Ucieczka od świata - ebook
Ucieczka od świata - ebook
Doktor Mila Ricci, weteranka wojny w Afganistanie, przyjechała na Gili Indah, by w miejscowej klinice poznać nowatorską metodę usuwania blizn. Założycielem kliniki jest Sebastian Becker, amerykański chirurg i telewizyjny celebryta. Wyczerpany popularnością w Stanach przeniósł się do Indonezji i założył na wyspach dwa ośrodki medyczne. Zaimponował Mili osiągnięciami i sposobem bycia - zero arogancji, mnóstwo ciepła. Była nim zauroczona, a on szukał jej towarzystwa. Nawiązali romans. Sebastian nie ukrywa, że chciałby mieć rodzinę, dzieci. Mila, która nie uporała się z traumami, uważa, że to nie dla niej. Sebastian się nie poddaje, bo chciałby stworzyć dom właśnie z nią...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7944-4 |
Rozmiar pliku: | 608 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mila Ricci odrzuciła do tyłu włosy rozwiewane pędem łodzi. Podróż z Bali na wysepkę Gili Indah ekskluzywnym jachtem doktora Beckera zapewne byłaby mniej wyboista, ale pewna staruszka z błyskiem w oku namówiła ją na wyprawę na dachu łodzi turystycznej.
Podążali w kierunku odległych zadrzewionych wzgórz spowitych porannymi mgłami. Wyspa jak z obrazka. Tak kiedyś opisywała ją Annabel.
Przytrzymując czerwoną sukienkę plażową, wzorem siedzących obok turystów z plecakami zwiesiła nogi z dachu, a ramiona oparła na relingu. Trochę było to niebezpieczne, bo w Anglii obowiązywały inne standardy, ale się nie przejmowała.
Potencjalnie ryzykowne podróże były dla niej chlebem powszednim, odkąd wstąpiła do armii, zwłaszcza w Afganistanie. Wzburzone wody to pestka w porównaniu z nocnym konwojem, gdy przejeżdżali obok miejsca, w którym powstańcy spalili na moście ciała rozstrzelanych żołnierzy. W prostej linii do najbliższego lądowiska było osiem kilometrów, ale oni, uciekając przed zagrożeniem, musieli pokonać ponad sto pięćdziesiąt. Dwie pierwsze ciężarówki popsuły się w ciągu dwóch pierwszych godzin. Przesiadła się do innego pojazdu. Znaleźli jakieś schronienie, skąd słuchali ataku moździerzowego na samochód, który niedawno opuścili.
Potarła twarz, zmęczona myśleniem o przeszłości. Teraz znalazła się daleko od pola bitwy. Zacznie nowe życie. Nie ma czego się obawiać na takiej rajskiej wyspie, chyba że... tsunami.
Westchnęła. Dlaczego zawsze wyobraża sobie najgorsze? Wiadomo dlaczego. Bo nie można być zawsze na nie przygotowanym, nawet jeśli nam się wydaje, że jest inaczej.
Zanim zrezygnowała z pracy w londyńskim szpitalu, gdzie zatrudniła się po odejściu z wojska, była tak zajęta zamykaniem przeróżnych spraw, że po zerwaniu z Markiem nie miała czasu nawet o nim pomyśleć. To dobry facet, tylko może trochę za miękki. Nie miał pojęcia, jak z nią postępować.
- Teraz nie potrzebujesz faceta. Najpierw musisz ustalić, kim jesteś – powiedział, wyprowadzając się od niej.
Chyba miał rację, bo Afganistan ją zmienił. Tam szybko się dowiedziała, kim jest naprawdę. Była częścią zespołu i nie mogła zawieść. Cała była oczami, uszami, odruchami, przygotowana na najgorsze. Zawsze.
Nadal słyszała szum łopat śmigłowca w parnym lepkim powietrzu, często czuła zapach pyłu i cierpki zapach krwi. Czasami w snach słyszała jęki rannych.
Wszystko to wybiegało poza doświadczenia dwudziestoczterolatki, mimo że nikomu nie dawała tego po sobie poznać. Rozsypała się dopiero osiem lat później wraz ze śmiercią Annabel, jej siostry bliźniaczki.
Bała się nadchodzącej rocznicy śmierci Annabel, mimo że upłynęły już trzy lata. Stało się to, gdy przyjechała do domu na kilkutygodniowy urlop. Annabel robiła, co mogła, by podnieść ją na duchu, zapobiec zagrażającej jej depresji po misji w Afganistanie. Mimo szkoleń i wojennych przeżyć zdrętwiała na widok wraku auta i roztrzaskanego motocykla, z którym Annabel się zderzyła.
Być może tych kilka straconych sekund zaważyło na życiu siostry. Stało się najgorsze, a ona nie była na to przygotowana. Nie udało jej się uratować Annabel.
- Widać je! – wrzasnął ktoś za jej plecami. Turysta w czerwonym podkoszulku wskazywał na zbliżające się wysepki. Płynęli do największej z nich.
Czując przypływ adrenaliny, stłumiła myśli o Afganistanie i wypadku. Czuła, że tam też będzie Annabel, bo Annabel jest wszędzie.
Dziesięć lat wcześniej siostra przypłynęła na Gili Indah. Bez niej, chociaż miało być inaczej, ale tuż przed wylotem dopadło ją ostre zapalenie gardła. Nadal miała w uszach rozmowę telefoniczną z siostrą.
- Mila, musisz to zobaczyć. Piękne góry... błękitna woda... niesamowite! Jest tu też wielu gorących facetów. Mówię ci, dużo straciłaś.
Dziwnym zbiegiem okoliczności na szansę spędzenia najbliższych dwóch miesięcy w prestiżowym Medical Arts Centre, w skrócie MAC, trafiła w internecie ledwie miesiąc wcześniej. Podczas pobytu Annabel na wyspie sześć i pół roku temu ośrodka MAC jeszcze nie było. Istniał w umyśle swojego fundatora, miliardera doktora Sebastiana Beckera. Porzucił on luksusowe życie lekarza w Chicago trzy lata wcześniej, by stworzyć ten ekskluzywny przybytek.
Jaki on jest, ten doktor Becker? – zastanawiała się.
Anna, koleżanka ze szpitala, trochę jej o nim opowiadała, ale wyłącznie na podstawie tego, co zobaczyła w telewizji. W Becker Institute, jego renomowanej klinice chirurgii plastycznej w Chicago, toczyła się akcja programu telewizyjnego, w którym przedstawiano wykonywane tam zabiegi.
Doktor Becker wystąpił tylko w jednym sezonie wraz ze swoim bratem Jaredem. Potem skoncentrował się na budowie ośrodka na Gili Indah. Anna twierdziła, że zrezygnował, bo miał dosyć natarczywości mediów. Byłe przyjaciółki, pogróżki, skandale... i tak dalej.
Nie lubiła plotek. Nie chciała też, by wpłynęły na jej wyobrażenie kogoś, kogo nie zna, zwłaszcza człowieka, który robi tyle dobrego. Doktor Becker opracował pionierską, ale uproszczoną i skuteczną metodę usuwania blizn. To był pierwszy raz, gdy zaproponował innemu doświadczonemu chirurgowi, czyli jej, krótkoterminowe zatrudnienie dla zapoznania się z tą metodą.
W jego ekskluzywnej klinice dostała szansę nauczyć się czegoś nowego, więc nie wahała się ze złożeniem wymówienia w Londynie.
Indonezja to na pewno przyjemniejsza sceneria od wielkiego stołecznego szpitala czy szpitala wojskowego na Bliskim Wschodzie. To ma już za sobą. Teraz czas na coś innego: nowy cel i zmiana tempa pracy, choćby na krótko.
Nie zapamiętała, jak wygląda doktor Becker ani tytułu tego programu. Nie miała czasu na oglądanie telewizji i nawet nie zajrzała do mediów społecznościowych. Oby okazał się sympatyczny.
Wygładziła sukienkę. Szkoda, że nie dowiedziała się od Annabel, czego oczekiwać od tego miejsca oprócz przystojniaka, którego tam poznała. Jak według siostry miał na imię? Bas...? Chyba jakoś tak.
Sebastian wyjął z wody ostatni pojemnik z tlenem, popatrując na zbliżającą się łódź. Pomógł pierwszemu nurkowi wdrapać się na pokład. Ważne, żeby cała ekipa znalazła się na pokładzie, zanim wylądują turyści, bo inaczej wszyscy jego kursanci rozpierzchną się na wszystkie strony.
- Dawaj rękę.
Gabby, dwudziestoletnia Angielka, zsunęła kaptur, po czym szeroko się uśmiechnęła.
- Dam ci wszystko, czego zechcesz.
Gdy wciągnął ją po drabince, z rozpędu do niego przywarła.
- Przepraszam – bąknęła, a on poczuł na skórze jej oddech. Wcale nie przepraszała. Podrywała go od rana.
Gdy kursanci już usiedli, zostawiając płetwy w wyznaczonym miejscu, zawołał:
- Ketut, ruszamy! – Po drabince wspiął się na dach. Gdy w spokoju zsunął do pasa skafander, poczuł na skórze palące promienie słońca.
Może wieczorem, po ostatnim zabiegu, zaprosi Gabby na drinka przy świecach. Dziewczyna wyleci stąd za dwa, trzy dni. Dlaczego by nie dostarczyć jej czegoś, o czym będzie mogła opowiadać po powrocie do nudnej egzystencji?
To jej słowa, nie jego.
- W porównaniu z twoim moje życie jest nudne. Powinnam tu zostać i z tobą nurkować... Co ty na to?
Nie podjął tematu. Po co mówić obcej osobie, że nurkowanie to nie jedyne jego zajęcie? Po co mówić turystce, której drugi raz nie zobaczy, że żyje tu, ponieważ opracował metodę usuwania blizn z twarzy ofiar wypadków?
Przypomniał sobie miniony tydzień. Z satysfakcją. Trevor Nolan, czterdziestolatek z Dakoty śpiewający na weselach, chciał wyrwać synkowi zapaloną racę. Skończyło się na tym, że sam dostał w twarz. Po pół roku różnych operacji i miesięcznej zbiórce środków zorganizowanej przez przyjaciół zgłosił się do ośrodka MAC, by poddać się rewolucyjnej procedurze opisywanej w literaturze medycznej.
W dniu, gdy Trevor opuszczał Gili Indah, jego broda była niemal tej samej barwy co reszta twarzy, a nie czerwona i poorana bliznami. A co ważniejsze, znowu mógł bez bólu uprawiać swój zawód.
- Panie Nurku, zejdź do nas! – zawołała z dołu Gabby.
Ani drgnął. Przyjemnie było wygrzewać się na słońcu, zanim przyjdzie mu znowu włożyć strój operacyjny.
Wychodził z założenia, że większość ludzi odwiedzających kluby, bary i sklepy ze sprzętem nurkowym na Gili Indah nie ma pojęcia, co dzieje się na jej drugim końcu. Jego klienci dowiadywali się o ośrodku MAC pocztą pantoflową. Na Gili Indah nie był znany. Nikt nie śledził jego ruchów, mało kto go rozpoznawał, nawet mało kto wiedział o istnieniu tej wyspy usytuowanej z dala od instytutu w Chicago i wszędobylskich paparazzich.
Mimo to powinien uważać na Bali, głównej wyspie.
Zostawił za sobą program „Faces of Chicago”, zostawił Klarę. Teraz najważniejszy jest jego zespół i zadowolone miny pacjentów opuszczających wyspę.
Łódź była coraz bliżej. Nawet udało mu się rozpoznać twarze kilku zaprzyjaźnionych miejscowych. Do tego mnóstwo nowych przybyszów, ale wśród nich nikogo z MAC. _Jego_ zespół korzysta z _jego_ łodzi.
Oprócz doktor Ricci, przypomniał sobie w ostatniej chwili. Nie załapała się na jego jacht, ale zdarzało się to całkiem często, bo transport na Bali zostawiał wiele do życzenia. Omiótł wzrokiem łodzie w zatoce. Wcześniej był zbyt zajęty, by w internecie połączyć twarz nowej współpracownicy z jej nazwiskiem, ale zapamiętał, że jako lekarz medycyny ratunkowej brała udział w misjach w Afganistanie. Zapewne zależy jej na włączeniu nowych umiejętności do swojego repertuaru, pomyślał.
Jak to jest spędzić miesiące w strefie walk, oglądać żołnierzy ze zmasakrowanymi kończynami? Rany postrzałowe, pogruchotane kości, wybuchające bomby...
Oczywiście miał do czynienia z wypadkami poważniejszymi niż blizny Trevora Nolana po wybuchu racy w ogródku, ale pole bitwy to coś zupełnie innego.
Na odgłos przewracającej się butli na dole błyskawicznie zszedł na pokład. Ta doktor Ricci musi być kimś wyjątkowym. Czego tak naprawdę szuka na tej wysepce?
Postawił butlę z powrotem, patrząc, jak Gabby różowymi paznokietkami stopy próbuje ją ustabilizować. Ketut, nie puszczając steru, rzucił mu wymowne spojrzenie. Sebastian zajął miejsce jak najdalej od Gabby.
Czy doktor Ricci podobnie jak on ucieka od okrucieństw wojny, szukając spokoju? Ale on ucieka przed nagonką mediów, do jakiej doszło w związku z programem telewizyjnym i poczuciem winy dręczącym go z powodu Klary. Nie, tego porównać się nie da.
Powinien był wiedzieć, co się stanie, gdy zaczęto nagrywać program. Nikt nie przewidział takich tabunów fotografów z zoomami śledzących każdy jego krok w klinice i poza nią. Wszystkie te tytuły, wstępniaki... te historie wymyślane i sprzedawane tylko po to, by zaliczyć kolejne kliknięcie. Wpuszczając kamery do kliniki, zaprosił cały medialny cyrk, który zniszczył jego relację z Klarą.
Klarze zależało tylko na pracy z przedszkolakami oraz spokojnym szczęśliwym życiu razem z nim. Wyczerpana natarczywością mediów po prostu odeszła. Bez pożegnania.
Dotknął ręką wody, odsuwając od siebie myśli o niej. Pomagało mu w tym nurkowanie. Pod wodą jego umysł odpoczywał, wspomnienia dopadały go dopiero na powierzchni. Wiedział, że Klara wyprowadziła się z Chicago, że wyszła za mąż za kogoś poznanego w Nepalu. Nie miał pojęcia, jak jej się wiedzie, ale życzył jej jak najlepiej. On sam wolał teraz mieszkać na pięknej wyspie, naprawiać twarze różnym Trevorom Nolanom i ludziom z bliznami wielkości piłki na policzku, niż wracać do blasku fleszy i pisku opon za plecami oraz poprawiania piersi. Trochę żałował, że tak rzadko widuje się z bliskimi, zwłaszcza z bratem i jego synkiem Charliem. Uśmiechnął się na wspomnienie bratanka.
Łódź z turystami zwolniła. Na jej pokładzie kobieta w czerwonej sukience odgarniała dłonią kasztanowe włosy rozwiewane przez bryzę. Kogoś mu przypominała...
Zdjął okulary przeciwsłoneczne i zmrużył oczy, by lepiej jej się przyjrzeć. Wiatr sprawiał, że dół sukienki oblepiał jej kostki. Mocniej zacisnął palce na relingu, chociaż stopa Gabby gładziła go po łydce. Jaka do niej podobna...
To już sześć albo siedem lat temu. Angielka, która za jego pierwszym pobytem na Gili Indah po pijaku kręciła piruety na plaży. Na długo, zanim przyszło mu do głowy otwierać na Gili Indah ośrodek. Co ona tu robi?!
Mila nie spuszczała wzroku z nurka, aż jego łódź zniknęła jej z oczu. Jego muskulatura nadawała się na plakat szkoły nurkowania. Miał skórę barwy karmelu, jakby mnóstwo czasu spędzał na słońcu.
Gdy łódź dobiła do brzegu, ludzie zaczęli zeskakiwać na piasek. Może ośmio- albo dziewięcioletni chłopiec pomógł jej zejść z drabinki do krystalicznie czystej wody.
- _Terima kasih!_ – Zawczasu nauczyła się kilku podstawowych zwrotów.
W pierwszej chwili uderzył ją zapach... kwiatów? Jaśminu, a może trociczki?
Przystanęła. Kiedy ostatnio moczyła stopy w oceanie? Chyba w Kornwalii, jakieś dwadzieścia lat temu. Pojechały tam z mamą i Annabel, jadły zapiekanki i dotykały meduz wyrzuconych na piasek. To był piękny dzień.
- W czym mogę pomóc, proszę pani? Może pokój? – Chłopak stanowczym ruchem pociągnął jej walizkę.
- Nie, dziękuję. Mam zarezerwowany pokój w hotelu.
- Mam lepszy! – Pokazał jej zdjęcie czegoś, co przypominało szopę.
- Jutro przeprowadzam się do ośrodka MAC – wyjaśniła, odbierając mu walizkę.
Zapewne ujawniła już za dużo. Nieznajomym lepiej zbytnio nie ufać. Po za tym wiedziała, że doktor Becker nie życzy sobie rozgłosu. Podobne środki zalecał też swojemu zespołowi. „Aby zapewnić anonimowość naszym klientom”. Tak napisał w powitalnym mejlu.
- Taksówka? – mruknęła, gdy mijał ją wóz ciągniony przez konia.
- Uwaga! – Znowu ten nastolatek. Chwyciwszy ją za łokieć, w ostatniej chwili odciągnął ją przed następnym rozpędzonym zaprzęgiem.
- Dziękuję. – Schyliła się, aby podnieść swoje okulary przeciwsłoneczne. Powstrzymała się, by mu powiedzieć, że potrafi sama o siebie zadbać, bo chłopak zachowywał się jak dżentelmen, a ona była rozkojarzona, bo nie spała prawie od dwóch dni.
Poirytowana i spocona ciągnęła swój dobytek wyboistą drogą udającą ulicę, mijając ulicznych sprzedawców.
Otumaniona zmianą stref czasowych przypomniała sobie, że przypłynęła na turystyczną część Gili Indah, a MAC znajduje się w części zachodniej, zarezerwowanej dla pacjentów i personelu.
Już miała zatrzymać nadjeżdżającą rykszę, gdy powstrzymał ją krzyk dobiegający z brzegu. Ktoś miotał się w wodzie i wymachiwał rękami.
Ujrzała młodą kobietę oraz żółtą łódź nurków, którą widziała już wcześniej. Coś się stało.
- Wąż, wąż! – krzyczała Gabby. – Ugryzł mnie! Aj, boli! Sebastian, ratuj!
- Okej, okej... Wyprowadzę cię na brzeg.
Objął ją w pasie, jednocześnie w płytkiej wodzie wypatrując węża. Gdzie ten wąż?
- Jest! Tam! – zawołała Gabby, nie kryjąc przerażenia.
Gdy powiódł wzrokiem za jej palcem, dostrzegł umykającego węża morskiego w czarno-żółte paski.
- Gdzie cię ukąsił?
- W stopę... – wykrztusiła.
- Ketut! – Gdy kładł ją na piasku, była blada. Wokół nich zgromadziła się spora grupa ludzi. Słyszał trzask aparatów fotograficznych. – Proszę się rozejść! Ketut!!!
Ale to ktoś inny biegł w ich stronę.
- Jestem lekarzem. Jak mogę pomóc?
To ta kobieta w czerwieni, ta Angielka. To na pewno ona, znajoma sprzed lat. Z zapartym tchem patrzył, jak klęka przy Gabby.
- Ukąszenie węża – stwierdziła, uprzedzając jego wyjaśnienia. Dotknęła kostki dziewczyny.
- Auu! – Gabby wpiła mu palce w nadgarstek.
Uwolniwszy się z uścisku, pomógł nieznajomej ułożyć nogę Gabby na kamieniu.
- Bandaż uciskowy – mruknęła Mila. Jakby tego nie wiedział...
Zsunąwszy okulary na głowę, grzebała w torbie, a on był gotów się założyć, że jej włosy pięknie pachną pod prysznicem...
Jak jej na imię? Wtedy to był tylko flirt. O ile dobrze pamiętał, nie było między nimi chemii. Lubiła się napić, a on nie, i każdego wieczoru balowała do upadłego.
Jednak jej twarz zapamiętał. Czyżby go zapomniała?
- Wiesz, co z tym zrobić? – zapytała.
Miał przed sobą jej niebieskie oczy i piegi na wydatnych kościach policzkowych.
- Mamy tu szpital.
- Medical Arts Centre?
Na moment go zamurowało.
- Nie, Blue Ray Medical Clinic.
Naprawdę go nie poznaje? Ale czy to w ogóle ona? Tak, zdecydowanie. Takie same oczy i ta twarz...
- Co ze mną zrobicie? – łkała Gabby.
- Postaraj się nie ruszać – powiedział. – Żeby jad się nie rozprzestrzeniał.
Ta Ang... – jak jej na imię? – wysoko uniosła brwi.
- Jesteś lekarzem? – zapytała.
- Można tak to ująć. – Patrzył, jak wyjmuje z torby bandaż elastyczny. – Po sąsiedzku z Villa Sunset Hotel. Wtedy jeszcze go nie było.
- Kiedy?
Wprawnymi ruchami bandażowała nogę Gabby, od stopy aż po udo. On zaś rzucił się w stronę knajpki otoczonej płotkiem z kawałków drewna wyrzuconych przez ocean.
- Weź to – powiedział, wróciwszy. Podał jej deseczkę idealną do unieruchomienia nogi.
- Super, dzięki.
Zdumiewała go prędkość, z jaką pracowała. Wyglądała jak tamta dziewczyna, ale zachowywała się inaczej. Pomagając ułożyć Gabby na wózku, nie zwracała uwagi na ubrudzoną piachem sukienkę. Popatrzył na jej ramię, gdy zsunęło się z niego ramiączko. Zauważywszy to, pospiesznie je poprawiła.
- Proszę, jedźcie ze mną – błagała Gabby.
- Ja z tobą pojadę – odparła Brytyjka. – To bardzo ważne, żeby nic nie uciskało ci nogi. Pomożesz mi o to zadbać?
- Postaram się.
- A ja ci pomogę.
Ma dobre podejście do pacjenta, pomyślał, czekając na jakikolwiek znak wskazujący, że go rozpoznaje.
- Ten człowiek wie, gdzie jechać – zapewnił ją. – Pojadę za wami rowerem. Powiedzcie, że jesteście ode mnie.
- Czyli...?
- Sebastian Becker.
W jej oczach wyczytał zdumienie.
- Doktor... Becker?
Nareszcie. Już miał powiedzieć coś o spotkaniu sprzed lat, jednak nie mógł się przyznać, że jej imię wyleciało mu z głowy. Przypomniał je sobie, dopiero gdy w tumanach pyłu zniknęła mu z oczu.
Annabel.