Ucieczka do szczęścia - ebook
Ucieczka do szczęścia - ebook
Harriet marzyła o karierze pisarki, jednak nigdy nie wierzyła w swój talent. Żyła w cieniu nieodpowiedzialnej siostry, a nawet pozwoliła jej po rozwodzie zamieszkać u siebie z dwójką małych dzieci. Kiedy straciła już wiarę w jakąkolwiek zmianę, niespodziewanie w wydawnictwie przyjęto jej powieść, a siostra oznajmiła, że wyjeżdża z dziećmi do Kalifornii. Harriet postanowiła całkiem się oddać pisaniu. Rzuciła pracę i kupiła dom na północy Anglii. Podróż minęła jej spokojnie i prawie była na miejscu, kiedy na jezdnię wybiegł półnagi mężczyzna i zastąpił jej drogę. Ze strachu odmówiła mu pomocy i odjechała. Wkrótce okazało się, że nieznajomy jest jej sąsiadem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3054-4 |
Rozmiar pliku: | 665 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Harriet skrzywiła się z niezadowoleniem, uprzytomniwszy sobie, że nie zdąży przed zmrokiem.
Sama była sobie winna, gdyż wyjechała z Londynu później, niż planowała, a w dodatku po drodze zatrzymała się i wstąpiła do baru przy autostradzie. Oceniła, że zanim dotrze do celu, którym był niedawno nabyty wiejski dom z ogrodem, upłynie dobre pół godziny, a już zrobiło się ciemno.
Wcześniej Louise, jej siostra, na wieść o wyprowadzce z Londynu orzekła prosto z mostu, że Harriet zwariowała.
– Zostawić metropolię dla jakiejś zabitej dechami wsi na końcu świata? – Louise była zdumiona i jednocześnie zdegustowana.
Cóż, nic dziwnego, stwierdziła w duchu Harriet, skoro mimo więzów krwi miały zupełnie różne upodobania i na dobrą sprawę niewiele je łączyło. Wspominając reakcję Louise, poczuła, że ogarnia ją dobrze znany niepokój, który pozostał jej z początkowego okresu po śmierci rodziców. Wówczas jako starsza o cztery lata od Louise zrozumiała, że to ona odpowiada za siostrę i powinna się nią zaopiekować najlepiej, jak potrafi. Mimo że miała dopiero dwadzieścia dwa lata, postanowiła zapewnić jej stabilny i bezpieczny byt. Zrezygnowała z planów nauczania za granicą i podjęła pracę w Londynie.
Po paru miesiącach, które minęły od czasu pogrzebu, Harriet za swoją połowę spadku nabyła niewielki dom w niecieszącej się wzięciem dzielnicy Londynu. Natomiast Louise, która była uparta i miała buntowniczą naturę, oświadczyła, że swoją część spuścizny przeznacza głównie na opłacenie drogiego kursu dla modelek.
Była niewątpliwie piękną dziewczyną, ale Harriet starała się odwieść ją od tego pomysłu, doskonale zdając sobie sprawę, że siostrę do zawodu modelki ciągnie wyłącznie przekonanie o wspaniałym życiu w blasku fleszy. Uważała, że brakuje jej wytrwałości i predyspozycji koniecznych do osiągnięcia sukcesu w tak hermetycznym i zawistnym środowisku, które zmusza do nieustannej rywalizacji.
Siostra jednak nie zamierzała wysłuchać jej argumentów ani zrezygnować ze swoich planów i po prostu uciekła z domu. Przez sześć miesięcy nie dawała znaku życia, a wszelkie próby odnalezienia jej spaliły na panewce. Nie dość, że Harriet bała się o los siostry, to gnębiło ją poczucie winy, iż nie potrafiła sprostać sytuacji i zapobiec takiemu rozwojowi wypadków.
Gdy po rozlicznych nieudanych próbach odnalezienia siostry Harriet zaczęła organizować własne życie i osiągnęła stabilizację zawodową, ucząc angielskiego w renomowanej szkole średniej, kiedy znalazła paru przyjaciół i zaczęła się spotykać z jednym z kolegów, Paulem Thorbym, ni z tego, ni z owego w jej domu pojawiła się Louise i oznajmiła, że właśnie wróciła z Włoch, gdzie pracowała jako modelka.
Nie okazała najmniejszej skruchy z powodu własnego postępowania ani nie przeprosiła za to, że tak długo się nie odzywała, jakby nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo Harriet niepokoiła się o nią, nękana najgorszymi przeczuciami. Mówiła tylko i wyłącznie o sobie i własnych planach, ale Harriet była zbyt szczęśliwa z powrotu siostry, by czynić jej wymówki.
Louise poinformowała ją, że wychodzi za mąż za Guida, bogatego Włocha, którego poznała w Turynie, dodając beztrosko, że wróciła do Londynu tylko po to, aby kupić suknię ślubną. Dowiedziawszy się, że siostra zna swojego wybranka zaledwie sześć tygodni, Harriet błagała ją, żeby wstrzymała się z zamążpójściem, ale jak zwykle Louise ani myślała jej słuchać. W rezultacie stanęli przed ołtarzem w Turynie po dwumiesięcznej znajomości.
Harriet od razu polubiła szwagra, ale martwiła się, czy siostra przyzwyczai się do życia z teściami i dużą rodziną męża. Paul Thorby przypomniał jej jednak, że Louise jest dorosła i całkowicie zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji.
Paul był miłym mężczyzną, ale łatwo było go rozdrażnić, jeśli nie poświęcało mu się całkowitej uwagi. Był jedynakiem, a kiedy zaprosił Harriet do domu, żeby przedstawić ją swojej matce, Sarze Thorby, zorientowała się, że nigdy nie znajdzie z nią wspólnego języka.
Miała wówczas dwadzieścia cztery lata i nie była zadowolona z dotychczasowego życia. Przypomniała sobie o dawnych marzeniach o podróżowaniu i odkrywaniu świata, które miała zrealizować, zanim zacznie karierę zawodową i na dobre się ustabilizuje. Śmierć rodziców z oczywistych względów pokrzyżowała jej szyki, ale nie widziała powodów, dla których nie mogłaby wrócić do swoich pragnień, skoro Louise została mężatką.
Pół roku później właśnie zamierzała oznajmić Paulowi, że ich związek nie będzie tak trwały, jak on się tego spodziewał, i opowiedzieć mu o podróżniczych planach, kiedy nagle, bez uprzedzenia, do Anglii wróciła Louise. Oznajmiła, że na dobre rozstała się z Guidem.
Niemile zaskoczona, Harriet usiłowała nakłonić siostrę do powrotu do męża, ale okazała się nieugięta. Znalazła adwokata i wszczęła procedurę rozwodową, informując Harriet, że zamieszka w jej domu, co bez zwłoki uczyniła. Kiedy Guido przyjechał do Londynu, żeby się z nią zobaczyć, zamknęła się w swoim pokoju, którego nie chciała opuścić. W tej sytuacji Harriet nie pozostawało nic innego, jak rozmówić się ze wzburzonym Włochem.
Z zarzutów, które sformułował wobec żony, wywnioskowała, że miłość Guida do jej siostry wygasła tak samo nagle jak uczucie Louise do niego. Żadne z nich nie wydawało się zmartwione rozpadem małżeństwa. Guido wrócił do Turynu, a Louise ulokowała się w większym z dwóch pokoi gościnnych w domu Harriet.
Paul, który nie lubił Louise, przekonywał Harriet, żeby znalazła siostrze inne lokum, jednak ona miała zbyt miękkie serce, a poza tym Louise nie była w najlepszej formie. Ona, która niemal od urodzenia uchodziła za piękność, była coraz bardziej mizerna i źle się czuła.
Kiedyś, jeszcze jako nastolatka, Harriet zazdrościła młodszej siostrze urody, którą odziedziczyła po babce ze strony ojca. Podobnie jak ona, miała gęste jasne włosy o złocistym odcieniu, ciemnoniebieskie oczy i nieskazitelną porcelanową cerę. Natomiast Harriet wdała się w rodzinę matki. Nie była tak smukła i wysoka jak siostra. Miała ciemne włosy, prawie czarne, z tak osobliwym czerwonawym połyskiem, aż Paul raz spytał ją z wyraźną dezaprobatą, czy aby ich nie farbuje. Jedynie oczy były tak samo intensywnie niebieskie jak u Louise, wyraźnie wyeksponowane na tle jasnej skóry i ciemnych włosów.
Harriet nie miała złudzeń co do własnej urody. Zdawała sobie sprawę, że dla mężczyzn nie jest nawet w części tak pociągająca jak Louise, ale też wcale jej na tym nie zależało. Wrodzona powściągliwość i nieśmiałość powstrzymywały ją przed przyjęciem propozycji, które czynili jej chłopcy, kiedy jeszcze była nastolatką, a później studentką.
Związkowi z Paulem brakowało ekscytacji i namiętności, a Harriet podświadomie zachowywała się z rezerwą, nie dopuszczając do zbliżenia, gdyż snuła niedorzecznie romantyczne sny na jawie o mężczyźnie, który ją porwie i rozpali w niej te wszystkie emocje, których zabrakło w znajomości z Paulem. Tłumiła jednak te pragnienia, wmawiając sobie, że taki na poły przyjacielski związek najbardziej jej odpowiada.
Zastanawiała się właśnie, kiedy powiadomić Louise, że zamierza sprzedać dom i wyjechać do pracy za granicę na czas bliżej nieokreślony, gdy pękła bomba. Siostra oświadczyła, że jest w ciąży. Podkreśliła przy tym, że nie tylko nie chce wrócić do Guida, ale nawet poinformować go o swoim stanie.
Harriet usiłowała ją przekonać do przemyślenia tej decyzji, ale siostra zareagowała tak histerycznie, że tego zaniechała. Louise wciąż z nią mieszkała, a po urodzeniu bliźniaków nie kryła, że nie zamierza niczego w tej sytuacji zmieniać.
Harriet nie oponowała, bo przecież nie mogła wyrzucić z domu siostry z dwójką małych dzieci. Zaprotestowała, gdy Paul zasugerował, że powinna skłonić Louise do opuszczenia mieszkania. Wpadł w złość i przez dwa tygodnie się do niej nie odzywał. W końcu przerwał milczenie, a wtedy ona mu oznajmiła, że z jej punktu widzenia ich związek się zakończył. W następnych latach w jej życiu nie było czasu na żadnego mężczyznę, bo musiała się zaopiekować siostrą i jej dziećmi i naturalnie wspierać ich finansowo.
Jako matka Louise okazała się równie nieodpowiedzialna jak w innych życiowych rolach. Jednego dnia rozpieszczała bliźniaki, by następnego niemal ich nie zauważać. Po porodzie nie wróciła do pracy, choć najwyraźniej nie brakowało jej pieniędzy, skoro mogła pozwolić sobie na atrakcyjne stroje, gdy umawiała się z mężczyznami.
Harriet kochała bliźniaki, ale musiała przyznać, że nie są łatwymi dziećmi. Siostra nie nauczyła ich dyscypliny i nie pozwoliła, żeby uczynił to ktokolwiek inny. Harriet nie miała łatwego życia, ale nie skarżyła się w odróżnieniu od Louise, która z niezrozumiałego powodu obwiniała ją za swoje wczesne małżeństwo i przyjście na świat bliźniaków.
Potem, akurat po dziewiątych urodzinach dzieci, doszło do całkiem niespodziewanych i zdumiewających wydarzeń.
Oto jedno z wydawnictw zainteresowało się książką autorstwa
Harriet. Od kiedy sięgała pamięcią, zawsze coś sobie, jak to nazywała, „gryzmoliła”. Pewnego dnia artykuł, który przeczytała w gazecie, zainspirował ją i zachęcił do spędzania długich zimowych wieczorów nad dopracowywaniem i wygładzaniem opowieści przygodowej, którą napisała z myślą o bliźniakach. Właśnie ten tekst znalazł uznanie w oczach redaktorów wydawnictwa, które zamówiło u Harriet cztery następne książki dla dziecięcego czytelnika.
Drugą niespodzianką była zapowiedź Louise, że wychodzi za mąż po raz drugi, tym razem za Amerykanina, który zabierze ją i bliźniaki do Kalifornii.
Harriet podejrzewała, że siostra wdała się w nowy romans, ale miała ich już tyle, że nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten będzie poważniejszy niż poprzednie. Louise była tak spragniona adoracji jak osoba uzależniona od narkotyków bądź alkoholu, a kiedy aktualny mężczyzna nie okazywał jej podziwu, zwykle przestawała się nim interesować. Tym razem jednak wszystko wskazywało na to, że będzie inaczej, że wreszcie spotkała mężczyznę na tyle silnego, by ją okiełznać i sprostać jej wymaganiom.
Wzięli naprędce ślub i Harriet nawet nie miała sposobności przekazać im swoich dobrych wieści. Zresztą Louise zawsze była tak pochłonięta własnymi sprawami, że nie miała czasu ani ochoty na wysłuchiwanie siostry.
Od prawie dziesięciu lat Harriet wspierała finansowo siostrę i jej dzieci, a tu nagle została uwolniona od tego ciężaru, który zresztą chętnie znosiła, po części z miłości do siostry i bliźniaków, po części nękana wyrzutami sumienia – wciąż wierzyła, że to z jej winy Louise uciekła z domu i zawarła pospieszne małżeństwo z Guidem. Brzemię odpowiedzialności zostało zdjęte z jej barków – wreszcie była wolna!
Nie lubiła Londynu i miejskiego życia, zdecydowanie wolała wieś. Pociągał ją region na pograniczu Anglii i Szkocji, więc kiedy Louise wyjechała z dziećmi i nowym mężem do Kalifornii, Harriet udała się na północ. Spędziła wspaniały tydzień na licznych wędrówkach. Rozkoszowała się spokojem i poczuciem swobody, uwolniona od troski o los Louise i bliźniaków. Nareszcie mogła snuć plany na przyszłość, mając świadomość, że da się je zrealizować.
Szybko podjęła decyzję o sprzedaży domu w Londynie i przeniesieniu się na północ. Przyszło jej do głowy, że może zbyt szybko, ale nie żałowała tego kroku.
Na dom natrafiła przez przypadek. W trakcie jednej z wycieczek pewnego słonecznego popołudnia przejechała samochodem przez niewielką wioskę w dystrykcie Ryedale na północy hrabstwa York i w odległości mniej więcej półtora kilometra od wsi zauważyła umieszczone obok szosy ogłoszenie „Na sprzedaż”. Postanowiła sprawdzić ofertę i podążyła zarośniętą wąską drogą, którą co najwyżej mogły niekiedy przejeżdżać furmanki. W pewnej chwili jej oczom ukazał się wiejski dom, ulokowany bezpiecznie i zacisznie za wysokim żywopłotem. Natychmiast wróciła do hotelu i zadzwoniła do pośrednika sprzedaży nieruchomości, a już pod koniec tygodnia zobowiązała się do zawarcia umowy kupna.
Uczciwy pośrednik zwrócił jej uwagę na mankamenty posiadłości. Leżała na pustkowiu, z dala od ludzi, dom nie był podłączony do głównej sieci, ogród zapuszczony i zarośnięty, a ponadto należało przeprowadzić kompleksowy remont instalacji elektrycznej i wodno-kanalizacyjnej. Nic jednak nie zdołało odwieść Harriet od raz podjętej decyzji. Zakochała się w tym domu od pierwszego wejrzenia i jak każdy zakochany patrzyła na obiekt miłości przez różowe okulary.
Niemniej dokonała dokładnych oględzin posiadłości. Niewielki dom, przysadzisty w formie, był zbudowany z kamienia. Solidność konstrukcji nie budziła żadnych wątpliwości. Miał trochę za małe okna, a pokoje nie były zbyt wysokie, ale w ocenie Harriet nie stanowiło to poważnego mankamentu.
Dzięki zwyżce cen londyńskich nieruchomości, nawet tych położonych w mniej atrakcyjnych dzielnicach, sprzedała dom od ręki za stosunkowo dużą kwotę, której większą część postanowiła zainwestować, aby mieć stały niewielki dochód w okresie, gdy postara się sprawdzić, czy uda się jej utrzymywać z pisania książek, czy też jej pierwszy literacki sukces był jedynie szczęśliwym trafem.
Kiedy przedstawiła swoje plany dyrektorowi szkoły, w której pracowała, nie okazał entuzjazmu. Zwrócił jej uwagę na ryzyko związane z tak poważną życiową zmianą. Przestrzegł, że tam, dokąd się udaje, niełatwo będzie znaleźć posadę nauczycielki, a w obecnym miejscu pracy są możliwości awansu.
Harriet nie zamierzała go słuchać. Do tej pory była ostrożna, przezorna i miała na uwadze dobro siostry, a potem także jej dzieci. Los sprawił, że musiała zrezygnować z własnych marzeń i planów, by troszczyć się przede wszystkim o innych. Niebawem skończę trzydzieści pięć lat, pomyślała, i najwyższa pora, bym wreszcie ułożyła sobie życie zgodnie z moimi upodobaniami, skoro los dał mi tę szansę, być może jedyną. Okazałabym się niemądra, gdybym jej nie wykorzystała, uznała w duchu. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek przedtem czuła się tak szczęśliwa, chociaż, musiała to uczciwie przyznać przed sobą, zarazem przejęta i zdenerwowana tak zasadniczą zmianą.
Pośredniczący w sprzedaży domu agent polecił Harriet firmę, która miała usprawnić system wodno-kanalizacyjny. Tymczasem została zainstalowana nowa kuchnia, w jednym z pokoi urządzono nową łazienkę, założono także centralne ogrzewanie. Wraz z nastaniem jesieni Harriet wyjechała na północ, by rozpocząć nowe życie.
W ostatnim geście sprzeciwu wobec dotychczasowego stylu życia pozbyła się skromnych bluzek i spódnic, które nosiła, pracując w szkole, i wybrała się na zakupy.
Zaopatrzyła się w dżinsy i grube wełniane swetry w jaskrawych kolorach i w zabawny deseń. Zrezygnowała z praktycznych zielonych kaloszy, które poleciła jej ekspedientka, dowiedziawszy się, gdzie zamieszka, na rzecz pary błyszczących czerwonych botków, pasujących niemal idealnie do jasnoczerwonej budrysówki z kapturem.
Pełna zapału i poczucia wolności, Harriet postanowiła, że nie będzie ulegać niczyim sugestiom, a jedynie własnemu osądowi oraz swoim wyborom.
Jadąc na północ, uśmiechała się do siebie nieco sarkastycznie. Czy aby w wieku trzydziestu pięciu lat nie jest za późno na bunt tak charakterystyczny dla okresu wczesnej młodości? Nawet jeśli to tylko bardzo skromny bunt… Tak czy inaczej, wątpiła, aby w zaciszu niewielkiego wiejskiego domu, w dodatku położonego na uboczu, miała okazję spotkać wiele osób, które z dezaprobatą przyjęłyby wybrane przez nią barwne ubrania.
Oczywiście, pomyślała, miło byłoby zawrzeć bliższe znajomości, a nawet zadzierzgnąć przyjaźnie. W Londynie nigdy nie było ku temu okazji. Nauczyciele z jej szkoły byli albo młodsi od niej i w wolnym czasie chcieli się dobrze bawić, albo starsi, zaabsorbowani sprawami rodziny. Z kolei ona w większości była zajęta rozwiązywaniem problemów siostry.
Louise dąsała się za każdym razem, kiedy Harriet zwracała jej uwagę, że ma prawo do czasu wolnego, więc koniec końców, prowadzenie własnego życia, niezależnego od bliźniaków i siostry, okazało się tak trudne, że zrezygnowała z wszelkich prób.
Gnębiły ją wyrzuty sumienia, że nie tęskni za siostrą i dziećmi. Louise wyjechała, nawet nie próbując zachęcić jej do złożenia wizyty w Kalifornii. Harriet miała nadzieję, że tym razem małżeństwo siostry okaże się trwałe. W jej nowym domu była tylko jedna duża sypialnia, dwa mniejsze pokoje zostały połączone w jeden dzienny, a trzeci przerobiono na łazienkę.
Tak, jest wolna po raz pierwszy od śmierci rodziców. Mogła pisać, marzyć na jawie, cieszyć się spokojną okolicą… Robić to wszystko, na co od tak dawna miała ochotę.
Nagle musiała przerwać te rozmyślania i zahamować tak gwałtownie, że zapiszczały opony jej małego volkswagena. Dosłownie w ostatniej chwili ominęła mężczyznę, który niespodziewanie wybiegł zza drzew przy drodze, i zatrzymała samochód.
Zareagowała odruchowo na nieoczekiwane pojawienie się przechodnia, tak jakby to zrobił każdy kierowca, ale teraz, kiedy nieznajomy szedł w jej stronę, uświadomiła sobie, że postąpiła nierozsądnie. Tym bardziej że zbliżający się mężczyzna miał na sobie jedynie bardzo skąpe slipy. Na ile zdołała dostrzec w zapadającym zmroku, był cały mokry i kipiał ze złości.
Właśnie chciała zablokować drzwi samochodu, ale nieznajomy okazał się szybszy. Otworzył je gwałtownym ruchem i wrzasnął z furią.
– Trixie, co ty, do cholery, wyprawiasz?! Udał ci się twój głupi kawał, a teraz może byłabyś tak uprzejma i oddała mi ubranie!
Harriet poczuła, że dwie silne ręce chwytają ją bezceremonialnie za ramiona. Znieruchomiała z przerażenia, ale niemal w tej samej chwili ręce cofnęły się i wprawdzie usłyszała słowa przeprosin, ale wypowiedziane wciąż wściekłym tonem.
– Przepraszam, wziąłem panią za kogoś innego. Ona ma samochód tej samej marki i w takim kolorze, co pani wóz – powiedział i natychmiast dodał ze złością: – Trixie, mógłbym cię udusić gołymi rękami!
Zaraz umilkł, widocznie starając się powściągnąć gniew; czoło przecięła głęboka zmarszczka. Mimo że twarz wykrzywiał mu grymas złości, dało się zauważyć wyraziste regularne rysy. Był wysoki – liczył na pewno ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, jak oceniła pobieżnie Harriet. Miał szczupłe muskularne ciało i ciemne włosy, teraz niemal przyklejone do głowy, jak gdyby dopiero co pływał, na co zresztą wskazywała skóra ociekająca wodą i brak ubrania poza slipkami. Ale jaki mężczyzna przy zdrowych zmysłach pływałby tu teraz po ciemku?
Zatopiona w myślach, nagle sobie uświadomiła, że ją przeprosił, choć szorstko i niezbyt uprzejmie, wyjaśniając, że pomylił ją z inną osobą jeżdżącą takim samym volkswagenem.
Utkwiła w nim wzrok z niejakim zakłopotaniem, czując, że się czerwieni na myśl o nasuwającym się związku między jego nagością a pomyłką co do jej osoby. Ta druga kobieta z pewnością była jego kochanką i najwyraźniej byli tutaj razem, a potem ona odjechała, zostawiając go samego.
Wytrącona z równowagi zaistniałą sytuacją, Harriet nagle poczuła, że ogarnia ją smutek. Dotarła do niej niepożądana i mało budująca prawda, że nigdy nie doświadczyła i prawdopodobnie już nie doświadczy interludium, jakie może doprowadzić do namiętnej kłótni, która najwyraźniej wywiązała się między kochankami.
Oceniła mężczyznę na trzy bądź cztery lata starszego od siebie i zastanawiała się, jak wygląda jego kochanka. Na pewno jest atrakcyjna, wyrafinowana. Ile może mieć lat? Dwadzieścia parę? W tej samej chwili zorientowała się, że mężczyzna pyta, czy nie mogłaby go podwieźć.
Ostrożność, która cechowała ją przez całe dotychczasowe życie, natychmiast uruchomiła w jej mózgu dzwonki alarmowe. Co prawda, nieznajomy wydawał się niegroźny, jednak nie powinna wpuszczać go do auta.
– Proszę wybaczyć – zaczęła skonsternowana, żałując, że nie udało się jej na czas zablokować drzwi. – Jestem pewna, że pańska… dziewczyna wkrótce wróci – dodała, chcąc złagodzić odmowę.
Zdawała sobie sprawę, że widać po niej, iż się waha i nie jest pewna własnej decyzji. Tymczasem mężczyzna znowu wpadł w gniew, o czym świadczyły zaciśnięte mocno usta. Patrzył na nią przez chwilę w milczeniu, po czym rzucił:
– Moja co?! Trixie nie jest moją dziewczyną, tylko bratanicą. Nie doszło do nieudanej schadzki kochanków, jeśli to ma pani na myśli, lecz nastąpiła rozmyślna manipulacja. – Skrzywił się i dodał: – Zdaję sobie sprawę, że okoliczności nie przemawiają na moją korzyść. Rzeczywiście w tej sytuacji trudno uwierzyć, że jestem szanowanym członkiem tutejszej społeczności. Czy jednak wyglądam na takiego idiotę, który idzie popływać z dziewczyną w zimny jesienny wieczór, a potem pozwala jej odjechać ze swoim ubraniem? To dobre dla nastolatków, a nie dla dorosłych.
Ku zaskoczeniu Harriet, mężczyzna wydawał się bardziej poirytowany jej całkiem naturalną pomyłką w ocenie natury jego kłopotliwej sytuacji niż odmową podwiezienia. Teraz, gdy przypatrzyła mu się dokładniej, zorientowała się z wyrazu jego twarzy, że prawdopodobnie jest człowiekiem o despotycznej naturze, przyzwyczajonym do kontrolowania sytuacji, a nie do tego, aby być uzależnionym od innych. Odwrotnie niż ja, pomyślała, ale tym razem zamierzała być stanowcza.
Niezależnie od tego, jak wiarygodny i przekonujący mógł się wydawać nieznajomy, byłaby głupia, gdyby go podwiozła, uznała w duchu. Zadrżała, myśląc o tym, jaki los mógłby ją spotkać, gdyby on nie okazał się takim, jakim się na pozór wydawał.
Na szczęście nie wyłączyła silnika, a kiedy obejrzała się nerwowo przez ramię, sprawdzając, czy nie pojawi się na pustej drodze inny samochód, mężczyzna odgadł jej myśli.
– Na litość boską, kobieto! Czy wyglądam na gwałciciela?! – powiedział z nieukrywaną irytacją.
Spojrzenie, którym ją obrzucił, wskazywało, że nawet gdyby miał niecne zamiary, to raczej nie wybrałby jej na swoją ofiarę. Harriet była wyczulona na wszelkie oznaki własnego braku seksapilu, zwłaszcza że do Louise mężczyźni ciągnęli jak pszczoły do miodu. Zaczerwieniła się aż po nasadę włosów.
– Skąd mogę wiedzieć, nigdy żadnego nie spotkałam – odparła nieuprzejmie.
Mężczyzna rzucił jej jadowite spojrzenie, pod którego wpływem poczuła się niepewnie.
– Przepraszam, ale nie mogę pana podwieźć – dodała, chcąc nieco złagodzić wcześniejsze słowa. – Musi pan to zrozumieć. Może kogoś powiadomić… Policję?
Tym razem wzrok nieznajomego był jeszcze bardziej zjadliwy.
Wiatr się wzmógł i nawet we wnętrzu auta dało się odczuć przenikliwy chłód. Nic dziwnego, że stojący na dworze niemal nagi mężczyzna zaczął się trząść, a jego ciało pokryło się gęsią skórką.
Harriet o mało nie zmiękła. Opiekuńcza i wrażliwa natura, która tak często brała w niej górę wobec siostry, znowu dała o sobie znać. Już miała zaproponować pomoc, gdy nieznajomy się wyprostował, a oczy rozbłysły mu gniewem.
– To nie będzie konieczne – oświadczył krótko, po czym lekko skłonił głowę i dodał sarkastycznie: – Tak bardzo lubię w kobietach tę ich empatię i zrozumienie.
Harriet sięgnęła po klamkę, żeby zamknąć drzwi, ale nieznajomy podniósł rękę, by ją powstrzymać. Nieoczekiwanie zetknęli się palcami, co podziałało na ciało Harriet zupełnie niezależnie od jej woli niczym impuls elektryczny. Zastygła w bezruchu, a serce zaczęło jej trzepotać niczym u przerażonego królika.
– Nie sądzi pani, że gdybym chciał zrobić pani coś złego, to już bym to uczynił? Przecież bez trudu mógłbym panią obezwładnić. Wie pani cholernie dobrze, że nic jej nie grozi z mojej strony – dodał z lekką goryczą. – Niestety, podobnie jak inne przedstawicielki swojej płci, najwyraźniej lubi pani dręczyć dla samego dręczenia. A ja prosiłem tylko o drobną przysługę w ekstremalnej dla mnie sytuacji.
Poczucie winy Harriet wzrastało z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Już miała oznajmić, że zmieniła zamiar, gdy mężczyzna bez uprzedzenia cofnął rękę i zatrzasnął drzwiczki auta, pozostawiając ją z nieoczekiwanym uczuciem osamotnienia i tęsknoty.
Zanim się otrząsnęła, odwrócił się i oddalił w kierunku, z którego przyszedł. Jeszcze przez krótką chwilę widziała w świetle reflektorów jego sylwetkę, po czym znikł jej z pola widzenia. Uświadomiła sobie, że jest jak w transie. Nacisnęła pedał gazu i ruszyła przed siebie.
Pół godziny później, gdy serce wciąż jeszcze nie odzyskało zwykłego rytmu, jechała przez wieś, rozglądając się za wąską drogą, która prowadziła do jej nowego domu. Wahała się, czy jednak nie powiadomić policji o incydencie z nieznajomym, ale doszedłszy do wniosku, że to mogłoby wprawić go w zakłopotanie, a nie przynieść mu ulgę, zrezygnowała z tego pomysłu.
Zakłopotanie… Cóż, to ona powinna być zakłopotana, nie on, pomyślała, przypominając sobie, jak była zszokowana, widząc go prawie całkiem nagiego. To dziwne, że widziani na plaży mężczyźni w skąpych spodenkach nie robią na nikim wrażenia, podczas gdy w innym otoczeniu ten sam widok…
Przypomniała sobie, jak trudno było jej patrzeć nieznajomemu w twarz, nie zdradzając zażenowania, które czuła, mając go przed sobą niemal nagiego. To on powinien być skrępowany, nie ona.
Harriet zmarszczyła brwi, skręcając w drogę prowadzącą do jej domu. A co do tego, że to jego bratanica była odpowiedzialna za tę sytuację… Zmuszona była przyznać, że zarówno jego wściekłość, jak i słowa potwierdzały, że mówił prawdę. Najwyraźniej nieznajomy nie ma zbyt dobrej opinii o płci żeńskiej, pomyślała. Dlaczego? Zważywszy na jego wygląd, pomyślałaby raczej, że otaczał go wianuszek uwielbiających go kobiet.
W tym momencie w świetle reflektorów ukazały się kontury domu. Zapadł zmrok i znowu Harriet pożałowała, że wyjechała z Londynu tak późno. Przyjazd do nowego domu, gdzie nikt jej nie witał, miał w sobie coś przygnębiającego, zwłaszcza że budynek był pogrążony w ciemności.
Pośrednik poinformował ją, że kiedyś ten niewielki dom, stanowiący część większej posiadłości, zajmował miejscowy leśniczy, ale po jego śmierci nieruchomość podzielono i od półtora roku nikt w nim nie mieszkał. Dodał, że większą część ziemi kupili dwaj lokalni farmerzy, a dwór i położone wokół niego grunty nabył miejscowy biznesmen.
Otworzywszy drzwi wejściowe i zapaliwszy światło, Harriet odetchnęła z ulgą. Przytulny niewielki hall pomógł jej pozbyć się poczucia osamotnienia i wyrzutów sumienia, które nie dawały jej spokoju przez całą drogę od chwili rozstania z nieznajomym. Wyrzuty sumienia… Właściwie dlaczego miałyby ją nękać? Przecież zaproponowała, że zawiadomi policję.
Stała przez chwilę, przypominając sobie gorzkie spojrzenie, jakie jej rzucił nieznajomy, krótką oskarżycielską uwagę pod adresem jej płci, i pocieszyła się, że niezależnie od tego, kim jest, z pewnością mieszka na tyle daleko, że nie grozi jej następne spotkanie.
Było jeszcze stosunkowo wcześnie, zaledwie dziesiąta wieczór. Mimo długiej jazdy samochodem Harriet miała na tyle energii, żeby wyjąć z samochodu bagaż i ustawić maszynę do pisania w kuchni, na specjalnie w tym celu kupionym solidnym stole. Nawet zaczęła przelewać na papier początek opowieści, który przyszedł jej do głowy, kiedy wnosiła rzeczy.
Meble przywieziono wcześniej, przed paroma dniami. Firma trudniąca się organizowaniem przeprowadzek, którą wynajęła, rozmieściła je dokładnie tak, jak to Harriet zaplanowała. Ostatnie dni, które spędziła w londyńskim hotelu, były dość męczące, ale w przeddzień wyjazdu miała umówione spotkanie z wydawcą, nie było więc sensu jechać do nowego domu po to tylko, żeby niedługo potem wracać do Londynu na dwie godziny.
Jak zwykle pisanie pochłonęło ją całkowicie i dopiero po dwóch godzinach spędzonych przy maszynie uświadomiła sobie, że bolą ją plecy i nadgarstki, a całe ciało przenika chłód. Tłumiąc ziewanie, starannie poskładała zapisane kartki i wstała od stołu.
Pora spać, zdecydowała. Rano przeczytam to, co napisałam.
Tłumiąc następne ziewnięcie, upewniła się, że drzwi są zamknięte na klucz, i udała się na piętro do sporego pokoju z cudownym widokiem na okoliczne wzgórza, o czym przekonała się wcześniej, w trakcie oglądania domu przed kupnem.
Przywiezione z Londynu nowoczesne łóżko wydawało się całkowicie nie na miejscu w tradycyjnym wnętrzu. Gdy tylko będę miała więcej czasu, postanowiła, odwiedzę miejscowe sklepy z meblami i postaram się znaleźć coś bardziej odpowiedniego. Pokój wymagał czegoś staroświeckiego – łoża przykrytego pikowaną narzutą, do którego trzeba by się wspinać, na którym piętrzyłyby się miękkie poduszki, obleczone w pachnące lawendą bawełniane powłoczki.
Wokół panował spokój, w odróżnieniu od Londynu, gdzie ruch uliczny zdawał się nie ustawać nigdy. Louise powiedziała jej pogardliwie, że zwariuje w takiej ciszy i najpóźniej za pół roku będzie znowu w Londynie, ale Harriet wiedziała, że nic podobnego się nie zdarzy.
Dopiero co tutaj przyjechała, a już stwierdziła, że jest coś niewyobrażalnie kojącego i uspokajającego w niewyraźnych, przytłumionych odgłosach domu. Już wyczekiwała z niecierpliwością, co jej przyniesie nowe życie.
Zmarszczyła czoło, myśląc, że szkoda, iż musiała natknąć się na tego mężczyznę. Dający się odczuć jego lekceważący stosunek do niej, a także gorzkie słowa o kobietach potrąciły w niej strunę, której nie była w stanie uciszyć. Poczuła się tak, jak gdyby była odpowiedzialna za sprowokowanie tego lekceważenia, jak gdyby on patrząc na nią, uznał, że czegoś jej brak jako kobiecie. Było to absurdalne przypuszczenie, zważywszy na to, że nie taił, iż gardzi kobietami jako takimi.
Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, dlaczego zaprząta sobie myśli nieznajomym, aż wreszcie zasnęła.
Obudziła się nagle, skonsternowana snami, które nie dawały jej spokoju przez całą noc.
Oto śniła o tym, że przechadza się wzdłuż rzeki, zaabsorbowana obserwacją jej prądu, wsłuchuje się w szum wody, po czym nagle skręca za róg i widzi idącego z przeciwka mężczyznę. Ma on na sobie dżinsy i bawełnianą koszulę, a kiedy się zbliża, patrzy na nią z góry, a ona uświadamia sobie z przerażeniem, że jest całkiem naga. Instynkt każe się jej ukryć, ale jest na to za późno. Mimo szumu rzeki słyszy jego kpiący głos. „Teraz twoja kolej… Popatrz, jak wyglądasz…”
Harriet usiadła w pościeli, starając się zignorować symboliczne znaczenie snu. Na dworze padał deszcz, ciężkie krople uderzały o szyby. Może dlatego wydawało się jej, że we śnie słyszy szum rzeki? Zła na siebie, że incydent, który już dawno powinna wyrzucić z pamięci, wciąż zaprząta jej uwagę, uznała, że pora wstać.
Firma, która przewiozła jej dobytek, zaopatrzyła ją w zapas jedzenia, ale potrzebowała kilku rzeczy i musiała się udać po zakupy do najbliższego miasteczka.
Przede wszystkim jednak powinnam zjeść śniadanie i dopiero potem zaplanować cały dzień, zdecydowała, nastawiając ekspres do kawy.
Wypiła dwa kubki kawy i zjadła grzankę, po czym postanowiła, że mimo deszczowej pogody przejdzie się po najbliższej okolicy. U podnóża jej ogrodu rozciągało się pole, skąd biegła ścieżka prowadząca od wioski prosto na wzgórza. Harriet nie zamierzała wędrować aż tak daleko, ale uznała, że świeże powietrze dobrze jej zrobi i pozwoli odzyskać jasność myślenia.
Wciągnęła czerwone kalosze, jaskrawożółtą ceratową kurtkę z kapturem i wyszła z domu.
Nasiąknięty wodą grunt okazał się grząski, była więc zadowolona, że przezornie zaopatrzyła się w gumowce. Furtka ogrodowa odskoczyła z głośnym skrzypnięciem, kiedy ją otworzyła.
Harriet skierowała się przez łąkę do ścieżki prowadzącej przez pola.