- promocja
-
W empik go
Twoje iskry - ebook
Twoje iskry - ebook
Caden Shaw był kiedyś najlepszym przyjacielem zarówno Grae Hartley, jak i jej brata. Aż pewnego dnia zniknął z miasteczka i to w momencie, gdy ona potrzebowała go najbardziej.
Teraz Caden wrócił i znów obdarza wszystkich tym zarozumiałym uśmieszkiem.
Kiedy ekschłopak nie zamierza dać dziewczynie odejść, Caden oferuje jej pomoc. Twierdzi, że jeżeli zaczną udawać zakochanych, to zarówno jej były facet, jak i jego ojciec zostawią ją w spokoju.
Pojawia się tylko jeden problem. Grae nie musi udawać, że Caden nie pozostaje jej obojętny: darzy go wieloma uczuciami i żadne z nich nie jest nienawiścią. I przede wszystkim nie może zaprzeczyć, że dotyk jego ust rozpala w niej ogień, a tego płomienia nie da się ugasić.
Kiedy ich udawane czułości zaczynają być prawdziwe, wtedy oboje zwracają na siebie czyjąś uwagę. Komuś nie podoba się nowa rola Cadena w życiu Grae i zrobi wszystko, aby ich rozdzielić.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Katalog |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68402-82-7 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Grae
Przeszłość, wiek: 15 lat
Przekręcałam naszyjnik pomiędzy palcami i wychylałam się na bok ze swojego miejsca na kamieniu. Wyciągałam się, by mieć lepszy widok na parking na początku szlaku. Przyjrzałam się podjeżdżającemu SUV-owi i zareagowałam pełnym rozczarowania westchnieniem.
To nie on.
Nagle poczułam, jak ktoś wciska mi do ucha mokry palec, na co podskoczyłam i odrzuciłam od siebie czyjąś dłoń.
– Ohyda! Czy ty jesteś normalny?
Mój starszy brat Holt zaśmiał się i zakleszczył moją szyję w zgięciu swojej ręki. Zablokował mnie w ten sposób przed ruszeniem się czy oddaniem mu ciosu.
– Ktoś musi cię nauczyć ostrożności.
Złapałam za włoski na jego przedramieniu i mocno pociągnęłam.
– Auć! Cholera, G. To bolało.
– To za karę. Nie igraj z ogniem – skwitował nasz najstarszy brat Lawson, podchodząc bliżej z szerokim uśmiechem.
– Jest jak diabeł tasmański. Urocza, ale krwiożercza – wybąkał Holt.
Starszy chłopak zmierzwił mi włosy, na co odepchnęłam od siebie jego dłoń.
– Ale to my ją tak wyszkoliliśmy – przypomniał.
Spojrzałam na niego groźnie, choć przecież miał rację. Czterech starszych braci oznaczało trzy kwestie: po pierwsze, byłam najbardziej chronioną nastolatką w Cedar Ridge. Po drugie, nauczyłam się walczyć już w wieku pięciu lat. I po trzecie, na pierwszą randkę miałam się wybrać dopiero około trzydziestki.
– Jesteście najgorsi – wymamrotałam bez radości. Prawda była inna, kochałam ich jak szalona, choć potrafili bardzo mnie wkurzać.
– Byłaś rozkojarzona. Za kim tak wyglądałaś? – zapytał podejrzliwie Holt. – Słyszałem, że Rance ma przyjechać na trening z tatą.
W tym momencie podszedł do nas Roan. Marszczył czoło, co dało mi do zrozumienia, że nasz raczej cichy brat nie odpuści mojemu biednemu koledze z klasy i będzie na niego spoglądał z góry przez całe popołudnie w trakcie treningu ekipy ratowniczej.
Zajęczałam.
– Nie. Rance to mój p r z y j a c i e l . Może słyszałeś o czymś takim?
Mogłam po prostu powiedzieć, że to właśnie za nim wyglądałam. Lepsze to niż zdradzenie prawdy. Chociaż… jakby tak na to spojrzeć, Holt okazałby się w tej kwestii cholernym hipokrytą, bo sam spotykał się z Wren – moją najlepszą przyjaciółką.
Lawson ścisnął brwi.
– Nie powinnaś mieć przyjaciół chłopaków. Jesteś na to za młoda.
– Mam piętnaście lat. Większość dziewczyn z mojej klasy już straciła dziewictwo – warknęłam, wstając.
Powietrze przecięły jęki i krzyki braci.
– Hej, co się dzieje? – zapytał tata, podchodząc do nas. – Będziemy zaczynać.
Mężczyzna pomagał w prowadzeniu ekipy ratowniczej hrabstwa Harrison, od kiedy tylko pamiętałam. Z racji dużego zainteresowania turystów naszym miasteczkiem, znajdującym się tylko kilka godzin na wschód od Seattle, ratownicy naprawdę mieli ręce pełne roboty. Ludzie przybywali tu, bo nasze tereny oferowały w bród możliwości do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Oprócz tego, że tata udzielał się w ekipie ratowniczej, to dość wcześnie zaangażował też w te działania swoje dzieci i teraz wszyscy byliśmy częścią ekipy.
Pokochaliśmy ratownictwo górskie. Dzięki niemu mogliśmy spędzać czas w kontakcie z naturą, a do tego pomagać ludziom… Nie istniało nic lepszego na świecie.
Lawson poklepał ojca po ramieniu.
– Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć.
Tata spojrzał na mnie.
– Słonko?
Poczułam, jak moje policzki nabierają koloru.
– To nic takiego. Po prostu mnie wkurzają.
– A to jakaś nowość? – Zaśmiał się i przyjrzał grupce zebranej na jedną z sesji treningowych. – Nash.
Najmłodszy z braci gwałtownie podniósł głowę znad telefonu. Na widok jego zmartwionej miny aż ścisnęło mnie w żołądku. Od tygodnia czułam podenerwowanie brata. Wiedziałam, iż nadchodził t e n dzień. To dzisiaj. Odnalazłam palcami naszyjnik. Malutki metalowy krążek, na którym wygrawerowano kompas, stał się moim talizmanem od momentu, gdy podarowano mi go na moje trzynaste urodziny.
– Chodź tutaj. Zaraz zaczynamy! – krzyknął do niego tata i spojrzał po nas. – Zbiorę pozostałych. Załóżcie sprzęt.
Nash powoli kroczył po początkowym szlaku. Spotkaliśmy się w połowie tej drogi.
– Odzywał się do ciebie? – zapytałam cicho.
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie odpisuje na moje wiadomości.
– Dzisiaj nic? Ani jednego SMS-a? – Żołądek zacisnął mi się jeszcze mocniej.
– Nic. Mówił, że przyjedzie na trening, ale potem… ani słowa. – Chłopak westchnął. – Może po prostu potrzebuje pobyć sam.
Przygryzłam końcówkę paznokcia.
– Może – odparłam, choć nie byłam pewna, czy Caden naprawdę powinien zostać sam.
– Chodźcie! – zawołał tata do ekipy.
Kątem oka zauważyłam w pobliżu parkingu mamę. Szybko do niej podbiegłam, ignorując nawoływanie taty. W chwili, gdy mnie ujrzała, jej twarz nieznacznie wykrzywiła się w zmartwieniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała z troską.
Wbiłam paznokieć kciuka w opuszkę palca wskazującego tak, by zabolało tylko trochę. Musiałam ostrożnie dobierać słowa.
– Martwię się o Cadena.
– Miał tu być?
Pokiwałam głową i dodałam:
– Nash nie dostał od niego żadnej wiadomości, ale chyba wiem, gdzie możemy go znaleźć.
Mama uniosła brwi wyczekująco, dając mi do zrozumienia, że mogę mówić dalej.
– Niedaleko stąd jest takie miejsce… Raz pokazał je mnie i Nashowi…
Zawsze chodziłam za nimi krok w krok. Za nimi i najlepszą przyjaciółką mojego brata – Maddie. Caden jednak sprawiał, że nigdy nie czułam się jak piąte koło u wozu. Pamiętał, by mnie o wszystkim informować, i dzięki temu brałam udział w szaleństwach, które odstawiali.
To nie było ani pierwsze, ani ostatnie miejsce, do którego zabrał nas kumpel. Lecz tylko w tym jednym zachowywał się tak naturalnie, swobodnie. To jego m i e j s c e. Znalazłam się tam więcej niż raz i jeśli miałam być szczera, zawsze szłam z nadzieją, że natknę się na Cadena, co czasami się udawało, a czasami nie. W pewnym momencie i ja się tam zadomowiłam.
Widziałam, jak usta mamy wygięły się w grymasie.
– Nie wiem, czy powinnaś robić to sama.
– Pojadę quadem i napiszę do ciebie, jak tylko dotrę na miejsce. Jeśli nie znajdę Cadena, od razu wrócę.
– Martwisz się o niego, prawda?
– Oczywiście, że tak. To mój przyjaciel.
Chłopak stał się częścią naszego życia, kiedy ja skończyłam cztery lata, a on i Nash pięć. Poznali się na zajęciach z piłki nożnej dla dzieci. Powinnam traktować go jak brata, ale czułam, że było inaczej.
– No dobrze. – Mama odgarnęła mi włosy z twarzy. – Napisz do mnie, kiedy tam dotrzesz, i załóż kask.
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym szybko ją przytuliłam.
– Dzięki.
Podbiegłam na parking i wskoczyłam na quada, którym przyjechałam na trening. Założyłam kask, odpaliłam maszynę i wyjechałam, zanim któryś z ciekawskich braci mógł za mną podążyć.
Z każdą upływającą chwilą czułam, jak wnętrzności zaciskają mi się jeszcze bardziej. Jeśli Cadena nie było tam, gdzie podejrzewałam, nie miałam już pomysłu, gdzie go szukać.
Skręciłam z głównej drogi na rzadziej uczęszczaną ścieżkę. Nie była na tyle szeroka, by przejechać po niej samochodem, ale mój czterokołowiec mieścił się na niej jeszcze z zapasem. Zwolniłam, bo las się przerzedził, i wjechałam na polanę. Wyłączyłam silnik, czując, jak oddech więźnie mi w gardle.
Był tam.
Caden nie podniósł głowy na dźwięk pojazdu. Wpatrywał się w potok przed sobą. Tego roku jego ramiona stały się szersze, a jasnobrązowe włosy nieznacznie pociemniały. Od jakiegoś czasu w orzechowych oczach chłopaka odnajdywałam smutek, na który pozwalał sobie, gdy myślał, że nikt nie patrzył.
Zsiadłam z quada, ściągnęłam kask i zostawiłam go na siedzeniu, a przyjaciel nadal się nie poruszył. Wydawał się całkiem pochłonięty obserwowaniem tafli wody.
– Zastanawiałem się, czy przyjedziesz. – Głos też mu się zmienił. Był niższy, odrobinę bardziej zachrypnięty niż jeszcze rok temu.
Usiadłam na kłodzie tuż obok chłopaka.
– Nie chciałam, żebyś był sam.
– Może wolałem być sam?
– To w takim razie nie przyszedłbyś tutaj.
Ucieszyłam się, że Caden mnie nie spławił. Po chwili zauważyłam, jak kącik jego ust nieznacznie się unosi.
– Chyba masz rację. Chciałem się przekonać, czy ktoś troszczy się o mnie na tyle, by próbować mnie znaleźć.
Skrzywiłam się.
– Dużo ludzi się o ciebie troszczy. Nash, moi rodzice…
– Ale nie moja własna rodzina.
Przygryzłam wnętrze policzka.
– Nic nie powiedzieli?
Caden odchylił głowę tak, by spojrzeć w niebo.
– Mama może coś by powiedziała, gdyby nie nałykała się niedorzecznej liczby tabletek, po których poszła spać. A tata i Gabe udają, że to dzień jak co dzień.
Instynktownie chwyciłam dłoń przyjaciela i splotłam nasze palce.
– Była najlepsza. To jedna z najżyczliwszych osób, jakie poznałam. I do tego taka zabawna.
Caden wstrzymał oddech i patrzył na nasze złączone dłonie.
– Troszczyła się o wszystkich. Cholera jasna, podnosiła głos tylko wtedy, gdy ktoś chciał zabić jakiegoś robaczka w domu. Upierała się, że trzeba go złapać i wynieść na zewnątrz…
– Taką Clarę właśnie pamiętam – odparłam, choć w gardle pojawiła mi się niemożliwa do przełknięcia gula.
– Tak bardzo za nią tęsknię.
Buzowały w nim silne emocje, czemu nie można było się dziwić, bo w końcu chodziło o jego ukochaną siostrzyczkę. Zrobiłby dla niej wszystko… ale nie mógł powstrzymać raka. I nieważne, ile terapii przeszła, jej stan pogarszał się i pogarszał, aż odeszła z tego świata. Dokładnie dwa lata temu.
– Bardzo ją kochałeś i już na zawsze będzie częścią ciebie. Nie ma szans, żebyś nie odczuwał jej nieobecności.
Caden przeniósł spojrzenie na moją twarz, a ja mocniej ścisnęłam jego dłoń.
– Odcisnęła na mnie swoje piętno. Czasami mam wrażenie, że ta rana jest tak samo świeża jak tamtego dnia, kiedy to się stało.
– Smutek po stracie nie przybiera jednej ciągłej formy. Czasami łatwiej go znieść, a innym razem powala na kolana.
– Nie wszyscy to rozumieją. – Pokręcił głową. – Niektórzy ludzie po prostu chcą, żebym miał się lepiej. Żebym znów był tym Cadenem sprzed kilku lat.
– Ale ty już nigdy nie będziesz taki sam. To cię zmieniło.
– Jak to możliwe, że ty to rozumiesz? Wydaje mi się, że nikt inny nie może tego pojąć.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam wyjawiać przyjacielowi, że od dawna przyglądałam mu się z fascynacją i właśnie dlatego widziałam tę zmianę. Ogarnął go mrok, którego wcześniej w sobie nie miał. I chociaż mogło to boleć czy przerażać, to stał się jego częścią i nie mogłam po prostu tego nie pokochać. Kochałam w Cadenie wszystko. Przez ten mrok przebijały się promienie, które w moim mniemaniu świeciły znacznie jaśniej niż kiedykolwiek.
Chłopak wodził wzrokiem po mojej twarzy. Zatrzymał się na wargach. Sekundę później zmusił się, by spojrzeć w bok i zabrać dłoń.
– Chcesz iść ze mną na wędrówkę?
Próbowałam nie pokazać po sobie rozczarowania faktem, że chociaż tak często spędzaliśmy wspólnie czas, Caden nigdy nie posunął się o krok dalej niż to tutaj. Przyzwyczaiłam się do życia z ciągłym poczuciem niedosytu.
– Jasne – odparłam i się podniosłam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wysłałam mamie wiadomość. Dałam jej znać, co mieliśmy zamiar robić.
– Masz swój plecak?
– Zostawiłam go na treningu. – Skrzywiłam się.
Uniósł swój i zarzucił go sobie na ramię.
– Mój powinien nam wystarczyć.
– Mogę podkraść ci trochę wody?
Chłopak podał mi butelkę, a ja upiłam kilka sporych łyków.
– Jezu. Dobrze, że zabrałem dwie – zażartował.
Uśmiechnęłam się do niego zawstydzona.
– Gnałam tu na pełnej prędkości.
– Musisz uważać – upomniał mnie i pokręcił głową. – Te czterokołowce potrafią być niebezpieczne.
Przewróciłam oczami i oddałam mu butelkę z wodą.
– Wystarczy mi czterech braci, nie potrzeba mi piątego.
– Zrozumiałem. – Zaśmiał się. – Chcesz wybrać się północnym szlakiem?
Zgodziłam się ochoczo, bo widoki z tego konkretnego szlaku były po prostu oszałamiające. Dało się dostrzec miasteczko, jezioro tuż przy nim i wszystko dookoła.
Caden ruszył w stronę zbocza góry. Ścieżka na początku była na tyle szeroka, że mogliśmy iść obok siebie.
Milczeliśmy, delektując się widokami i ciepłym wiatrem subtelnie muskającym nasze twarze. Ta cisza nie wydała się jednak krępująca. Odnajdywałam komfort w tym, że miałam chłopaka przy swoim boku. Wiedziałam jednak, że jeśli tylko zechcę o czymś z nim porozmawiać, to nie będę musiała się obawiać, że mnie oceni. Caden był jednym z tych, którzy widzieli wszystkie strony sytuacji i byli świadomi, że rzadko kiedy coś jest tylko czarne lub tylko białe.
– Uwielbiała je – odezwał się cicho, wskazując ruchem głowy na fioletowe kwiatki pomiędzy innymi roślinami.
– Są piękne. Jak się nazywają?
– To łopian.
Chociaż przyjaciel wiódł uprzywilejowane życie, to kochał naturę i jak szalony chłonął wiedzę na jej temat. Więcej od niego wiedział jedynie Roan, ale pewnie tylko dlatego, że częściej można było znaleźć go w górach niż w towarzystwie ludzi.
Uniosłam dłoń z telefonem, by zrobić zdjęcie, a potem dołączyłam je do aplikacji z notatkami.
– Dlaczego to zrobiłaś?
Wzruszyłam ramionami.
– Chcę je zapamiętać. Od teraz, kiedy tylko zobaczę to zdjęcie, będzie mi ono przypominać o Clarze – wyjaśniłam i widziałam, jak grdyka chłopaka się rusza przy przełykaniu śliny. – Dzięki takim na pozór nieistotnym rzeczom pamięć o bliskich wciąż jest żywa. – Chciałam znów złapać go za dłoń, pocieszyć w taki sposób, w jaki tylko miałam możliwość, ale ostatecznie się powstrzymałam. – Nie pozwolimy, by zapomniano o Clarze. Obiecuję ci to.
Caden skinął głową i odchrząknął.
– Jak tam ćwiczenia?
Zrozumiałam, o co mu chodziło. Potrzebował zmienić temat, nie chciał utonąć w smutku związanym z tym dniem.
– W większości dobrze… Przyjechała duża część ekipy. Bracia mnie wkurzali. Nic nowego.
Zaśmiał się.
– Co tym razem wymyślili? Czym cię męczyli?
– Rance’em Grangerem.
– A o co z nim chodzi? – zapytał podejrzliwie i zwolnił tempo.
– Myślą, że się w nim bujam.
– A bujasz się? – upewnił się i nieznacznie spiął.
– To i tak nie miałoby znaczenia. Odstraszają każdego chłopaka, który chciałby pójść ze mną na randkę.
– To dobrze. Jeśli bracia mogą go wystraszyć, to znaczy, że nie jest wart twojego czasu.
– Nigdy nie stracę dziewictwa – mruknęłam pod nosem.
Caden zakrztusił się śliną.
– Cholera, Gigi. Na przyszłość ostrzegaj, że masz zamiar coś takiego powiedzieć.
Poczułam, jak pomału ogarnia mnie rozdrażnienie.
– Wiesz, mam prawie szesnaście lat. Większość dziewczyn w moim wieku miała już chłopaków. Nie jestem już dzieckiem.
Caden był ode mnie tylko o rok starszy i sam spotykał się z wieloma dziewczynami, więc liczyłam, że zrozumie mój problem.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie z góry.
– Uwierz mi, Gigi. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś już dzieckiem. Ale nie możesz się z tym spieszyć. Powinnaś przeżyć swój pierwszy raz z kimś, komu na tobie zależy i kto docenia to, że dzielisz się z nim właśnie tą częścią siebie.
– A ty czekałeś? Było wyjątkowo i z poszanowaniem?
– Znasz mnie. – Skrzywił się. – Nie interesuje mnie to. Nie tego w życiu szukam.
Poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej.
– Dlaczego?
– Po prostu. Nie chcę wchodzić w szczegóły – odparł wymijająco i odwrócił wzrok.
Caden nie zawsze taki był. Kiedyś zabierał dziewczyny na randki i tańce, ale po śmierci Clary to zmienił. Przestał się angażować i przywiązywać. Relacje, które miał z płcią przeciwną, opierały się tylko na jednym.
– Mogę napić się jeszcze twojej wody?
Szybko podał mi butelkę i zapytał:
– Wszystko dobrze?
Kiwnęłam głową, ale musiałam przyznać, że pierwsza część szlaku dała mi się we znaki bardziej niż zazwyczaj. Chciałam się położyć i zdrzemnąć.
– Nie za dobrze spałam zeszłej nocy – przyznałam, ale zachowałam dla siebie informację, że działo się tak, bo za bardzo martwiłam się o niego.
– Możemy zawrócić, jeśli nie masz ochoty iść dalej.
Zaprzeczyłam ruchem głowy i oddałam mu butelkę.
– Nie, świeże powietrze dobrze mi zrobi.
Ruszyliśmy znów w górę ścieżki. Moje mięśnie wyraźnie protestowały przy każdym ruchu. Zignorowałam to uczucie i szłam naprzód. Przez chwilę poczułam się odrobinę lepiej, chociaż jednocześnie gorzej widziałam. Gdy dotarliśmy do pierwszego punktu widokowego, miałam wrażenie, że cały świat się chwiał. Instynktownie wyciągnęłam dłoń, by złapać się ręki Cadena.
– Hej. – Natychmiast mnie chwycił i podtrzymał. – Może usiądziesz na chwilkę?
Nogi mi się trzęsły, ale z drobną pomocą dotarłam do większego głazu i na nim usiadłam.
– Kręci ci się w głowie? – zapytał Caden i kucnął przede mną.
– Ta i wszystko mi się rozmazuje przed oczami.
Chociaż wszystko, co widziałam, zaczęło mi się zlewać w jedną plamę, zdołałam jeszcze dostrzec obawę na twarzy Cadena.
– Mogę jeszcze napić się wody? – Miałam wrażenie, jakby język przykleił mi się do podniebienia.
Chłopak natychmiast podał mi butelkę, a ja wypiłam wszystko do dna.
– Jak się czujesz? – zapytał po chwili, uważnie mi się przyglądając.
– Nie jest w porządku. Czuję, jakbym była na haju albo coś takiego. – Nie żebym wiedziała dokładnie, jakie to uczucie, ale tak właśnie to sobie wyobrażałam.
Caden wstał i wyciągnął telefon z kieszeni.
– Zadzwonię po twojego tatę. Ale, cholera, nie mam tu za dobrego zasięgu.
– Nie musisz go martwić. – Wstałam, ale od razu tego pożałowałam. Zaczęłam lecieć na bok. Wydawało mi się, jakby ziemia pod moimi stopami się poruszała.
Przyjaciel złapał mnie w ostatniej chwili, zanim zdążyłam upaść.
– Cholera, Gigi! Co się dzieje?
– Nie… w-wiem – wydukałam, krzywiąc się z powodu przeszywającego bólu w podbrzuszu.
Nie widziałam dobrze Cadena, ale poczułam, jak unosi mnie w ramionach.
– Trzymam cię. Zaraz ci pomożemy.
– Nie możesz mnie nieść. – Zmartwiłam się, bo do początku szlaku było daleko.
– Ciebie? Ważysz tyle co nic w porównaniu z tymi masywnymi kolesiami, których musieliśmy ściągać z góry.
Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Oparłam bezwładnie głowę o klatkę piersiową przyjaciela.
– Gigi? – W jego głosie usłyszałam panikę.
– Hmm?
– Zostań ze mną, trzymaj się. Nie zasypiaj – nakazał mi.
Chciałam z nim zostać, ale pochłonęło mnie przemożne zmęczenie i ogarnęła ciemność. Jeszcze tylko usłyszałam, jak Caden wołał do mnie:
– Nie zostawiaj mnie, chociaż ty mi tego nie rób!ROZDZIAŁ 1
Grae
Teraźniejszość, jedenaście lat później
Poprawiłam plecak i skierowałam się w stronę niewielkiej chatki na obrzeżach miasta. Mój szef, Jordan, zamienił tę chatkę w siedzibę swojej firmy – Cedar Ridge Vacation Adventures. Zajmowaliśmy się dziennymi wycieczkami wszelkiego pokroju, od wędrówek górskich po rafting. Do tego Jordan wynajmował w sezonie parę domków turystom.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Usłyszałam gwizd. Eddie uśmiechnął się szeroko, odchylając się na jednej z sof.
– Wróciłaś i wyglądasz na wyczerpaną.
Posłałam mu gniewne spojrzenie.
– A ty jak byś się czuł, gdybyś zabrał na wycieczkę dwie pary, które wmawiały ci, że są doświadczonymi turystami, ale już po niecałych dwóch kilometrach drogi zaczęły jęczeć i narzekać?
Widziałam, jak usta Noela drgają. Uniósł spojrzenie znad swojego biurka, odrzucając potargane, ciemne włosy sprzed oczu.
– Powinnaś była zawrócić.
– Próbowałam, ale jeden z tych cholernych mężów wziął sobie za cel ukończyć trasę. Jestem prawie pewna, że żona złoży papiery rozwodowe po powrocie do domu.
Eddie zaśmiał się, a jego bursztynowe oczy rozjaśniły się od rozbawienia.
– Nie ma to jak poczuć się zagrożonym jako facet i ryzykować życie kobiety tylko dlatego, że nie potrafi się podołać wędrówce w górach.
– Miłość to ściema – skwitował pod nosem Noel.
Jordan wyściubił głowę ze swojego gabinetu i przyjrzał mi się od góry do dołu.
– Aż tak źle?
Skrzywiłam się.
– Samo to, że jestem trzy godziny po wyznaczonym czasie, powinno ci już wszystko zdradzać.
– Przykro mi. Coś tak czułem, że facet trochę koloryzował z tym swoim doświadczeniem.
– Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że jedyne spacery, na które chodzą, to te pomiędzy wyprzedażami na Manhattanie.
Szef zaśmiał się i pokiwał głową.
– Przed wysłaniem kolejnej grupy na szlak Upper Ridge postaram się przeprowadzić lepszy wywiad.
Zmęczona usiadłam na swoim krzesełku i wyciągnęłam telefon, żeby sprawdzić aplikację do monitorowania poziomu cukru we krwi. Starałam się poradzić sobie z sytuacją na szlaku najlepiej, jak mogłam, ale klienci nie ułatwiali mi sprawy. Po chwili otworzyłam szufladę biurka i wyciągnęłam masło orzechowe oraz m&m’sy. Zjadłam kilka draży, a potem całą łyżkę masła.
Eddie nadął usta, idąc do swojego biurka. Wysypałam trochę m&m’sów na jego plik papierów, dzięki czemu grymas od razu przemienił się w szeroki uśmiech.
– Zawsze tak się o mnie troszczysz.
Wyciągnęłam opakowanie w stronę Noela, ale on tylko zrobił groźną minę.
– No co? – wymamrotałam z ustami pełnymi masła orzechowego.
– Chce wiedzieć, czy z tobą wszystko w porządku – wytłumaczył mi Eddie, rozszyfrowując dla mnie zrzędliwość Noela.
Znałam tego rodzaju miny dzięki Roanowi. To w interakcji z bratem stałam się ekspertką we wszelkich pomrukach i marudnych półsłowach. Liczyłam jednak, że kumpel odpuści, kiedy go o to poproszę.
– Wędrówka zajęła więcej czasu, niż przewidziałam. Po prostu muszę to nadrobić.
W przeciwnym razie skończyłoby się to dla mnie brakiem snu przez całą noc i alertami o niskim poziomie cukru raz za razem.
Eddie wrzucił do ust m&m’sa.
– Jesteś tego pewna? Moglibyśmy zrobić sobie wszyscy wolne na resztę tygodnia i pojechać do term.
– Tak. – Wystawiłam mu język.
Próbował go złapać, jak na dziwaka przystało.
– Fuj. Nie chcę twoich pełnych zarazków dłoni w moich ustach – wydukałam, ledwo rozchylając wargi.
Mężczyzna zaśmiał się cwaniacko.
– To uważaj, komu pokazujesz język. Tak szczerze, nie miałbym nic przeciwko, gdyby znalazł się blisko…
Zatkałam mu usta dłonią.
– Nie kończ tego zdania.
– Mam puścić wam kolejny film od kadr na temat niestosownych zachowań w miejscu pracy? – wtrącił Jordan.
– Nie! – zakrzyknęliśmy wszyscy jednocześnie, chociaż Eddie brzmiał mniej wyraźnie z powodu wciąż tkwiącej na jego wargach dłoni.
Może i dokuczaliśmy sobie nawzajem, ale tak naprawdę tworzyliśmy całkiem fajną bandę odmieńców. Nie chciałabym pracować w żadnym innym miejscu. Znałam współpracowników prawie od zawsze. Chodziłam z Noelem i Eddiem do szkoły. Rodziny moja i Jordana przyjaźniły się, a on sam był tylko kilka lat starszy od nas. Ci mężczyźni z czasem stali się mi bardzo bliscy.
Rodzice i bracia uważali za istne szaleństwo i brak odpowiedzialności to, że chciałam być przewodnikiem na szlakach górskich, chorując na cukrzycę typu pierwszego, co jedynie powodowało, że jeszcze bardziej tego pragnęłam. To, jak musiałam walczyć o swoje, sprawiało, że nagroda w postaci pracy tam, gdzie chciałam, stawała się jeszcze przyjemniejsza.
Ale tu chodziło też o coś więcej. Spacerowanie na wysokościach budziło najczulsze wspomnienia z czasów przed tym, jak mój świat się zmienił. Lubiłam przypominać sobie to, co było, zanim Caden oddalił się ode mnie i nie pozwolił się do siebie zbliżyć.
Drzwi biura nagle się otworzyły. Zabrałam dłoń z ust Eddiego i skrzywiłam się na widok znajomego wchodzącego do środka. Trzymał przed sobą wielki bukiet kwiatów. Wlepiłam spojrzenie w róże i lilie. Wiedziałam, że powinnam była czuć motylki w brzuchu, ale zamiast tego ogarnęło mnie przerażenie.
Jordan odchrząknął głośno i pierwszy wyrwał się z przywitaniem:
– Cześć, Rance.
Mężczyzna jedynie skinął głową w odpowiedzi i zaraz zwrócił się do mnie:
– Widziałem z komendy twój samochód. Chciałem ci je przynieść. – Zrobił kilka kroków i podał mi bukiet.
Posterunek straży pożarnej znajdował się obok komisariatu, a także nieopodal naszej małej chatki. Nie pierwszy raz przeklinałam to, że pracowałam tak blisko Lawsona i Nasha, którzy z budynku wydziału policji w Cedar Ridge mogli mieć mnie cały czas na oku.
Posłałam Rance’owi słaby uśmiech.
– Naprawdę nie musiałeś się fatygować.
Nigdy nie powinnam była zgodzić się na te parę randek z dawnym kolegą z klasy. Przecież nie czułam do niego tego „czegoś”. Byliśmy po prostu znajomymi, ale mężczyzna wydawał się naprawdę ułożony i szczerze zainteresowany, więc pomyślałam sobie, że może z czasem pojawi się coś więcej. Niestety, bardziej nie mogłam się pomylić. Nigdy do nikogo nie doświadczyłam tego przyciągania, które odczuwałam w pobliżu Cadena. A chemia pomiędzy mną a Rance’em okazała się już wyjątkowo do niczego. Zero emocji.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie krzywo.
– Chciałem zapytać, czy nie wybrałabyś się ze mną jutro na kolację?
Poczułam, jak zaciska mi się żołądek. Dlaczego facet robił to przed ludźmi, z którymi pracowałam? Rozejrzałam się pospiesznie po wszystkich. Noel spoglądał na Rance’a z mordem w oczach. Eddie wyglądał, jakby żałował, że nie ma popcornu, bo wciągnął się w tę całą sytuację niczym w fabułę dobrego filmu. Za to Jordan wydawał się… zmartwiony.
Wstałam z krzesełka i odłożyłam kwiaty na biurko.
– Może wyjedziemy na zewnątrz? – Zaczęłam kierować się do drzwi, zanim Rance miał szansę się sprzeciwić.
Obeszłam front budynku i przystanęłam. Mężczyzna zatrzymał się odrobinę zbyt blisko mnie, więc zrobiłam krok w tył.
– Rozmawialiśmy o tym… Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli pozostaniemy przyjaciółmi.
Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
– Wiem, ale nie zdobędziesz tego, co chcesz, jeśli nie spróbujesz o to walczyć. Myślę, że stworzylibyśmy razem coś fajnego, Grae. Tylko daj mi szansę.
Wbiłam paznokieć kciuka w opuszkę palca wskazującego.
– Dałam ci ją i po prostu nic we mnie nie drgnęło.
Widziałam, jak na twarzy Rance’a na sekundę pojawia się poirytowanie.
– Trzy randki to nie szansa. Ledwo co można się poznać.
– Mnie wystarczyło, by się przekonać – odparłam pewnie, powstrzymując się od podniesienia głosu. – Wybacz, ja po prostu nie czuję tego samego.
Pospiesznie wróciłam do środka, zanim mógł jeszcze coś powiedzieć. Drzwi z siatki trzasnęły za mną, a moi współpracownicy od razu udali, że są niewyobrażalnie pochłonięci swoimi zadaniami. Naprawdę marni byli z nich aktorzy. Warknęłam z frustracją, po czym powróciłam do swojego biurka.
Eddie zacisnął usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale udało mu się powstrzymać tylko przez chwilę. Widziałam, jak ramiona mu drżą, a kasztanowe włosy się poruszają.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
– To nie jest śmieszne.
Odchylił się na swoim krześle i splótł dłonie za głową.
– Trochę jest. Zachowuje się jak zagubiony szczeniak błagający o dom.
Noel kopnął w krzesło kumpla.
– To nie w porządku. Grae wyraziła się na ten temat jasno, powiedziała: „Nie”. Ten facet musi zostawić ją w spokoju.
Z twarzy Eddiego zniknęło rozbawienie. Zerknął w moją stronę.
– Boisz się go?
Rozmasowałam palcami skronie, żeby powstrzymać nadciągający ból głowy. Ostatnie, czego mi trzeba było, to dorzucić tych trzech przyszywanych braci do czterech prawdziwych.
– Nie, jest po prostu dziwnie. Nie chcę zranić jego uczuć, ale też nic do niego nie czuję. Próbowałam, ale nie ma między nami chemii.
Nie pojawiła się w żadnej relacji, choć chciałam, by powstała. Budziła się do życia tylko przy tym jednym mężczyźnie. Ostatnim, przy którym powinna.
Jordan wsparł się ramieniem o ścianę i przyjrzał mi się uważnie.
– Jeśli przez niego nie czujesz się komfortowo, następnym razem go wyrzucę.
– Właśnie! – zgodził się Eddie, spoglądając na ulicę. Rance wchodził właśnie do budynku straży. – Poza tym matoł z niego. Widzieliście te jego białe zęby? Pewnie świeci nimi w ciemności.
Noel parsknął śmiechem i dodał:
– A żelu na włosach ma tyle, że pewnie mógłby pokryć nim jak szelakiem moją łódkę.
– Zachowujecie się okropnie. Jest przystojny i miły – sprzeczałam się z nimi.
Widziałam, jak usta Eddiego drgają.
– No to dlaczego nie wybierzesz się z nim na kolację?
To było bardzo dobre pytanie.
Parking lokalnej szkoły średniej był w połowie wypełniony znajomymi samochodami. W okolicy nie znajdowało się zbyt wiele miejsc, gdzie cała nasza ekipa ratownicza mogłaby się spotkać, ale sala gimnastyczna ogólniaka miała na to warunki.
Choć wysiadłam z auta, moje ciało dawało znać, że nie chce się ruszać. Dzisiejsza dłuższa niż zaplanowana wędrówka trochę mnie nadwerężyła. I jakby na dowód tego, że byłam zmęczona, telefon wydał z siebie sygnał alarmowy – aplikacja do pomiaru glukozy informowała, że powoli wzrasta mi poziom insuliny. Wcisnęłam komórkę do kieszeni i z uchwytu na kubek złapałam batonik granola, po czym odgryzłam kawałek przekąski.
Podniosłam torbę z tylnego siedzenia, a potem przerzuciłam ją przez ramię i udałam się w stronę sali gimnastycznej. Zanim jednak do niej dotarłam, zauważyłam znajomy samochód, przez co aż stanęłam w miejscu. Przede mną stał zaparkowany mercedes gelenda. Zacisnęłam zęby, bo czułam, jak rośnie we mnie zdenerwowanie.
Po prostu musiał wrócić.
Życie było o milion razy łatwiejsze, gdy Caden mieszkał w Nowym Jorku i zajmował się swoimi rodzinnymi hotelami. Widziałam go tylko wtedy, gdy poddawałam się pokusie i wyszukiwałam go w internecie. Oglądałam jego zdjęcia z modelkami, celebrytkami i innymi kobietami, na które akurat w danej chwili miał ochotę. To bolało, ale przynajmniej nie musiałam widzieć tego na żywo.
Teraz, gdy Caden powrócił do pracy w rodzinnym, ekskluzywnym kurorcie, wybudowanym pomiędzy górami w Cedar Ridge, musiałam go znosić. Ale jakby tego było mało, on nie mógł po prostu żyć sobie gdzieś obok i nie wchodzić mi w drogę. Nie, on przedostał się do każdej sfery mojego życia. Do ekipy ratowniczej. Do moich znajomych. Do mojej rodziny.
Otworzyłam z impetem drzwi i weszłam do sali.
Nash zagwizdał cicho.
– Kto cię tak wkurzył?
– Nikt. – Rzuciłam mu gniewne spojrzenie.
– Nie przekonałaś mnie. – Zaśmiał się.
Jego narzeczona, Maddie, zbliżyła się do nas. Widziałam, jak na jej twarzy odmalowała się troska.
– Wszystko w porządku?
To była właśnie cała Maddie. Zawsze musiała się upewnić, że wszyscy, na których jej zależało, czuli się dobrze. Podobne usposobienie cechowało Wren. Cieszyłam się, że przyjaźniłam się z tak cudownymi kobietami. Zresztą niedługo obie miały się stać moimi szwagierkami, a tak naprawdę siostrami.
– Wszystko dobrze – zapewniłam i przytuliłam ją. – Po prostu jestem wykończona. Mam za sobą długi dzień.
Podszedł do nas Holt ze skrzywioną miną.
– Nic ci nie jest? Nie musisz tu być. Jadłaś kolację?
Powstrzymałam się przed wybuchem. Wzięłam głęboki, oczyszczający wdech, dzięki któremu potrafiłam pohamować chęć ukatrupienia ukochanych osób.
– Mówiłam, że wszystko dobrze. Po prostu jestem zmęczona.
– Daj mi znać, jeśli coś się zmieni. – Spojrzał na mnie z góry tak, jakby mi nie wierzył.
Mruknęłam pod nosem, ale nie brzmiało to ani na zgodę, ani na odmowę.
– To znaczy: „Pierdol się” w języku Gigi.
Niski głos, brzmiący jakby został zdarty papierem ściernym, od razu wywołał na moim ciele gęsią skórkę. Nie mogłam znieść, że tak na mnie działał.
Wyprostowałam się i zerknęłam w górę na Cadena Shawa. Myślałam, że zdążyłam się uodpornić na jego urok. Na spojrzenie orzechowych oczu, które zaglądały głęboko we mnie, na ostro zarysowaną linię szczęki pokrytą niewielkim zarostem; tak bardzo chciałam poczuć, jak kłuje pod palcami. Na szerokie ramiona zdolne dźwigać ciężar całego świata. A jednak jego piękno dalej na mnie działało.
Miał teraz inaczej ścięte włosy. Na górze dłuższe, jak u poważnego biznesmena, a po bokach mocno skrócone, jak u buntownika.
– O, patrzcie, kto to przyszedł! Ten jeden, którego nikt nie zapraszał.
Caden się zaśmiał, co podziałało na mnie jeszcze bardziej. W jego ochrypłym głosie tlił się żar potrafiący wniknąć bardzo głęboko w moje serce. Wystarczył sam krótki dźwięk, a rozbudziłam się tak jak nigdy przedtem, choć niejednokrotnie chciałam móc tego doświadczyć.
– Wypieraj się, ile chcesz. Udawaj dalej, że nie cieszysz się na mój widok, Gigi.
Za każdym razem, gdy moje przezwisko opuszczało jego usta, miałam ochotę go uderzyć. Niszczyło mnie to. Dwie sylaby, które przypominały mi o łatwiejszych czasach, kiedy byłam prawdziwie szczęśliwa. Wierzyłam, że świat jest sprawiedliwy, a wszystko zawsze jakoś się układa.
Przelotnie popatrzyłam Cadenowi w oczy. Czułam, jakby moje zrobiły to z własnej woli.
– Wypchaj się.
– Możecie przestać? – wtrącił się Nash. – Myślałem, że już lepiej się dogadujecie.
Racja, raz nastała taka chwila. Na moment, najkrótszy z możliwych, zawiesiliśmy broń. Było to następstwo porwania Maddie i ataku na Nasha. Wtedy pomyślałam, że ja i Caden może właśnie odnajdujemy to, co kiedyś mieliśmy. Ale z chwilą, gdy wszystko dobrze się skończyło, mężczyzna znów się zdystansował.
– Znajdę jakieś miejsce – burknęłam i pospiesznie opuściłam grupkę.
Na parkiecie sali w półkole ustawiono co najmniej dwa tuziny rozkładanych krzeseł. W ten sposób stworzono pośrodku coś na wzór sceny. Dwóch stojących tam ratowników miało przeprowadzić dla nas ponowne przeszkolenie z zasad udzielania pierwszej pomocy. Przyjrzałam się zebranym ludziom i ruszyłam wprost do tej jednej osoby, która nie mogłaby wyprowadzić mnie z równowagi.
Rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na krześle obok Roana. Spojrzał na mnie przelotnie, ale z pewnością zdążył uważnie przestudiować mój wyraz twarzy, tak jak zawsze to robił. Dostrzegał znacznie więcej niż nasi bracia. Czasami wydawało mi się, że to z powodu życia w ciszy. Dzięki temu był świadomy nawet najdrobniejszej zmiany w otoczeniu.
– Gorszy dzień?
– Turyści-idioci udający, że mogą wspiąć się na Everest. Wścibscy koledzy z pracy. Bubek Caden. – Świadomie pominęłam kwestię Rance’a, bo chociaż Roan był najbardziej wyrozumiały z rodziny, to nie czyniło go to mniej nadopiekuńczym. A ostatnie, czego potrzebowałam, to braci wtrącających się w moje życie miłosne i chroniących mnie przed adoratorem.
– Ci turyści – burknął z dezaprobatą.
Sam musiał się użerać z ludźmi jako leśniczy pracujący dla Departamentu Służb i Połowu Dzikiej Przyrody. Zazwyczaj odwiedzający nie dbali o należyte przechowywanie jedzenia, co skutkowało wabieniem niedźwiedzi. Wtedy właśnie Roan wkraczał do akcji.
– Lato już prawie się skończyło – pocieszyłam go.
– I tak było za długie.
Ktoś przesunął krzesełko obok, co wywołało piszczący dźwięk, więc spojrzałam w górę. Odrobina spokoju, którą odnalazłam w towarzystwie brata, uciekła w jednej sekundzie.
Caden podwinął rękawy koszuli, ukazując tym samym opaleniznę i naprężone mięśnie. Poczułam, jak pulsuje we mnie wściekłość. Nawet ręce miał seksowne.
– Usiądź gdzie indziej – warknęłam.
Uniósł brew.
– Można by pomyśleć, że działam na ciebie, Gigi.
– Działasz tak, że aż mam niestrawność.
Roan powstrzymał śmiech, a Caden wyciągnął rękę i wyłożył ją na oparciu mojego krzesła.
– Więc mówisz, że powoduję głębokie uczucia…
Zacisnęłam szczęki i uszczypnęłam paznokciami wnętrze tej przeklętej ręki.
– Kurwa. Schowaj te szpony.
– To ty chciałeś tu usiąść. – Przez co miałam być wkurzona przez resztę wieczoru.
– Dziękuję wszystkim za przybycie – usłyszeliśmy donośny głos Holta, który stanął właśnie pośrodku półkola.
– Gdzie Lawson? – zapytałam cicho Roana.
– Nie miał z kim zostawić chłopaków.
Nasz najstarszy brat był najlepszym tatą na świecie. Wiedziałam jednak, że wychowywanie dzieci w pojedynkę nie należało do najłatwiejszych zadań. Mężczyzna jednak nigdy nie prosił o pomoc, no chyba że naprawdę nie miał innego wyjścia.
Holt przedstawił ratowników medycznych, po czym od razu rozpoczęliśmy szkolenie. Przeszliśmy do omawiania podstawowego opatrywania ran. Z racji treningów do pracy i dorastania w ekipie ratowniczej byłabym w stanie wyrecytować z pamięci tę prezentację.
W mojej torbie zawibrował telefon, ale zignorowałam to. Starałam się skupić na tym, jak dobrze przemyć i odkazić ranę przed opatrzeniem, mimo że czułam, jak falami dociera do mnie ciepło Cadena. Byłam świadoma każdego ruchu mężczyzny, lecz gdy nieznacznie dotknął mojej ręki, podskoczyłam jak rażona prądem.
Roan spojrzał na mnie zdziwiony, po czym założył ręce na piersi i wrócił wzrokiem do ratowników.
Telefon znów zawibrował, więc schyliłam się i wyciągnęłam go z torebki. Jeszcze zanim zdążyłam go odblokować, ponownie zadrżał mi w dłoni. Stuknęłam w ekran i aż się skrzywiłam przez to, co zobaczyłam.
Rance:
Dużo myślałem o tym, co powiedziałaś.
Najtrwalsze związki, jakie widziałem w swoim życiu, zaczynały się właśnie od przyjaźni. Uczucie pojawiało się później.
Daj nam drugą szansę. Pozwól zabrać się na kolację w ten weekend. Możemy też spędzić dzień na jeziorze.
Nerwowo wbijałam paznokieć w opuszkę palca. Czułam niepokój gdzieś w brzuchu. I tyle przyniosła szczera rozmowa, która miała pomóc zakończyć tę sprawę.
– Czego chce od ciebie ten dupek?
Byłam tak pogrążona we własnych myślach, że w ogóle nie zauważyłam, jak Caden się do mnie przybliżył. Jego usta znajdowały się tylko milimetry od mojego ucha.
– Nie interesuj się. – Zdzieliłam go łokciem w bok.
– Naprzykrza ci się?
Nie umknęła mi nerwowość w jego głosie. Chociaż mężczyzna bardzo skutecznie izolował się ode mnie w sferze emocjonalnej, to nadal rościł sobie prawo do tego, by zabawiać się w mojego starszego brata numer pięć. Tylko pogarszał tym sytuację powstałą z racji jego braku lojalności. Bolało mnie to.
– Nie, to znajomy – wyszeptałam.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Nie pisze jak ktoś, kto chce być tylko twoim znajomym.
– W zeszłym miesiącu poszliśmy na kilka randek. Nic wielkiego.
Widziałam, jak szczęki Cadena zaciskają się, aż drga mu mięsień.
– Nie jest dla ciebie wystarczająco dobry.
Chciałam wsłuchać się jeszcze uważniej w jego słowa, znaleźć w nich o wiele więcej, niż powinnam. Pragnęłam usłyszeć nutkę zazdrości i pożądania, a do tego milion innych rzeczy… ale niczego z tego tam nie było. Nawet moje zdradzieckie serce zdawało sobie z tego sprawę.
Ponieważ w ten jeden dzień, kiedy miałam piętnaście lat, wszystko się zmieniło. Caden może i mnie uratował, ale zniszczył naszą przyjaźń. Zamienił ją w oziębłą znajomość. Dlatego z chwilą, gdy obudziłam się ze śpiączki, nie straciłam tylko możliwości przeżycia przyszłości w normalności. Ja utraciłam wszystko. Straciłam też jego.
BESTSELLERY
- EBOOK
36,90 zł 51,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
19,90 zł 32,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: SuperNowaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: KatalogWiedźmin Geralt to kulturowy fenomen naszego stulecia! Postać stworzona przez Andrzeja Sapkowskiego zawładnęła umysłami milionów ludzi na całym świecie! Zatem opowieść trwa, a historia nie kończy się nigdy...
33,90 zł 39,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.