Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Tylko na papierze - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 listopada 2025
3528 pkt
punktów Virtualo

Tylko na papierze - ebook

Gdy los igra z przeznaczeniem, a diabeł macza w nim palce – wiadomo, że będzie się działo!
Pierwsze spotkanie Tomasza i Elki? Dalekie od tego, co planowali, bo prawdziwa miłość nie zawsze spada jak grom z jasnego nieba. Czasem wystarczy przypadkowe spotkanie w nietypowym miejscu, spontaniczny pocałunek… i szybki sierpowy prosto w szczękę.
On traci głowę szybciej, niż zdąży pomyśleć, ona wpada w to uczucie z gracją śliwki w kompot.
Ta książka bawi, wzrusza i pokazuje, że miłość najlepiej smakuje wtedy, gdy przychodzi bez zapowiedzi. Poznajcie historię Tomka i Elki. Historię miłości od pierwszego uderzenia.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66821-78-1
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Był wściekły. Na mnie i na sytuację, w której się znaleźliśmy. Obserwowałam, jak z zaciekłością zaciska i rozwiera palce u dłoni. Po chwili z całej siły uderzył otwartą ręką w ścianę domu.

Tego było za wiele.

Zagotowałam się bardziej, niż powinnam.

– Powinieneś pomyśleć o tym wcześniej, a nie zostawiać mnie bez niczego. Jak mogłeś?! Kurwa, robiłam wszystko dla ciebie, a ty…?

– To nie ma znaczenia. Od teraz istniejemy tylko na papierze.

Te słowa wbiły się w moje serce niczym sztylety.

Tego się nie spodziewałam.

Nie od niego.ROZDZIAŁ 1

Elka

Zanim wyjęłam kluczyk ze stacyjki, kilkukrotnie rozejrzałam się po okolicy. Ciemna, prawie w ogóle nieoświetlona ulica sprawiała, że nie chciałam wysiadać z auta. Rozproszone i ukryte za gęstymi drzewami wille nie zachęcały do dalszej eksploracji okolicy. Gdzieniegdzie tliło się w oknie światło lampki nocnej. Przypadkowemu przechodniowi mogło się wydawać, że nie ma czego tu szukać. Ale ja dobrze wiedziałam, pod który numer mam się kierować.

Kilkanaście metrów ode mnie, za bujnie kwitnącym bzem, znajdowało się wejście do budynku, w którym mogłam być, kim tylko zechcę. Tak przynajmniej obiecywano na stronie internetowej.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, by uspokoić galopujące ze stresu serce. To był mój pierwszy raz. Byłam pewna, że każdy tak na początku reagował, ale scenariusze w mojej głowie nie pozwalały mi się uspokoić. Wręcz przeciwnie – byłam napędzana wizjami nie z tej ziemi, włącznie z porwaniem i sprzedażą na organy. Jednocześnie inna część mojego umysłu liczyła na niesamowitą rozkosz.

– Raz kozie śmierć – powiedziałam do siebie w ramach pocieszenia.

Wysiadłam z auta i skierowałam swoje kroki do bagażnika. Miałam tam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami: ręcznik, zapasowa bielizna, szlafrok, klapki. Przed wyjściem z domu chciałam jeszcze dorzucić gaz pieprzowy, ale strzeliłam sobie mentalny policzek. Nikt w tym miejscu nie zrobiłby mi krzywdy. Według opinii był to jeden z bezpieczniejszych klubów w Polsce. Właściciel obiecywał, że będę się czuła pewnie, a gdyby coś było nie tak, to mam mu to natychmiast zgłosić.

Wyciągnęłam torbę z bagażnika i z całej siły zatrzasnęłam klapę. Od jakiegoś czasu bywała kapryśna i potrafiła się otworzyć w trakcie jazdy. Clio było już tak stare, że lakier na nim zaczynał się łuszczyć nawet przy prędkości dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Ale to był mój samochód. Pierwszy i jak do tej pory jedyny. Sprawował się świetnie – oprócz tych kilkudziesięciu razy.

Z rozrzewnieniem pogłaskałam karoserię. Zbeształam się w myślach, bo dobrze wiedziałam, co robię. Opóźniam kolejny krok. Za chwilę zacznę obgryzać skórki przy kciukach ze stresu, jak to miałam w zwyczaju.

W końcu stwierdziłam, że bez papierosa się nie obejdzie. Z torebki wyciągnęłam lekko zgniecioną paczkę fajek. W środku znajdowała się zapalniczka. Nazywałam to „awaryjnym zestawem przypadkowego palacza”. Zaciągnęłam się raz i natychmiast zaczęłam kaszleć.

– Co ja właściwie robię? – Ponownie odezwałam się do siebie, ale tym razem ktoś zaskoczył mnie odpowiedzią.

– Nie wiem, po co się trujesz.

Podskoczyłam wystraszona. Tuż obok mnie pojawił się wysoki, na oko czterdziestoletni mężczyzna. Chociaż wcale nie byłam tego taka pewna. Wzrok przyzwyczaił się już do ciemności, ale mogłam się mylić.

– Wystraszył mnie pan.

– Idzie tam pani? – Za nic miał sobie mój stan.

– To chyba nie pana sprawa? – oburzyłam się.

– Czyżby? Stosunkowo udanej nocy życzę – rzucił, po czym oddalił się w kierunku, do którego i ja zmierzałam. Po chwili zniknął za furtką.

Kolejny idiota – pomyślałam.

Wypaliłam do końca papierosa, a zgaszony niedopałek wrzuciłam do prawie pustej paczki. Ta wylądowała na dnie torebki. Wyciągnęłam opakowanie gum, by zniwelować intensywny zapach z ust.

W tym czasie krok po kroku zbliżałam się ku furtce, przez którą przed chwilą przeszedł nieznajomy. Wcisnęłam guzik i czekałam na dźwięk otwierania. Gdy zabrzmiał, szybko przeszłam do drzwi wejściowych i tu powtórzyłam czynność. Każdy mój ruch śledziły kamery. Czułam się obserwowana i oceniana. Zaschło mi w gardle.

Drzwi otworzyły się na oścież i przywitała mnie cisza. Nie tego się spodziewałam. Malutki przedsionek obity atłasem musiał idealnie wygłuszać to, co się działo w środku. Przeszłam dalej, aż w końcu trafiłam do recepcji. Jasno oświetlony korytarz witał wszystkich gości. Ponownie nie tego oczekiwałam.

Za kontuarem stała wysoka i śliczna około trzydziestoletnia blondynka w seksownym wdzianku. Obok niej stał zaś trochę starszy mężczyzna z przepięknymi tatuażami. Był bez koszulki, więc mogłam dokładnie się przyjrzeć arcydziełom.

– Cześć, jestem Magda. – Blondynka wyciągnęła dłoń w moim kierunku.

– Cześć – przywitałam się, ściskając jej rękę.

– Pierwszy raz? – Tym razem odezwał się mężczyzna.

– Tak.

– Mam na imię Daniel. – Też podał mi dłoń..

– Ela, a właściwie Elka. Tak też podałam w rezerwacji – wyjaśniłam szybko.

– Już sprawdzam.

Magda zaczęła coś klikać na laptopie. Palce Daniela dalej oplatały moje. Zaczynałam się rumienić. Niespodziewany kontakt fizyczny, atmosfera tego miejsca i przyspieszone bicie serca podsuwały kolejne, całkiem wyuzdane wizje. Wyczułam, że za moimi plecami pojawił się jakiś mężczyzna. Mogłabym przysiąc, że to ten, którego widziałam przed chwilą. Na potwierdzenie moich słów nie musiałam długo czekać.

– Tak myślałem, że się tu spotkamy. – Puścił mi oczko i wszedł za kotarę.

Przez chwilę mignęły mi światła i czyjeś nagie ciało. Poczułam lekki dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa.

– Stresujesz się? Nie ma czym. Chodź, opowiem ci o tym miejscu. – Daniel podał mi kluczyk i zaczął swój wywód: – Tutaj masz szatnie. W szafce zostawiasz swoje rzeczy. Torbę, telefon, portfel. Nie możesz tego wnieść do klubu. Jest absolutny zakaz robienia zdjęć. Stąd brak kamer, ale nie obawiaj się niczego. Obsługa jest czujna i w każdej chwili możesz liczyć na pomoc. Nic nie musisz, wszystko możesz.

– Czyli? – zapytałam zaciekawiona.

– Jesteś w swingers klubie. Zanim ktoś cię dotknie, musisz wyrazić werbalną zgodę. Nie ma tu miejsca na zmuszanie kogoś do zabawy, a w szczególności samego siebie. Widzisz ten kluczyk? – Daniel wskazał na bransoletkę na moim nadgarstku. – Od teraz to twój portfel. Zamawiając drinka, mówisz, jaki masz numer. Dopiero przy wyjściu płacisz. Na parterze możesz być w ubraniu. Na innych poziomach wymagana jest seksowna bielizna lub całkowita nagość. – Ostatnie słowa przeciągnął, prawie mrucząc.

– Ty i Magda?

– Tak, jesteśmy parą, ale nie ukrywam, że jeśli się zgodzisz, to chętnie skradnę twój pierwszy raz w tym miejscu. Mogę? – zapytał, wskazując na moją szyję.

– Możesz – odpowiedziałam, zaskakując samą siebie.

Nachylił się nade mną i złożył pocałunek na mojej szyi. Wciągnął ze świstem powietrze i ponownie zamruczał.

– Zniewalająco pachniesz. A teraz idź, baw się dobrze.

– Zamierzam! – wyrwało mi się, chociaż wcale nie byłam tego taka pewna.

Przejechałam opuszkami palców w miejscu, w którym mnie pocałował, i poczułam zalewającą mnie falę ciepła. Elka, opanuj się! – skarciłam się w myślach. Skąd było we mnie tyle podniecenia?

Otworzyłam swoją szafkę i wrzuciłam do niej torbę z rzeczami oraz torebkę. Westchnęłam ciężko, jakbym szła na ścięcie, choć wcale tak nie było. Czułam lekką ekscytację. Może to przez tego dupka, którego spotkałam na wejściu? Byłam poirytowana jego arogancją. Czułam, że jeszcze nadepnie mi dzisiaj na odcisk. Jakbym w życiu nie miała już do czynienia z podobnymi egzemplarzami…

Zamknęłam szafkę i podeszłam do lustra. Poprawiłam długi warkocz ciemnych włosów, ale ostatecznie stwierdziłam, że go rozplączę. Mogłam ich używać jako tarczy – dyskretnie podglądać przez nie świat.

Wyszłam z szatni i skierowałam swoje kroki w stronę głównej sali. Na recepcji tym razem nikogo nie było. Przeszłam więc przez kurtynę i uderzyło mnie gorąco tego pomieszczenia. Teraz się nie dziwiłam, że lepiej było wyjść w bieliźnie. Mogłabym przysiąc, że różnica temperatur pomiędzy szatnią a salą główną wynosiła jakieś dziesięć stopni. Ale teraz to miało najmniejsze znaczenie.

Stanęłam jak wryta. Przede mną rozpościerał się widok wyjęty prosto z najgłębszych zakamarków wyobraźni. Ogromna przestrzeń została delikatnie przyciemniona. Subtelnie migoczące światła dodawały klimatu. Po kątach rozstawione były skórzane kanapy i fotele, a na nich ludzie w małych grupkach. Po lewej od razu był bar, a za nim barman w swoim żywiole. Na hokerach siedzieli goście, kobiety i mężczyźni. Jedni bardziej, a drudzy mniej roznegliżowani.

I on.

Do jasnej ciasnej! Patrzył mi prosto w oczy. Nie uśmiechał się. Czujnie obserwował każdy, nawet najmniejszy ruch. Przysięgam, że oblało mnie gorąco jeszcze większe niż po pocałunku Daniela. Odwróciłam wzrok, by przerwać to, co właśnie się między nami tworzyło. Jeśli liczyłam, że uniknę kolejnej konfrontacji z tym palantem, to właśnie się grubo pomyliłam. Musiałam coś z tym zrobić. Przestrzeń na to nie pozwalała – to miejsce miało łączyć, a nie dzielić.

Dostrzegłam możliwość chwilowej ucieczki. Szybkim krokiem przeszłam na drugi koniec baru. Włosy, jak się spodziewałam, stanowiły idealną tarczę. Osłoniłam się przed nim i skupiłam swoją uwagę na barmanie. Ten uśmiechnął się do mnie zniewalająco.

– Cześć – odezwał się głębokim głosem, od którego kolana robiły się miękkie w sekundę, i gdybym była zwolenniczką młodszych facetów, to już dawno bym się do niego śliniła.

– Wszystkie lecą na ten głos? – zapytałam pewnie.

– Nie, ja tak mam naturalnie. Lepiej się nie śliń, bo moja dziewczyna jest barmanką w tym klubie.

– Chyba czytasz mi w myślach.

– Jak w otwartej księdze. Co mogę dla ciebie zrobić?

– Zaskocz mnie, ale bezalkoholowo. Virgin mojito?

– Auć! Właśnie złamałaś mi serce. Jestem mistrzem barmaństwa, a ty mi tu z takim byle czym wyskakujesz? Poczekaj, coś wymyślę.

I wymyślił. Po kilku minutach stał przede mną fikuśny drink ze skórką pomarańczy i pianką, który na koniec spryskał jakimś zapachem w fikuśnej buteleczce. Barman mrugnął do mnie porozumiewawczo i spojrzał ponad moją głowę. Wtedy wyczułam, że ktoś za mną stanął. Zerknęłam na drugi koniec baru, ale palanta już tam nie było. Coś mi podpowiadało, że właśnie liczy pieprzyki na moich plecach.

– Dla mnie to samo co zwykle, Kamilu – powiedział, nachylając się na tyle nisko, że ciepło wypowiadanych przez niego słów muskało moje ucho.

Nie wytrzymałam.

– Musiałeś tu podejść? Tam było twoje miejsce, a przysiadasz się do mnie.

Odwróciłam się w jego kierunku i zamarłam, bo parę osób zwróciło na nas uwagę.

– Widzę, że trafiła się wadera. – Roześmiał się w głos. – A myślałem, że się przywitam.

– Nie dziś i nie w tym życiu. Jeszcze mam szacunek do samej siebie, by nie zwracać uwagi na tak gówniarskie zaczepki.

– Nie zaczepiam cię. Ja z tobą flirtuję. – Ostatnie słowo wypowiedział na tyle blisko mnie, że prawie czułam jego wargi na swojej skórze. To było erotyczne. Nie mogłam temu zaprzeczać.

– Nieumiejętnie – odpyskowałam równie cicho.

– Stosunkowo udanej nocy, moja wadero.

I poszedł, pozostawiając mnie w osłupieniu. Wszystkiemu przyglądał się Kamil i – jak sądzę – jego dziewczyna. Oboje uśmiechali się od ucha do ucha, jakby zobaczyli najlepszy spektakl w życiu.

– Och, skomentujcie to po prostu i tyle. Nie wiem, czemu się tak uśmiechacie. Nie było w tym nic zabawnego – wystrzeliłam bezpośrednio, jak gdybyśmy się znali od lat.

– Nic, nic… Po prostu nie spodziewaliśmy się tego po Tomaszu. On nigdy się tak nie zachowuje.

– Tak, czyli jak? – dopytałam.

– Podobasz mu się. On raczej nie flirtuje. Dziewczyny same mu włażą do łóżka, a ty mu się postawiłaś – odezwała się nieznajoma barmanka.

– Chyba wyciągacie pochopne wnioski. Jestem odporna na szczeniackie zaloty czterdziestoletniego singla z syndromem niespokojnego kutasa.

Ryk. To usłyszałam. Obok mnie stało parę osób, które przysłuchiwało się naszej wymianie zdań. Wszyscy parsknęli śmiechem, a pojedyncze głosy mówiły, że już mnie lubią.

– O rany, chyba przesadziłam… – Zarumieniłam się konkretnie.

– Nie, nie! Dobry humor zawsze jest mile widziany.

Z tłumu wyszedł Daniel, który musiał słyszeć moje słowa. Stanął obok mojego hokera i uśmiechał się od ucha do ucha.

– Dawno mnie tak nikt nie rozbawił. Widzę, że już poznałaś parę osób.

– To chyba nie miejsce dla mnie.

– Dlaczego tak sądzisz? – zapytał ze szczerym zdziwieniem.

– Nie wiem. Czuję się odrobinę osaczona. Tyle różnych bodźców. Kobiety w negliżu czy seksownej bieliźnie, mężczyźni przyglądający mi się skrępowania.

– To trochę powierzchowne. A co tak naprawdę czujesz?

– Podniecenie. Czuję, jak oblewa mnie gorąco na widok tych ludzi. To wyuzdane – powiedziałam z całkowitą szczerością, uznawszy, że tego właśnie potrzebuję.

– Może rozejrzyj się po klubie. Siedzenie przy barze to nienajlepszy pomysł. Lepiej na własnej skórze sprawdzić możliwości tego miejsca. I pamiętaj: nic nie musisz, wszystko możesz.

Tak też zrobiłam. Po chwili rozmowy postanowiłam dać klubowi szansę. Wyszłam do szatni, by się przebrać w koronkowe body i szlafroczek. Na nogach miałam wygodne szpilki. Postanowiłam się rozejrzeć.

Cały budynek składał się z trzech pięter i poddasza. W piwnicy znajdował się basen oraz strefa spa. Na parterze było główne miejsce spotkań, bar, a także recepcja. Na wyższym piętrze znajdowały się dyskretne pokoje z lustrami, łazienki i rura do tańczenia. Poddasze skrywało pomieszczenie do zabaw BDSM. W każdym z miejsc ktoś przebywał. Jedni się dotykali i całowali, inni uprawiali namiętny seks.

Najbardziej zapadła mi w pamięć kobieta, która głośno jęczała, gdy mężczyzna robił jej dobrze językiem. Obserwowała ich grupka ludzi, którzy stali tam jak zaczarowani. Włącznie ze mną. Z każdym jękiem przez moje ciało przechodził prąd. Mój oddech był przyspieszony i wiedziałam, że jestem bardzo podniecona. Wyszłam z pomieszczenia i wtedy usłyszałam przeciągły jęk rozkoszy. Doszła.

Chwilę później znowu go spotkałam. Stał i obserwował mnie jak zwierzynę. Podszedł, jak tylko zwróciłam na niego uwagę.

– Umów się ze mną.

– Nie, Tomaszu.

– Widzę, że znasz już moje imię. Ja twojego nie. Powtarzam prośbę. Umów się ze mną.

– Zapomnij. Prędzej kur zapieje trzy razy, niż ja się z tobą spotkam.

– Umów się ze mną. O, nie zapiał.

Parsknęłam lekko na widok jego miny. Wyciągnął szyję, a do ucha przyłożył dłoń, nadsłuchując.

– Dobrze. Spotkajmy się za trzydzieści minut w szatni. Podam ci swój numer.

I odeszłam. Miałam sprytny plan szybkiej ewakuacji z tego miejsca. Prędzej piekło zamarznie, niż umówię się z tym palantem! Chociaż nie ukrywam, że ciągnęło mnie do niego. Patrzył na mnie, jakbym stała się jego własnością.

Wróciłam na parter. Tam nieoczekiwanie zastałam tłum, przez który trudno było się przecisnąć. Nim doszłam do baru, minęło jakieś dziesięć minut. Dotarcie do szatni znowu trochę mi zajęło, bo sporo osób zaczęło mnie zaczepiać. Głównie były to pytania od kobiet na temat moich włosów. Klasyk.

Udało mi się wymknąć z klubu niepostrzeżenie. Opłaciłam rachunek i prawie wybiegłam na zewnątrz. Chłodne, majowe powietrze otrzeźwiło mój umysł.

– Co za pawian w dupę malowany! – prawie krzyknęłam na cichej i opustoszałej ulicy.

– Mówisz o mnie?

– Kurwa, jesteś jak pieprzony cień.

Na nic była moja ucieczka. Ten dupek wyszedł z mroku i podszedł do mnie na odległość piętnastu centymetrów, po czym chwycił moje włosy i mnie pocałował.ROZDZIAŁ 2

Tomasz

Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie rozpędzonej pięści zderzającej się z moją szczęką. Stałem przed lustrem, robiąc bilans strat i zysków wczorajszej eskapady do klubu. Jak bym tego nie obliczał, mimo widocznych obrażeń wychodziłem zdecydowanie na plus. Rozbita warga i spuchnięta lewa część twarzy nie dodawały uroku, ale było warto.

Zobaczyłem ją przy aucie w zacienionej uliczce. Wyglądała na taką niepewną i lekko spłoszoną. Niekontrolowana fala gorąca rozlała się po moich plecach. Ekscytacja wkradła się do umysłu i zacząłem obsesyjnie powtarzać w głowie życzenie, by zmierzała w tym samym kierunku co ja.

Kilkanaście minut później wiedziałem już, z kim i jak chcę spędzić tę noc. Obserwowałem ją, analizowałem każdy ruch, a gdy zrobiłem pierwszy krok… zostałem spławiony jak nastoletni szczyl!

Uśmiechnąłem się do swojego odbicia w lustrze, przywołując wspomnienia z minionej nocy. Szukałem w pamięci podobnej sytuacji, jednak za cholerę nic nie przychodziło mi do głowy. Czyżbym faktycznie pierwszy raz w życiu dostał kosza? To było takie… takie… odświeżające.

Wycisnąłem pastę na szczoteczkę, modląc się w duchu, by mycie zębów nie było zbyt bolesne. Chociaż jakaś kara musi być. Nie wiem, czego się spodziewałem, wymuszając ten pocałunek.

– Debilu, okłamujesz sam siebie.

Wbiłem wzrok w opuchniętą i lekko zaspaną twarz. Oczywiście, że liczyłem na zajebisty seks. Oczyma wyobraźni widziałem, jak namiętnie oddaje mi pocałunek, oplata mnie tymi długimi nogami i pozwala ponieść się namiętności. Tak zatopiłem się w tej wizji, że przekroczyłem granicę i zachowałem się jak ostatni fiut. Jej reakcja była jak najbardziej na miejscu. Należało mi się.

Zgoda. Zgoda to podstawa. A ja nie poczekałem na jej zgodę… Chociaż? W pierwszym odruchu, zaskoczona nagłą pieszczotą, odwzajemniła pocałunek. Poczułem wyraźnie smak drinka, który piła w klubie. Jeszcze wyraźniej czułem metal kolczyka drażniącego mój język. Delikatnie pociągnąłem za trzymane w garści włosy i chyba ten ruch ja otrzeźwił. Wyrwana z transu zareagowała odruchowo. Tak celnie wyprowadzonego prawego sierpowego nie powstydziłby się sam Rocky Balboa. Uśmiechnąłem się głupkowato, wspominając, jak dalej przebiegła miniona noc.

***

– I skończyło się rumakowanie… – zaskomlałem. Tak, zaskomlałem, zasłaniając dłonią rozbita wargę.

– Było nie pchać jęzora tam, gdzie nie trzeba – fuknęła wadera.

– Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać – walnąłem bez zastanowienia.

– Słucham!? – warknęła. – Co to ma w ogóle znaczyć? Co ty sob…

– Przepraszam.

– Hę?

– Przepraszam. Nic mnie nie usprawiedliwia. Po prostu nie mogłem się powstrzymać. I wiem, że to żadne tłumaczenie. Jestem dorosłym facetem i powinienem lepiej kontrolować swoje, nazwijmy to: żądze. – Przycisnąłem wierzch dłoni do rany, by choć trochę zatamować krwawienie.

Spojrzała na mnie z dziwnym grymasem na ustach, po czym wyjęła z torebki chusteczki i jedną z nich przyłożyła do rozbitej wargi.

– Zasłużyłeś.

– Wiem.

– Myślisz, że trzeba to zszyć?

– Nie sądzę, ale przydałby się zimny okład.

Rozejrzała się po ciemnej okolicy.

– Wydaje mi się, że za rogiem jest całodobowy. Skoczę po coś zimnego.

– Stój. Nie puszczę cię samej. Jest ciemno i cholera wie, na kogo trafisz pod monopolem.

– Pff… Dzielny rycerz się znalazł. Przypomnieć ci, w jaki sposób dorobiłeś się obrażeń? – Podniosła prawą dłoń na wysokość twarzy i poruszyła palcami.

Dopiero teraz zauważyłem ogromny pierścionek w kształcie smoka na środkowym palcu. To wiele wyjaśniało.

Zachichotała, gdy zrozumiała, w co się wpatruję.

– Lepszy niż kastet. – Uśmiechnęła się złośliwie.

– Zapamiętam. Chodźmy.

Dziesięć minut później siedzieliśmy na murku, ona sączyła Monstera, a ja ze swojej puszki zrobiłem prowizoryczny okład.

– Jak masz na imię?

– A jak byś chciał, żebym miała na imię?

– Czy ty się ze mną droczysz?

– Biorąc poprawkę na miejsce i okoliczności naszego spotkania? To tak. Droczę się.

Bawiła ją ta sytuacja. Wyczuła, że nie jestem zagrożeniem. Z każdą minutą coraz bardziej się rozluźniała. Schodziło z niej napięcie.

– To nie fair, ty moje imię już znasz. Nie wiem co prawda skąd, ale…

– Elka albo Eli. Możesz sobie wybrać.

– Elka… – wypowiedziałem na głos. Chciałem usłyszeć, jak wybrzmi w moich ustach. – Elka… – wyszeptałem. Przytrzymałem jej spojrzenie. – Elka… – tym razem wymruczałem, przymykając oczy i delektując się jej reakcją.

Wstrzymała oddech i przyglądając się moim ustom, oblizała wargi.

– Elka, mmm…

– Prr… Hamuj, kolego.

– Coś nie tak? Tak tylko sobie próbuję wymowę.

– Po co?

– Na wszelki wypadek. Kto wie w jakich okolicznościach przyrody będzie nam się dane jeszcze spotkać? Może znów wpadniemy na siebie w klubie. – Poruszyłem brwiami. – I tym razem mi nie uciekniesz. – Nawiązałem do tematu, który mnie interesował. Widać było na pierwszy rzut oka, że dopiero zaczyna przygodę z takimi klubami. Ciekawiło mnie, co sprowadziło ją w to miejsce.

– Nie sądzę, bym tam wróciła. To nie dla mnie.

– Dlaczego? – Wyprostowałem się, czekając, aż rozwinie temat.

Nic. Cisza.

Odstawiła puszkę przy butach, zebrała w dłonie włosy i powoli zaczęła splatać je w warkocz.

– Nie czułam się tam komfortowo. W sensie… przytłoczyły mnie te spojrzenia. Na początku wydawało mi się to ekscytujące i podniecające, ale im dłużej się rozglądałam, tym mniej pewnie się czułam. Z każdą chwilą stawałam się bardziej świadoma swoich niedoskonałości. Każdego rozstępu, każdej fałdki.

– Ja pierdolę – przerwałem jej, nie mogąc tego słuchać. – Ty tak serio?

– O co ci chodzi?

– Od momentu, gdy weszłaś na tę salę, kilka, jak nie kilkanaście osób nie mogło oderwać od ciebie wzroku. I zaznaczam, że były to osoby obu płci.

– Mówię przeci…

– I nie miało to nic wspólnego z ocenianiem. To znaczy, nie takim, o jakim myślisz. Oczywiście, że wszyscy cię oceniali, ale bardziej pod kątem tego, jak pięknie byś wyglądała przykuta do łóżka albo ujeżdżając ich na nim. To był taki rodzaj oceniania. Wiem, bo robiłem to samo.

– Przestań, to zawstydzające.

– Zawstydza cię bycie pożądaną?

Cisza. Ponownie.

– Tak. Zawstydza mnie. Nie jestem przyzwyczajona do takiej atencji. – Zamyśliła się.

Przyglądałem się jej i nie mogłem się nadziwić, jak taka kobieta może się tak czuć. Była mieszanką wszystkiego, co najlepsze. Czułem też, że to nie wszystko. Miałem przeczucie graniczące z pewnością, że pod warstwą ochronną znajduje się skarb. Skarb, który sprawi, że ten, kto go odnajdzie, będzie do końca swych dni najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Zapragnąłem go znaleźć. Odkryć. Posiąść. Nawet gdybym miał do niego iść latami. Czasami to się po prostu wiedziało. I ja wiedziałem. To była ona.

– Umów się ze mną – zaryzykowałem. Teraz albo nigdy.

– Słucham?

– Umów się ze mną.

– Zapraszasz mnie na randkę?

– Tak.

– To nie jest dobry pomysł.

– W takim razie daj się zaprosić na przeprosinowy obiad. Za moje okropne zachowanie.

Nie przyjmowałem odmowy. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że moglibyśmy się więcej nie zobaczyć. Nie było takiej opcji. Prędzej uszkodzę jej wszystkie opony w tej pierdzikółce, niż pozwolę odjechać bez obietnicy spotkania. I koniecznie muszę zdobyć jej numer.

Analizowała moje słowa. Niemal słyszałem dyskusję, którą prowadziła w swojej głowie.

– Dobrze. – Wypowiedziała tylko to jedno słowo.

Zaskoczyła mnie i ogromnie ucieszyła, jednak nie sądziłem, że tak łatwo mi pójdzie.

– Ale to ja wybieram miejsce i czas – doprecyzowała.

Wyjąłem telefon z kieszeni, odblokowałem i podałem Elce.

– Wpisz mi swój numer.

Zawahała się, jednak po chwili spełniła moją prośbę.

Pierwsze, co zrobiłem, gdy aparat trafił z powrotem w moje ręce, to wybrałem wpisany numer. Wolałem się upewnić, że jutro nie dodzwonię się do zakładu pogrzebowego „Światełko w tunelu”. Unstoppable Sii rozbrzmiało w jej torebce. Z uśmiechem pokręciła głową, gdy zorientowała się, że sprawdzam, czy nie zrobiła mnie w balona.

– Musiałeś?

– Przezorny zawsze zabezpieczony, wadero.

– Dlaczego tak mnie nazywasz?

– Bo tak mi się kojarzysz.

– To o mnie pomyślałeś? Że wyglądam jak sierściuch z lasu?

– Jak piękna, silna, potężna wilczyca.

Wstałem i stanąłem naprzeciw niej. Następnie przykucnąłem lekko, by spojrzeć prosto w jej szare oczy.

– Pierwsze, co pomyślałem, gdy cię zobaczyłem, to że wyglądasz jak skrzyżowanie Monici Bellucci i Maryny z Janosika. Nigdy nie widziałem tak dojrzałej kobiecości. Teraz do tego zestawienia dorzuciłbym jeszcze Xenę, wojowniczą księżniczkę. – Odruchowo dotknąłem pękniętych ust i puściłem jej oczko.

Parsknęła śmiechem.

– Dobra, skończ czarować, Harry. Czas się zwijać do domu.

Wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę uliczki, gdzie zaparkowane były nasze auta.

***

Spoglądając w lustro, nie mogłem przestać się szczerzyć. Robiłem to nieświadomie, wracając wspomnieniami do naszej nocnej pogawędki pod monopolem.

Jak dzieci kiedyś zapytają mnie, jak wyglądała nasza pierwsza randka, trzeba będzie ściemniać. Przecież nie powiemy im prawdy.

Przymykałem oczy i zobaczyłem ją – i to nie w tej seksownej bieliźnie i fikuśnym szlafroczku, ale właśnie na tym chodniku, w nocy, pod sklepem, gdy zaplątała włosy w gruby warkocz i zwierzała się ze swoich wątpliwości. Jak odsłaniała się przed tak naprawdę obcym mężczyzną. Jakbyśmy znali się od lat.

Z rozmyślań wyrwał mnie sygnał przychodzącej wiadomości od wadery.

Będę jutro w Krakowie. Mogę dać się zaprosić na przeprosinowy obiad. Pasuje?

Jak to „będzie jutro w Krakowie”? Nie jest stąd? Kurwa! Nawet o to nie zapytałem. Z góry założyłem, że tu mieszka. Muszę o to dopytać. Szybko wystukałem odpowiedź.

Zawsze! Gdzie i o której?

Róg Grodzkiej i Placu Wszystkich Świętych. O 14:00. Może być?

Co tylko rozkażesz, królowo. Gdzie konkretnie zarezerwować miejsce?

Nie trzeba.

A, i mogę się ciut spóźnić, ale będę. Nie denerwuj się, jakby co. Dotrzymuję słowa.

Wklepałem podaną lokalizację w Google Maps. Szybkie rozeznanie w terenie i już miałem pogląd na okoliczne restauracje. Niedaleko tego adresu znajdowało się kilka fajnych miejsc z dobrymi opiniami. Ciekawe, które wybrała. Czułem się jak małe dziecko przed Gwiazdką. Nie mogłem się doczekać, jeszcze chwila i zacznę tupać nogami. Jak ja, do cholery, wytrzymam do jutra? Fuck!

***

Pot spływał mi po plecach. Kuźwa. Marynarka to nie był dobry pomysł, gdy zapowiadali ponad dwudziestostopniową temperaturę. Cierpliwie czekałem w podanym przez Elkę miejscu i odliczałem minuty do jej przyjścia. Mimo ostrzeżenia miałem ogromną nadzieję, że będzie na czas. Jeszcze tylko dziesięć minut.

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby przyjść wcześniej. Nie oszukuj się, Tomku. Od wczoraj ekscytowałeś się tym spotkaniem jak pensjonarka pierwszym balem. Co się ze mną w ogóle działo? Pierwszy raz nie mogłem doczekać się spotkania z kobietą. Zazwyczaj to one zabiegały o moją uwagę. Teraz na samą myśl, że Eli mogłaby się nie pojawić, czułem bardzo nieprzyjemne skurcze żołądka. Nie podobało mi się to. Skupiłem wzrok na czubkach swoich butów i zacząłem głęboko oddychać. Czy ja się stresowałem przed tym spotkaniem? To niemożliwe!

– Hejka, długo czekasz? – Znajomy głos przywrócił mnie do rzeczywistości. – Wszystko okej? Wyglądasz, jakbyś się miał rozpłakać albo przewrócić.

– Cześć. – Nie mogłem oderwać spojrzenia od jej rozpromienionej twarzy. – Gorąco po prostu… – skłamałem bezczelnie. Nie istniał nawet najmniejszy cień szansy, bym przyznał się jej, że bałem się jak diabli, że zostanę wystawiony do wiatru. – To dokąd idziemy? Jaki lokal dla nas wybrałaś?

– Tam. – Pokazała palcem na drugą stronę ulicy, chwyciła mnie pod ramię i pociągnęła w stronę największej sieciówki, jaką świat widział.

Zanim zdołałem w jakikolwiek sposób zareagować, już stała przed panelem samoobsługowym i składała zamówienie.

– Dobra, ja chcę wrapka, szejka, fryteczki, espresso i colę. Załóż swoje zamówienie, a ja idę poszukać wolnego stolika.

Zajęło mi chwilę, zanim otrząsnąłem się z pierwszego szoku. Zdublowałem zamówienie, odczekałem swoje w kolejce po odbiór i w końcu dotarłem do stolika.

– Wyglądasz, jakbyś połknął żabę.

– Cóż, nie spodziewałem się, że wybierzesz takie miejsce. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tu byłem.

– Ale że co? Nie lubisz?

– Nie, to nie to. Spodziewałem się, że wybierzesz… W sumie nie wiedziałem, co wybierzesz, ale na pewno nie spodziewałem się maczka.

– Niespodzianka. Przynajmniej długo nie zapomnisz naszego spotkania. – Zachichotała, wlewając espresso do kubka z szejkiem.

– Ja tu chciałem ci zaimponować jakąś fancy restauracją, a skończyło się na frytkach.

– Nie lubię takich knajp. Zawsze się boję, że użyję nie tego widelca. Poza tym jak idę na obiad, to chcę się najeść.

– Mogliśmy wybrać coś włoskiego albo…

– Nie mam czasu. Za dwie godziny muszę być na dworcu.

– Co?

– Odbieram chłopaka, który ma mi pomóc w sezonie, a potem jedziemy prosto do domu.

Przypomniałem sobie, że chciałem ją o to zapytać.

– Myślałem, że jesteś z Krakowa.

– Nie, nie. Mieszkam pod Zakopanem. Niedaleko Poronina.

W głowie szybko obliczyłem odległość. Niecałe dwie godzinki samochodem. Nie jest źle.

– Czym się zajmujesz? – zapytałem, chociaż już coś tam podejrzewałem.

– Prowadzę mały pensjonat.

Bingo.

– Sama? To ciężka praca.

Posłała mi zaciekawione spojrzenie.

– A wiesz to, bo…?

– Bo sam zajmuję się obsługą kilkunastu lokali, które oferują noclegi.

– Chcesz powiedzieć, że masz kilkanaście mieszkań w Krakowie?

Roześmiałem się głośno.

– Nie, chcę powiedzieć, że pracuję jako zarządca, który pilnuje tych lokali. Jak przeniosłem się tu kilka miesięcy temu, znajomy zaproponował mi pracę, bo akurat sam zajął się nowym projektem i potrzebowali kogoś, kto by dopilnował jego własności. Więc tymczasowo zgłosiłem się na ochotnika, zanim ustalę, co tak naprawdę chcę dalej robić.

– Brzmi, jakbyś był na życiowym zakręcie.

– Tak w sumie trochę jest. W tym roku stuknie mi czterdziestka, a tak naprawdę nawet nie wiem, na jakim etapie życia jestem.

– I postanowiłeś zrobić przetasowanie?

– Postanowiłem zająć się własnym życiem. Albo chociaż zdecydować, w jakim kierunku ma ono iść.

– Zaczynasz wszystko od zera?

– Chyba tak jest…

Przyglądała mi się podejrzliwie, podjadając frytki.

– Ale nie jesteś żonaty? Nie chodzę na randki z żonatymi!

– Czyli to jednak randka? – Nie udało mi się powstrzymać wielkiego uśmiechu, który wypłynął na moje usta.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Nie, nie jestem. Tak naprawdę to chyba nawet nie byłem w żadnym poważnym związku.

– A, czyli hulaj dusza, piekła nie ma?

Zastanowiłem się nad jej słowami. To chyba było najbardziej trafne określenie tego, co przez lata robiliśmy z chłopakami. Nie uważaliśmy na nic i na nikogo. Tylko, niestety, czasami fundowaliśmy innym piekło, jednocześnie sami w nie wpadając. Były w moim życiu zdarzenia, które chciałbym wykreślić, wymazać. Niestety, tak się nie dało. Ciążyły mi jak kamień na szyi i ciągnęły w dół. Bartek, Wiktor, Zosia… Poczucie winy przytłaczało mnie z każdej strony.

– Co się tak zawiesiłeś? – Elka lustrowała mnie uważnie.

– Myślę o tym piekle, co to go niby nie ma.

– Aż tak mocno wywijałeś?

– Czasami aż za mocno, ale to historia, którą ci opowiem później. I na pewno nie na kolejnej randce. Nie chcemy, żebyś tak od razu się do mnie zniechęciła.

Dopiłem colę, cierpliwie czekając, co odpowie na moją zawoalowaną propozycję.

Zmrużyła oczy, próbując ukryć rozbawienie. Wykorzystałem tę chwilę, by nasycić się jej wyglądem. Długi, gruby, czarny warkocz, oczywiście przerzucony do przodu przez lewe ramię, mnie hipnotyzował. Nie potrafiłem powstrzymać się od wyobrażania sobie, co mógłbym robić, mocno trzymając go w dłoni. Bluzka z luźnym, podłużnym dekoltem zsunęła się z ramienia, ukazując skórę pokrytą kilkoma niewielkimi tatuażami. Jeden z nich musiał być świeży. Miał jeszcze zabezpieczenie. Przyglądałem się małej pszczółce, która przysiadła w miejscu, gdzie kończył się obojczyk. Niby takie maleństwo, a przyciągało uwagę. Oczywiście już się zastanawiałem, czy to jedyne. I gdzie jest reszta.

W klubie delikatny szlafroczek, którym się zakryła, więcej zasłaniał, niż odkrywał. Strategiczne i bezpieczne rozwiązanie dla nowicjuszy w tym temacie. Osoby bardziej doświadczone z czasem rezygnują z okrycia, ograniczając się do bielizny. Do tego przytłumione światło. Niewiele szczegółów udało mi się wypatrzyć.

Nagle zapragnąłem zobaczyć ją okrytą tylko tymi pięknymi, długimi włosami. Jak przechadza się po klubie w moim towarzystwie. Jak idąc za nią, obserwowałbym ich końcówki muskające jej wypukłe pośladki…

– A dokąd byś mnie zabrał na tę randkę?

– Do klubu.

– Co?

– Co? – Ja pierdolę, tak się zatopiłem w rozmyślaniach, że wypaliłem pierwszą myśl, którą miałem w głowie. No spalony. Poległem!

– Czy ty właśnie zaproponowałeś mi randkę w klubie dla swingersów?

– Tak i nie. – Musiałem z tego jakoś wybrnąć z twarzą. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem, było przyłapanie mnie na tym, że fantazjowałem o jej krągłym tyłku, zażerając się fast foodem.

– Czekam.

Tryb: wadera – aktywacja. Jeśli dobrze tego nie rozegram, za chwilę znów zarobię w pysk. Spojrzałem dyskretnie, jaką biżuterię ma na dłoni i czy odpowiednio szybko zdążę zrobić unik, nie spadając z krzesła.

Powędrowała za moim spojrzeniem.

– Nie bój się, nie przywalę ci. Chyba. Mów.

– Chciałaś zobaczyć, jak to jest w takim klubie, ale nie czułaś się swobodnie. A gdybyś poszła tam z kimś, kogo znasz? Pomyśl. Czy nie czułabyś się lepiej, mając kogoś przy swoim boku? I mam tu na myśli siebie – zaznaczyłem, żeby nie było wątpliwości. – Mogłabyś wtedy skorzystać z wszystkich dobrodziejstw takich miejsc.

– Przypominam ci, że spotkaliśmy się właściwie drugi raz, więc trudno nazwać to jakąkolwiek znajomością.

– Dobra, to na trzecią randkę zaproszę cię do klubu, a na drugą pójdziemy gdzie indziej.

– Nie poddajesz się?

– Gdy na czymś bardzo mi zależy? Nigdy!

Cisza między nami zaczynała się nieznośnie przedłużać. Z każdą sekundą traciłem nadzieję, że coś z tego wyjdzie.

– Kino i zapieksy.

– Chcesz, żebym na kolejną randkę zaprosił cię do kina i na zapiekanki?

– A czy ja niewyraźnie mówię?

– Chcesz iść na zwykłe zapiekanki? – Musiałem się upewnić, że dobrze słyszę to, co przed chwilą powiedziała.

– O nie, nie, nie… Nie na zwykłe zapiekanki. Na najlepsze zapiekanki w Krakowie. – Zaczęła zbierać puste opakowania i układać je na tacy. – Za to film możesz wybrać ty. Tylko uprzejmie proszę, żeby nie był to żaden horror ani nic potwornego, chyba że lubisz siedzieć w towarzystwie kogoś, kto sika pod siebie ze strachu. – Zastanowiła się nad czymś chwilę i nagle jakby podjęła decyzję. – Albo możemy od razu przejść do trzeciej randki. Bądź kreatywny. – Mrugnęła znacząco.

– Coś wymyślę. – Dołączyłem do zbierania pustych opakowań, starając się nie okazywać przesadnej radości.

– To jesteśmy wstępnie umówieni. A teraz muszę zmykać, bo za pół godziny muszę być na dworcu.

Ruszyliśmy w stronę wyjścia, po drodze ogarniając tacę.

– Odprowadzę cię.

– Nie trzeba.

W mojej kieszeni rozległ się sygnał nadchodzącej wiadomości. Awaria rury w jednym z lokali bardzo szybko zweryfikowała moje plany.

– Cholera jasna. Przepraszam, ale muszę jechać.

– Spoko, będziemy w kontakcie. – Pomachała mi i odwróciła się w stronę nadjeżdżającego tramwaju. – Aha! Jeszcze jedno! – Cofnęła się i stanęła bardzo blisko. – Jako że prowadziłeś, jak się domyślam i co częściowo potwierdziłeś, intensywne życie seksualne, poproszę o odpowiednie zaświadczenie, że nie dostanę żadnego prezentu w postaci nieciekawej choroby. – Puściła oczko.

– Chcesz, żebym poszedł się przebadać?

– Bystry chłopczyk. Brawo ty! Właśnie tego chcę. Jeśli na trzecią randkę pójdziemy do klubu, to tak, chcę, żebyś się przebadał. W przeciwnym razie nie licz nawet na Hiszpana. – Puściła całusa w moją stronę, odwróciła się na pięcie i ruszyła, nie oglądając się za siebie.

Odblokowałem telefon i szybko wystukałem serię wiadomości.

Tak tylko dla Twojej informacji, jeszcze się nie zdarzyło, żebym bzykał bez gumki.

Na pewno jestem czysty.

Jednak zrobię to dla Ciebie, waderko.

Przebadam się, a wynik przywiozę Ci oprawiony w ramkę.

Będziesz mogła sobie postawić na szafce przy łóżku.

Do zobaczenia szybko, piękna.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij