- nowość
- W empik go
Tym bardziej. 100 najlepszych felietonów z Polityki - ebook
Tym bardziej. 100 najlepszych felietonów z Polityki - ebook
Stanisław Tym był legendą, twórcą kultowych ról filmowych, mistrzem satyry, autorem scenariuszy i skeczy, felietonistą. Przez blisko 20 lat miał swoje stałe miejsce na łamach tygodnika Polityka i prawie co tydzień z Suwalszczyzny, gdzie osiadł przed wielu laty, komentował celnie i zwięźle polską rzeczywistość polityczną, rozpisywał się na tematy historyczne, nie omijając kwestii obyczajowych czy religijnych. Ze swojego wiejskiego dystansu pokazywał absurdy nie tylko politycznego życia, bywał ironiczny, czasem nawet zjadliwy. I zawsze celnie puentował.
W książce publikujemy wybór felietonów z lat 2014–2023. Koncentrował się w nich głównie na nonsensach polityki uprawianej przez prezesa PiS i jego środowisko („PiS = pic”), wyśmiewał rewolucyjne zapędy i polityczną hucpę („Nasza pralnia narodowa”), piętnował religijną hipokryzję („Krucjata”). W wielu tekstach ze szczegółami i odwołaniem się do własnych życiowych doświadczeń przypominał realia PRL-u, zestawiając je z niedorzecznościami tworu PRL bis. Przypominamy, jak wzruszająco przedstawiał konfrontacje ludzi ze zwierzętami i pięknie wspominał swoich zmarłych przyjaciół.
Tym bardziej warto i trzeba czytać Tyma.
Kategoria: | Felietony |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-968721-5-9 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozglądam się wokół i widzę, że klapa. No po prostu nic się nie dzieje. To znaczy nic, czego nie można było przewidzieć.
„Opcja”, która za wszelką cenę chce się wepchnąć do europarlamentu, podsuwa nam pigułę, że obrady Okrągłego Stołu były zdradą narodową. 17 posłów z partii Ziobry i Kurskiego sprzeciwiło się sejmowej uchwale wyrażającej uznanie dla uczestników obrad sprzed 25 lat. Na jakąż małość i polityczną szmirę się skusili, by choć przez chwilę zaistnieć. PiS poparło uchwałę – zresztą nie miało innego wyjścia, bo Lech i Jarosław Kaczyńscy uczestniczyli w obradach Okrągłego Stołu. Oficjalnie poparło, ale poseł Brudziński z PiS i tak zmieszał z błotem III RP, obwiniając rząd, że 90 proc. dzieci w Polsce ma próchnicę, a pół miliona jest niedożywionych. Naszą politykę zagraniczną nazwał „proszalnym dziadem”. Wszystkie te nieszczęścia spowodował według posła właśnie Okrągły Stół.
Myślę, że Brudziński ma trochę racji – żylibyśmy sobie w Peerelu spokojnie, syte dzieci nie musiałyby chodzić do dentysty i kwitłaby przyjaźń z NRD, a nie z dzisiejszą zboczoną Europą. Bo Europa jest domem publicznym, w którym wszystko wolno „z kozą, koniem, z małpą, z drugą kobietą, dzieckiem” – poinformowała górali w Żywcu Krystyna Pawłowicz. Zapomniała już, że Polska jest częścią tej Europy. Posłanka PiS może bredzić, co chce, ale nie dlatego, że mieszka w burdelu, w którym wszystko wolno, tylko dlatego, że mamy wolność i demokrację.
Wolność wolnością, demokracja demokracją, a Kościołowi trzeba dać to, czego żąda. Przed nim gną się nasi politycy. Jak w sprawie dofinansowania budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Przypomnę, że wszystko zaczęło się podczas Wielkiego Sejmu Czteroletniego, który w 1791 r. przyjął uchwałę o wotum wdzięczności za Konstytucję 3 maja. Tym wotum miała być świątynia wielowyznaniowa, łącząca ludzi, ich wyznania, tradycję i historię. Szkoda, że się tego nie trzymano. „Śluby złożone przed dwustu laty Naród powinien pilnie wypełnić” – stwierdzała uchwała Sejmu z 1998 r. Jasno z tego wynika, że państwo przyjęło na siebie obowiązek realizacji testamentu I RP. Dziś widać, że pochopnie, bo budowa monstrualnej świątyni zamiast łączyć, będzie nas dzielić. Już dzieli. Może przestanie, gdy do władzy dojdzie PiS, bo w zapowiedziach dotyczących polityki kulturalnej partia zamierza wrócić do swoich dawnych pomysłów wychowania patriotycznego i budowy licznych muzeów – wśród nich Muzeum Historii Polski, Muzeum Ziem Zachodnich i Kresów – a także wycieczki na Wołyń, Podole i do Lwowa oraz wydawania polskiej klasyki. Dołoży się więc i do Świątyni Opatrzności Bożej. Sto milionów w tę czy w tamtą nie będzie problemem.
Jarosław Kaczyński zapowiada też, że jako premier kulturę podzieli na dobrą i złą. Na dobrą będzie dawać pieniądze, a na złą nie. Pewnie ma nadzieję, że wtedy ta zła zniknie, bo jej twórcy umrą z głodu. Kto będzie decydował o tym, która kultura jest dobra, a która zła? Już przeszkoleni inspektorzy sztuki – Katarzyna Łaniewska, Jerzy Zelnik i oczywiście Jarosław Sellin, wiceminister kultury w rządzie PiS. Nie da się pieniędzy na antypolskie „Pokłosia”, nie będzie „Lodu” w Narodowym ani obrażającej uczucia religijne „Adoracji” w Centrum Sztuki Współczesnej. Zagra się adaptacje „Konrada Wallenroda”, nakręci kilka wersji „W pustyni i w puszczy” i wyda wiersze klasyka Jarosława Marka Rymkiewicza. To wystarczy, by wychować nowego człowieka służącego „integracji wspólnoty” – jak w dwóch słowach określają rolę kultury Kaczyński i Sellin. Trochę zimno mi się zrobiło.
(Nr 7, 19.02.2014)Wyspy i raje
Nasi różnopartyjni politycy z koalicją rządową na czele prężą firany, prasują spodnie w kant i maglują, ile wlezie, ozdobne obrusy. Szykują się do Brukseli.
Głośno wyśpiewują troskę o przyszłość Europy i nachwalić się swoich kandydatów na europosłów nie mogą. Tymczasem prezes Kaczyński w domowych spodniach spokojnie przedstawia zapięty na ostatni guzik projekt dla Polski. O tym, co dla niej zrobi, gdy za półtora roku wygra wybory – tu, nad Wisłą. Dlaczego mówi o czymś innym? Bo Europa jest groźna jako temat. Opowiesz się za nią, to będziesz gender i lewak. Opowiesz się przeciwko – stracisz głosy rolników. Ale gdy obiecasz, że tu, w Polsce, naprawisz wszystko, czego nikt dotąd nie umiał naprawić, to ci fanklubowicze przyklasną, a może i nowych zyskasz.
Premier Tusk ma ministrów nieudolnych i leniwych, więc Kaczyński zafunduje sobie ministrów jak psy gończe. Co każe – zrobią, bo wyda im „wiążące polecenia”, za to ich zarządzenia będzie mógł w każdej chwili uchylić. Proste.
Tusk ma pasztet z prokuratorem generalnym, no i z ministrem sprawiedliwości chyba też. Kaczyński żadnego pasztetu mieć nie będzie, bo prokuratorem generalnym zrobi ministra sprawiedliwości i włoży go sobie w kieszonkę kamizelki. Na wszelki wypadek PiS powoła też Izbę Wyższą Sądu Najwyższego. Wyższa od Najwyższego brzmi może trochę nielogicznie i nie po katolicku, ale im takich instancji odwoławczych więcej, tym łatwiej będzie uzyskać wyrok, o który chodzi oberpremierowi.
Nadzór nad służbami specjalnymi dostanie minister koordynator, odpowiedzialny również za ochronę informacji niejawnych. Wiadomo, że na to stanowisko PiS ma tylko jednego kandydata, który nieraz już pokazał, co umie zrobić z informacjami niejawnymi. IPN wróci „do dawnych funkcji”, bo kto chce zbawić Polskę, ten musi wiedzieć, gdzie śpi wróg. A wróg nie śpi, on się tylko przyczaił. Wszystko to już przerabialiśmy w tzw. IV RP – poza jednym: „uzyskanie właściwego statusu polskiego państwa nie będzie możliwe bez wiarygodnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy Tu-154M”. I po to właśnie będzie Izba Wyższa Sądu Najwyższego.
Prezes Kaczyński mówi jasno: państwo weźmie sprawy obywateli w swoje opiekuńcze ręce, a wy, moi wyborcy, nie będziecie już musieli nic robić. Dam wam wyższe pensje, zlikwiduję bezrobocie, naprawię służbę zdrowia, obniżę wiek emerytalny, zmniejszę podatki, pozbędę się wiatraków, tego przekleństwa polskiej wsi, a ziemia naszych ojców, na którą dybią w Brukseli, będzie tylko dla polskich rolników. 500 zł miesięcznie dam na drugie i każde następne dziecko w rodzinie. (Szkoda tylko, że to pierwsze nie będzie się opłacało). Ograniczę rolę Ministerstwa Finansów i zlikwiduję Ministerstwo Skarbu, bo przecież sam najlepiej wiem, co trzeba kupić i za ile. A tak wzmocnię złotówkę, że żadne euro nam nie podskoczy. Hipermarkety obłożę podatkami, bo mam nadzieję, że zagraniczni biznesmeni tę cienką aluzję zrozumieją i sami się stąd wyniosą. W patriotycznym wychowaniu i integracji społeczeństwa pomoże sztuka, którą „będziemy szanować”. Ale bez obaw. Nie będzie lewackich ekscesów ani antypolskich prowokacji. Artyści dostaną wolność, lecz tylko „w ramach tego, co będzie popierać państwo”.
„W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzin/pensje są wyższe ceny stale zniżkują” – tak zaczyna się przewrotny wiersz Zbigniewa Herberta, pisany w PRL. Obwiniał w nim władzę, że kpiła z ludzi, obiecując im raj. Dziś znów z nas kpią – ci, którzy obiecują nam zielone wyspy i raje.
(Nr 8, 12.02.2014)Budyń w trampkach
Tematy religijne obrodziły w Wielkim Poście jak rzeżucha na moim półmisku.
15.04.2014 – Jarosław Kaczyński nareszcie znalazł kaznodzieję na miarę swojej partii. To ksiądz, katolicki oczywiście, Stanisław Małkowski. Ostatnio mówi dużo, a nawet jeszcze więcej, ale niesmacznie. Ludzie mu wychodzą z kościoła podczas kazań – i o to właśnie chodzi. Niech wychodzą. Ważni są ci, którzy zostają. Na tym właśnie PiS i jego prezes budują swój sukces, czyli drugie miejsce w wyborach – najpierw do europarlamentu, a potem do Sejmu. Tak, drugie. Miejsce pierwsze kazałoby szukać koalicjanta, a także tworzyć rząd. Komu to potrzebne? Na pewno nie PiS. Świetnie jest móc opluskwiać każdego bez konsekwencji i mówić, jak należy rządzić. Polska to nie Węgry, tu jest jednak 30 mln ludzi więcej, nie ma co się użerać.
Wracam do ks. Małkowskiego. Niecały miesiąc temu zasunął w poznańskiej świątyni taki kawałek, że podobno Depardieu się zastanawiał, czy nie przenieść się do nas z Moskwy. Zrezygnował, gdy usłyszał, że w Polsce nie da się żyć, bo toczy się tu wojna, choć jeszcze nie przyjęła „postaci militarnej”. Emigracja – ciągnął wór swoich trosk polski kapłan – to zamierzone działanie rządu, któremu chodzi o to, by nasze społeczeństwo wymarło. Na razie dla resztki tych, którzy jeszcze jakoś ciągną, ks. Stanisław prowadził nocne modlitwy na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Oczywiście w czwartą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Przede wszystkim odprawił zaś egzorcyzmy, aby „złe duchy opuściły ojczyznę, Pałac Namiestnikowski i pobliski klub go-go”. Przyznam, że szczególnie ruszył mnie ten klub. Bo w końcu szatan w burdelu jest na właściwym miejscu. A co, anioły mają tam zamieszkać?
Teoretyczną podbudowę pod strącanie przez Boga złych mocy z Pałacu Prezydenckiego do piekła wypracował europoseł Ryszard Czarnecki. Nie przekreślajmy księży, którzy działają z pobudek patriotycznych – powiedział. Ideologiczna tandeta egzorcyzmów nagle zyskuje rangę patriotycznego uniesienia? Czy pan się dobrze czuje?
Pomykając między rzeżuchą, wyśledziłem, że nie tylko diabelskie kopyta nam zagrażają, ale także ludzkie nogi w trampkach. Dominik Zdort w „Rzeczpospolitej” odsądził od czci i wiary wszystkich biegających dla zdrowia i ładnej sylwetki, a także tych biorących udział w maratonach. Bieganie to nowa religia – rozpacza dziennikarz. Ludzie zamiast iść na trzy kwadranse do kościoła czy spędzić czas z rodziną, wymykają się na ulice i korkują drogi śpieszącym na nieszpory kierowcom. Zastanawiam się, dlaczego wybrał tylko maratończyków? A pływanie, jazda rowerem, chodzenie po górach? Właściwie każde chodzenie wygląda podejrzanie. Piesza pielgrzymka do Częstochowy też, bo szybciej byłoby samochodem do najbliższego kościoła. „Forresta Gumpa” na kościelny indeks! „Maratończyka” jw. Zakazać czytania i oglądania. Jakiż to religijny budyń trzeba mieć w głowie, żeby coś takiego wymyślić i jeszcze mieć odwagę opublikować.
Potrzymam się jeszcze tego budyniu. Otóż pewna partia, z prawie jednoprocentowym poparciem w sondażach, zdecydowała się wystawić w wyborach zawodowego boksera. Prał po gębach swoich przeciwników – albo oni jego – a teraz zapowiada, że będzie walczył w Parlamencie Europejskim o wiarę, krzyż i wartości chrześcijańskie, czyli namawiał gejów, lesbijki i transseksualistów do „normalnego życia, tak po Bożemu”.
Mimo że jestem niewierzący, aż się przeżegnałem – w intencji tych wszystkich, którzy nam życie układają.
(Nr 16, 16.04.2014)
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------