Ucieczka do Meksyku - ebook
Ucieczka do Meksyku - ebook
Lena Carlisle zakochała się w hiszpańskim księciu Alejandrze. Sądziła, że ze wzajemnością, lecz gdy zaszła w ciążę, odkryła, że Alejandro ją oszukiwał. Uwiódł ją, bo chciał mieć dziecko, które potem wychowywałby z inną. Lena nie zamierza oddać nikomu syna i ucieka do Meksyku. Alejandro szuka jej ponad rok, aż pewnego dnia staje w drzwiach jej domu. Może jednak ten dzień nie okaże się najgorszym w jej życiu…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3694-2 |
Rozmiar pliku: | 780 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uwiódł mnie z łatwością. Też nie zdołalibyście się oprzeć, wierzcie mi.
Po wielu latach, kiedy to czułam się we własnym domu jak duch, niewidoczna i niekochana, rzuciłabym mu się w ramiona za jedno mroczne spojrzenie. Lecz Alejandro dał mi o wiele więcej. Patrzył na mnie jak na najpiękniejszą kobietę świata. Chłonął każde moje słowo. Sprawił, że wybuchłam płomieniem, stłumił pocałunkami żal i troski. Tak długo trwałam w zimnym i szarym świecie i nagle moje życie rozbłysło kolorami – dzięki niemu.
Nie widziałam powodu, by książę Alzakaru, jeden z najbogatszych ludzi w Hiszpanii, pragnął kogoś takiego jak ja – pospolitej, biednej dziewczyny – zamiast mojej pięknej i zamożnej kuzynki. Istny cud.
Dopiero później uświadomiłam sobie, dlaczego Alejandro mnie wybrał. Nie uwiódł mnie z miłości czy nawet żądzy. Upłynęło wiele miesięcy, zanim poznałam ten egoistyczny motyw, który kazał mu podbić mnie swoim czarem i sprawić, bym go pokochała.
Wtedy jednak było już za późno.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nad starym kolonialnym miastem San Miguel de Allende zwieszało się szare niebo, kiedy usłyszałam słowa, które przez ostatni rok prześladowały mnie w koszmarach sennych.
‒ Szukał cię jakiś mężczyzna, Leno.
Popatrzyłam na swoją sąsiadkę i niemal się zachwiałam z pięciomiesięcznym synkiem na ręku.
‒ Co?
Kobieta uśmiechnęła się.
‒ Gracias… Pozwoliłaś mi pilnować Miguelita. To przyjemność…
‒ A ten mężczyzna… jak wyglądał?
‒ Muy guapo. Przystojny. Ciemnowłosy i wysoki.
To mógł być każdy. W starym górniczym mieście w Meksyku roiło się od amerykańskich emigrantów zwabionych pięknem architektury i samotnych kobiet, które pragnęły zacząć tu nowe życie, otwierając artystyczny biznes.
Tak jak ja. Przyjechałam rok temu, będąc w ciąży, przepełniona żalem, ale zdołałam się tu urządzić. Może ten nieznajomy o ciemnych włosach chciał zamówić portret swojej ukochanej, nic więcej.
Nie wierzyłam w to jednak. Czułam lodowaty strach.
‒ Powiedział, jak się nazywa?
Dolores pokręciła głową.
‒ Dzieciak grymasił, kiedy otworzyłam drzwi. Ale ten człowiek był dobrze ubrany i przyjechał rolls-roycem. Z szoferem i ochroniarzami – uśmiechnęła się. – Masz bogatego chłopaka, Leno?
Ugięły się pode mną kolana.
‒ Nie.
To mógł być tylko on. Alejandro Guillermo Valentin Navaro y Albra, wszechwładny książę Alzakaru. Człowiek, którego kochałam kiedyś całym swym niewinnym sercem. Który uwiódł mnie i zdradził.
‒ Nie jest twoim chłopakiem? – W głosie Dolores pobrzmiewał żal. – Szkoda. Taki przystojny. Więc dlaczego cię szukał? Znasz go?
Poczułam kropelki potu na czole.
‒ Kiedy tu był?
‒ Jakieś pół godziny temu.
‒ Powiedziałaś mu coś… o Miguelu? Że to mój syn?
Dolores pokręciła głową.
‒ Nie miałam okazji. Spytał tylko, czy mieszkasz dwa domy dalej. Powiedziałam, że tak. Wyjął portfel i poprosił, żebym nie wspominała o jego wizycie, bo chciał ci zrobić niespodziankę. Popatrz! – Wyciągnęła kilka banknotów z kieszeni fartucha. – Zapłacił mi za milczenie tysiąc peso!
‒ Ale ty i tak mi powiedziałaś. Dzięki.
Kobieta prychnęła.
‒ Mężczyźni zawsze lubią zjawiać się z fanfarami. Pomyślałam, że byłoby lepiej, gdybyś się odpowiednio przygotowała. – Popatrzyła na moją bezkształtną sukienkę i sandały, potem na twarz bez śladu makijażu. – Masz niezłą figurę, ale wyglądasz beznadziejnie. Nie potrafisz wykorzystać swoich atutów. Jakbyś chciała być niewidzialna! Dziś wieczór musisz być nieodparta, musisz być seksy! Chcesz, by cię pragnął!
Nie chciałam. Tak jak on przestał mnie pragnąć z chwilą, gdy jego podstępny plan się powiódł.
‒ Nie jest moim chłopakiem.
‒ Wybredna! Nie chcesz tego milionera, nie chcesz tamtego. Mówię ci, bogaci i przystojni mężczyźni nie rodzą się na kamieniu. – Popatrzyła na mnie gniewnie. – Twój syn potrzebuje ojca, a ty męża. Oboje zasługujecie na szczęście. A mężczyzna pod moimi drzwiami wyglądał tak, jakby mógł zapewnić swojej żonie mnóstwo szczęścia. Każdej nocy.
‒ Bez wątpienia. – Była to prawda. Alejandro sprawiał mi przez jedno lato mnóstwo przyjemności. A potem mnóstwo bólu. – Muszę lecieć.
‒ Si. Pora, żeby Miguel się zdrzemnął – oznajmiła łagodnie.
Moje maleństwo ziewnęło, w słodkich oczach – takich jak oczy ojca – pojawiła się senność.
Odetchnęłam głęboko. Uwierzyłam, że jesteśmy bezpieczni, że Alejandro przestał mnie szukać. Zaczęłam sypiać normalnie, szukać nowych przyjaźni, tworzyć prawdziwy dom dla siebie i syna. Ale powinnam była wiedzieć, że któregoś dnia ten człowiek mnie znajdzie…
‒ Leno? – spytała z niepokojem Dolores. – Coś nie tak?
‒ Powiedziałaś mu, kiedy wracam?
‒ Nie byłam pewna, więc powiedziałam, że o czwartej.
Spojrzałam na zegar w jej pomalowanym jaskrawo pokoju. Była dopiero trzecia. Miałam całą godzinę.
‒ Dzięki. – Objęłam ją w przypływie nagłej czułości, świadoma, że więcej jej nie zobaczę. – Gracias, Dolores.
Poklepała mnie po plecach.
‒ Wiem, że miałaś ciężki rok, ale to już przeszłość. Twoje życie zmieni się na lepsze. Znam się na tym.
Na lepsze?
‒ Adios…
‒ Będzie twoim chłopakiem, zobaczysz – zawołała za mną radośnie. – Pewnego dnia zostanie twoim mężem.
Cóż za gorzka myśl. To nie mnie pragnął poślubić, tylko Claudie, moją bogatą i piękną kuzynkę. Dlatego mnie uwiódł, biedną krewną żyjącą w cieniu jej londyńskiej posiadłości. Gdyby się pobrali, mieliby wszystko: tytuł książęcy, połowę Andaluzji, koneksje polityczne na całym świecie, miliardy w banku. Niemal nieograniczoną władzę.
Nie mogli mieć tylko jednego.
Skupiłam spojrzenie na ciemnej główce dziecka. Przycisnęłam Miguela do piersi, a on zaprotestował z oburzeniem.
‒ Przepraszam – powiedziałam zdławionym głosem.
Sama nie wiedziałam, za co go przepraszam – że ścisnęłam go za mocno? Że pozbawiam go domu? Że tak fatalnie wybrałam sobie jego ojca?
Jak mogłam być taka głupia?
Idąc pospiesznie wąską ulicą, zerknęłam na szare niebo. Sierpień był tu porą deszczową, zanosiło się na ulewę. Stanęłam pod ciężkimi dębowymi drzwiami swojego lokum i wyłączyłam alarm.
W pokojach panował mrok. Zakochałam się w tym starym kolonialnym domu z jego wysokimi sufitami i prywatnością. Nie było mnie stać na czynsz, ale mogłam liczyć na przyjaciela, który pozwalał mi mieszkać tu za darmo. No cóż, uważałam Edwarda St. Cyra za przyjaciela. Do zeszłego tygodnia, kiedy to…
Nie chciałam myśleć o tym, jak bardzo poczułam się zdradzona, kiedy ujawnił, czym jest ta jego przyjaźń.
„Mam już dość czekania, aż zapomnisz o tym hiszpańskim draniu. Czas, żebyś należała do mnie”.
Zadrżałam na to wspomnienie. Moja odpowiedź sprawiła, że obrażony Edward opuścił ten dom i wrócił swoim prywatnym odrzutowcem do Londynu. Potem już nie mogłam tu zostać, nie płacąc czynszu, więc przez ostatni tydzień szukałam czegoś tańszego. Nie było to jednak łatwe w przypadku niezależnej artystki.
San Miguel de Allende stało mi się bliskie. Lubiłam jego brukowane ulice i kwiaty, które hodowałam; lubiłam sprzedawać swoje obrazy na targowiskach pod gołym niebem. Lubiłam przyjaciół, miejscowych i przyjezdnych, którzy przyjęli z otwartymi ramionami niezamężną kobietę z dzieckiem. Wiedziałam, że będę za nim tęsknić.
‒ Poradzę sobie – wyszeptałam.
Wiedziałam, jak zdobyć paszport, pieniądze i ubrania i wynieść się stąd w ciągu pięciu minut. Robiłam to już w Tokio, Berlinie, Istambule, Sao Paulo.
Wtedy jednak pomagał mi Edward. Teraz nie miałam nikogo.
Nie myśl o tym, powiedziałam sobie. Zatrzymam taksówkę na ulicy i złapię następny autobus do Mexico City. Posłużę się kartą kredytową, którą zostawił mi Edward, i polecę do Stanów, gdzie się urodziłam. Ruszę na zachód i zniknę. Potem znajdę posadę i spłacę Edwarda co do grosza. Będę wychowywać dziecko w jakimś małym mieście i dopilnuję tym razem, by Alejandro nigdy mnie nie znalazł…
W holu błysnęła lampa. Siedział na krześle w pokoju, patrząc na mnie płomiennym wzrokiem. Przystanęłam gwałtownie.
‒ Lena Carlisle – oznajmił cicho. – Wreszcie.
Przycisnęłam instynktownie dziecko do piersi.
‒ Co ty tu… Jak mnie…
‒ Jak cię znalazłem? – Wstał, wysoki i barczysty. – Albo jak się dostałem do twojego domu? – W jego głosie wyczuwało się tylko nieznaczny akcent, efekt dorastania w Hiszpanii. Potem, przez lata, zarządzał z nowego Jorku i Londynu milionowym biznesem. – Naprawdę uważasz, że cokolwiek mogłoby mnie powstrzymać?
Był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam. Przez ostatnie dwanaście miesięcy prześladowały mnie zmysłowe sny na jego temat. Poczułam, jak drżą mi kolana.
Nie odrywając ode mnie lodowatego spojrzenia, Alejandro podszedł bliżej. Cały ubrany na czarno, roztaczał wokół siebie atmosferę władzy.
‒ Czego chcesz? – spytałam zdławionym głosem.
Popatrzył na moje dziecko o zaspanych oczkach.
‒ To prawda? – Mówił śmiertelnie spokojnym głosem, ale te słowa paliły mi serce. – To moje dziecko?
Boże, tylko nie to. Cofnęłam się w ślepej panice.
‒ Moi ludzie czekają na zewnątrz – uprzedził. – Nie dotrzesz nawet na ulicę.
Ignorując go, ujęłam żelazną klamkę i otworzyłam ciężkie dębowe drzwi, po czym zaczęłam biec. I przystanęłam gwałtownie. Przed moim domem, tuż obok luksusowego sedana i czarnego SUV-a blokujących wąską alejkę, stało w półkolu szczęściu potężnie zbudowanych ochroniarzy.
‒ Sądziłaś, że będę ryzykował? – dobiegł mnie z tyłu jego cichy głos.
Stał tuż za mną; czułam niemal ciepło jego mocnego ciała. Zadrżałam, świadoma bliskości mężczyzny, który kiedyś posiadł moje ciało i duszę. Odwróciłam się, by spojrzeć na ducha wciąż prześladującego moje serce. Jego mroczne i płomienne spojrzenie sprawiło, że powróciły wspomnienia, które tak bardzo pragnęłam stłumić. Pokochałam go beznadziejnie od chwili, gdy zjawił się u mojej pięknej i bogatej kuzynki. Przyrządzałam im herbatę, organizowałam przyjęcia z kolacjami. Robiłam to wszystko z uśmiechem, ignorując ból, jaki odczuwałam, gdy przechwalała się po jego wyjściu, że złowi tego niedostępnego hiszpańskiego księcia. „Będę księżną jeszcze przed końcem roku!” – piała.
Potem, ku ogólnemu zdumieniu, rzucił ją.
Dla mnie.
Był pierwszym mężczyzną, który kiedykolwiek zwrócił na mnie uwagę, a ja zatraciłam się bez reszty w jego mocy i niebezpiecznym uroku. Przez sześć lekkomyślnych i cudownych tygodni londyńskiego lata Alejandro trzymał mnie w swych ramionach; zdawało mi się, że należy do mnie cały świat.
Te wspomnienia – żywionych nadziei, dziewczęcej wręcz naiwności – były niczym ciosy. Alejandro patrzył na mnie posępnie, ale pamiętałam jego figlarny uśmiech. Intensywność spojrzenia. Słodkie słowa wypowiadane w nocy. Gorące pocałunki, dotyk naszych nagich ciał w jego londyńskim apartamencie hotelowym. I raz, przy ścianie, na tylnych schodach posiadłości Carlisle’ów.
Nasz romans wydawał się wieczny jak gwiazdy na niebie. Lecz tego dnia, gdy zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że jestem w nim zakochana, z jego twarzy od razu zniknął uśmiech. „Kochasz mnie? – rzucił pogardliwie. – Nawet mnie nie znasz”. Dwie minuty później zniknął, pozbawiając mnie nadziei. Ale tak naprawdę załamałam się dopiero później…
Teraz wziął mnie za rękę.
‒ Wejdź do domu, Leno. Mamy sporo do omówienia.
Był teraz tak blisko. Dotykał mnie. Zaprowadził mnie do holu i sięgając ponad moją głową, zamknął ciężkie drzwi. Ten bezwzględny i bogaty książę nie pasował do mojego wygodnego i artystycznie ekscentrycznego domu, którego ściany przyozdobiłam swoimi obrazami – głównie portretami własnego syna.
‒ To prawda, co powiedziała Claudie? – spytał cicho. – Że to dziecko jest moje?
Zbierając się na odwagę, spojrzałam na niego gniewnie.
‒ Naprawdę oczekujesz, że odpowiem?
‒ To proste pytanie. Są tylko dwie możliwe odpowiedzi. – Pogłaskał mnie po policzku, ale w jego oczach nie było czułości. – Tak albo nie.
‒ Byłbyś koszmarnym ojcem! Nie pozwolę, by mój słodki chłopiec stał się takim bezdusznym draniem jak…
‒ Jak ja? – Zniżył groźnie głos. – Naprawdę tak o mnie myślisz? Po tym, co kiedyś przeżyliśmy?
Przykuta do miejsca jego spojrzeniem, zadrżałam. Może kiedyś zdołałam przekonać samą siebie, że pod tą fasadą zamożności, władzy i arystokratycznego tytułu kryje się przyzwoity i dobry człowiek. Tak jak inne kobiety, widziałam tylko to, co chciałam widzieć. Byłam ślepa, dopóki nie zdarto mi opaski z oczu.
‒ Tak właśnie o tobie myślę.
Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Uśmiechnął się ironicznie.
‒ Masz oczywiście rację. Nie obchodzi mnie nic ani nikt. A już najmniej ty, zwłaszcza po tym, jak wraz ze swoją kuzynką posunęłaś się do szantażu. Z powodu tego dziecka.
‒ Szantażu? To ty mnie celowo uwiodłeś, żebym zaszła w ciążę i żebyś mógł odebrać mi syna, a potem wychowywać go z Claudie!
Znieruchomiał.
‒ O czym ty mówisz?
Drżałam z przejęcia.
‒ Myślisz, że nie wiem? Kiedy się okazało, że jestem w ciąży, zdążyłeś mnie już porzucić i wrócić do Hiszpanii. Nie odpowiadałeś na moje telefony. Ale choć byłam idiotką, wciąż pragnęłam ci o wszystkim powiedzieć, ponieważ miałam nadzieję, że ruszy cię sumienie! Więc błagałam Claudie o pieniądze, żebym mogła polecieć do Madrytu. Bałam się jej wyznać dlaczego. Od tak dawna pragnęła wyjść za ciebie. Ale kiedy jej powiedziałam, że jestem w ciąży, zrobiła coś, czego nigdy nie potrafiłabym sobie wyobrazić.
‒ Co?
‒ Parsknęła śmiechem, a potem kazała mi zaczekać. Poszła do przedpokoju, nie zamknęła jednak drzwi. Zadzwoniła do ciebie i pogratulowała genialnego planu! Tak, byłeś przebiegły. Uwiodłeś jej kuzynkę, biedną krewną, żeby zapewnić sobie potomka, którego nie mogła ci nigdy dać, o czym doskonale wiedziałeś. Teraz mogliście się od razu pobrać. Gdy tylko jej prawnik zmusiłby mnie do zrzeczenia się wszelkich praw rodzicielskich.
‒ Tak, zadzwoniła do mnie, ale nigdy bym…
‒ „Nie martw się, zmuszę Lenę, żeby podpisała odpowiednie dokumenty”. – Przypomniałam sobie przerażenie, jakie wtedy poczułam. – Poprosiła cię o przysłanie kilku ochroniarzy na wypadek, gdybym zamierzała się opierać. Więc uciekłam, żebyście nie mogli zabrać mi dziecka.
Zapadła cisza, a on zmrużył oczy.
‒ Od dnia, w którym Claudie mi powiedziała, że jesteś w ciąży, próbowałem cię odszukać, i to na całym świecie. Tak, uroiła sobie, że nie chcę się z nią ożenić, bo nie może mieć dziecka. Myliła się. – Podszedł jeszcze bliżej. – Pospieszyłem do Londynu, ale ty już wyjechałaś, a potem znikałaś jak kamfora, ilekroć wpadałem na twój trop. Sporo to kosztowało, querida. Tak jak to. – Zatoczył ręką łuk. – Ten dom należy do pewnej spółki holdingowej na Kajmanie. Sprawdziłem to. Dlaczego nie chcesz przyznać, kto ci pomaga? Wyznaj prawdę!
Wolałam nie wspominać o kimś, kto nazywał się Edward St. Cyr.
‒ Jaką prawdę?
‒ Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, wiedziałaś, że nigdy cię nie poślubię. – Głos mu złagodniał, ciemne oczy niemal mnie pieściły. – Więc powzięłaś inny plan. Dogadałaś się… ze swoją kuzynką.
Tego się nie spodziewałam.
‒ Zwariowałeś? Dlaczego Claudie miałaby mi pomagać? Chce za ciebie wyjść!
‒ Owszem. Po twoim zniknięciu powiedziała mi, że wie, gdzie jesteś, ale że nie pokażesz mi dziecka, dopóki nie zapewnimy mu stabilnego domu. Dopóki się z nią nie ożenię.
Rozdziawiłam usta.
‒ Nie rozmawiałam z Claudie od roku. Nie ma pojęcia, gdzie jestem! Naprawdę próbowała zmusić cię szantażem do małżeństwa?
‒ Kobiety zawsze chcą wyjść za mnie za mąż – oznajmił ponuro. – Nie cofają się przed oszustwem czy kłamstwem.
‒ Masz o sobie wysokie mniemanie!
‒ Każda kobieta chce być żoną milionera. To nic osobistego.
Wręcz przeciwnie. Czy jakaś kobieta mogłaby się nie zakochać w Alejandrze? Nie pragnąć go wyłącznie dla siebie?
‒ Ale chcę wiedzieć… – W jego głosie pojawił się groźny ton. – Czy to dziecko w twoich ramionach jest moje. Czy stanowi część spisku, który uknułyście?
‒ Pytasz mnie, czy mój syn jest owocem jakiegoś wyrafinowanego numeru?
‒ Nie masz pojęcia, jak często ktoś udaje kogoś, kim nie jest.
‒ Myślisz, że skłamałabym… dla pieniędzy?
‒ Może nie. Może z innego powodu. Jeśli nie działasz w zmowie z Claudie, to może działasz na własną rękę.
‒ Czyli?
‒ Miałaś nadzieję, że udając niedostępną i znikając z moim dzieckiem, sprawisz, że będę chciał cię przyprzeć do muru. Ożenić się z tobą.
‒ Nigdy nie chciałabym być twoją żoną!
‒ Słusznie.
To jedno słowo przypominało cios. Niemal zaślepił mnie gniew. Potem przypomniałam sobie sny, które mnie nawiedzały.
‒ Może chciałam tego kiedyś, zanim odkryłam, że uwiodłeś mnie bezdusznie, żeby poślubić Claudie i ukraść mi dziecko.
‒ Musisz wiedzieć, że to nieprawda.
‒ Jak mogę być pewna?
‒ Nigdy nie zamierzałem żenić się z Claudie ani z nikim innym.
‒ Owszem, tak powiedziałeś. Powiedziałeś mi też kiedyś, że nie zamierzasz mieć dzieci. A jednak jesteś tu i chcesz wiedzieć, czy Miguel to twój syn!
‒ Nie mam wyboru. Dałaś mu Miguel na imię?
‒ Więc?
‒ Dlaczego? – Spojrzał na mnie z błyskiem podejrzliwości w oku, której nie rozumiałam.
‒ Chodzi o miasto… San Miguel. Stało się naszym domem.
‒ Aha.
Zaskoczyła mnie jego gwałtowna reakcja. Czyżby się zastanawiał, czy mały nosi imię jakiegoś mężczyzny?
‒ Dlaczego tak bardzo się przejmujesz?
‒ Nie przejmuję się – odparł zimno.
Maleństwo załkało w moich ramionach. Przytuliłam je mocniej i zobaczyłam, jak na jego główkę spadają łzy.
‒ Jeśli nie zrobiłeś mi dziecka celowo, jeśli było to dziełem przypadku i nie chcesz być ojcem, to… pozwól nam odejść!
‒ Mam zobowiązania…
‒ Zobowiązania! Dla ciebie to tylko ktoś, kto odziedziczy po tobie twój tytuł i nazwisko. Dla mnie jest wszystkim. Nosiłam go w łonie przez dziewięć miesięcy. Jest jedynym powodem, dla którego żyję.
Płakałam teraz otwarcie, tak jak moje dziecko – ze współczucia, a może dlatego, że była już pora spania. Starałam się uspokoić małego.
Alejandro miał kamienną twarz.
‒ Jeśli jest moim synem, zabiorę was oboje do Hiszpanii. Niczego wam nie zabraknie. Zamieszkacie w moim zamku.
‒ Nie poślubię cię za żadną cenę!
‒ Ślub? A kto o tym mówi? Choć oboje wiemy, że wyszłabyś za mnie po sekundzie, gdybym cię poprosił.
Pokręciłam głową.
‒ Co mógłbyś mi zaoferować? Pieniądze? Zamek? Tytuł? Nie potrzebuję tego.
Pociemniały mu oczy.
‒ Nie zapominaj o seksie. Gorącym i niewiarygodnym.
Popatrzył na mnie ponad główką naszego dziecka. Poczułam nagle, jak moje ciało napręża się i rozpływa jednocześnie.
‒ Wiem, że pamiętasz, jak było między nami – oznajmił stłumionym głosem. – Ja też.
‒ Tak – przyznałam szeptem. – Ale czy ma to znaczenie? Bez miłości… to jest puste. Wiesz o tym. Pieniądze, pałace, tytuł… tak, nawet seks… przyniosło ci to kiedykolwiek szczęście?
Patrzył na mnie. Przez chwilę słychać było tylko stukot deszczu o dach, kwilenie naszego dziecka i łomot mojego serca. I nagle, po raz pierwszy, Alejandro popatrzył – tak naprawdę – na naszego syna. Potem pogłaskał delikatnie jego główkę. Płacz dziecka ustał jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej; obaj, ojciec i syn, popatrzyli na siebie tymi samymi oczami, z tym samym wyrazem twarzy. Miguel niespodziewanie dotknął nosa Alejandra, który parsknął śmiechem i spojrzał na małego ze zdziwieniem, a potem na mnie. Chłodno.
‒ Przeprowadzimy badanie DNA. Natychmiast.
‒ Oczekujesz, że zgodzę się na pobranie krwi mojego dziecka, żeby udowodnić coś, czego nie chcę udowadniać? Albo wierzysz, że jest twoim synem, albo nie! I zostaw nas w spokoju!
‒ Dosyć – oznajmił beznamiętnie.
Musiał wcisnąć jakiś ukryty guzik, bo w drzwiach pojawili się znienacka dwaj ochroniarze, po czym ruszyli przez wewnętrzne podwórze w stronę sypialni, którą dzieliłam z Miguelem.
‒ Dokąd idą? – spytałam.
‒ Zabrać rzeczy.
‒ Czyje?
Trzeci ochroniarz podszedł do mnie od tyłu i nagle wyjął mi Miguela z ramion.
‒ Nie! – krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę, lecz Alejandro mnie chwycił.
‒ Jeśli badania DNA dowiodą, że nie jest moim synem, oddam ci go całego i zdrowego i nigdy więcej nie będę was niepokoił.
‒ Puszczaj! – Zmagałam się z nim, ale na próżno. – Ty draniu! Zabiję cię! Nie odbierzesz mi go…
‒ Jesteś taka pewna, że to mój syn?
‒ Oczywiście, że tak! Wiesz, że byłeś moim jedynym kochankiem.
‒ Wiem, że byłem pierwszym…
‒ Moim jedynym! Niech cię diabli! Miguel! – Coś zapaliło się w jego oczach, ale ja patrzyłam, jak ochroniarz znika za drzwiami z moim płaczącym dzieckiem. – Puść mnie!
‒ Obiecaj, że będziesz rozsądna, Leno – powiedział spokojnie.
Gdybym tylko miała tyle siły co on, walnęłabym go w twarz! Gdybym dysponowała fortuną, prywatnym odrzutowcem, armią ochroniarzy…
Edward.
Pomógłby mi? Nawet teraz? Czy byłabym gotowa zapłacić cenę?
‒ Nie chcę zabierać ci dziecka – zapewnił. – Ale muszę mieć pewność. I jeśli zamierzasz opierać się i krzyczeć…
Nagle znieruchomiałam i otarłam oczy.
‒ Będę spokojna, ale zanim zabierzesz go do Hiszpanii, czy moglibyśmy zatrzymać się w Londynie?
‒ W Londynie?
Skinęłam głową, starając się zachować spokój.
‒ Zostawiłam coś w domu Claudie. Chcę to odzyskać.
‒ Co to takiego?
‒ Dziedzictwo mojego syna.
Uniósł brew.
‒ Pieniądze?
‒ Moglibyśmy przy okazji pomówić z Claudie i zmusić ją, żeby się przyznała, jak próbowała nas oboje ograć. Może zdołamy potem sobie zaufać…
Skinął głową.
‒ Sam chciałbym omówić kilka spraw z twoją kuzynką.
Jego głos miał posępny ton. Teraz mu wierzyłam, że nie chciał poślubić Claudie. Może mimo wszystko nie zamierzał zrobić mi dziecka celowo. Ale pod jednym względem miałam rację. Wciąż zamierzał odebrać mi syna. Chciał go zatrzymać i wychowywać jako spadkobiercę w jakimś zimnym hiszpańskim zamku, dopóki nie zrobiłby z niego pozbawionego serca drania, takiego samego jak on. No i nie zamierzał się ze mną ożenić. Więc byłabym bezradna. Zbędna.
‒ Umowa stoi? – spytał. – Zgodzisz się na test i jeśli się okaże, że to mój syn, pojedziesz z nami do Hiszpanii?
‒ Najpierw odwiedzimy Londyn.
‒ Tak, ale potem Hiszpania. Słowo?
‒ Nienawidzę cię, i to szczerze.
‒ Nie dbam o to, i to szczerze. Słowo?
Spiorunowałam go wzrokiem.
‒ Tak.
Popatrzył na mnie i przez chwilę przebiegała między nami jakaś iskra. Zacisnął palce, potem puścił mnie niespodziewanie.
‒ Dziękuję – powiedział chłodno. – Za rozsądek.
Skrywając w sercu chłodną determinację, ruszyłam bez słowa za swoim dzieckiem. Alejandro sądził, że jestem jego własnością. Nie byłam jednak taka bezradna. Miałam w zanadrzu jeszcze jedną kartę, o ile byłam gotowa się nią posłużyć.
Dla syna?
Tak.