- W empik go
Uciekając przeznaczeniu - ebook
Uciekając przeznaczeniu - ebook
Myślała, że gorzej już być nie może. A jednak się myliła.
Kiedy Synthia zrozumiała, kogo tak naprawdę pragnie, została zmuszona do zostawienia go. A gdy dowiedziała się, kim sama tak naprawdę jest, podarowano ją nieuchwytnemu dotąd Królowi Hordy, mitycznemu stworzeniu, przed którym ukrywano ją przez ponad dwadzieścia lat.
Ryder przysiągł ocalić Synthię, ale kobieta nie mogła pozwolić, by znalazł się w pobliżu niebezpiecznego władcy. Dlatego też z własnej woli oddała się w ręce króla z myślą, że stanie się jego nową zabaweczką.
Teraz, gdy znajduje się w Królestwie Hordy, jej moce szwankują, a emocje dochodzą do głosu. Każdy nowy dzień przynosi kolejne niespodzianki. Synthia nie jest pewna, jak powinna poradzić sobie z tym, co się wokół niej dzieje.
Natomiast Królowi Hordy wydaje się, że ma nad kobietą kontrolę. Myśli, że pozbawił ją wszystkich możliwości, lecz ona nadal ma wybór – przyjąć to, co zaplanował dla niej los, lub uciec od przeznaczenia.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8362-705-2 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta jest przeznaczona dla pełnoletnich i dojrzałych odbiorców. Jeśli preferujesz słodkie, błyszczące wróżki czy wampiry… poszukaj ich gdzie indziej. To trzeci tom Kronik fae. Zachęcam do zakupu pierwszego oraz drugiego (można je znaleźć w dobrych księgarniach) przed przeczytaniem tej części, ponieważ bez odpowiedniego wprowadzenia zawiłości losów bohaterów mogą okazać się za skomplikowane do zrozumienia. Ta część rozpoczyna się w momencie, w którym zakończył się poprzedni tom.
Książka jest mroczna, brutalnie szczera, wyciska z oczu łzy, ale ma się też przez nią mokro w majtkach. A w dodatku, droga czytelniczko lub drogi czytelniku, będziesz siedzieć jak na szpilkach i mocno trzymać się swojego fotela podczas tej jazdy. Czy wspominałam już, że książka jest mroczna? Znajdziesz w niej przystojnych dupków alfa, którzy uwodzą kobiety i przekraczają ich wszelkie granice. Dużo tu wulgarnego słownictwa, którego używa się bez żadnych konsekwencji, podobnie jak używa się magii w pewnych przyprawiających o ciarki rozkoszy aktach. Autorka zaleca zakup zapasu świeżych baterii lub trzymanie „chętnej” osoby przy swoim łóżku w trakcie czytania. (Kajdanki są opcjonalne). Skutki uboczne lektury obejmują między innymi: przygryzanie warg, niekontrolowane okrzyki, mokre majtki, niewytłumaczalne wycieki z oczu lub z innych części ciała. Niektórzy mogą także doświadczyć dziwnego przywiązania do bohaterów, przez co zdarzy im się wrzeszczeć wniebogłosy i błagać o kolejny tom serii zaraz po przeczytaniu tego.
Jeśli zaobserwujesz u siebie takie symptomy, nie zgłaszaj się do lekarza. Lepiej podziękuj autorce i poczekaj cierpliwie na następną książkę. (Stalking autorki to całkiem normalne zachowanie. Ale możesz spać spokojnie – już rozpoczęła pisanie kolejnego tomu).ROZDZIAŁ PIERWSZY
Przeznaczenie ma swoje sposoby, by kogoś odnaleźć, i nie pomoże jakakolwiek próba ukrycia się przed nim. O moim losie przesądzono jeszcze przed moimi narodzinami. Potem zostałam komuś przypisana. A zrobił to nikt inny jak moi rodzice, którzy podpisali umowę z potworem, bo ten w zamian miał zaprzestać nękania ich ludu i przyrzekł uwolnić mojego brata. Jednak moja przyszłość, którą na własne życzenie mi zgotowali, napełniała ich niemałym przerażeniem, dlatego też zerwali kontrakt i ukryli mnie wśród ludzi, w takim miejscu, gdzie nikt by mnie nawet nie szukał. Stworzyli misterny plan, abym nie została odnaleziona, ale okupiony był on wyrzeczeniem – zrezygnowali na zawsze z kontaktowania się ze mną. W ich odczuciu ta decyzja oznaczała lepszą przyszłość dla ich dziecka, to znaczy lepszą niż to, co czekałoby je z rąk Króla Hordy.
Szkoda, że przeznaczenie miało inne zamiary.
Rodzicom udało się utrzymać tę iluzoryczną rzeczywistość jedynie przez sześć krótkich lat. Potem to zło w postaci mojego brata, Faolána, oraz tego stwora stojącego przede mną odarło nas z wszelkiej nadziei i ze złudzeń, gdyż te zostały rozerwane na strzępy. Stali się oni napędzającą siłą. Siłą, która spowodowała początek mojej podróży. To właśnie ona mnie ukształtowała, a potem sprowadziła do tej ogromnej sali, w której właśnie klęczałam u stóp najstraszniejszego stworzenia zarówno w tym, magicznym, jak i w ludzkim świecie. To ta istota pojmała mojego brata, torturowała go i zniszczyła. To on, Król Hordy, zrobił wszystko, co było w jego mocy, bym stała się jego własnością.
Pytanie tylko: dlaczego? Dlaczego byłam dla niego aż tak ważna? Z jakiego powodu Horda pragnęła mnie w swoich szeregach? Dzieci? Miał ich wiele, w większości synów. Oczywiście jeśli wszelkie plotki na jego temat były choćby w najmniejszym stopniu prawdziwe. Moce? Wydawał się to najbardziej prawdopodobny motyw jego działania, jednak zaraz za tym powodem kryło się tak wiele kolejnych pytań. Dlaczego więc ta piękna, zabójcza istota chciała ze mnie zrobić swoją nałożnicę, skoro nie miałam żadnych mocy, z których mogłaby ode mnie czerpać? Czy chodziło o utrzymanie kontroli nad moimi biologicznymi rodzicami? Być może, ale dlaczego Król Hordy zdecydował się działać w ten sposób, kiedy mógł z taką łatwością ich zabić, zrobić z nimi to samo, co zrobił z moim dziadkiem?
Nic nie miało według mnie sensu, tym bardziej chciałam poznać odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania. Nawet teraz, gdy klęczałam u jego stóp w oczekiwaniu na to, co przyniesie mi los, choć zapewne nie miałam się tego dowiedzieć. Oto stał przede mną stwór, który z nieporównywalną łatwością mógł zniszczyć każdego, jeśli tylko miałby taki kaprys, a z jakiegoś tylko sobie znanego powodu chciał mnie. I już po moich narodzin robił wszystko, żebym teraz znalazła się właśnie tutaj.
Chciał mnie jako swoją niewolnicę.
Komnatę wypełniły odgłosy wiwatującej Hordy, a ja wciąż tkwiłam w miejscu, na kolanach. Miałam na sobie piękną suknię, w której fałdach ukryto śmiechu wartą broń – sztylet. Podobno został wykuty po to, by zabić Króla Hordy. Nie planowałam go jednak na nim wypróbowywać, i to nie dlatego, że nie wierzyłam w swój sukces, lecz po prostu nie byłam na tyle głupia. Aż tak jego śmierci to chyba nie pragnęłam. Nie było też mowy o tym, żebym zdołała go zabić i nie ponieść żadnych konsekwencji swojego czynu, dlatego najpierw zamierzałam się dowiedzieć, dlaczego Król Hordy mnie chciał, a potem planowałam od niego uciec. Gdybym użyła sztyletu już teraz, byłabym martwa, zanim nawet udałoby mi się rozgryźć, o co w tym wszystkim chodziło. Samo zlikwidowanie najpotężniejszego z fae zaważyłoby także na losie tak wielu, którzy polegali na tej umowie.
Większość życia spędziłam na pomaganiu innym i robieniu tego, co uważałam za słuszne. Gildia – organizacja, dla której pracowałam – wykorzystywała moją nienawiść do fae i mój gniew do własnych celów. Koniec końców starszyzna gildii zdradziła i mnie, i Adama, wyjątkiem byli jedynie Alden i Marie. Mogłam mówić o własnej przeszłości jako o swoim poprzednim życiu, prawda jednak była inna – ja wtedy nie żyłam, lecz próbowałam jedynie przetrwać. Nadszedł w końcu czas, żeby zakończyć tę część mojej historii.
Ryder miał rację: przed naszym spotkaniem tylko egzystowałam, pochłonęła mnie rutyna. Byłam całkiem nieświadoma tego, czego chciałam dla siebie samej, jednak gdzieś w głębi duszy od zawsze tliło się we mnie pragnienie miłości, ale takiej prawdziwej, od środka rozdzierającej na kawałki. Chciałam zaślepiającego uczucia, które powoduje, że robi się głupie rzeczy. I mi się udało – zakochałam się w fae. Swoją drogą, już większej niedorzeczności chyba nie można było się spodziewać. To w ramionach Rydera, mojej Wróżki, czułam się spełniona i chroniona. Jasne, oddał mnie Adamowi, którego miałam poślubić, ale tak naprawdę nie miał przecież innego wyboru, nie miał w tej kwestii nic do gadania. Widziałam w jego oczach ból, gdy pozwolił mi odejść z Adamem. Z jego spojrzenia mogłam wtedy wyczytać tak wiele. I tak wiele zrozumieć… Chciał mnie do czegoś więcej niż tylko do seksu. Owszem, Ryder odczuwał potrzebę dominowania nad wszystkimi, w tym także i nade mną. Mimo to mogliśmy współpracować. Byłam pewna, że jestem w stanie sprawić, by mnie pokochał. Szkoda tylko, że potrzebowałam tyle czasu, aby to zrozumieć.
Nie byłam żadnym rozwiązaniem czy sposobem na ocalenie Faery, co w sumie przyniosło mi niewyobrażalną ulgę, ale taki obrót spraw wiązał się niestety z kolejnymi pojawiającymi się pytaniami: „Kim zatem tak naprawdę byłam?”, „Co było mi pisane?”. W moim śnie Ryder mi powiedział, że nie muszę już poślubiać Adama, a więc teraz wystarczyło tylko wymyślić sposób ucieczki od tego, co zgotowało dla mnie przeznaczenie – wystarczyło uciec od Króla Hordy.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, bo wiedziałam, że on tego nie zobaczy. Wciąż wpatrywałam się w jego bose stopy, nie wiedzieć czemu skupiłam się w tej chwili tylko na nich.
– Wstań – rozkazał, wyrywając mnie tym samym z rozmyślań.
Jego głos rozbrzmiał wieloma tonami, był donośny. Ten dźwięk prześlizgnął się po moich ramionach, osiadł we mnie i skręcił mi wnętrzności.
Podparłam się pewnie dłońmi o podłogę, a potem uniosłam się i wyprostowałam. Nadal wbijałam wzrok w jego stopy. Wiedziałam, czego chce: żebym była mu uległa, spełniała każdą jego zachciankę. Aż emanował tym pragnieniem. Nawet przysięga krwi, którą kazał mi złożyć, jawnie i donośnie informowała mnie o podporządkowaniu się. Dobrze, że Ryder nauczył mnie, jak ulegać; sprawiał, że byłam wręcz odrętwiała, ledwo żywa z powodu tej potrzeby podporządkowania się jemu. Teraz też mogłam się tak zachowywać, przynajmniej do czasu, kiedy odnalazłabym sposób wyjścia z tej sytuacji. Ryder obiecał, że mnie uratuje. Wierzyłam mu. Nie byłam jednak pewna, czy mógłby mnie uratować od tej myśli. Temu, co miało się wydarzyć, musiałam zaradzić w pojedynkę.
– Spójrz na mnie.
Uniosłam więc wzrok i napotkałam jego obsydianowe oczy. Król Hordy był piękny, jednak często to, co najpiękniejsze, jest także najbardziej zabójcze. On rzeczywiście był ucieleśnieniem zła. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego, a wszystkie historie opowiedziane przez moich rodziców i brata powróciły do mnie ze zdwojoną siłą.
– Należysz do mnie – wypowiedział łagodnym tonem, przyglądając się mojej twarzy.
Zapewne próbował doszukać się w jej wyrazie wahania, niepewności i na pewno te stany zauważył, ponieważ tak właśnie się czułam: byłam niespokojna, wręcz przerażona. I chociaż nie chciałam się wahać, to jednak brak pewności co do mojego losu robił ze mną swoje.
– Tak, należę do ciebie – odpowiedziałam posłusznie.
– Udowodnij to – oznajmił.
Zamrugałam. Powoli docierało do mnie, czego chciał. Zrobiłam więc parę kroków do przodu i zatrzymałam się tylko kilka centymetrów od niego. Górował nade mną. Jego masywne skrzydła otoczyły nas szczelnie i ukryły przed oczami innych z chwilą, kiedy byłam tak bliska dotknięcia zaklęć pulsujących mu na klacie. Zaczęłam raptownie dusić się i dławić z powodu przeszywającej mnie mocy. Poczułam ją w każdej komórce swojego ciała i to przez nią nie byłam w stanie złapać powietrza.
– Poproś – warknął cicho.
Po mojej skórze natychmiast przetoczyła się wibrująca fala jego wielotonowego głosu, która spowodowała, że rozpadłam się na miliony kawałeczków. Drżałam. Król Hordy pokazywał mi swoją władzę, to, jaka była bezwzględna. On był siłą absolutną i chciał, żebym była świadoma, z jakąś łatwością może mnie zabić. Tylko czy ja kiedykolwiek prosiłam, by ktoś mi o tym przypominał?
Uniosłam wzrok, a potem przybliżyłam się do niego tak bardzo, że aż przycisnęłam się do jego twardego ciała. Otworzyłam usta, chcąc prosić o pozwolenie na wzięcie tchu, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Powstrzymywał mnie przed powiedzeniem czegokolwiek. Oczy błyszczały mu z rozbawienia na widok mojego stanu.
– Pocałuj mnie – zażądał.
Posłuchałam go. Wiedziałam, że tylko w ten sposób zaczerpnę odrobiny powietrza, którego w tym momencie tak bardzo potrzebowałam. Ta jego moc była deprawująca. Właśnie ukazał mi jeden z powodów, dlaczego uważano go za najsilniejszego ze wszystkich fae.
Stanęłam na palcach, oparłam ostrożnie dłonie o jego tors. Moje płuca paliły, tak bardzo potrzebowały tlenu. Z ust króla nie buchnął fetor, którego można byłoby się spodziewać po kimś z Hordy, zamiast tego poczułam świeżość oraz miętowy zapach, a w chwili, gdy dotknęłam jego warg, znów mogłam oddychać, jednak ledwo. Wysunęłam język, bo instynkt mi podpowiadał, że jeśli zacznę go całować namiętniej, wtedy będę mogła napełnić powietrzem swoje płuca.
Król wziął mnie w ramiona i docisnął do swojego ciała, a ja od razu poczułam, jak obezwładnia mnie pożądanie. Reagowałam na niego z taką łatwością. Nie wiedziałam, co mam myśleć i jak się czuć z samą sobą z tego powodu. Fae jęknął wprost w moje usta. Dotykał mnie po odkrytych ramionach swoimi skrzydłami, które były delikatniejsze niż sam jedwab. Zachęcał mnie, żebym dalej go całowała, bo doskonale wiedział, że dzięki temu coraz łatwiej przychodziło mi oddychanie. Czułam iskrzącą się pod palcami moc, to ona rozświetlała jego zaklęcia. Moje własne też zareagowały, zaczęły budzić się do życia, tętnić, oznajmiając mu tym samym, co odczuwałam. Poruszyłam się, by się od niego odsunąć, ale on docisnął dłonie do moich pleców i mnie powstrzymał.
– Oczekuję, że oddasz mi się całkowicie i przejmę nad tobą kontrolę, Sorcho. Będziesz sprawiać przyjemność tylko mnie. Jesteś już przeistoczoną kobietą fae. Wyglądasz na takową i tak właśnie pachniesz. Nie zrobię ci krzywdy, ale spójrz tylko, z jaką łatwością mogę pozbawić cię powietrza. Swoją drogą, od braku tlenu nie zginiesz, ale obiecuję ci, że jego brak nie będzie dla ciebie przyjemnym doznaniem. Rozumiesz mnie? – zapytał i uniósł dłoń do mojej szyi, by dotknąć torqui¹.
– Jeśli nie będę cię zadowalać, nie będę oddychać.
– Tak – potwierdził, układając dłoń na moim karku, a ja w tym samym czasie poczułam ogarniającą mnie, pełznącą po moim kręgosłupie beznadziejność; była taka namacalna. – Będziesz mnie karmić i zadowalać, to moje prawo. Przez to, że twoi rodzice dopuścili się naruszenia przysięgi krwi, będę musiał cię ukarać. I chociaż wielu może myśleć inaczej, tobie moje kary się spodobają. Wiem na ich temat wiele. Między bólem a rozkoszą istnieje bardzo cienka granica i obiecuję, że się na niej znajdziesz, jeśli zaczniesz ze mną walczyć – wyszeptał z pomrukiem, od którego aż zmroziło mi krew w żyłach, a strach ścisnął mnie za gardło, więc z trudem przełknęłam ślinę.
– Nie brałam udziału w tym, co zrobili. Byłam wówczas tylko dzieckiem. – Na moich wargach zagościł szelmowski uśmiech, który kontrastował z ostrym, nieugiętym spojrzeniem.
Król Hordy schylił się i przycisnął usta do mojego ucha, żeby potem cichutko wypowiedzieć:
– Dlatego też wciąż żyjesz, mała. Gdybyś uczestniczyła w planach zgładzenia mnie, już dawno bym cię zabił, Sorcho.
– Syn – odszepnęłam, poruszając nieznacznie ustami. Nie śmiałam choćby drgnąć, tkwiąc w uścisku jego delikatnych skrzydeł.
– Będziemy grzeszyć², tego możesz być pewna. A kiedy z tobą skończę, nie będziesz chciała żadnego innego. Tyle mogę ci obiecać.
– Czego ty ode mnie właściwie oczekujesz? Kogo więcej chcesz oprócz kogoś, kto ogrzeje ci łoże? – zapytałam. Nie byłam w stanie się przed tym powstrzymać.
– Tego – powiedział i raz jeszcze sprawił, że nie mogłam oddychać.
Moje płuca znów paliły żywym ogniem. Jedyne, o czym byłam w stanie myśleć, to potrzeba zaczerpnięcia powietrza. Zwróciłam na niego swoje szeroko otwarte oczy. Oblizał usta, więc przybliżyłam się do niego bez wahania i oddałam mu pocałunek, wyobrażając sobie Rydera. Czy znienawidziłby mnie za podporządkowanie się Królowi Hordy? Czy w ogóle by mnie zechciał po tym, co miało między nami zajść? Bo nie było mowy o tym, żebym zdążyła uciec od niego, zanim by mnie posiadł. A nie byłam głupia, zdawałam sobie sprawę, że to piękne stworzenie planuje już dziś zabrać mnie do swojego łoża. Wręcz nie mógł się tego doczekać, czułam to w jego dotyku, pocałunkach… Lubił zabawę we władcę wszechświata i to właśnie robił: dostarczał mi tlenu swoimi pocałunkami. Nie zamierzałam jednak zgrywać idiotki i tak po prostu się dusić. Musiałam grać według jego zasad, przynajmniej na razie.
Król wreszcie przerwał pocałunek i się ode mnie odsunął. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Zrozumiałam przekaz: to on miał nade mną władzę. Jeśli planowałam wyjść z tego bez szwanku, musiałam dać mu to, czego chciał.
– Powiedz mi, Sorcho: jesteś moja? Tylko moja? – zapytał szeptem, ujmując moją brodę.
– Moje ciało należy do ciebie, ale moja dusza nigdy nie będzie twoja – odpowiedziałam szczerze.
Przyglądał się mi intensywnie, w głębiach jego oczu płynęła mroczna czerń. Chyba próbował coś we mnie odnaleźć, ale zdecydował się jednak nie wymagać ode mnie w tej chwili niczego więcej, ponieważ w końcu rozłożył skrzydła. Zalała mnie fala jasnego światła i przez moment oślepiła.
– Przynieść łańcuchy dla księżniczki Sorchy – wydał swoim strażnikom rozkaz, wciąż na mnie patrząc.
Jego straż miała na sobie dopasowane czarne zbroje. Wyglądały na lekkie, ale wiedziałam, że były wytrzymałe, sprawdziłyby się w walce. Na ramionach każdego z jego strażników znajdywały się peleryny, również w kolorze czerni, a na głowach hełmy. Jedynym, co wskazywało na to, że to żywe, rozumne istoty, były ich dostrzegalne przez szparę w hełmach oczy. Pierwszy z wojowników wystąpił przed szereg i złapał mnie za ręce, po czym zakuł w wąskie, srebrne kajdany. Drugi pospieszył z cienkim srebrnym łańcuchem i nanizał go na bransolety – najpierw na jedną, potem na drugą. Kiedy mnie wypuścił, poruszyłam rękami, by sprawdzić, jak wytrzymałe są te stalowe więzy. Zszokowało mnie ich solidne wykonanie. Cholera jasna, wygląda na to, że nie uda mi się uciec od Króla Hordy bez szwanku. Albo bez łańcucha, jęknęłam w duszy. Zaciągnęłam się niespiesznie powietrzem, a potem jeszcze wolniej odetchnęłam. Serce łomotało mi w piersi. Zdawało się, że byłam zdana na siebie.
Końcówkę łańcucha przekazano królowi, a Horda zaczęła głośno wiwatować. Wtedy skierowałam przerażone spojrzenie w stronę Adama, lecz ten zniknął mi z oczu. Zamrugałam zdezorientowana. Zaraz jednak przyjaciel pojawił się przede mną, po czym odsunął mnie od Króla Hordy. Poruszał się tak szybko, że ledwo nadążałam rejestrować jego ruchy. Potrzebowałam kilku chwil, żeby zdać sobie sprawę, co on wyprawiał – chciał mnie przenieść z dala od tego miejsca. Krzyczał, ale nie do końca byłam w stanie zrozumieć co. Znikał raz za razem, żeby znów się pojawić i spróbować jeszcze raz.
– Adamie! – zawołałam, dostrzegłszy, że Król Hordy na niego ruszył.
Mojemu przyjacielowi grozi śmierć!
– Nie mogę na to pozwolić, Syn! – wykrzyczał Adam, gdy zaprzestał prób przeniesienia nas i osłonił mnie swoim ciałem.
Z przerażeniem przyglądałam się temu, jak Król Hordy wycelował w niego śmiercionośne skrzydło, żeby potem ruszyć wprost na serce przyjaciela. Adam był nieśmiertelny, ale wiedziałam przecież, mając za przykład Liama, że Król Hordy mógł robić takie rzeczy, których żaden inny fae nie był w stanie.
– Nie! – zawyłam tak głośno, żeby władca Hordy mógł usłyszeć przerażenie i błaganie w moim głosie.
Cała sala przyglądała się nam w ciszy, jakby ktoś nacisnął przycisk i wyciszył wszystkie dźwięki. Jedyne, co dało się słyszeć, to dźwięk mojego gorączkowo bijącego serca, pękającego właśnie na widok Adama, który próbował jeszcze coś wskórać. Stałam tuż za nim i zamknąwszy oczy, nasłuchiwałam tego ogłuszającego bębnienia w moich uszach.
– Chłopcze – warknął Król Hordy, a ja na jego ton aż otworzyłam oczy. Trzymał Adama za czarną koszulę. Skrzydła zakończone ostrzami znajdowały się tylko centymetry od serca mojego przyjaciela. – Kierze, sugerowałbym zabranie syna do domu i nauczenie go zasad, które dotyczą naszego rodzaju. Wytłumacz mu ze szczegółami, na czym polega nasz sojusz. Może dzięki temu w przyszłości będzie podejmować lepsze decyzje.
– Jak sobie życzysz – przytaknął ponuro Kier i przylgnął do Adama zaraz po tym, jak Król Hordy pchnął go w stronę ojca.
Przyglądałam się przyjacielowi w ciszy, a on pozwolił mi ujrzeć trapiący go niepokój.
– Idź. Dam sobie radę – zwróciłam się do niego, po czym zaczęłam mrugać, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
W tym czasie Kier mocniej złapał Adama za ramię i sekundę później przeniósł ich poza salę tronową.ROZDZIAŁ DRUGI
Zadrżałam na widok otaczających mnie strażników Króla Hordy. Zajęli swoje pozycje na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze próbował mnie oswobodzić. Ręce miałam spętane magicznymi łańcuchami. Mrowiło mnie w nadgarstkach na skutek zaklęcia, które na nie rzucono.
– Usunąć naszyjnik i zastąpić go moim – rozkazał ostrym tonem Alazander.
Moja matka niepewnie zrobiła krok do przodu. Ściągnęła cieniutki naszyjnik z rubinem, który zapobiegał mojemu przeniesieniu się, a następnie zawiesiła mi na szyi biżuterię wyczarowaną oraz podaną jej chwilę wcześniej przez samego króla. Naszyjnik był wykonany z platyny, znajdował się na nim niewielki srebrny krążek z grawerunkiem, który musiał symbolizować insygnia królewskie Hordy. Nie zdążyłam się mu nawet dokładniej przyjrzeć, a już spoczywał na mojej szyi. Matka zapięła platynową sprzączkę, a potem zrobiła krok do tyłu. Zdołała jeszcze unieść dłoń i dotknąć mojego policzka, chcąc dodać mi tym gestem otuchy.
– Mamy wiele do omówienia, Alazander. Twoja straż może popilnować mojej córki, a my w tym czasie omówimy zapisane w kontrakcie ustalenia. Goście, którzy chcieliby pozostać, mogą liczyć na rozrywkę oraz ucztę – oznajmił mój ojciec, który wystąpił z szeregu i stanął obok matki.
Król Krwi odnosił się do Króla Hordy z szacunkiem. Widziałam, jak starał się nie unosić spojrzenia, żeby tamten nie dojrzał, jak bardzo rozgniewała go cała ta sytuacja.
– Uważasz, że powinienem dotrzymać swojej części ugody, skoro wy tak odważnie złamaliście wasze postanowienia? – zagrzmiał gniewnym tonem Alazander.
Ojciec pospiesznie wbił w niego wzrok i obaj królowie wymienili się spojrzeniami.
– Wierzysz w to, że będę chciał zostać na uczcie po tym, jak zmuszono mnie do oczekiwania przez ponad dwadzieścia lat na to, co powinno zostać mi dostarczone i dobrowolnie podarowane już dawno temu? – kontynuował.
– Chętnie zrezygnuję z jeszcze kilku punktów umowy, by zapewnić pokój między naszymi królestwami, jeśli tego właśnie sobie życzysz. Jednakże musimy zakończyć tę wojnę. Musimy się teraz skupić na dobru Faery. Każda kasta będzie zmuszona ponieść ofiarę w imię wyższego dobra.
– Przedstaw mi swoje propozycje – odparł Alazander i ruchem głowy dał mojemu ojcu znać, aby kontynuował.
– Zacznijmy od rozrywki, a sprawę krainy przedyskutujemy w trakcie przygotowanej na dzisiejszą okoliczność uczty. Dla tych, z twego królestwa, którzy nie mogą posilić się bez zabijania, sprowadziliśmy też ludzi.
Uczta? Zamrugałam. Przecież tego by nie zrobili…
Ojciec pstryknął palcami, na co otworzyły się boczne drzwi sali. Do środka weszła znaczna grupa dobrze wyglądających ludzi, po czym wszyscy ustawili się w szeregu. Mężczyźni oraz kobiety trwali w bezruchu i wbijali wzrok w podłogę. Widać było po nich nerwowość, choć także ożywienie.
– Co jest, do licha? – zapytałam, zanim nawet zdążyłam pomyśleć, że to nie najlepszy pomysł wyskakiwać z takim pytaniem.
– Synthio, to goście naszego królestwa sprowadzeni przez mego brata. Sami zażyczyli sobie prawa wstępu do Faery. Są szczęśliwi i nigdy nie zaznali tu niedoli. Chciałbym, aby tak pozostało – wytłumaczył mój ojciec. Przymrużył oczy i spojrzał w ten sposób na Króla Hordy.
Z tego, co było mi wiadome, fae krwi nieczęsto wybierali się do świata ludzi. Albo tak tylko mi powiedziano… Przecież mówiono tu różne rzeczy, na przykład to, że Król Hordy zaginął, a teraz tak po prostu nagle się pojawił; wpadł tylko na chwilkę, żeby mnie im odebrać. Z pewnością były to kolejne gierki fae.
– Twoja córka zasiądzie przy moim boku, a moja straż przez cały czas celebracji pozostanie przy nas. Strażnicy będą stać tuż obok oraz z tyłu, za nami – oznajmił Król Hordy.
Kiedy pociągnął za srebrny łańcuch przytwierdzony do kajdan znajdujących się na moich nadgarstkach, podeszłam do niego bez ociągania się i stanęłam tylko kilka centymetrów od jego klatki piersiowej. Wydawało mi się, że moja uległość sprawia mu radość, satysfakcjonuje go. Podążyłam za nim do długiego stołu nakrytego obrusem o głębokim karmazynowym odcieniu, na którym zmaterializowała się cała zastawa. Przy stole ustawiono zdobione dębowe krzesła z wysokimi oparciami. Przy użyciu magii Alazander wyciągnął jedno z nich – to, które znajdowało się najbliżej tego największego, najbardziej przyozdobionego krzesła – i w ten sposób wskazał mi, że to właśnie koło niego usiądę. Tak też zrobiłam.
Mój ojciec natomiast ani drgnął, wciąż czekał na rozkaz. Na ten widok Alazander przymrużył oczy i odezwał się do swojej straży:
– Do mnie.
Jego głos był zaledwie szeptem, ale wystarczyło tylko tyle, by cały oddział wojowników w czarnych zbrojach przeniósł się i pojawił obok niego.
– Pięciu z was chroni tego, co moje. Pozostali idą wraz ze mną. – Król wydał kolejny rozkaz.
Przyglądałam się temu, jak on i jego mężowie podchodzą wraz z moim ojcem do drugiego stołu, wyczarowanego dopiero po sprezentowaniu mnie Hordzie. Ojciec rozwinął na blacie olbrzymi zwój pergaminu, a wtedy i on, i Król Hordy rozpoczęli negocjacje. Zastanawiałam się, czy papier, nad którym się pochylali, nie został wykonany ze skóry zdrajców. Na samą tę myśl zrobiło mi się niedobrze. Miałam jednak nadzieję, że wykorzystano do jego wytworzenia innych materiałów, czegoś, co nie przyprawiałoby o ciarki na plecach, gdy się o tym pomyślało.
Przysunęłam krzesło do blatu, co wydawało się odpowiadać mojej nowej straży. Stół wciąż zastawiał się sam – co rusz pojawiały się na nim złote półmiski oraz sztućce. Cóż, dobrze to wróży. Menu miało się składać z czegoś więcej niż z samych ludzi, pomyślałam. Ukryłam dłonie pod blatem i nerwowo poruszyłam gorsetem sukni. Spod materiału wyskoczył sztylet-wykałaczka. Następnie zakasałam długą spódnicę i dyskretnie wysunęłam spod fałd jedwabiu miecz. Dzierżyłam go w dłoniach przez krótką chwilę, a potem upuściłam na podłogę i jednym kopnięciem pchnęłam go jak najdalej od siebie. Nie było mowy, żebym dała się złapać Alazanderowi z tym czymś ukrytym pod sukienką. W przeciwnym razie… wyssałby cały tlen z moich płuc, pokazując tym samym, do czego był zdolny. Nie byłabym w stanie go na nim użyć. Szczerze mówiąc, miałabym przejebane, gdybym choćby spróbowała.
– Synthio – wyszeptała Madisyn, a w jej oczach lśniło przerażenie.
Ona jedyna zauważyła, co zrobiłam.
Pokręciłam głową. Wiedziałam, że strażnicy nas podsłuchiwali.
– Nie zrobię tego w taki sposób – szepnęłam.
Madisyn spuściła wzrok i powoli odetchnęła.
– Czy on odpowiada twojemu gustowi? – zapytała.
– Opowieści Liama były prawdziwe.
Już rozchyliła wargi, aby mi odpowiedzieć, ale w tej samej chwili w sali rozbrzmiał czyjś krzyk. Pozorny spokój został zmącony, ponieważ Horda rozpoczęła karmienie się ludźmi. Natychmiast powstałam, ale tak samo szybko brutalnie zostałam pociągnięta z powrotem w dół i opadłam na swoje miejsce.
– Nie wychylaj się. – Ktoś warknął do mnie szorstko.
Ujrzałam jego olśniewające szaro-turkusowe oczy.
– On ją krzywdzi! – odszczekałam.
– Ona go karmi – sprzeczał się ze mną ten jeden strażnik. – Już niedługo będzie krzyczeć z rozkoszy, księżniczko.
– Co to za popierdolona kasta…
– Pojawił się jakiś problem? – przerwał mi Alazander, który zasiadł obok mnie. Zajął swoje miejsce z taką łatwością i zwinnością, a można by było pomyśleć, że jego ogromne skrzydła mogły sprawiać mu pewne trudności.
– On ją krzywdzi – powtórzyłam, choć nie byłam pewna jego reakcji na moje słowa. Wszak była to istota, która słynęła z odsyłania swoich ofiar z powrotem do rodzin w częściach, całkowicie złamanych na ciele i duchu.
Ofiara, o której mówiłam, obrała sobie właśnie ten moment, żeby zacząć jęczeć z rozkoszy. Nie mogłam nic poradzić na rumieńce, które oblały moje policzki. Zrobiłam też wielkie oczy na widok pary uprawiającej seks tuż przy ścianie. Zupełnie nie przeszkadzało im to, że reszta zgromadzenia się im przygląda. Ja również nie mogłam oderwać wzroku od fae, który upijał krew kobiety, jednocześnie wchodząc w nią tak mocno. Znajdowałam się jednak zbyt daleko, by jednoznacznie stwierdzić, czy ten fae pochodził z Hordy, czy może z Królestwa Krwi.
– Wydaje mi się, że ta kobieta właśnie zaczyna odczuwać rozkosz – skwitował Alazander, a jego ciemne oczy błysnęły rozbawieniem.
Zerknęłam na niego przelotnie, lecz zaraz potem znów uciekłam wzrokiem do pary. Mocno zacisnęłam dłonie i ułożyłam je na kolanach. Próbowałam powstrzymać w ten sposób ich drżenie.
Fae stojący za mną parsknęli śmiechem, bo komnatę wypełniły kolejne odgłosy rozkoszy. Nie było to jednak nic fajnego. Nigdy dobrowolnie nie pisałabym się na takie „przyjęcie”, zdecydowanie nie było ono w moim stylu.
– Zbierz straż elitarną, już prawie skończyliśmy. – Król Hordy cicho zwrócił się do strażnika znajdującego się najbliżej mnie.
Siedziałam w ciszy, przyglądając się tym dookoła nas. Zdenerwowanie brało nade mną górę, bo uświadamiałam sobie, że uczta coraz bardziej nie przypominała zwykłej uczty… To była raczej uczta ofiarna, poświęcenie. Moja jedyna nadzieja na ucieczkę właśnie legła w gruzach, ale mimo to, co paradoksalne, odczułam ulgę, bo wiedziałam, że Ryder będzie bezpieczny i nie zginie z rąk tego potwora z piekła rodem. Teraz musiałam tylko obmyślić plan awaryjny i czym prędzej wcielić go w życie, zanim moja sytuacja stałaby się podbramkowa.
Nie byłam gotowa na to, co sekundę później zrobił Król Hordy, otóż podniósł mnie z krzesła i usadowił na swoich kolanach. Zsunął dłoń na moją nagą, wystającą spod rozcięcia sukni nogę. Testował mnie. Chciał wiedzieć, jak mocno go pragnę, jak bardzo reaguję na jego dotyk. A robiłam to bardzo. Całe ciało mi zadrżało, kiedy elektryczny impuls przeszył mnie na wskroś i dosięgnął każdego zakończenia nerwowego w moim organizmie. Zareagowałam szybciej, niż w ogóle pomyślałam, co wyprawiam. Nie zdążyłam nawet powstrzymać jęku wywołanego przez te moce, na co wojowie króla parsknęli śmiechem i wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. W moich trzewiach rozpalił się intensywny głód, czułam, jak trawi mnie doszczętnie, również te najwrażliwsze miejsca. A może wszystko działo się na odwrót? Najpierw poczułam pożądanie, a potem głód? Cholera, przez wydarzenia dwóch ostatnich dni musiałam chyba zużyć całą energię, którą nazbierałam w sobie podczas ostatniego karmienia się Ryderem.
Zerknęłam przed siebie i napotkałam targane emocjami spojrzenie Liama. Miałam ogromną, lecz niezwykle dziwną potrzebę zapewnienia go, że wszystko ze mną w porządku, ale przecież tak się nie czułam. Brat raz po raz rzucał ukradkowe spojrzenia Królowi Hordy i ciskał w niego błyskawice nienawiści, a na mnie patrzył ze zdziwieniem. W końcu najmroczniejszy z fae spojrzał na Liama spod przymrużonych powiek, na co on uciekł wzrokiem. Było źle i wydawało mi się, że sytuacja z każdą sekundą się pogarsza.
Powoli wyrzuciłam z siebie powietrze, dodając sobie otuchy. Król Hordy wciąż wodził ręką po mojej skórze. Na szczęście robił to tak, że nikt nie mógł tego dojrzeć. Drugą dłoń przesunął po moich plecach w górę, aż zatrzymał ją na karku. Raz jeszcze pokazał mi, z jaką łatwością mógł kontrolować mój los. Jeśli tego właśnie chciał, to proszę bardzo, ale wybrałabym śmierć, gdyby tylko spróbował to ze mną tutaj zrobić. Liam wręcz walczył ze sobą, żeby nie przeskoczyć nad stołem i nie znaleźć się tuż przy mnie.
– Jestem głodna – wyszeptałam z trudem, bo głód aż ścisnął mnie za gardło.
– Niedługo podadzą kolację. Przygotowano ucztę z bażantów, perliczek, pieczeni oraz dziczyzny na naszą część. Do tego dzięki uprzejmości Mrocznego Rycerza zebrano specjały Mrocznego Lasu – oznajmiła Madisyn, wbijając we mnie spojrzenie.
Cudownie, westchnęłam. Ale cóż, w sumie do Faery pasowało to, że pojawiał się ktoś z takim naciąganym tytułem i pochodził z Mrocznego Lasu. Pewnie mieli tu też Zaczarowany Las i Górę Przeznaczenia³.
Służba co chwilę wnosiła półmiski i napoje dla tych, którzy zasiedli przy stole.
– To nie taki głód – wymsknęło mi się.
Ups! Niedobrze…
Przed chwilą mimowolnie przyznałam się do głodu, do tego własne ciało mnie zdradzało. Niedługo musiałam się nakarmić.
– I tak już skończyliśmy nasze negocjacje. Czas zabrać cię do królestwa Hordy. Jestem pewny, że spieszno ci do tego, żeby osiedlić się w swoim nowym domu – odparł Alazander, który w końcu puścił mój kark, ale nie oderwał opuszków palców od mojego uda.
– Dobrze – wyszeptałam.
Przeniosłam spojrzenie na tłum i zaczęłam się mu przyglądać. Gdzie, do cholery, podziewa się mój książę w lśniącej zbroi i dlaczego się tak spóźnia?, jęknęłam w myślach. Moje plany nie uwzględniały bycia uratowaną przez niego, ale miałam przynajmniej nadzieję zobaczyć go choć przez chwilę, zanim zostanę zabrana do królestwa Hordy.
– Cieszę się, że tak ochoczo chcesz mi służyć – wyszeptał mi na ucho król, a ja aż zachłysnęłam się powietrzem.
Odwróciłam się w kierunku swojej matki i raz jeszcze na nią spojrzałam. Potem strażnicy bez większego problemu pomogli mi wstać. Tłum nie miał pojęcia, co się dzieje, do czasu, gdy Alazander głośno zaryczał. Całe zgromadzenie stworzeń Hordy, które z nim przybyło, w okamgnieniu wypuściło tych, którymi się karmili.
– Pożegnaj się, masz na to minutę – powiedział cicho i zbliżył się do swojej straży.
Nie musiał mi dwa razy tego powtarzać. Ruszyłam do rodziny i mocno uścisnęłam matkę.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniłam ich ledwie słyszalnie.
Na odchodne jeszcze posłałam ojcu pokrzepiający uśmiech, a potem szybko powróciłam i stanęłam u boku Króla Hordy. Nie chciałam, żeby był na mnie zły. Jeśli miałam od niego uciec, musiałam najpierw zyskać jego zaufanie. Nie chciałam też wielkich pożegnań z rodziną, ponieważ tak naprawdę to dopiero co ich poznałam. Przecież spotkaliśmy się po raz pierwszy po wielu latach, więc wciąż byli dla mnie obcy, tak jak i ja byłam dla nich nieznajomą, niedawno odnalezioną córką. I chociaż rozumiałam, dlaczego podarowali mnie Hordzie jako Dar, nie mogłam sobie tego poukładać w głowie. W ciągu jednego dnia wydarzyło się tak wiele – od spotkania z nimi do stanięcia oko w oko w sali tronowej z pieprzoną Hordą i jej królem.
Alazander wyciągnął do mnie dłoń, a ja po chwili wahania za nią złapałam. Wiedziałam, że kiedy tylko mnie przeniesie, nie będę mogła przez jakiś czas od niego uciec. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i przycisnął do swojej twardej klaty, a potem rozłożył potężne skrzydła, wykonał nimi zamaszysty ruch i się ze mną wzniósł. Pofrunęliśmy w stronę sklepionego sufitu.
Do licha, ja latam!
Złapałam się go mocniej, chociaż nie taki był mój zamiar, i wywołałam tym uśmiech aprobaty na jego twarzy. Ani trochę nie chciałam znaleźć się bliżej tej potężnej i mrocznej istoty, chodziło raczej o mój lęk przed upadkiem z takiej wysokości. Albo o bycie zrzuconą przez niego spod samiutkiego sufitu.
– Trzymaj się mnie – wyszeptał ożywiony i podniecony.
Jakbym w ogóle miała zamiar się go puścić, co?
Przeniesienie się wprawiło mnie w stan nieważkości. Pod jego wpływem przymknęłam powieki.
Ryder nie miał zamiaru przyjść i mnie uratować. Przynajmniej nie dzisiaj.