Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Twoja wina - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 lipca 2022
Ebook
44,99 zł
Audiobook
44,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Twoja wina - ebook

Mercedes Ron

Trylogia winnych Tom 2 Twoja wina

75 milionów czytelników na Wattpadzie!

Ich związek nie będzie łatwy. Są przeciwieństwami: wodą i ogniem, cukrem i solą... A kiedy zbliżają się do siebie, lecą iskry...

Noah kończy osiemnaście lat. Wreszcie może samodzielnie podejmować decyzje. Zdaje też ostatnie egzaminy w szkole i wybiera się na studia. Oczywiście w Los Angeles, żeby być blisko Nicka. Ich miłość kwitnie, ale Raffaella i William nie patrzą na ich związek przychylnym okiem. Matka Noah zabiera ją w miesięczną podróż po Europie, nie licząc się z wakacyjnymi planami córki. Nick, na polecenie ojca, ma się zająć nową kancelarią w... San Francisco, sześćset kilometrów od domu. To zbieg okoliczności czy misternie uknuta intryga? Na domiar złego i Noah, i Nicka dopadają demony przeszłości. Czy ich uczucie przetrwa tę trudną próbę?

Trylogię Mercedes Ron przeczytało 75 milionów czytelników Wattpada. Moja wina już na ekranach!

Mercedes Ron

Urodziła się w Buenos Aires. Ukończyła Wydział Komunikacji Audiowizualnej na Uniwersytecie w Sewilli i tam dzisiaj mieszka. W połowie 2015 roku zaczęła pisać na platformie Wattpad pierwszą część trylogii Moja wina, która trafiła do sprzedaży w marcu 2017 roku. Kilka miesięcy później ukazała się jej druga część – Twoja wina, a w lipcu kolejnego roku – Nasza wina. Trylogia winnych okazała się wielkim sukcesem autorki.

Fragment

Stoimy w deszczu, przemoknięci, skostniali z zimna, ale to nieważne. Nic nie ma już znaczenia. Wiem, że za moment zmieni się wszystko, że mój świat lada chwila legnie w gruzach.

– Nic już nie możesz zrobić, nie jestem w stanie nawet patrzeć ci w twarz...

Na policzkach ma łzy rozpaczy.

Dlaczego nie da się cofnąć czasu? To, co mówi, przeszywa mi duszę jak nóż, rozdzierając mnie od środka.

– Nie wiem, co ci powiedzieć... – odpowiadam, starając się zapanować nad ogarniającą mnie paniką. Nie może mnie zostawić... Nie zrobi tego, prawda?

Patrzy mi prosto w oczy z nienawiścią, z pogardą... Kto by pomyślał, że będzie w stanie tak na mnie patrzeć.

– To koniec – szepcze załamanym, ale stanowczym głosem.

I wraz z tymi dwoma słowami mój świat zapada się głęboko w samotną, przerażającą ciemność, w więzienie zaprojektowane specjalnie dla mnie. Ale należało mi się to, tym razem mi się należało.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67217-41-5
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Pro­log

Sto­imy w desz­czu, prze­mok­nięci, skost­niali z zimna, ale to nie­ważne. Nic nie ma już zna­cze­nia. Wiem, że za moment zmieni się wszystko, że mój świat lada chwila legnie w gru­zach.

– Nic już nie możesz zro­bić, nie jestem w sta­nie nawet patrzeć ci w twarz…

Na policz­kach ma łzy roz­pa­czy.

Dla­czego nie da się cof­nąć czasu? To, co mówi, prze­szywa mi duszę jak nóż, roz­dzie­ra­jąc mnie od środka.

– Nie wiem, co ci powie­dzieć… – odpo­wia­dam, sta­ra­jąc się zapa­no­wać nad ogar­nia­jącą mnie paniką. Nie może mnie zosta­wić… Nie zrobi tego, prawda?

Patrzy mi pro­sto w oczy, z nie­na­wi­ścią, z pogardą… Kto by pomy­ślał, że będzie w sta­nie tak na mnie patrzeć.

– To koniec – szep­cze zała­ma­nym, ale sta­now­czym gło­sem.

I wraz z tymi dwoma sło­wami mój świat zapada się głę­boko w samotną, prze­ra­ża­jącą ciem­ność, w wię­zie­nie zapro­jek­to­wane spe­cjal­nie dla mnie. Ale nale­żało mi się to, tym razem mi się nale­żało.ROZDZIAŁ 1

1

Noah

Naresz­cie skoń­czy­łam osiem­na­ście lat.

Wciąż jesz­cze mia­łam w pamięci, jak jede­na­ście mie­sięcy wcze­śniej odli­cza­łam dni do osią­gnię­cia peł­no­let­no­ści, żeby móc wresz­cie podej­mo­wać wła­sne decy­zje i natych­miast uciec jak naj­da­lej stąd. Oczy­wi­ście teraz sprawy przed­sta­wiały się zupeł­nie ina­czej niż przed jede­na­stoma mie­sią­cami. Wszystko zmie­niło się dia­me­tral­nie, aż nie mie­ściło mi się to w gło­wie. Nie tylko przy­zwy­cza­iłam się w końcu do miesz­ka­nia tutaj, ale wręcz nie potra­fi­łam już sobie wyobra­zić, że mogła­bym zamiesz­kać gdzie­kol­wiek poza tym mia­stem. Udało mi się wresz­cie zna­leźć wła­sne miej­sce i w liceum, i w rodzi­nie, w któ­rej przy­szło mi żyć.

Wszel­kie trud­no­ści, z któ­rymi musia­łam się zmie­rzyć – nie tylko w ostat­nich mie­sią­cach, ale wła­ści­wie od uro­dze­nia – uczy­niły mnie sil­niej­szą, a przy­naj­mniej tak mi się wyda­wało. Wyda­rzyło się tak wiele, nie zawsze dobrego, ale ja kon­cen­tro­wa­łam się na naj­lep­szym – na Nicho­la­sie. Kto mógłby prze­wi­dzieć, że osta­tecz­nie się w nim zako­cham? A tym­cza­sem byłam tak sza­leń­czo zako­chana, że aż bolało mnie serce. Pozna­wa­li­śmy się powoli, ucząc się dopiero, jak to robić, ucząc się budo­wać ten zwią­zek, co nie było łatwe i wyma­gało od nas codzien­nej pracy. Nasze cha­rak­tery czę­sto powo­do­wały kon­flikty, a Nick był naprawdę nie­ła­twy we współ­ży­ciu. Ale mimo to kocha­łam go nie­przy­tom­nie.

Wła­śnie dla­tego czu­łam teraz raczej smu­tek niż radość na myśl o zbli­ża­ją­cym się przy­ję­ciu uro­dzi­no­wym. Nicka miało nie być. Nie widzia­łam go od dwóch tygo­dni, bo przez ostat­nich kilka mie­sięcy cią­gle podró­żo­wał do San Fran­ci­sco… Został mu już tylko rok stu­diów, więc wyko­rzy­sty­wał teraz każdą z licz­nych moż­li­wo­ści, które dawał mu ojciec. To nie był już ten sam Nick co wcze­śniej, ten, który lubił pako­wać się w kło­poty. Przez ten czas bar­dzo się zmie­nił – przy mnie stał się doj­rzal­szy, porząd­niej­szy… Cho­ciaż nie mogłam do końca pozbyć się lęku, że w każ­dej chwili jego dawne „ja” może znów wyjść na świa­tło dzienne.

Przyj­rza­łam się sobie w lustrze. Włosy zebrane w wysoki, luźny, ale ele­gancki kok, ide­al­nie pasu­jący do bia­łej sukienki, którą poda­ro­wali mi na uro­dziny matka i Will. Mama zupeł­nie osza­lała na punk­cie orga­ni­za­cji przy­ję­cia. Uznała, że to jej ostat­nia szansa, by wyka­zać się w swo­jej roli, skoro tydzień póź­niej mia­łam skoń­czyć liceum i nie­długo iść na stu­dia. Zło­ży­łam papiery na kilka uczelni, ale osta­tecz­nie wybra­łam Uni­wer­sy­tet Kali­for­nij­ski w Los Ange­les. Dość już mia­łam zmian i prze­pro­wa­dzek, więc nie chcia­łam znów prze­no­sić się do innego mia­sta, a tym bar­dziej gdzieś daleko od Nicka. On stu­dio­wał na tym samym uni­wer­sy­te­cie i cho­ciaż wie­dzia­łam, że naj­praw­do­po­dob­niej i tak w końcu prze­nie­sie się do San Fran­ci­sco, żeby pra­co­wać w nowej fir­mie ojca, na razie posta­no­wi­łam się tym nie przej­mo­wać. Było jesz­cze sporo czasu, nie było sensu mar­twić się na zapas.

Wsta­łam od toa­letki i zanim zdą­ży­łam wło­żyć sukienkę, mój wzrok zatrzy­mał się na bliź­nie na brzu­chu. Pogła­dzi­łam pal­cem ten frag­ment skóry, który na resztę mojego życia miał już pozo­stać uszko­dzony, i prze­szył mnie dreszcz. Dźwięk wystrzału, który zakoń­czył życie mojego ojca, ponow­nie roz­brzmiał mi w gło­wie. Zaczę­łam głę­boko oddy­chać, żeby utrzy­mać się na nogach. Nikomu nie powie­dzia­łam o moich kosz­ma­rach ani o panicz­nym lęku, który ogar­niał mnie, ile­kroć myśla­łam o tam­tych wyda­rze­niach. Ani też o tym, że serce waliło mi jak sza­lone za każ­dym razem, gdy w pobliżu mnie roz­le­gał się nagle silny i nie­spo­dzie­wany hałas. Nie chcia­łam przy­znać, że ojciec zafun­do­wał mi kolejną traumę. Jakby mało jesz­cze było tego, że nie mogłam znieść prze­by­wa­nia w ciem­no­ści, nawet wtedy, gdy był przy mnie Nick… Nie chcia­łam przy­znać, że nie potra­fię spo­koj­nie zasnąć, że nie mogę prze­stać myśleć o tru­pie ojca tuż obok mnie ani o tym, jak jego krew bry­zga mi na twarz. Zacho­wa­łam to wszystko dla sie­bie, nie chcia­łam, żeby kto­kol­wiek dowie­dział się, że jestem jesz­cze bar­dziej strau­ma­ty­zo­wana niż wcze­śniej, że moje życie dalej toczy się w cie­niu lęku, który ten czło­wiek we mnie zaszcze­pił. Matka, prze­ciw­nie, ni­gdy wcze­śniej nie była tak spo­kojna jak teraz, gdy pozbyła się wresz­cie stra­chu, który musiała w sobie nosić przez całe życie. W końcu poczuła się cał­ko­wi­cie szczę­śliwa z dru­gim mężem. Naresz­cie była wolna. Ja nato­miast widzia­łam przed sobą jesz­cze długą drogę.

– Jesz­cze nie­ubrana? – zapy­tał głos, który nie­mal codzien­nie roz­śmie­szał mnie do łez.

Odwró­ci­łam się do Jenny i poczu­łam, jak twarz mi się roz­po­ga­dza. Moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka wyglą­dała olśnie­wa­jąco jak zawsze. Nie­dawno obcięła bujne włosy, które teraz się­gały jej do ramion. Nama­wiała mnie, żebym zro­biła to samo, ale wie­dząc, jak bar­dzo Nick uwiel­bia moje dłu­gie włosy, zosta­wi­łam je w spo­koju.

– Mówi­łam ci już, jak mnie kręci ten twój ster­czący tyłek? – wypa­liła, pod­cho­dząc bli­żej i dając mi klapsa.

– Wariatka – odpo­wie­dzia­łam, bio­rąc do ręki sukienkę i wcią­ga­jąc ją na sie­bie przez głowę. Jenna pode­szła do sejfu, który znaj­do­wał się tuż pod półką z butami. Nie miał usta­wio­nego kodu ani żad­nych zabez­pie­czeń, bo ni­gdy go nie uży­wa­łam, ale odkąd Jenna go odkryła, cią­gle cho­wała w nim naj­róż­niej­sze rze­czy.

Roze­śmia­łam się, widząc, że wyciąga butelkę szam­pana i dwa kie­liszki.

– Wznie­śmy toast za twoją peł­no­let­ność – zapro­po­no­wała, napeł­nia­jąc kie­liszki i poda­jąc mi jeden z nich. Uśmiech­nę­łam się. Wie­dzia­łam, że matka zabi­łaby mnie, gdyby to widziała, ale osta­tecz­nie to były moje uro­dziny i nale­żało je uczcić, prawda?

– Za nas – doda­łam.

Stuk­nę­ły­śmy się kie­lisz­kami i pod­nio­sły­śmy je do ust. Szam­pan był prze­pyszny. Musiał być – w końcu była to butelka Cri­stala warta ponad trzy­sta dola­rów. Jenna już taki miała gest we wszyst­kim, co robiła. Była przy­zwy­cza­jona do tego typu luk­su­sów i ni­gdy niczego jej nie bra­ko­wało.

– Sza­łowa ta kiecka – orze­kła, przy­glą­da­jąc mi się z zachwy­tem.

Uśmiech­nę­łam się i przyj­rza­łam sobie w lustrze. Sukienka rze­czy­wi­ście była prze­piękna – biała, obci­sła i z się­ga­jącą nad­garst­ków deli­katną koronką, przez którą w for­mie geo­me­trycz­nych wzo­rów prze­świ­ty­wały jasne frag­menty mojej skóry. Buty też były cudowne i byłam w nich pra­wie tak wysoka jak Jenna. Ona miała na sobie krótką roz­klo­szo­waną sukienkę w kolo­rze bur­gun­do­wym.

– Na dole jest mnó­stwo ludzi – poin­for­mo­wała mnie, odsta­wia­jąc kie­li­szek obok mojego. Ja zro­bi­łam dokład­nie odwrot­nie – zła­pa­łam swój i jed­nym hau­stem wypi­łam musu­jący płyn.

– Nie gadaj! – wykrzyk­nę­łam, czu­jąc nara­sta­jącą ner­wo­wość. Nagle zaczęło mi bra­ko­wać powie­trza. Sukienka stała się za cia­sna, nie pozwa­lała swo­bod­nie oddy­chać.

Jenna przyj­rzała mi się i uśmiech­nęła ze zro­zu­mie­niem.

– Z czego się śmie­jesz? – rzu­ci­łam, zazdrosz­cząc jej, że to nie ona przez to prze­cho­dzi.

– Z niczego. Wiem, jak nie cier­pisz takich sytu­acji, ale nie dener­wuj się – odpo­wie­działa, nachy­la­jąc mi się do ucha – już ja zadbam o to, żeby­śmy świet­nie się bawiły – zakoń­czyła, uśmie­cha­jąc się i cału­jąc mnie w poli­czek.

Odwza­jem­ni­łam uśmiech z wdzięcz­no­ścią. Wpraw­dzie mój chło­pak miał prze­ga­pić moje uro­dziny, ale przy­naj­mniej mia­łam przy sobie moją naj­lep­szą przy­ja­ciółkę.

– Scho­dzimy? – zachę­ciła mnie, popra­wia­jąc na sobie sukienkę.

– A mamy jakiś wybór?

Ogród był zupeł­nie odmie­niony. Mama zasza­lała: wsta­wiła do niego wielki biały namiot. Pod nim, poza gąsz­czem balo­nów, roz­miesz­czono mnó­stwo okrą­głych sto­łów w różo­wym kolo­rze, oto­czo­nych fiku­śnymi krze­słami, mię­dzy któ­rymi kur­so­wali kel­ne­rzy w mary­nar­kach i musz­kach. W jed­nym końcu, przy barze, ser­wo­wano napoje, a podłużne stoły ugi­nały się pod tacami z naj­róż­niej­szego rodzaju daniami dostar­czo­nymi przez firmę cate­rin­gową. Kom­plet­nie nie moja bajka, ale wie­dzia­łam, że mama zawsze chciała zor­ga­ni­zo­wać mi takie uro­dziny. Wie­lo­krot­nie w żar­tach poru­szała temat mojej osiem­nastki i roz­po­czę­cia stu­diów. Dla zabawy wymy­śla­ły­śmy, co zor­ga­ni­zu­jemy, jeśli tylko wygramy na lote­rii… No i w końcu wygra­ły­śmy! Ale to już była lekka prze­sada.

Kiedy weszłam do ogrodu, wszy­scy razem wykrzyk­nęli: „Wszyst­kiego naj­lep­szego!!!”, tak jak­bym nie wie­działa, że tam na mnie cze­kają. Mama pode­szła do mnie i objęła.

– Wszyst­kiego naj­lep­szego, Noah! – powie­działa, ści­ska­jąc mnie mocno. Obję­łam ją rów­nież i w oszo­ło­mie­niu zoba­czy­łam, że tuż za nią usta­wił się już ogo­nek gości, żeby zło­żyć mi życze­nia. Zja­wili się wszy­scy moi szkolni kole­dzy i kole­żanki, wielu w towa­rzy­stwie rodzi­ców, z któ­rymi moja mama zdą­żyła się zaprzy­jaź­nić, a poza tym rów­nież nie­któ­rzy sąsie­dzi i przy­ja­ciele Wil­liama. Byłam tak zde­ner­wo­wana, że nie­świa­do­mie zaczę­łam błą­dzić wzro­kiem po ogro­dzie w poszu­ki­wa­niu Nicho­lasa – przy nim jed­nym była­bym w sta­nie się uspo­koić. Nie­stety, ani śladu… Prze­cież wie­dzia­łam, że nie przy­je­dzie, że jest w innym mie­ście, że zoba­czę go dopiero za tydzień w cza­sie cere­mo­nii roz­da­nia świa­dectw, a jed­nak jakaś mała część mnie wciąż miała nadzieję wypa­trzeć go wśród tych wszyst­kich osób.

Wita­łam się z gośćmi już od ponad godziny, kiedy wresz­cie zja­wiła się Jenna, żeby zacią­gnąć mnie do baru z napo­jami. Bar miał dwie strefy, jedną – dla nie­let­nich poni­żej dwu­dzie­stu jeden lat, i drugą – dla rodzi­ców.

– Masz swój wła­sny kok­tajl: kok­tajl Noah – oznaj­miła mi uba­wiona.

– Moja matka total­nie ześwi­ro­wała – sko­men­to­wa­łam, pod­czas gdy kel­ner przy­go­to­wy­wał dla nas mokego drinka. Chło­pak przyj­rzał mi się i uśmiech­nął, powstrzy­mu­jąc par­sk­nię­cie. Eks­tra, na bank bie­rze mnie za snobkę.

Na widok drinka o mało nie padłam. Kie­li­szek do mar­tini wypeł­niony zja­dli­wie różo­wym pły­nem, z brze­giem oto­czo­nym róż­no­ko­lo­ro­wym cukrem i ude­ko­ro­wany z jed­nej strony tru­skawką. Do nóżki kie­liszka przy­wią­zano wstą­żeczkę z liczbą 18 utwo­rzoną z małych bia­łych pere­łek.

– Bra­kuje naj­waż­niej­szego skład­nika – zauwa­żyła Jenna, ukrad­kiem wycią­ga­jąc pier­siówkę i dole­wa­jąc z niej do naszych drin­ków alko­hol. Nie­złe tempo, będę musiała uwa­żać, żeby się nie narą­bać jesz­cze przed pół­nocą.

Cał­kiem nie­zły DJ mik­so­wał już naj­róż­niej­sze kawałki, do któ­rych moi zna­jomi tań­czyli jak opę­tani. Impreza na całego.

Jenna wycią­gnęła mnie do tańca i zaczę­ły­śmy ska­kać jak wariatki. Umie­ra­łam z gorąca, lada dzień miało zacząć się lato i było już je czuć w powie­trzu.

Z dru­giej strony par­kietu stał Lion, uważ­nie nas obser­wu­jąc. Opie­rał się o słup i gapił, jak Jenna eks­ta­tycz­nie kręci tył­kiem. Roze­śmia­łam się i – zmę­czona – zosta­wi­łam Jennę tań­czącą z innymi.

– Nudzisz się, Lion? – zapy­ta­łam, sta­jąc obok niego.

Uśmiech­nął się do mnie roz­ba­wiony, ale widzia­łam, że coś go mar­twi. Wciąż wodził oczami za Jenną.

– Wszyst­kiego naj­lep­szego tak przy oka­zji – powie­dział, bo wcze­śniej nie mie­li­śmy kiedy poroz­ma­wiać. Dziw­nie było widzieć go tam bez Nicka. Lion nie bar­dzo znał ludzi z naszej klasy. On i Nick byli o pięć lat starsi ode mnie i Jenny, i ta róż­nica wieku była zauwa­żalna. W porów­na­niu z nimi nasi kole­dzy z klasy byli znacz­nie mniej doj­rzali, więc nic dziw­nego, że nie mieli ochoty nam towa­rzy­szyć, kiedy wycho­dzi­ły­śmy z naszymi zna­jo­mymi.

– Dzięki – odpar­łam. – Masz jakieś wie­ści od Nicka? – zapy­ta­łam, czu­jąc ukłu­cie w żołądku. Cały czas jesz­cze do mnie nie zadzwo­nił ani nie przy­słał żad­nej wia­do­mo­ści.

– Wczo­raj mówił, że jest zawa­lony robotą, że w kan­ce­la­rii ledwo ma czas wysko­czyć coś zjeść, ale nie omiesz­kał wspo­mnieć, że mam cię mieć na oku – dodał, spo­glą­da­jąc na mnie z uśmie­chem.

– Fak­tycz­nie nie spusz­czasz oczu, tyle że z kogoś innego – zri­po­sto­wa­łam, widząc, jak wpa­truje się w Jennę, która w tym samym momen­cie odwró­ciła się i na jej twarz wypły­nął uszczę­śli­wiony uśmiech. Była abso­lut­nie zako­chana w Lio­nie. Kiedy zosta­wała u mnie na noc, spę­dza­ły­śmy całe godziny na roz­mo­wach o tym, jakie mamy szczę­ście, że zako­cha­ły­śmy się w dwóch chło­pa­kach, któ­rzy są bli­skimi przy­ja­ciółmi. Wie­dzia­łam z pierw­szej ręki, że Jenna nie mogłaby poko­chać nikogo poza nim i byłam zachwy­cona fak­tem, że Lion był tak samo zako­chany jak ona. W tam­tym cza­sie uwiel­bia­łam już Jennę bez­gra­nicz­nie. Była moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką i naprawdę ją kocha­łam. Sta­wała przy mnie zawsze, kiedy tego potrze­bo­wa­łam i dzięki niej zro­zu­mia­łam, co to zna­czy praw­dziwa przy­jaźń – nie była zazdro­sna, nie mani­pu­lo­wała, nie obra­żała się jak Beth w Kana­dzie i mia­łam stu­pro­cen­tową pew­ność, że nie mogłaby mi wyrzą­dzić jakiej­kol­wiek krzywdy, w każ­dym razie świa­do­mie.

Teraz pode­szła do nas i poca­ło­wała Liona z gło­śnym cmok­nię­ciem. Przy­trzy­mał ją czule, a ja zosta­wi­łam ich samych, czu­jąc nagłą falę smutku. Tęsk­ni­łam za Nic­kiem, chcia­łam, żeby tu był, potrze­bo­wa­łam go. Znów zer­k­nę­łam na tele­fon i nic – żad­nego połą­cze­nia ani wia­do­mo­ści od niego. Zaczy­na­łam czuć się źle. Wysła­nie wia­do­mo­ści zaję­łoby mu rap­tem kilka sekund. Co się z nim dzieje, do cho­lery?

Pode­szłam do lady, przy któ­rej bar­man ser­wo­wał drinki tym nie­licz­nym oso­bom powy­żej dwu­dzie­stu jeden lat, które się jesz­cze ostały. To był ten sam chło­pak, który wcze­śniej, wspo­ma­gany przez kel­nerkę, poda­wał moje kok­tajle.

Usia­dłam przy barze, zasta­na­wia­jąc się, w jaki spo­sób zba­je­ro­wać go, żeby nalał mi praw­dzi­wego drinka.

– Czy są szanse na to, żebyś polał mi coś, co nie jest różowe, ale za to alko­ho­lowe? – zagad­nę­łam go, spo­dzie­wa­jąc się, że pośle mnie Bóg jeden raczy wie­dzieć gdzie.

Ku mojemu zasko­cze­niu uśmiech­nął się i upew­niw­szy się, że nikt nie widzi, wycią­gnął mały kie­li­szek i napeł­nił go prze­zro­czy­stym pły­nem.

– Tequ­ila? – spy­ta­łam z uśmie­chem.

– Jeśli ktoś zapyta, to to nie byłem ja – odpo­wie­dział, patrząc w inną stronę.

Zaśmia­łam się i szybko wla­łam szota do ust. Palił w gar­dło, ale był naprawdę smaczny.

Odwró­ci­łam się i zoba­czy­łam, jak Jenna cią­gnie Liona w jakiś ciemny kąt. Zdo­ło­wał mnie widok moich przy­ja­ciół cału­ją­cych się czule.

_Niech cię dia­bli, Leister. Nawet na moment nie mogę wyrzu­cić cię z głowy._

– Jesz­cze jeden? – zacze­pi­łam kel­nera. Wie­dzia­łam, że prze­gi­nam, ale w końcu to moja impreza, więc chyba mam prawo napić się tego, na co mam ochotę, nie?

I w momen­cie, w któ­rym wła­śnie mia­łam to zro­bić, nie wia­domo skąd poja­wiła się jakaś dłoń, która powstrzy­mała mnie, odbie­ra­jąc kie­li­szek.

– Wydaje mi się, że dość już wypi­łaś – oznaj­mił jakiś głos.

Ten głos.

Pod­nio­słam wzrok. To był on – Nick. Wystro­jony w koszulę i ele­ganc­kie spodnie, z lekko zmierz­wio­nymi wło­sami, z błę­kit­nymi oczami błysz­czą­cymi od prze­peł­nia­ją­cych go i powstrzy­my­wa­nych uczuć, ale jed­no­cze­śnie abso­lut­nie uszczę­śli­wiony.

– O Boże! – wykrzyk­nę­łam i zasło­ni­łam usta dłońmi. Na jego twa­rzy poja­wił się uśmiech, ten uśmiech. Sekundę póź­niej rzu­ci­łam mu się w ramiona.

– Przy­je­cha­łeś! – wykrzyk­nę­łam z policz­kiem przy­tu­lo­nym do jego policzka, przy­ci­ska­jąc go do sie­bie, wdy­cha­jąc jego zapach, odzy­sku­jąc poczu­cie pełni.

Ści­snął mnie mocno, naresz­cie byłam w sta­nie oddy­chać. Był tu, mój Boże, był tu razem ze mną!

– Tęsk­ni­łem za tobą, Pie­gu­sie – wyznał mi do ucha, żeby zaraz odchy­lić moją głowę w tył i zna­leźć ustami moje usta.

Poczu­łam, jak budzą się moje zakoń­cze­nia ner­wowe. Minęło czter­na­ście dłu­gich dni, odkąd po raz ostatni czu­łam jego wargi na moich, a dło­nie na ciele.

Odsu­nął mnie od sie­bie i ogar­nął mnie całą pożą­dli­wym spoj­rze­niem.

– Prze­ślicz­nie wyglą­dasz – zamru­czał chra­pli­wym gło­sem, ota­cza­jąc ramio­nami moją talię i przy­ci­ska­jąc mnie do sie­bie.

– Co ty tu robisz? – zapy­ta­łam, powstrzy­mu­jąc chęć, by dalej go cało­wać. Wie­dzia­łam, że nie możemy nic zro­bić – w końcu byli­śmy oto­czeni ludźmi, a w pobliżu krę­cili się nasi rodzice… Sta­wa­łam się ner­wowa.

– Nie prze­ga­pił­bym two­ich uro­dzin – zapew­nił mnie i jego wzrok znów zaczął wędro­wać po moim ciele. Czu­łam, jak mię­dzy nami budzi się nie­wi­dzialna ener­gia. Ni­gdy wcze­śniej nie roz­sta­wa­li­śmy się na tak długo, przy­naj­mniej odkąd zaczę­li­śmy się spo­ty­kać. Przy­zwy­cza­iłam się, że jest ze mną pra­wie codzien­nie.

– Jak udało ci się przy­je­chać? – zapy­ta­łam wtu­lona w jego pierś. Nie chcia­łam prze­stać go obej­mo­wać.

– Nawet nie pytaj – odpo­wie­dział i poca­ło­wał mnie w czu­bek głowy. Poczu­łam jego per­fumy i w eks­ta­zie zamknę­łam oczy.

– Uro­cze przy­ję­cie – rzu­cił roz­ba­wiony.

Odsu­nę­łam się od jego piersi i spoj­rza­łam na niego z gry­ma­sem.

– To nie był mój pomysł.

– Wiem – przy­znał z sze­ro­kim uśmie­chem.

Poczu­łam, jak serce rośnie mi ze szczę­ścia. Tak bar­dzo tęsk­ni­łam za tym uśmie­chem.

– Chcesz spró­bo­wać kok­tajlu Noah? – zapro­po­no­wa­łam, odwra­ca­jąc się do bar­mana, który od razu zabrał się do rze­czy.

– Masz swój wła­sny kok­tajl, Pie­gu­sie? – zapy­tał, marsz­cząc brwi, kiedy bar­man nalał mu różo­wego płynu, przy­stroił go tru­skawką i chwilę póź­niej posta­wił mu przed nosem.

Roze­śmia­łam się na widok gry­masu, z któ­rym wpa­try­wał się w kie­li­szek.

– Domy­ślam się, że muszę to wypić…

Bie­da­czek wypił wszystko bez gry­ma­sze­nia, mimo że napój sma­ko­wał jak roz­pusz­czone żelki.

Wciąż uśmie­cha­łam się od ucha do ucha, a on zara­ził się moją rado­ścią. Przy­cią­gnął mnie do sie­bie i zbli­żył usta do mojego ucha. Leciutko musnął przy tym deli­katną skórę szyi i ten zwy­kły kon­takt jego warg z moją skórą spra­wił, że poczu­łam, jak­bym umie­rała.

– Chcę być w tobie… – powie­dział.

Zaczęły drżeć mi nogi.

– Tutaj nie możemy – odpar­łam szep­tem, sta­ra­jąc się opa­no­wać nerwy.

– Ufasz mi? – zapy­tał tylko.

Głu­pie pyta­nie! Nikomu na świe­cie nie ufa­łam bar­dziej.

Spoj­rza­łam mu w oczy i to wystar­czyło za całą odpo­wiedź. Uśmiech­nął się w ten spo­sób, który dopro­wa­dzał mnie do sza­leń­stwa.

– Pocze­kaj na mnie na tyłach domku przy base­nie – pole­cił, cmo­ka­jąc mnie szybko w usta.

Zanim zdą­żył odejść, zła­pa­łam go mocno za ramię.

– Nie idziemy razem? – zapy­ta­łam zestre­so­wana.

– Myśla­łem, że idea jest taka, żeby nikt się nie domy­ślił, co zamie­rzamy zro­bić, kocha­nie – wyja­śnił z łobu­zer­skim uśmie­chem, od któ­rego zadrża­łam na całym ciele.

Patrzy­łam, jak oddala się i wita z gośćmi; ema­no­wał dosko­nałą pew­no­ścią sie­bie. Sta­łam tak przez chwilę, obser­wu­jąc go i czu­jąc budzące się w brzu­chu motyle. Nie zamie­rza­łam przy­znać, że boję się iść tam sama, w ciem­no­ści, z dala od ludzi.

Pró­bu­jąc odzy­skać kon­trolę nad odde­chem, zła­pa­łam sto­ją­cego na barze szota i pod­nio­słam go do ust. Przez parę sekund poczu­łam się spo­koj­niej­sza. Wzię­łam głę­boki wdech i ruszy­łam w stronę basenu, z dala od namiotu, w któ­rym tań­czyli i bawili się goście. Prze­szłam samym jego brze­giem, uwa­ża­jąc, by nie wpaść do wody, aż doszłam do małego, znaj­du­ją­cego się na tyłach domku. Od dru­giej strony ota­czały go drzewa, do moich uszu dotarł dźwięk fal roz­bi­ja­ją­cych się o poło­żony nie­wiele dalej klif. Opar­łam się ple­cami o tylną ścianę domku, wciąż jesz­cze nasłu­chu­jąc gło­sów gości i sta­ra­jąc się nie stra­cić nad sobą kon­troli. Z ner­wów zamknę­łam oczy i wtedy usły­sza­łam, że zna­lazł się przy mnie. Jego usta tak szybko odna­la­zły moje, że nie zdą­ży­łam powie­dzieć słowa. Otwo­rzy­łam oczy i napo­tka­łam jego wzrok.

Jego oczy mówiły wszystko.

– Nie wyobra­żasz sobie nawet, jak bar­dzo za tym tęsk­ni­łem – powie­dział, chwy­ta­jąc mnie za szyję i cału­jąc deli­kat­nie.

Dosłow­nie roz­pły­nę­łam się w jego ramio­nach.

– Jezu, jak ja marzy­łem o tym, żeby cię doty­kać! – zawo­łał, pod­czas gdy jego dło­nie błą­dziły po mojej talii, od góry do dołu, a jego nos nie­skoń­cze­nie powoli pie­ścił mi szyję.

Moje dło­nie powę­dro­wały na jego kark i znów przy­cią­gnę­łam go do ust. Teraz zaczę­li­śmy cało­wać się nie­mal despe­racko, roz­pa­la­jąc się jak ogień prze­cho­dzący w pożar. Jego język spla­tał się z moim, a ciało napie­rało na mnie z mocą. Pra­gnę­łam go doty­kać, czuć jego skórę pod opusz­kami.

– Tęsk­ni­łaś za mną, Pie­gu­sie? – zapy­tał, głasz­cząc mnie po policzku i wpa­tru­jąc się we mnie, jak­bym to ja była pre­zen­tem dla niego, a nie odwrot­nie.

Chcia­łam przy­tak­nąć, ale mój oddech był tak przy­spie­szony, że wyda­łam z sie­bie tylko cichy jęk, który przy­brał na sile, gdy jego usta znów powę­dro­wały do mojej szyi.

– Nie zamie­rzam się już z tobą roz­sta­wać – powie­dział mię­dzy dwoma poca­łun­kami.

Zaśmia­łam się scep­tycz­nie.

– To nie zależy od cie­bie.

Odszu­kał moje spoj­rze­nie.

– Zabiorę cię ze sobą, gdzie­kol­wiek się wybiorę…

– Brzmi roman­tycz­nie – odpar­łam, cału­jąc go w pod­bró­dek.

Nick ujął moją twarz w dło­nie.

– Mówię poważ­nie. Bez cie­bie łazi­łem po ścia­nach.

Znów się zaśmia­łam, ale uci­szył mnie poca­łun­kiem peł­nym długo powstrzy­my­wa­nej żądzy.

– Chcę ścią­gnąć z cie­bie tę prze­klętą sukienkę – wark­nął przez zęby, pod­cią­ga­jąc mi ją na wyso­kość talii. Zato­pił wzrok w mojej nagiej skó­rze i wpa­try­wał się we mnie. W jego oczach iskrzyło pożą­da­nie, to mroczne pożą­da­nie, pod­sy­cane przez odle­głość i czas, które nas roz­dzie­liły.

– Kochał­bym się z tobą przez całą noc – rzekł. Jego dło­nie zatrzy­mały się na gumce moich maj­tek.

Zady­go­ta­łam na całym ciele.

– Chcesz zacze­kać? – zapy­tał z pło­ną­cym w oczach ciem­nym pożą­da­niem. – Zabrał­bym cię do mojego miesz­ka­nia, ale przy­pusz­czam, że tęsk­ni­liby tutaj za tobą.

– Słusz­nie przy­pusz­czasz… – przy­zna­łam, zagry­za­jąc wargę. Ni­gdy z nim tego nie robi­łam w takich oko­licz­no­ściach, ale nie chcia­łam dłu­żej cze­kać. Nick przy­ci­snął mnie do ściany i poczu­łam, jak jego pod­nie­cone ciało ociera się o moje.

– Zro­bimy to szybko, nikt nas nie zoba­czy – wyszep­tał mi do ucha, nie prze­sta­jąc mnie cało­wać.

Ski­nę­łam wresz­cie głową i poczu­łam, jak jego palce ścią­gają ze mnie majtki, pozwa­la­jąc im opaść na zie­mię.

Teraz moje dło­nie powę­dro­wały do jego kra­wata, pocią­gnęły i pozbyły się go.

– Chcę na cie­bie patrzeć – powie­dzia­łam, odsu­wa­jąc się tro­chę od niego.

Uśmiech­nął się z czu­ło­ścią i poca­ło­wał mnie w koniu­szek nosa. Ujął moje ręce i popro­wa­dził je, aż splo­tły się na jego karku.

Obser­wo­wa­łam go bez ruchu, gdy roz­pi­nał spodnie. Sekundę póź­niej byłam już przy­parta do ściany. Spoj­rzał na mnie, roz­sze­rzo­nymi źre­ni­cami. Przy­go­to­wy­wał mnie tym spoj­rze­niem wyra­ża­ją­cym tysiąc róż­nych rze­czy. Poca­ło­wał mnie i po chwili we mnie wszedł. Od kilku mie­sięcy bra­łam pigułki i cudow­nie było teraz czuć go naprawdę, bez żad­nej bariery. Wyrwał mi się zdu­szony okrzyk i jego ręka zakryła mi usta.

– Nie możesz hała­so­wać – ostrzegł mnie, wciąż jesz­cze nie­ru­chomy.

Kiw­nę­łam głową. Mia­łam napięte wszyst­kie nerwy. Zaczął się poru­szać, na początku powoli, po chwili przy­spie­sza­jąc. Przy­jem­ność wzra­stała we mnie z każ­dym jego natar­ciem. Odsło­nił mi usta i zaczął pie­ścić mnie tam, gdzie naj­bar­dziej tego pra­gnę­łam.

– Nick…

– Cze­kaj… – popro­sił, pod­trzy­mu­jąc mnie mocno za uda. Zamknę­łam oczy, pró­bu­jąc nad sobą zapa­no­wać. – Zróbmy to razem… – wyszep­tał mi do ucha.

Chwy­cił zębami moją dolną wargę, przy­gryzł ją, a przy­jem­ność w moim wnę­trzu wzro­sła do tego stop­nia, że dłu­żej już nie mogłam wytrzy­mać. Krzyk, który wydo­był się z moich ust, został stłu­miony przez jego wargi. Natych­miast poczu­łam, jak cały tężeje, a następ­nie wydał z sie­bie jęk, towa­rzy­sząc mi w tej wypra­wie po naj­wyż­szą roz­kosz.

Odchy­li­łam głowę w tył, sta­ra­jąc się uspo­koić oddech, pod­czas gdy Nicho­las mocno pod­trzy­my­wał mnie ramio­nami.

– Kocham cię, Nick – wyzna­łam, a jego spoj­rze­nie zato­nęło w moim.

– Ty i ja nie jeste­śmy stwo­rzeni do tego, by być osobno – odpo­wie­dział.ROZDZIAŁ 2

2

Nick

Szlag by tra­fił, jak ja za nią tęsk­ni­łem…! Dni w ogóle nie chciały mijać, nie mówiąc już o tygo­dniach. Musia­łem pra­co­wać podwój­nie, żebym mógł wró­cić wcze­śniej, ale było warto.

– Dobrze się czu­jesz? – spy­ta­łem, dysząc. Ni­gdy tego tak nie robi­li­śmy, ni­gdy. Z Noah kon­tro­lo­wa­łem się, trak­to­wa­łem ją tak, jak na to zasłu­gi­wała, ale tym razem nie mogłem już cze­kać. Gdy tylko ją zoba­czy­łem, musiała natych­miast być moja.

Nasze oczy się spo­tkały, a na jej ustach wykwitł prze­piękny uśmiech.

– To było… – powie­działa, ale zamkną­łem jej usta poca­łun­kiem. Bałem się tego, co może powie­dzieć, owład­nęło mną pożą­da­nie. Ten wie­czór był nie­sa­mo­wity, bar­dziej niż jaki­kol­wiek inny. Ta nie­winna sukienka, którą zało­żyła, dopro­wa­dzała mnie do szału.

– Kocham cię nad życie, wiesz o tym, prawda? – powie­dzia­łem.

– Ja kocham cię bar­dziej – zapro­te­sto­wała. Zauwa­ży­łem, że na ustach miała ślad krwi.

– Zro­bi­łem ci krzywdę – zauwa­ży­łem. Dotkną­łem jej dol­nej wargi pal­cem i star­łem kro­plę krwi, która się tam poja­wiła. Cho­lera, co ze mnie za bru­tal. – Prze­pra­szam, Pie­gu­sie.

W roz­tar­gnie­niu ssała wargę i patrzyła na mnie.

– To było inne – rzu­ciła po chwili.

I to jak!

Odsu­ną­łem się od niej i zapią­łem spodnie. Czu­łem się winny. Noah zasłu­gi­wała na łóżko, a nie na szybki nume­rek oparta o ścianę.

– Co ci jest? – spy­tała z nie­po­ko­jem.

– Nic, nic. Prze­pra­szam – poca­ło­wa­łem ją jesz­cze raz. Obcią­gną­łem jej sukienkę, opa­no­wu­jąc chęć, żeby zro­bić to jesz­cze raz. – Wszyst­kiego naj­lep­szego – zło­ży­łem jej życze­nia i z uśmie­chem wyją­łem z kie­szeni białe pude­łeczko.

– Przy­wio­złeś mi pre­zent? – spy­tała pod­eks­cy­to­wana. Była taka słodka, taka ide­alna… Wystar­czyło, że na nią spoj­rza­łem, a popra­wiał mi się humor, wystar­czyło, że jej dotkną­łem, a mogłem prze­no­sić góry.

– Nie wiem, czy ci się spodoba… – nagle się zde­ner­wo­wa­łem.

Otwo­rzyła sze­roko oczy, kiedy zoba­czyła pudełko.

– Car­tier? – patrzyła na mnie zdzi­wiona. – Zwa­rio­wa­łeś?

Pokrę­ci­łem prze­cząco głową. Cze­ka­łem, aż otwo­rzy pre­zent. Kiedy w końcu to zro­biła, w ciem­no­ści bły­snęło srebrne ser­duszko. Uśmiech­nęła się, a ja wes­tchną­łem z ulgą.

– Jest śliczne! – wykrzyk­nęła, doty­ka­jąc go pal­cami.

– Będziesz zawsze miała przy sobie moje serce – zade­kla­ro­wa­łem i poca­ło­wa­łem ją w poli­czek. Naj­więk­szy banał, jaki zda­rzyło mi się powie­dzieć w życiu. To ona spra­wiła, że sta­łem się zako­cha­nym po uszy idiotą.

Spoj­rzała na mnie wil­got­nymi oczami.

– Kocham cię! Ten wisio­rek jest cudowny! – dodała i poca­ło­wała mnie w usta.

Uśmiech sam poja­wił się na mojej twa­rzy. Popro­si­łem, żeby się odwró­ciła, chcia­łem go jej zało­żyć. Sukienka odsła­niała jej kark, musia­łem ją tam poca­ło­wać. Zadrżała. Wzią­łem głę­boki oddech, żeby znowu jej nie posiąść w tej wła­śnie chwili. Zapią­łem wisio­rek i obser­wo­wa­łem ją, gdy obró­ciła się z uśmie­chem.

– Pasuje mi? – spy­tała, patrząc na swoje stopy.

– Wyglą­dasz cudow­nie, jak zwy­kle – odpar­łem.

Wie­dzia­łem, że musimy wra­cać, cho­ciaż to było ostat­nie, na co mia­łem w tam­tej chwili ochotę. Chcia­łem być z nią sam, prawda jest taka, że zawsze chcia­łem z nią być sam, ale teraz jesz­cze bar­dziej, bo nie widzie­li­śmy się tak długo.

– Mogę się poka­zać ludziom? – zapy­tała nie­win­nie.

Uśmiech­ną­łem się.

– Oczy­wi­ście – odpo­wie­dzia­łem, zapi­na­jąc guziki koszuli. Pod­nio­słem kra­wat z ziemi.

– Ja to zro­bię – popro­siła, a ja się roze­śmia­łem.

– Od kiedy umiesz wią­zać kra­wat? – wie­dzia­łem, że ni­gdy tego nie potra­fiła. To ja jej go wią­za­łem, kiedy miesz­ka­łem w tym domu.

– Musia­łam się nauczyć, kiedy mój przy­stojny chło­pak zosta­wił mnie, by prze­nieść się do swo­jego kawa­ler­skiego miesz­kanka – odpo­wie­działa, robiąc ide­alny węzeł.

– Przy­stojny, co?

Prze­wró­ciła oczami.

– Wra­cajmy, bo wszy­scy się domy­ślą, co robi­li­śmy.

Nie miał­bym nic prze­ciwko temu, żeby cały świat o tym wie­dział, wtedy te dzie­ciaki trzy­ma­łyby się z daleka od mojej dziew­czyny. Jed­nak – mimo tego, co razem prze­ży­li­śmy – więk­szość ludzi uwa­żała nas za przy­brane rodzeń­stwo i tyle.

Noah wyszła pierw­sza, a ja sko­rzy­sta­łem z oka­zji i zapa­li­łem papie­rosa. Wie­dzia­łem, że nie lubi, kiedy palę, ale zwa­rio­wał­bym, gdy­bym tego nie zro­bił. Zanim wysze­dłem, coś przy­kuło moją uwagę. Obok moich stóp leżała jej bie­li­zna.

_Poszła bez niczego pod spodem?!_

Kiedy wró­ci­łem, roz­ma­wiała ze zna­jo­mymi. Było tam dwóch chło­pa­ków, a jeden z nich obej­mo­wał ją ramie­niem. Ode­tchną­łem głę­boko, żeby się uspo­koić i pod­sze­dłem do nich. Kiedy Noah mnie zoba­czyła, poło­żyła mi rękę na ple­cach i oparła twarz na mojej piersi.

Uspo­ko­iłem się. Ten gest wystar­czył.

– Widzia­łaś Liona? – spy­ta­łem jej, jed­no­cze­śnie szu­ka­jąc go wzro­kiem. Tro­chę się o niego mar­twi­łem. Zadzwo­nił do mnie, kiedy byłem w San Fran­ci­sco i powie­dział, że jego brat Luca nie­długo wycho­dzi z wię­zie­nia. Dostał cztery lata za sprze­daż ziel­ska, nie dało się go wycią­gnąć. Szcze­rze mówiąc, nie byłem za bar­dzo zado­wo­lony, że wycho­dził. Jasne, cie­szy­łem się ze względu na Liona, bo oprócz star­szego brata nie miał już żad­nej rodziny, ale wie­dzia­łem, jaki jest Luca. Nie sądzi­łem, by miesz­ka­nie z recy­dy­wi­stą było dobre dla Liona, zwłasz­cza na tym eta­pie życia.

– Szcze­rze mówiąc, nie widzia­łam go już od jakie­goś czasu – powie­działa Noah. – W każ­dym razie chyba powi­nie­neś pójść przy­wi­tać się z rodzi­cami… – dodała. Natych­miast zesztyw­nia­łem.

Po porwa­niu Noah stało się oczy­wi­ste, że to, co było mię­dzy nami, to coś poważ­nego, a rodzi­com wcale się to nie spodo­bało. Od tam­tej pory dawali nam to jasno do zro­zu­mie­nia za każ­dym razem, kiedy widzieli nas razem. Wie­dzia­łem, że ojciec nie pozwoli na taki skan­dal. W końcu byli­śmy rodziną wysta­wioną na widok publiczny. Powie­dział nam wyraź­nie, że przy ludziach mamy zacho­wy­wać się jak rodzeń­stwo, ale zdzi­wiło mnie, że Raf­fa­ella nie sta­nęła po naszej stro­nie. Wię­cej, patrzyła teraz na mnie z wyraźną podejrz­li­wo­ścią, co oczy­wi­ście mnie wku­rzało.

– Patrz­cie! Jest mój syn! – wykrzyk­nął ojciec z fał­szy­wym uśmie­chem.

– Cześć, tato. Hej, Ella – przy­wi­ta­łem się z oboj­giem naj­bar­dziej uprzej­mym tonem, jaki udało mi się z sie­bie wydo­być. Raf­fa­ella ku mojemu zdzi­wie­niu uśmiech­nęła się i objęła mnie.

– Cie­szę się, że mogłeś przy­je­chać – powie­działa, zer­ka­jąc na Noah. – Była bar­dzo smutna, dopóki cię nie zoba­czyła.

Spoj­rza­łem na nią. Zaczer­wie­niła się, a ja puści­łem do niej oczko.

– Co sły­chać w kan­ce­la­rii? – spy­tał ojciec.

Cwa­niak, kazał mi pra­co­wać dla Steva Hen­drinsa, auto­ry­tar­nego fiuta, który miał kie­ro­wać kan­ce­la­rią, dopóki ja nie zdo­będę nie­zbęd­nego doświad­cze­nia, żeby prze­jąć po nim dowo­dze­nie. Wszy­scy wie­dzieli, że mam już odpo­wied­nie kwa­li­fi­ka­cje, ale ojciec na­dal mi nie ufał.

– Wyczer­pu­jąca praca – odpar­łem, usi­łu­jąc nie zabić go wzro­kiem.

– Tak jak i samo życie – stwier­dził. Jego słowa wpra­wiły mnie w zły humor. Mia­łem dosyć tego typu odzy­wek, od mie­sięcy zacho­wy­wa­łem się odpo­wie­dzial­nie, wsze­dłem w swoją rolę i zachrza­nia­łem jak mały samo­cho­dzik. Nie tylko pra­co­wa­łem dla ojca, ale został mi jesz­cze rok stu­diów i cięż­kie egza­miny koń­cowe. Więk­szość kole­gów z roku nawet nie wie­działa, co to jest kan­ce­la­ria, a ja mia­łem już więk­sze doświad­cze­nie od wielu adwo­ka­tów z dyplo­mem. A jed­nak ojciec wciąż we mnie nie wie­rzył.

– Zatań­czysz ze mną? – Noah prze­rwała moje roz­my­śla­nia, dzięki czemu unik­ną­łem nie­grzecz­nej odpo­wie­dzi.

– Jasne.

Popro­wa­dzi­łem ją na par­kiet. Puścili wolną pio­senkę. Przy­cią­gną­łem ją ostroż­nie do sie­bie, sta­ra­jąc się nie wyła­do­wać zło­ści na jedy­nej obec­nej tu oso­bie, na któ­rej mi zale­żało.

– Nie wku­rzaj się – popro­siła, głasz­cząc mnie po szyi. Przy­mkną­łem oczy i pozwo­li­łem, żeby jej dotyk mnie zre­lak­so­wał.

Zsu­ną­łem dłoń na jej plecy, muska­łem deli­kat­nie skórę pod sukienką.

– Nie mogę się wku­rzać, kiedy wiem, że nie masz nic pod spodem.

– Nawet się nie zorien­to­wa­łam – powstrzy­mała moje piesz­czoty.

Spoj­rza­łem na nią. Była cudowna. Przy­tkną­łem czoło do jej czoła.

– Prze­pra­szam – powie­dzia­łem, tonąc w jej pięk­nych oczach.

Uśmiech­nęła się do mnie po chwili.

– Zosta­niesz na noc?

Szlag! Znowu ta sama dys­ku­sja. Nie chcia­łem tam zostać. Wypro­wa­dzi­łem się już parę mie­sięcy temu i nie mia­łem ochoty być pod kon­trolą ojca. Nie mogłem się docze­kać, żeby Noah prze­pro­wa­dziła się do mia­sta. Wszystko się ułoży, kiedy będę miał ją u swo­jego boku.

– Wiesz, że nie – powie­dzia­łem, patrząc w bok, na ludzi, któ­rzy co chwilę na nas zer­kali. Rodzeń­stwo na pewno w ten spo­sób nie tań­czy, ale w tej chwili gówno mnie to obcho­dziło.

– Nie widzia­łam cię od dwóch tygo­dni, mógł­byś się poświę­cić i zostać – popro­siła, zmie­nia­jąc ton głosu. Wie­dzia­łem, że jak dalej będziemy cią­gnąć ten temat, skoń­czy się kłót­nią, a tego nie chcia­łem.

– Żeby spać w oddziel­nych poko­jach? Nie, dzięki – rzu­ci­łem roz­złosz­czony.

Patrzyła w dół w mil­cze­niu.

– Daj spo­kój, Pie­gu­sie, nie bądź na mnie zła… Wiesz, że nie­na­wi­dzę tu spać, nie­na­wi­dzę nie móc cię doty­kać i nie­na­wi­dzę słu­chać pier­dół, jakie ma mi do powie­dze­nia ojciec.

– To nie wiem, kiedy się zoba­czymy, bo w tym tygo­dniu nie mogę poje­chać do mia­sta. Mam egza­miny i zakoń­cze­nie szkoły.

_Cho­lera!_

– Przy­jadę po cie­bie i spę­dzimy tro­chę czasu razem – zapro­po­no­wa­łem, uspo­ka­ja­jąc głos i głasz­cząc ją po ple­cach.

Wes­tchnęła i spoj­rzała w inną stronę.

– Pro­szę, nie wpę­dzaj mnie w poczu­cie winy, wiesz, że nie mogę tu zostać – popro­si­łem. Wzią­łem jej twarz w dło­nie i zmu­si­łem, żeby na mnie spoj­rzała.

Patrzyła na mnie w mil­cze­niu przez kilka chwil.

– Przed­tem zosta­wa­łeś…

– Przed­tem nie byli­śmy razem – ucią­łem dys­ku­sję.

Nie powie­działa nic wię­cej, tań­czy­li­śmy w mil­cze­niu. Raf­fa­ella nie ode­rwała od nas wzroku ani na chwilę przez cały czas, gdy byli­śmy razem na par­kie­cie.ROZDZIAŁ 6

6

Nick

_Nie ma mowy._

Spoj­rze­nie, jakie jej posła­łem, spra­wiło, że nawet ojciec zamilkł. Obok mnie Noah sie­działa cicho. Popa­trzyła na mnie przez kilka chwil.

– Zwa­rio­wa­łaś, mamo?! – wykrzyk­nęła.

Dla­czego udaje? Dla­czego do cho­lery nie powie, że nie ma mowy, że nie wyje­dzie na całe waka­cje na drugi koniec świata beze mnie?

– Jesteś już doro­sła, zaraz pój­dziesz na uni­wer­sy­tet… – zaczęła Raf­fa­ella, nawet na mnie nie patrząc. Jestem pewien, że tylko dla­tego mogła dalej mówić. Gdyby na mnie spoj­rzała, natych­miast by zamil­kła, prze­ra­żona. – To chyba ostat­nia szansa, żeby­śmy zro­biły coś razem. Wiem, że z pew­no­ścią tobie nie zależy na tym aż tak bar­dzo jak mnie, a–a–ale… – roz­pła­kała się.

Wypi­łem łyk wina, sta­ra­jąc się kon­tro­lo­wać swoją złość. Ści­ska­łem dłoń Noah pod sto­łem tak mocno, że chyba odcią­łem jej krą­że­nie krwi w pal­cach, ale to był jedyny spo­sób, żebym nie wyrzu­cał z sie­bie gło­śno prze­kleństw, któ­rych prze­ły­ka­nie dużo mnie kosz­to­wało.

Ojciec spoj­rzał na mnie spode łba i pod­niósł kie­li­szek do ust. Czy to wyszło od niego? Czy to on nakładł żonie do głowy tych bzdur i zara­ził ją tym absur­dal­nym pomy­słem?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: