- promocja
- W empik go
Twoja wina - ebook
Twoja wina - ebook
Mercedes Ron
Trylogia winnych Tom 2 Twoja wina
75 milionów czytelników na Wattpadzie!
Ich związek nie będzie łatwy. Są przeciwieństwami: wodą i ogniem, cukrem i solą... A kiedy zbliżają się do siebie, lecą iskry...
Noah kończy osiemnaście lat. Wreszcie może samodzielnie podejmować decyzje. Zdaje też ostatnie egzaminy w szkole i wybiera się na studia. Oczywiście w Los Angeles, żeby być blisko Nicka. Ich miłość kwitnie, ale Raffaella i William nie patrzą na ich związek przychylnym okiem. Matka Noah zabiera ją w miesięczną podróż po Europie, nie licząc się z wakacyjnymi planami córki. Nick, na polecenie ojca, ma się zająć nową kancelarią w... San Francisco, sześćset kilometrów od domu. To zbieg okoliczności czy misternie uknuta intryga? Na domiar złego i Noah, i Nicka dopadają demony przeszłości. Czy ich uczucie przetrwa tę trudną próbę?
Trylogię Mercedes Ron przeczytało 75 milionów czytelników Wattpada. Moja wina już na ekranach!
Mercedes Ron
Urodziła się w Buenos Aires. Ukończyła Wydział Komunikacji Audiowizualnej na Uniwersytecie w Sewilli i tam dzisiaj mieszka. W połowie 2015 roku zaczęła pisać na platformie Wattpad pierwszą część trylogii Moja wina, która trafiła do sprzedaży w marcu 2017 roku. Kilka miesięcy później ukazała się jej druga część – Twoja wina, a w lipcu kolejnego roku – Nasza wina. Trylogia winnych okazała się wielkim sukcesem autorki.
Fragment
Stoimy w deszczu, przemoknięci, skostniali z zimna, ale to nieważne. Nic nie ma już znaczenia. Wiem, że za moment zmieni się wszystko, że mój świat lada chwila legnie w gruzach.
– Nic już nie możesz zrobić, nie jestem w stanie nawet patrzeć ci w twarz...
Na policzkach ma łzy rozpaczy.
Dlaczego nie da się cofnąć czasu? To, co mówi, przeszywa mi duszę jak nóż, rozdzierając mnie od środka.
– Nie wiem, co ci powiedzieć... – odpowiadam, starając się zapanować nad ogarniającą mnie paniką. Nie może mnie zostawić... Nie zrobi tego, prawda?
Patrzy mi prosto w oczy z nienawiścią, z pogardą... Kto by pomyślał, że będzie w stanie tak na mnie patrzeć.
– To koniec – szepcze załamanym, ale stanowczym głosem.
I wraz z tymi dwoma słowami mój świat zapada się głęboko w samotną, przerażającą ciemność, w więzienie zaprojektowane specjalnie dla mnie. Ale należało mi się to, tym razem mi się należało.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67217-41-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Stoimy w deszczu, przemoknięci, skostniali z zimna, ale to nieważne. Nic nie ma już znaczenia. Wiem, że za moment zmieni się wszystko, że mój świat lada chwila legnie w gruzach.
– Nic już nie możesz zrobić, nie jestem w stanie nawet patrzeć ci w twarz…
Na policzkach ma łzy rozpaczy.
Dlaczego nie da się cofnąć czasu? To, co mówi, przeszywa mi duszę jak nóż, rozdzierając mnie od środka.
– Nie wiem, co ci powiedzieć… – odpowiadam, starając się zapanować nad ogarniającą mnie paniką. Nie może mnie zostawić… Nie zrobi tego, prawda?
Patrzy mi prosto w oczy, z nienawiścią, z pogardą… Kto by pomyślał, że będzie w stanie tak na mnie patrzeć.
– To koniec – szepcze załamanym, ale stanowczym głosem.
I wraz z tymi dwoma słowami mój świat zapada się głęboko w samotną, przerażającą ciemność, w więzienie zaprojektowane specjalnie dla mnie. Ale należało mi się to, tym razem mi się należało.ROZDZIAŁ 1
1
Noah
Nareszcie skończyłam osiemnaście lat.
Wciąż jeszcze miałam w pamięci, jak jedenaście miesięcy wcześniej odliczałam dni do osiągnięcia pełnoletności, żeby móc wreszcie podejmować własne decyzje i natychmiast uciec jak najdalej stąd. Oczywiście teraz sprawy przedstawiały się zupełnie inaczej niż przed jedenastoma miesiącami. Wszystko zmieniło się diametralnie, aż nie mieściło mi się to w głowie. Nie tylko przyzwyczaiłam się w końcu do mieszkania tutaj, ale wręcz nie potrafiłam już sobie wyobrazić, że mogłabym zamieszkać gdziekolwiek poza tym miastem. Udało mi się wreszcie znaleźć własne miejsce i w liceum, i w rodzinie, w której przyszło mi żyć.
Wszelkie trudności, z którymi musiałam się zmierzyć – nie tylko w ostatnich miesiącach, ale właściwie od urodzenia – uczyniły mnie silniejszą, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wydarzyło się tak wiele, nie zawsze dobrego, ale ja koncentrowałam się na najlepszym – na Nicholasie. Kto mógłby przewidzieć, że ostatecznie się w nim zakocham? A tymczasem byłam tak szaleńczo zakochana, że aż bolało mnie serce. Poznawaliśmy się powoli, ucząc się dopiero, jak to robić, ucząc się budować ten związek, co nie było łatwe i wymagało od nas codziennej pracy. Nasze charaktery często powodowały konflikty, a Nick był naprawdę niełatwy we współżyciu. Ale mimo to kochałam go nieprzytomnie.
Właśnie dlatego czułam teraz raczej smutek niż radość na myśl o zbliżającym się przyjęciu urodzinowym. Nicka miało nie być. Nie widziałam go od dwóch tygodni, bo przez ostatnich kilka miesięcy ciągle podróżował do San Francisco… Został mu już tylko rok studiów, więc wykorzystywał teraz każdą z licznych możliwości, które dawał mu ojciec. To nie był już ten sam Nick co wcześniej, ten, który lubił pakować się w kłopoty. Przez ten czas bardzo się zmienił – przy mnie stał się dojrzalszy, porządniejszy… Chociaż nie mogłam do końca pozbyć się lęku, że w każdej chwili jego dawne „ja” może znów wyjść na światło dzienne.
Przyjrzałam się sobie w lustrze. Włosy zebrane w wysoki, luźny, ale elegancki kok, idealnie pasujący do białej sukienki, którą podarowali mi na urodziny matka i Will. Mama zupełnie oszalała na punkcie organizacji przyjęcia. Uznała, że to jej ostatnia szansa, by wykazać się w swojej roli, skoro tydzień później miałam skończyć liceum i niedługo iść na studia. Złożyłam papiery na kilka uczelni, ale ostatecznie wybrałam Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles. Dość już miałam zmian i przeprowadzek, więc nie chciałam znów przenosić się do innego miasta, a tym bardziej gdzieś daleko od Nicka. On studiował na tym samym uniwersytecie i chociaż wiedziałam, że najprawdopodobniej i tak w końcu przeniesie się do San Francisco, żeby pracować w nowej firmie ojca, na razie postanowiłam się tym nie przejmować. Było jeszcze sporo czasu, nie było sensu martwić się na zapas.
Wstałam od toaletki i zanim zdążyłam włożyć sukienkę, mój wzrok zatrzymał się na bliźnie na brzuchu. Pogładziłam palcem ten fragment skóry, który na resztę mojego życia miał już pozostać uszkodzony, i przeszył mnie dreszcz. Dźwięk wystrzału, który zakończył życie mojego ojca, ponownie rozbrzmiał mi w głowie. Zaczęłam głęboko oddychać, żeby utrzymać się na nogach. Nikomu nie powiedziałam o moich koszmarach ani o panicznym lęku, który ogarniał mnie, ilekroć myślałam o tamtych wydarzeniach. Ani też o tym, że serce waliło mi jak szalone za każdym razem, gdy w pobliżu mnie rozlegał się nagle silny i niespodziewany hałas. Nie chciałam przyznać, że ojciec zafundował mi kolejną traumę. Jakby mało jeszcze było tego, że nie mogłam znieść przebywania w ciemności, nawet wtedy, gdy był przy mnie Nick… Nie chciałam przyznać, że nie potrafię spokojnie zasnąć, że nie mogę przestać myśleć o trupie ojca tuż obok mnie ani o tym, jak jego krew bryzga mi na twarz. Zachowałam to wszystko dla siebie, nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się, że jestem jeszcze bardziej straumatyzowana niż wcześniej, że moje życie dalej toczy się w cieniu lęku, który ten człowiek we mnie zaszczepił. Matka, przeciwnie, nigdy wcześniej nie była tak spokojna jak teraz, gdy pozbyła się wreszcie strachu, który musiała w sobie nosić przez całe życie. W końcu poczuła się całkowicie szczęśliwa z drugim mężem. Nareszcie była wolna. Ja natomiast widziałam przed sobą jeszcze długą drogę.
– Jeszcze nieubrana? – zapytał głos, który niemal codziennie rozśmieszał mnie do łez.
Odwróciłam się do Jenny i poczułam, jak twarz mi się rozpogadza. Moja najlepsza przyjaciółka wyglądała olśniewająco jak zawsze. Niedawno obcięła bujne włosy, które teraz sięgały jej do ramion. Namawiała mnie, żebym zrobiła to samo, ale wiedząc, jak bardzo Nick uwielbia moje długie włosy, zostawiłam je w spokoju.
– Mówiłam ci już, jak mnie kręci ten twój sterczący tyłek? – wypaliła, podchodząc bliżej i dając mi klapsa.
– Wariatka – odpowiedziałam, biorąc do ręki sukienkę i wciągając ją na siebie przez głowę. Jenna podeszła do sejfu, który znajdował się tuż pod półką z butami. Nie miał ustawionego kodu ani żadnych zabezpieczeń, bo nigdy go nie używałam, ale odkąd Jenna go odkryła, ciągle chowała w nim najróżniejsze rzeczy.
Roześmiałam się, widząc, że wyciąga butelkę szampana i dwa kieliszki.
– Wznieśmy toast za twoją pełnoletność – zaproponowała, napełniając kieliszki i podając mi jeden z nich. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że matka zabiłaby mnie, gdyby to widziała, ale ostatecznie to były moje urodziny i należało je uczcić, prawda?
– Za nas – dodałam.
Stuknęłyśmy się kieliszkami i podniosłyśmy je do ust. Szampan był przepyszny. Musiał być – w końcu była to butelka Cristala warta ponad trzysta dolarów. Jenna już taki miała gest we wszystkim, co robiła. Była przyzwyczajona do tego typu luksusów i nigdy niczego jej nie brakowało.
– Szałowa ta kiecka – orzekła, przyglądając mi się z zachwytem.
Uśmiechnęłam się i przyjrzałam sobie w lustrze. Sukienka rzeczywiście była przepiękna – biała, obcisła i z sięgającą nadgarstków delikatną koronką, przez którą w formie geometrycznych wzorów prześwitywały jasne fragmenty mojej skóry. Buty też były cudowne i byłam w nich prawie tak wysoka jak Jenna. Ona miała na sobie krótką rozkloszowaną sukienkę w kolorze burgundowym.
– Na dole jest mnóstwo ludzi – poinformowała mnie, odstawiając kieliszek obok mojego. Ja zrobiłam dokładnie odwrotnie – złapałam swój i jednym haustem wypiłam musujący płyn.
– Nie gadaj! – wykrzyknęłam, czując narastającą nerwowość. Nagle zaczęło mi brakować powietrza. Sukienka stała się za ciasna, nie pozwalała swobodnie oddychać.
Jenna przyjrzała mi się i uśmiechnęła ze zrozumieniem.
– Z czego się śmiejesz? – rzuciłam, zazdroszcząc jej, że to nie ona przez to przechodzi.
– Z niczego. Wiem, jak nie cierpisz takich sytuacji, ale nie denerwuj się – odpowiedziała, nachylając mi się do ucha – już ja zadbam o to, żebyśmy świetnie się bawiły – zakończyła, uśmiechając się i całując mnie w policzek.
Odwzajemniłam uśmiech z wdzięcznością. Wprawdzie mój chłopak miał przegapić moje urodziny, ale przynajmniej miałam przy sobie moją najlepszą przyjaciółkę.
– Schodzimy? – zachęciła mnie, poprawiając na sobie sukienkę.
– A mamy jakiś wybór?
Ogród był zupełnie odmieniony. Mama zaszalała: wstawiła do niego wielki biały namiot. Pod nim, poza gąszczem balonów, rozmieszczono mnóstwo okrągłych stołów w różowym kolorze, otoczonych fikuśnymi krzesłami, między którymi kursowali kelnerzy w marynarkach i muszkach. W jednym końcu, przy barze, serwowano napoje, a podłużne stoły uginały się pod tacami z najróżniejszego rodzaju daniami dostarczonymi przez firmę cateringową. Kompletnie nie moja bajka, ale wiedziałam, że mama zawsze chciała zorganizować mi takie urodziny. Wielokrotnie w żartach poruszała temat mojej osiemnastki i rozpoczęcia studiów. Dla zabawy wymyślałyśmy, co zorganizujemy, jeśli tylko wygramy na loterii… No i w końcu wygrałyśmy! Ale to już była lekka przesada.
Kiedy weszłam do ogrodu, wszyscy razem wykrzyknęli: „Wszystkiego najlepszego!!!”, tak jakbym nie wiedziała, że tam na mnie czekają. Mama podeszła do mnie i objęła.
– Wszystkiego najlepszego, Noah! – powiedziała, ściskając mnie mocno. Objęłam ją również i w oszołomieniu zobaczyłam, że tuż za nią ustawił się już ogonek gości, żeby złożyć mi życzenia. Zjawili się wszyscy moi szkolni koledzy i koleżanki, wielu w towarzystwie rodziców, z którymi moja mama zdążyła się zaprzyjaźnić, a poza tym również niektórzy sąsiedzi i przyjaciele Williama. Byłam tak zdenerwowana, że nieświadomie zaczęłam błądzić wzrokiem po ogrodzie w poszukiwaniu Nicholasa – przy nim jednym byłabym w stanie się uspokoić. Niestety, ani śladu… Przecież wiedziałam, że nie przyjedzie, że jest w innym mieście, że zobaczę go dopiero za tydzień w czasie ceremonii rozdania świadectw, a jednak jakaś mała część mnie wciąż miała nadzieję wypatrzeć go wśród tych wszystkich osób.
Witałam się z gośćmi już od ponad godziny, kiedy wreszcie zjawiła się Jenna, żeby zaciągnąć mnie do baru z napojami. Bar miał dwie strefy, jedną – dla nieletnich poniżej dwudziestu jeden lat, i drugą – dla rodziców.
– Masz swój własny koktajl: koktajl Noah – oznajmiła mi ubawiona.
– Moja matka totalnie ześwirowała – skomentowałam, podczas gdy kelner przygotowywał dla nas mokego drinka. Chłopak przyjrzał mi się i uśmiechnął, powstrzymując parsknięcie. Ekstra, na bank bierze mnie za snobkę.
Na widok drinka o mało nie padłam. Kieliszek do martini wypełniony zjadliwie różowym płynem, z brzegiem otoczonym różnokolorowym cukrem i udekorowany z jednej strony truskawką. Do nóżki kieliszka przywiązano wstążeczkę z liczbą 18 utworzoną z małych białych perełek.
– Brakuje najważniejszego składnika – zauważyła Jenna, ukradkiem wyciągając piersiówkę i dolewając z niej do naszych drinków alkohol. Niezłe tempo, będę musiała uważać, żeby się nie narąbać jeszcze przed północą.
Całkiem niezły DJ miksował już najróżniejsze kawałki, do których moi znajomi tańczyli jak opętani. Impreza na całego.
Jenna wyciągnęła mnie do tańca i zaczęłyśmy skakać jak wariatki. Umierałam z gorąca, lada dzień miało zacząć się lato i było już je czuć w powietrzu.
Z drugiej strony parkietu stał Lion, uważnie nas obserwując. Opierał się o słup i gapił, jak Jenna ekstatycznie kręci tyłkiem. Roześmiałam się i – zmęczona – zostawiłam Jennę tańczącą z innymi.
– Nudzisz się, Lion? – zapytałam, stając obok niego.
Uśmiechnął się do mnie rozbawiony, ale widziałam, że coś go martwi. Wciąż wodził oczami za Jenną.
– Wszystkiego najlepszego tak przy okazji – powiedział, bo wcześniej nie mieliśmy kiedy porozmawiać. Dziwnie było widzieć go tam bez Nicka. Lion nie bardzo znał ludzi z naszej klasy. On i Nick byli o pięć lat starsi ode mnie i Jenny, i ta różnica wieku była zauważalna. W porównaniu z nimi nasi koledzy z klasy byli znacznie mniej dojrzali, więc nic dziwnego, że nie mieli ochoty nam towarzyszyć, kiedy wychodziłyśmy z naszymi znajomymi.
– Dzięki – odparłam. – Masz jakieś wieści od Nicka? – zapytałam, czując ukłucie w żołądku. Cały czas jeszcze do mnie nie zadzwonił ani nie przysłał żadnej wiadomości.
– Wczoraj mówił, że jest zawalony robotą, że w kancelarii ledwo ma czas wyskoczyć coś zjeść, ale nie omieszkał wspomnieć, że mam cię mieć na oku – dodał, spoglądając na mnie z uśmiechem.
– Faktycznie nie spuszczasz oczu, tyle że z kogoś innego – zripostowałam, widząc, jak wpatruje się w Jennę, która w tym samym momencie odwróciła się i na jej twarz wypłynął uszczęśliwiony uśmiech. Była absolutnie zakochana w Lionie. Kiedy zostawała u mnie na noc, spędzałyśmy całe godziny na rozmowach o tym, jakie mamy szczęście, że zakochałyśmy się w dwóch chłopakach, którzy są bliskimi przyjaciółmi. Wiedziałam z pierwszej ręki, że Jenna nie mogłaby pokochać nikogo poza nim i byłam zachwycona faktem, że Lion był tak samo zakochany jak ona. W tamtym czasie uwielbiałam już Jennę bezgranicznie. Była moją najlepszą przyjaciółką i naprawdę ją kochałam. Stawała przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebowałam i dzięki niej zrozumiałam, co to znaczy prawdziwa przyjaźń – nie była zazdrosna, nie manipulowała, nie obrażała się jak Beth w Kanadzie i miałam stuprocentową pewność, że nie mogłaby mi wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy, w każdym razie świadomie.
Teraz podeszła do nas i pocałowała Liona z głośnym cmoknięciem. Przytrzymał ją czule, a ja zostawiłam ich samych, czując nagłą falę smutku. Tęskniłam za Nickiem, chciałam, żeby tu był, potrzebowałam go. Znów zerknęłam na telefon i nic – żadnego połączenia ani wiadomości od niego. Zaczynałam czuć się źle. Wysłanie wiadomości zajęłoby mu raptem kilka sekund. Co się z nim dzieje, do cholery?
Podeszłam do lady, przy której barman serwował drinki tym nielicznym osobom powyżej dwudziestu jeden lat, które się jeszcze ostały. To był ten sam chłopak, który wcześniej, wspomagany przez kelnerkę, podawał moje koktajle.
Usiadłam przy barze, zastanawiając się, w jaki sposób zbajerować go, żeby nalał mi prawdziwego drinka.
– Czy są szanse na to, żebyś polał mi coś, co nie jest różowe, ale za to alkoholowe? – zagadnęłam go, spodziewając się, że pośle mnie Bóg jeden raczy wiedzieć gdzie.
Ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się i upewniwszy się, że nikt nie widzi, wyciągnął mały kieliszek i napełnił go przezroczystym płynem.
– Tequila? – spytałam z uśmiechem.
– Jeśli ktoś zapyta, to to nie byłem ja – odpowiedział, patrząc w inną stronę.
Zaśmiałam się i szybko wlałam szota do ust. Palił w gardło, ale był naprawdę smaczny.
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Jenna ciągnie Liona w jakiś ciemny kąt. Zdołował mnie widok moich przyjaciół całujących się czule.
_Niech cię diabli, Leister. Nawet na moment nie mogę wyrzucić cię z głowy._
– Jeszcze jeden? – zaczepiłam kelnera. Wiedziałam, że przeginam, ale w końcu to moja impreza, więc chyba mam prawo napić się tego, na co mam ochotę, nie?
I w momencie, w którym właśnie miałam to zrobić, nie wiadomo skąd pojawiła się jakaś dłoń, która powstrzymała mnie, odbierając kieliszek.
– Wydaje mi się, że dość już wypiłaś – oznajmił jakiś głos.
Ten głos.
Podniosłam wzrok. To był on – Nick. Wystrojony w koszulę i eleganckie spodnie, z lekko zmierzwionymi włosami, z błękitnymi oczami błyszczącymi od przepełniających go i powstrzymywanych uczuć, ale jednocześnie absolutnie uszczęśliwiony.
– O Boże! – wykrzyknęłam i zasłoniłam usta dłońmi. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ten uśmiech. Sekundę później rzuciłam mu się w ramiona.
– Przyjechałeś! – wykrzyknęłam z policzkiem przytulonym do jego policzka, przyciskając go do siebie, wdychając jego zapach, odzyskując poczucie pełni.
Ścisnął mnie mocno, nareszcie byłam w stanie oddychać. Był tu, mój Boże, był tu razem ze mną!
– Tęskniłem za tobą, Piegusie – wyznał mi do ucha, żeby zaraz odchylić moją głowę w tył i znaleźć ustami moje usta.
Poczułam, jak budzą się moje zakończenia nerwowe. Minęło czternaście długich dni, odkąd po raz ostatni czułam jego wargi na moich, a dłonie na ciele.
Odsunął mnie od siebie i ogarnął mnie całą pożądliwym spojrzeniem.
– Prześlicznie wyglądasz – zamruczał chrapliwym głosem, otaczając ramionami moją talię i przyciskając mnie do siebie.
– Co ty tu robisz? – zapytałam, powstrzymując chęć, by dalej go całować. Wiedziałam, że nie możemy nic zrobić – w końcu byliśmy otoczeni ludźmi, a w pobliżu kręcili się nasi rodzice… Stawałam się nerwowa.
– Nie przegapiłbym twoich urodzin – zapewnił mnie i jego wzrok znów zaczął wędrować po moim ciele. Czułam, jak między nami budzi się niewidzialna energia. Nigdy wcześniej nie rozstawaliśmy się na tak długo, przynajmniej odkąd zaczęliśmy się spotykać. Przyzwyczaiłam się, że jest ze mną prawie codziennie.
– Jak udało ci się przyjechać? – zapytałam wtulona w jego pierś. Nie chciałam przestać go obejmować.
– Nawet nie pytaj – odpowiedział i pocałował mnie w czubek głowy. Poczułam jego perfumy i w ekstazie zamknęłam oczy.
– Urocze przyjęcie – rzucił rozbawiony.
Odsunęłam się od jego piersi i spojrzałam na niego z grymasem.
– To nie był mój pomysł.
– Wiem – przyznał z szerokim uśmiechem.
Poczułam, jak serce rośnie mi ze szczęścia. Tak bardzo tęskniłam za tym uśmiechem.
– Chcesz spróbować koktajlu Noah? – zaproponowałam, odwracając się do barmana, który od razu zabrał się do rzeczy.
– Masz swój własny koktajl, Piegusie? – zapytał, marszcząc brwi, kiedy barman nalał mu różowego płynu, przystroił go truskawką i chwilę później postawił mu przed nosem.
Roześmiałam się na widok grymasu, z którym wpatrywał się w kieliszek.
– Domyślam się, że muszę to wypić…
Biedaczek wypił wszystko bez grymaszenia, mimo że napój smakował jak rozpuszczone żelki.
Wciąż uśmiechałam się od ucha do ucha, a on zaraził się moją radością. Przyciągnął mnie do siebie i zbliżył usta do mojego ucha. Leciutko musnął przy tym delikatną skórę szyi i ten zwykły kontakt jego warg z moją skórą sprawił, że poczułam, jakbym umierała.
– Chcę być w tobie… – powiedział.
Zaczęły drżeć mi nogi.
– Tutaj nie możemy – odparłam szeptem, starając się opanować nerwy.
– Ufasz mi? – zapytał tylko.
Głupie pytanie! Nikomu na świecie nie ufałam bardziej.
Spojrzałam mu w oczy i to wystarczyło za całą odpowiedź. Uśmiechnął się w ten sposób, który doprowadzał mnie do szaleństwa.
– Poczekaj na mnie na tyłach domku przy basenie – polecił, cmokając mnie szybko w usta.
Zanim zdążył odejść, złapałam go mocno za ramię.
– Nie idziemy razem? – zapytałam zestresowana.
– Myślałem, że idea jest taka, żeby nikt się nie domyślił, co zamierzamy zrobić, kochanie – wyjaśnił z łobuzerskim uśmiechem, od którego zadrżałam na całym ciele.
Patrzyłam, jak oddala się i wita z gośćmi; emanował doskonałą pewnością siebie. Stałam tak przez chwilę, obserwując go i czując budzące się w brzuchu motyle. Nie zamierzałam przyznać, że boję się iść tam sama, w ciemności, z dala od ludzi.
Próbując odzyskać kontrolę nad oddechem, złapałam stojącego na barze szota i podniosłam go do ust. Przez parę sekund poczułam się spokojniejsza. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę basenu, z dala od namiotu, w którym tańczyli i bawili się goście. Przeszłam samym jego brzegiem, uważając, by nie wpaść do wody, aż doszłam do małego, znajdującego się na tyłach domku. Od drugiej strony otaczały go drzewa, do moich uszu dotarł dźwięk fal rozbijających się o położony niewiele dalej klif. Oparłam się plecami o tylną ścianę domku, wciąż jeszcze nasłuchując głosów gości i starając się nie stracić nad sobą kontroli. Z nerwów zamknęłam oczy i wtedy usłyszałam, że znalazł się przy mnie. Jego usta tak szybko odnalazły moje, że nie zdążyłam powiedzieć słowa. Otworzyłam oczy i napotkałam jego wzrok.
Jego oczy mówiły wszystko.
– Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo za tym tęskniłem – powiedział, chwytając mnie za szyję i całując delikatnie.
Dosłownie rozpłynęłam się w jego ramionach.
– Jezu, jak ja marzyłem o tym, żeby cię dotykać! – zawołał, podczas gdy jego dłonie błądziły po mojej talii, od góry do dołu, a jego nos nieskończenie powoli pieścił mi szyję.
Moje dłonie powędrowały na jego kark i znów przyciągnęłam go do ust. Teraz zaczęliśmy całować się niemal desperacko, rozpalając się jak ogień przechodzący w pożar. Jego język splatał się z moim, a ciało napierało na mnie z mocą. Pragnęłam go dotykać, czuć jego skórę pod opuszkami.
– Tęskniłaś za mną, Piegusie? – zapytał, głaszcząc mnie po policzku i wpatrując się we mnie, jakbym to ja była prezentem dla niego, a nie odwrotnie.
Chciałam przytaknąć, ale mój oddech był tak przyspieszony, że wydałam z siebie tylko cichy jęk, który przybrał na sile, gdy jego usta znów powędrowały do mojej szyi.
– Nie zamierzam się już z tobą rozstawać – powiedział między dwoma pocałunkami.
Zaśmiałam się sceptycznie.
– To nie zależy od ciebie.
Odszukał moje spojrzenie.
– Zabiorę cię ze sobą, gdziekolwiek się wybiorę…
– Brzmi romantycznie – odparłam, całując go w podbródek.
Nick ujął moją twarz w dłonie.
– Mówię poważnie. Bez ciebie łaziłem po ścianach.
Znów się zaśmiałam, ale uciszył mnie pocałunkiem pełnym długo powstrzymywanej żądzy.
– Chcę ściągnąć z ciebie tę przeklętą sukienkę – warknął przez zęby, podciągając mi ją na wysokość talii. Zatopił wzrok w mojej nagiej skórze i wpatrywał się we mnie. W jego oczach iskrzyło pożądanie, to mroczne pożądanie, podsycane przez odległość i czas, które nas rozdzieliły.
– Kochałbym się z tobą przez całą noc – rzekł. Jego dłonie zatrzymały się na gumce moich majtek.
Zadygotałam na całym ciele.
– Chcesz zaczekać? – zapytał z płonącym w oczach ciemnym pożądaniem. – Zabrałbym cię do mojego mieszkania, ale przypuszczam, że tęskniliby tutaj za tobą.
– Słusznie przypuszczasz… – przyznałam, zagryzając wargę. Nigdy z nim tego nie robiłam w takich okolicznościach, ale nie chciałam dłużej czekać. Nick przycisnął mnie do ściany i poczułam, jak jego podniecone ciało ociera się o moje.
– Zrobimy to szybko, nikt nas nie zobaczy – wyszeptał mi do ucha, nie przestając mnie całować.
Skinęłam wreszcie głową i poczułam, jak jego palce ściągają ze mnie majtki, pozwalając im opaść na ziemię.
Teraz moje dłonie powędrowały do jego krawata, pociągnęły i pozbyły się go.
– Chcę na ciebie patrzeć – powiedziałam, odsuwając się trochę od niego.
Uśmiechnął się z czułością i pocałował mnie w koniuszek nosa. Ujął moje ręce i poprowadził je, aż splotły się na jego karku.
Obserwowałam go bez ruchu, gdy rozpinał spodnie. Sekundę później byłam już przyparta do ściany. Spojrzał na mnie, rozszerzonymi źrenicami. Przygotowywał mnie tym spojrzeniem wyrażającym tysiąc różnych rzeczy. Pocałował mnie i po chwili we mnie wszedł. Od kilku miesięcy brałam pigułki i cudownie było teraz czuć go naprawdę, bez żadnej bariery. Wyrwał mi się zduszony okrzyk i jego ręka zakryła mi usta.
– Nie możesz hałasować – ostrzegł mnie, wciąż jeszcze nieruchomy.
Kiwnęłam głową. Miałam napięte wszystkie nerwy. Zaczął się poruszać, na początku powoli, po chwili przyspieszając. Przyjemność wzrastała we mnie z każdym jego natarciem. Odsłonił mi usta i zaczął pieścić mnie tam, gdzie najbardziej tego pragnęłam.
– Nick…
– Czekaj… – poprosił, podtrzymując mnie mocno za uda. Zamknęłam oczy, próbując nad sobą zapanować. – Zróbmy to razem… – wyszeptał mi do ucha.
Chwycił zębami moją dolną wargę, przygryzł ją, a przyjemność w moim wnętrzu wzrosła do tego stopnia, że dłużej już nie mogłam wytrzymać. Krzyk, który wydobył się z moich ust, został stłumiony przez jego wargi. Natychmiast poczułam, jak cały tężeje, a następnie wydał z siebie jęk, towarzysząc mi w tej wyprawie po najwyższą rozkosz.
Odchyliłam głowę w tył, starając się uspokoić oddech, podczas gdy Nicholas mocno podtrzymywał mnie ramionami.
– Kocham cię, Nick – wyznałam, a jego spojrzenie zatonęło w moim.
– Ty i ja nie jesteśmy stworzeni do tego, by być osobno – odpowiedział.ROZDZIAŁ 2
2
Nick
Szlag by trafił, jak ja za nią tęskniłem…! Dni w ogóle nie chciały mijać, nie mówiąc już o tygodniach. Musiałem pracować podwójnie, żebym mógł wrócić wcześniej, ale było warto.
– Dobrze się czujesz? – spytałem, dysząc. Nigdy tego tak nie robiliśmy, nigdy. Z Noah kontrolowałem się, traktowałem ją tak, jak na to zasługiwała, ale tym razem nie mogłem już czekać. Gdy tylko ją zobaczyłem, musiała natychmiast być moja.
Nasze oczy się spotkały, a na jej ustach wykwitł przepiękny uśmiech.
– To było… – powiedziała, ale zamknąłem jej usta pocałunkiem. Bałem się tego, co może powiedzieć, owładnęło mną pożądanie. Ten wieczór był niesamowity, bardziej niż jakikolwiek inny. Ta niewinna sukienka, którą założyła, doprowadzała mnie do szału.
– Kocham cię nad życie, wiesz o tym, prawda? – powiedziałem.
– Ja kocham cię bardziej – zaprotestowała. Zauważyłem, że na ustach miała ślad krwi.
– Zrobiłem ci krzywdę – zauważyłem. Dotknąłem jej dolnej wargi palcem i starłem kroplę krwi, która się tam pojawiła. Cholera, co ze mnie za brutal. – Przepraszam, Piegusie.
W roztargnieniu ssała wargę i patrzyła na mnie.
– To było inne – rzuciła po chwili.
I to jak!
Odsunąłem się od niej i zapiąłem spodnie. Czułem się winny. Noah zasługiwała na łóżko, a nie na szybki numerek oparta o ścianę.
– Co ci jest? – spytała z niepokojem.
– Nic, nic. Przepraszam – pocałowałem ją jeszcze raz. Obciągnąłem jej sukienkę, opanowując chęć, żeby zrobić to jeszcze raz. – Wszystkiego najlepszego – złożyłem jej życzenia i z uśmiechem wyjąłem z kieszeni białe pudełeczko.
– Przywiozłeś mi prezent? – spytała podekscytowana. Była taka słodka, taka idealna… Wystarczyło, że na nią spojrzałem, a poprawiał mi się humor, wystarczyło, że jej dotknąłem, a mogłem przenosić góry.
– Nie wiem, czy ci się spodoba… – nagle się zdenerwowałem.
Otworzyła szeroko oczy, kiedy zobaczyła pudełko.
– Cartier? – patrzyła na mnie zdziwiona. – Zwariowałeś?
Pokręciłem przecząco głową. Czekałem, aż otworzy prezent. Kiedy w końcu to zrobiła, w ciemności błysnęło srebrne serduszko. Uśmiechnęła się, a ja westchnąłem z ulgą.
– Jest śliczne! – wykrzyknęła, dotykając go palcami.
– Będziesz zawsze miała przy sobie moje serce – zadeklarowałem i pocałowałem ją w policzek. Największy banał, jaki zdarzyło mi się powiedzieć w życiu. To ona sprawiła, że stałem się zakochanym po uszy idiotą.
Spojrzała na mnie wilgotnymi oczami.
– Kocham cię! Ten wisiorek jest cudowny! – dodała i pocałowała mnie w usta.
Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Poprosiłem, żeby się odwróciła, chciałem go jej założyć. Sukienka odsłaniała jej kark, musiałem ją tam pocałować. Zadrżała. Wziąłem głęboki oddech, żeby znowu jej nie posiąść w tej właśnie chwili. Zapiąłem wisiorek i obserwowałem ją, gdy obróciła się z uśmiechem.
– Pasuje mi? – spytała, patrząc na swoje stopy.
– Wyglądasz cudownie, jak zwykle – odparłem.
Wiedziałem, że musimy wracać, chociaż to było ostatnie, na co miałem w tamtej chwili ochotę. Chciałem być z nią sam, prawda jest taka, że zawsze chciałem z nią być sam, ale teraz jeszcze bardziej, bo nie widzieliśmy się tak długo.
– Mogę się pokazać ludziom? – zapytała niewinnie.
Uśmiechnąłem się.
– Oczywiście – odpowiedziałem, zapinając guziki koszuli. Podniosłem krawat z ziemi.
– Ja to zrobię – poprosiła, a ja się roześmiałem.
– Od kiedy umiesz wiązać krawat? – wiedziałem, że nigdy tego nie potrafiła. To ja jej go wiązałem, kiedy mieszkałem w tym domu.
– Musiałam się nauczyć, kiedy mój przystojny chłopak zostawił mnie, by przenieść się do swojego kawalerskiego mieszkanka – odpowiedziała, robiąc idealny węzeł.
– Przystojny, co?
Przewróciła oczami.
– Wracajmy, bo wszyscy się domyślą, co robiliśmy.
Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby cały świat o tym wiedział, wtedy te dzieciaki trzymałyby się z daleka od mojej dziewczyny. Jednak – mimo tego, co razem przeżyliśmy – większość ludzi uważała nas za przybrane rodzeństwo i tyle.
Noah wyszła pierwsza, a ja skorzystałem z okazji i zapaliłem papierosa. Wiedziałem, że nie lubi, kiedy palę, ale zwariowałbym, gdybym tego nie zrobił. Zanim wyszedłem, coś przykuło moją uwagę. Obok moich stóp leżała jej bielizna.
_Poszła bez niczego pod spodem?!_
Kiedy wróciłem, rozmawiała ze znajomymi. Było tam dwóch chłopaków, a jeden z nich obejmował ją ramieniem. Odetchnąłem głęboko, żeby się uspokoić i podszedłem do nich. Kiedy Noah mnie zobaczyła, położyła mi rękę na plecach i oparła twarz na mojej piersi.
Uspokoiłem się. Ten gest wystarczył.
– Widziałaś Liona? – spytałem jej, jednocześnie szukając go wzrokiem. Trochę się o niego martwiłem. Zadzwonił do mnie, kiedy byłem w San Francisco i powiedział, że jego brat Luca niedługo wychodzi z więzienia. Dostał cztery lata za sprzedaż zielska, nie dało się go wyciągnąć. Szczerze mówiąc, nie byłem za bardzo zadowolony, że wychodził. Jasne, cieszyłem się ze względu na Liona, bo oprócz starszego brata nie miał już żadnej rodziny, ale wiedziałem, jaki jest Luca. Nie sądziłem, by mieszkanie z recydywistą było dobre dla Liona, zwłaszcza na tym etapie życia.
– Szczerze mówiąc, nie widziałam go już od jakiegoś czasu – powiedziała Noah. – W każdym razie chyba powinieneś pójść przywitać się z rodzicami… – dodała. Natychmiast zesztywniałem.
Po porwaniu Noah stało się oczywiste, że to, co było między nami, to coś poważnego, a rodzicom wcale się to nie spodobało. Od tamtej pory dawali nam to jasno do zrozumienia za każdym razem, kiedy widzieli nas razem. Wiedziałem, że ojciec nie pozwoli na taki skandal. W końcu byliśmy rodziną wystawioną na widok publiczny. Powiedział nam wyraźnie, że przy ludziach mamy zachowywać się jak rodzeństwo, ale zdziwiło mnie, że Raffaella nie stanęła po naszej stronie. Więcej, patrzyła teraz na mnie z wyraźną podejrzliwością, co oczywiście mnie wkurzało.
– Patrzcie! Jest mój syn! – wykrzyknął ojciec z fałszywym uśmiechem.
– Cześć, tato. Hej, Ella – przywitałem się z obojgiem najbardziej uprzejmym tonem, jaki udało mi się z siebie wydobyć. Raffaella ku mojemu zdziwieniu uśmiechnęła się i objęła mnie.
– Cieszę się, że mogłeś przyjechać – powiedziała, zerkając na Noah. – Była bardzo smutna, dopóki cię nie zobaczyła.
Spojrzałem na nią. Zaczerwieniła się, a ja puściłem do niej oczko.
– Co słychać w kancelarii? – spytał ojciec.
Cwaniak, kazał mi pracować dla Steva Hendrinsa, autorytarnego fiuta, który miał kierować kancelarią, dopóki ja nie zdobędę niezbędnego doświadczenia, żeby przejąć po nim dowodzenie. Wszyscy wiedzieli, że mam już odpowiednie kwalifikacje, ale ojciec nadal mi nie ufał.
– Wyczerpująca praca – odparłem, usiłując nie zabić go wzrokiem.
– Tak jak i samo życie – stwierdził. Jego słowa wprawiły mnie w zły humor. Miałem dosyć tego typu odzywek, od miesięcy zachowywałem się odpowiedzialnie, wszedłem w swoją rolę i zachrzaniałem jak mały samochodzik. Nie tylko pracowałem dla ojca, ale został mi jeszcze rok studiów i ciężkie egzaminy końcowe. Większość kolegów z roku nawet nie wiedziała, co to jest kancelaria, a ja miałem już większe doświadczenie od wielu adwokatów z dyplomem. A jednak ojciec wciąż we mnie nie wierzył.
– Zatańczysz ze mną? – Noah przerwała moje rozmyślania, dzięki czemu uniknąłem niegrzecznej odpowiedzi.
– Jasne.
Poprowadziłem ją na parkiet. Puścili wolną piosenkę. Przyciągnąłem ją ostrożnie do siebie, starając się nie wyładować złości na jedynej obecnej tu osobie, na której mi zależało.
– Nie wkurzaj się – poprosiła, głaszcząc mnie po szyi. Przymknąłem oczy i pozwoliłem, żeby jej dotyk mnie zrelaksował.
Zsunąłem dłoń na jej plecy, muskałem delikatnie skórę pod sukienką.
– Nie mogę się wkurzać, kiedy wiem, że nie masz nic pod spodem.
– Nawet się nie zorientowałam – powstrzymała moje pieszczoty.
Spojrzałem na nią. Była cudowna. Przytknąłem czoło do jej czoła.
– Przepraszam – powiedziałem, tonąc w jej pięknych oczach.
Uśmiechnęła się do mnie po chwili.
– Zostaniesz na noc?
Szlag! Znowu ta sama dyskusja. Nie chciałem tam zostać. Wyprowadziłem się już parę miesięcy temu i nie miałem ochoty być pod kontrolą ojca. Nie mogłem się doczekać, żeby Noah przeprowadziła się do miasta. Wszystko się ułoży, kiedy będę miał ją u swojego boku.
– Wiesz, że nie – powiedziałem, patrząc w bok, na ludzi, którzy co chwilę na nas zerkali. Rodzeństwo na pewno w ten sposób nie tańczy, ale w tej chwili gówno mnie to obchodziło.
– Nie widziałam cię od dwóch tygodni, mógłbyś się poświęcić i zostać – poprosiła, zmieniając ton głosu. Wiedziałem, że jak dalej będziemy ciągnąć ten temat, skończy się kłótnią, a tego nie chciałem.
– Żeby spać w oddzielnych pokojach? Nie, dzięki – rzuciłem rozzłoszczony.
Patrzyła w dół w milczeniu.
– Daj spokój, Piegusie, nie bądź na mnie zła… Wiesz, że nienawidzę tu spać, nienawidzę nie móc cię dotykać i nienawidzę słuchać pierdół, jakie ma mi do powiedzenia ojciec.
– To nie wiem, kiedy się zobaczymy, bo w tym tygodniu nie mogę pojechać do miasta. Mam egzaminy i zakończenie szkoły.
_Cholera!_
– Przyjadę po ciebie i spędzimy trochę czasu razem – zaproponowałem, uspokajając głos i głaszcząc ją po plecach.
Westchnęła i spojrzała w inną stronę.
– Proszę, nie wpędzaj mnie w poczucie winy, wiesz, że nie mogę tu zostać – poprosiłem. Wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
Patrzyła na mnie w milczeniu przez kilka chwil.
– Przedtem zostawałeś…
– Przedtem nie byliśmy razem – uciąłem dyskusję.
Nie powiedziała nic więcej, tańczyliśmy w milczeniu. Raffaella nie oderwała od nas wzroku ani na chwilę przez cały czas, gdy byliśmy razem na parkiecie.ROZDZIAŁ 6
6
Nick
_Nie ma mowy._
Spojrzenie, jakie jej posłałem, sprawiło, że nawet ojciec zamilkł. Obok mnie Noah siedziała cicho. Popatrzyła na mnie przez kilka chwil.
– Zwariowałaś, mamo?! – wykrzyknęła.
Dlaczego udaje? Dlaczego do cholery nie powie, że nie ma mowy, że nie wyjedzie na całe wakacje na drugi koniec świata beze mnie?
– Jesteś już dorosła, zaraz pójdziesz na uniwersytet… – zaczęła Raffaella, nawet na mnie nie patrząc. Jestem pewien, że tylko dlatego mogła dalej mówić. Gdyby na mnie spojrzała, natychmiast by zamilkła, przerażona. – To chyba ostatnia szansa, żebyśmy zrobiły coś razem. Wiem, że z pewnością tobie nie zależy na tym aż tak bardzo jak mnie, a–a–ale… – rozpłakała się.
Wypiłem łyk wina, starając się kontrolować swoją złość. Ściskałem dłoń Noah pod stołem tak mocno, że chyba odciąłem jej krążenie krwi w palcach, ale to był jedyny sposób, żebym nie wyrzucał z siebie głośno przekleństw, których przełykanie dużo mnie kosztowało.
Ojciec spojrzał na mnie spode łba i podniósł kieliszek do ust. Czy to wyszło od niego? Czy to on nakładł żonie do głowy tych bzdur i zaraził ją tym absurdalnym pomysłem?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki