Układ doskonały - ebook
Układ doskonały - ebook
Aleksa McKenzie, porywcza właścicielka księgarni, odprawia miłosne czary, bo nie chce dopuścić do sprzedaży rodzinnego domu. Jedyny ratunek - bogato wyjść za mąż. Aleksa nie przewidziała, że jako oblubieńca wyczaruje sobie wpływowego biznesmena, a zarazem starszego brata najlepszej przyjaciółki, który przed laty złamał jej serce.
Bogaty architekt Nick Ryan nie pali się do małżeństwa, lecz jeśli chce odziedziczyć koncern budowlany stryja, musi znaleźć sobie żonę, i to szybko. Gdy dowiaduje się, że kumpela siostry jest w dramatycznej sytuacji finansowej, składa jej propozycję nie do odrzucenia: małżeństwo na niby obwarowane konkretnymi zasadami: żadnych komplikacji, czysty układ biznesowy bez miłości, zero uczuć. Ich związek ma przetrwać rok. Można wytrzymać, prawda? Los uparł się jednak, aby zniweczyć starannie opracowany plan...
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62955-75-6 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pałka, zapałka, dwa ki-je,
Kto się nie schowa, ten kry-je.
Szukam!
Aleksa opuściła dłonie zakrywające twarz i odwróciła się błyskawicznie. Wokół było cicho jak makiem zasiał, ale czuła, że dziewczyny są w pobliżu. Bez wahania ruszyła w głąb lasu, przemykając wśród dorodnych sosen. Pod jej stopami obutymi w trampki szeleściło poszycie, trzaskały gałązki. Nadstawiła uszu. Nagle dobiegł ją tłumiony chichot.
Pomknęła za tym dźwiękiem, ale zwiodło ją echo i niespodziewanie stanęła oko w oko z wiewiórką trzymającą spory orzech. Wabił ją cienisty gąszcz, ale po drodze sprawdziła jeszcze ulubioną kryjówkę Maggie. Znalazła tam jedynie kupkę suchych liści. Zwolniła kroku i już miała zawrócić, gdy usłyszała znajomy głos.
– Jesteś chyba trochę za duża na zabawę w chowanego, co?
Obróciła się na pięcie i obrzuciła nieprzyjaznym spojrzeniem starszego brata najlepszej przyjaciółki.
– Fajna rozrywka – odparła z pogardliwym prychnięciem. Dawniej się przyjaźnili, lecz pewnego dnia śliczny chłoptaś zbudził się o poranku i uznał, że nie będzie marnował czasu z małolatą. Przestał się do niej odzywać, nie wpadał ukradkiem na ciasteczka czekoladowe, nie opowiadał sprośnych kawałów. Interesowały go teraz głupie cycate laski ze starszych klas. Trudno. Jego strata. Aleksa ani myślała łasić się do tego zarozumialca jak natrętny psiak.
– Ty, biedaczku, nie jesteś w stanie tego rozkminić, bo konsekwentnie nas unikasz. Co tu robisz samiuteńki? – dodała po chwili.
Podniósł się z ziemi i podszedł do niej.
Nick Ryan, lat szesnaście, potrafił zatruć człowiekowi życie. Wyśmiewał Aleksę przy każdej okazji, dając do zrozumienia, że ma do tego święte prawo, bo jest o dwa lata starszy.
Stał na lekko rozstawionych, długich, pięknie umięśnionych nogach. Włosy miał jasne, w ciekawych odcieniach brązu i złota. Przypominały Aleksie rozmaicie wybarwione płatki zbożowe: jasne ryżowe, żółtawe pszeniczne i pomarańczowe z kukurydzy; pojedyncze kosmyki wiły się nad uszami i czołem. Twarz miał pociągłą, ze sterczącymi kośćmi i wiecznie odętą dolną wargą, która zawsze ją fascynowała. Z piwnych oczu wyzierały inteligencja oraz cień smutku. Aleksa znała to uczucie. Jedynie ono ich teraz łączyło.
Nick Ryan, chłopak z bogatego domu i samotnik, obywał się bez przyjaciół. Aleksę zawsze dziwiło, skąd u jego siostry Maggie wzięła się taka zdolność do jednania sobie ludzi.
– W lesie trzeba się bardzo pilnować, mała. Łatwo zabłądzić.
– Orientuję się tutaj lepiej od ciebie.
– Możliwe. – Wzruszył ramionami. – Powinnaś być chłopakiem.
Wściekła się natychmiast. Zacisnęła dłonie w pięści, przycisnęła je do boków i odrzuciła włosy związane w koński ogon.
– A z ciebie byłaby idealna panna. Wszystkim wiadomo, że dbasz o siebie i unikasz brudnej roboty, śliczny chłoptasiu.
Trafiony, zatopiony. Nick zmienił się na twarzy.
– A ty zacznij wreszcie zachowywać się jak prawdziwa dziewczyna.
– To znaczy?
– Maluj się, dbaj o wygląd, całuj się z chłopakami.
Aleksa nie splamiła się dotąd wydaniem skromnych zasobów finansowych na błyszczyk, nie mówiąc już o cieniach do powiek czy perfumach.
– Ohyda. – Znowu prychnęła.
– Z nikim się dotąd nie całowałaś, prawda?
Usłyszała ton drwiny w jego głosie. Większość jej czternastoletnich rówieśniczek, łącznie z Maggie, miała już za sobą pierwszego całusa, lecz Aleksę mdliło na samą myśl o tym. Nickowi nie przyznałaby się do tego nawet pod groźbą śmierci.
– Właśnie że tak.
– Z kim?
– Nie twój interes. A teraz spadam.
– Udowodnij.
Zatrzymała się w pół kroku. Głośny ptasi świergot przeszył leśną ciszę. Aleksa miała wrażenie, że to dla niej przełomowa chwila. Dumnie uniosła głowę.
– Co mam udowodnić?
– Że umiesz całować.
Żołądek jej się ścisnął, serce kołatało, dłonie zwilgotniały. Skrzywiła się paskudnie.
– Niby… z tobą?
– A nie mówiłem?
– Dlaczego miałabym się z tobą całować? Przecież cię nienawidzę.
– Dobra. Zapomnij. Chciałem tylko sprawdzić, czy masz zadatki na prawdziwą laskę. Teraz wiem, że nie.
Dotkniętą do żywego niesprawiedliwymi słowami Aleksę opadły znowu starannie ukrywane przed światem wątpliwości; czuła się inna, odrzucona. Dlaczego nie może być taka jak Maggie? Czemu obrazy, książki i zwierzaki obchodzą ją bardziej niż chłopcy? Może Nick ma rację, a ona rzeczywiście jest wybrakowana. A gdyby tak…
Nick oddalał się powoli.
– Poczekaj!
Przystanął odwrócony do niej plecami, jakby zastanawiał się, czy zareagować na wołanie. Odwrócił się powoli.
– Co jest?
Przemogła się i podeszła do niego, choć nogi się pod nią uginały. Dziwnie się czuła. Jakby lada chwila miała rzygnąć.
– Umiem całować. I… udowodnię ci.
– Dobra. Śmiało. – Stanął w nonszalanckiej pozie, którą przybierał, ilekroć chciał dać innym do zrozumienia, że jest cmentarnie znudzony.
Pochyliła się lekko, bazując na wiedzy czerpanej z książek i filmów. Nie spapram tego. Wargi rozluźnione. Głęboki oddech. Głowa na bok, żebyśmy nie zderzyli się nosami. Uwaga, nie walnąć go w podbródek, bo poleje się krew i będzie wpadka! Stop! Nie myśl o tym. Całus to łatwizna.
Dam radę. Dam radę. Dam radę.
Poczuła na ustach jego oddech; lekki powiew ciepłego powietrza. Uniosła głowę i czekała. Wargi Nicka dotknęły wreszcie jej ust.
To było zaledwie muśnięcie, a ile doznań. Delikatne dotknięcie palców na jej ramionach. Łagodna pieszczota ust. Ziemna woń lasu pomieszana z zapachem wody kolońskiej.
W jednej krótkiej chwili Nick ofiarował jej wyjątkowy dar. Przyjęła go z otwartym sercem, przepełniona osobliwą radością. Pierwszy pocałunek. Od dawna panicznie bała się tego doświadczenia, sparaliżowana własnym strachem przed chłopakami, całusami i nienormalnością swego nastawienia. Teraz wiedziała, że jest prawdziwą dziewczyną i nie będzie dłużej temu zaprzeczać.
Nick odsunął się wolno i Aleksa uniosła powieki. Spojrzeli sobie w oczy. Targana gwałtownymi uczuciami, które napływały falami, czuła się jak kajakarka na wodach górskiego strumienia, pełna obaw, a zarazem uszczęśliwiona. Wstrzymała oddech i czekała.
Nick miał dziwną minę. Przyglądał się Aleksie, jakby ujrzał ją po raz pierwszy. Na jedną cudowną chwilę przepastne, złotopiwne oczy rozświetlił blask łagodności, której nigdy jej nie okazywał. Kąciki ust lekko uniosły się w uśmiechu.
Aleksa także się rozpromieniła. Była bezpieczna. Nick przestanie z niej kpić i traktować ją jak powietrze. Marzenie długo skrywane przed światem zostało nagle ubrane w słowa.
– Kiedyś wyjdę za ciebie.
Ufna w ich przyjaźń i pocałunek wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Wierzyła Nickowi bez zastrzeżeń. Czekała na jego promienny uśmiech, na zgodę, święcie przekonana, że pierwszy idealny pocałunek definitywnie zmienił charakter ich znajomości.
Maska zakryła twarz Nicka. Chłopak, którego pocałowała Aleksa, zniknął bez śladu.
Usłyszała głośny śmiech.
Zamrugała powiekami, nie pojmując jego zachowania. Gdy znów spojrzała mu w oczy, zmroził ją wyzierający z nich chłód.
– Ślub! Ale numer! Ty masz pomysły. Gdy pomyślę o żonie, znajdę sobie jakąś superlaskę. Co mi po takiej małolacie? – Drwiąco pokręcił głową, jakby chciał dać do zrozumienia, że wpadka młodej jeszcze długo będzie go śmieszyć. Świetny temat do żartów z kumplami. Albo z fajnymi pannami.
Aleksa stała wśród drzew niezdolna do żadnej reakcji. Mogła tylko patrzeć z przerażeniem. Po raz pierwszy w życiu nie potrafiła zdobyć się na ciętą ripostę.
– Pociesz się, że nie wypadłaś najgorzej. Trochę praktyki i będzie z ciebie całuśna panna. Cześć, mała.
Odszedł.
Rozległ się tłumiony chichot. Przerażona Aleksa odwróciła się powoli i spostrzegła koleżanki ukryte w zaroślach. Teraz wszyscy dowiedzą się, co tu zaszło.
W tym momencie, na progu kobiecego życia, Aleksa podjęła pierwsze ważne postanowienie: nigdy więcej nie pozwoli się poniżyć Nickowi ani żadnemu innemu facetowi. Szczere uczucia warto żywić jedynie dla rodziny i przyjaciół. Chłopakom nie można ufać. Miała swój rozum i nie potrzebowała kolejnej nauczki.
Odwróciła się i uciekła, zapominając o zabawie w chowanego. Zastanawiała się tylko, czemu jej tak ciężko na sercu.
Rzecz jasna, była jeszcze zbyt młoda, żeby wskazać właściwy powód. Dopiero po wielu latach pojęła, w czym rzecz.
Miała złamane serce.Mężczyzna potrzebny od zaraz.
Powinien być zamożny i mieć na zbyciu sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
Aleksandria Maria McKenzie siedziała wpatrzona w małe domowe ognisko pośrodku salonu i zastanawiała się, czy jej przypadkiem szajba nie odbiła. Trzymała w ręku kartkę ze spisem pożądanych cech upragnionego oblubieńca. Lojalność. Rozum. Poczucie humoru. Przywiązanie do wartości rodzinnych. Miłość do zwierząt. Wysokie dochody.
Inne magiczne rekwizyty spłonęły już w metalowym kuble. Męski włos (brat nadal był na nią wkurzony, bo mu go podstępnie wyrwała). Wonne zioła… jako gwarancja miłego usposobienia konkurenta? Sporawy patyczek, aby… Miała nadzieję, że nie chodzi o to, co jej przemknęło przez myśl.
Z głębokim westchnieniem wrzuciła spis cech idealnego mężczyzny do srebrzystego wiaderka i patrzyła, jak płonie. Czuła się idiotycznie, odprawiając miłosne gusła, ale była w sytuacji bez wyjścia i nie miała nic do stracenia. Jako właścicielka eklektycznej księgarni w modnym ośrodku uniwersyteckim na obrzeżach Nowego Jorku czuła się uprawniona do nieszkodliwych dziwactw. Wolno jej na przykład błagać opatrzność, matkę-ziemię oraz moce niebieskie o zesłanie idealnego mężczyzny.
Płomienie zanadto się rozigrały, więc zdusiła je, używając miniaturowej gaśniczki. Dym idący z kubełka przypomniał jej o zwęglonej pizzy pozostawionej w piekarniku. Skrzywiła się, rzuciła gaśniczkę na dywan i poszła nalać sobie kieliszek czerwonego wina, żeby uczcić zakończenie obrzędu.
Mama szykowała się do sprzedaży Tary, czyli rodzinnego domu Aleksy.
Rozmyślając o swoich kłopotach, sięgnęła po butelkę cabernet sauvignon. Hipoteka księgarni była maksymalnie obciążona. Plan rozbudowy interesu wymagał teraz starannego przekalkulowania. Nie ma sposobu. Na niczym nie da się już przyoszczędzić. Rozejrzała się po stryszku wiktoriańskiej kamienicy, gdzie w dawnej służbówce urządziła sobie maleńkie mieszkanko, i uznała, że z ubogiego wyposażenia niczego już nie może spieniężyć. Nawet na eBayu.
Miała dwadzieścia siedem lat, więc powinna mieszkać w stylowym apartamencie, nosić markowe ciuchy i randkować w każdy weekend. Zamiast uganiać się za takimi atrakcjami, wegetowała w marnej klitce na poddaszu, przygarniała bezdomne psy z lokalnego schroniska i owijała się malowniczymi szalami, żeby odświeżyć stare ciuchy. Wierzyła w urodę życia, w otwartość na wszelkie jego możliwości, w podążanie za głosem serca. Niestety, żaden z tych przymiotów nie dawał gwarancji ocalenia rodzinnego domu.
Upiła łyk czerwonego wina i uświadomiła sobie, że w tej materii nic już się nie da zrobić. Żadnych szans na duże pieniądze wśród krewnych i znajomych. Gdy zjawi się komornik, lepiej nie oczekiwać szczęśliwego zakończenia. Aleksa to nie Scarlett O’Hara. Wątpliwe, żeby desperacka próba rzucenia miłosnego zaklęcia i zwabienia w swoje progi idealnego mężczyzny mogła okazać się pomocna.
Zabrzmiał dzwonek.
Aleksa zamarła z otwartymi ustami. Dobry Boże, a jeśli to on? Spojrzała na sprane gacie od dresu i wysiepaną koszulę, zastanawiając się, ile czasu potrzebuje, żeby się przebrać. Wstała, zamierzając pomknąć do garderoby, ale dzwonek zabrzmiał ponownie, więc ruszyła ku drzwiom. Wzięła głęboki oddech, przekręciła klucz…
– Nareszcie! Godzinę trzymasz mnie przed drzwiami!
Daremne nadzieje. Aleksa z ponurą miną spojrzała na swą najlepszą przyjaciółkę Maggie Ryan.
– Powinnaś być facetem.
Maggie prychnęła i weszła do środka. Zamachała ręką, migając pazurkami pomalowanymi wiśniową czerwienią, i opadła na kanapę.
– Marzycielka. Ostatniego absztyfikanta przestraszyłaś nie na żarty, więc nikogo ci już nie naraję. Co tu się działo?
– Jak to wystraszyłam? Ten gość mnie napastował.
– Pochylił się, bo chciał ci dać całusa na dobranoc. Ty się odchyliłaś i upadłaś na tyłek, a ten biedak wyszedł na kretyna. Po randce ludzie dają sobie buzi, Alekso. Taki jest zwyczaj.
Aleksa przerzuciła niedopalone resztki z kubełka do torebki, która wylądowała w koszu.
– Facio pożarł na kolację tony czosnku, dlatego wolałam, żeby się do mnie nie zbliżał
Maggie chwyciła kieliszek i pociągnęła spory łyk. Wyciągnęła długie nogi okryte czarną skórą i oparła stopy obute w kozaki z niebotycznymi obcasami o brzeg steranego wiekiem stolika.
– Dlaczego w ciągu ostatniej dekady nie przeleciałaś żadnego faceta? Chcesz o tym porozmawiać?
– Jędza.
– Cnotka.
Aleksa poddała się i parsknęła śmiechem.
– Dobra, wygrałaś. Czemu zawdzięczam niezapowiedzianą wizytę w sobotni wieczór? Świetnie wyglądasz.
– Dzięki. Umówiłam się z kimś na jedenastą. Lampka wina, te klimaty. Masz ochotę się przyłączyć?
– Chcesz mnie zabrać na swoją randkę?
– Jesteś lepszym kompanem. Ten gość to nudziarz.
– W takim razie po co się z nim spotykasz?
– Jest przystojny.
Aleksa klapnęła na kanapę obok przyjaciółki i westchnęła.
– Szkoda, że nie jestem taka jak ty, Maggie. Dlaczego mam tyle zahamowań?
– Czemu mnie całkiem ich brakuje? – Maggie skrzywiła się, kpiąc z samej siebie, a potem wskazała osmalone wiaderko. – O co chodziło z tym pożarkiem?
– Trochę czarowałam. Miłosne zaklęcia w celu przygruchania sobie faceta. – Aleksa westchnęła. Maggie odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła śmiechem.
– Dobre! Czemu potrzebowałaś do tego wiaderka?
Aleksa zrobiła się czerwona. Ależ się wkopała!
– Rozpaliłam ognisko na chwałę matki-ziemi oraz wszelkich sił kosmicznych – wymamrotała.
– Boże miłosierny!
– Zrozum. Jestem w sytuacji bez wyjścia. Nie spotkałam dotąd mego księcia z bajki, a na dodatek pojawił się nowy problem, więc skonsolidowałam oczekiwania, spisując je na jednej liście.
– Proszę?
– Pewna klientka, maniaczka new age’u, kupiła u mnie poradnik na temat miłosnych czarów. Znalazła tam wskazówki dotyczące listy oczekiwań wobec przyszłego męża. Spisała swoje i facet pojawił się jak diabeł z pudełka.
Maggie nagle okazała zainteresowanie.
– Spotkała idealnego faceta? Takiego, jakiego sobie wymarzyła?
– No… Spis musi być precyzyjny. Żadnych ogólników, bo siły kosmiczne się pogubią, a idealny konkurent nie przybędzie. Klientka powiedziała, że dokładne wypełnienie rytuału gwarantuje, że odpowiedni mężczyzna na pewno się pojawi.
– Pokaż mi ten poradnik – zażądała Maggie z błyskiem w zielonych oczach.
Ciekawość samotnej przyjaciółki! – tego właśnie potrzeba zdesperowanej kobiecie stęsknionej za drugą połówką, żeby humor jej się poprawił. Aleksa czuła się jak idiotka, lecz rzuciła Maggie tomik oprawny w płótno.
– Pokaż mi swoją listę – zażądała Maggie.
– Spaliłam ją. – Aleksa wskazała kubełek.
– Na pewno zabunkrowałaś w łóżku drugi egzemplarz. Nie fatyguj się. Sama znajdę. – Podeszła do kanarkowego materaca, sięgnęła pod poduszkę, pomacała pościel zwinną łapką o ciemnoczerwonych pazurkach i tryumfalnie wyciągnęła karteluszek. Łakomie oblizała usta, jakby szykowała się do lektury gorącego romansu. Aleksa usiadła na dywanie i zwiesiła głowę. Niech się dzieje, co chce. Zniesie każde upokorzenie.
– Punkt pierwszy – czytała Maggie. – Fan baseballu oraz mojej ulubionej drużyny.
Aleksa przygotowała się na huraganowy atak.
– Baseball na pierwszym miejscu? – wrzasnęła Maggie, dla większego dramatyzmu machając kartką. – Cholera jasna, co cię podkusiło, żeby zaczynać listę oczekiwań od sportu? Ta twoja drużyna od lat wlecze się w ogonie rozgrywek. Między nowojorczykami trudno znaleźć ich fanów, co oznacza rezygnację z większości tutejszej męskiej populacji.
Aleksa zacisnęła zęby. Dlaczego wszyscy się uparli, żeby bez pardonu krytykować jej wybór?
– Moja drużyna ma charakter i serce do walki. Szukam mężczyzny, który potrafi kibicować słabszym. Nie będę sypiać z fanem nadzianych mięśniaków.
– Ależ z ciebie uparciuch. Ręce opadają – piekliła się Maggie. – Punkt drugi: miłośnik książek, sztuki i poezji. – Wzruszyła ramionami. – Może być. Punkt trzeci: zwolennik monogamii. Bardzo istotna cecha. Punkt czwarty: zdecydowany na dzieci. – Maggie podniosła wzrok. – Ile?
– Chciałabym trójeczkę – odparła z uśmiechem Aleksa. – Ale parka mi wystarczy. Powinnam to zaznaczyć?
– Nie. Matka-ziemia i moce niebieskie mają swój rozum. – Maggie czytała dalej: – Punkt piąty: znawca kobiecej duszy. To jest dobre. Od czytania książek na temat Wenusjanek i Marsjan dostaję mdłości. Przestudiowałam całą serię i za cholerę nie rozumiem, o co chodzi. Punkt szósty: miłośnik zwierząt. – Maggie jęknęła. – Porażka! Tak samo jak z baseballem.
Siedząca na dywanie Aleksa obróciła się natychmiast i znalazła się oko w oko z przyjaciółką.
– Gdyby się okazało, że facet nienawidzi zwierzaków, musiałabym zrezygnować z wolontariatu w naszym schronisku, prawda? A gdyby okazał się myśliwym, to miałabym totalnie przechlapane, racja? Wyobraź sobie, że wstaję z łóżka, bo mnie przypiliło w środku nocy, a tu znad kominka łypie na mnie okiem martwy rogacz.
– Dramatyzujesz. – Maggie wróciła do lektury. – Punkt siódmy: Uczciwy, etyczny, z zasadami. Te wymagania umieściłabym na pierwszym miejscu, ale ja nie jestem fanką baseballu i kibicką najukochańszej drużynki. Punkt ósmy: namiętny kochanek. Dałabym ten wymóg jako drugi, ale i tak należą ci się gratulacje za to, że w ogóle pomyślałaś o sprawie. Nie jesteś aż tak beznadziejna, jak mi się dotąd wydawało.
Aleksa pełna obaw westchnęła ciężko.
– Czytaj dalej.
– Punkt dziewiąty: silne poczucie więzi rodzinnych. Przekonujące. Ta wasza banda mogłaby występować w serialach familijnych. Dobra, teraz punkt dziesiąty…
Zapadła cisza przerywana jedynie tykaniem zegara. Aleksa obserwowała Maggie, która powtórnie wczytywała się w ostatnią linijkę.
– Aleksa, tu jest chyba literówka?
– Nie sądzę – odparła z westchnieniem autorka tekstu.
Maggie przeczytała głośno punkt dziesiąty.
– Niech ma na zbyciu sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów do natychmiastowego wydania. – Spojrzała na przyjaciółkę. – Oczekuję wyjaśnień.
– Szukam faceta wartego mojej miłości, który może dać mi sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. I to szybko. – Aleksa wyprostowała się z godnością.
Maggie potrząsnęła głowa, jakby nie wierzyła własnym uszom.
– Po co ci taka kasa?
– Na ratowanie Tary.
– Tary? – Maggie zamrugała powiekami.
– Domu mojej mamy. Nazwa została zaczerpnięta z powieści „Przeminęło z wiatrem”. Pamiętasz, jak matula żartowała, że trzeba zasiać więcej bawełny, ponieważ brak nam forsy na zapłacenie rachunków? Tak naprawdę nie było jej do śmiechu, Maggie, ale wolałam oszczędzić ci przykrych konkretów. Mama chce sprzedać dom, a ja nie mogę do tego dopuścić. Rodzinka jest spłukana i nie ma dokąd pójść. Zrobię wszystko, żeby im pomóc. Mogę nawet wyjść za mąż jak Scarlett O’Hara.
Maggie jęknęła przeciągle i chwyciła torebkę. Wyjęła telefon i pospiesznie wybrała numer.
– Co robisz? – Aleksa obawiała się, że przyjaciółka nie pojęła, w czym rzecz, i coś sobie ubzdurała. Pierwszy raz zdarzyło się Aleksie szukać oparcia w męskim świecie. Siłaczka zaliczyła totalną wpadkę.
– Muszę odwołać randkę. Punkt dziesiąty wymaga omówienia. Potem zadzwonię do mojej terapeutki. Jest świetna. Uosobienie dyskrecji. Można się z nią umówić w nocy, o północy.
– Jesteś nieoceniona, Maggie. – Aleksa parsknęła śmiechem. – Na tobie zawsze można polegać.
– Powtarzaj mi to jak najczęściej.
Nicholas Ryan miał szczęśliwą przyszłość w zasięgu ręki.
Niestety, żeby zdobyć to, na czym mu naprawdę zależało, musiał posiadać małżonkę.
Było w życiu kilka spraw, które się dla niego liczyły. Ciężka praca prowadząca do osiągnięcia celu. Panowanie nad złością i włączanie zdrowego rozsądku, chociaż okoliczności zachęcają do konfrontacji. Piękno architektury. Budynki trwałe, a zarazem wzbudzające zachwyt. Połączenie łagodnych łuków i śmiałych linii. Cegła, beton i szkło dające pewność, o której ludzie marzą w codziennym życiu. Podziw widza po raz pierwszy oglądającego ukończone dzieło. Takie rzeczy trafiały Nickowi do przekonania.
Nie wierzył w miłość do grobowej deski, małżeństwo i więzy rodzinne. Nie był do nich przekonany, więc postanowił nie uwzględniać w swoim planie owych aspektów życia społecznego.
Niestety, stryj Earl zmienił nieoczekiwanie zasady gry.
Nick poczuł wewnętrzny skurcz. Omal nie parsknął śmiechem, porażony absurdalnym humorem własnego położenia.
Wstał ze skórzanego fotela, zdjął granatową marynarkę, jedwabny krawat w paski i śnieżnobiałą koszulę. Jednym energicznym ruchem rozpiął pasek od spodni i przebrał się w szare spodnie od dresu oraz pasującą do nich bawełnianą koszulkę. Wsunął stopy w sportowe buty Nike Air i wkroczył do tajemnej pracowni połączonej z biurem, gdzie trzymał modele, rysunki, inspirujące zdjęcia, bieżnię, kilka ciężarków i świetnie zaopatrzony barek. Nacisnął guzik pilota, uruchamiając wieżę. Popłynęła muzyka z „Trawiaty”, która zawsze rozjaśniała mu w głowie.
Wszedł na bieżnię, starając się nie myśleć o papierosie. Rzucił palenie pięć lat temu, lecz ilekroć przytłaczał go stres, nadal miał ochotę po niego sięgnąć.
Zirytowany własną słabością ćwiczył zawzięcie, ilekroć przychodziła taka pokusa. Bieganie go uspokajało, szczególnie w otoczeniu, gdzie miał wszystko pod kontrolą. Żadnych wrzasków i hałasów, zero palących słonecznych promieni, gładka trasa bez kamieni i żwiru. Wstukał na panelu właściwe tempo, które miało ułatwić mu rozwiązanie problemu.
Rozumiał intencje stryja, ale czuł się oszukany i dlatego z wolna tracił spokój. Jeden z nielicznych krewnych, których darzył szczerym uczuciem, posłużył się nim w końcu do własnych celów.
Nick pokręcił głową. Należało przewidzieć, że tak się to skończy. W ostatnich miesiącach życia stryj wciąż perorował na temat rodziny i zarzucał Nickowi, że przytakuje bez przekonania. Ciekawe, skąd to zdziwienie. Pseudorodzina Nicka powinna być wszak pokazywana w reklamach środków antykoncepcyjnych jako widomy dowód, że lepiej jednak ich używać, niż mnożyć się bez sensu.
Wiązał się i rozstawał z wieloma kobietami, a dzięki tym znajomościom z całą wyrazistością uświadomił sobie jedno: wszystkie kobiety pragną wyjść za mąż, a małżeństwo oznacza kłopoty. Emocjonalne wojenki. Dzieci spragnione uwagi, przez które ludziom puszczają nerwy. Ograniczenie swobody, które sprawia, że koniec wielu związków jest typowy. Rozwód. Dzieciaki stają się jego ofiarami.
Nie, serdeczne dzięki.
Pod wpływem natłoku myśli Nick zwiększył nachylenie bieżni i podkręcił szybkość. Stryj Earl aż do smutnego końca z uporem wierzył, że odpowiednia kobieta zmieni na lepsze życie bratanka. Groźny zawał przyszedł niespodziewanie. Gdy prawnicy zlecieli się do pieniędzy jak stado sępów do padliny, Nick sądził, że z łatwością załatwi spadkowe formalności. Jego siostra Maggie od dawna powtarzała, że rodzinna firma jej nie interesuje. Poza nimi stryj Earl nie uznawał żadnych krewnych. Pierwszy raz w życiu Nick uznał, że szczęście uśmiechnęło się do niego. Nareszcie będzie miał coś swojego.
Tak mu się zdawało do chwili otwarcia testamentu. Wtedy pojął, że z niego zakpiono.
Większościowe udziały w koncernie budowlanym Horyzont miał odziedziczyć po ślubie. Żeby zapis testamentowy się uprawomocnił, małżeństwo musiało przetrwać rok. Żadnych ograniczeń w wyborze małżonki; przedślubna intercyza mile widziana. Gdyby Nick nie spełnił warunku postawionego przez stryja, miał zachować pięćdziesiąt jeden procent akcji; reszta zostałaby rozdzielona między członków rady nadzorczej, a Nick pozostałby figurantem uwikłanym w korporacyjną politykę. Zamiast tworzyć wizjonerskie projekty, przesiadywałby na spotkaniach i zgłębiał tajniki firmowych układów. Tego właśnie za wszelką cenę pragnął uniknąć.
Stryj Earl doskonale o tym wiedział.
Nick musiał znaleźć sobie żonę.
Ze złością wdusił w panel sterowania przycisk opuszczający bieżnię. Zwolnił tempo i wyrównał oddech. Jego umysł z metodyczną precyzją przeszedł do porządku dziennego nad uczuciową pustką i przystąpił do analizowania możliwych opcji. Nick zszedł z bieżni, sięgnął do barku po schłodzoną wodę mineralną evian i podszedł znów do fotela. Wypił łyk lodowatej, idealnie czystej wody i odstawił spotniałą butelkę na biurko. Odczekał kilka minut, żeby spokojnie zebrać myśli, a potem wziął złote pióro i kręcił je między palcami.
Drukowanymi literami napisał kilka słów. Każde z nich było dla niego niczym przysłowiowy gwóźdź do trumny.
ZNALEŹĆ ŻONĘ.
Nie zamierzał tracić czasu na użalanie się nad sobą, choć postąpiono z nim niesprawiedliwie. Postanowił ułożyć listę cech potencjalnej żony, a następnie wybrać odpowiednią kandydatkę.
Natychmiast stanęła mu przed oczyma Gabriela, lecz odsunął tę myśl. Śliczna modelka, z którą obecnie się spotykał, idealnie się sprawdzała na bankietach i w łóżku, ale nie nadawała się na żonę. Potrafiła zawzięcie dyskutować na każdy temat, więc lubił jej towarzystwo, ale podejrzewał, że się w nim zakochała. Dawała mu do zrozumienia, że marzy o dzieciach, a więc złamała zasady. Nawet gdyby obwarował swoje małżeństwo fundamentalnymi zasadami, uczucia wszystko rozwalą. Gabriela, jak wszystkie żony, stanie się wymagającą zazdrośnicą. Jeśli poczuje się oszukana, nie powstrzyma jej żadna intercyza.
Napił się wody i wodził kciukiem po szorstkiej szyjce butelki. Przeczytał w jakiejś sekciarskiej książczynie, że kto precyzyjne spisze cechy wymarzonej kobiety, zapewne ją spotka. Nick zmarszczył brwi, analizując ulotną myśl. Był niemal pewny, że sprawa dotyczyła sił kosmicznych i matki-ziemi. Energia wszechświata odpowiada rzekomo na ludzkie potrzeby. Nie wierzył w te metafizyczne bzdury.
Dziś był w sytuacji bez wyjścia.
Dotknął stalówką lewej strony kartki i zaczął pisać.
IDEALNA ŻONA
Nie kocha mnie.
Nie chce ze mną sypiać.
Nie marzy o licznej rodzinie.
Nie każe mi trzymać zwierząt.
Nie pragnie mieć potomstwa.
Pracuje i robi karierę.
Traktuje nasz związek jako układ biznesowy.
Nie jest uczuciowa ani impulsywna.
Można jej zaufać.
Nick przeczytał swoją listę. Był świadomy, że niektóre z umieszczonych na niej warunków świadczą o jego uporze oraz łatwowierności, lecz jeśli zakłada, że hipoteza dotycząca przychylności sił kosmicznych znajduje potwierdzenie w rzeczywistości, powinien szczegółowo opisać wszystko, czego pragnie. Szukał kobiety gotowej potraktować sprawę jako przedsięwzięcie biznesowe. Na przykład takiej, która potrzebuje hojnego wynagrodzenia. Gotów był jej ofiarować wiele dodatkowych korzyści, zależało mu jednak na białym małżeństwie. Brak seksu pozwala uniknąć ataków zazdrości. Unikanie kontaktu z uczuciowymi kobietami równa się zero miłości.
Ład i porządek to gwarancja udanego małżeństwa.
Oczyma wyobraźni oglądał rozmaite panie, z którymi się dawniej spotykał; wszystkie znajome, z którymi zamienił choćby kilka słów; kobiety interesu zapraszane na spotkania biznesowe.
Nic jednak nie wynikło z tych wspominków.
Poczucie bezradności doprowadzało go do rozpaczy. Miał trzydzieści lat, był dość przystojny, inteligentny, zamożny, a jednak nie mógł wskazać odpowiedniej kandydatki na żonę.
Musiał ją znaleźć najdalej w ciągu tygodnia.
Zadzwoniła jego komórka.
Odebrał natychmiast.
– Ryan, słucham.
– Nick, tu Maggie. – Zamilkła na moment. – Znalazłeś fajną żonkę?
Stłumił chichot. Siostra była jedyną kobietą zdolną go rozśmieszyć, choć bywał to śmiech z samego siebie.
– Pracuję nad tym.
– Trafiłam chyba na odpowiednią pannę.
– Kto to jest? – Nick czuł przyspieszone bicie serca. Maggie pomilczała chwilę.
– Musiałbyś przystać na jej warunki, choć nie sadzę, żebyś miał z tym problem. Podejdź do sprawy z otwartym umysłem. Wiem, że wiara w ludzi to nie jest twoja mocna strona, ale tej lasce można ufać.
– Kto to jest, Maggie? – Nick zerknął na ostatni punkt listy pożądanych cech. Szumiało mu w uszach, gdy czekał na odpowiedź siostry. Milczenie się przedłużało.
– Aleksa.
Pokój zawirował na dźwięk imienia z przeszłości. Pierwsza myśl przyćmiła inne, rozbłyskując niczym jaskrawy neon.
Kurde, nie! Wykluczone.Maggie Ryan podniosła do ust kieliszek i upiła spory łyk margarity. Cierpki smak pomieszany ze słonym eksplodował na języku; rozgrzewał krew i dodawał animuszu. Nie dość szybko, niestety. Była całkiem przytomna, gdy zabrała się do dzieła.
Wabił ją zwodniczy tomik oprawiony w fioletowe płótno. Maggie znów po niego sięgnęła i zaczęła przeglądać, a potem rzuciła na szklany blat minimalistycznego stolika. Głupota! Miłosne czary i zaklęcia. Co to ma być, na miłość boską? Ani myślała z nich korzystać. Tak nisko jeszcze nie upadła. Z drugiej strony gdy Aleksa, najlepsza przyjaciółka Maggie, w desperacji postanowiła odprawić jeden z rytuałów, naprawdę wypadało udzielić jej moralnego wsparcia i pomóc w magicznych poszukiwaniach idealnego partnera.
Ale to całkiem inna bajka.
Maggie zaklęła półgłosem i spojrzała w okno. Światło księżyca sączyło się przez rolety z bambusowych listewek. Kolejny stracony wieczór. Jeszcze jedna bezsensowna randka. Demony podnosiły głowy, ale tej nocy nie było tutaj nikogo, kto mógłby je odpędzić.
Dlaczego nie potrafiła się zaangażować? Ostatnio trafił jej się sympatyczny, inteligentny i wyluzowany facet, więc gdy się wreszcie dotknęli, oczekiwała mocnego iskrzenia, a przynajmniej miłego dreszczyku oczekiwania. Zero reakcji. Nic. Totalne znieczulenie od pasa w dół. Czuła tylko pustkę, tępy ból i… tęsknotę za czymś… innym.
Rozpacz zwaliła się na nią jak fala tsunami. Poczuła znajomy skurcz żołądka i przypływ paniki, ale wzięła się w garść i odzyskała panowanie nad sobą. Olać to! Żadnych ataków. We własnym domu nie będzie się dołowała. Uczepiła się nagłej złości jak tratwy ratunkowej, oddychała równo i głęboko.
Kretyńskie ataki… Nienawidziła prochów i odmawiała ich przyjmowania, głęboko przekonana, że potrafi siłą woli zapanować nad paniką, więc ataki z czasem ustąpią. Całkiem możliwe, że wcześniej niż innych dopadł ją kryzys wieku średniego. Mimo wszystko jej życie było niemal doskonałe.
Miała wszystko, o czym inni mogą tylko marzyć. Fotografowała przystojniaków ubranych tylko w bieliznę i podróżowała po całym świecie. Uwielbiała swój apartament i nie miała problemów z płaceniem rachunków. W kuchni królował sprzęt ze stali nierdzewnej, a na podłodze lśniła gładka terakota. Supernowoczesny ekspres do kawy i shaker do koktajli wiele mówiły o jej upodobaniach. Bohaterki serialu „Seks w wielkim mieście” dobrze by się tutaj czuły. Miękki, biały dywan i meble kryte jasną skórą stanowiły widomy dowód, że w tym mieszkaniu brak dzieci, a codzienność ma swój niezmienny rytm. Maggie robiła, co chciała i kiedy chciała; nikomu się nie musiała tłumaczyć. Była ładna, zgrabna, niezależna finansowo i cieszyła się dobrym zdrowiem, jeśli nie liczyć ataków paniki… oraz obsesyjnych myśli, nachodzących ją ostatnio z upierdliwą natarczywością, która z każdym dniem przybierała na sile.
Co jest grane?
Wstała i chwyciła szlafrok z czerwonego jedwabiu, a stopy wsunęła w puchate szkarłatne kapcie ozdobione na przodzie diabelskimi różkami. Była już dostatecznie pijana i całkiem sama, więc nikt się nie dowie o jej wybryku. Może to doświadczenie podziała jak balsam na stargane nerwy.
Chwyciła kartkę i spisała wszystkie cechy idealnego mężczyzny.
Rozpaliła ogień.
Wypowiedziała zaklęcie.
Podczas bezsensownego rytuału brzmiał jej w głowie wesolutki chichot, ale po kolejnym łyku tequili przestała go słyszeć i spokojnie patrzyła na płonąca kartkę.
Zresztą nie miała nic do stracenia.
Słońce wydawało się gniewne i oburzone.
Michael Conte stał przed swoją kamienicą sąsiadującą z nabrzeżem, wpatrzony w ognistą kulę pełznącą z wysiłkiem ku szczytom gór. Barwą przypominała pomarańczową różę przechodzącą w mocny szkarłat. Wojownicze promienie wypędzały resztki mroku. Conte obserwował władcę poranka dumnie świętującego przejściowe zwycięstwo nad ciemnością i zadawał sobie pytanie, czy sam kiedykolwiek doświadczy takich uczuć.
Chciał znów żyć pełnią życia.
Pokręcił głową i skarcił się za smutne myśli. Nie miał powodu do narzekań. Wszystko mu się udawało. Kamienica nad rzeką była na ukończeniu. Wkrótce otworzy tu amerykańską filię rodzinnej sieci piekarń, która stanie się rynkowym przebojem. Taką miał nadzieję. Popatrzył w stronę odnowionego nabrzeża. Port i zabytkowe budynki w dolinie rzeki Hudson – do niedawna zaniedbane siedlisko rozmaitych przestępców – wypiękniały jak Kopciuszek na balu. Michael miał w tym swój udział. Wraz z dwoma pozostałymi inwestorami włożył w wymarzone przedsięwzięcie sporo pieniędzy i był pewny sukcesu. Brukowane alejki biegły między klombami róż, a w porcie cumowały statki: majestatyczne jachty oraz promy oferujące wycieczki dla dzieciarni.
Z jego piekarnią sąsiadowało spa oraz japońska restauracja, kierujące ofertę do zamożnej klienteli o rozmaitych gustach. Za kilka tygodni miało się odbyć uroczyste otwarcie kończące trudny rok poświęcony na prace budowlane i konserwacyjne.
La Dolce Famiglia zacznie niedługo sprzedawać swoje wypieki także w Nowym Jorku.
Michael czuł zadowolenie, a zarazem dziwną pustkę. Ostatnio nie poznawał samego siebie. Co się z nim dzieje? Marnie sypiał, a przelotne miłostki, na które od czasu do czasu pozwalał sobie dla rozrywki, sprawiały, że rankiem czuł się jeszcze bardziej rozbity. Z pozoru miał wszystko, czego pragną mężczyźni: majątek, ukochaną firmę, rodzinę, przyjaciół, dobre zdrowie. Potrafił zdobyć niemal każdą piękność, która mu wpadła w oko, ale jego włoska dusza marzyła o czymś więcej niż przelotne romanse, choć nie wiedział, czy takie uczucie naprawdę istnieje.
Dla niego raczej nie. Miał wrażenie, jakby coś w nim pękło.
Zdegustowany swymi duchowymi rozterkami odwrócił się i ruszył wzdłuż nabrzeża. Wkrótce zadzwoniła komórka, więc sięgnął do kieszeni kaszmirowego płaszcza i przyjrzał się numerowi widocznemu na wyświetlaczu.
Cholera jasna!
– Tak, Wenecjo? Co się znowu stało?
– Michael, katastrofa! Wierz mi, nie jest dobrze. Mam kłopoty. – Potok włoskich słów wlał mu się w uszy z siłą wodospadu. Ich sens gubił się wśród łkań, jęków i urywanych oddechów.
– Mam rozumieć, że wychodzisz za mąż?
– Michael, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Wenecja nagle przeszła na angielski. – Musisz mi pomóc!
– Uspokój się. Weź głęboki oddech i raz jeszcze wszystko mi opowiedz.
– Mama nie zgadza się na ślub! – wybuchnęła zrozpaczona Wenecja. – To wszystko twoja wina. Dobrze wiesz, że Dominik i ja od lat jesteśmy parą. Długo marzyłam i błagałam niebiosa, żeby mi się oświadczył. W końcu spytał, czy za niego wyjdę. Och, Michael, było jak w bajce. Zabrał mnie na Piazza Vecchia, padł na kolana i wręczył przecudny pierścionek zaręczynowy. Oczywiście zgodziłam się natychmiast i oboje pojechaliśmy do mamy, żeby powiedzieć o tym całej rodzinie i…
– Chwileczkę. Dominik nie raczył zapytać mnie, czy zgadzam się na wasze małżeństwo. – Michael poczuł się dotknięty. – Dlaczego o wszystkim dowiaduję się ostatni?
Jego siostra westchnęła przeciągle.
– Chyba żartujesz? To zamierzchły zwyczaj, a poza tym ciebie tu nie było. Zresztą wszyscy od dawna wiedzą, że się pobierzemy. Ale to bez znaczenia, bo pewnie zostanę starą panną i stracę Dominika. Nie będzie czekał na mnie latami. Wszystko przez ciebie.
Wenecja znowu wybuchnęła głośnym płaczem. Od jej łkań Michaela nagle rozbolała głowa.
– Co ja mam z tym wspólnego?
– Mama powiedziała, że nie mogę wyjść za mąż, dopóki ty jesteś kawalerem. Tata przestrzegał tych kretyńskich zasad, pamiętasz?
Spłoszonemu Michaelowi zimny dreszcz przebiegł po plecach. Stare rodzinne tradycje nie miały racji bytu we współczesnym świecie. Reguła dająca najstarszemu synowi pierwszeństwo na ślubnym kobiercu była dawniej ściśle przestrzegana w okolicach Bergamo. Michael jako dziedzic hrabiowskiego tytułu, stał się wprawdzie głową rodziny, ale przymuszanie do małżeństwa to dawne dzieje.
– Moim zdaniem zaszło jakieś nieporozumienie – odparł pojednawczym tonem. – Postaram się to wyjaśnić.
– Mama zapowiedziała, że mogę nosić pierścionek zaręczynowy, lecz ślubu nie będzie, póki ty się nie ożenisz. Dominik się wściekł i odparł, że w takim razie naprawdę trudno powiedzieć, jak długo będziemy musieli czekać na rozpoczęcie wspólnego życia. Na to mama wpadła w złość i uznała go za gbura, a potem wybuchła wielka kłótni. Moje życie się skończyło. Wszystko przepadło! Jak ona mogła mi to zrobić?
Znów rozległo się szlochanie i głośny płacz.
Michael zacisnął powieki. Bolesne pulsowanie w skroniach graniczyło z torturą.
– Uspokój się! – rozkazał, przerywając rozpaczliwe jęki Wenecji z wściekłością, której nawet nie próbował ukrywać. Ucichła natychmiast, przyzwyczajona od najmłodszych lat, że należy go słuchać. – Wszyscy wiedzą, że ty i Dominik jesteście sobie przeznaczeni. Nie powinnaś się tak zamartwiać. Dziś jeszcze porozmawiam z mamą.
Jego siostra na moment wstrzymała oddech.
– A jeśli nie zdołasz jej przekonać? Gotowa się mnie wyprzeć, gdybym wyszła za mąż bez jej błogosławieństwa. Cóż za koszmarna perspektywa! Ale nie mogę wyrzec się mężczyzny, którego kocham, prawda?
Michael miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod nóg. Nie chciał wchodzić do tej jaskini… lwic, ale wielka awantura w rodzinie wymuszała na nim powrót do domu. Na dodatek matka miała słabe serce, więc obawiał się o jej zdrowie. Wątpił, żeby dwie młodsze siostry, Julietta i Carina poradziły sobie z utrapieniami Wenecji. Teraz należało przede wszystkim zmusić ją, żeby się opamiętała. Michael ścisnął mocniej komórkę.
– Siedź cicho i nie panikuj, aż porozmawiam z mamą. Zrozumiałaś, Wenecjo? Ja się tym zajmę. Powiedz Dominikowi, żeby czekał spokojnie, aż znajdę wyjście z sytuacji.
– Dobrze – odparła drżącym głosem. Michael był świadomy, że Wenecja przesadnie dramatyzuje, ale naprawdę kocha narzeczonego i pragnie związać się z nim na dobre. Skończyła dwadzieścia sześć lat; większość jej młodszych koleżanek powychodziła za maż, więc i ona pragnęła się ustatkować, poślubiając mężczyznę, który szczęśliwie znalazł uznanie w oczach brata.
Michael pospiesznie zakończył rozmowę i stanął przy swoim aucie. Musiał pojechać do biura i wszystko przemyśleć. Może naprawdę przyjdzie mu wziąć ślub, żeby zapanować nad rodzinnym chaosem? Na samą myśl o tym dłonie mu zwilgotniały. Niewiele brakowało, żeby wytarł je o spodnie zaprasowane w idealny kant. Był tak zapracowany, że znalezienie drugiej połówki spadło na ostatnie miejsce listy życiowych priorytetów. Rzecz jasna doskonale wiedział, jakie zalety powinny cechować jego przyszłą żonę. Musi być wyrozumiała, miła i urocza. Poza tym inteligentna. I lojalna. Niech lubi dzieci i pragnie sporej gromadki, niech stworzy mu dom, nie zaniedbując przy tym własnej kariery zawodowej. Powinna także pasować do jego rodziny.
Usadowił się w eleganckim wnętrzu alfa romeo i uruchomił silnik. Deska rozdzielcza rozbłysła barwnymi ikonami. Co będzie, jeśli nie trafi mu się idealna kandydatka na żonę? Czy znajdzie osobę, która zechce pomóc w rozwiązaniu domowych problemów, ułatwi spełnienie marzeń jego matki i sprawi, że Wenecja będzie mogła poślubić kochanego nad życie Dominika? Gdzie, do wszystkich diabłów, szukać takiej pomocnicy?
Komórka zadzwoniła ponownie. Wystarczył rzut oka na wyświetlacz, by upewnić się, że Dominik nie zamierza biernie czekać na pomyślne zrządzenie losu i pragnie walczyć o rękę swej najdroższej.
Michaelowi głowa pękała, gdy odbierał telefon.
Czekał go długi i męczący dzień.