Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Udupione przez matki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Udupione przez matki - ebook

Każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej. A co, jeśli to nieprawda?

Matka Jagody nie mogła znieść, że jej córka dojrzewa, przyciąga uwagę mężczyzn i może zepchnąć ją na drugi plan. W oczach swojej matki Karolina była kimś, kogo może dowolnie oceniać i złośliwie krytykować. Agnieszka wyobrażała sobie swoją matkę jako lodową figurę - piękną, ale zimną i niedostępną. A matka Oli chorowała za każdym razem, kiedy Ola próbowała wyjść z domu i być sobą.

Prawda o macierzyństwie nie zawsze jest wygodna. Natasza Socha opowiada o kontrolowaniu, zazdrości, przemocy i uczuciowym chłodzie, który niszczy dziecięce marzenia. Dzieli się też autentycznymi listami od czytelniczek, które wspominają swoje traumatyczne relacje z matkami. Emocje, które nie zawsze mieszczą się w utartych schematach, staną się bliskie każdemu, kto ma odwagę powiedzieć głośno: "Nie kocham mojej matki".

 

Kategoria: Katalog
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788383175065
Rozmiar pliku: 943 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Kie­dy ogło­si­łam, że pi­szę ksi­ążkę o mat­kach, nie spo­dzie­wa­łam się, że otrzy­mam tak wie­le po­ru­sza­jących li­stów. Ko­bie­ty z ca­łej Pol­ski, ró­żni­ące się wie­kiem, do­świad­cze­nia­mi i sy­tu­acją ży­cio­wą, po­sta­no­wi­ły po­dzie­lić się ze mną swo­imi hi­sto­ria­mi. Te li­sty były pe­łne bólu, zra­nień, a przede wszyst­kim – nie­wy­po­wie­dzia­nej sa­mot­no­ści. Ka­żdy z nich był inny, ale łączy­ła je jed­na wspól­na ce­cha: wszyst­kie do­ty­czy­ły dzie­ci­ństwa. Jed­nak nie ta­kie­go z ko­lo­ro­wy­mi ba­lo­na­mi, przy­tu­la­niem się, czu­ło­ścią i cie­płym ro­so­łem, kie­dy do­pa­dło prze­zi­ębie­nie.

Ko­bie­ty, któ­re do mnie na­pi­sa­ły, no­szą w so­bie trud­ne do za­go­je­nia rany. Na­kle­ja­ją na nie pla­stry obo­jęt­no­ści, sma­ru­ją ma­ścia­mi dla twar­dzie­lek. Nie za­wsze to po­ma­ga. Po­wód jest ten sam – ni­g­dy nie otrzy­ma­ły od swo­ich ma­tek ak­cep­ta­cji, inne cier­pia­ły z po­wo­du chło­du, po­gar­dy, a cza­sa­mi otwar­te­go od­rzu­ce­nia. Są też ta­kie, któ­re ni­g­dy nie za­zna­ły bli­sko­ści – mat­ka była dla nich kimś ob­cym, nie­wi­dzial­nym, choć fi­zycz­nie obec­nym.

Pi­sząc tę ksi­ążkę, zda­wa­łam so­bie spra­wę, że te li­sty nie są tyl­ko spo­so­bem na wy­rzu­ce­nie z sie­bie zło­ści, bólu czy fru­stra­cji. Dla wie­lu ko­biet były krzy­kiem o po­moc, pro­śbą o wy­ja­śnie­nie, dla­cze­go ich ży­cie po­to­czy­ło się w taki, a nie inny spo­sób. Pi­sa­nie li­stu, na­wet je­śli był on skie­ro­wa­ny do ko­goś ob­ce­go, sta­ło się ich spo­so­bem na wy­rwa­nie się z tej ci­szy, któ­ra to­wa­rzy­szy­ła im przez całe ży­cie. Zdar­ciem strup­ka z rany po to, by jesz­cze raz do­kład­nie jej się przyj­rzeć. I może zna­le­źć dro­gę do jej za­bli­źnie­nia.

Ta ksi­ążka po­wsta­ła dzi­ęki od­wa­dze wie­lu z was. Dzi­ęki chęci prze­ła­ma­nia we­wnętrz­ne­go bólu, po­trze­by zna­le­zie­nia od­po­wie­dzi na py­ta­nia, któ­re ci­ągle w was tkwią. Na­pi­sa­ły­ście, żeby zro­zu­mieć, żeby po­czuć ulgę, a ta­kże dla­te­go, by w ko­ńcu móc ru­szyć na­przód.

Nie wszyst­kie z tych hi­sto­rii ko­ńczą się po­go­dze­niem z prze­szło­ścią – nie­któ­re z was na­dal zma­ga­ją się z bó­lem, inne zdo­ła­ły się uwol­nić – ka­żda jest jed­nak świa­dec­twem tego, jak re­la­cja z mat­ką po­tra­fi ukszta­łto­wać całe na­sze ży­cie. Jak po­tra­fi udu­pić.

Mam na­dzie­ję, że te li­sty będą w ja­ki­mś sen­sie te­ra­pią. Może nie­któ­re z was od­naj­dą w nich swo­je wła­sne do­świad­cze­nia, może ktoś inny zo­ba­czy hi­sto­rię bli­skiej oso­by. Ale przede wszyst­kim pra­gnęła­bym, aby sta­ły się one przy­po­mnie­niem, że ka­żda z nas za­słu­gu­je na mi­ło­ść, zro­zu­mie­nie i wspar­cie. I że na­wet po la­tach bólu mo­żna zna­le­źć w so­bie siłę, by za­cząć od nowa.

Po­dob­no ro­sół wca­le nie po­ma­ga na prze­zi­ębie­nie, ale i tak, kie­dy przy­go­tu­je go mama, za­wsze czu­je­my się ja­koś le­piej.

Niech ta ksi­ążka będzie czy­mś, po czym rów­nież po­czu­je­cie się le­piej.



Wy­obraź so­bie małą dziew­czyn­kę.

Sie­dzi na ka­mien­nym pro­gu domu, wpa­tru­jąc się w dal, jak­by szu­ka­ła w ho­ry­zon­cie od­po­wie­dzi na py­ta­nia, któ­rych ni­g­dy nie za­da­ła. Na po­zór zwy­kłe dziec­ko, o ciem­nych wło­sach przy­ci­ętych za uszy, w zbyt du­żym swe­trze, któ­ry wy­da­je się po­chła­niać jej drob­ne cia­ło. Ale w jej oczach, w tym spo­koj­nym spoj­rze­niu, jest coś, cze­go nie do­strze­ga­ją ci, któ­rzy prze­cho­dzą obok – głębo­ka rana, nie­wi­docz­na dla świa­ta, a jed­nak tak re­al­na, że kszta­łtu­je ka­żdy jej dzień.

Od wcze­snych lat czu­ła, że jest obca, jak­by przy­szła na świat przy­pad­kiem, nie­wła­ści­wa w ka­żdym aspek­cie swo­jej eg­zy­sten­cji. Mat­ka, ko­bie­ta pi­ęk­na, zim­na i wy­ma­ga­jąca, pa­trzy­ła na nią jak na ko­goś, kto nie spe­łnia ocze­ki­wań, kto wci­ąż za­wo­dzi. Dziew­czyn­ka od naj­młod­szych lat ro­zu­mia­ła, że mi­ło­ść, o któ­rej cza­sem sły­sza­ła w opo­wie­ściach in­nych dzie­ci, jest czy­mś, cze­go ni­g­dy nie otrzy­ma. Za­miast tego była oce­nia­na, ko­ry­go­wa­na, ka­ra­na, cza­sem fi­zycz­nie, ale częściej słow­nie. Cio­sy te były bar­dziej sub­tel­ne, bar­dziej pod­stęp­ne, bo wcho­dzi­ły w głąb jej du­szy i zo­sta­wia­ły bli­zny, któ­re tyl­ko ona mo­gła po­czuć.

Była zbyt ci­cha. Zbyt nie­sfor­na. Zbyt nie­zdar­na. Zbyt ma­rzy­ciel­ska. Jej mat­ka po­pra­wia­ła ją nie­ustan­nie, jak przed­miot, któ­ry mo­żna ulep­szyć, wy­rze­źbić we­dług ide­al­ne­go wzo­ru, ale któ­ry ni­g­dy nie osi­ągnie do­sko­na­ło­ści.

– Dla­cze­go nie mo­żesz być jak inne dzie­ci? – po­wta­rza­ła.

I za ka­żdym ra­zem te sło­wa wbi­ja­ły się w dziew­czyn­kę jak szpil­ki w ser­ce, przy­po­mi­na­jąc, że nie jest wy­star­cza­jąco do­bra. A prze­cież tak bar­dzo chcia­ła być ko­cha­na. Ma­rzy­ła o jed­nym spoj­rze­niu pe­łnym dumy, o jed­nym ge­ście czu­ło­ści. O chwi­lach, kie­dy mo­gła­by przy­tu­lić się do mat­ki bez oba­wy, że usły­szy ko­lej­ne sło­wa kry­ty­ki.

Rany, któ­re za­da­no jej w dzie­ci­ństwie, z cza­sem nie znik­nęły. Zro­sły się tyl­ko z jej du­szą, sta­ły się częścią jej to­żsa­mo­ści. Te­raz, gdy do­ro­sła, na­dal bolą. Są jak ukry­te drza­zgi pod skó­rą, któ­re od­zy­wa­ją się przy ka­żdym do­ty­ku. Zwi­ązek z mat­ką za­wsze był czy­mś, co no­si­ła w so­bie jak ci­ężki ka­mień – ni­g­dy nie do ko­ńca ukszta­łto­wa­ny, za­wsze nie­zro­zu­mia­ły. Mat­ka już daw­no ode­szła, za­bie­ra­jąc ze sobą wszyst­kie te spoj­rze­nia pe­łne roz­cza­ro­wa­nia, sło­wa, któ­re kła­dły się cie­niem na dzie­ci­ństwie dziew­czyn­ki, ale ona wci­ąż nie po­tra­fi­ła się uwol­nić.

W do­ro­słym ży­ciu sta­ra­ła się być kimś in­nym – sil­ną, nie­za­le­żną, taką, któ­ra nie po­trze­bu­je ni­czy­jej apro­ba­ty. Lecz pod tą fa­sa­dą kry­ła się ta sama mała dziew­czyn­ka, któ­ra ni­g­dy nie była wy­star­cza­jąco do­bra. Kie­dy pa­trzy­ła w lu­stro, wi­dzia­ła do­ro­słą ko­bie­tę, ale czu­ła, że w jej wnętrzu coś jest zła­ma­ne. Ka­żda re­la­cja, ka­żda bli­sko­ść z in­ny­mi lu­dźmi była pod­szy­ta stra­chem, że zno­wu za­wie­dzie, że zno­wu nie spro­sta ocze­ki­wa­niom, na­wet tym, któ­re ni­g­dy nie zo­sta­ły wy­po­wie­dzia­ne.

W chwi­lach ci­szy, gdy nie było ni­ko­go w po­bli­żu, wra­ca­ła my­śla­mi do tam­te­go domu, do tam­te­go pro­gu, gdzie sie­dzia­ła jako dziec­ko, wpa­tru­jąc się w dal. I my­śla­ła o tym, czy mo­gła­by być inna, czy mo­gła­by być szczęśliw­sza, gdy­by tyl­ko kie­dyś usły­sza­ła od mat­ki: „Je­steś wy­star­cza­jąca taka, jaka je­steś”. Ale te sło­wa ni­g­dy nie pa­dły, a ona mu­sia­ła na­uczyć się żyć z bra­kiem, któ­ry za­siał się głębo­ko w jej ser­cu.

To, co bo­la­ło naj­bar­dziej, to świa­do­mo­ść, że mo­gła być szczęśli­wa. Gdzieś, w in­nym ży­ciu, w in­nej rze­czy­wi­sto­ści, żyła taka wer­sja jej sa­mej, któ­ra bie­gła w stro­nę otwar­tych ra­mion mat­ki, któ­ra sły­sza­ła sło­wa otu­chy, a nie kry­ty­ki. Ale to nie jej rze­czy­wi­sto­ść. Ta mała dziew­czyn­ka, któ­rą kie­dyś była, nie mia­ła tego szczęścia. Była ra­nio­na – cza­sem świa­do­mie, cza­sem nie – przez ko­bie­tę, któ­ra po­win­na ją chro­nić. A te­raz, kie­dy jest już do­ro­sła, ta dziew­czyn­ka na­dal w niej miesz­ka, ze swo­imi bli­zna­mi, któ­re cza­sem pęka­ją i krwa­wią na nowo.

To ży­cie jest pe­łne dźwi­ęków, któ­re przy­wo­dzą jej na myśl prze­szło­ść. Trza­ska­jące drzwi, od­dech w ciem­no­ści, czy­jeś kro­ki. I wte­dy znów czu­je to ukłu­cie w ser­cu, przy­po­mnie­nie, że kie­dyś była małą dziew­czyn­ką, któ­ra ni­g­dy nie za­zna­ła szczęścia.



Kie­dy my­ślę o mat­kach, wi­dzę je jako tkacz­ki hi­sto­rii – de­li­kat­ne, ale sil­ne przędze ży­cia, któ­re łączą prze­szło­ść z te­ra­źniej­szo­ścią. Mat­ki są jak po­wie­trze – nie­wi­dzial­ne, a jed­nak nie­zbęd­ne, a ich obec­no­ść jest tak oczy­wi­sta, że cza­sem nie­do­strze­gal­na, do­pó­ki jej nie za­brak­nie.

Wy­obra­żam so­bie mat­ki jako ci­che ar­chi­wist­ki ro­dzin­nych hi­sto­rii. Jako szu­fla­dy pe­łne sta­rych li­stów, zdjęć i przed­mio­tów, któ­re trzy­ma­ją w so­bie echa mi­nio­nych lat. Te hi­sto­rie nie za­wsze są wy­ra­źne, cza­sem wy­bla­kłe jak sta­re fo­to­gra­fie, ale wci­ąż ist­nie­ją, trzy­ma­ne bez­piecz­nie w pa­mi­ęci ma­tek.

Mat­ki są jak ogro­dy, któ­re upra­wia­ją całe spek­trum emo­cji, nie­kie­dy w naj­trud­niej­szych wa­run­kach. Są jak zie­mia, któ­ra nie­ustan­nie daje ży­cie, na­wet wte­dy, gdy jest wy­czer­pa­na. Mat­ka wie, jak zna­le­źć siłę tam, gdzie inni wi­dzą tyl­ko pust­kę.

Mat­ki są jak sta­re drze­wa – ich ko­rze­nie si­ęga­ją głębo­ko, trzy­ma­jąc nas moc­no i chro­ni­ąc przez całe ży­cie. W tych ko­rze­niach są ukry­te hi­sto­rie, któ­re nas ukszta­łto­wa­ły, war­to­ści, któ­re w nas za­szcze­pio­no, a ta­kże ból, któ­re­go nie dało się unik­nąć.

Mat­ki nie są ide­ała­mi, to isto­ty pe­łne sprzecz­no­ści – są czu­łe i su­ro­we, pe­łne na­dziei, ale i re­zy­gna­cji, są ra­dos­ne i smut­ne. Mat­ki są jak stru­mie­nie, któ­re pły­ną przez na­sze ży­cie, cza­sem spo­koj­ne i ko­jące, a nie­kie­dy rwące i nie­prze­wi­dy­wal­ne.

Mat­ki to la­tar­nie – świe­cące w ciem­no­ściach, po­ka­zu­jące ście­żki, na­wet je­śli są one trud­ne do prze­by­cia. Są tym, co nas pro­wa­dzi, na­wet gdy się wy­da­je, że zgu­bi­li­śmy dro­gę.

Tak, mat­ki są jak po­wie­trze, zie­mia, drze­wa, stru­mie­nie i la­tar­nie – są nie­odłącz­ną częścią na­szej eg­zy­sten­cji, wple­cio­ne w co­dzien­no­ść tak moc­no, że trud­no so­bie wy­obra­zić ży­cie bez nich. Nie są do­sko­na­łe, ale są nie­za­stąpio­ne. To one na­da­ją kszta­łt na­szym hi­sto­riom.

I to jest ta lep­sza wi­zja ma­tek. Tyl­ko że nie za­wsze praw­dzi­wa.

Kie­dy my­ślę o złych mat­kach, wi­dzę je jako cie­nie, któ­re kła­dą się na ży­cie swo­ich dzie­ci, za­miast da­wać im świa­tło. Mat­ki, któ­re za­miast da­wać schro­nie­nie, sta­ją się bu­rzą, nie­ustan­nie prze­ta­cza­jącą się przez dzie­ci­ństwo, po­zo­sta­wia­jącą po so­bie spu­sto­sze­nie i zglisz­cza. Złe mat­ki nie są po pro­stu złe. Ich zło jest sub­tel­ne, sączy się po­wo­li jak tru­ci­zna i wle­wa w ka­żdą ko­mór­kę du­szy dziec­ka.

Złe mat­ki są jak za­tru­te stud­nie – dzie­ci, któ­re szu­ka­ją w nich mi­ło­ści i ak­cep­ta­cji, do­sta­ją oschło­ść, obo­jęt­no­ść, a cza­sem na­wet okru­cie­ństwo. Te stud­nie mogą wy­da­wać się głębo­kie i pe­łne ta­jem­nic, ale kie­dy dziec­ko za­nu­rza się w nich, do­sta­je wy­łącz­nie nie­prze­nik­nio­ny mrok.

Złe mat­ki są jak chwa­sty, któ­re dła­wią ka­żdy za­lążek na­dziei, ka­żdy kwiat ma­rze­nia, za­nim zdąży on w ogó­le za­kwit­nąć. W tych ogro­dach dzie­ci uczą się, że świat jest miej­scem nie­przy­ja­znym, a ka­żda pró­ba wy­jścia poza wy­zna­czo­ne gra­ni­ce ko­ńczy się bó­lem. Ta­kie mat­ki wy­ry­wa­ją ko­rze­nie z zie­mi i często ro­bią to z pre­me­dy­ta­cją.

Złe mat­ki są też jak domy bez drzwi – miej­sca, z któ­rych nie ma uciecz­ki. Tu­taj pa­nu­je wiecz­ne zim­no, prze­szy­wa­jące na wskroś i po­zba­wia­jące cie­pła, któ­re­go tak de­spe­rac­ko pra­gnie ka­żde dziec­ko. Ta­kie mat­ki mogą wpraw­dzie mó­wić o mi­ło­ści, ale ich sło­wa są pu­ste.

Złe mat­ki są jak lu­stra, któ­re od­bi­ja­ją znie­kszta­łco­ne ob­ra­zy. Po­ka­zu­ją, że ich dzie­ci nie są wy­star­cza­jąco do­bre, nie za­słu­gu­ją na mi­ło­ść, są win­ne ka­żdej po­ra­żki.

Złe mat­ki są jak nie­do­ko­ńczo­ne ksi­ążki – pe­łne nie­spe­łnio­nych obiet­nic i prze­rwa­nych wąt­ków. Ta­kie po­wie­ści prze­gląda się, pró­bu­jąc zna­le­źć sens w nie­kom­plet­nych stro­nach, szu­ka­jąc za­ko­ńcze­nia, któ­re­go nie ma. Ta­kie mat­ki zo­sta­wia­ją swo­je dzie­ci z nie­do­po­wie­dzia­ny­mi zda­nia­mi i py­ta­nia­mi. Albo śmie­ją im się w twarz.

Zło ma­tek nie za­wsze jest ce­lo­we, to coś w ro­dza­ju dzie­dzic­twa, któ­re prze­ka­zu­ją da­lej – cza­sem nie­świa­do­mie, nie­kie­dy jed­nak z pre­me­dy­ta­cją. To dzie­dzic­two nie­zro­zu­mie­nia i bólu, któ­re prze­ni­ka ko­lej­ne po­ko­le­nia.

Dzie­ci złych ma­tek do­ra­sta­ją, nio­sąc w so­bie te rany, pró­bu­jąc zna­le­źć spo­sób, aby uzdro­wić to, co zo­sta­ło ze­psu­te. Są jak rze­źbia­rze, któ­rzy z odłam­ków nie­uda­ne­go dzie­ci­ństwa pró­bu­ją stwo­rzyć coś pi­ęk­ne­go, coś, co przy­po­mi­na im, że mimo wszyst­ko wci­ąż są war­te mi­ło­ści.

Złe mat­ki są częścią nas. Są cie­niem, któ­ry kła­dzie się na na­szym ży­ciu i któ­re­go cza­sem nie mo­żna po­ko­nać.



Po­wro­ty do dzie­ci­ństwa są jak wy­pra­wy w głąb sie­bie, gdzie wspo­mnie­nia, choć często za­tar­te przez czas, po­tra­fią wró­cić w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach. To pod­ró­że do kra­iny, w któ­rej ka­żda emo­cja była od­czu­wa­ne ze zdwo­jo­ną siłą – ra­do­ść mia­ła smak pierw­szych let­nich tru­ska­wek, a smu­tek mógł przy­brać po­stać drob­ne­go cie­nia pa­da­jące­go na ulu­bio­ną za­baw­kę w za­po­mnia­nym kącie po­ko­ju.

Dzie­ci­ństwo to miej­sce, w któ­rym kszta­łtu­ją się fun­da­men­ty na­szej to­żsa­mo­ści, gdzie uczy­my się świa­ta, często po­przez pro­ste, a za­ra­zem po­tężne do­świad­cze­nia. To tam, w ci­szy let­nich wie­czo­rów lub wśród szep­tów zi­mo­wych po­ran­ków, ro­dzą się na­sze pierw­sze ma­rze­nia i lęki, któ­re nio­są się przez całe ży­cie, wpły­wa­jąc na na­sze de­cy­zje i wy­bo­ry.

Po­wro­ty te są nie tyl­ko spoj­rze­niem wstecz, ale też pró­bą zro­zu­mie­nia, kim je­ste­śmy te­raz, w świe­tle tego, kim by­li­śmy kie­dyś. To de­li­kat­ne otwie­ra­nie drzwi do świa­ta, któ­ry choć mi­nio­ny, na­dal w nas żyje – w sub­tel­nych na­wy­kach, w ci­chych tęsk­no­tach, w tym, jak re­agu­je­my na naj­prost­sze ge­sty i sło­wa. W dzie­ci­ństwie tkwi esen­cja na­szej ludz­kiej na­tu­ry, na­sza pier­wot­na siła i kru­cho­ść, któ­re two­rzą na­szą wy­jąt­ko­wą hi­sto­rię.

Ka­żdy po­wrót do dzie­ci­ństwa jest jak od­kry­wa­nie mapy, któ­ra pro­wa­dzi nas do ko­rze­ni na­szych pra­gnień i lęków. To tam, w tych pierw­szych la­tach, znaj­du­ją się od­po­wie­dzi na wie­le z na­szych dzi­siej­szych py­tań, któ­re po­zwa­la­ją nam zro­zu­mieć, za­ak­cep­to­wać i być może uzdro­wić to, co wci­ąż w nas tkwi.

W tych po­wro­tach do dzie­ci­ństwa to wła­śnie mat­ka zaj­mu­je miej­sce cen­tral­ne, jest ni­czym sło­ńce w ukła­dzie pla­ne­tar­nym na­szych wspo­mnień. Jej obec­no­ść – czy to cie­pła i ko­jąca, czy też chłod­na i zdy­stan­so­wa­na – kszta­łtu­je nasz świa­to­po­gląd, wpły­wa na spo­sób, w jaki po­strze­ga­my sie­bie i in­nych. W oczach mat­ki, jak w lu­strze, wi­dzi­my od­bi­cie na­sze­go wła­sne­go ja, od­bi­cie, któ­re kszta­łtu­je się już od pierw­szych chwil ży­cia.

Po­wro­ty do dzie­ci­ństwa często pro­wa­dzą nas właś­nie do tych chwil, w któ­rych mat­ka była naj­bli­żej – lub naj­da­lej. To ona była świad­kiem na­szych pierw­szych kro­ków, słu­chacz­ką na­szych pierw­szych słów, uczest­nicz­ką na­szych pierw­szych od­kryć. To jej re­ak­cje, jej sło­wa za­pa­mi­ętu­je­my przede wszyst­kim.

Mat­ka to pierw­sza mi­ło­ść, pierw­sze roz­cza­ro­wa­nie, pierw­sza wal­ka o ak­cep­ta­cję. W jej spoj­rze­niu szu­ka­li­śmy apro­ba­ty, w jej sło­wach na­dziei, w jej ra­mio­nach schro­nie­nia. Ka­żde sło­wo, ka­żdy gest ze stro­ny mat­ki no­si­ły w so­bie ci­ężar zna­cze­nia. Z bie­giem lat może się on po­głębiać lub prze­kszta­łcać, ale ni­g­dy nie za­ni­ka.

Pod­czas po­wro­tów do dzie­ci­ństwa mat­ka sta­je się klu­czem do zro­zu­mie­nia wie­lu nie­wia­do­mych na­szej oso­bo­wo­ści. Bo to ona na­uczy­ła nas ko­chać, bać się, wal­czyć o sie­bie lub się pod­da­wać. To ona po­ka­za­ła nam mi­ło­ść lub obo­jęt­no­ść, le­czy­ła lub roz­dra­py­wa­ła rany.

Cza­sa­mi te po­wro­ty są bo­le­sne, in­nym ra­zem przy­no­szą uko­je­nie. Nie­za­le­żnie jed­nak od tego, ja­kie uczu­cia wzbu­dza­ją w nas wspo­mnie­nia o mat­ce, jed­no jest pew­ne: są one nie­odłącz­ną częścią na­szej hi­sto­rii, a w po­wro­tach do dzie­ci­ństwa za­wsze zaj­mu­je ona miej­sce szcze­gól­ne.

I ka­żda z nas prędzej czy pó­źniej od­po­wia­da so­bie na py­ta­nie – dla­cze­go je­stem, jaka je­stem.

_Udu­pio­ne przez mat­ki_ opo­wia­da losy ko­biet, któ­re no­szą w so­bie ci­ężar mat­czy­nych ocze­ki­wań, nie­spe­łnio­nych am­bi­cji i nie­wy­po­wie­dzia­nych ża­lów. Przy­bli­ża ży­cie w cie­niu ogrom­nej, nie­ustan­nie za­ci­śni­ętej dło­ni, któ­ra za­miast pro­wa­dzić, za­ci­ska się co­raz moc­niej, od­bie­ra­jąc prze­strzeń do od­dy­cha­nia, do by­cia sobą. Ży­cie, w któ­rym ka­żdy krok jest jak stąpa­nie po cien­kiej, kru­chej ta­fli lodu, w któ­rym mat­ka, za­miast być opo­ką, sta­je się wiecz­nym sędzią, wy­ro­ku­jącym, co jest wła­ści­we, a co nie, w któ­rym do­ro­słe cór­ki, choć daw­no już opu­ści­ły ro­dzin­ny dom, wci­ąż czu­ją się z nim zwi­ąza­ne nie­wi­dzial­nym sznu­rem, nie­po­zwa­la­jącym im w pe­łni do­świad­czyć wol­no­ści i ra­do­ści. Czu­ją się tak, jak­by były uwi­ęzio­ne w klat­ce zbu­do­wa­nej z mat­czy­nych słów, spoj­rzeń i ge­stów, któ­re ci­ągną w dół, nie po­zwa­la­jąc roz­wi­nąć skrzy­deł.MATKI POGARDLIWE

Wy­obraź so­bie małą dziew­czyn­kę.

To Ka­ro­li­na, któ­ra lubi sny o la­ta­niu.

Stoi wła­śnie przy ku­chen­nym zle­wie i myje ta­le­rze, któ­re dziś ważą wi­ęcej niż zwy­kle. Kro­ple wody spły­wa­ją po jej rękach, two­rząc na skó­rze wzo­ry. Ob­my­wa je zbyt zim­na woda, przy­no­sząca krót­kie, prze­szy­wa­jące dresz­cze. Mat­ka sie­dzi przy sto­le, z fi­li­żan­ką her­ba­ty, i jak za­wsze ob­ser­wu­je ka­żdy…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: