-
promocja
Tylko powiedz kiedy - ebook
Tylko powiedz kiedy - ebook
Z jednej strony chcę dziś zobaczyć Nate’a, przyjaciela mojego brata, bo nadal się w nim podkochuję. Z drugiej – wolałabym tego uniknąć z tej samej przyczyny. Jestem, jak to ja, rozdarta.
Ava od lat jest zakochana w najlepszym przyjacielu swojego brata. Nie wie, że Nate czuje do niej to samo.
Przez dwa lata, kiedy się nie widzieli, udawało im się tłumić w sobie uczucia. Jednak teraz ponownie się spotykają i nie mogą przestać o sobie myśleć.
Ale czy Ava i Nate są sobie pisani?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9535-4 |
| Rozmiar pliku: | 982 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
AVA MAE
Słyszę, jak Kara wpada niezdarnie do mieszkania, więc zamykam podręcznik do chemii. Patrzę na zegarek w telefonie. Minęła już druga w nocy. Kara, moja przyjaciółka, wróciła później niż zazwyczaj. Jest lekko zwariowana. Na pierwszym roku studiów zostałyśmy przydzielone do jednego pokoju w akademiku i od razu się polubiłyśmy dzięki podobnemu gustowi muzycznemu, literackiemu i modowemu. Według niektórych Kara wręcz nałogowo umawia się na randki. Uważa jednak, że studia to czas, kiedy należy się wyszumieć. Mam w tej kwestii odmienne zdanie. Studiuję, by zdobyć dyplom, który umożliwi mi znalezienie dobrej pracy, dlatego poświęcam sporo czasu na naukę. Randki nigdy nie plasowały się wysoko na liście moich priorytetów. Dawno temu starszy brat przegonił każdego kandydata na mojego chłopaka. Faceci nie lgnęli do mnie nawet po tym, gdy brat wstąpił do marines, bo o nim słyszeli i wiedzą, że jest wysoki i muskularny. Odziedziczył sylwetkę po tacie. Obaj na pierwszy rzut oka cholernie onieśmielają, dlatego nie zawracam sobie głowy myślą, że nikt się za mną nie ugania.
Rodzice, a zwłaszcza tata, od maleńkości wpajają mi, że muszę radzić sobie w życiu sama. Ojciec nauczył mnie zmieniać koło w samochodzie i nawet wymieniać olej, bo nie chciał, bym czuła się słaba ani bym była zależna od mężczyzn. Jest mocno opiekuńczy. Brody odziedziczył po nim tę cechę i dlatego daje facetom do zrozumienia, by trzymali się z daleka od jego młodszej siostry.
Z zamyślenia wyrywa mnie Kara, która staje w progu.
– Świetnie się bawiłam. – Posyła mi promienny uśmiech.
Zaszklone oczy i lekko niewyraźna mowa wskazują, że nieco wypiła. Widywałam ją w gorszym stanie.
– Na pewno nie lepiej niż ja – odpieram.
Posyła mi pytające spojrzenie, więc wskazuję na podręcznik na kolanach.
– Cudowny świat chemii – mówię cierpko.
Kara przewraca oczami.
– Za ciężko pracujesz, Avo. Wrzuć czasem na luz. Na studiach powinnaś się wyszaleć. A ty ciągle tylko się uczysz. Kiedy ostatnio się z kimś umówiłaś? – pyta.
Kurna. Kilka miesięcy temu.
– Z Clintem.
Obie się wzdrygamy, gdy wypowiadam jego imię. Na pierwszym roku chodziłam z nim na biologię. Był na trzecim roku i powtarzał te zajęcia, bo wcześniej je oblał. Z jakiegoś powodu się mnie uczepił i łamał mój opór, aż zgodziłam się z nim umówić, pod warunkiem że będzie nam towarzyszyła Kara. Spotkanie było okropne. Clint z kumplem zjawili się w naszym akademiku pijani. Zabrali nas na imprezę w domu bractwa. Zero zaskoczenia. Cały wieczór starałam się opędzać od języka Clinta. Kara nie obmacywała się z jego kumplem, mimo że zasadniczo uwielbia mężczyzn. Tych dwóch jednak się upiło i zachowywało jak niezdarne dupki. W życiu się tak nie cieszyłam z końca spotkania jak wtedy. Mimo to Clint dalej chce się ze mną umówić. Stale z uśmiechem rzuca, że to tylko kwestia czasu. Traktuje to jak zabawę, więc go zbywam. Przecież wie, że nigdy nie pójdę z nim na randkę. Kilkoro studentów myśli, że jesteśmy z Clintem parą, bo on ciągle mnie dotyka. Nie zdołałam go zrazić do siebie ani nieprzyjemnymi spojrzeniami, ani okazjonalnym dźganiem łokciem w brzuch.
– No właśnie! – krzyczy Kara. – Pora, żebyś znalazła prawdziwego faceta. – Porusza sugestywnie brwiami.
Wiem, do czego pije. Bulwersuje ją, że nadal jestem dziewicą, choć latem kończę dwadzieścia lat.
– Mam jeszcze czas – mówię, zbywając ją gestem. – Najpierw skończę studia, a potem będę myśleć o ustatkowaniu się.
Kara wbija we mnie wzrok i otwiera usta ze zdziwienia.
– Ava! Jesteśmy na drugim roku. Przed tobą jeszcze tylko dwa lata studiów i roczny staż podyplomowy. Twoja pipka zarośnie pajęczyną.
Śmieję się mimowolnie.
– Moja pipka ma się dobrze – zapewniam, ocierając łzy ze śmiechu. W końcu uspokajam się i proszę: – Opowiedz mi o tym świetnym wieczorze. – Tym oto sposobem zmieniam temat z mojej osnutej pajęczynami pipki na Karę.
– Poznałam ciacho. Trenuje zawodowych fajterów. Mówiłam już, że to ciacho? – chichocze.
– To trener? – pytam. Natychmiast na myśl przychodzi mi Nate, czyli Nathan Garrison, najlepszy przyjaciel mojego brata. Serce zaczyna mi bić szybciej. Według moich ostatnich informacji Nate zarządza siłownią swojego taty. Wydzielono na niej część do zwyczajnych ćwiczeń oraz postawiono kilka ringów, na których trenują zawodnicy. Wstąpiłam do niej parę razy z Brodym. Nigdy nie pozwalał mi jednak spędzać tam zbyt wiele czasu z obawy, że zlecą się absztyfikanci.
Entuzjastycznie kiwa głową i wyjaśnia, że ten gość, Tanner, przygotowuje sławnego lokalnego fajtera do głośnej walki.
– Chodzi o jakiś tytuł – mówi. – Trenuje go na miejscu. – W jej oczach błyszczy ekscytacja.
Kiwam głową.
– W Hardcorp – wypowiadam nazwę siłowni należącej do taty Nate’a. Wycieram spocone ręce o spodnie dresowe. Zawsze wilgotnieją, gdy myślę o Nacie.
– Nie gadaj. – Klepie mnie po nodze. – Skąd wiesz? Znasz go? – pyta z wahaniem.
– Chyba nie. Kojarzę siłownię. Brody przyjaźni się z synem właściciela. Razem się zaciągnęli, z tym że Nate wyjechał na misję tylko raz. Po udarze swojego taty wystąpił z piechoty i teraz prowadzi siłownię – wyjaśniam.
– Ciągle zapominam, że jesteś stąd. – Śmieje się. – Rzadko wychodzisz, dlatego stale wylatuje mi z głowy, że wychowałaś się w tym miasteczku – urywa na długą chwilę. – Ava, jakie z niego ciacho. No takie, że majty same mi spadają! – wzdycha.
– Czyli spotkasz się z nim jeszcze raz? – Tak się nim zachwyca, że na pewno znów się z nim umówi. I to jak najszybciej, jeśli będzie miała cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii.
– Boże, oby. Jakie masz plany na jutro?
– Raczej nie mam żadnych. Ogarnęłam już wszystko na zajęcia na następny tydzień. Musimy tylko posprzątać i zrobić zakupy.
Kara rzuca mój podręcznik na podłogę.
– Resztę weekendu, moja droga, spędzimy poza domem. Jutro posprzątamy i pojedziemy do sklepu, a wieczorem gdzieś wyjdziemy.
Próbuję się odezwać. Nie pozwala mi jednak dojść do głosu, ucisza mnie gestem.
– Nie wykręcaj się, moja panno.
Śmieję się i odsuwam jej rękę.
– Chciałam powiedzieć, że to dobry plan. Chętnie odpocznę, bo choć raz wszystko ogarnęłam. Już się nie mogę doczekać zakończenia semestru – mówię.
– Zapiszesz się na letnie zajęcia?
Spodziewałam się tego pytania. Wiem, że moja odpowiedź okaże się dla niej niemałym zdziwieniem.
– Nie, rodzice, a nawet Brody, ilekroć ma okazję zadzwonić, powtarzają, że mam nieco zwolnić. Dlatego w te wakacje odpoczywam.
– Jaja sobie robisz? O JEJKUUU! – Rzuca się na mnie i mocno ściska. – Będziemy się świetnie bawiły. Wynajmujemy mieszkanie, dlatego powiedziałam rodzicom, że nie spędzę u nich całych wakacji. Wybiorę się do nich na mniej więcej tydzień, a potem wrócę. Ej, możemy ich odwiedzić razem – nawija.
Uśmiecham się na jej entuzjazm.
– Pewnie. – Kara pochodzi z Florydy, więc czeka mnie tydzień na plaży. Super.
– To lato na zawsze zapisze ci się w pamięci, przyjaciółko. – Głośno mnie cmoka w policzek, po czym wychodzi w podskokach.
W co ja się wpakowałam?
Nazajutrz Kara wytacza się z pokoju, kiedy zaparzam kawę. Biorę więc jeszcze jeden kubek, napełniam po brzegi i stawiam przed nią na stole.
– Doberek, słoneczko.
Kara burczy. Bierze kubek i głęboko wciąga aromat kawy, po czym upija łyk. Kończę szykować sobie bajgiel i wrzucam drugi do tostera. Podaję jej kanapkę po tym, gdy wypiła pierwszy kubek kawy.
– Wygląda na to, że zaczęłaś sprzątanie beze mnie – zauważa, kątem oka obejmując pusty zlew i lśniące blaty.
– Nie mogłam spać. Poza tym jest dziesiąta. – Patrzę, jak pałaszuje bajgla. – Zostało tylko posprzątanie łazienki i odkurzenie.
– Ogarnę łazienkę i wezmę prysznic. Później pojedziemy na zakupy.
Mknie korytarzem. Ja już się wykąpałam, bo prawie skończyłam sprzątać. Odkurzam, a potem siadam na kanapie i czekając na Karę, czytam na kindle’u.
– Gotowa – odzywa się za moimi plecami.
Zakupy mijają bez większych wrażeń. Przepadamy mniej więcej za tym samym i wkładamy wszystkie produkty do jednego wózka. Wypracowałyśmy system polegający na tym, że zrzucamy się na rachunek, a potem jemy, na co mamy ochotę. Przeważnie robimy zakupy raz w tygodniu, bo obie lubimy świeże warzywa, owoce i jogurty, a przecież bez sensu jest gromadzić w dużych ilościach szybko psujące się produkty.
Kiedy wracamy, ktoś dzwoni do Kary.
– To on – piszczy. Kątem oka obserwuję, jak zaczerpuje głęboko tchu i odbiera. – Halo?
Nie słyszę go. Domyślam się jednak, że powiedział coś miłego, bo przyjaciółka uśmiecha się tak szeroko, że chyba pękną jej wargi.
– No nie wiem. Miałam spędzić dzień ze współlokatorką – mówi. – Dobrze, porozmawiam z Avą i zaraz oddzwonię. – Rozłącza się. W tej samej chwili zwraca się do mnie: – Avo.
Domyślam się, co powie. Facet chce się z nią zobaczyć, a ona chce, bym się dokądś z nimi wybrała.
– Karo.
– Tanner zaprosił nas do Underground.
– Nas? – pytam.
– Tak, nas. Powiedziałam mu, że miałyśmy spędzić dzień razem, więc zaprosił także ciebie. Chce, żebyśmy obie się z nim spotkały.
– Nie chcę być piątym kołem u wozu, Karo – jęczę.
– Nie będziesz. Przecież Tanner nie jest moim chłopakiem. Obiecuję, że nie dam ci odczuć, że nie jesteś mile widziana. Dopilnuję, byśmy spędziły cały wieczór razem. Proszę cię, Avo – błaga.
Przypominam sobie uśmiech, jaki wywołał u niej Tanner, i dociera do mnie, że serio go lubi. A przecież życzę mojej nieokiełznanej i złaknionej przygód przyjaciółce, by znalazła chłopaka, który ją okiełzna. Może Tanner podoła temu zadaniu.
– Dobrze. Ale naprawdę wyjdę, jeśli poczuję się jak piąte koło.
– Kocham cię! – woła radośnie, przykładając dłoń do serca. – Obiecuję, że tak dobrze odnajdziesz się w tym towarzystwie, że z wdzięczności złożysz mi w ofierze swojego pierworodnego – żartuje.
Śmieję się z tej wariatki.
– Ustalmy, że… – milknę, kiedy słyszę, jak rozmawia z Tannerem, do którego prędko zadzwoniła.
Tym razem kończy połączenie jeszcze szybciej.
– Powiedział, że o piętnastej zaczyna trening, który potrwa mniej więcej trzy godziny – urywa, by z szerokim uśmiechem wysłać SMS-a. – Mówi, że przyjedzie po nas o dwudziestej.
Godzę się z myślą, że dziś wychodzimy. Nie zrozumcie mnie źle, wcale nie jestem świętoszką. Tylko nie lubię się rozpraszać, tracić panowania nad sytuacją. Picie w towarzystwie nieznajomych stwarza ryzyko, a ja niechętnie jakiekolwiek podejmuję. Myślę, że nie jestem skora do ryzyka za sprawą moich męskich krewnych.
Wnosimy zakupy w kilku turach. Ostatecznie podłoga w całej małej kuchni jest zastawiona reklamówkami. Prędko zabieramy się za rozpakowywanie, a potem Kara ciągnie mnie za rękę do swojego pokoju.
– Musimy przyszykować sobie ubranie – wyjaśnia.
– W takim razie chyba powinnam iść do siebie? No wiesz, do tego pomieszczenia, w którym znajdują się wszystkie moje ciuchy? – pytam. Uwielbiam ją irytować. Natomiast Kara uwielbia robić się na bóstwo. Czerpie jeszcze więcej radości ze strojenia się, kiedy obie mamy się odpicować.
– Cicho. Wiesz, co cię czeka – śmieje się.
To prawda. Mamy podobny gust, z tym że mój bywa nieco bardziej konserwatywny. Mimo to przygotowania zaczynamy zawsze w jej pokoju. Kara jest nieco uzależniona od zakupów, dlatego jej szafa pęka w szwach. Ze wstydem muszę przyznać, że odkąd ze sobą zamieszkałyśmy, kilka jej rzeczy zagubiło się w mojej szafie.
– Ta – mówi Kara, pokazując na białą spódniczkę mini.
– Nie. – Nie chcę zwracać na siebie uwagi takim skrawkiem materiału.
– No weź, Ava. Musimy znaleźć ci faceta.
Śmieję się.
– Kara, jeśli mam dziś wyjść, to na pewno nie w tym.
Na jej twarzy maluje się grymas. Obraca się i zaczyna szukać czegoś innego. Stoję i czekam cierpliwie, tymczasem ona przegląda rzeczy na wieszakach, aż w końcu znów się obraca, trzymając dżinsy skinny.
– Ujdą – stwierdzam.
Kara decyduje się włożyć podobne. Mamy końcówkę kwietnia, dlatego noce bywają jeszcze chłodne. Przyjaciółka wybiera koszulkę z czarnej siateczki z rękawem trzy czwarte, którą narzuca na czarny podkoszulek. Mnie podsuwa ciemnoszary sweter z odkrytym ramieniem i czarny podkoszulek. Strój jest seksowny, ale nie dziwkarski, czyli idealnie do mnie pasuje. Obie dopełniamy ubiór czarnymi kozakami do kolan.
Pozostałą część popołudnia spędzamy w domu, malując paznokcie i dyskutując o planach na wakacje. Rozmawiamy tak długo, że w pewnej chwili musimy się zerwać i zacząć szykować w pośpiechu.
Ktoś puka do naszych drzwi punkt dwudziesta. Kara wybiega ze swojego pokoju.
– Hej – słyszę, jak wita się z Tannerem. Uśmiecham się, bo zwraca się do niego takim tonem, że zaczynam podejrzewać, że gość zawrócił jej w głowie.
Wchodzę do salonu i dostrzegam sylwetkę wielkoluda. Jest przynajmniej o głowę wyższy od Kary, dlatego mnie dostrzega i posyła mi uśmiech.
– Cześć, mam na imię Tanner. – Puszcza do mnie oko.
Dobry Boże, proszę, niech nie okaże się zarozumiałym gnojkiem. Wystarczy, że od dwóch lat łazi za mną Clint.
Podchodzę, staję obok Kary, uśmiecham się i wyciągam do niego rękę.
– Cześć. Mam na imię Ava. Miło mi cię poznać.
Tanner ściska moją dłoń i kiwa głową.
– A mnie ciebie. – Puszcza moją rękę i przenosi wzrok na Karę. – Gotowe?
Przyjaciółka na mnie zerka. Kiwam głową, dlatego mówi:
– Tak.
Tanner wychodzi na korytarz i prowadzi nas do wyjścia, a następnie do czarnego i smukłego auta. To chyba hummer. Coś mi podpowiada, że pasuje do Tannera, choć go nie znam.
Ku mojemu zaskoczeniu z samochodu wysiada gość wzrostu Tannera. Wcześniej go nie zauważyłam, bo nic nie widać przez przyciemniane szyby. Tanner staje przed kumplem i nas sobie przedstawia.
– Zach, to Kara i jej współlokatorka Ava. Drogie panie, to Zach. Mój dobry kumpel i worek treningowy.
– Ejże. – Zach śmieje się dobrodusznie. – Tak naprawdę jest zupełnie odwrotnie. – Wskazuje na Tannera. – On jest moim workiem treningowym. Miło mi was poznać.
– Jasne. Bawmy się. – Tanner klaska z ekscytacji. Z charakteru jest podobny do Kary.
Wsiadam na tył z przyjaciółką, mimo że Zach zaproponował, iż zwolni dla niej miejsce przy kierowcy. Kulturalnie mu podziękowała. Ponieważ chce dotrzymać danego mi słowa? Abym nie czuła się jak piąte koło u wozu? W naszym przypadku raczej czwarte. Nie mam pojęcia, jak to ująć. Przecież nie umówiłam się z Zachiem. Chętnie bym się z nim jednak wybrała na randkę, bo wpadł mi w oko.
W Underground jest tłum, kolejka do wejścia ciągnie się aż za skrzyżowanie. Jej długość nie zniechęca jednak ani Zacha, ani Tannera. Idziemy więc za nimi powoli. Faceci mijają kolejkę i witają się z bramkarzem. Ściskają się po męsku, po czym bramkarz odpina szarfę i wpuszcza nas do środka. Patrzę na Karę. Po jej minie wnoszę, że zdziwiło ją to równie mocno jak mnie, zwłaszcza że nikt nas nawet nie poprosił o okazanie dokumentu.
Tanner bierze Karę za rękę i przyciąga do siebie. Bez trudu zrównują krok. Zach nachyla się ku mnie i szepcze do ucha:
– Ludzie często wariują po naszym wejściu, więc trzymaj się blisko, dopóki się nie przedrzemy przez tę chmarę – mówi, a potem obejmuje mnie ramieniem, przytula do swojego boku i prowadzi pomiędzy zgromadzonymi.
Wszyscy wołają Zacha po imieniu, starając się zwrócić na siebie jego uwagę. Macha do nich, lecz z nikim nie rozmawia.
To jakiś obłęd!
Faceci prowadzą nas do salki z rezerwacjami. Siedzi w niej kilka osób. Żadna nas nie zaczepia w przeciwieństwie do fanów w drugiej części lokalu.
– Jasny gwint! – mówi Kara z rozbawieniem. – O co chodziło tym ludziom, u licha? – pyta.
Zach oblewa się rumieńcem.
– Zach jest trochę sławny w tych stronach. To miejscowy chłopak, który osiągnął wielki sukces. Niedługo będzie walczył o tytuł. – Tanner opowiada nam o walkach, kategoriach wagowych i nawet wyjaśnia, ile czasu pomiędzy spotkaniami potrzebują zawodnicy na odzyskanie sił.
Zach przeczesuje wzrokiem zgromadzonych, dzięki czemu mogę nasycić się jego widokiem tak, by tego nie zauważył. Jest wysoki, ma ciemne włosy, szerokie bary i – jak podejrzewam – tarkę na brzuchu.
– Pomówmy o czymś innym – wtrąca Zach.
Widzę, że się zawstydził. To urocze, bo nie podejrzewałabym go o skromność. Chociaż nie powinno się oceniać książki po okładce, prawda? Zach obraca się w moją stronę. Tym oto sposobem zostaję przyłapana. Posyłam mu zalotny uśmiech, bo w tej chwili nie ma już sensu udawać, że mi się nie spodobał.
– Zatańczmy – proponuje Tanner, pomagając Karze wstać.
– Nie pozwólmy, by nas przyćmili. – Zach szczerzy zęby i wyciąga do mnie rękę.
– Bo inaczej Kara będzie mi to ciągle wypominała – mówię i biorę go za rękę. Idziemy na parkiet.
Zach mnie obraca, ustawia plecami do siebie i zaczynamy się poruszać. Niemal muskając ustami moje ucho, pyta:
– Może być?
Kiwam głową i zatracam się w muzyce. Zach kładzie dłonie na moich biodrach. W tej samej chwili zaczynamy się kołysać w zgodnym rytmie. Uwielbiam tańczyć, zwłaszcza z partnerem, który jest w tym dobry, a Zachowi nie mam nic do zarzucenia. Kiedy rozbrzmiewa kolejna piosenka, staję twarzą do niego i dalej się bujamy. Ustawił nogę pomiędzy moimi, a ja jedną ręką wsparłam się na jego ramieniu, drugą zaś macham w powietrzu. Zach przenosi dłoń na mój krzyż i przyciąga mnie bliżej. Podnoszę głowę. Nasze spojrzenia się spotykają. Puszcza oko. Uśmiecham się, wspominając niedawną rozmowę z Karą. Zapowiedziała, że jeszcze jej podziękuję. Tygodniami będzie się chełpiła tym, że miała rację.
Wieczór upływa nam przyjemnie. We czwórkę śmiejemy się, tańczymy i dobrze się bawimy. Odnoszę wrażenie, że Zach i Tanner są świetni, zupełnie inni niż Clint. Miło, że nie muszę unikać niechcianych pocałunków i dotyku. Zauważam, że panowie nie piją. Wygląda na to, że potrafią się rozerwać bez alkoholu. To jak powiew świeżego powietrza. Kiedy wspominam o tym Zachowi, wyjaśnia, że trenuje.
Podziwiam, że jest oddany swojemu zajęciu. Nie pojmuję, co sprawia, że niektórzy są skłonni wejść na ring pomimo świadomości, że mogą mocno oberwać.
– Nie chcę psuć zabawy – Zach zerka na zegarek – ale muszę wstać za sześć godzin – mówi z żalem.
– Czemu zrywasz się tak wcześnie? – dopytuje Kara.
– Bo codziennie biegam. Osiem kilometrów. – Klepie się po brzuchu, jakby dla podkreślenia swoich słów. Przywierałam do tego brzucha przez kilka godzin. Taka muskulatura wymaga czegoś więcej niż przebieżki.
– Fujka. Ty też? Laska jest jak Forrest Gump. – Kara wskazuje na mnie palcem.
Zach i Tanner wybuchają śmiechem.
– Super – oznajmia Zach, ocierając łzy. – Pobiegajmy razem.
– Dobrze. – Wzruszam ramionami. Zaproponuję znajomą ścieżkę, by się nie zgubić, jeśli zostanę w tyle. Naprawdę cieszy mnie myśl o ponownym spotkaniu z tym gościem.
Tanner nas odwozi. Obaj panowie odprowadzają nas pod same drzwi. Zapewniłyśmy, że nie muszą, na co tylko spojrzeli na nas wilkiem.
– Tak sobie myślałem, że fajnie by było, gdybyś dała mi swój numer, to znów się spotkamy – mówi do mnie Zach.
– Myślisz? – pytam, opierając się o ścianę przy naszych drzwiach.
– Tak. Dobrze się bawiłem.
Ja też, znacznie lepiej, niż się spodziewałam. To zasługa Zacha. Nieznacznie kiwam głową i wyciągam rękę. Chłopak szczerzy zęby i z przedniej kieszeni wyciąga telefon. Odblokowuje urządzenie i kładzie na mojej dłoni. Naciskam ikonkę wiadomości i wysyłam do siebie uśmiechniętą buźkę. Moja komórka pika, gdy oddaję Tannerowi jego aparat. Chłopak się uśmiecha. Serio można na nim zawiesić oko.
– Gotowy, stary? – odzywa się Tanner. W tej samej chwili czar pryska.
Zach chowa telefon do kieszeni na pośladku.
– Tak, zostało mi już tylko pięć godzin, z każdą sekundą czasu ubywa – przypomina nam, że musi wcześnie wstać.
– Zamknijcie drzwi – mówi Tanner.
Kiwamy głową, machamy im na pożegnanie i wchodzimy do mieszkania.
– No i co myślisz? – pyta Kara tuż za progiem.
– Że bardzo ci się spodobał.
Potakuje.
– Chyba tak. A tobie Zach? Wyglądało na to, że od razu przypadliście sobie do gustu.
– Świetnie się bawiłam. Potrafi się ruszać. – Szczerzę zęby.
– Rozpaliliście parkiet.
– Przecież nawet nie zwracałaś na nas uwagi. – Śmieję się. Prawie cały wieczór jej świat ograniczał się do Tannera. Cieszę się, że Zach się z nami wybrał. Bez niego zapewne nie bawiłabym się tak dobrze.
– Wiedziałam, że jesteś w dobrych rękach. – Puszcza do mnie oko.
Telefon sygnalizuje nadejście wiadomości.
Nieznany: Słodkich snów
Zauważam uśmiechniętą buźkę, którą wysłałam wcześniej pod ten numer, i szczerzę zęby, bo domyślam się, że napisał do mnie Zach. Szybko dodaję go do kontaktów i odpisuję.
Ja: Dobranoc :-)
– To Zach? – pyta Kara.
– Tak. Wymieniliśmy się numerami. Życzył mi dobrej nocy.
Kara też dostaje wiadomość i uśmiecha się szeroko.
– Chyba już się położę. Dziękuję, że ze mną dziś wyszłaś, Avo.
– A ja za zaproszenie. Dobrze się bawiłam – mówię, idąc za nią korytarzem do swojego pokoju.
***
Nazajutrz budzą mnie męskie głosy. Wyciągam rękę po telefon. Okazuje się, że jest już wpół do dziesiątej. Jęczę i staczam się z łóżka. Przechodzę do łazienki. Szybko ochlapuję twarz i myję zęby. Włosy mam upięte w kok na czubku głowy. Wiem, że nie zdołam poprawić fryzury, dlatego nawet nie myślę, by się uczesać. Człapię korytarzem, przy czym usiłuję odgadnąć, kto nas odwiedził wczesną porą. Rozmowa toczy się cicho, dlatego nie udaje mi się zidentyfikować głosów. Idę zatem do kuchni, gdzie zastaję jedzących śniadanie Karę, Zacha i Tannera.
– Oto i ona. – Zach szczerzy zęby. – Najwyższa pora, leniuszku.
– Chłopcy przynieśli nam śniadanie – wyjaśnia Kara.
– Doberek, Avo – wita się ze mną Tanner.
Staram się nie okazać zdziwienia.
– Śniadanie, tak? Co nam przynieśli?
– Bajgle ze sklepu za rogiem – mówi Kara.
– Dziękuję – zwracam się do nich, siadając obok przyjaciółki. Tak się składa, że miejsce znajduje się również naprzeciwko Zacha. – Jak ci się biegało?
– Dobrze. Zgodnie z planem przebiegłem osiem kilometrów, a potem wziąłem prysznic i przyjechaliśmy.
– O rety, gdybym ja przebiegła osiem kilometrów, teraz bym to odsypiała. Albo zapewne padłabym gdzieś trupem – żartuje Kara.
Wszyscy się śmiejemy.
– Jakie macie plany na dziś? – pytam.
– Wpadniecie na siłownię? Zaczynam trening o trzynastej – mówi Zach.
Kara patrzy na mnie błagalnie. Gdyby tylko wiedziała, o co prosi. Unikam Nate’a, odkąd wrócił. Dam radę się z nim dziś zobaczyć? Spoglądam na twarze siedzących przy stole. Na każdej maluje się nadzieja. Muszę w końcu zapomnieć o zauroczeniu Nate’em i pogodzić się z myślą, że nigdy się z nim nie zwiążę. Biorę głęboki wdech, licząc, że dzięki temu serce przestanie mi walić, i mówię:
– Super.
Kara się rozpromienia. Tanner i Zach szczerzą się jak głupi do sera. Podjęłam dobrą decyzję. Muszę w końcu wydorośleć i żyć dalej.
– Świetnie, to do zobaczenia – odpowiada z uśmiechem Zach. – Avo, prześlę ci adres. – Wstaje.
Kiwam głową i uśmiecham się niepewnie. Chwilę później Kara ich odprowadza i obiecuje, że niedługo się zobaczymy. Ja zaś śledzę ich wzrokiem.
Zapewne powinnam powiedzieć chłopakom, że nie muszą mi przesyłać adresu. Zapewne powinnam też dodać, że znam syna właściciela. Z jednej strony chcę dziś zobaczyć Nate’a, przyjaciela mojego brata, bo nadal się w nim podkochuję. Z drugiej – wolałabym tego uniknąć z tej samej przyczyny. Jestem, jak to ja, rozdarta.
***
Nadal nie zdecydowałam się, czy ucieszy mnie widok Nate’a, chociaż właśnie jedziemy do Hardcorps. Teraz on prowadzi siłownię, więc bardzo możliwe, że jest w lokalu. Większość czasu spędzam w mieszkaniu albo uczelnianej bibliotece, dlatego obracamy się w innych kręgach i na siebie nie wpadamy, choć mieszkamy w tym samym miasteczku. Zerkam w lusterko wsteczne i się wzdrygam.
– Co się stało? – pyta Kara. Zauważyła, że się denerwuję.
– Okropnie wyglądam.
Przyjaciółka opuszcza wzrok i się uśmiecha. Obie mamy na sobie spodnie do jogi i podkoszulki.
– Jedziemy na siłownię. Przecież się nie wystroimy, bo jeszcze pomyślą, że to dla nich – stwierdza.
Łatwo jej mówić. To nie ona być może wpadnie na Nate’a. Kiedyś ogromnie się w nim podkochiwałam i zawsze poprawiałam fryzurę przed jego wizytą. Okazuje się, że trudno wykorzenić stare nawyki. Co więcej, na siłowni będzie również Zach.
– Słuszna uwaga – mówię, parkując przy Hardcorps. Z całych sił staram się zamaskować obawy.
Telefon Kary sygnalizuje nadejście wiadomości.
– Wyjdą po nas.
Wysiadamy z samochodu. W tej samej chwili z siłowni wychodzą Zach i Tanner. Obaj mają ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, smukłe i umięśnione sylwetki. Tak się składa, że doskonale widzimy ich rzeźbę, bo są ubrani tylko w spodenki sportowe i sandały.
– Drogie panie – zaczyna Zach, gdy się przede mną zatrzymuje. Obejmuje mnie ramieniem. – Cieszę się, że dotarłyście.
Zerkam na Karę. Uśmiecha się w objęciach Tannera. Niech tak będzie. Witamy się, po czym panowie prowadzą nas do wnętrza.
Rozglądam się. Wiele się tu zmieniło. Zauważam nowe lepsze sprzęty. Tego typu drobnostki. Wygląda na to, że Nate stara się zmodernizować siłownię. Mimowolnie obrzucam wzrokiem pomieszczenie, rozglądając się za nim. Jednocześnie nie mogę się zdecydować, czy chcę go zobaczyć, czy nie. Rozmyślania pochłaniają mnie do tego stopnia, że nie analizuję zachowania Zacha, który mnie objął i prowadzi do swojego królestwa. Co pomyśli o tym Nate? Na pewno zadzwoni do Brody’ego. Wyobrażam sobie przebieg tej rozmowy i aż jęczę w duchu.2
NATE
– Co takiego zrobiłeś? – Oniemiały wlepiam wzrok w Zacha.
– Słyszałeś. Wczoraj z Tannerem spotkaliśmy się z takimi dziewczynami. Zaprosiłem je na trening – mówi, jakby stale sprowadzał ludzi na siłownię.
– Po pierwsze, nigdy nie zaprosiłeś żadnej laski na trening. Po drugie, jak do licha, zamierzasz się na czymkolwiek skupić w jej obecności? Po trzecie, ledwo ją znasz. – Wyliczam na palcach. – Chwilunia. Powiedziałeś: dziewczyny? Miałeś na myśli dwie?
Zach odrzuca głowę i wybucha śmiechem.
– Doskonale zdaję sobie sprawę, że to pierwszy raz. Bardziej się przyłożę do ćwiczeń, bo chcę jej pokazać, co potrafię. – Puszcza do mnie oko. – Tak, ledwo je znam. Ale wydają się spoko. Nie są typowymi faneczkami, które spotykamy w naszych kręgach – wyjaśnia.
– Czeka cię poważna walka, stary. Walka o jebany tytuł. Lepiej, żeby nic cię nie rozpraszało – ostrzegam.
– Wyluzuj, Nate. Poradzę sobie. Przecież nie poproszę jej o rękę. Ma tylko obserwować trening. Wczoraj we czwórkę dobrze się bawiliśmy w Underground. Dziewczyna biega, dlatego pomyślałem, że spodoba jej się tutejsza atmosfera – mówi na swoją obronę.
– To która ci się spodobała?
– Obie są niewiarygodnie piękne i przyjadą za jakieś – odpowiada ze śmiechem, patrząc na telefon – dziesięć minut – dodaje. Nie odpowiada jednak na moje pytanie.
Zaciskam zęby. Próbuję zapanować nad emocjami. Zach przeprowadził się tu mniej więcej dwa lata temu. Jest jednym z pierwszych fajterów, których zacząłem trenować po tym, gdy przejąłem siłownię. Przeważnie do wszystkiego podchodzi na luzie, chyba że się na coś uprze, to wtedy nie odpuści. Domyślam się, że podjął już decyzję w sprawie tych dziewczyn. Chce, by tu były. Kurna, może ma rację. Może naprawdę postara się im zaimponować, więc bardziej się przyłoży do treningu. Z drugiej strony, nie powinien się rozpraszać. Czeka go walka o tytuł. Otrzymał tę szansę po dwóch latach ciężkiej pracy, dlatego nie chcę, by przepuścił okazję z powodu niedawno poznanej laski.
Obserwuję Tannera, gdy co chwilę zerka na komórkę. W pewnym momencie chyba dostaje wiadomość od dziewczyny, bo przez jego twarz przemyka uśmiech.
– Już są. Zaraz wracam.
Biegnie do wejścia. Zach niemal depcze mu po piętach. Niewątpliwie wyjdą dziewczynom na spotkanie.
W tej chwili nic na to nie poradzę. Jeśli zacznie się obijać, postawię sprawę na ostrzu noża. Mam za zadanie dopilnować, by się przyszykował do walki. Wskazuję Treyowi, by wskoczył na ring. Jest jednym z najlepszych, umiejętnościami dorównuje Zachowi. Tylko nie chce walczyć zawodowo. Zach sparinguje przeważnie z Tannerem. Natomiast dziś będzie ćwiczył z Treyem. Muszę wprowadzić pewne zmiany, by Zach nie nabrał przesadnej pewności siebie i nie uznał, że wolno mu mniej się przykładać do treningów. Zarówno Trey, jak i Tanner mają spore umiejętności, aczkolwiek są dobrzy w czymś innym. Tanner sprawnie się porusza na nogach, jest zaciekły. Z kolei Trey bardziej dąży do powalenia przeciwnika. Zach musi nad tym jeszcze trochę popracować, dlatego dziś się na tym skupimy.
– Jesteśmy, drogie panie – słyszę Zacha za plecami. Obracam się, by zapoznać się z dziewczyną, która owinęła go sobie wokół palca. Wstrząsem jest dla mnie widok młodszej siostry mojego przyjaciela. – Karo, Avo, to mój dobry kumpel i trener Nate. – Następnie zwraca się do mnie: – Nate, to… – Kładzie dłonie na ich ramionach.
– Ava Mae – ubiegam go. Szeroki uśmiech rozjaśnia jej twarz. Nagle moje serce przyspiesza bieg, zaczyna się obijać o żebra. Nieświadomie stawiam wielki krok ku niej, biorę ją na ręce i tulę. – Jak się miewasz? – pytam, odsuwając się, ale nie wypuszczając jej z objęć.
– Dobrze. Staram się pilnie uczyć. Wygląda na to, że interes się kręci – mówi, rozglądając się i omijając mnie wzrokiem.
W palcach, którymi dotykam jej w talii, czuję mrowienie. Puszczam Avę i się odsuwam. Rozglądam się wokół, by nie patrzeć w jej wielkie brązowe oczy. Na siłowni jest mrowie ludzi. Napełnia mnie to dumą, bo oznacza, że dobrze zarządzam rodzinną firmą.
– Studiujesz dietetykę, tak? – pytam. Obraca się ku mnie i patrzy z zaskoczeniem. – Brody mi powiedział. – Śmieję się.
Kumpel ciągle daje mi znać, co słychać u jego siostry, dlatego nawet nie muszę sam o nią wypytywać. Raduję się więc każdą zasłyszaną, choćby najmniej istotną informacją na jej temat.
Uśmiecha się, kręcąc głową.
– Rozmawiałeś z nim ostatnio? – dopytuje.
Potakuję.
– W zeszłym tygodniu. A ty?
– Tak. Mówił ci o Sarze? – W jej oku pojawia się radosny błysk, więc domyślam się, że jej rozmowa z Brodym przebiegła podobnie do mojej.
– Tak. Odniosłem wrażenie, że jest szczęśliwy. – W życiu nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym mój przyjaciel będzie rozważał odejście ze służby i uwicie gniazdka. Tymczasem okazało się, że poznał jakąś dziewczynę na Hawajach, gdzie obecnie stacjonuje. Jej ojciec jest jakimś ważniakiem w bazie. Mimo to kumpel się w niej zakochał na zabój. Zapytałem, czy nie przysporzył tym sobie problemów. Ku mojemu zaskoczeniu odparł, że nie. Tata Sary pochwalił jej wybranka. Zresztą jak mógłby go nie aprobować? Brody jest świetnym żołnierzem i jeszcze lepszym facetem. Sara ma szczęście.
– Chyba tak. Mówił, że może odejdzie z piechoty.
Kiwam głową.
– Został mu jeszcze rok. – Ktoś kładzie rękę na moim ramieniu.
– Znacie się? – pyta Zach.
Przecież to oczywiste. Powinien się domyślić, skoro mi się uważnie przygląda. Wkurzył mnie zaproszeniem na trening jakichś lasek. Teraz jednak, kiedy stoi przede mną Ava Mae, gniew uleciał. Kiedyś była ładną dziewczyną, teraz zaś jest piękną kobietą. Tą samą, która od lat mnie pociąga. Mimo to staram się walczyć z uczuciem. Wypiękniała przez te ponad dwa lata, kiedy się nie widzieliśmy. Ostatnio rozmawialiśmy w szpitalu, kiedy przyszła z mamą odwiedzić mojego tatę po udarze. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy, w jakim będzie stanie. Niewielu odwiedzających zapadło mi w pamięć. Natomiast jej wizytę doskonale pamiętam. Ze łzami w wielkich brązowych oczach powiedziała, że jest jej bardzo przykro. Przyszła, by okazać mi wsparcie. Mimo to miałem ochotę ją tulić i pocieszać, aż z jej oczu znikną łzy.
Nagle dociera do mnie, że to ona spodobała się Zachowi. Tannera urzekła jej współlokatorka, której imienia nie zarejestrowałem. Wiem, że Zach mi ją przedstawił, ale odkąd mój wzrok padł na Avę Mae, słyszę tylko biały szum. Zaciskam dłonie w pięści. Nie ma mowy, by Zach zaczął się z nią spotykać. Nie pojmuje koncepcji poważnego związku, dlatego dopiero po moim trupie pozwolę, by ją zranił. Będę się im bacznie przyglądał.
– Ava Mae jest młodszą siostrą Brody’ego – wyjaśniam. Zach poznał Brody’ego ponad rok temu, kiedy kumpel był na przepustce.
– Dorastaliśmy razem – dodaje Ava. Odsuwa się ode mnie. W tej samej chwili Zach zarzuca rękę na jej ramiona. Muszę się ugryźć w język, by mu nie powiedzieć, żeby trzymał cholerne łapy przy sobie.
– No dobrze, drogie panie, możecie usiąść tutaj. – Zach wskazuje krzesła składane ustawione w rzędzie przy ringu. – My będziemy tam. – Puszcza do Avy oko i wskazuje na ring.
– Tanner, mała zamianka. Posiedź sobie. – Wskazuję na Treya stojącego na ringu.
Zach unosi brwi, o nic jednak nie pyta.
Przez dwie godziny instruuję Zacha, jak powalić przeciwnika. Muszę przyznać, że świetnie sobie dziś radzi. To na pewno zasługa dziewczyny. Jestem przekonany, że zgodnie z zapowiedzią z całych sił stara się jej zaimponować.
Co dziesięć sekund opieram się pokusie, by na nią spojrzeć. Ciągle słyszę śmiechy Avy i Tannera. Nie mogę jednak patrzeć w ich kierunku, bo jeszcze bez trudu się w niej zatracę. Wypieram z myśli jej śmiech i piękne oczy oraz mówię sobie w duchu, że muszę się skupić. Ale, ja pieprzę, jakie to trudne. Nie spodziewałem się, że Ava tu przyjdzie. Walczę ze sobą, by na nią nie spoglądać. Wkurza mnie, że Tanner ją bawi. A to, że przyszła na zaproszenie Zacha… no ja pierdolę!
– Przerwa! – wołam.
Trey zwala się na podłogę. Zach też. Walczyli przez bite dwie godziny.
Trey obraca głowę na macie i patrzy na dziewczyny.
– Okaże mi ktoś trochę uczucia? – mówi, puszczając oko.
Kara chichocze i zrywa się, by wejść do klatki, ale Tanner ją obejmuje ramieniem.
– Znajdź sobie inną! – poleca Treyowi, a ten wybucha śmiechem, który niesie się po całej siłowni.
Zach wstaje i opuszcza ring. Zatrzymuje się przed Avą, zakłada jej włosy za ucho.
– Muszę pojechać do domu. Umyć się i przebrać. Może przyjadę po was o dziewiętnastej i skoczymy gdzieś coś zjeść, a później wybierzemy się do Undergroundu?
– Spoko – mówi Tanner, wciąż obejmując Karę. Wnosząc po jej uśmiechu, nie ma nic przeciwko tej zażyłości. – Piszesz się na to, skarbie? – pyta ją.
Kara patrzy na Avę Mae, a ta nieznacznie kiwa głową.
– Wybieracie się do Undergroundu? – pytam Avę Mae.
– Tak. – Śmieje się. – Wczoraj dobrze się tam bawiliśmy.
Obserwują ją, jak patrzy na Zacha i szczerzy zęby.
– Nie skończyłaś jeszcze dwudziestu jeden lat – oznajmiam, nie zawracając sobie głowy gniewnym spojrzeniem, które posyła mi Zach.
– Mimo to wolno im wejść do klubu, palancie – rzuca Zach. Następnie zwraca się do dziewczyn: – No dobrze, drogie panie. W takim razie widzimy się o dziewiętnastej.
Obserwuję go, jak odsuwa rękę od ramion Avy i przykłada dłoń do jej krzyża, a następnie odprowadza dziewczyny. Siłą woli nakłaniam Avę, by się do mnie obróciła. Nie udaje mi się jednak nic wskórać. Mam więc ochotę do nich krzyknąć, zabronić jej wyjścia do klubu.
Odprowadzam ich wzrokiem, aż znikają mi z pola widzenia, a potem idę do swojego gabinetu. Ava Mae nie powinna przebywać w Undergroundzie. Nawet się zastanawiam, czy nie zadzwonić do Brody’ego, by go zapytać, co o tym myśli. Uznaję jednak, że lepiej nie zawracać mu głowy, bo się jeszcze wnerwi, a przecież z Hawajów nic nie zdziała. Muszę zatem uważnie obserwować Avę i dopilnować, by nie dobrał się do niej żaden zbok. Ja pierdolę! Wygląda na to, że idę dziś do Undergroundu.
– Co cię ugryzło? – pyta Zach, wpadając jak burza do gabinetu.
– Nie powinny bywać w Undergroundzie. Są nieletnie. – Buzuje we mnie.
– Ja pieprzę, Nate. Mają dziewiętnaście lat. Obie w ciągu kilku miesięcy skończą dwadzieścia. Nie są nieletnie. Jasne, prawo zakazuje im pić alkohol. Ale nie chodzić do klubów.
Nic nie mówię, tylko walę teczkami w blat.
– Jeśli tak się martwisz, że coś jej się stanie w naszym towarzystwie, to wybierz się z nami – warczy.
Nic nie odpowiadam. Wiem, że dziewczyny będą bezpieczne z Zachiem i Tannerem. Jednak mój osąd jest zaburzony gniewem wywołanym myślą, że Ava będzie z Zachiem.
Wkurzony dalej przerzucam teczki, jakbym był zbyt zajęty, by rozmawiać na ten temat.
– Piszesz się na to czy nie? – pyta w końcu.
Przestaję go złośliwie ignorować i podnoszę głowę, żeby mógł mi spojrzeć w oczy.
– Tak. Będę miał na nią oko – wyjaśniam.
– Na nie – odpiera.
– Co?
– Na nie. Musisz mieć oko na obie dziewczyny, bo żadna nie jest pełnoletnia. – Na jego ustach pojawia się uśmieszek.
– Właśnie to powiedziałem. Brody nigdy mi nie wybaczy, jeśli coś im się stanie. – Zamykam laptopa. – Jedziemy moim samochodem. Muszę dopilnować, by o… one bezpiecznie wróciły do domu. Przyjadę do ciebie o osiemnastej trzydzieści, więc bądź gotowy. – Mijam go i wychodzę z gabinetu.
Wstrząsa mną własne zachowanie. Wiem, że Zacha zamurowało. Od lat tłumię pociąg do Avy Mae. Nigdy nikomu nie powiedziałem, że widuję ją we snach.