Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Uczeń nekromanty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uczeń nekromanty - ebook

W tomie II znajdziecie kontynuację wydarzeń z części pierwszej – dalsze losy Norgala oraz Rothgara, a także innych bohaterów z „Plagi”. Młody nekromanta budzi się po blisko półtorarocznej śpiączce. Co się wydarzyło w tym okresie? Co (i kto!) czeka na niego, gdy pierwszy raz otworzy oczy. Czy i tym razem będzie wnosił chaos – wszędzie tam, gdzie się pojawi? Jaką katastrofę tym razem sprowadzi na swój świat?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67448-06-2
Rozmiar pliku: 6,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO OD AUTORKI

Drogi Czytelniku/ Droga Czytelniczko, dziękuję, że kolejny raz dałeś/łaś szansę uniwersum Ucznia nekromanty.

Książka ta powstała po trzech latach pracy i zmagań, przeszła długą drogą. Miała być wydana w poprzednim wydawnictwie, ale dostałam odpowiedź odmowną, ze względu na jej grubość. Potem miałam pomysł, by wydać ją jako selfpub, dzięki zbiórce crowdfundingowej zebrałam fundusze na redakcję, lecz nieoczekiwanie pojawiła się propozycja wydawnicza od młodego Wydawnictwa HM. Dzięki temu, że książka posiadała wykonaną redakcję, wydawnictwo zgodziło się ją wydać, pomimo ogromnej objętości. Zbiórka była zatem czynnikiem, który PRZECHYLIŁ SZALĘ, dlatego też chcę w tym miejscu podziękować osobom, które przyczyniły się do tego, że książka w ogóle zaistniała:

KAMILA GALER-KANIK, JACK LUKA, RAFAŁ GRAD, RADOSLAV KISIEL, Adrianna Biełowiec, Felicja Jarnicka (Felicjada.pl), Julia Sroka, Joanna Gajewczyk, Agnieszka Rogowska, Anna Stryszowska, Sławomir Konieczny, ewa545(Ewa F.), Dawid Kamela, Jakub Rejniak, Marlena Miech, mg2626lipsko, monika2334, Radosław Szadkowski, Marcin Daniel.

INNE MATERIAŁY Z UNIWERSUM UCZNIA NEKROMANTY:

Prequel do tomu I: „Sekrety”

Tom I: „Plaga”

Prequel do tomu II: „Mavec” (tom 1,5)

Uczeń nekromanty – „Opowiadania” (Potwór, Król, Dług)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM ZA TO, ŻE JESTEŚCIE ZE MNĄ I WSPIERACIE CYKL UCZNIA, MAM NADZIEJĘ, ŻE CHOCIAŻ TEN TOM JEST BARDZIEJ PRZYGODOWYM FANTASY NIŻ DARKIEM (JAK PLAGA), TO NADAL SIĘ WAM SPODOBA!

UWAGA: Wydarzenia w książce nie są chronologiczne, stąd daty zamieszczone w tytułach rozdziałów, to bardzo ważne, aby zwracać na nie uwagę, gdyż w kilku przypadkach rozdział znajdujący się w głębi książki jest retrospekcją wydarzeń sprzed miesięcy, a nawet wielu lat

Uwaga: do tomu II przysługuje darmowy, stustronicowy Aneks, zawierający kilka rozdziałów, które nie zmieściły się w wydrukowanym tomie. Można go pobrać na stronie www.uczennekromanty.pl/do-pobrania Sprawdź także możliwość nabycia go na stronie wydawnictwa HM (www.wydawnictwohm.pl) w formie drukowanej mini książki.PROLOG – 6 LAT PO ROZPOCZĘCIU REWOLUCJI ŚWIATŁOŚCI

Rothgar powoli pakował książki do teczki. Nie śpieszyło mu się, bo do rozpoczęcia zajęć miał jeszcze półtorej godziny. Lubił być jednak dobrze przygotowany, zwłaszcza w takie dni, gdy czekał go ważny egzamin z zasad magicznego bezpieczeństwa. W głowie powtarzał sobie formułki, które musiał znać na pamięć jak każdy inny uczeń – bez względu na pochodzenie. Mimo że był królewskim bastardem, nie przysługiwała mu taryfa ulgowa. Nauczyciele w Akademii Magii oczekiwali od niego tyle samo, a może nawet więcej niż od jego niżej urodzonych kolegów.

Westchnął, zapinając klapę torby i wyszedł ze swojej komnaty, kierując się schodami w dół, do portalu komunikacyjnego. Codziennie przenosił się nim do Akademii Magii, chociaż znajdowała się zaledwie o dwadzieścia minut drogi piechotą od wzgórza, na którym wznosił się zamek królewski w Syllonie.

– Rothgar!

Zamarł. Ten głos… Nie, tylko nie on.

Dwunastolatek skulił ramiona i powoli się obrócił.

W świetle korytarza zobaczył olbrzymią sylwetkę swojego ojca, Naramira II, nie bez powodu zwanego Okrutnym. Przełknął ślinę. Ilekroć widział króla, serce zaczynało bić mu szybciej.

– Tak, ojcze? – Głos chłopca zabrzmiał bardziej pokornie i drżąco, niżby sobie tego życzył.

Władca podszedł do niego ciężkim krokiem. Jego buty podkuto metalem, odziany był jak zawsze – całkiem na czarno. Nosił płaszcz z kapturem i szeroki, ćwiekowany pas. Włosy miał wygolone na skroniach i nad uszami, a te z wąskiego pasma na czubku głowy zebrano w kilkanaście warkoczyków z wplecionymi koralami z bazaltu. Wyglądał jak starożytny wojownik, posiadający domieszką krwi olbrzymów, a ta od strony matki – faktycznie płynęła w jego żyłach.

Szare oczy króla okrywała mgiełka, której pochodzenia Rothgar nie rozumiał. Błysk szaleństwa, jaki się przez nią przebijał, sprawiał, że chłopak marzył tylko o tym, by uciec.

Władca otaksował go chłodnym spojrzeniem. Rothgar był smukły, o wciąż chłopięco kruchej budowie ciała. Twarz miał bladą, niemal wymizerowaną, a szare oczy – podkrążone od nauki, przy której spędzał wiele godzin dziennie. Wydawał się wynędzniały, przez to ludzie odnosili wrażenie, że nie ma jeszcze dwunastu lat i z pewnością nie jest w pełni zdrowy.

– Idziesz do szkoły? – zapytał Naramir pozornie obojętnym tonem.

Rothgar ostrożnie skinął głową.

– Nie za wcześnie?

– Mam dziś egzamin, chcę się przygotować… – wyszeptał na bezdechu.

– Chodź ze mną. Coś ci pokażę – zakomenderował władca, zawracając w miejscu i wykonując przy tym krótki, ale znaczący gest zaproszenia.

Młody uczeń Akademii Magii zacisnął usta, lecz posłusznie ruszył za królem. Zaraz potem schodzili do piwnic zamkowych, a z nich wąskimi, śliskimi stopniami przemieścili się do katakumb, znajdujących się głęboko pod pałacem.

Monarcha nigdy go tu nie zabierał i chłopak rozglądał się z zaciekawieniem. Ponieważ był obdarzony wybitnym talentem do nekromancji, nie obawiał się zmarłych i to miejsce spoczynku dawnych władców Syllonu nie wydawało mu się groźne. Minęli szereg naw, w których widniały płyty nagrobne z płaskorzeźbami dawnych władców.

Naramir przywołał magiczny świetlik, by rozjaśniał im dalszą drogę. W pewnej chwili mężczyzna zatrzymał się w jakimś ciemnym kącie i odwrócony plecami do syna wykonał kilka dziwnych ruchów, które początkowo umknęły uwadze chłopaka.

Sekundę potem dał się słyszeć donośny zgrzyt i niewidoczne wcześniej kamienne drzwi otwarły się, ujawniając tajemne przejście do dalszej części katakumb. Rothgar przypatrywał im się z szeroko otwartymi oczyma. Miejsce było dobrze zamaskowane, bez wiedzy o lokalizacji mechanizmu otwierającego drzwi nikt by się nie domyślił, że tak niepozornie wyglądająca ściana ukrywa za sobą dodatkowe pomieszczenie.

Naramir obrócił się w stronę chłopca i obrzucił go zniecierpliwionym spojrzeniem.

– Pośpiesz się – warknął.

Uczeń Akademii Magii nie kazał sobie powtarzać, mając świadomość niebezpieczeństw wiążących się z wybuchowym temperamentem ojca.

Wkrótce znaleźli się w niedużej komnacie, oświetlonej przez płonące magicznie lampy – rzadkie artefakty dające światło nawet po upływie wielu tysiącleci.

Ściany były gładkie, kamienne, a posadzka wyłożona geometryczną, czerwono-czarną mozaiką. Na samym środku znajdował się rzeźbiony katafalk, a na nim szklana trumna – obiekt dobrze znany młodemu adeptowi nekromancji, od dawna rozumiejącemu już przeznaczenie takich przedmiotów. Osłonięto ją czarnym woalem, który król jednak zerwał dość niecierpliwym gestem.

– Poznaj moją babkę, Rothgarze. Oto prawdziwy awatar Pana Ciemności, Mor’tyra!

Zapadła przeraźliwa cisza.

Młody bastard nie spodziewał się sensacji tej skali. Przypatrywał się kobiecie spoczywającej bez ruchu za szklaną taflą magicznej kapsuły z takim wyrazem twarzy, jakby pokazano mu właśnie największą tajemnicę wszechświata. Oblizał spierzchnięte z emocji usta.

– A więc te plotki, plotki… z którymi od zawsze walczysz i którym zaprzeczasz, są jednak prawdziwe? Pochodzimy od Mor’tyra? – dodał już szeptem, ale król niestety go usłyszał.

– Walczę? Zaprzeczam? – Władca obniżył głos, ściągając brwi. – Nie jesteś chyba tak głupi, by nie rozumieć, dlaczego muszę to robić, nieprawdaż?

Chłopak pobladł.

Kobieta spoczywająca na katafalku wyglądała tak, jak wszyscy członkowie jego dynastii, w tym przedstawicielki płci żeńskiej: siostra Rothanna czy kuzynka Natalia – córka nieżyjącej siostry Naramira. Jej czarne włosy były tak długie, że spleciony warkocz owijał się wokół ciała dwukrotnie, przeciągnięty poniżej stóp. Nosiła kolczugę z czarnej stali, a spod niej wystawała ciemnoczerwona, prosta w kroju suknia. Zadziwiająco skromny, ale specyficzny strój. Kojarzył mu się dość jednoznacznie ze strojami kapłanów mrocznego boga.

Chłopak mocno zamrugał, jakby próbował pozbyć się tego obrazu sprzed oczu.

– To jakiś absurd… – szepnął. – Zakazałeś kultu Mor’tyra, mimo że jesteś jego wnukiem?! – rzucił, bo w ułamku sekundy wstąpiła weń straceńcza odwaga. Musiał zadać to pytanie. To była zbyt duża sprawa. Zbyt znacząca.

Zaraz potem gorzko tego pożałował.

Władca zamachnął się i uderzył syna ciosem tak potężnym, że powalił go na ziemię.

Rothgarowi zawirowało przed oczyma, oparł się o ścianę, wycierając rękawem krwawiącą wargę.

– Z moich decyzji nie tłumaczę się przed nikim i niczym – prychnął z pogardą Naramir II.

Uczeń zamierzał wstać, ale król szybko kopnął go w łydkę, podcinając jego nogi, tak że chłopak osunął się ponownie na ziemię.

– To po co mnie tu w ogóle przyprowadziłeś!? – jęknął, tłumiąc płacz, który zaczął już w nim narastać. Nie chciał okazywać przy ojcu słabości. To zawsze dodatkowo wzmagało gniew mężczyzny.

– Bo na jakimś etapie życia powinieneś poznać prawdę. Jej krew w nas płynie. Dlatego tak wyglądamy. Dlatego sprawujemy pieczę nad jej ciałem i dlatego…

– Ciałem? To awatar nie żyje? – zdziwił się młody bastard.

Naramir II zawahał się, odwrócił i podszedł do trumny. Oparł o nią dłoń w niepewnym, niemal lękliwym geście. Przez chwilę przypatrywał się leżącej postaci, pogrążony w myślach.

– Tak, nie żyje – powiedział cichym tonem, w którym brakowało zwykłej pewności siebie.

Rothgar aż otwarł usta ze zdumienia, zapominając o strużce krwi płynącej z rozciętej wargi.

– Ale jak tego dokonałeś, skoro to boski awatar? Zabicie takiej istoty to chyba nie jest prosta sprawa.

– Miałem potężną pomoc – mruknął król niezbyt głośno, z taką miną, jakby okoliczności towarzyszące temu wydarzeniu nie były przyjemnym wspomnieniem.

Rothgar pokręcił z potępieniem głową. Rozwiązanie nasuwało się samo. Skoro awatar Pana Ciemności został zamordowany, a obiektem oficjalnego kultu państwowego stał się teraz Pan Światłości…? Ta pomoc, o której wspomniał Naramir, musiała być naprawdę… boska!

W oczach chłopca odmalowało się szczere oburzenie.

– Ona była twoją babką i boskim awatarem… Nie rozumiem, jak mogłeś to zrobić!? Jak mogłeś wynieść Pana Światłości ponad boga, który jest naszym przodkiem! Kult Mor’tyra jest tak bezlitośnie i niepotrzebnie niszczony… I to wszystko przez ciebie? – wygłaszając te słowa, Rothgar świetnie wiedział, jaki będzie efekt, ale nie byłby sobą, gdyby z nich zrezygnował.

Król poczuł, jak czerwona mgła przesłania mu oczy. Skoczył w stronę dziecka zadziwiająco szybko jak na swoje olbrzymie rozmiary. Chłopcu zaparło dech w płucach, gdy władca przycisnął go do muru, sycząc do jego ucha:

– Jak śmiesz osądzać moje decyzje, ty mały, hezryński gnojku! Jak. Śmiesz. Mnie. Osądzać!

Akcentował każde słowo, równocześnie uderzając głową syna o kamienną ścianę. A uderzając, uderzał też w swoje własne, wyjące sumienie. W swój gniew. W swoje upokorzenie. W swoją desperację, która lata wcześniej stała za jego decyzjami.

Gdy skończył, chłopak lał mu się przez ręce.

Władca puścił go i odsunął się, pozwalając, by syn upadł na ziemię.

Rzucił okiem na trumnę. Ciało zamordowanej babki – awatara – spoczywało tak jak poprzednio. Nieruchomo, pasywnie. W katakumbach panowała absolutna, głucha cisza.

Rothgar leżał bez przytomności na ziemi, a z tyłu jego głowy rozszerzała się plama ciemnej krwi. Król obserwował to chwilę bez emocji, a potem wyprostował się i ponownie spojrzał w stronę kapsuły. Wbił wzrok w biały profil kobiety, następnie westchnął ciężko. Pochylił się, by podnieść syna z ziemi bez żadnego widocznego wysiłku. Przerzucił go sobie przez lewe ramię z taką lekkością, jakby wychudzony chłopak nie ważył więcej niż jego futrzany płaszcz.

Monarcha opuścił podziemia, idąc powoli, przypatrując się kroplom krwi, spadającym z głowy Rothgara. Zostawiały za nimi czerwony ślad. Czerwony jak suknia awatara. Jak jego usta. Jak… jej usta – tej, której nienawidził. Matki tego przeklętego, zbuntowanego pół-Hezryńczyka.

Szczęki miał zaciśnięte tak samo jak pięści, którymi przytrzymywał wiotkie ciało dziecka na swoim ramieniu. Nikt by nie odgadł, co działo się teraz w sercu władcy i w jego obłąkanym umyśle.

Gdy znalazł się w piwnicach, zobaczył dwóch strażników pilnujących wejścia do sali komunikacyjnej, w której znajdował się rezerwowy portal łączący zamek królewski ze światem zewnętrznym.

Bezceremonialnie rzucił syna na ziemię i warknął w ich stronę:

– Zabierzcie go do Akademii, do uzdrowiciela. Ma dziś egzamin, nie może się spóźnić. Niech go jak zwykle… poskłada do kupy.

A potem już bez słowa odwrócił się i odszedł, zostawiając zaskoczonych wartowników, którzy tylko wymienili znaczące spojrzenia. Wszyscy w zamku zdawali sobie sprawę z tego, że król wyżywał się na młodym bastardzie, ale oczywiście nikt nie mógł pomóc maltretowanemu chłopakowi. Szalony władca nie znosił słowa sprzeciwu, a każdą krytykę swoich czynów karał skróceniem o głowę. Uznawał u otaczających go ludzi jedynie absolutne posłuszeństwo i nie mógł pogodzić się z tym, że spośród najbliższych to właśnie Rothgar był jedynym, który miał odwagę głośno powiedzieć, co myśli o niewygodnych sprawach, pomimo że widmo kary zdawało się nieuchronne.

Jego ducha nie dało się złamać. I dlatego Naramir nienawidził go podwójnie. Każdego dnia, spoglądając w twarz chłopaka, widział w niej o wiele więcej niż tylko oblicze swojego syna.

To był także JEJ syn. A tego nigdy mu nie wybaczył.PRZEBUDZENIE, 18 MIESIĘCY I 4 DNI PO ZAKOŃCZENIU PLAGI

_
_

_Historia powstania planetarnej Rady Magicznego Nadzoru sięga dziesięciu tysięcy lat. Ich zapiski mówią, że powołani zostali przez zjednoczonych władców z dwunastu kontynentów wkrótce po Pierwszej Rebelii Magów. Zdesperowani monarchowie, widząc, jakie zniszczenia sieją zbuntowani magowie, zwrócili się o pomoc do tych spośród nich, którzy wciąż jeszcze wierzyli w prawo i jego struktury. Jednym z nich był Asmodan, mag elemental. Zebrani magowie zgodzili się utworzyć trzon Rady. W wyniszczającej, bratobójczej wojnie – ostatecznie pokonali buntowników, a przywódcy Rebelii zostali schwytani. Ich losem z wyboru stała się banicja. Gdzie zostali wysłani – nikt tego nie wiedział. Plotki mówiły, że do innego wymiaru, do innej sfery istnienia. Jednak Rada nigdy nie ujawniła całej prawdy._

Z zapisków maga-kronikarza Zevrana z Velenzji, „Narodziny zła”, vol. 3

Norgal otworzył oczy i poczuł porażający ból. Światło dokoła było agresywne, obce, zimne. Raniło jego źrenice jak milion ostrych, piaskowych ziarenek. Krew szumiała mu w uszach, ciężko, niemal boleśnie pulsowało serce. Przez kilka kolejnych minut stopniowo dochodził do siebie, uchylając powieki – najpierw w wąskie szparki, a potem nieśmiało spróbował pozostawić je otwarte na dłużej.

Finalnie odniósł sukces, ból ustąpił.

Mimo że Norgal wciąż widział wszystko w jaskrawych kolorach, zorientował się, że leży w swoim pokoju, tak dobrze sobie znanym. Tylko łóżko było inne – szerokie, porządnie zaścielone. Obok, na małym stoliku stał cały szereg różnego rodzaju fiolek, talerzyków, buteleczek, łyżek i innych drobnych sprzętów, zwykle pomocnych przy pielęgnacji chorego.

Zamrugał, próbując zwilżyć nieco suchą powierzchnię oka, i usiadł.

Udało mu się to, ale poczuł dziwne drżenie w całym ciele, a przy tym ogromne zmęczenie. Ten prosty wysiłek przyspieszył mu oddech, wzmógł bicie serca.

– O co chodzi? – mruknął. – Czyżbym aż tak wypadł z formy?

Gardło miał niewiarygodnie suche, opuchnięte. Każde przełknięcie wywoływało dotkliwy, piekący ból.

Spuścił nogi z łóżka i dopiero wtedy zobaczył, jak bardzo jest chudy. Jego ciało zawsze było szczupłe, ale przy tym żylaste, bo spędzał wiele godzin, pracując i chodząc po prosektorium. Teraz nogi młodzieńca przypominały nogi szkieletu, niemal pozbawione mięśni, zwiędłe i blade. Wpatrywał się w to zjawisko, próbując zrozumieć, co się stało, jak mogło do tego dojść. Czy zapadł na jakąś chorobę? Jeśli jego organizm był w tak kiepskim stanie, oznaczało to, że musiał znajdować się w jakiejś formie śpiączki od co najmniej kilku miesięcy – jeśli nie dłużej…?

Spróbował wstać, lecz zorientował się, że może nie być to łatwe. Trzęsąc się jak stuletni weteran wojny z Hezrynem, chwycił za skraj stolika. Brał przy tym rozpaczliwe, płytkie oddechy, zanim wreszcie dźwignął się na nogi. Sunął stopa za stopą, zataczając się lekko i wspierając o ściany. Finalnie dotarł do parapetu. Serce waliło mu w piersi nieznośnie i tak dziwnie ciężko, jakby samo ważyło parę kilogramów.

Za oknem roztaczał się dobrze mu znany widok ogrodu, należącego do dworu jego wuja i nauczyciela, mistrza nekromancji – Rothgara, który niedawno przeszedł przemianę w licza. Cały obszar był zielony, gęsty, dziki – wydał się Norgalowi zapuszczony jeszcze bardziej niż wtedy, gdy widział go ostatni raz w dniu, kiedy na Placu Defilad koronowano nowego króla.

Mimo że jaskrawe światło boleśnie raniło jego źrenice, wpatrywał się w ten gąszcz przez długą chwilę, czując pewien rodzaj ukojenia i odprężenia.

Nie potrafił na ten moment zrozumieć, co się wydarzyło. Wspomnienia ostatnich minut przed utratą przytomności zatarły się, były dziwnie niewyraźne, niemal nierzeczywiste. Jakby ktoś mu o nich tylko opowiadał, ale to nie on grał w nich główną rolę.

Delikatnie sięgnął w głąb swojego umysłu… szukając jego.

Gniewu.

Jednak… nie znalazł go. Odpowiedziały mu absolutna cisza i pustka.

Czy to, co pamiętał z Placu Defilad, wydarzyło się naprawdę czy we śnie?

Miał pewność co do jednego. Był sam. Po raz pierwszy w życiu.

Przełknął ślinę, walcząc z ambiwalentnymi uczuciami. Drzewa kołysały się łagodnie, a w oddali za nimi powierzchnia rzeki urokliwie połyskiwała. Odpłynął myślami gdzieś daleko, daleko, milion mil od swojej poprzedniej egzystencji, od swojego ciała, od zbyt trudnej przeszłości.

Jeszcze tego nie potrzebował. Jeszcze chciał po prostu… być. Na nowo.

Nieoczekiwanie za jego plecami rozległ się lekki skrzyp oraz łomot naczyń upadających na ziemię, a na końcu – donośny okrzyk.

– Panicz Norgal!

I nagle nie był już sam.

Obrócił się, chwiejąc i z trudem łapiąc równowagę. Zobaczył przy drzwiach niewolnicę Araxiel, trzymającą w rękach pustą tackę. Kobieta nie była już w ciąży. Wyglądała teraz smukło i bardzo młodo, ale na jej twarzy widział odbicie jakiegoś smutku lub stresu, którego wcześniej tam nie zauważył, pomimo że życie niewolnicy nigdy przecież nie należało do łatwych.

– Co się dzieje, Araxiel? Zachorowałem? – zapytał, odchrząkując przy tym gorzką flegmę, zbierającą mu się w tyle gardła. Jego głos zabrzmiał inaczej niż go zapamiętał. Chrapliwy, starszy, niepokojąco przypominał mu głos Rothgara.

Niewolnica dopadła do niego i ujęła go pod rękę opiekuńczym gestem, prowadząc ostrożnie w stronę posłania. Z pewną niechęcią zdecydował się na powrót, odczuwając niemal wstręt przed miejscem, w którym spędził już zbyt dużo czasu.

– Paniczu! Powinien panicz wrócić do łóżka. Jest panicz osłabiony – mruczała pod nosem, moszcząc go ponownie w pościeli. On tylko skrzywił się kwaśno, siadając wprawdzie na skraju posłania, ale kategorycznie odmawiając położenia się na plecach. Skóra na nich swędziała go i ciągnęła.

– Moja droga, powiedz mi prawdę, bez oszczędzania moich uczuć. Jak długo byłem chory?!

Niewolnica lekko przymknęła swoje złote oczy z wąskimi, kocimi źrenicami i wyszeptała:

– Półtora roku minęło kilka dni temu…

Norgal miał wrażenie, że ktoś uderzył go młotkiem w głowę, a potem jeszcze chlusnął zimną wodą w twarz. A potem znowu to samo, ale w odwrotnej kolejności. Chciał się zerwać, jednak tylko zaklął szpetnie, czepiając się rękawa Araxiel i opadł na poduszki, dysząc jak koń po gonitwie.

– Cholera! Nie, to niemożliwe! Jak to w ogóle możliwe, że żyję?!

Przetoczył się po łóżku, obejmując głowę rękami.

Araxiel poprawiła skotłowane poduchy i ze spokojem odpowiedziała:

– To zasługa maga Syndella oraz wiedźmy Rudniczki, sprowadzonej tu przez Svena. Stworzyli ten oto magiczny sprzęt. – Wykonała gest w stronę małej szafki stojącej w kącie, na którą Norgal wcześniej nie zwrócił uwagi.

Dopiero teraz dostrzegł tam dziwaczne urządzenie ze szklaną kolbą w środku. Przypominało machiny gnomów, identyczne widział kiedyś jako dziecko, będąc na wystawie magicznej techniki.

– Co to jest? – Zamrugał, czując, jak suchość oczu powoli ustępuje.

Araxiel tylko westchnęła. Nie wiedziała wprawdzie dużo o magii, ale historię tego urządzenia znała aż za dobrze.

– Po tym nieszczęsnym wydarzeniu na Placu Defilad stracił panicz przytomność. Zanieśliśmy więc panicza do domu, lecz mimo wezwania płatnego uzdrowiciela, nic nie działało. Nie wiedzieliśmy, czemu panicz się nie budzi.

– My? – Norgal uniósł brwi.

– Guwerner Gel’maar, ja oraz Sven.

Milczał przez chwilę, nie chciał na razie zadawać pytań o pozostałe osoby, które w tamtym momencie brały aktywny udział w jego życiu. Zależało mu na tym, by jak najszybciej poznać podstawowe informacje o zmianach w Syllonie.

– Po kilku dniach śmierć panicza z odwodnienia wydawała nam się nieunikniona. Sven wezwał wtedy swoją matkę, wiedźmę Rudniczkę. Ona ma duże znajomości, między innymi zna Syndella, maga sfer. Wspólnie wymyślili sposób, jak przesyłać jedzenie bezpośrednio do żołądka panicza. Ja po prostu wkładam je w tę kolbę, a ono teleportuje się do… – Zarumieniła się, przerywając, jakby czuła się głupio, tłumacząc takie intymne fizjologiczne szczegóły.

– To jakiś mikroportal z celowanym wyjściem?

– Nie wiem, jak to się fachowo nazywa. – Wzruszyła ramionami.

Świetnie pamiętała wizytę przemądrzałej Rzecznej Wiedźmy. Kobieta zażądała kosmicznej sumy za swoją pomoc, patrzyła na wszystkich z góry i dawała do zrozumienia, że powinna być traktowana jak zbawicielka. Nawet Sven był tym zniesmaczony i po wyjściu matki w gorzkich słowach podsumował zachowanie swojej rodzicielki.

– Ciekaw jestem, ile Rudniczka i Syndell wzięli za takie cudo? Skąd w ogóle mieliście pieniądze? Apanaże od króla, które dostawaliśmy, pewnie przestały napływać po chaosie, jaki z pewnością panował po Pladze? – zaciekawił się Norgal.

Pensje Mistrza i Mistrzyni, choć wysokie, były przy tym wysyłane na ich prywatne konta w gnomim banku w dzielnicy Centralnej. Wątpił, czy guwerner miał do nich dostęp. Araxiel potrząsnęła głową.

– Nie, nie przestały. Decyzją regenta Numara należą się one teraz tobie i co miesiąc przychodzi tu spora suma. Dodatkowo został paniczowi przyznany cały majątek mistrzyni Rothanny, jaki udało się odnaleźć królewskim urzędnikom. Jej fortuna zgromadzona w gnomim banku należy do ciebie, a według Gel’maara jest to bajońska suma! Konto Rothgara zostało natomiast niemal w całości opróżnione przez niego tuż przed tym, jak zajęli się tym urzędnicy. – Rozłożyła ręce w bezradnym geście. – Swoją drogą, panicza wychowawcy nie żyli rozrzutnie, nie przejadali zbyt wiele ze swoich apanaży, dlatego w banku zgromadzili wielki majątek. Myślę, że nawet bez nowych wpływów od regenta mógłby panicz zostać dostatnim rentierem na samych procentach od fortuny Rothanny – uzupełniła.

Norgal siedział ze zmarszczonymi brwiami. Nigdy nie zaprzątał sobie głowy kwestią swojego majątku. Sam zresztą zgromadził całkiem pokaźny skarb, skradziony z barek pogrzebowych, zakopany w wielu skrzyniach na terenie posesji. Kazał wówczas Mavecowi zrobić kilka drewnianych kufrów. Potem za pomocą swoich zombiaków przesypał do nich klejnoty i finalnie zawlókł je do ogrodu, by tam ukryć głęboko pod ziemią.

– Regent przyznał mi apanaże? Interesujące – mruknął pod nosem.

Był zdumiony, że wuj wykonał tak życzliwy gest, nie mając ku temu właściwie żadnych (żadnych?) powodów. Zabezpieczenie majątku Mistrzyni, zanim Rothgar położył na nim swoje ręce, też było zaskakującym posunięciem.

Zaczęły powracać do niego wspomnienia. Na końcu kręgosłupa poczuł przerażający dreszcz. Rothgar – jego wuj – aktualnie licz, który z pewną, ekhem… pomocą sprowadził na ich urocze miasto apokalipsę? Pośrednio, oczywiście.

Co teraz robił, gdzie przebywał? I jak bardzo nadal nienawidził bratanka?

Swoją drogą fakt, że Norgal wciąż żył, był zdumiewający. Żaden nasłany zabójca nie zakończył jego życia, gdy bez przytomności leżał w łóżku bezbronny, w słabo strzeżonym majątku. Chyba że to też zawdzięczał magii?

Przypomniał sobie dzień, który spędził we dworze po zakończeniu Plagi, tuż przed tym wydarzeniem na Placu Defilad. Sensacją był wtedy niewątpliwie jego guwerner, a właściwie Gel’maar. Ujawnił mu, kim jest, opowiedział o swojej prawdziwej roli w opiece nad Norgalem w trakcie dwunastu wspólnie spędzonych lat. Mężczyzna okazał się magiem chaosu wysłanym do dworu Rothgara ze specjalną misją – aby chronić młodego chłopaka, wspominanego w przepowiedniach chaośników.

Czy jakoś magicznie zabezpieczył dwór? Jego obowiązki wobec Norgala – uważanego za Dziecko Chaosu, za epokowego trickstera niosącego ze sobą Wielką Zmianę – najwyraźniej nie skończyły się wraz z jego osiągnięciem pełnoletniości.

Norgal wzniósł oczy na Araxiel.

Dużo pytań cisnęło mu się na usta, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie da się półtora roku streścić w kilku zdaniach. Z jakichś przyczyn zdecydował się zadać jej tylko takie, które dla niewolnicy były szczególnie znaczące.

– Widzę, że wreszcie urodziłaś. Po pięciu latach ciąży. Jaki miałaś poród?

Pochyliła głowę i przez moment milczała, jakby mówienie o tym przychodziło jej z dużym trudem.

– Oj, było ciężko. Bardzo ciężko. Gdyby nie mag uzdrowiciel, sprowadzony przez Gel’maara, nie byłoby mnie wśród żywych.

Po chwili krępującego milczenia, w którego trakcie Norgal rozpaczliwie szukał sposobu na to, by wymigać się od rozmowy o jej potomku, finalnie skapitulował i zapytał:

– A jak dziecko?

– Żyje i ma się dobrze. Lata sobie po dworze.

Norgal poczuł w brzuchu przykry, bolesny skurcz. Jeszcze niedawno po tym dworze kręcił się jego kuzyn, Q’uarro. Szczególny, mały chłopczyk, którego już z nimi nie było. Zacisnął zęby, odsuwając od siebie falę przykrych obrazów z ostatnich dni Plagi.

– Jak ma na imię?

– Nox.

– Czy… czy jest…? – Zawahał się, bo sam nie wiedział, o co chciałby zapytać. Ciąża kobiety trwała wiele lat, z pewnością odbiegając od standardów przyjętych dla tego stanu. Jej efekt mógł być bardzo zaskakujący. Norgal odkaszlnął, czując się niezręcznie.

– Czy był duży? – wydukał w końcu, nie znajdując żadnego lepszego sposobu na zapytanie o tak nietypową sytuację.

– Tak! Wyglądał, jakby miał dwa lub nawet trzy lata. Bez pomocy magii nigdy bym go nie urodziła. Mag uzdrowiciel musiał wyjąć go z mojego rozciętego brzucha.

Widać było, że sam powrót myślami do tamtych wydarzeń wywołuje silne emocje.

– Chętnie go poznam… jak tylko się zbiorę do kupy – mruknął, siląc się na uśmiech. Faktycznie jednak z jakichś przyczyn nie śpieszyło mu się do poznania malca. Coś mówiło mu, że to nie będzie zwykłe spotkanie.

– Oczywiście – odpowiedziała, skłaniając się lekko.

Po chwili nieprzyjemnej ciszy nekromanta zdecydował się wrócić do spraw bardziej ogólnych.

– Więc jak teraz wygląda sprawa w kochanym Syllonie? Wygrzebaliśmy się z ruiny postapokaliptycznej? – Uśmiechnął się gorzko.

– Na to wygląda. Jak mówi guwerner, mamy nowy porządek…

Gdy wypowiedziała te słowa, jak na zawołanie drzwi skrzypnęły i ukazała się w nich ascetyczna, ciemna sylwetka guwernera Gel’maara, który przebudzenie Norgala przyjął z taką miną, jakby chłopak wybudził się po prostu z długiego snu. Jego czarne oczy przesunęły się po wychudzonej sylwetce młodzieńca. Z całkowitym spokojem podszedł do łóżka.

– Miło mi panicza widzieć przytomnym – rzucił flegmatycznym, a przy tym dość oficjalnym tonem.

Norgal przyjrzał mu się uważnie.

Dla niego wszystko zatrzymało się półtora roku temu, kiedy informacje o tajemniczej profesji guwernera były jeszcze najświeższą sensacją. Przecież z jego perspektywy rozmawiał z nim zaledwie wczoraj! Wciąż patrzył na niego tak, jak na kogoś, kogo znał przez całe swoje życie – a nie znał tak naprawdę wcale.

Młodzieniec miał ochotę zadać mu jeszcze wiele pytań – w tym o magię chaosu i przepowiednie chaośników – ale uświadomił sobie, że z powodu długiej śpiączki był de facto człowiekiem z innej epoki. To, co dla niego wydawało się nowością i objawieniem, dla nich stało się normalne, stało się codziennym życiem. Wysilił się więc, by stłumić odruch ciekawości oraz zaskoczenia, starając się wczuć w nowe okoliczności, w których stare tajemnice nie miały już wymiaru sensacji.

– Gel’maar. – Skinął głową. – Dobrze, że zdecydowałeś się zostać i przypilnować wszystkich spraw. Dziękuję – dodał niepewnie, nie bardzo wiedząc, jakich słów należałoby użyć w obliczu tak niezwykłej sytuacji.

Gel’maar stanął koło wezgłowia Norgala.

– Sporo ciekawych wydarzeń panicz stracił. Dużo się działo! – dodał, a na wąskich ustach pojawił mu się cień uśmiechu. – Araxiel pewnie wprowadziła już panicza we wszystko?

– Niestety dopiero zaczęła przechodzić do najciekawszego. – Norgal odczuł wielką ulgę, że guwerner sam rozpoczął temat wydarzeń po Pladze. – Kto jest teraz królem? – zapytał natychmiast.

Mężczyzna podszedł do okna i założył dłonie na piersi.

– Regentem jest Numar. Ma pełnię władzy jako drugi do tronu po Nuenie. Drugi, bo miejsce pobytu Nerilli nie jest znane. Młody król Nuen jest w śpiączce, tak jak do dzisiaj był panicz. Podobno jego mózg doznał rozległych uszkodzeń. Numarowi jest to na rękę, dwoi się i troi, by zapewnić sobie dozgonną miłość ludu Syllonu. Zrobił to, czego ludzie sobie od dawna życzyli. Akademię Magii przemianował na Uniwersytet Magiczny, uczą w niej teraz także dorosłych. Za okrągłe sumki. Opuszczony budynek klasztoru na górze stołowej, który pozostał po zbiegłych mnichach Trzech Księżyców, przejęła Akademia i mamy tam teraz rozkręcającą się pełną gębą filię, wypełnioną tylko dorosłymi uczniami, rozmiarów takich, jakich nie znajdzie się nawet na kontynencie Morvin. Ludzie przybywają z wszystkich stron świata, by się tam uczyć, bo nauczanie magii dorosłych jest wciąż rzadkością!

Norgal prychnął pogardliwym śmiechem. Jak każdy mag wiedział, że od lat presja ciążyła nad Radą Magicznego Nadzoru, aby dopuściła do nauki także uczniów powyżej osiemnastego roku życia. Kilka lat temu zgoda taka została warunkowo udzielona pięciu akademiom na świecie, w tym Akademii Magii w Syllonie. Jednak nikomu jakoś nie spieszyło się z faktycznym otwarciem roku i przyjęciem studentów. Po prostu nie istniały żadne skuteczne metody nauczania osób dorosłych, które byłyby zarazem zatwierdzone przez RMN.

– Będą mieć kiepskie rezultaty. – Westchnął. – Rozwój magii u osób powyżej dwudziestego piątego roku życia jest niezwykle trudny. Pewne kanały musi się udrożnić, rozruszać od dzieciństwa… – przerwał i pokręcił głową z powątpiewaniem. – Możliwy jest rozwój porzuconego kiedyś drugiego talentu, ale jeśli mowa o nauczaniu magii od zera, to czuję, że zawiedzeni brakiem efektów studenci szybko zażądają zwrotu czesnego.

– Wiem to wszystko, paniczu – włączył się w jego rozważania guwerner. – Numar dał ludowi nagrodę za wytrwanie Plagi. Magia dla dorosłych, magia dla wszystkich, bez ograniczeń! Dogadał się z nowym rektorem o podział zysków, w zamian za darmowe odstąpienie Akademii wzgórza należącego wcześniej do zakonników. To, co będzie się działo, ile wypadków śmiertelnych, ile zagadkowych zjawisk? Kto to wszystko ogarnie? Podobno Planetarna Rada Magicznego Nadzoru już wysłała dodatkowych obserwatorów do Syllonu.

Norgal pokiwał głową. W pewien sposób rozumiał Numara. Stary regent z pewnością miał bardzo konkretny, dopracowany zamysł co do przyszłości królestwa i swojej w nim roli. Numar od dekad był wytrwałym krytykiem rządów – swojego brata, a potem bratanka, Naramira III – i zebrał sporą grupę zwolenników, niezadowolonych z faktu zasiadania na tronie tych dwóch niestabilnych władców. Teraz był jego czas. Mógł się wykazać!

– A więc wuj Numar realnie rządzi – mruknął pod nosem. – A synowie?

– Są jego osobistymi doradcami i członkami Rady Królewskiej. Myślę, że książę Narel jest przeznaczony na następcę tronu w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Tak, spotkał ich tuż przed końcem Plagi i naiwnie wyśpiewał im wszystko, o co go zapytali. Wyraz twarzy dwójki braci utrwalił mu się w pamięci. Spoglądali na niego z politowaniem i rozbawieniem. Narel, imponujący z postury mag bojowy wychodzący swoimi zdolnościami poza dziewiątkę, oraz Nuramin – jego tajemniczy brat, mag demonolog z konstruktem na ramieniu. To spotkanie było bardzo znaczące. Prawdopodobnie dlatego do dworu Norgala zaczęły ponownie spływać apanaże. Wujowie, w niezrozumiałym odruchu szlachetności, zdecydowali nie zostawiać go bez środków do życia, mimo jego bliskiej relacji z liczem.

– Co z narzeczoną Nuena? Z tą ładniutką blondynką, księżniczką Ulivią, którą widziałem na Placu Defilad? Odprawili ją do Hezrynu? – zaciekawił się.

– Jest nadal w pałacu. Trzymana w tych samym skrzydle, co Nuen. Razem z nimi siedzi księżniczka Asalia, modląc się zawzięcie do Mau, Wielkiego Konsolidatora, o uzdrowienie syna. Ich sytuacja jest zapewne bardzo niestabilna. Regentowi nie są potrzebne.

Norgal uniósł brew w zdumieniu, słysząc imię obcego boga, wyznawanego do tej pory głównie w imperium Vaseyu.

– Ona jest wyznawczynią Mau? Tyle lat siedziała w Syllonie i zdołała utrzymać to w ukryciu?

Guwerner zaśmiał się lekko, jakby sam nie mógł w to uwierzyć.

– Przybyła tu w rozkwicie Rewolucji Światłości, nierozsądne byłoby ujawnianie swojej prawdziwej wiary. Teraz, po Pladze, w Syllonie przybywa świątyń Mau. To potężny bóg. Ma moc przyciągania.

Norgal milczał przez chwilę, przypominając sobie wszystkie lekcje historii, jakie przekazał mu niegdyś guwerner, tyczące się boga z Vaseyu, ale nie pamiętał zbyt wiele. Wiedział tylko, że Mau przedstawiany był jako Wielki Łączyciel, Pan ponad Podziałami, w miarę jak Vaseyu podbijało kolejne królestwa i księstwa na Morvinie, kanibalizował lokalne kulty i bóstwa – a potęga jego stopniowo rosła.

Tymczasem jednak inny temat zainteresował młodego nekromantę.

– Co tam z dziekanem Helorem?

– Choć trudno w to uwierzyć, jest nadal dziekanem katedry magii umysłu na nowym Uniwersytecie Magicznym! Wpasował się gładko jak aksamitna rękawiczka, zmieniając wygodnie fronty. Rektorem jest teraz nekromanta, mag Vertes, zresztą mój osobisty znajomy. Inne ważne stanowiska na uniwersytecie pełnią sprowadzeni z zagranicy znajomi nekromanci Vertesa i kilku jego dawnych doktorantów jak Biały Albin czy El Nekrofil.

Norgal nie był specjalnie zaskoczony, słysząc informacje o awansie Vertesa. Ten dawny mentor księcia Nuramina i autor wielu podręczników z pewnością miał obecnie duże poparcie najwyższych władz w Syllonie.

– A co z Inkwizytorium? – przypomniał sobie, choć częściowo domyślał się, jaki spotkał je los.

– Prowizorycznie przerobiono je na świątynię Syna Ciemności już w pierwszych dniach po Pladze. – Gel’maar uśmiechnął się krzywo. – Finalne prace dobiegają końca. Na dniach budynek ma być otwarty dla wiernych. Za to świątynię Sióstr Światłości na rzecznej wyspie przejął męski odłam zakonu. Niemal wszystkie siostry zginęły w czasie Apokalipsy – dodał.

Norgal poczuł nagły skurcz w żołądku, przypominając sobie swój udział w opanowaniu świątyni przez wygłodniałe zombie.

– Bracia Światłości zajmują się teraz propagowaniem kultu Syna Światłości, Ella, a dawni kapłani Mor’tyra, oczywiście propagowaniem kultu Syna Ciemności, Morra.

– Synowie bogów? – spytał Norgal sceptycznym tonem

– Owszem, narodzili się z was… tamtego dnia. Tak to przedstawili wiernym kapłani.

– Ell i Morr? No tak, jasna sprawa – mruknął zamyślony Norgal.

Imiona nowych bogów były dość przewidywalne. Myśląc o tym wszystkim, poczuł się nieswojo. Świadomość, że nosił w sobie boską świadomość syna Mor’tyra – przez całe swoje życie – wydała mu się nagle absurdalna. Pamiętał jak przez mgłę tamtą sytuację na Placu Defilad, pamiętał ostatnie słowa Gniewu. Ale coś mu w tym wszystkim nie pasowało! Wiedział, że dużo czasu zajmie mu przemyślenie wydarzeń z tamtego dnia i dojście z nimi do ładu.

Nowym porządek w Syllonie okazał się bardzo odmienny od tego, który pamiętał sprzed swojej śpiączki, gdy nekromanci musieli walczyć o życie w Podziemiu, gdy Inkwizycja tępiła przejawy mrocznej magii i kult Pana Ciemności.

– Co… z liczem? Co z Rothgarem? – wyjąkał, uświadamiając sobie, z jak wielkim trudem przyszło mu wypowiedzieć imię zdradzonego wuja.

Nadal to na nim ciążyło jak niewdzięczny, niechciany bagaż. Pamiętał każde słowo, jakie między nimi padło i dlatego powrócił ten sam, przykry skurcz w żołądku. Norgal był bezpośrednią przyczyną, przez którą liczowi nie udało się zdobyć władzy w Syllonie. A czemu mu przeszkodził? Nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Jego natura trickstera musiała mieć w tym swój udział.

Gel’maar obrócił się w stronę Norgala i obdarzył go zagadkowym spojrzeniem czarnych, bezdennych oczu.

– Rothgar ma się chyba dobrze. Stworzył nieduże, niezawisłe księstewko na granicy Hezrynu, Velenzji i Syllonu, ze stolicą w Hildern. Jest zamieszkałe przez nieumarłych. Prawdziwa sól w oku wszystkich sąsiadów. Posiada w swoich granicach sporą liczbę największych i najbogatszych kopalni i handluje surowcami z wszystkimi trzema królestwami.

– Rothgar… – zawahał się. – Jest tam sam?

– Nie wiem, paniczu. Nie znam szczegółów. Myślę, że jeśli chcesz wiedzieć więcej o tym, co się u niego dzieje, powinieneś skontaktować się ze swoim wujem, Malbornem, który został mianowany marszałkiem królestwa. Swoją drogą, przybył tu kiedyś razem z magiem Syndellem, by zbadać portal w piwnicy. Nie wiem, co tam robili, ale zachowywali się bardzo tajemniczo.

Zapadła cisza. Norgal oparł głowę na poduszce. Czuł się fizycznie zmęczony, lecz wiedział, że nie zaśnie tej nocy. Ani w kilku kolejnych, bynajmniej nie tylko dlatego, że dopiero co wyszedł ze śpiączki.

Nowy świat, w jakim się nagle znalazł, przytłaczał go.

Miał irracjonalne odczucie, że ktoś położył mu worek pełen kamieni na piersi i każdy najmniejszy ruch sprawiał dotkliwy ból. Momentami trudno było złapać oddech.

– Co z resztą grupy, co z Annelise? Co z tym małym Miaonem ? – spytał cicho.

– Annelise miała się kiepsko po tym, jak panicz zapadł w śpiączkę. Stała się bardzo nerwowa, niestabilna. Na szczęście, zanim zdążyła nas pożreć, po dwóch dniach od panicza śpiączki pojawił się u nas ten wampir, który kiedyś mieszkał we dworze, Mavec. Wyniósł ukradkiem sporo rzeczy należących kiedyś do Rothgara. Natomiast Annelise była zapewne szczęśliwa z faktu pojawienia się innego wampira. Zniknęli razem tego samego dnia. A Miaon jest bezpieczny. Książę Fenril opłaca teraz jego edukację w szkole internatem, bo nas nie było początkowo stać na czesne. Był tak uprzejmy, że zgodził się pomóc chłopczykowi.

Gel’maar odkaszlnął lekko, bo coś przeszkadzało mu w mówieniu. Norgal z niejakim oporem sięgnął w stronę jego umysłu. Zawsze robił to z obawą, bo guwerner zdawał się reagować tak, jakby fizycznie wyczuwał telepatyczne macki młodego maga, grzebiące mu w głowie. Tym razem nie było inaczej. Młodzieniec natrafił na ten sam mur skłębionych myśli, dziwnie gęsty i nierozróżnialny.

Domyślał się, że wpływ na to miała chaotyczna magia Gel’maara.

– Natomiast co do tej grupy, którą sprowadził tu Sven, to nie wiem zbyt wiele. Sven mówi tylko, że nadal razem działają, bo odkąd nekromancja nie jest zakazana, pojawia się sporo różnych abominacji. Powiększyli nawet swoją drużynę o jakiegoś druida. Chodzą na polowania, czyszczą przedmieścia z zombiaków, zarabiają uczciwie. Nie zaglądają tu. Tylko Sven przychodzi regularnie, mniej więcej raz na dwa tygodnie.

Zawahał się, jakby coś sobie przypomniał. Z pewną niechęcią powiedział:

– Natomiast mnich Mecjusz wyjechał do Hezrynu, do tamtejszej filii Zakonu Trzech Księżyców podobno, aby medytować tam w odosobnieniu oraz pomóc się odbudować ocalałym mnichom, przetrzebionym mocno przez Plagę. Nic więcej o jego losach nie wiem.

Norgal zignorował całkowicie informację dotyczącą mnicha, co Gel’maar przyjął z lekkim uniesieniem brwi.

Znacznie bardziej zaintrygował maga półniziołek. A więc jednak Sven nie położył na nim kreski? Mały, zabawny bard nadal odwiedzał jego dwór? Ich krótka, ale interesująca znajomość wystarczyła, aby niskorosły o nim pamiętał? To było spore zaskoczenie.

– Kiedy przychodzi Sven?

Guwerner lekko uniósł brwi.

– Myślę, że będzie tu w ciągu najbliższych kilku dni. Zbliża się pora jego zwykłej wizyty.

Młody nekromanta kiwnął głową i wbił wzrok w sufit.

– Jeszcze wczoraj z mojej perspektywy miałem osiemnaście lat. Teraz mam dziewiętnaście i pół, a ten czas? Na zawsze go utraciłem. Ominął mnie… – szepnął tak cicho, że ani Araxiel, ani guwerner nie zdołali go usłyszeć. A jednak żadne nie poprosiło o powtórzenie, gdyż bezbłędnie wyczuli nastrój młodego nekromanty. Przygnębienie i zagubienie zasnuły mu twarz.

Każde z nich zadawało sobie pytanie – ile czasu będzie potrzebował, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Kim teraz był? Jaki powinien mieć cel?

Norgal powoli przymknął oczy, dając im do zrozumienia, że chce zostać sam.

Stracił swój status niezwykłości w Syllonie, w którym era triumfu Światłości uległa zakończeniu. Nekromanci mogli legalnie praktykować w stolicy.

Obrócił się na bok, przyciskając policzek do poduszki.

No a jego mroczny pasożyt, Gniew?

Zniknął na zawsze, zostawiając po sobie puste miejsce, jakiego Norgal nie umiał nazwać inaczej jak… desperacją.

Nie miał nic w świecie, w którym wszystko się zmieniło.

Nekromanci, kapłani i heretycy wyszli z Podziemia. Nie był już potrzebny. Jego dawne sny o doniosłej roli zbawiciela i budowniczego nowego ładu okazały się dziecięcą mrzonką. Inni zrealizowali je za niego. Jemu pozostały zwiędłe, wychudłe kończyny i zarośnięty dwór na brzegu Czarnej Rzeki.SMOK, 18 MIESIĘCY I 5 DNI OD ZAKOŃCZENIA PLAGI

_Smoki opuściły Jolinę masowo– pod koniec Smoczych Wojen, zaraz po tym, jak zostały pokonane przez koalicję magów, których wspierała cała humanoidalna populacja planety. Ludzie i elfy mieli dość tyranii wielkich gadów. Dość życia niewolników, dość dziwacznych sposobów rządzenia, a przede wszystkim dość bycia zabawkami. Legendy mówią, że smoki przeniosły się na Błękitny Księżyc, ale nikt nie zna całej prawdy._

Zevran z Velenzji, „Krótka historia Joliny”

Norgal wyszedł do ogrodu o własnych siłach już następnego dnia po przebudzeniu. Pobrał energię życiową kilku kur, jakie wspaniałomyślnie podarował mu Gel’maar i w jego wychudzone, osłabione ciało wstąpiły nowe siły. Pod pachą miał egzemplarz „Nowin” – ogólnosyllońskiej gazety, którą prenumerował guwerner, ale na razie nie zamierzał zagłębiać się w lekturę.

Spacerował nieśpiesznie, przyglądając się ogrodowi. To w nim upłynęła tak duża część jego dzieciństwa. To tutaj polował na barki pogrzebowe, to tutaj, w prosektorium ukrytym wśród drzew, szkolił się na nekromantę, to tutaj uprawiał seks ze swoją sąsiadką, Muesti.

Z tego, co się dowiedział, rodzina półelfów wyprowadziła się w czasie Plagi i ktoś inny wynajmował ich dwór.

Wszystkie te wydarzenia, choć przecież nieodległe, wydawały mu się teraz przysypane kurzem przeszłości, zamglone, nieznaczące.

Ogród zarósł przez te dwa lata jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe, i krążenie po ścieżkach wiązało się z bezustanną walką ze zwieszającymi się gałęziami, pnączami i pajęczynami.

Annelise, która miała się nim zająć, zniknęła, podążając za swoim nowym, wampirzym powołaniem, a opuszczony dwór z jego tak długo uśpionym właścicielem popadł z czasem w ruinę.

Norgal westchnął, niespodziewanie czując na swoim umyśle jakieś delikatne, telepatyczne dotknięcie. Obrócił się gwałtownie i spotkał twarzą w twarz z małym chłopcem stojącym w cieniu prosektorium. „Nowiny” wypadły mu spod pachy, lądując u stóp.

Zamarł.

Gdy umysł dziecka dotknął jego umysłu, poczuł… poczuł to znowu.

Poznał ten dotyk półtora roku temu, w porcie, w którym ocalił chorych niewolników – tamten dotyk był bolesną inwazją. Dziś – tylko nieśmiałym zapoznaniem. Małą dziecięcą ręką wyciągniętą w szczerym geście.

– Witaj – rzekł Norgal.

– Witaj – odpowiedział, ku jego zdumieniu, chłopiec.

Nie wyglądał wcale na półtora roku! Wyglądał na około sześć lat, co samo w sobie było niezwykłe, choć z pewnością nie – nieoczekiwane.

Miał niesamowite włosy w kolorze purpurowej czerwieni. Nie, nie były rude, lecz właśnie czerwone jak krew, jak róże, jak szminka prostytutki.

Norgal nigdy takich nie widział, nie sądził, że taki kolor jest w ogóle możliwy. Książęta Duzz słynęli z niemal czerwonych, ceglastych czupryn, choć takim soczyście purpurowym odcieniem nikt z nich nie mógł się pochwalić.

Oczy chłopaka były podobne do oczu Araxiel, ale o wiele bardziej złote. O ile u jego matki przypominały kolorem słońce – to u syna błyszczały metalicznie jak prążkowana powierzchnia monety, intensywnie, niezwykle połyskliwie. Tylko źrenice były tak samo cienkie, dziwne, nieludzkie.

Z niejakim zdumieniem Norgal stwierdził, że niezwykła uroda chłopca dziwnie urzekała. Rysy twarzy miał harmonijne, wolne od jakiejkolwiek skazy. Nienaturalnie doskonałe. Norgal czuł się przez to dziwnie nieswojo, jakby chłopiec nie był prawdziwą osobą.

– Miło mi cię poznać – powiedział i wyciągnął rękę – wreszcie…

Chłopiec powoli podszedł do niego i z pewnym wahaniem podał mu swoją dłoń.

Wtedy…

Norgal poczuł te osłabiającą falę ponownie, obcą potęgę, która drzemała w ciele malca, daleko wykraczającą poza to, co mógł posiadać jakikolwiek śmiertelnik.

I to go zachwyciło.

Tak, uroda chłopca nie była naturalna. Była tylko płytką iluzją.

W tej jednej chwili zrozumiał wreszcie, kim był Nox i jego matka.

Uśmiechnął się do malca szczerze, tak jak nie uśmiechał się jeszcze do nikogo, nigdy wcześniej.

Tymczasem chłopiec kucnął i podniósł z ziemi „Nowiny”, uprzejmym gestem podając je nekromancie, przypadkowo otwarte na kolumnie z ogłoszeniami „Podejmę pracę”. Norgal pochylił głowę, spoglądając na gazetę i zauważył, że pierwsze, wyróżnione ogłoszenie miało tytuł „Sven i spółka – zabijamy potwory!”.

Przypatrzył się malcowi. No tak. Smoki rosły o wiele szybciej niż ludzie.

– Jesteś bardzo niezwykły… i bardzo cieszę się, że mieszkasz u mnie. Otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz – powiedział nagle, pochylając się w stronę malca.

Złotooki chłopiec kiwnął poważnie głową i odpowiedział:

– Dziękuję.

I nic więcej nie było już do dodania.

Bo gdy staje się oko w oko z prawdziwym smokiem, trudno jest odczuwać cokolwiek innego oprócz czystego, pierwotnego zachwytu, sięgającego najgłębszych zakamarków duszy.

Intensywnego, porażającego zachwytu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: