­dział o swo­ich doświad­cze­niach z cho­robą na łamach maga­zynu „Twa­rze depre­sji” nr 6/2022. Dołą­czył wów­czas do amba­sa­do­rów kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję”, w którą na­dal aktyw­nie się anga­żuje. Aktor zagrał m.in. w spo­cie tele­wi­zyj­nym, zachę­ca­ją­cym męż­czyzn do lecze­nia depre­sji.

Dzię­kuję, że zgo­dził się Pan zostać amba­sa­do­rem kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. Choć to już czter­na­sta edy­cja naszych dzia­łań edu­ka­cyj­nych, na­dal nie jest łatwo namó­wić znane osoby, by mówiły otwar­cie o lecze­niu depre­sji. Dla­czego Pan się zde­cy­do­wał to zro­bić?

Depre­sja wciąż wiąże się z wie­loma ste­reo­ty­pami i czę­sto jest postrze­gana jako oznaka sła­bo­ści, a do sła­bo­ści nie lubimy się przy­zna­wać. Szcze­gól­nie teraz, kiedy świat kre­owany przez media spo­łecz­no­ściowe jest bez skazy, jest kolo­rowy i zawsze sexy. Pod­czas tera­pii uczę się, że umieć powie­dzieć: „Nie jestem ide­alny” i „Nie daję sobie z czymś rady”, to oznaka siły, a nie sła­bo­ści. Kiedy w końcu uzna­łem, że tak jest, co nie było łatwe, poczu­łem się gotowy na to, żeby popro­sić o pomoc.

Kiedy zdia­gno­zo­wano u Pana depre­sję?

Nie pamię­tam dokład­nej daty, ale wydaje mi się, że pierw­szy epi­zod depre­syjny nastą­pił trzy lata temu. Na mój stan miały wpływ wyda­rze­nia w życiu oso­bi­stym, a póź­niej pan­de­mia. Pierw­szy lock­down nie zruj­no­wał mnie psy­chicz­nie, wręcz prze­ciw­nie, ale już kolejny, który odby­wał się jesie­nią i zimą, nie­stety, odci­snął na mnie tak duże piętno, że poja­wił się ponow­nie epi­zod depre­syjny. Był sil­niej­szy niż pierw­szy. Wtedy zmie­ni­łem lecze­nie. Połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii znów poskut­ko­wało i teraz na szczę­ście czuję się dobrze.

Wizyta u leka­rza psy­chia­try wciąż wiąże się z wie­loma ste­reo­ty­pami. Czy miał Pan jakieś obawy przed pierw­szą wizytą u tego spe­cja­li­sty?

Rze­czy­wi­ście, myśląc o mojej pierw­szej wizy­cie u psy­chia­try, czu­łem olbrzymi dys­kom­fort i wstyd. Poja­wiły się myśli, że coś jest ze mną już bar­dzo „nie tak”, a wręcz, że jest bar­dzo źle i sobie nie radzę. Wydaje mi się, że wycho­wu­jąc się i dora­sta­jąc w patriar­chal­nym sche­ma­cie, tak popu­lar­nym w naszej kul­tu­rze, mia­łem wdru­ko­wany w gło­wie obraz męż­czy­zny, który radzi sobie ze wszyst­kim sam. I na tym polega jego siła. Jest opar­ciem dla innych. Nie mówi o swo­ich pro­ble­mach, bo potrafi sam się z nimi zmie­rzyć i bez niczy­jej pomocy je roz­wią­zać. Taka postawa zepchnęła mnie w stronę samot­no­ści.

Myślę, że początki mojej depre­sji mogły się poja­wić kilka albo nawet kil­ka­na­ście lat temu. Dzie­sięć lat temu prze­sze­dłem poważną ope­ra­cję neu­ro­chi­rur­giczną. Mia­łem bar­dzo roz­le­głego guza rdze­nia krę­go­wego. Kilka lat jeź­dzi­łem po całej Pol­sce i nikt nie chciał mnie ope­ro­wać. Paro­krot­nie usły­sza­łem od wybit­nych spe­cja­li­stów, że w nie­któ­rych przy­pad­kach medy­cyna jest bez­radna. Przez pięć lat od usły­sze­nia dia­gnozy wypie­ra­łem stres, który towa­rzy­szył każ­dej kolej­nej wizy­cie na oddzia­łach neu­ro­chi­rur­gicz­nych. Stres, który stał się moim natu­ral­nym sta­nem. Wszystko przez to, że stwier­dzi­łem, że pora­dzę sobie ze wszyst­kim sam, że nie będę o tej cho­ro­bie infor­mo­wał bli­skich, aby ich tym nie obcią­żać. Nie powie­dzia­łem tego mojej ówcze­snej part­nerce, która była w ciąży. Nie powie­dzia­łem rodzi­nie, by nie żyli w lęku o mnie. Nie powie­dzia­łem żad­nemu z pra­co­daw­ców ze stra­chu przed utratą pracy. Nie­stety, walka z nowo­two­rem w poje­dynkę oka­zała się ponad moje siły. I dopiero wtedy, kiedy zaczą­łem mówić o tym, co się ze mną dzieje, oka­zało się, że poczu­łem się znacz­nie lepiej. Moja sytu­acja zaczęła się powoli roz­wią­zy­wać. Myślę, że tak samo jest z każdą cho­robą. To napię­cie, które tak długo nosi­łem w sobie, kiedy nikomu nie mówi­łem, jak trudne myśli towa­rzy­szyły mi każ­dego dnia. To cią­głe zma­ga­nie się z bólem, które trwało kilka lat, i brak real­nej szansy na szczę­śliwe zakoń­cze­nie tego samot­nego doświad­cza­nia cho­roby spra­wiły, że poja­wił się u mnie póź­niej stan depre­syjny. Samemu z cho­robą dużo trud­niej sobie pora­dzić, ale też samemu dużo trud­niej uświa­do­mić sobie, że ma się pro­blem i powinno się pójść do leka­rza.

Jakie objawy poja­wiły się u Pana, że pomy­ślał Pan: „Może mam depre­sję”? I co skło­niło Pana, by się­gnąć po pomoc?

Od dłuż­szego czasu bar­dzo mało rze­czy spra­wiało mi radość. Nawet jeśli spo­ty­kało mnie coś dobrego, to nie potra­fi­łem się z tego cie­szyć. I mimo że dookoła mnie oko­licz­no­ści wcale nie były nie­sprzy­ja­jące, to rze­czywiście żyłem w cią­głym napię­ciu i lęku, że coś jest nie tak. To spo­wo­do­wało, że posze­dłem do psy­chia­try, który stwier­dził u mnie depre­sję. Jed­nak obni­żony nastrój w moim przy­padku poja­wiał się w pew­nych cyklach już od dłuż­szego czasu. Pod­czas wizyty u psy­chia­try zyska­łem świa­do­mość, że już jako nasto­la­tek mia­łem z tym pro­blem, że co jakiś czas dopa­dał mnie smu­tek – taki głę­boki, nie­uza­sad­niony żad­nym kon­kret­nym zda­rze­niem. To bar­dzo ważne, żeby już mło­dzi ludzie byli szybko dia­gno­zo­wani. Teraz to wiem, że nie­le­czona depre­sja jest poważ­nym zagro­że­niem dla naszego zdro­wia i życia. Warto przy pierw­szych symp­to­mach zgła­szać się po pro­fe­sjo­nalną pomoc.

Bar­dzo się cie­szę, że jest Pan pod opieką spe­cja­li­stów i wraca do zdro­wia.

Przy pierw­szym epi­zo­dzie depre­syj­nym moje wizyty u psy­chia­try były nie­re­gu­larne, raz na pół roku, raz na dzie­więć mie­sięcy. Teraz odwie­dzam psy­chia­trę w ramach wizyty kon­tro­l­nej regu­lar­nie – co cztery, pięć mie­sięcy.

Powie­dział Pan, że poja­wił się u Pana obni­żony nastrój. Depre­sja to bar­dzo czę­sto rów­nież brak ener­gii, utrata zain­te­re­so­wań, bez­sen­ność, pro­blemy z pamię­cią, z kon­cen­tra­cją uwagi, brak ape­tytu, a także myśli samo­bój­cze. Czy któ­reś z tych obja­wów rów­nież poja­wiły się u Pana?

To jest bar­dzo trudne, żeby przy­zna­wać się do tego i mówić o swo­ich doświad­cze­niach, mając świa­do­mość, że prze­czyta to dużo ludzi. Rze­czy­wi­ście bra­ko­wało mi siły do dzia­ła­nia. Wie­lo­krot­nie nie podej­mo­wa­łem próby, by zro­bić cokol­wiek, bo uwa­ża­łem, że to się nie uda. Stra­ci­łem poczu­cie i świa­do­mość celu. Cyklicz­nie budzi­łem się w środku nocy z poczu­ciem nie­po­koju, który nie pozwa­lał mi zasnąć do rana. Mia­łem takie myśli… Nie wiem, czy to były myśli samo­bój­cze… (_cisza_) Na pewno myśla­łem o sobie bar­dzo źle. Mia­łem obni­żoną samo­ocenę. Były takie chwile, gdy myśla­łem, że łatwiej byłoby mi nie być, niż się zma­gać z tym, co się ze mną działo. (_cisza_)

Rozu­miem…

To były nie­zwy­kle trudne myśli szcze­gól­nie dla osoby, która tak jak ja ma dzieci, odzy­skała zdro­wie i ma cie­kawe wyzwa­nia zawo­dowe. Mimo to zna­la­złem się na gra­nicy roz­pa­czy.

Jak zare­ago­wała w tym naj­trud­niej­szym momen­cie Pana naj­bliż­sza rodzina?

W moim pro­ce­sie powrotu do zdro­wia olbrzy­mią rolę ode­grała moja sio­stra, która jest dla mnie i zawsze była olbrzy­mim wspar­ciem. Zawsze mogę też liczyć na przy­ja­ciół. Myślę, że sza­le­nie ważne są ini­cja­tywy, które wspie­rają osoby żyjące w związ­kach z cho­rymi na depre­sję. Ważne jest, by zwięk­szać ich świa­do­mość, jak żyć i roz­ma­wiać z osobą cier­piącą na depre­sję. Domy­ślam się, że nie jest to łatwe.

Pan dostał ten sygnał od naj­bliż­szej rodziny i odwa­żył się pójść do psy­chia­try.

Tak, ta wizyta zbu­rzyła mój ste­reo­typ postrze­ga­nia tego spo­tka­nia jako mojej porażki. Tam, w gabi­ne­cie, zro­zu­mia­łem, że w każ­dej sytu­acji, kiedy sobie nie radzę psy­chicz­nie, muszę stwo­rzyć plan dzia­ła­nia i uwie­rzyć, że da się go zre­ali­zo­wać. Na początku to jest oczy­wi­ście bar­dzo trudne, ale metodą małych kro­ków musimy iść do przodu. Nie wolno się zatrzy­mać w walce o swoje zdro­wie.

Naj­sku­tecz­niej­szą formą lecze­nia depre­sji jest połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Wydaje mi się, że zro­bie­nie pierw­szego kroku – pój­ście do psy­chia­try po leki, choć jest trudne, to mimo wszystko dla wielu łatwiej­sze niż zro­bie­nie dru­giego kroku – pój­ście na psy­cho­te­ra­pię, a ona jest też nie­zbędna, by wygrać z depre­sją.

Tak, ja zro­bi­łem oba kroki, choć w odwrot­nej kolej­no­ści. Moja samotna walka z nowo­two­rem spo­wo­do­wała u mnie zmiany psy­chiczne. Kiedy zorien­to­wa­łem się, że tak jest, posze­dłem na psy­cho­te­ra­pię. Po trzech latach pracy z psy­cho­te­ra­peutką posze­dłem do leka­rza psy­chia­try. Wcze­śniej zapy­ta­łem moją tera­peutkę, co o tym sądzi. Powie­działa, że to dobry pomysł, że far­ma­ko­te­ra­pia w połą­cze­niu z psy­cho­te­ra­pią może przy­nieść dużo lep­sze efekty niż sama psy­cho­te­ra­pia. A w pierw­szym momen­cie na pewno przy­nie­sie ulgę i zmniej­szy napię­cie.

Czy po kilku latach psy­cho­te­ra­pii widzi Pan istotne zmiany w swoim spo­so­bie myśle­nia i funk­cjo­no­wa­niu?

Oczy­wi­ście, zmiany są ogromne. Widzę to, że jestem bar­dziej otwarty w rela­cjach z ludźmi. Zarówno z tymi bli­skimi, jak i z nowo pozna­nymi. Na pewno zmie­niło się też to, że dużo mniej­szy wpływ na moje decy­zje ma lęk. Mam dużo więk­szą samo­świa­do­mość co do tego, kim jestem, jaki mam poten­cjał, jakie wady, a jakie zalety. I dużo więk­sze poczu­cie wła­snej war­to­ści.

Co było naj­trud­niej­sze dla Pana w psy­cho­te­ra­pii? Która ze zmian?

Nie wiem, nie jestem gotowy jesz­cze na odpo­wiedź na to pyta­nie. Cią­gle jestem w pro­ce­sie zmiany. Psy­cho­te­ra­pia to dla mnie intymna sprawa.

Jak Pan myśli, jaka może być skala zacho­ro­wań na depre­sję wśród akto­rów? Roz­ma­wia Pan z kole­żan­kami i kole­gami z branży o zdro­wiu psy­chicz­nym?

Może nie kon­kret­nie o depre­sji, ale na pewno wiele osób ośmiela się mówić o tym, że było u psy­chia­try. W momen­cie, kiedy zaczą­łem się otwie­rać przed zna­jo­mymi i otwar­cie o tym mówić, oka­zało się, że bar­dzo wiele moich kole­ża­nek i kole­gów też bie­rze „anty­de­pre­santy”.

Biorą leki prze­ciw­de­pre­syjne, ale nie mówią wprost, że w związku z depre­sją?

Mówią o obni­żo­nym nastroju. Żeby poczuć się sta­bil­nie, się­gają po lek. Jest to dla mnie zro­zu­miałe o tyle, że w moim zawo­dzie nie są oce­niane owoce mojej pracy, które w momen­cie zakoń­cze­nia pro­cesu ich powsta­nia stają się pro­duk­tem nie­utoż­sa­mia­nym już ze mną jako osobą, tylko jestem oce­niany ja. To ja jestem pod­da­wany oce­nie. Bycie akto­rem to jest per­ma­nentne wysta­wia­nie się na ocenę. Uwa­żam, że arty­ści powinni regu­lar­nie korzy­stać z pomocy psy­cho­lo­gicz­nej, żeby umieć pora­dzić sobie z pre­sją ocen. Myślę, że zasadne byłoby zadba­nie o zdro­wie stu­den­tów uczelni arty­stycz­nych, doda­nie do ich gra­fiku zajęć roz­mowy z psy­cho­lo­giem. Nie spo­tka­łem się z taką opieką. Dziwi mnie to o tyle, że uczy nas się skom­pli­ko­wa­nych pro­ce­sów „wcho­dze­nia w rolę”, nato­miast nikt nie daje narzę­dzi do „wycho­dze­nia” z niej. Na doda­tek zawód aktora jest depre­sjo­genny, bo przez pewien czas mamy ogrom pracy, a póź­niej zupeł­nie jej nie ma. Nasza praca nie jest rów­no­mier­nie roz­ło­żona w cza­sie. Bar­dzo czę­sto nie mamy etatu. I ten brak sta­bil­no­ści zawo­do­wej też może wpły­wać na zacho­ro­wa­nia na depre­sję.

Patrząc dzie­sięć lat wstecz, czy widzi Pan róż­nicę w otwar­to­ści w mówie­niu o lecze­niu depre­sji wśród Pana zna­jo­mych?

Jest olbrzy­mia róż­nica. W moim oto­cze­niu dużo więk­szą otwar­tość na roz­mowę o zdro­wiu psy­chicz­nym mają ludzie młodsi niż starsi.

Mło­dzi akto­rzy?

Tak, młode aktorki i akto­rzy czę­ściej mówią mi o tym, że biorą leki anty­de­pre­syjne.

A leki anty­de­pre­syjne wciąż wiążą się z wie­loma mitami, choć wia­domo, że te nowej gene­ra­cji są bez­pieczne. Nie uza­leż­niają. Jak Pan zare­ago­wał na te leki?

Jak wiele osób bałem się wziąć pierw­szą tabletkę. Zasta­na­wia­łem się, czy po tych lekach będę miał kon­trolę nad moimi emo­cjami, czy będę obser­wo­wał świat „zza szyby”. Wie­dzia­łem, że nie będą docho­dziły do mnie złe emo­cje, ale nie wie­dzia­łem, co z tymi pozy­tyw­nymi. Mia­łem dużo pytań na początku. Pierw­szy lek anty­de­pre­syjny dawał dzia­ła­nie nie­po­żą­dane. Kiedy wzią­łem go rano, powo­do­wał u mnie nud­no­ści do połu­dnia, dla­tego lekarz mi go zmie­nił na inny. Teraz biorę drugi lek nowej gene­ra­cji i jestem bar­dzo zado­wo­lony. Nie obser­wuję skut­ków ubocz­nych, które by mi utrud­niały codzienne życie. Leki anty­de­pre­syjne nie mają wpływu na moją jazdę samo­cho­dem, grę na sce­nie ani przed kamerą, ani na żadną z moich rela­cji. Prawda jest tylko taka, że po nich poczu­łem się lepiej, sta­bil­niej, że nie wciąga mnie ten mrok, który powo­do­wał, że nie mia­łem siły do dzia­ła­nia.

Jakie widzi Pan naj­waż­niej­sze cele w cza­sie pan­de­mii dla Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji i naszych amba­sa­do­rów?

Naj­waż­niej­sza jest dzia­łal­ność edu­ka­cyjna, żeby coraz wię­cej ludzi dowia­dy­wało się, czym jest depre­sja i że można ją sku­tecz­nie leczyć poprzez połą­cze­nie far­ma­ko­te­ra­pii i psy­cho­te­ra­pii. Mam nadzieję, że nam amba­sa­do­rom kam­pa­nii „Twa­rze depre­sji. Nie oce­niam. Akcep­tuję.”. uda się prze­ko­nać Pola­ków, że depre­sja nie jest oznaką sła­bo­ści. Trzeba pozbyć się poczu­cia wstydu i dać sobie pomóc. Depre­sja to poważna cho­roba, która wymaga lecze­nia. Kiedy otrzy­mamy wła­ściwą dia­gnozę, lekarz zapi­sze nam odpo­wiedni lek. Tak jak w przy­padku każ­dej innej cho­roby. My jako amba­sa­do­rzy powin­ni­śmy wło­żyć jak najwię­cej ener­gii w to, by poka­zać ludziom, że leczona depre­sja pozwala nam nor­mal­nie funk­cjo­no­wać, nie skre­śla nas z życia.

W Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji reali­zu­jemy pro­gramy bez­płat­nej, zdal­nej pomocy psy­cho­lo­giczno-psy­chia­trycz­nej dla dzieci i mło­dzieży, a także kon­sul­ta­cje psy­cho­lo­giczne online dla osób doro­słych zagro­żo­nych depre­sją i cho­ru­ją­cych na raka oraz ich rodzin. Czy zdalne kon­sul­ta­cje są dobrą ini­cja­tywą w cza­sie pan­de­mii?

To bar­dzo ważne pro­gramy, bo dla wielu ludzi są jedyną szansą na pro­fe­sjo­nalną pomoc. (…) Myślę, że i bez pan­de­mii ludziom trudno było prze­ła­mać wstyd i pójść do poradni zdro­wia psy­chicz­nego. Teraz dzięki Fun­da­cji Twa­rze Depre­sji dzieci i doro­śli mają szansę na dia­gnozę bez wycho­dze­nia z domu, bez obawy, że „ktoś mnie zoba­czy u psy­chia­try”. Myślę, że to bar­dzo ważne pro­gramy, bo mogą ośmie­lać ludzi do zgła­sza­nia się po pomoc. I o to cho­dzi, żeby się­gali po pomoc pro­fe­sjo­na­li­stów, któ­rzy wie­dzą, jak to robić.

Dzię­kuję za roz­mowę.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij