Tylko ty! - ebook
Tylko ty! - ebook
Susan matkuje młodszej siostrze, która nieustannie przysparza jej kłopotów. Brian, od niedawna rozwiedziony, troszczy się o życiowe potrzeby córek i rozgląda za lepiej płatną pracą. Nie są sami, a jednak dokucza im samotność. Już przy pierwszym spotkaniu zwracają na siebie uwagę. W miarę rozwoju znajomości coraz częściej zadają sobie pytanie, czy ich związek ma jakieś szanse...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-7568-0 |
Rozmiar pliku: | 973 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Susan Pickering weszła o wpół do dziesiątej wieczorem do kuchni swojego małego, parterowego domu, od razu zwróciła uwagę na mrugające światełko telefonu. Położyła więc zakupy, torebkę, a także pojemnik z jedzeniem z chińskiego baru na stole, po czym z westchnieniem wybrała numer poczty głosowej. Rozcierając zdrętwiały kark, czekała na wiadomość. W czwartki zawsze pracowała dłużej, ale dzisiaj przynajmniej się opłaciło. Czasami zastanawiała się, czy sklep powinien być otwarty do ósmej trzydzieści.
– Nagrano dwie wiadomości – dobiegł do niej mechaniczny głos. – Proszę wcisnąć jeden, żeby odsłuchać pier…
Susan wcisnęła jedynkę.
Wiadomość pochodziła od przewodniczącej koła kobiet z jej parafii i dotyczyła spotkania, które miało odbyć się w poniedziałek wieczorem. Susan była sekretarzem koła. Ponieważ już wcześniej wpisała termin tego spotkania do kalendarza, od razu wykasowała wiadomość.
Następnie wybrała dwójkę.
– Szanowna pani, tu John Mellon z Allmark Visa. Proszę zadzwonić pod nasz bezpłatny numer. Sprawa dotyczy debetu na pani koncie. Jeśli nie zostanie wyrównany, będziemy zmuszeni unieważnić pani kartę.
Mężczyzna podał numer, a potem podkreślił, że sprawa jest pilna i że może dzwonić w każdej chwili.
Susan zmarszczyła brwi. O co, do licha, mogło mu chodzić? Karty Allmark Visa nie używała od ładnych paru miesięcy, a kiedy ostatnio dostała wyciąg z konta, nie było na nim debetu. Starała się nie korzystać z kart kredytowych, jeśli nie było to konieczne. Prawdę mówiąc, w przeciwieństwie do wielu swoich znajomych miała tylko dwie: Visę i American Express.
To pewnie pomyłka. Mimo to postanowiła od razu zadzwonić. Odszukała jednak wcześniej kartę, wiedząc, że urzędniczka spyta ją o znajdujące się na niej dane. Następnie wybrała numer, zaczynający się od 800. Musiała chwilę czekać na połączenie, a potem przechodzić przez kolejne systemy automatycznego łączenia, by w końcu dotrzeć do odpowiedniej osoby.
– Halo, tu Esther – odezwał się w końcu „żywy” głos. -Czy mogę prosić o numer pani karty?
Susan odczytała wolno numer z plastikowego kartonika.
– Czy pani Pickering? – upewniła się urzędniczka.
– Tak, Susan Pickering.
– Czy może pani podać nazwisko panieńskie swojej matki?
– Newman – wymieniła, a potem je przeliterowała.
Cisza.
– Tak, słucham? – Susan zmarszczyła brwi.
– Za chwilę połączę panią z kimś z biura – rzuciła kobieta. – Proszę chwilę zaczekać.
Rozłączyła się, zanim Susan zdołała zaprotestować czy zadać pytanie. W słuchawce brzmiała relaksująca muzyka, ale ona wcale nie czuła się zrelaksowana. Jedynym, co mogłoby ją w tej chwili uspokoić, były przeprosiny i zapewnienie, że zaszła pomyłka.
Po przerwie, która wydawała się trwać całą wieczność, rozległ się głos młodego mężczyzny:
– Czy pani Pickering?
– Tak.
– Nazywam się Robert Wiley. Czy chce pani ustalić termin wpłaty?
Susan potrząsnęła głową.
– Nie mam pojęcia, o co panu chodzi. Dawno nie korzystałam z karty i nie zrobiłam debetu. Musiała zajść pomyłka. Przecież przez ostatnich parę miesięcy nie dostawałam od państwa wyciągów z konta.
– Niemożliwe. W tym miesiącu wysłaliśmy do pani trzy zawiadomienia o poważnym przekroczeniu limitu zadłużenia i żadne do nas nie wróciło.
Czyżby chciał w ten sposób powiedzieć, że ona kłamie? Susan z trudem zapanowała nad gniewem.
– Przykro mi, ale niczego nie dostałam. Może wysłaliście je państwo pod zły adres? Mówiłam już, że nie korzystałam z karty, nie było więc powodów, żeby mi cokolwiek przysyłać. Może przez pomyłkę obciążyliście moje konto transakcjami z innej karty? – zasugerowała na koniec.
– Dostaliśmy od pani zawiadomienie o zmianie adresu.
Teraz wysyłamy wyciągi do… – Urwał, a potem podał adres skrzynki pocztowej w Columbus, oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów od Maple Hills, gdzie mieszkała.
Susan zaczęła się czuć trochę jak Alicja w Krainie Czarów. To wszystko było wręcz niesamowite. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyła.
– Po pierwsze – zaczęła wyliczać – nigdy nie wysyłałam zawiadomienia o zmianie adresu. Po drugie, wciąż mieszkam przy Piątej Ulicy w Maple Hills. I to już od ośmiu lat. Nie chciałabym też się powtarzać, ale od ładnych paru miesięcy nie korzystałam z mojej karty. Zaraz, niech policzę. co najmniej od sześciu.
Poczuła, że ogarnia ją wściekłość. Firma Allmark Visa coś pomyliła, a teraz to ona będzie musiała to odkręcać. Bóg jeden wie, ile czasu jej to zajmie i jak bardzo przy tym będzie musiała się nadenerwować.
Dlaczego nie zrezygnowała wcześniej z karty, tak jak planowała? Gdyby to zrobiła, nie musiałaby prowadzić tej idiotycznej rozmowy. Mogłaby wreszcie odpocząć po jedenastu godzinach pracy w swoim sklepie z antykami. No i wreszcie coś zjeść i napić się wina.
– Chce pani powiedzieć, że to nie pani dzwoniła do nas dziesiątego lipca w sprawie zmiany adresu? – W jego głosie dało się wyczuć niedowierzanie.
– Jasne, że nie! Po co miałabym dzwonić, skoro nie chciałam się przeprowadzać?! Ktoś musiał pomylić dane.
– Przykro mi, ale to niemożliwe. Osoba, która dzwoni, żeby zmienić adres, musi podać wszystkie szczegóły związane z kartą, łącznie z adresem, numerem telefonu, numerem ubezpieczenia i nazwiskiem panieńskim matki. Jeśli to nie pani weszła w ponad sześciotysięczny debet, to kto?
– Sześć tysięcy? – powtórzyła z niedowierzaniem Susan.
– Jest nam pani winna sześć i pół tysiąca dolarów – dodał mężczyzna.
– Ile?! – Wpadła w popłoch. Nie pamiętała, na jaki limit zadłużenia opiewała karta, ale mogło to być nawet osiem tysięcy dolarów. – O Boże!
Poczuła nagłe ukłucie w sercu. Czy to Sasha maczała w tym palce?
Nie, to niemożliwe. To prawda, że jej młodsza siostra miewała różne kłopoty, ale nie posunęłaby się do oszustwa. Nigdy też nie weszła w konflikt z prawem, pomijając szkolne problemy z narkotykami.
A, i jeszcze ta kradzież w sklepie.
Wtedy jednak miała zaledwie kilkanaście lat i buntowała się przeciwko wszystkiemu. Nic takiego później się nie zdarzyło.
Nie zrobiłaby jej tego.
Ale czy na pewno?
Nie, to nie Sasha. Wykluczone! Musiało istnieć inne wytłumaczenie tej całej sprawy… Nie, nie powinna się oszukiwać. Mogła tylko mieć nadzieję, że siostra nie ma z tym nic wspólnego.
– Ktoś musiał pode mnie się podszyć – powiedziała na głos.
Mężczyzna przez chwilę milczał, a kiedy się odezwał, w jego głosie brzmiało współczucie.
– Jeśli to prawda, to padła pani ofiarą oszustwa. Fachowo to się nazywa „kradzież tożsamości”. Poinformuję o tym nasz wydział do walki z tego rodzaju przestępstwami i ktoś stamtąd do pani zadzwoni.
– A co z debetem na moim koncie? Czy… czy muszę go spłacić?
– Nie. Jeśli pani wersja się potwierdzi, zapłaci pani najwyżej pięćdziesiąt dolarów.
Susan odetchnęła z ulgą i oparła się o szafki. Nagle zrobiło jej się słabo z wrażenia. Sama nie wiedziała, co by poczęła, gdyby musiała zapłacić taką kwotę. Co prawda, miała pięć tysięcy na koncie firmy, ale potrzebowała tych pieniędzy, by móc dalej prowadzić interesy. Na jej osobistym koncie nie było zbyt wiele, bo ostatnio zapłaciła za kilka kosztownych wizyt u dentysty. To był jeden z minusów prowadzenia małej firmy; nie mogła pozwolić sobie na rozszerzone ubezpieczenie zdrowotne, które obejmowałoby także opiekę dentystyczną.
– Powinna też pani poinformować o wszystkim policję – dodał pan Wiley. – Może się okazać, że sprawa jest poważniejsza, niż się wydaje.
Susan zamknęła oczy. Tylko tego jej brakowało!
Zapisała numer skrzynki pocztowej, który jej podyktował, i podała numer swojego faksu w antykwariacie, by mógł jej przesłać informacje na temat poszczególnych zakupów.
Nagle coś jej przyszło do głowy.
– Zaraz, pamiętam, że po tym, jak dostałam tę kartę, kupiłam jedną dużą rzecz. Następnego dnia zatelefonowano do mnie z Allmark Visa. Powiedziano mi, że to jest rodzaj zabezpieczenia przed oszustwami.
– Tak, zawsze to robimy – potwierdził mężczyzna.
– Dlaczego tym razem nikt nie zadzwonił?
– Robimy to tylko wtedy, kiedy wartość zakupów przekracza pięćset dolarów albo kiedy mamy ku temu inne powody. W pani przypadku, z tego co widzę, największych zakupów, bo za trzysta sześćdziesiąt pięć dolarów, dokonano w „Banana Republic”.
„Banana Republic”? Sasha uwielbiała robić tam zakupy… Nie, to na pewno ktoś inny. Nie może przecież myśleć tak źle o własnej siostrze!
– Dziękuję za wyjaśnienia – powiedziała. – Zaraz zadzwonię na policję.
– Może pani zaczekać do rana – zapewnił. – Już jakiś czas temu zablokowaliśmy tę kartę i nie można z niej korzystać.
– Doskonale.
– Za chwilę kończę pracę, ale jeśli policjanci będą chcieli się z nami skontaktować, to niech pytają o Boba Blackstone'a, szefa wydziału do spraw przestępstw finansowych. Jeszcze dziś przekażę mu wszystkie informacje.
– Dobrze. – Susan zapisała sobie nazwisko i numer Blackstone'a.
Kiedy się rozłączyła, ledwo trzymała się na nogach. Usiadła ciężko przy stole, wciąż ściskając w dłoni telefon. Przez chwilę zastanawiała się, czy zadzwonić do Ann O'Brien, swojej najlepszej przyjaciółki. Należała do ich paczki, która spotykała się w środy wieczorem w „Callie's Corner Cafe” w Maple Hills. Ann prowadziła biuro sprzedaży nieruchomości i właśnie dziś któryś z klientów w dowód wdzięczności zaprosił ją do filharmonii. Ann wspomniała wcześniej, że koncert może skończyć się nawet po jedenastej wieczorem.
Susan spojrzała na zegarek. Do jedenastej zostało jeszcze sporo czasu. Ta rozmowa będzie musiała poczekać do jutra. Tak zresztą będzie lepiej, bo jest na tyle zmęczona, że jeszcze wszystko by poplątała. Powinna się przespać. Zwłaszcza że najlepiej zrobi, jeśli jutro sama wybierze się na policję. Musi pojechać tam wcześnie, żeby być w antykwariacie o wpół do dziesiątej.
Sklep z antykami „Hazel's Closet”, który jej matka otworzyła zaraz po śmierci ojca, stanowił źródło utrzymania Susan. Był też jej wielką pasją.
Kiedy go przejmowała, nawet nie przyszło jej do głowy, że tak bardzo pokocha to miejsce. Matka zmarła na raka piersi osiem lat wcześniej. Susan pracowała wówczas jako przedstawiciel handlowy firmy, produkującej sprzęt i meble biurowe. Zajmowało jej to masę czasu, a w dodatku ciągle musiała służbowo podróżować. Sasha miała wówczas jedenaście lat i by móc się nią zająć, musiała znaleźć sobie coś innego. Złożyła więc wymówienie, przeprowadziła się do rodzinnego domu i zaczęła uczyć się tego, jak zajmować się nastolatką i prowadzić sklep ze starociami.
Cóż, przynajmniej jedno jej się udało… Lekko westchnęła.
Kiedy Sasha skończyła szkołę średnią, Susan miała nadzieję, że zacznie z nią pracować w rodzinnym sklepie. Jak się okazało, płonną. W czasie poważnej rozmowy siostra poinformowała ją, że zamierza zostać modelką. Cóż, to prawda, że była bardzo ładna, ale Susan nie wiedziała, czy to wystarczy.
Westchnęła ponownie, przypominając sobie wszystkie argumenty Sashy. Wreszcie musiała się zgodzić i przekazać siostrze jej część spadku, by mogła zacząć karierę w Nowym Jorku. Wystarczyło sześć miesięcy, a Sasha wróciła do Ohio bez grosza przy duszy.
Od tego czasu pracowała w bardzo różnych firmach, z których albo sama się zwalniała, albo ją wyrzucano. Nigdzie nie zagrzała miejsca. Susan częściowo winiła siebie za taki stan rzeczy. Była dla siostry zbyt wyrozumiała i chroniła ją przed konsekwencjami jej złych decyzji. Sasha była przecież taka mała, w ogóle nie znała ojca, więc ona starała się być dla niej jak najlepszą matką.
Czasami czuła się osamotniona w swoich wysiłkach. Nie wiedziała, czy udałoby jej się to wszystko wytrzymać, gdyby nie przyjaciółki, a zwłaszcza Ann.
Wyglądało jednak na to, że Sasha znalazła wreszcie coś dla siebie. Jej ostatnia praca polegała na zarządzaniu niewielkim osiedlem i okazało się, że to coś dla niej. Siostra kupiła mały, używany samochód i wspomniała nawet, że chce zapisać się na kurs komputerowy.
Susan wydawało się, że najgorsze ma za sobą.
Pokrzepiona tą myślą, skończyła kolację, wstawiła brudny talerz i kieliszek po winie do zlewu i zaczęła się szykować do snu. Jutro będzie musiała wybrać się na policję, żeby zakończyć tę nieprzyjemną sprawę.
Następnego ranka równo o ósmej Susan wjechała na parking przed posterunkiem policji w Maple Hills. Była zdenerwowana, co jeszcze pogłębiło jej podły nastrój, bo przecież nie zrobiła nic złego.