Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tyle jeszcze przed nami - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lipca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Tyle jeszcze przed nami - ebook

Powrót do ulubionej serii czytelniczek Natalii Sońskiej! Niebanalna historia, dzięki której możesz się rozmarzyć…

Magdę zostawił chłopak. Niby mogła się tego spodziewać, w końcu wszystko do tego zmierzało, zaniedbanie relacji i rutyna robiły swoje, ale i tak zostały wspomnienia i żal. Czas jednak wziąć sprawy w swoje ręce i odciąć przeszłość grubą kreską. Niekiedy najlepiej zacząć od nowa.

Restart jest tym łatwiejszy, że przed Magdą nowe wyzwania w pracy i nowe znajomości… Adam wydaje się miłym i dobrym człowiekiem, a czas spędzany z nim upływa Magdzie bardzo przyjemnie. Czy rodzące się między nimi uczucie zwycięży z nagłą fascynacją skrytym i piekielnie uzdolnionym Piotrem, szefem kuchni?

Życie ma dla Magdy w zanadrzu sporo niespodzianek, ale czy odmieni się na lepsze? Każdy dzień może stać się tym najpiękniejszym, jeśli tylko korzystasz z szans, które się trafiają!

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66839-55-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wejście do tego pustego mieszkania było dla Magdy jednym z najtrudniejszych przeżyć w ostatnim czasie. Wspomnienia, które powracały na samą myśl o tym, że znów otworzy drzwi do świata, który jeszcze kilka tygodni temu szczęśliwie dzieliła z Michałem, powodowały wręcz namacalny ból. Ale czy na pewno szczęśliwie? Nie układało im się w ostatnim czasie, nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż żywiła do niego uczucie, choć teraz zupełnie nie umiała go już nazwać. Może to było zwyczajne rozczarowanie? Może nie bolała jej utrata ukochanego, a po prostu człowieka, do którego przez tyle lat się przyzwyczaiła? A Magda nie lubiła zmian. Coraz częściej jednak uświadamiała sobie, że w najbliższym czasie czeka ją ich znacznie więcej, niż sobie wyobrażała.

Kłucie w klatce narastało z każdym kolejnym stopniem. Od momentu, gdy wyciągnęła ze skrzynki na listy pęk kluczy, które Michał zostawił jej przed wyjazdem, a potem zaczęła wchodzić na piętro, na którym znajdowało się ich wspólnie wynajęte mieszkanie, coraz bardziej obezwładniał ją strach. I nie bała się pustki, tylko tego, z jaką siłą znów uderzą w nią wspomnienia i plany, które oboje zostawili w tym miejscu, bez szans, że kiedykolwiek jeszcze się spełnią.

Gdy pchnęła drzwi, od progu powitał ją przejmujący chłód. I nie tylko dlatego, że w mieszkaniu było faktycznie zimno. Wszystkie emocje, które się teraz w niej obudziły, przypomniały jej właśnie o tym popołudniu, podczas którego Michał oznajmił jej, że to koniec. Znów poczuła rozczarowanie, ból, gorycz, które wtedy ją przepełniły. Nie, nie wybaczyła mu zdrady. Pogodziła się z rozstaniem, którego zresztą podświadomie się spodziewała, ale nie była w stanie zrozumieć, dlaczego zrobił coś tak obrzydliwego. Wzdrygnęła się na samą myśl.

Weszła niepewnie w głąb mieszkania i rozejrzała się wokół. Niewiele się tu zmieniło. Gdyby nie wytężyła wzroku, pewnie nie dostrzegłaby tu żadnych zmian. Michał zostawił niemal wszystko, co przez lata wspólnie zgromadzili – sprzęty w kuchni, ozdoby w salonie, obrazy. Czy nie chciał, by cokolwiek mu o niej przypominało, czy pragnął zachować się na swój sposób szlachetnie, nie wiedziała. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Zauważyła, że poza jego osobistymi rzeczami, które zniknęły z sypialni, na stoliku obok telewizora nie było już gramofonu i całej kolekcji płyt. W zasadzie to była tylko jego pasja, Magda nigdy nie rozumiała fenomenu tego urządzenia, ale starała się nie wchodzić Michałowi w drogę. Nawet kiedyś kupiła mu na urodziny kilka płyt winylowych, choć chyba nie do końca trafiła wtedy w jego gust.

Im dłużej Magda rozglądała się po mieszkaniu, tym bardziej czuła się tu obco. Nie umiała odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, która właśnie tutaj boleśnie o sobie przypomniała. Objęła się mocno ramionami i wzięła głęboki wdech. Nie mogła tu zostać.

– Beti? – odezwała się do telefonu, który przyjaciółka w końcu odebrała, po czym odruchowo spojrzała na zegarek. – Nie obudziłam cię?

– Nie, jeszcze nie spałam. Coś się stało?

– Właściwie… Sama nie wiem, czemu dzwonię – westchnęła i usiadła zrezygnowana na sofie.

– Jesteś jeszcze w pracy?

– Nie, przed chwilą wróciłam.

– I jesteś u rodziców?

– Przyjechałam do mieszkania…

Po drugiej stronie na chwilę zapadła głucha cisza. Beata doskonale wiedziała, co się stało między Magdą a Michałem, wiedziała też, że Magda od ponad miesiąca pomieszkiwała u swoich rodziców na Oliwie, mimo że jej były już dawno wyprowadził się z ich wspólnego mieszkania. Bo choć starała się pokazywać, że jest silna i świetnie sobie radzi, przybierając na zewnątrz nienaganną maskę, w środku ledwo się trzymała, rozsypując się na kawałeczki na samą myśl o Michale.

– Chcesz, żebym przyjechała? – zapytała Beata.

– Nie, no coś ty. Jest już po jedenastej… – odparła niepewnie.

– Planujesz tam nocować?

– Sama nie wiem, co robić. Tak, chyba dziś zostanę.

– Magda, jeśli chcesz, mogę przyjechać. Mam jutro drugą zmianę.

– Bartek by mnie udusił. – Wysiliła się na niemrawy dowcip.

– Bartek już chrapie – prychnęła Beata. – Będę za pół godziny. Masz jakieś wino?

– Coś jeszcze było. Jeśli Michał… – Zamilkła i zamknęła oczy, by nie dopuścić do łez.

– Przywiozę, co trzeba.

– Dziękuję… – odpowiedziała półgłosem.

Magda poznała Beatę podczas jednej z pierwszych studenckich imprez w akademiku. Co prawda sama mieszkała w domu z rodzicami, często jednak bywała w domach studenckich podczas integracji na pierwszym roku. Beata studiowała wtedy biotechnologię, szybko jednak stwierdziła, że na pewno jej nie skończy. Chciała iść na medycynę i kiedy po pierwszym roku jeszcze raz podeszła do matury, by poprawić swoje wyniki, od razu wskoczyła do pierwszej dziesiątki podczas rekrutacji. Znajomych jednak nie zamierzała zmieniać, zaprzyjaźniła się z Magdą i całą grupą z politechniki. A Magda z kolei pewnego razu zaprosiła Beatę na parapetówkę, gdy z Michałem wynajęli mieszkanie. Tak poznała ją z Bartkiem, jej obecnym narzeczonym, a kolegą z pracy Michała. Przynajmniej oni teraz szczęśliwie układali sobie życie…

Kiedy przyjaciółka rozłączyła się, Magda znów powiodła wzrokiem po pomieszczeniu. Było niemal nieskazitelnie czysto. Poza cienką warstwą kurzu, która zebrała się na meblach w ciągu jej nieobecności, mieszkanie było idealnie uprzątnięte. No tak, Michał zawsze dbał o porządek, nic więc dziwnego, że zostawił go również po sobie. No prawie, bo w ich relacji porządnie nabałaganił.

Magda musiała jednak w końcu pogodzić się z tym rozstaniem. Momentami docierały do niej nawet myśli, że nie boli jej sam koniec relacji, a to, że Michał tak bardzo ją upokorzył. Bo nawet jeśli prosiła go wtedy o kolejną szansę, robiła to tylko dlatego, że nie wyobrażała sobie aż tak diametralnej zmiany w życiu. Czy rzeczywiście go kochała? Wydawało jej się, że to uczucie minęło już jakiś czas temu, a ich związkiem zaczęło rządzić po prostu wygodne przyzwyczajenie.

Wpatrując się w wyłączony telewizor, siedziała tak bez ruchu aż do momentu, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili zmarszczyła brwi w zastanowieniu, dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że to przecież Beata.

– Kupiłam wino, chipsy i czekoladę – powiedziała przyjaciółka już w progu, gdy Magda z ponurą miną otworzyła jej drzwi, po czym szybko dodała: – chociaż widzę, że słodycze tym razem nie pomogą.

– Wino przynajmniej zagłuszy – odparła Magda i sięgnęła po butelkę.

Obie udały się do salonu, gdzie Magda wyciągnęła z szafki dwa kieliszki i od razu rozlała im trunek, po czym sama opróżniła niemal całą lampkę naraz.

– Dziwne… – powiedziała Beata, rozglądając się wokół.

– Co jest dziwne?

– No… Nic się tutaj nie zmieniło. Zupełnie nic. Poza… – Spojrzała na pustą szafkę, na której jeszcze niedawno stał gramofon Michała.

Magda tylko wzruszyła ramionami. Tak, też to zauważyła. Wszystko zostało na swoim miejscu. Czy zrobił to ze szlachetnych pobudek, czy z powodu wyrzutów sumienia? A może po prostu mu na tych rzeczach nie zależało, zupełnie tak jak na ich związku. Magda poczuła nagle ucisk w gardle i odruchowo opróżniła wciąż trzymany w dłoni kieliszek.

– Nadal się nie odzywał? – zapytała ostrożnie Beata.

– Nie. I już się raczej nie odezwie.

– Czyli…

– Czyli myliłam się, twierdząc, że może sobie to jeszcze wszystko przemyśli i wróci – ucięła stanowczo Magda i wzięła głęboki wdech, po czym nalała sobie kolejną słuszną porcję alkoholu.

– Magda, tego związku chyba już nie warto żałować. Skoro się skończył, skoro Michał odszedł, czas wziąć się w garść i iść dalej.

Magda popatrzyła na Beatę. Czy potrzebowała „brać się w garść”? Przecież nie była w jakiejś poważnej rozsypce, wcale nie czuła, jakby życie jej się skończyło. Czuła żal do Michała, ale tak naprawdę, choć wstyd jej się było przyznać, zaczynała odczuwać ulgę. Czy miała jednak powód do wstydu? Skoro oboje nie czuli już od dawna nic poza przyzwyczajeniem… Nie musiała przecież przechodzić jakieś umownej żałoby po byłym, nie musiała opłakiwać związku, który tak naprawdę od dawna był dziwną, pozbawioną uczuć relacją, a nawet uwiązaniem! I tak powinna do tego podchodzić.

Jedyne, co nie pozwalało jej do końca uporać się z tą przeszłością, to właśnie to, że ostatecznie Michał ją zdradził. Choć sama wiedziała, że nie była w tym wszystkim do końca w porządku, choć była świadoma tego, jak bardzo poświęcała się pracy, wyznawała zasadę, że mimo wszystko, nawet jeśli wiedzieli, że ich związek się niebawem skończy, powinni być wobec siebie wierni do samego końca. Z szacunku do drugiego człowieka i do tych wszystkich spędzonych ze sobą lat. Bez względu na to, czy były szczęśliwe, czy nie.

– Magda? – usłyszała nagle, jakby z oddali głos przyjaciółki.

– Tak?

– Pytałam, co dalej, co zamierzasz?

– Muszę się stąd wyprowadzić – powiedziała stanowczo, zaskakując samą siebie.

Beata zamrugała równie zaskoczona, po czym wyprostowała się i powiedziała z jaśniejącym na twarzy uśmiechem.

– Pomogę ci się pakować, choćby jutro!

– Naprawdę?

– No jasne!

Magda popatrzyła na Beatę, uśmiechając się, a po krótkim zastanowieniu, dodała:

– No dobra, może niekoniecznie jutro. Muszę najpierw poszukać czegoś nowego, bo do rodziców nie mam zamiaru wracać.

– Co, dali ci popalić? – zaśmiała się przyjaciółka.

– Wiesz, po tych kilkunastu latach osobnego mieszkania nie potrafię już z nimi funkcjonować. Zupełnie inne nawyki. Nawet to, że odstawiam kubek do zlewu zamiast od razu go umyć, było zapalnikiem do sprzeczki i okazją do ponownego wyrzucenia mi, że przez mój pracoholizm straciłam tak wspaniałego mężczyznę – powiedziała z przekąsem.

– Co takiego?!

– Szkoda gadać… – Machnęła dłonią. – W każdym razie do rodziców w najbliższym czasie będę wpadać co najwyżej na niedzielne obiadki. Co trzy tygodnie. Przyda nam się trochę odpoczynku od siebie.

– Swoją drogą… Rzeczywiście powinnaś chyba trochę zwolnić. Nie wyglądasz najlepiej i najchętniej jutro widziałabym cię w przychodni po skierowanie na badania kontrolne. Anemię masz wypisaną na twarzy.

Magda tylko upomniała ją spojrzeniem. Może faktycznie dużo pracowała, może i zaniedbała przez pracę wiele spraw, w tym związek z Michałem, co z pewnością było jedną z przyczyn ich rozstania, teraz jednak praca pozwalała jej w miarę normalnie funkcjonować. Bo tak naprawdę dzięki niej nawet nie miała czasu, by się załamać. Tam musiała być przecież zawsze w formie.

– Jutro nie mogę – powiedziała. – Szykujemy się do otwarcia drugiego lokalu i dopóki Wiktor nie zdecyduje się w końcu na zatrudnienie drugiego menadżera, wszystko jest na mojej głowie. Muszę ogarnąć obie restauracje.

– Za dużo na siebie bierzesz. I na zbyt wiele pozwalasz swojemu szefowi.

– Całkiem nieźle mi za to płaci, więc nie narzekam. Poza tym lubię moją pracę.

– Tak, zdążyłam zauważyć, że praca to dla ciebie całe życie – powiedziała swobodnie i bez zastanowienia Beata, po czym popatrzyła na Magdę przepraszająco.

Kobieta znów upiła spory łyk wina, by zagłuszyć bolesne myśli, które na nowo zaczęły dobijać się do jej umysłu.

– A Bartek…

– Czy ma jakiś kontakt z Michałem?

Magda skinęła głową, choć w tej samej chwili pożałowała, że o to zapytała. Chyba już nie chciała wiedzieć, co się z nim działo.

– Nie wiem – odezwała się Beata. – Może ma, ale mi o tym nie mówi. Zresztą Bartek wie, że jestem cięta na Michała, więc nawet jeśli się kontaktują, to nie wspomina mi o tym, żeby mnie nie denerwować. Raz tylko… – Przyjaciółka na chwilę zamilkła i uważnie popatrzyła na Magdę, a kiedy ta skinęła głową, Beata dodała: – Bartek wspomniał, że Michał przeprowadza się do Warszawy, bo otworzyły się tam dla niego nowe perspektywy i… nie, to nieważne.

– No powiedz… – Magda westchnęła, starając się nie dać po sobie poznać, że zaczynało ją nieprzyjemnie kłuć w okolicy serca.

– No bo on w Warszawie poznał tę…

– Masz rację – przerwała jednak Magda ostro, gdy poczuła wilgoć pod powiekami. – To nieważne. To już mnie nie dotyczy.

– Przepraszam. – Beata uścisnęła dłoń przyjaciółki. – Nadal nie rozumiem, jak mógł ci to zrobić. Obiecuję, że nie będę już poruszać jego tematu. A gdy tylko go zobaczę, to dostanie ode mnie w twarz.

– Po co miałabyś się z nim spotykać… – odparła obojętnie Magda – skoro wyjechał…

– Pewnie spotkam się z nim na weselu Piotrka. Tego ich kolegi z pracy. O ile przyjedzie.

– To już nie moja sprawa – powtórzyła Magda, po czym wstała z sofy i podeszła do okna.

Na zewnątrz było tak spokojnie i cicho. Raz po raz po ulicy przejeżdżał jakiś samochód. Magda objęła się ramieniem w talii i zakołysała lampką z winem, po czym zanurzyła w niej usta. Zastanawiała się nad samotnie spędzonymi wieczorami. Już od dawna nie robiła tego tak często, jak w ciągu ostatnich tygodni. Tak naprawdę, kiedy Michał tu jeszcze mieszkał, nie zwracała uwagi na takie rzeczy. Wracała późno i po prostu kładła się spać ze świadomością, że jest obok. Czy teraz będzie jej tej świadomości brakowało? Przecież już od dłuższego czasu im się nie układało, a ich więź osłabła na tyle, że nawet nie mieli motywacji, by ten związek ratować. Może też dlatego po części uciekała w pracę? Z obawy przed tym, co czekało ją w domu? Może po prostu bała się przyznać, że gdzieś po drodze ich uczucie się rozmyło? Gdyby jednak było jej to tak zupełnie obojętne, przecież nie czułaby bólu, który znów zaczynał promieniować w okolicy serca. Wiedziała jednak, że nie może temu ulegnąć. Musiała wziąć się w garść i z podniesioną głową po prostu żyć dalej, oddzielając grubą kreską zamknięty w życiu etap. Tak, to zdecydowanie było bardziej w jej stylu niż rozpaczanie i rozpamiętywanie czegoś, czego i tak nie dało się uratować.

Chwilę później usiadła więc obok Beaty, wzięła na kolana laptop i wraz z przyjaciółką zaczęła przeglądać ogłoszenia z mieszkaniami na wynajem.

– A nie myślałaś o tym, żeby kupić coś swojego? Chyba poradziłabyś sobie z ewentualnymi ratami kredytu? – zapytała nagle Beata.

Magda popatrzyła na nią zaskoczona. Kiedyś, jeszcze gdy między nią a Michałem układało się całkiem dobrze, myśleli o tym, by w przyszłości kupić własne mieszkanie, z czasem jednak zupełnie o tym zapomnieli. Przez brak czasu i obowiązki Magda też nawet o tym nie myślała. Poza tym, przy jej trybie życia, w grę wchodziłby jedynie zakup czegoś wykończonego pod klucz, by mogła wejść i zamieszkać, a nie martwić się o wybór kafelków do łazienki czy narożnika do salonu. Niemniej Beata miała rację, bez problemu poradziłaby sobie teraz z ratami, tym bardziej że dzięki hojności szefa i ciągłym nadgodzinom już trochę zaoszczędziła.

Magda zacisnęła usta w zastanowieniu, a Beata, nie pytając o nic więcej, zmieniła dane w wyszukiwarce z „na wynajem” na „na sprzedaż”. Przez chwilę w ciszy przeglądały ogłoszenia, niektóre wydawały się naprawdę interesujące, a Magda nawet kilka zapisała w przeglądarce, by na spokojnie wrócić do nich następnego dnia. Cóż, skoro w ostatnim czasie zachodziło w jej życiu tyle zmian, czemu nie miałaby pójść o krok dalej? Nowe mieszkanie, całkiem nowy start w życiu. Właśnie w ten sposób postanowiła o tym wszystkim myśleć.Kiedy Magda kilkanaście dni temu przeglądała z Beatą ogłoszenia mieszkań na sprzedaż, nie sądziła, że znalezienie lokum odpowiedniego dla siebie, czyli wykończonego i wyposażonego tak, by mogła od razu się wprowadzić, okaże się takie trudne. W każdym, które znalazła, było coś do poprawy: a to łazienka, która została urządzona w koszmarnym stylu, a to układ pokoi, który należałoby zmienić, by mieszkanie stało się bardziej funkcjonalne, a to cena, która zniechęcała, mimo że wszystko pozostałe było idealne. A może to Magda była zbyt wybredna, może szukała wymówki. Z drugiej strony jednak przecież miała naprawdę sporo zainwestować, a kredyt, jaki zaproponował jej bank, uwiązałby ją na najbliższych kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt lat, nic więc dziwnego, że naprawdę skrupulatnie przeglądała każdą ofertę. Ostatecznie jednak, zrezygnowana i zmęczona poszukiwaniami, uznała, że jeszcze przez jakiś czas będzie musiała zostać w aktualnym mieszkaniu. Miała nadzieję, że wspomnienia z nim związane szybko się zatrą. Tak naprawdę już nie pamiętała większości spędzonych tutaj z Michałem chwil. A może po prostu nie było ich tak wiele. Zaczynała dostrzegać, jak dużo czasu spędzała w pracy. Michał miał sporo racji…

Upiła łyk mocnej kawy z ekspresu, który wspólnie z Michałem kupili jakiś czas temu. Wciąż smakowała tak samo dobrze. Spojrzała odruchowo na zegarek. Za piętnaście siódma. Co prawda sama ustalała sobie godziny pracy, Wiktor nigdy nie rozliczał jej z liczby przepracowanych godzin, bo i tak wyrabiała ich znacznie więcej, niż miała to w umowie. Niemniej lubiła zaczynać wcześnie, by jak najwięcej zrobić. Normalny pracownik w takiej sytuacji po prostu kończyłby wcześniej, Magda jednak była pracoholiczką. Nie było ku temu wątpliwości, już jakiś czas temu sama przed sobą się do tego przyznała. Nikomu jednak nie potwierdziła tego jeszcze na głos, wzbraniając się, jakby chcąc oszukać wszystkich dookoła, że wcale tak nie jest. Westchnęła tylko, odstawiła kubek do zlewu, zabrała z lodówki jogurt i – omiótłszy wzrokiem pomieszczenie i upewniwszy się, że wszystko zostawia we względnym porządku – wyszła w końcu z mieszkania. O tej porze korki w mieście dopiero zaczynały się tworzyć. Przejechała więc z Wrzeszcza do Śródmieścia w niecałe pół godziny.

Zaparkowała jak zwykle na parkingu nieopodal restauracji. Przebiegła przez Szeroką i, wbiegając po schodkach jednej z wąskich kamieniczek, weszła do wnętrza restauracji „La kuchnia”. W głównej sali było niemal zupełnie cicho. Słychać było jedynie szum odkurzacza i brzęk przestawianych za barem szklanek. Jak co rano ekipa sprzątająca przygotowywała salę na przyjęcie pierwszych gości, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik przed dziewiątą, kiedy kuchnia startowała z ofertą śniadaniową. Między innymi dlatego lubiła przychodzić tu tak wcześnie, nim we wnętrzach restauracji zaczynał panować przyjemny, ale jednak nieco rozpraszający gwar. Mogła się wtedy skupić na najważniejszych sprawach, zrobić strategiczne zamówienia, a dziś również przejrzeć ostatnie przesłane do niej CV, by po południu umówić się na kolejne rozmowy kwalifikacyjne.

Nowa restauracja nieopodal plaży w Jelitkowie była już niemal gotowa. Pozostało wykończenie kuchni, sprawdzenie wszystkich systemów informatycznych i zabezpieczających przez fachowców oraz transport krzeseł, które przez opóźnienia producenta jeszcze nie dojechały. No i rzecz jasna – zatrudnienie kilku osób z personelu, w tym szefa kuchni. Ten, z którym byli już dogadani, w ostatniej chwili zrezygnował, przyjmując inną ofertę z restauracji w Sopocie. Notabene z tej, z którą „La kuchnia” konkurowała od kilku lat. Magda nie miała wątpliwości, że i to podkupienie kucharza było celowym zagraniem, nie miała jednak ochoty walczyć na noże, co w tej branży było najbardziej trafnym określeniem. Mogła przebierać w ofertach, dlatego od razu zabrała się za ich przeglądanie.

– Jesteś już? – usłyszała w drzwiach swojego biura i odruchowo podniosła wzrok.

Wiktor, właściciel restauracji, oparł się o framugę, założył ręce na piersi i skrzyżował nogi. Uśmiechnął się i popatrzył pytająco na Magdę, a ta tylko przewróciła oczami.

– Nie, nie będę oskarżała cię o mobbing. To moja dobrowolna decyzja, że tyle czasu spędzam w pracy. O podwyżkę też nie poproszę – powiedziała, po czym uśmiechnęła się i dodała: – Na razie.

– No właśnie! – Roześmiał się. – Chyba poproszę o jakieś specjalne oświadczenie, że nie będziesz domagać się wyrównania nadgodzin.

– Wiesz, że nie marnuję czasu na bezczynne siedzenie za biurkiem.

– Wiem. Widzę to po saldzie swojego konta. – Wyszczerzył się. – I wiem, że to w dużej mierze twoja zasługa.

– I uważasz, że nie należy mi się za to jakaś premia uznaniowa?

– Premia owszem. Dzisiaj dostaniesz przelew – powiedział pogodnie, po czym podszedł do biurka Magdy i położył na blacie teczkę.

– Co to?

– Jeszcze jedno CV. Dostałem od znajomego z branży, warto spojrzeć.

– Ktoś oddał ci kucharza wartego uwagi, zamiast zatrudnić go u siebie? – Magda wyprostowała się zaintrygowana i ściągnęła z teczki gumkę, po czym zajrzała do środka i zrobiła wielkie oczy, gdy ujrzała życiorys… Piotra Radeckiego. Od razu popatrzyła na zadowolonego z siebie Wiktora.

– A haczyk?

– Haczyków brak. Pan Radecki złożył wypowiedzenie z powodów osobistych, a ponieważ Ernest miał z nim dobry układ, polecił go mnie, bo wspominałem na ostatnim balu restauratorów, że zamierzam otworzyć kolejny lokal i będę potrzebował pracowników. Mniejsza o szczegóły tej transakcji, najważniejsze, że nie ma żadnych wad ukrytych.

– Zdobył dla swojego poprzedniego pracodawcy gwiazdkę Michelin, Wiktor! Przecież dobrze znasz to nazwisko, w ostatnim czasie stało się mocno rozpoznawalne w branży! – Magda zamrugała z niedowierzaniem.

Wiktor stał z szerokim uśmiechem i dłońmi wbitymi w kieszenie spodni. Był z siebie wyjątkowo zadowolony. Magda jeszcze raz przestudiowała CV Radeckiego, po czym spojrzała na jego poważne zdjęcie zamieszczone w lewym górnym rogu.

– Żadnego podstępu? – musiała się jeszcze upewnić.

– Żadnego.

– Czyli mam rozumieć, że najlepiej odrzucić wszystkie pozostałe aplikacje i skupić się tylko na tej?

– Rozumiemy się bez słów. – Znów się wyszczerzył. – Ale żeby zachować pozory, umów się z nim na rozmowę i przeprowadź ją tak, jakbyśmy mieli w zanadrzu porównywalnie dobrych kandydatów. Niech nie myśli, że będziemy jeść mu z ręki.

– Dobrze wiesz, że będziemy. – Upomniała go spojrzeniem.

– Ale pan Radecki wcale nie musi o tym wiedzieć.

– Sądzę, że zna swoją wartość doskonale. Ile mogę mu zaproponować?

– Znasz stawki. I liczę na ciebie, mam nadzieję, że go przekonasz.

– Lepiej mi powiedz, o ile mogę je podnieść podczas negocjacji.

– Dziesięć procent. Plus jakiś profity, rzecz jasna w granicach rozsądku – rzucił i zaczął się wycofywać.

– Wiktor? – Zatrzymała go jeszcze i popatrzyła z przebiegłym uśmiechem. – A co z tym przelewem?

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, pokręcił głową i potwierdził, że do południa zobaczy na koncie okrągłą sumkę za swoje zaangażowanie w sprawy restauracji. Odprowadziła go spojrzeniem i uśmiechnęła się pod nosem, po czym wróciła do studiowania CV pana Piotra Radeckiego. Nie można było zaprzeczyć, że było imponujące. Szkoła kulinarna w Paryżu, staże w najlepszych restauracjach na świecie, prowadzenie jednej z najlepszych restauracji w Polsce, właśnie tej w Warszawie, i to już na początku kariery. I co najważniejsze – zdobycie dla niej najbardziej prestiżowej nagrody. Który normalny właściciel restauracji wypuściłby z rąk takiego szefa kuchni? Nie zamierzała się jednak zastanawiać. Skoro Wiktor sam podsunął jej tego człowieka i niemal za niego ręczył, nie powinna mieć żadnych wątpliwości. Do niej należało jedynie przekonanie go, by zaczął u nich pracę. Spojrzała na zegarek. Było jeszcze chyba zbyt wcześnie na telefon, powinna odczekać co najmniej do dziewiątej. W pierwszej kolejności zabrała się więc za składanie zamówienia do karty win, potem zadzwoniła do pralni, by zapytać, o której może podjechać po świeże obrusy, a na koniec oddzwoniła do przedstawicielki jednego z wydawnictw, by potwierdzić kolację firmową w najbliższy sobotni wieczór. Kiedy pozałatwiała te najważniejsze sprawy, ponownie położyła przed sobą CV Piotra Radeckiego i wybrała jego numer.

Stukając długopisem w blat swojego biurka, oczekiwała na połączenie, po czym wsłuchała się w miarowy sygnał. Kontrolnie spojrzała na zegarek. Odchyliła się na chwilę w fotelu i już miała się rozłączać, gdy po drugiej stronie usłyszała w końcu szum, a potem odezwał się męski głos:

– Słucham?

– Dzień dobry, z tej strony Magda Bednarska, czy dodzwoniłam się do pana Piotra Radeckiego?

– Zgadza się – odparł krótko z lekkim zniecierpliwieniem w głosie.

– Jestem menadżerką restauracji „La kuchnia” w Gdańsku. Otrzymałam pana CV od pana… Ernesta Krawczyka – kontynuując, zerknęła na wizytówkę przypiętą do dokumentu. – Podobno poszukuje pan pracy, a tak się składa, że my poszukujemy najlepszego w Polsce szefa kuchni. – Starała się być przesadnie miła.

– Rozumiem. Kiedy mam przyjść na rozmowę? – zapytał obojętnym, ale stanowczym tonem.

Magda zamrugała szybko, zbita z tropu. Żadnego „dziękuję za telefon”, „bardzo mi miło, że pani dzwoni”? Może i był ostatnio jednym z najbardziej rozchwytywanych szefów kuchni w Polsce, zdecydowanie znał swoją wartość, ale nie spodziewała się takiego zupełnego braku manier i wywyższania się, co świetnie czuła już po tych kilkunastu sekundach rozmowy. Z drugiej strony, w końcu dzwoniła w sprawie pracy, a Radecki po prostu przeszedł do rzeczy. Niemniej zrobiło jej się dziwnie nieswojo. Musiała odchrząknąć i wyprostowała się na krześle.

– Proponuję piątek o piętnastej. Jeśli pasuje panu taki termin, mogę…

– W porządku – wszedł jej w słowo.

Magda skrzywiła się. Już czuła, że ta współpraca będzie się układała wyjątkowo opornie.

– Świetnie. Zapraszam zatem do…

– Wiem, gdzie jest „La kuchnia”. – Znów jej przerwał.

Tym razem jednak Magda, już zniesmaczona, odparła pewnym, ostrym tonem:

– Chciałam zaprosić pana do naszego nowego lokalu, który nie znajduje się na Szerokiej. Jeśli jest pan zainteresowany, wyślę na e-mail zaproszenie z dokładnym adresem oraz szczegółami stanowiska pracy.

Na chwilę po drugiej stronie zapanowała cisza. Magda uśmiechnęła się zwycięsko, po czym przez głowę przemknęła jej myśl, że mogła swoim tonem zniechęcić Radeckiego… Na chwilę tylko się zmieszała. Ostatecznie przecież to on nie wykazał się dobrymi manierami, nawet w rozmowie przez telefon. Cierpliwie czekała więc na jakąkolwiek odpowiedź.

– Dobrze, czekam zatem na wiadomość – powiedział w końcu bez emocji w głosie.

– Wyślę ją do pana w ciągu piętnastu minut. Gdyby miał pan dodatkowe pytania, pozostaję do dyspozycji.

– Dziękuję.

Choć tyle, pomyślała, po czym grzecznie pożegnała się i zakończyła rozmowę. Miała bardzo mieszane uczucia, przez chwilę jeszcze wpatrywała się w zdjęcie swojego rozmówcy, zastanawiając się, czy na żywo też jest taki trudny w obyciu, czy może miał po prostu gorszy dzień. Tak czy inaczej, już wiedziała, na jaki charakter spotkania się nastawić. I na pewno nie da sobie wejść na głowę. Takie rozmowy z pracownikami, którzy zgłaszali się do niej z roszczeniami, zwykle dotyczącymi płacy, przeprowadzała co najmniej trzy razy w miesiącu.

Wyprostowała się więc i wystosowała do pana Radeckiego bardzo formalny e-mail, dokładnie opisując stanowisko pracy, wymagania oraz, rzecz jasna, wskazując adres nowego lokalu niedaleko plaży w Jelitkowie. Zamknęła laptop, po czym spojrzała na swoją listę spraw do załatwienia i odhaczyła kolejny punkt.

– Jestem umówiona z Radeckim na piątek – powiedziała, gdy, przechodząc przez kuchnię, minęła się znów z Wiktorem. – Ty go znasz?

– Osobiście nie. Ale słyszałem same dobre rzeczy na jego temat.

– Jego czy jego pracy?

– A to jakaś różnica? – Wiktor się zatrzymał.

– Co do zasady nie. Ale musimy stworzyć zespół, a przez telefon ten cały Piotr sprawił wrażenie zadufanego w sobie.

– Gdybyś miała takie osiągnięcia, też miałabyś prawo do wyniosłości.

– Mimo wszystko raczej starałabym się być grzeczna – prychnęła. – Poza tym uważam, że niemało osiągnęłam, a chyba nie jestem wyniosła? – zaśmiała się.

Wiktor udał, że mocno się nad tym zastanawia, po czym uśmiechnął się tylko i zapytał, gdy zarzuciła na siebie płaszcz:

– Wychodzisz?

– Tak, jadę do drukarni zaakceptować projekty karty dań i wybrać okładki. A czegoś potrzebujesz?

– W zasadzie to myślałem, że napijemy się kawy.

Magda zerknęła na zegarek i przestąpiła z nogi na nogę.

– A czy to coś pilnego, czy może zaczekać dwie godzinki?

– Magda. – Upomniał ją spojrzeniem Wiktor. – Chciałem się tylko napić z tobą kawy, nie miałem zamiaru omawiać żadnych kwestii służbowych. – Uśmiechnął się.

– A-aha. – Zamrugała zaskoczona. – A czy w takim razie możemy napić się jej po moim powrocie? Czy już cię nie będzie?

– Wylatuję jutro rano. Może w takim razie umówmy się za dwie godziny w „Szalotce”. Bo, jak mniemam, tam pojedziesz prosto z drukarni?

– Jak ty mnie znasz… – Westchnęła teatralnie i już miała coś dodać, gdy w jej torebce rozdzwonił się telefon.

Spojrzała na wyświetlacz i przeprosiwszy Wiktora, odebrała w drodze do drzwi wyjściowych. Kolejna służbowa rozmowa potoczyła się pomyślnie, transport krzeseł do „Szalotki” miał dotrzeć jutro przed południem!

Coraz bardziej ekscytowało ją to nowe otwarcie. Co prawda menadżerką „La kuchni” była już od kilku lat, niemniej tam została zatrudniona po wielu latach działalności restauracji, „Szalotka” natomiast była niejako jej dzieckiem. Gdy tylko Wiktor oznajmił, że zakupił kolejny lokal i ma zamiar otworzyć tam następną restaurację, bez wahania podjęła wyzwanie stworzenia tego miejsca. Tylko przez chwilę miała obawę, czy podoła prowadzeniu dwóch restauracji jednocześnie. Wiktor obiecał jednak, że jej zadaniem będzie jedynie rozkręcenie „Szalotki”, postawienie jej na nogi, a później sam zajmie się jej zarządzaniem lub po prostu kogoś zatrudni. Przystała więc na taki układ. Uwielbiała wyzwania, a ta praca dawała jej naprawdę dużo satysfakcji. Była dla niej wszystkim.

Nim zdążyła wyjechać na główną ulicę po załatwieniu sprawy w drukarni, po raz kolejny rozdzwonił się jej telefon. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy ujrzała numer Beaty i włączyła tryb głośnomówiący.

– Hej! Właśnie skończyłam dyżur i jestem głodna jak wilk! Jesteś w restauracji? Mogę wpaść na to wasze wypasione śniadanie?

– Cześć! Aktualnie jestem w samochodzie. Jadę do „Szalotki” zawieźć projekty karty dań dla Wiktora. Wpadnij, jeśli chcesz zobaczyć, jak wygląda wnętrze, a potem pojedziemy razem do „La kuchni”.

– Dobrze, wsiadam w takim razie w taksówkę i będę za jakieś pół godziny! – odparła wesoło Beata.

Miała nadzieję, że Wiktor nie będzie miał jej tego za złe, w końcu znali się z Beatą, a skoro mieli tylko napić się szybkiej kawy, a nie omawiać żadnych kwestii związanych z pracą, przecież mogli się jej napić we trójkę. Niedługo później zaparkowała samochód nieopodal nowego lokalu, zabrała karton z kilkoma prototypami menu i udała się w stronę wejścia. Już przez duże okno zobaczyła, że w środku Wiktor rozmawia z jednym z wykonawców, który zajmował się instalacją elektryczną i oświetleniem całego wnętrza. Uśmiechnęła się pod nosem i zwolniła trochę. Dotąd nie postrzegała go w kategoriach potencjalnego partnera, była w związku i żadne inne relacje po prostu jej nie interesowały. Musiała jednak przyznać, że Wiktor, mimo ponad czterdziestki na karku, był naprawdę atrakcyjnym mężczyzną. A może to właśnie wiek działał tak na jego korzyść? Delikatne zmarszczki w kącikach oczu, lekko przyprószone siwizną na skroniach włosy zdecydowanie dodawały mu uroku. Do tego umięśnione, wysportowane ciało… Kiedy złożył ręce na piersi, podwinięte rękawy białej koszuli opięły jego muskulaturę. Magda zaśmiała się pod nosem i pokręciła nieznacznie głową. Skąd w ogóle wzięły się w jej głowie takie pomysły! To, że była teraz wolną kobietą, nie oznaczało, że miała desperacko zwracać uwagę na każdego atrakcyjnego mężczyznę, a już na pewno nie na swojego szefa! Ta relacja od początku do końca miała swoje określone granice, które Wiktor zresztą wielokrotnie podkreślał. Nie łączył relacji służbowych z osobistymi, to była jego święta zasada. Znów upomniała się w myśli, po co w ogóle się nad tym zastanawiała?!

Poprawiła niesione na ramieniu pudło, podrzucając je lekko do góry, i w tej samej chwili napotkała na spojrzenie Wiktora. Nie zwlekając, przeprosił swojego rozmówcę i czym prędzej wyszedł z restauracji, by jej pomóc. Bez słowa przejął karton, po czym zaczął ją strofować:

– Mogłaś zadzwonić, podszedłbym po to pudło.

– Daj spokój, to nie jest nie wiadomo jaki ciężar. Poza tym byłeś zajęty. Jak ustalenia?

– W porządku. Do końca tygodnia powinniśmy mieć już gotową całą instalację. Ale będziesz musiała tego już dopilnować sama. – Spojrzał na nią przepraszająco.

– Jasna sprawa. – Uśmiechnęła się swobodnie.

Weszli do środka. Magda przywitała się z elektrykiem, po czym rozejrzała się dookoła z uznaniem. Miała wrażenie, że z każdym dniem to miejsce zmienia się coraz bardziej. Jeszcze wczoraj nie było ani karniszy, ani zasłon, ani kinkietów na ścianach. Dziś natomiast wisiały już nawet żyrandole i oświetlenie nad barem, a pani zajmująca się wystrojem właśnie prasowała zawieszone już przy oknach lekkie zasłonki.

– Co prawda ekspres jest jeszcze niepodłączony – zaczął Wiktor. Postawił na blacie pudełko przyniesione przez Magdę i obszedł dookoła bar. – Ale kawa jest, i to podobno najlepsza w mieście. – Postawił na kontuarze dwa papierowe kubki z logo jednej z najlepszych kawiarni w Gdańsku.

Magda uśmiechnęła się szeroko. Doskonale wiedziała, że musiał pojechać po nią niemal na drugi koniec miasta!

– Jeśli mi powiesz, że do kawy masz jeszcze ciasto, chyba ci się oświadczę. – Zaśmiała się, a Wiktor uniósł tylko kącik ust, po czym obok aromatycznej kawy postawił dwa talerzyki z czekoladowym ciastem.

Magda zacisnęła usta, popatrzywszy na desery, po czym przeniosła spojrzenie na Wiktora, wpatrującego się w nią teraz znacząco.

– Czekam na te oświadczyny – powiedział po chwili rozbawiony.

– Cóż, słowo się rzekło – powiedziała, starając się usilnie odgonić myśli, które naszły ją nieproszone przed wejściem do restauracji, by obrócić wszystko w żart. – Ożenisz się ze mną?

Wiktor obszedł ladę dookoła i stanął wyprostowany przed Magdą, przez chwilę patrząc na nią przenikliwym spojrzeniem.

– Propozycja warta rozważenia. – Uśmiechnął się szeroko, pochyliwszy się lekko w jej stronę, po czym przesunął w jej stronę talerzyk i kubek z kawą.

Na chwilę serce zabiło jej mocniej, szybko jednak opanowała emocje. Relacja szef – podwładna wychodziła im naprawdę dobrze, nie chciała tego zepsuć, za bardzo ceniła swoją pracę, by przez chwilową słabość stracić to wszystko, na co tak długo i ciężko pracowała. I była wdzięczna Wiktorowi za to, że bez słów ją rozumiał. Byli profesjonalistami. Wiktor był biznesmenem i nawet Magda nie do końca znała wszystkie branże, w jakich miał udziały. Zajmował się nieruchomościami, inwestował na giełdzie, to wiedziała na pewno. Jego pasją była jednak kuchnia i to właśnie temu poświęcał się najbardziej, sprawiało mu to ogromną przyjemność. Zwłaszcza że naprawdę dobrze gotował, o czym Magda zdołała się przekonać, gdy zorganizował kiedyś integrację pracowników podczas wspólnego gotowania w „La kuchni”. Dotąd zastanawiała się, dlaczego nie chciał stanąć za sterami tego miejsca i zostać szefem kuchni. Jak tłumaczył, nie miałby wtedy czasu na swoje inne interesy, które też były dla niego ważne. Nigdy nie dopytywała jednak o szczegóły jego życia prywatnego, oboje cenili sobie właśnie to, że ich przyjaźń ograniczała się do pracy – bo w zasadzie tę relację można było nazwać taką pracowniczą przyjaźnią.

– Daj znać, jak się namyślisz. – Puściła do niego oko, po czym sięgnęła po kubek z kawą.

Przez chwilę jeszcze mierzyli się spojrzeniami, gdy w końcu Wiktor zajął miejsce na hokerze obok.

– Zasadniczo mieliśmy się tylko napić kawy i nie rozmawiać o sprawach zawodowych – zaczął nagle, sprawiając, że zaintrygowana wyprostowała się na krześle. – Ale skoro jutro wyjeżdżam i nie wiem dokładnie, kiedy wrócę, chciałbym ci coś zaproponować.

– Czyżbyś na poważnie rozważał kwestię naszego potencjalnego małżeństwa? – Zaśmiała się trochę zbyt nerwowo.

– Małżeństwa niekoniecznie, nie jestem zwolennikiem takiego formalizmu. – Błysnął czarującym uśmiechem. – Ale związku i owszem.

Magda wbiła w niego zaskoczone spojrzenie i rozchyliła lekko usta. Nie wiedziała, co powiedzieć, zupełnie zbił ją z tropu, a myśli, które od kilkunastu minut krążyły jej po głowie, na tyle zamroczyły jej umysł, że nie pomyślała o niczym innym, jak o bliskiej, intymnej wręcz relacji ze swoim szefem. Wciągnęła głośno powietrze i zachowując zimną krew, zapytała:

– Co dokładnie masz na myśli?

– Spółkę – powiedział wprost.

Spółkę, nie spółkowanie! Dobrze usłyszałaś, upomniała się w myślach. Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, i popatrzyła na Wiktora wyczekująco.

– Chciałbym ci zaproponować część udziałów w „Szalotce”. W związku z moimi innymi interesami czeka mnie w najbliższym czasie trochę więcej wyjazdów niż zwykle, mogę nie być już tak dyspozycyjny. Na miejscu powinna być osoba, która będzie decyzyjna, a tobie mogę zaufać w zupełności. Jesteś najbardziej odpowiednia.

– Przecież mam wszystkie upoważnienia, nie muszę być wspólniczką – odparła mechanicznie zaskoczona tą propozycją.

– No dobrze, to miało ładnie zabrzmieć, ale chodziło mi przede wszystkim o to, by scedować na kogoś część swoich obowiązków. Poza tym widzę, jak bardzo angażujesz się w życie restauracji, i chciałbym w ten sposób wyrazić swoje uznanie.

– Chcesz mieć z głowy podwyżki i premie? – Zmrużyła oczy, udając powagę.

– Masz mnie. – Wyszczerzył się, po czym dodał: – Potrzebuję partnera biznesowego do prowadzenia restauracji. Wiem, że jako menadżer i tak zajmujesz się niemal wszystkim, jednak, tak jak mówiłem, spółka dałaby mi większą pewność…

– Boisz się, że odejdę? – Zrobiła wielkie oczy.

Wiktor wzruszył ramionami.

– Ufam ci, tak jak już powiedziałem, ale niczego nie można być w życiu pewnym. A ja potrzebuję tu kogoś, kto będzie dbał o ten interes jak o swój własny.

– Zaskoczyłeś mnie, Wiktor – powiedziała w końcu i wypuściła głośno powietrze, po czym zapatrzyła się w blat kontuaru, przetwarzając w głowie to, co przed chwilą usłyszała.

Zupełnie nie spodziewała się takiej propozycji, nie wiedziała, co powiedzieć. Zerknęła na niego – wpatrywał się w nią spokojnym, cierpliwym spojrzeniem.

– Jak miałyby wyglądać kwestie formalne? – zapytała wprost.

– Czyli nie mówisz „nie”?

– Żebym w ogóle zaczęła się zastanawiać, muszę znać więcej szczegółów.

– Wiesz, że nie dam ci zrobić krzywdy.

– Wiem – odparła, choć tak naprawdę miała jedynie taką nadzieję, co najwyraźniej dała Wiktorowi do zrozumienia, bo mężczyzna poprawił się na krześle, upił łyk kawy i sięgnąwszy po teczkę leżącą pod ladą po drugiej stronie baru, zaczął opowiadać o szczegółach tej współpracy, podsuwając Magdzie zarys umowy, procentowe rozbicie udziałów i rzecz jasna – koszty, jakie musiałaby ponieść tytułem wkładu własnego, ale i procentowy udział w zyskach, co chyba najbardziej ją przekonywało. Raz po raz zerkała na niego, jakby badając, czy czegoś nie ukrywa, czy nie ma w tym wszystkim drugiego dna, ale na tyle, na ile znała Wiktora, mogła uznać, że wszystko, co mówił, było prawdą. Kilkukrotnie podkreślał, jak bardzo ceni jej pracę i zaangażowanie w sprawy restauracji.

– Bez ciebie „La kuchnia” nie byłaby taką dobrą restauracją, jak jest teraz. Ba! Nigdy nie miałbym nawet szansy pomyśleć o kolejnym lokalu! Mam nadzieję, że takie argumenty cię przekonują?

– Powiedzmy, że ci wierzę. Jednak, tak jak już powiedziałam, zajmowałabym się swoimi obowiązkami nadal z takim samym zaangażowaniem. Ale to bardzo miłe, że pomyślałeś, by zaproponować mi spółkę.

– Wiesz, to nie tylko profity, to też te obowiązki, o których wspominałem.

– Ma się rozumieć.

– Ile potrzebujesz czasu, by się zastanowić nad tą propozycją?

– Tydzień, dwa? Jesteś w stanie poczekać?

– Dwa tygodnie. Chciałbym mieć tę kwestię załatwioną jak najszybciej, by otworzyć lokal już po załatwieniu wszystkich formalności. Może być?

Magda wciągnęła głośno powietrze i kiwnęła powoli głową. Wiktor wyprostował się i z uśmiechem wzniósł kubek na znak symbolicznego toastu. Magda niepewnie, ale też uniosła swoją kawę. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Była pewna, że Wiktor chce jej coś powiedzieć, w tej samej jednak chwili rozległo się pukanie w szybę drzwi wejściowych, a potem do środka weszła zadowolona Beata.

– Jestem! – wykrzyknęła od progu.

Magda niemal odskoczyła od Wiktora, jakby Beata zastała ich w co najmniej dwuznacznej sytuacji. Kiedy jednak przyjaciółka spojrzała na nią pytającym wzrokiem, tylko przewróciła oczami. Wiktor zaś podszedł do Beaty, by się przywitać, po czym dopił swoją kawę i wytłumaczywszy, że musi jechać na kolejne spotkanie, pożegnał się i wyszedł z restauracji, rzucając jeszcze na odchodnym do Magdy, że czeka na jej odpowiedź.

– Odpowiedź w jakiej sprawie? – zapytała zaciekawiona przyjaciółka, gdy podeszła bliżej.

– Wiktor zaproponował mi spółkę – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.

– Co takiego?

– Chce odsprzedać mi część udziałów w tej restauracji. – Zatoczyła spojrzeniem po wnętrzu.

– A jaki ma w tym interes?

– No właśnie… To mnie zastanawia – westchnęła, po czym pokrótce opowiedziała Beacie o całej rozmowie, jaką kilka chwil wcześniej odbyła z mężczyzną.

Przyjaciółka przysłuchiwała się z zainteresowaniem, przyznała jednak, że też nie do końca rozumie powody, dla których Wiktor sam zaproponował Magdzie spółkę. Jego wytłumaczenie było dość racjonalne, niemniej i tak trudno było uwierzyć, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, że ktoś chciał tak po prostu dzielić się z drugą osobą zyskiem.

– Wiesz, nie chcę, by zabrzmiało to jakkolwiek wyniośle, ale gdyby nie ja, nie miałby takich obrotów i zysków – powiedziała Magda, starając się przekonać samą siebie.

– No, chyba że… Nie uważasz, że Wiktor jest tobą zainteresowany? Nie, żebym snuła jakieś domysły, ale nie wygląda na takiego, któremu byłabyś zupełnie obojętna. Gdy tu weszłam, czuć było napięcie w powietrzu.

– Przestań. Co do tego akurat jestem pewna, że nie. Nawet gdybym chciała, Wiktor jest poza moim zasięgiem. – Machnęła od niechcenia dłonią.

– Jest gejem? – zapytała zdziwiona Beata. – Bo jeśli nie, to nie rozumiem. Przecież nie ma żony, z tego, co mówiłaś. I co to znaczy „nawet gdybyś chciała”?! – Beata wzięła się pod boki.

– Och, tak mi się tylko powiedziało, żeby podkreślić to, jak bardzo się mylisz. I nie, Wiktor nie jest gejem. Po prostu ma swoje zasady, ja zresztą też. Jesteśmy współpracownikami i tej relacji się trzymamy. To taki niepisany kodeks – żadnych osobistych związków w pracy. Nie doszukuj się. Lepiej mi powiedz, jak ci się podoba. – Magda znów dumnie omiotła spojrzeniem restauracyjną salę.

Beata rozejrzała się, a zachwycony uśmiech był dla Magdy wystarczającym potwierdzeniem tego, jak bardzo przyjaciółce się tu podobało. Przeszła jeszcze salę wzdłuż i wszerz, pozaglądała w kilka zakamarków, zajrzała do kuchni.

– Stworzyłaś naprawdę fantastyczne miejsce. Jest przepięknie, tak ciepło i przytulnie, a zarazem gustownie i z klasą. Cała ty. I Wiktor dał ci wolną rękę co do wszystkiego?

– Prawie – odpowiedziała szybko, po czym od razu upomniała przyjaciółkę spojrzeniem, gdy dotarło do niej, do czego dążyła. – On nie miał na to czasu, a to naprawdę dobra inwestycja. Nie doszukuj się, proszę.

– Nic już nie mówię. Zastanów się po prostu.

Magda przestąpiła z nogi na nogę, a cień uśmiechu zaczął błąkać się po jej twarzy.

– No dobra, już widzę, że jesteś coraz bardziej skłonna do wejścia w ten układ.

– To kusząca propozycja, nie uważasz?

– A masz kasę na wkład za udziały?

– Miałam odłożone pieniądze na wkład własny do kredytu na mieszkanie… – zaczęła zastanawiać się na głos – ale tak naprawdę, gdy wejdę w tę spółkę, w ciągu kilku lat może nawet uzbieram na tyle, by nie brać kredytu…

– To twoje pieniądze, nie będę ci mówić, co masz robić, niemniej, jeśli mam być szczera, na twoim miejscu wolałabym zainwestować w swoją bezpieczną przyszłość.

– Spółka też mogłaby nią być. A biorąc pod uwagę to, jak w tej chwili kręci się Wiktorowi interes z „La kuchnią”… Mogłaby być nawet bezpieczniejsza.

– No właśnie, a może Wiktorowi sypie się grunt pod nogami, może potrzebuje pieniędzy?

– Nie sądzę… – powiedziała, choć w duchu przyznała, że Beata zasiała w niej ziarno niepewności. Szybko jednak dodała: – Gdyby miał poważne problemy finansowe, raczej szukałby większego zastrzyku gotówki niż mój marny wkład w spółkę.

Obie zamyśliły się na chwilę, niemniej Magda zaczynała poważnie rozważać to, co powiedziała jej przyjaciółka. Miała dwa tygodnie na zastanowienie, zdecydowała więc, że na tyle, ile może, prześledzi finanse restauracji – miała nadzieję, że w ten sposób rozwieje niepewność.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: