- W empik go
Tylko na chwilę - ebook
Tylko na chwilę - ebook
Autorka fenomenalnych Szpilek z Wall Street!
Romans bez zobowiązań i zakazany związek z szefem!
Gdy po śmierci ojca, znanego senatora, dziewiętnastoletnia Lauren Sanders stała się posiadaczką dowodów obciążających wielu polityków oraz kilkanaście wpływowych rodzin, musiała wyjechać ze Stanów Zjednoczonych. Po dziesięciu latach wraca do ojczyzny, gdzie znajduje pracę w jednym z klubów, którego właścicielem jest przystojny i tajemniczy Logan Scott.
Mężczyzna ma jedną zasadę – nie zatrudnia kobiet na stanowiskach menadżerskich w obawie o ich bezpieczeństwo. Przez jakiś czas nie wie, że Christopher, jego przyjaciel i prawa ręka, zaproponował tę posadę właśnie Lauren.
Szybko okazuje się, że kobieta ma nietypowe pomysły na prowadzenie dyskoteki oraz restauracji, a jej przyjęcie do pracy nie było wcale złą decyzją. Jednak problem pojawia się, gdy Logan zaczyna patrzeć na podwładną nie tak, jak powinien. Między nimi narasta napięcie i elektryzujące pożądanie, z którym nie potrafią walczyć.
Oboje skrywają wiele sekretów i zdecydowanie nie chcą angażować się w żaden stały związek. Spragnieni swojej bliskości decydują się na romans bez zobowiązań. Mogą się nim cieszyć jedynie przez chwilę, ponieważ ich sielankę przerywa pojawienie się rodziców Logana, którzy przypominają mu, że zobowiązał się poślubić kobietę, którą dla niego wybrali. Logan wie, że nie ma wyjścia.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-842-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Waszyngton, D.C.
Lauren
Usiadłam na łóżku, po czym ponownie popatrzyłam na stos dokumentów piętrzący się na biurku. Wciąż nie mogłam uwierzyć we wszystko, co działo się w ostatnich tygodniach. Nie umiałam przyzwyczaić się do samotnego życia w tak wielkim domu, a tym bardziej do tego, że w wieku dziewiętnastu lat zostałam sierotą. Od miesiąca byłam sama na świecie. Nie miałam rodziny, byłam jedynaczką, więc tylko obecność oraz wsparcie przyjaciół sprawiło, że nie zrobiłam niczego głupiego.
Jednak dzisiejszy dzień dobił mnie jeszcze bardziej. To właśnie dziś rano, w przypływie chęci do życia, skontaktowałam się z agentem nieruchomości. Nie mogłam dłużej mieszkać w willi rodziców. Była za duża nawet dla naszej trójki, a teraz, kiedy mieszkałam w niej sama, wydawała się wręcz sennym koszmarem. Gdy już umówiłam się na spotkanie z miłą panią obiecującą szybką sprzedaż, po raz pierwszy od miesiąca weszłam do sypialni rodziców. Wiedziałam, że już niedługo będę musiała przejrzeć ich rzeczy, żeby zdecydować, co zostawić sobie na pamiątkę, a co sprzedać lub wyrzucić.
Przez godzinę siedziałam przy koszu na pranie, zanosząc się płaczem nad ubraniami mamy, które – być może tylko w mojej głowie – wciąż nią pachniały. Później popychana przez autodestrukcyjne siły odnalazłam klucz do sejfu, który był tak naprawdę pancernym pokojem ojca. Spędziłam tam kolejne kilkadziesiąt minut, tym razem płacząc wśród kolekcji broni, jaką posiadał tata.
Kenneth Sanders był prawdziwym Amerykaninem z krwi i kości. Uważał, że prawo do posiadania broni, a tym samym możliwość obrony rodziny, stoi na równi z prawem do oddychania. Konstytucja Stanów Zjednoczonych była dla niego niczym Biblia, a wolność stanowiła wartość nadrzędną. Od dziecka działał w inicjatywach obywatelskich, więc nikogo nie zaskoczyło, gdy już jako dorosły mężczyzna zaczął piąć się po szczeblach politycznej kariery. Miałam zaledwie rok, kiedy pierwszy raz wybrano go na senatora. Od tego czasu co sześć lat był wybierany ponownie. Ludzie uwielbiali go za to, że zawsze działał w ich imieniu, wywlekał na światło dzienne brudy urzędników i uważał się za sługę narodu.
To on zaszczepił we mnie amerykańskie wartości. Przestrzegał przed drogami na skróty, które w rzeczywistości prowadziły donikąd. Odkąd skończyłam trzynaście lat, zabierał mnie na strzelnicę i uczył wszystkiego, co wiedział o broni. Uwielbiałam te nasze wspólne wypady. To właśnie przez tak wiele pięknych wspomnień po raz kolejny rozpadłam się na kawałki w otoczeniu czterdziestu ośmiu sztuk broni palnej.
Gdy w końcu wstałam z podłogi, chcąc wyjść z pomieszczenia, mój wzrok padł na małą nierówność w fugach parkietu. Zaskoczył mnie widok tej niedoskonałości, ponieważ mama – jako znana pani architekt – nigdy nie pozwoliłaby na coś takiego, zwłaszcza we własnym domu. Przyciągnęło to moją uwagę jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że gdy stałam, w ogóle nie było tego widać. Podeszłam bliżej, po czym zaczęłam naciskać na deski. Szybko przekonałam się, że mogę je odsunąć, choć było to trudne i połamałam przy tym kilka paznokci. Pod podłogą znalazłam coś w rodzaju małej skrzynki zamykanej na klucz. Była wręcz absurdalnie ciężka jak na swoje gabaryty, mogłam więc przypuszczać, że to miniaturowy pancerny sejf.
Już wtedy zdawałam sobie sprawę z tego, że musi to być coś bardzo tajnego, co tylko spotęgowało moją ciekawość. Przez długie minuty przeszukiwałam sypialnię rodziców, ale w końcu mnie oświeciło. Znałam ojca, więc wiedziałam, że jeśli coś nie było przeznaczone dla byle jakich oczu, to znaczyło, że tata ma to w głowie… albo przy sobie.
Niechętnie poszłam do kuchni, a później z jeszcze większym oporem wyjęłam worek, który dostałam od policji. W środku znajdowały się rzeczy znalezione w samochodzie rodziców. Nie musiałam długo szukać. Zdecydowana większość zawartości była papierowa, więc kiedy tylko klucz uderzył o blat w kuchni, od razu go złapałam i pobiegłam z powrotem na piętro.
Gdy w końcu otworzyłam skrzynkę, odkryłam, że znajdował się w niej tylko mały pendrive. Chwyciłam go, a potem wróciłam do siebie. Przezornie odłączyłam komputer od sieci. Wiedziałam, że jeśli na nośniku znajdowało się coś tajnego – a wszystko na to wskazywało – równie dobrze komputery w domu mogły być pod obserwacją, Bóg raczy wiedzieć czyją.
Przez kolejne godziny przekopywałam się przez sterty skanów, zdjęć oraz dokumentów. Kiedy skończyłam, miałam wrażenie, że mój mózg za chwilę eksploduje. Najwyraźniej stałam się posiadaczką dowodów na korupcję obecną na najwyższych szczeblach władzy, a to było nic w porównaniu do całej reszty. Nośnik zawierał dokumenty obnażające najciemniejsze strony wielu bogatych i wpływowych rodzin, które pieniędzmi oraz układami próbowały wpływać na decyzję najwyższych państwowych urzędników. Znalazłam również kilkanaście dokumentów wyglądających jak nieoficjalne wyroki śmierci.
Byłam w szoku. Wiedziałam, że wiele rzeczy nie jest tym, czym się wydają. Miałam świadomość, że polityka nie jest kryształowa, i wcale nie chodziło tu o drobne kłamstwa czy oszukiwanie obywateli. Jako córka senatora doskonale zdawałam sobie sprawę, że istnieją na świecie ludzie próbujący zwykłymi obywatelami grać jak figurami w szachach, ale nie przypuszczałam, że odbywa się to na taką skalę. Dokumenty zawierały powszechnie znane nazwiska.
Właśnie wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl, że rodzice nie zginęli przypadkiem. Byłam wręcz przekonana, że ich śmierć została dokładnie zaplanowana i miało to coś wspólnego z tym pendrive’em. Niewiele myśląc, wydrukowałam wszystko, co znalazłam, robiąc kilka kopii każdego dokumentu, podzieliłam je na kilka stosików, a następnie poupychałam do teczek. Zamierzałam z samego rana roznieść te papiery do wszystkich gazet, stacji telewizyjnych, ale także do każdego urzędowego budynku w Waszyngtonie, z Sądem Najwyższym Stanów Zjednoczonych włącznie. Dodatkowo przekopiowałam zawartość na kilka własnych pendrive’ów.
Wytarłam łzę spływającą po policzku i w końcu położyłam się spać. Najprawdopodobniej jutro wizerunek Ameryki zostanie zmieniony na zawsze.
***
Ze snu wyrwał mnie szelest. Usiadłam na łóżku. Widząc kilka ciemnych postaci w moim pokoju, chciałam krzyknąć, ale duża dłoń zasłoniła mi usta.
– Uśpij ją – zarządził mężczyzna w czarnym mundurze. – Narobi krzyku. Nie mamy na to czasu.
W sypialni znajdowało się pięć obcych osób. Mężczyzna, który zasłaniał mi usta, szybko i precyzyjnie wsunął pod dłoń mokrą chusteczkę, co spowodowało, że natychmiast pogrążyłam się w ciemności.
***
Obudziłam się, jednak wciąż nie otwierałam oczu. Strasznie bolała mnie głowa. Miałam dziwny sen. Chyba zaczynałam popadać w paranoję przez te dokumenty. Przed wyjściem z domu będę musiała wziąć tabletkę przeciwbólową. W końcu otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam na… sofie.
– Co jest?! – krzyknęłam, a później zerwałam się na równe nogi, co sprawiło, że zakręciło mi się w głowie.
Silne dłonie złapały mnie w pasie, a następnie posadziły z powrotem na kanapie.
– Spokojnie, Lauren – odezwał się głęboki męski głos. – Zaraz ci wszystko wytłumaczymy.
Gdy znowu mogłam otworzyć oczy, nie ryzykując przy tym wymiotami, ukradkiem na niego spojrzałam. Był blondynem po czterdziestce, wysokim oraz dobrze zbudowanym. Trzymał przy uchu komórkę.
– Córka senatora Sandersa się obudziła – rzucił do aparatu, po czym się rozłączył.
– Co tu się dzieje? – jęknęłam.
– Za chwilę wszystkiego się dowiesz. Nic ci nie grozi – odparł, a później podniósł się i stanął przy drzwiach.
Po kilku minutach drzwi się otworzyły, a do środka wszedł…
– Wujek Samuel? – Spojrzałam zaskoczona na senatora Bakera.
Właściwie nie byliśmy rodziną, jednak był najlepszym przyjacielem mojego taty, a jego żona, Mary, pracowała razem z moją mamą i również się bardzo lubiły. Dlatego właśnie od zawsze nazywałam ich ciocią i wujkiem.
– Wszystko w porządku, Lauren? – Podszedł bliżej, przyglądając mi się uważnie. – Dobrze się czujesz?
– Trochę kręci mi się w głowie. – Machnęłam lekceważąco ręką. W tej chwili to nie było moje największe zmartwienie. – Co tu się dzieje?
– Powiem ci o wszystkim, o czym mogę, ale musisz wiedzieć, że wielu rzeczy na razie nie powinienem nikomu wyjawiać, tobie również. Będziesz musiała mi zaufać. – Usiadł obok, a następnie spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był zatroskany. – Nie sądziłem, że tak szybko znajdziesz pendrive’a. Miałem zamiar usunąć go z twojego domu jeszcze w tym tygodniu. Przepraszam.
– Ale… – zaczęłam. – Nie rozumiem.
Skąd niby wiedział, że go znalazłam? Poczułam dziwne mrowienie na karku. Mieliśmy w domu kamery, o których nie miałam pojęcia?
– Kiedy włożyłaś go do komputera, ludzie, których dane się na nim znajdują, natychmiast się o tym dowiedzieli – wyznał cicho.
– Przecież odłączyłam internet! – krzyknęłam i chciałam wstać, ale Samuel złapał mnie za rękę.
– To nie wystarczyło. Jest wiele technologii wojskowych, o których nie wiedzą cywile – oświadczył wciąż tym samym tonem z mieszaniną spokoju oraz poczucia winy. Nie podobało mi się to. – Nie mogę ci tego dokładniej wyjaśnić. W każdym razie ściągnęłaś na siebie katastrofę. Na szczęście udało nam się wyprzedzić ich o dosłownie kilka minut i sprowadzić cię tutaj. Co chciałaś zrobić z tymi dokumentami?
– Zanieść do mediów, sądów, senatu… wszędzie, gdzie się da – odparłam zgodnie z prawdą.
– Nie możemy tego zrobić, Lauren. – Pokręcił głową. – Jeszcze nie teraz. Informacje, które znalazłaś, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Od wielu lat pracowaliśmy nad tym z twoim ojcem i to zdecydowanie jeszcze nie jest koniec. Poza tym, żeby te dokumenty miały siłę rażenia, nie zostały zamiecione pod dywan albo celowo zgubione, musimy postępować według ściśle ustalonego planu. Musimy obsadzić naszych ludzi na określonych stanowiskach. Na pewno zdajesz sobie sprawę, że nie jest łatwo wygrać wybory.
– Czyli co?! – krzyknęłam zaskoczona tymi rewelacjami. – To zajmie kolejne kilka lat?!
– O ile nie więcej. – Westchnął i wstał z kanapy. – Ale to nie jest teraz największy problem. Lauren, musisz zniknąć. Oni ci nie odpuszczą.
– Jak to? – Popatrzyłam na niego z przerażeniem. – Nie chcę wyjeżdżać z Waszyngtonu! Mam tu przyjaciół!
– Musisz, jeśli chcesz żyć – wyjaśnił wyraźnie zakłopotany. – Niestety obawiam się, że wyjazd z Waszyngtonu to zdecydowanie za mało.
– Słucham? – Opadłam zrezygnowana na oparcie kanapy. W ogóle mi się to wszystko nie podobało, byłam coraz bardziej przerażona.
– Musisz wyjechać z kraju. Najlepiej do Europy lub Australii i… musisz umrzeć. – Spojrzał na mnie przepraszająco.
– Umrzeć? – Zrobiło mi się słabo, chociaż wiedziałam, że nie chodzi mu o śmierć w dokładnym tego słowa znaczeniu. – Ale…
– Tak będzie najlepiej. Jeśli po prostu znikniesz, będą cię szukać nawet po całym świecie. Zbyt dużo wiesz. – Przeczesał krótkie włosy palcami. – Stworzymy ci nową tożsamość, załatwimy wizę studencką do jakiego tylko chcesz kraju. Zajmę się spadkiem po twoich rodzicach, sprzedam dom. Założymy ci konto w Szwajcarii i będziemy tam przesyłać pieniądze, jednak to na pewno trochę zajmie. Taka kwota pieniędzy, jaką zostawili ci rodzice, nie może się po prostu rozpłynąć w powietrzu, więc zakładam, że całość trafi na twoje konto dopiero za kilka lat.
– Co z moimi przyjaciółmi? – jęknęłam. Na razie nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić, może dlatego reagowałam w miarę spokojnie na wszystko, o czym mówił wujek.
– Przykro mi, Lauren. – Usiadł i ponownie złapał mnie za dłoń. – Musimy działać szybko. Jutro ogłosimy, że popełniłaś samobójstwo. Nikogo to nie zdziwi po tym, jak zostałaś sama na świecie. Jednocześnie ludzie, którzy właśnie przeszukują twój dom, nie będą się zastanawiać, dlaczego zniknęłaś z niego w środku nocy. Nie powinni wiedzieć, że maczałem w tym palce.
– Będę mogła kiedyś wrócić? – Spojrzałam na niego błagalnie. Nie chciałam wyjeżdżać z Ameryki, nie wyobrażałam sobie życia w innym kraju. Ledwie mogłam sobie wyobrazić, że mieszkam w innym stanie. To tu był mój dom.
– Mogę się na to zgodzić tylko pod kilkoma warunkami. – Westchnął niechętnie. – Po pierwsze, nie wcześniej niż za dziesięć lat, chyba że sprawa wyjdzie na jaw wcześniej. Po drugie, nigdy nie wrócisz do prawdziwej tożsamości, a po trzecie… Musisz zmienić wygląd. Jesteś skórą zdjętą z Kennetha, absolutnie każdy może odgadnąć, czyją jesteś córką.
– Sugerujesz operacje plastyczne? – Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Miałam stracić nie tylko całe życie, które do tej pory znałam, przyjaciół, ale też wygląd?
– Niestety, jeśli chcesz kiedyś wrócić, to tak – potwierdził. – Dawno temu obiecaliśmy sobie z Kennethem, że gdyby któremuś z nas coś się stało, to zaopiekujemy się swoimi rodzinami. Zawiodłem już na starcie, pozostawiając pendrive’a tak długo w waszym domu. Drugi raz nie popełnię błędu.
– Czy rodzice… – jęknęłam. – Czy oni zostali zamordowani?
– Nie wiem. – Westchnął, ściskając moją dłoń. – Badamy to. Nie mogę tego wykluczyć.
– Nie chcę wyjeżdżać. – Po policzkach popłynęły mi łzy, których nie zamierzałam już powstrzymywać. Chyba nie mogłabym tego zrobić, nawet gdybym chciała.
– Musisz. – Wujek Samuel zamknął mnie w mocnym uścisku.ROZDZIAŁ 1
10 lat później
St. Petersburg, Floryda
Logan
Wszedłem do biura, trzaskając drzwiami. Wszystko było do dupy – byłem przepracowany i miałem za dużo na głowie. Usiadłem za biurkiem, położyłem nogi na blacie, po czym zamknąłem oczy. Potrzebowałem odpoczynku i wakacji. Niestety najbliższe miesiące nie zapowiadały się zbyt łaskawie. Każdego dnia zbierało się nade mną więcej czarnych chmur.
Z chwilowego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Potrząsnąłem szybko głową, żeby ocknąć się z dziwnego zawieszenia, a później ściągnąłem nogi z biurka.
– Wejdź – rzuciłem w kierunku drzwi. Bez problemu domyśliłem się, kto stoi po drugiej stronie.
– Cześć, stary – powiedział Christopher, który wszedł do środka, patrząc na mnie uważnie. – Wyglądasz jak gówno.
– Dzięki. Nie ma to jak wsparcie najlepszego przyjaciela – burknąłem sarkastycznie i rozparłem się wygodniej w fotelu. – Chcesz coś? Czy po prostu przyszedłeś po to, żeby sobie na mnie poużywać?
– Przyszedłem podać ci przyjacielską dłoń – poinformował z szerokim uśmiechem na ustach. – Zatrudniłem nowego managera do Tropicany. Finley Johnson ma świetne referencje i prawdopodobnie będzie powiewem świeżości w tym klubie. Oprócz tego udało mi się znaleźć dwie barmanki: Jessicę Cary i Brooklyn Westmont. Obie mają duże doświadczenie oraz pozytywne opinie z poprzednich miejsc pracy. Mam też za sobą spotkanie z krupierką Susanne, ale muszę jeszcze sprawdzić, czy nie ma na swoim koncie jakichś plam. W innych lokalach wszystko jest w porządku. Odwołałem twoje dzisiejsze spotkania, a te, których się nie dało, wziąłem na siebie, więc zabieraj dupę i wracaj do domu, żeby odpocząć.
– Nie mogę – warknąłem. – Mam dużo do zrobienia.
– Nic nie masz do zrobienia. – Spojrzał na mnie poważnie. – Wynoś się. Idź się wyspać albo zrób coś innego, co pozwoli ci pozbierać się do kupy. Logan, tak się nie da żyć.
– Wiem, kurwa. – Westchnąłem, po czym ponownie zamknąłem oczy. – Jeszcze kilka miesięcy i będę mógł wyjechać na urlop.
– Świetnie – odpowiedział. – Ale dzisiaj masz wolne. Idź już.
Zerknąłem na niego z wahaniem. Może naprawdę mógłbym przez jeden dzień odpocząć? Chris był moją prawą ręką, dlatego nie zachęcałby mnie do pójścia do domu, gdyby miało to zaszkodzić interesom. Skoro twierdził, że dzisiaj mógłbym odpuścić, może powinienem skorzystać z jego rady? Taka okazja może się nie powtórzyć w najbliższym czasie.
– Dobra. – W końcu się poddałem. – Ale jeśli coś by się działo, masz do mnie natychmiast zadzwonić.
– Stary, jesteś właścicielem kilkunastu restauracji, dyskotek i kasyn, a nie stróżem broni jądrowej. Każde z tych miejsc ma managera, więc naprawdę nic się nie stanie, jeśli przez jeden dzień nie będziesz miał wszystkiego pod kontrolą – odparł lekko zniecierpliwionym tonem.
– Łatwo powiedzieć – bąknąłem, jednak zacząłem zbierać swoje rzeczy. – Dzięki, Chris.
– Nie ma sprawy. – Tym razem to on rozsiadł się w fotelu, a później zarzucił stopy na biurko. – Chętnie pobawię się w prezesa.
Pokręciłem głową, ale uśmiechnąłem się, wychodząc z pomieszczenia. Dobrze było mieć go obok.
Pięciogodzinna nocna podróż z Kalifornii na Florydę całkowicie mnie wykończyła, ponieważ w ciągu ostatnich trzech dni spałem łącznie może cztery godziny. Wiedziałem, że powinienem trochę wyluzować. Miałem trzydzieści trzy lata, a zaczynałem czuć się jak sześćdziesięciolatek.
Wróciłem do domu. Zamiast jak zwykle wziąć szybki prysznic, postawiłem na długą kąpiel w wannie. Nalałem sobie też szklankę whisky dla ukojenia nerwów. Czułem, jak powoli schodzi napięcie z moich mięśni. Gdy skończyłem, nie traciłem czasu na ubieranie się. Zaciągnąłem rolety w sypialni i położyłem się spać.
***
Obudziłem się, kiedy na zewnątrz było już ciemno, i od razu sprawdziłem telefon. Na szczęście znalazłem tylko jedną wiadomość od Chrisa, który pisał, że wszystko jest w porządku. Przesunął nawet na południe jutrzejsze spotkanie z Jeffersonem, od którego zamierzałem kupić mały lokal znajdujący się niedaleko Tropicany. To dawało mi kilka dodatkowych godzin snu.
Miałem o wiele lepszy humor niż wcześniej. Postanowiłem wybrać się na kolację, a skoro Christopher wspomniał, że zatrudnił w Tropicanie nowego managera i barmanki, uznałem to za świetną okazję, żeby ich sprawdzić. Nigdy nie ukrywałem, że ta restauracja, która wieczorami zmieniała się w dyskotekę, była moim oczkiem w głowie. Świetna lokalizacja tuż obok plaży sprawiała, że ten lokal był istną żyłą złota. Ciągle w niego inwestowałem. Przeprowadziłem gruntowny remont, by wnętrze nabrało wyspiarskiego stylu, i od jakiegoś czasu starałem się o pozwolenie na urządzanie imprez na plaży. Niestety na razie władze miasta mi odmawiały, tłumacząc się pokrętnie ryzykiem utopienia się któregoś z uczestników w oceanie. Tak jakby teraz nikt nie mógł tego zrobić po wyjściu z klubu.
Założyłem ciemne dżinsy i niebieską koszulkę polo. Ledwie pamiętałem, kiedy ostatnio nie miałem na sobie garnituru, jednak dzisiaj odpoczywałem, więc postawiłem na luz również w kwestii ubioru.
Wsiadłem do samochodu, a następnie pojechałem w kierunku wyspy. Kilkanaście minut później byłem na miejscu. Impreza kręciła się w najlepsze. Parkiet był zapełniony do granic, a przy drzwiach wciąż stali kolejni goście. Skinąłem głową Jeffreyowi, który był szefem ochrony, po czym wszedłem dalej.
W przejściu wpadł na mnie podpity mężczyzna, ale postanowiłem go zignorować. W końcu ludzie przychodzą tutaj między innymi po to, żeby się napić. Minąłem go i zamierzałem iść w stronę baru, jednak facet najwyraźniej nie miał zamiaru zachowywać się jak cywilizowany człowiek.
– Patrz, jak chodzisz, frajerze! – krzyknął, przez co automatycznie się odwróciłem i do niego podszedłem.
– Jeśli coś ci się nie podoba, możesz stąd wypierdalać i nigdy więcej nie wracać – warknąłem, patrząc mu prosto w oczy.
– Chyba nie wiesz, do kogo mówisz – wybełkotał, lekko się chwiejąc. – Mogę ci pokazać, gdzie twoje miejsce.
Obelgi pijanych facetów zwykle spływały po mnie jak po kaczce, ale nie miałem zamiaru pozwolić na to, żeby w moim lokalu przebywał ktoś, kto uważa bójki za świetny pomysł na spędzanie wolnego czasu. Starałem się dbać o bezpieczeństwo gości oraz pracowników. Złapałem faceta za przód koszuli, po czym szarpnąłem do siebie. Zamierzałem zawlec go do drzwi i powiedzieć Jeffowi, żeby więcej go tu nie wpuszczał. Niestety nie było mi to dane.
Poczułem na ramieniu mocny uścisk oraz kilka ostrych paznokci wbijających mi się w skórę. Obejrzałem się za siebie, gdzie napotkałem duże, zielone i bardzo wkurwione oczy. Ich właścicielka była sięgającą mi do brody brunetką. Cholernie ładną brunetką.
– Puść go – syknęła. – Nie będzie tutaj żadnych bójek.
– A kim ty jesteś? – zapytałem, bo nie mogłem uwierzyć, że taką kobietę może coś łączyć z tym pajacem, którego chciałem wyrzucić stąd na zbity pysk.
– Finley Johnson, manager tego klubu – wyrecytowała, wciąż nie puszczając mojego ramienia. – Puść go albo nigdy więcej tutaj nie wejdziesz.
Z jednej strony miałem ochotę się roześmiać, a z drugiej byłem lekko wkurzony. Chris najwyraźniej zapomniał mi powiedzieć, że Finley to kobieta. A ja nie zgadzałem się na zatrudnianie na stanowisku managera kobiet, do cholery! Nie byłem seksistą, po prostu uważałem, że nie powinno się narażać pań na sytuacje takie jak ta. Mój przyjaciel musiał zataić przede mną tę informację celowo, bo wiedział, że zwolniłbym ją, nawet nie zawracając sobie głowy spotkaniem.
– Szefie, coś nie tak? – Po mojej lewej stronie usłyszałem znajomy głos Jeffreya.
Poczułem, jak paznokcie znikają z mojego ramienia. Zauważyłem, że na twarzy dziewczyny maluje się wyraz zaskoczenia. Chyba nawet lekko zbladła.
– On wychodzi – przesunąłem faceta w zasięg rąk ochroniarza, nie spuszczając wzroku z Finley – i nigdy więcej tu nie wraca, a panią – zwróciłem się do kobiety – zapraszam do biura.
Dziewczyna ruszyła przodem, kręcąc przy tym głową z rezygnacją. Przez kilka kolejnych minut mogłem bezkarnie przyglądać się perfekcyjnemu tyłkowi. Miała na sobie czarną spódniczkę przed kolano, spod której wystawały długie, zgrabne i opalone nogi. Biała bluzka opinała jej drobne ciało. Chociaż była bardzo przepisowa, to z jakiegoś powodu mocno pobudzała moją wyobraźnię.
W końcu dotarliśmy na miejsce. W świetle biura okazało się, że Finley jest jeszcze ładniejsza niż w mroku klubu. Cera muśnięta słońcem była idealna, a pełne wargi pomalowane na chłodny róż mocno mnie kusiły. Długie czarne włosy spływające ciężkimi falami po jej ramionach aż prosiły, żeby owinąć je wokół nadgarstka i lekko pociągnąć. Cholerny Christopher! Miałem nadzieję, że ta dziewczyna ma naprawdę dobre podstawy, żeby tu pracować, a mój przyjaciel nie zatrudnił jej tylko ze względu na powalającą urodę. Jutro z samego rana będę musiał sprawdzić jej dokumenty.
– Przepraszam – powiedziała, gdy tylko zamknąłem drzwi. – Nie wiedziałam, że jesteś właścicielem klubu.
– Nie zapytałaś, co się stało, tylko od razu próbowałaś mnie wyrzucić – odparłem, siadając za biurkiem.
– To ty trzymałeś go za koszulę, a nie on ciebie – mruknęła, ale wyraźnie widziałem, że walczy ze sobą, by nie pokazać mi, jak bardzo jest zła. Najwyraźniej w żaden sposób nie czuła się winna.
– Mimo to powinnaś najpierw zapytać – pouczyłem ją.
– Nie toleruję bójek w lokalach, którymi się zajmuję – warknęła, tracąc cierpliwość i posyłając mi wyzywające spojrzenie. – Nie jestem też sędzią, żeby przesłuchiwać ludzi. Wywaliłabym ciebie, a gdyby ten facet również podskakiwał, wyleciałby zaraz za tobą.
– Świetnie. – Klasnąłem w dłonie z ponurą miną. W duchu jednak byłem coraz bardziej rozbawiony jej bojowym zachowaniem. Oczywiście nigdy bym jej tego nie pokazał. – Będę miał cię na oku.
Spojrzała na mnie spod zmrużonych powiek, kiwnęła tylko głową, a następnie skierowała się do drzwi, by wyjść.
– Finn... – Zatrzymałem ją w połowie drogi.
– Finley – poprawiła mnie natychmiast.
– W takim razie, Finley – zacząłem jeszcze raz z kpiącym uśmiechem na ustach. – Następnym razem, jeśli będziesz świadkiem podobnej sytuacji, masz od razu wysłać tam ochroniarza. Dwóch pijanych mężczyzn napędzanych alkoholem i testosteronem może nie zwrócić uwagi na to, że jesteś drobną kobietą.
– Umiem o siebie zadbać – oznajmiła, wciąż patrząc na mnie z irytacją.
– Nie wątpię – zgodziłem się. – Ale to jest polecenie służbowe, a nie rada. Nigdy więcej nie chcę widzieć, jak rozdzielasz awanturników sama. Zrozumiano?
– Tak. – Lekko kiwnęła głową, a później wyszła.
Zostałem sam z dziwnym przeczuciem, że zadziorna Finley Johnson naprawdę odmieni życie tego klubu.ROZDZIAŁ 2
Finley
Od dwóch tygodni byłam na totalnym haju. Powrót do ojczyzny po dziesięciu latach sprawił, że stałam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Oczywiście wpadka z szefem lekko wytrąciła mnie z równowagi, ale nie mogła przyćmić mojego optymizmu. W gruncie rzeczy nie była moją winą. Logan Scott powinien być obecny na rozmowie kwalifikacyjnej. To, że wysłał na nią swojego pracownika, nie było moim problemem.
Spędziłam w Australii dziesięć długich lat, z uporem maniaka odliczając czas dzielący mnie od powrotu. Każdego dnia śledziłam amerykańskie media w nadziei, że może sprawa wyszła już na jaw. Nic z tego. Ludzie, którzy w najlepszym wypadku powinni siedzieć w więzieniu, wciąż chodzili na wolności. Zauważyłam jedynie, że na niektóre ważne stanowiska wskakiwali przyjaciele mojego taty. Mogłam więc założyć, że niedługo wszyscy usłyszą o tym, co dzieje się za kurtyną.
Gdy w styczniu zaprzysiężono nowego prezydenta, którym był nie kto inny, jak sam Samuel Baker, od razu wystawiłam mieszkanie na sprzedaż, a później zaczęłam planować powrót. Miałam szczerą nadzieję, że jeszcze w tym roku wszystkie brudy wypłyną na wierzch, a ja będę mogła odetchnąć z ulgą.
Co prawda nie byłam już tą samą pełną ideałów dziewiętnastolatką wierzącą w system i sprawiedliwość, jednak wciąż siedziało we mnie przekonanie, że tak duża sprawa po prostu nie może zostać zamieciona pod dywan. A przede wszystkim chciałam poznać prawdę o swoich rodzicach. Czy Courtney i Kenneth Sanders zginęli w wypadku samochodowym, czy zostali zamordowani?
Nie wiązałam przyszłości z Australią, dlatego nie nawiązywałam tam żadnych bliższych relacji. Miałam grupkę znajomych, ale nikogo z nich nie nazwałabym przyjacielem. Wiedziałam, że nie zostanę tam na zawsze, więc nie chciałam ranić ani innych, ani siebie. Wystarczająco trudno było mi patrzeć na zalane łzami twarze przyjaciół z poprzedniego życia, gdy telewizja CNN wrzuciła urywki z mojego pogrzebu. Oglądanie urny podpisanej moim imieniem i nazwiskiem było najbardziej surrealistycznym wydarzeniem, w jakim uczestniczyłam.
Jednak Lauren Sanders nie umarła wtedy. Odeszła dopiero trzy lata później, kiedy w trakcie załamania nerwowego naprawdę próbowałam popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili, gdy już traciłam przytomność, dotarło do mnie, że wcale tego nie chcę. Nie po to ratowałam życie, uciekając z Ameryki, mojego ukochanego kraju, by nałykać się tabletek nasennych, mieszkając na australijskiej ziemi. Zdążyłam zadzwonić po karetkę, a lekarzom udało się mnie uratować. Psychoterapia, na którą zostałam skierowana, poszła jak z płatka. Głównie dlatego, że wszystkim od początku powtarzałam, że popełniłam błąd, którego cholernie żałuję, i nie mam już żadnych wątpliwości, że jednak chcę żyć.
W czwartym roku mojej banicji narodziła się Finley Johnson. Chociaż takie dane widniały w moim paszporcie od czasu ucieczki, to dopiero wtedy ją zaakceptowałam, a z czasem nawet polubiłam. Za radą wujka Samuela zmieniłam wygląd, choć może nie tak drastycznie, jakby tego oczekiwał. Zaczęłam farbować włosy na czarno, a jedyną operacją, na którą się zdecydowałam, była korekta nosa. Najwyraźniej tyle wystarczyło, bo kiedy przeprowadziłam test na nowych znajomych, nikt nie połączył Finley z szatynką ze zdjęć, które celowo ustawiłam w salonie.
Nie wróciłam do Waszyngtonu, choć przez lata miałam taki zamiar. W końcu uznałam, że to niebezpieczne, a po drugie, przywykłam do życia w sąsiedztwie plaż. Dlatego wybór padł na Florydę. Kupiłam niewielki dom niedaleko oceanu, na małej wyspie, dzięki czemu każdy dzień mogłam zaczynać od kawy z widokiem na Zatokę Meksykańską.
Skończyłam zarządzanie na University of Queensland w Brisbane i jeszcze w czasie studiów pracowałam w dyskotece. Lubiłam nocny tryb życia oraz zamieszanie związane z klubowym rytmem. Wiedziałam, że po powrocie do Stanów chcę robić to samo, co w Australii, ale nie przypuszczałam, że uda mi się dostać pracę w najpopularniejszym klubie w okolicy St. Petersburga.
Tropicana była piękna, miała cudowną lokalizację i najchętniej bym z niej nie wychodziła. Miałam nadzieję, że wczorajsza wpadka nie sprawi, że wylecę na zbity pysk. Naprawdę bardzo bym tego żałowała.
Logan przez resztę wieczoru uważnie mnie obserwował, ale nie sprawiał wrażenia, jakby był na mnie zły. Przeciwnie, wyglądał, jakby świetnie się bawił, widząc, jak staram się zatrzeć złe pierwsze wrażenie.
Było przed południem, a ja miałam jeszcze dużo czasu do nocnej zmiany. Postanowiłam więc wybrać się na spacer brzegiem oceanu i przy okazji wstąpić gdzieś na śniadanie. Po kilkunastu minutach spaceru moją uwagę przyciągnęła mała restauracja, która posiadała piękne patio z widokiem na ocean oraz molo.
Weszłam do środka i stanęłam jak wryta. Przy jednym ze stolików, lekko oddalonym od innych, siedział Logan z jakimś mężczyzną, popijając kawę. Przez chwilę nie mogłam oderwać oczu od jego warg, które dotykały filiżanki. Na szczęście dosyć szybko udało mi się otrząsnąć z tego dziwnego stanu. Weszłam dalej, zanim zdążył mnie zauważyć.
Nie wiedziałam o swoim szefie zbyt dużo, ale jednego nie mogłam mu odmówić: był cholernie przystojny. Brązowe włosy miał idealnie przystrzyżone, ciemne, prawie czarne oczy już poprzedniego wieczoru sprawiły, że miałam ochotę wpatrywać się w nie bez końca, żeby odkryć tajemnicę, jaka się za nimi kryje. Jego atletyczna sylwetka prezentowała się świetnie zarówno w zwykłych ciuchach, jak i w drogim garniturze. Jednym słowem: ciacho.
Wyrzuciłam z głowy te myśli, a następnie podeszłam do baru, żeby zamówić śniadanie. Później wyszłam na zewnątrz i zajęłam miejsce na patio. Z jakiegoś powodu nie chciałam, by Logan mnie zauważył. Pragnęłam w spokoju zjeść jajecznicę z bekonem, a jego obecność wytrącała mnie z równowagi. Na szczęście nie zapowiadało się na to, że będziemy mieć ze sobą zbyt częsty kontakt. Z tego, co się orientowałam, był właścicielem wielu lokali w okolicy i nie tylko, więc niezbyt często bywał kilka razy w jednym miejscu. Przysięgłam sobie, że przy okazji sprawdzę, które obiekty należą do niego, aby w przyszłości uniknąć takich niespodzianek jak ta dzisiejsza.
– Cieszę się, że tym razem nie chciałaś mnie wyrzucić. – Usłyszałam za sobą głos, przez co aż podskoczyłam na krześle i prawie się zadławiłam. Zdążyłam się już wyluzować, bo przez dwadzieścia minut nic nie wskazywało na to, że Scott zauważył, jak wchodziłam.
– Nie wyglądałeś na agresywnego – rzuciłam, kiedy już doszłam do siebie.
– Nie mogłem. – Uśmiechnął się szeroko, a następnie bez pytania usiadł naprzeciwko mnie. – Chcę przekonać tego starego piernika, żeby sprzedał mi tę restaurację.
– Ładne miejsce. – Pokiwałam głową z uznaniem.
– Ale z jakiegoś powodu nie ma tu zbyt dużego ruchu – powiedział, rozsiadając się wygodniej. – Jak myślisz, dlaczego?
Logan najwyraźniej postanowił przeprowadzić spóźnioną rozmowę kwalifikacyjną. Świetnie, czyli jednak nie zjem w spokoju.
– Trzeba zmienić dostawców – odparłam bez chwili zastanowienia. – To najgorszy bekon, jaki ostatnio jadłam. Skoro to miejsce ma być tylko restauracją, musi mieć dobrej jakości jedzenie. Poza tym – popukałam palcem w menu, które wciąż leżało na stoliku – jesteśmy nad oceanem, a w karcie jest bardzo mało owoców morza. Jedyna ryba to łosoś, a cała reszta to jakieś gówno, które można zamówić w każdym przydrożnym barze.
– Czyli winisz głównie kuchnię? – Spojrzał na mnie poważnie.
– Głównie – przytaknęłam. – Jednak obstawiam, że to nie jedyny powód. Budynek jest piękny, ale tylko od tej strony, choć osobiście dodałabym małe lampki wzdłuż płotu. Od strony ulicy nie reprezentuje sobą nic specjalnego. Na pewno bym tu nie wstąpiła, gdybym nie szła plażą. Przejeżdżam obok tego budynku każdego dnia i nigdy nie zwrócił mojej uwagi.