Układ - ebook
Układ - ebook
Seria PRZYCIĄGANIE #2 UKŁAD to świat nieprzyzwoitych i gorących fantazji z tajemnicą w tle!
Ciąg dalszy losów Kate i Marcosa, które przewrotne przeznaczenie połączyło przypadkowym dotykiem. Dotykiem, który naznaczył ich ciała i dusze.
Marcos, hiszpański dziedzic fortuny, traktuje kobiety jak bohater z filmu Pretty Woman. Spełnia swoje wyszukane zachcianki, dokładnie badając mapę kobiecego ciała. Zaspokaja ich seksualne potrzeby, jednak nie pozwala im przy tym zbliżyć się do siebie. Kto będzie jego kolejnym Kociakiem? Komu zaproponuje nowy układ? Kto stanie mu na drodze do realizacji planów? Kate razem z przyjaciółkami spędza wakacje w Turcji. Pewnego dnia wraz z Monią znika po wypadku w aquaparku. Kto stoi za ich zniknięciem? Marcos, który wcześniej był gotowy na wszystko, aby zdobyć Kate? Emir, który ma swoje porachunki z Marcosem? A może żaden z nich? Może ktoś inny jest gotów użyć każdego środka, aby osiągnąć swój cel? Tylko co to wszystko ma wspólnego z Kate? Jak jej decyzje i działania wpłyną na los osób z nią związanych? Kto zawrze najkorzystniejszy układ? A kto zapłaci najwyższą cenę za…?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8159-938-2 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tak bardzo skupiłam się na sprawdzaniu aparatu fotograficznego, że nie usłyszałam, jak zbliżył się do mnie od tyłu.
Byłam zaaferowana ustawieniami kamery, szukałam najlepszej opcji, która pozwoliłaby mi uchwycić wielki plusk wody i wpadające do niej koleżanki. Nasłuchiwałam szumu wody i krzyków ludzi dobiegających z rynien wodnej zjeżdżalni u wylotu z cebuli. Próbowałam rozpoznać, czy kolejną osobą wpadającą do wody będzie Ann, Monia czy Agata. Nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś stoi tuż za mną, dopóki nie usłyszałam przy moim uchu seksownego męskiego głosu:
– Szukałem cię. Mam dla ciebie propozycję.
Aż podskoczyłam z wrażenia. Odwróciłam się niepewnie. Rozpoznałam jego głos, tak mi przecież znajomy. A jednak przyszedł.
Odnalazł mnie w tłumie setek ludzi bawiących się w aquaparku Alanya w Turcji. Zastanawiałam się, czy długo szukał… I kogo chciał znaleźć. Mnie czy Ann? Kogo dotyczy ta propozycja?
Spojrzałam na jego twarz i w szarych oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia. Kruczoczarne, krótkie włosy były ułożone nienagannie do góry. Naga, muskularna, opalona klatka piersiowa nie miała na sobie nawet jednej kropelki wody. Pomyślałam, że może dopiero co przyszedł i jeszcze się nie kąpał. Miał na sobie luźne turkusowe spodenki plażowe marki Ralph Lauren do połowy uda zamiast klasycznych kąpielówek, jakie nosiła większość mężczyzn na kąpielisku. Też suchuteńkie.
W moim sercu ożyła nadzieja, że przyszedł tu tylko dla mnie. Spotkanie było dla niego ważniejsze niż sama kąpiel i czerpanie przyjemności ze zjeżdżania w strugach wody.
– Lubię patrzeć na twoją twarz. Wyraża wszystkie emocje – kontynuował po hiszpańsku, akcentując powoli każde słowo. – Zdziwienie. Niedowierzanie. Ciekawość, jak to robię. A na to pytanie nie odpowiem. Zostanie to moją tajemnicą. I wreszcie: uśmiech.
Każde jego słowo odpowiadało kolejnym moim uczuciom. Rozumiał mnie lepiej, niż mogłabym to wyrazić. Uśmiechałam się. Nie dam się tak łatwo zwieść jego słowom.
– Mówiłam ci wcześniej, że nie jestem zainteresowana kontynuowaniem znajomości. Za trzy dni wyjeżdżamy.
– Nie chcę kontynuacji znajomości na dotychczasowych zasadach. – Uważnie przyglądał się mojej twarzy.
Próbowałam nie okazywać więcej emocji. Przybrałam maskę powagi lub obojętności, przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wygląda. Jednak natura ludzka i tym razem wzięła kontrolę nad moim ciałem.
– Nie pomogę ci zwodzić dziewczyn – odpowiedziałam obruszona, myśląc jednak, że nie jestem jego wybranką. Skrzyżowałam ramiona pod piersiami i stanęłam w pozycji obronnej na lekko rozstawionych nogach, gotując się na bitwę. To którą wybrał? Ann, aby bardziej mi dopiec, bo okazywałam, że jestem o nią zazdrosna? O to, że potrafiła zdobyć dowolnego faceta swoim seksownym szczupłym ciałem. A może zdecydował się na Monię, kochanego przyjacielskiego rudzielca? – Nie pozwolę ci ich bałamucić i traktować jak zabawki.
– Nie zależy mi na żadnej z nich. Schowaj pazurki na później. – Wzrok Marcosa prześlizgnął się po mojej twarzy i szyi. Zatrzymał się na piersiach, które sama wystawiłam w akcie zbierania siły do przeciwstawienia się mu. Odniosło to jednak odwrotny skutek od zamierzonego. Czułam jego gorące spojrzenie. Rozbierał mnie wzrokiem. Moje piersi pod wpływem skrzyżowania ramion były ciasno uwięzione w uścisku. Pełne, kształtne. Materiał mokrego bikini naprężył się na brodawkach. Czułam, jak sutki mi sterczą, zachęcając obserwatora do zabawy.
Marcos zrobił krok bliżej. Stałam jak sparaliżowana, ciekawa, co stanie się za chwilę. Fantazje zamieniały się w życie.
– Stojąc w takiej pozycji, prowokujesz mnie do działania. Mam ochotę chwycić cię za twoją uroczą pierś i poczuć jej miękkość, sprężystość, ciężar w swojej dłoni, tak jak poprzednio. Bawiłbym się nią przez wilgotny materiał bikini. Nachyliłbym się, aby sprawdzić ustami, czy twoje piersi są nadal mokre. A może gorące od tylu godzin na słońcu. Odsunąłbym materiał, aby poczuć twój smak na moich ustach, języku. Pocałowałbym cię w sam koniuszek sutka, po czym zassałbym go mocno i lizał.
Czułam, że policzki robią mi się bardziej różowe, i to nie od słońca, tylko od wyobrażania sobie jego ust na mojej piersi. Topniałam jak wosk. Wiedział, jak mnie rozbroić. Kawałek po kawałku. Zrobił drugi krok. Stał tak blisko, że nasze ciała prawie się ze sobą stykały. Dotknął dłonią mojej twarzy. Odchylił ją lekko do tyłu, położył drugą dłoń na policzku. Przytrzymał mi twarz, abym patrzyła mu prosto w oczy. Był ode mnie wyższy o pół głowy. Wystarczyłoby, aby lekko się nachylił, a nasze usta stopiłyby się w pocałunku. Gorącym jak jego słowa. Namiętnym pocałunku.
Staliśmy tak, wpatrzeni w siebie w milczeniu. Nie słyszałam szumu ani plusku wody. Słyszałam jedynie swój urywany oddech. Czułam przyśpieszenie pulsu, szybciej krążącą krew w żyłach. Pragnęłam tego. Pragnęłam Marcosa. Pokazał, że może być czuły, uwodzicielski, delikatny i jednocześnie stanowczy, pewny siebie.
Bezsilna, zwiesiłam ręce wzdłuż ciała. Nie miałam sił na walkę. Był tak blisko, wystarczyłoby, abym go dotknęła, tak jak tamtej nocy. Położyła mu dłonie na muskularnym, opalonym torsie. Poczuła pod dłońmi bijące serce. Unoszenie się i opadanie klatki piersiowej przy każdym oddechu. Wtulić się w niego. Oddać mu się w pocałunku. Badać dłońmi jego ciało. Plecy, kark. Wplątać palce w jego gęste włosy i przyciągnąć twarz do swojej. Posmakować żaru i dać się pochłonąć jego ogniowi.
– Czujesz to samo. Widzę to w twoich oczach. Pragnienie spełnienia. Pełnego oddania. Pożądanie – powiedział cicho, z ustami tuż przy moich. Każdy jego oddech, słowo, drgało w moich ustach, wibrowało w moim ciele, pobudzając czułe struny. Czułam się tak dobrze, oczarowana, pożądana. – Pragnę ci to wszystko dać. Pokazać ci świat przyjemności – kusił dalej. Wyczuwałam rosnące między nami napięcie seksualne. Niewidzialna siła przyciągania wabiła mnie do niego.
Rozchyliłam i oblizałam usta, chcąc je zwilżyć, bo zaschło mi w ustach z wrażenia i rosnącego pożądania. Pochłaniała mnie żądza spróbowania zakazanego owocu. Tak jak tamtej nocy. Poddać się chwili, nie myśląc o jej konsekwencjach. Jedynie czuć. Przyjemność. Rozkosz. Zaspokojenie. Błogość.
Nie zwlekał dłużej, wessał się w moje usta. Całował je zachłannie. Smakował językiem. Delikatnie kąsał. Nie dawał chwili na zastanowienie, tak jakby się obawiał, że w ostatniej chwili się wycofam i znowu wymknę z jego sideł. Jego usta błądziły po moich. Twarde, wymagające, nienasycone, brały we władanie centymetr po centymetrze nie tylko moje wargi. Wsunął mi w usta język. Zwolnił odrobinę. Czekał na ruch z mojej strony. Czy mu się poddam, czy oddam pocałunek, czy będę bierna? Odpowiedź była tylko jedna. Poddałam się uczuciom, pragnieniu.
Wysunęłam język na spotkanie z jego natarczywym języczkiem. Pocałunek przemienił się w taniec ust, języków, oddechów. Wzajemne smakowanie siebie. Naśladowałam ruchy jego dłoni. Błądził nimi po mojej twarzy, masował mi szyję, kark. Zarzuciłam mu ramiona na barki. Jedną dłonią delikatnie badałam twarz, tak jakbym chciała ją zapamiętać, szczegół po szczególe, aby później przenieść na płótno. Drugą dłoń wplątałam w jego bujną grzywę i przyciągnęłam zachłannie do siebie. Ja też mam prawo do własnych pragnień. Chcę to czuć po swojemu.
Przywarłam do niego ciałem. Moje wrażliwe piersi przylgnęły do jego twardego umięśnionego torsu. Chłodny, wilgotny materiał bikini i jego ciepła, rozgrzana słońcem klatka piersiowa. Czułam, jak ciepło rozchodziło się po moim ciele. Pulsowało w okolicach podbrzusza. Pocałunek pogłębiał się. Oboje byliśmy jak nienasyceni.
Stanęłam na palcach, chcąc bardziej wtulić się w jego tors. Przesuwając się po jego ciele, poczułam rosnącą wypukłość jego spodni. Celowo stanęłam na całych stopach i ponownie wspięłam się na palce, przejeżdżając jeszcze raz w dół i do góry po jego ciele wilgotnym stanikiem bikini. W reakcji na to jego dłoń zjechała po moim boku tuż obok piersi, po plecach, i zatrzymała się na moim pośladku. Ścisnął go. Przez moje ciało przeleciał prąd. Jego dotyk mnie elektryzował. Podniecał. Czułam, że w podbrzuszu narastało napięcie. Pożądanie. Pragnienie znacznie więcej. Idealnie wiedział, co zrobić, abym cieszyła się pieszczotą. Nasze dłonie błądziły po sobie bardziej niecierpliwie.
Raptem przerwał pocałunek. Oboje nie mogliśmy złapać oddechu. Uśmiechał się do mnie jak zachwycony zwierzak, szczerząc wszystkie zęby. Walczyłam o oddech, zatraciłam się w tym pocałunku. Całkowicie straciłam poczucie czasu i miejsca. Świadomość wracała powoli.
– O tym właśnie mówiłem, Kiciu. Idealnie do siebie pasujemy. Reagujesz cudownie na każdy mój dotyk. Wciąga cię wir doznań i pochłania całe ciało.
Słuchałam go rozmarzona, byłam jeszcze w świecie fantazji, wszechogarniającego poczucia bezpieczeństwa, bliskości ciał, oddania w pocałunku, żaru ciał. Trzymał mnie za ramiona. Podtrzymywał i utrzymywał między nami delikatny dystans. Odczekał kilka minut, zanim powiedział:
– Dlatego chcę ci zaproponować prosty układ. – Słyszałam kolejne słowa, które stopniowo odzierały mnie z oparów iluzji: – Spędź następne dwa dni tylko ze mną. Twoje ciało tak wspaniale dopasowuje się do mojego. Będzie nam dobrze razem. Nauczę cię, jak sprawić mnie i sobie przyjemność.
Z każdym kolejnym słowem prostowałam się bardziej i chowałam się w swojej skorupie. Wyczuł moją zmianę.
– Czy dobrze cię rozumiem, chodzi ci o seks bez zobowiązań? – zapytałam cicho, i tak już znając odpowiedź. Powinnam czuć się zaszczycona, że taki facet, wyrafinowany, przystojny, pociągający, bogaty, zainteresował się mną. Mnie jednak taka propozycja nie odpowiadała. Nie chciałam być dziewczyną na jedną noc, w porywach może na kilka. Angażowałam się w związki tylko wtedy, jeśli wiedziałam, że będę mogła liczyć na wzajemność uczuć, szacunek. Oddawałam serce i co dzięki temu mam? Kolejny nieudany związek za sobą i bagaż ran w sercu. Nie potrzebuję chwili zapomnienia, aby poczuć się lepiej. Wylizałam się z ran.
– Można tak to nazwać. Dla mnie to czysty układ. Żadnych niepotrzebnych kłamstw, obietnic bez pokrycia. Obopólna rozkosz. Pokryję wszystkie twoje koszty. Będę hojny.
Zamurowało mnie. Czar prysł. Ja już marzyłam o happy endzie, partnerstwie, związku. A on proponował prosty układ. Seks za pieniądze. Miałam ochotę walnąć go prosto w twarz. Nie miałam jednak na to siły. Zaskoczył mnie totalnie. Nawet nie krył się z tym, jak większość facetów obiecujących złote góry, aby tylko dostać się pod spódnicę partnerki. Był szczery do bólu.
Strąciłam jego dłonie ze swoich ramion. Zrobiłam krok do tyłu. Nie próbował mnie powstrzymać. Staliśmy w milczeniu. Byłam zła na siebie, że tak łatwo mu uległam. Przestał się już uśmiechać. Patrzył na mnie uważnie. Był pewny, że zgodzę się na jego propozycję w ciemno. Czekał na moją decyzję.
Teraz znowu przypominał mi pumę, która potrafi długo czekać, czaić się w ukryciu, stopniowo zbliżać do zwierzyny, zawsze pod wiatr, aby ofiara nie miała szans zorientować się, kiedy nastąpi właściwy atak. Teraz to sobie uświadomiłam. Każde poprzednie spotkanie miało na celu uśpienie mojej czujności. Rozmowy z dziewczynami pozwoliły mu zbadać grunt, dowiedzieć się więcej na nasz temat. Służyły temu, żebym nie uznawała go za zagrożenie i pozwoliła zbliżyć się na tyle, aby mógł obezwładnić mnie własną bronią. Dotykiem.
Opowiedział nawet historię ze swojego życia, by ponownie przyciągnąć moją uwagę, gdy okazałam mu obojętność. Był gotowy na wszystko, żeby tylko osiągnąć cel, który sobie wyznaczył. Teraz miałam pewność. Tym celem nie była ani Monia, ani Ann. One były tylko narzędziem, aby wzbudzić we mnie zazdrość. Potwierdzić, że będzie mi zależało na tym, by być jego. Sam to przyznał przed chwilą. Celem jest moje ciało. Mam być jego kolejną zabawką przez dwa dni, a po tym każde z nas wyjedzie do swojego kraju. On do Hiszpanii, a ja do Polski.
Istotnie, prosty układ. Seks, przyjemność bez zobowiązań. Wakacyjna zabawa. Zapewne inne kobiety, takie jak Angela, godziły się na to. Był do tego przyzwyczajony. Pewny siebie.
Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli. Nie kryłam ich pod maską. Celowo pokazywałam całą sobą, że taki układ mi nie odpowiada. Że mnie obraża i zaniża moją wartość jako kobiety.
– Zgódź się. Nie zaprzeczysz, że mnie pragniesz. Nie musiałem cię długo namawiać, łatwo mi uległaś. – Tymi słowami, w połączeniu z faktem, że był gotowy wykorzystać nawet moją słabość przeciwko mnie, aby tylko osiągnąć swój cel, ostatecznie przypieczętował moją odpowiedź.
– Nie. Do niczego więcej między nami nie dojdzie – odpowiedziałam. Zebrałam w sobie siłę, pragnęłam, aby moje słowa zabolały go tak samo, jak jego słowa mnie. – Jak sam powiedziałeś, to była chwila słabości, dobrowolnej, darmowej przyjemności. Nie rozdaję jej za pieniądze i twoje tym bardziej mnie nie skuszą. To był ostatni raz, abyś wiedział, jak wygląda różnica między tym, co sam dajesz i możesz otrzymać, a tym, za co przepłacasz.
Zauważyłam zmianę w jego twarzy. Nie byłam pewna, czy dotknęła go moja uwaga, czy nie. Ja już teraz miałam wyrzuty sumienia. Nie znam go, a już osądziłam na podstawie własnych odczuć i zmór własnej przeszłości. Włożyłam do pudełka „toksyczne związki, nie otwierać”. Pogrzebać i iść dalej. Zrań go, zanim on cię zrani i zostawi. Już wiesz, że ten związek nie ma przyszłości, po co się w niego angażować i tracić czas?
Wiem, że mógł to być niesprawiedliwy osąd. Nie znałam jego przeszłości i powodów, dla których tak się teraz zachowywał w stosunku do kobiet. Może niósł własny bagaż doświadczeń i był już z nimi tak obeznany, że nie szukał innych sposobów na wyjście z sytuacji. Nie czuł potrzeby, by cokolwiek zmieniać, skoro nikt takiej zmiany od niego nie oczekiwał.
Nie wiedziałam, dlaczego wybrał mnie. Czy nie byłam jego ostatnią deską ratunku? Wyczułam potrzebę wysłuchania i zrozumienia, kiedy opowiadał historię o mężczyźnie zakochanym w tancerce. Czułam, że ci dwoje byli z nim w jakiś sposób związani. Mówił o ich losach jak o opowieści rodzinnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Mogliby być jego dziadkami. Nie byłam już teraz pewna, czy to była tylko jego gra, czy na maleńki moment zdjął pancerz, aby pokazać skrawek siebie.
Tak naprawdę to przestraszyłam się samej siebie. Tego, że wystarczyło kilka dni, abym tak mocno otworzyła się na nowego, i do tego obcego mężczyznę. Potrafił mną sterować. Nie, nie mogę tak mówić. Do tej pory podpowiadał mi jedynie kierunki i możliwe ścieżki. Dawał czas i przestrzeń, abym sama mogła podjąć decyzję. Tak jak podczas naszego pierwszego spotkania. Drobne gesty, sugestie doprowadziły nas do wspólnej rozkoszy. Dziś też każdy dotyk wyzwalał we mnie śmiałość do kolejnych, o których do tej pory tylko marzyłam. Przy nim mogłam urzeczywistniać te fantazje. Pozwalał mi na każdy dotyk, zachęcał do kolejnego. Dopasowywał się i dawał wolną rękę.
Tego bardziej się bałam. Siebie. Do czego byłabym skłonna się posunąć? Nie bałam się jego demonów, bo ich nie znałam. Czułam jedynie, że z jakimiś się zmaga. W jego oczach czasami gościł smutek. Pojawiał się na chwilę, po czym znikał pod maską śmiechu.
Wahałam się. Pewnie bym się zgodziła, gdyby mnie zwodził. Czułam wdzięczność, że był ze mną szczery, jednak ego było silniejsze. Miałabym być jedną z wielu jego kochanek za pieniądze. To uwłaczało mojej godności.
Cały czas obserwował mnie uważnie. Ostrożniej dobierał słowa. Zrozumiał, że popełnił błąd w ocenie mojego charakteru. Miałam niską samoocenę, ale za to wysokie poczucie etyki, co wypada, a czego nie wypada robić za pieniądze. Mogłabym oddać mu się dla przyjemności, z chęci bliższego poznania go jako człowieka. Proponując pieniądze, potwierdził jednoznacznie, że nie interesuje go bliższe poznanie. Nie chciał aż tak angażować się w związek.
– Przepraszam. Czuję, że uraziłem cię swoją propozycją, zagalopowałem się. Nie żałuję jednak niczego. Nie oferuję ci związku, bo nie byłem w żadnym od kilku lat. Prosty, jasny układ jest lepszy dla obu stron. Zastanów się. Wiesz, gdzie mnie znaleźć, jeśli zmienisz zdanie. Wystarczy, że przyjdziesz lub zostawisz informację u Alego.
– Nie przyjdę – powiedziałam spokojniej, widząc, że stara się załagodzić sytuację.
– Jeśli zechcesz spróbować, to możemy zmienić hotel lub gdzieś pojechać. Twoje koleżanki mnie nie interesują. Przyjdź, jeśli chociaż będziesz potrzebowała się przed kimś wygadać. Mogę być dobrym słuchaczem.
– Nie przyjdę. Sam wiesz, że na rozmowie byśmy nie poprzestali – zaprzeczyłam ponownie. Zmienił taktykę, dając mi do zrozumienia, że przeprasza za wytknięcie mi mojej słabości.
– Wiem. Trudno byłoby mi utrzymać ręce z daleka od ciebie.
Uśmiechnęłam się nieznacznie. Nawet teraz, zwykłym stwierdzeniem faktu, potrafił mnie rozbroić. Pociąg seksualny między nami był niemal namacalny. Nie było sensu zaprzeczać. Chociaż tyle byłam mu winna, szczerość za szczerość.
– To tak jak mnie. Przepraszam za swój wybuch. Myślę, że znajdziesz dziewczynę, która cię pokocha – powiedziałam. – Proszę, idź już, bo nie mogę się skupić. Obiecałam dziewczynom niezapomniane fotki z cebuli.
Chwilę się wahał. Wiedział, podobnie jak ja, że zostając przy mnie, mógłby mnie ponownie omamić rozmową. Uczył się moich nowych reakcji. Szybkich, żywiołowych, gdy coś kłóciło się z moim wewnętrznym kodeksem. Gwałtowny wybuch. Chwila zastanowienia po i powrót do normalności. Nie potrafiłam długo nosić w sercu urazy. Zatruwała mi duszę. Wolałam szybko wyjaśnić nieprozumienie i iść do przodu. Niektóre znajomości jednak trzeba było kończyć odcięciem piłą łańcuchową, kiedy nie pomagały pojednawcze słowa i gesty.
Z Marcosem pragnęłam rozstać się w zgodzie i zachować wspomnienia. Ich czar. Fantazje. Gorzkie rozstanie zostawia rysę, która długo się jątrzy poprzez rozpamiętywanie, wyrzucanie sobie, że przecież mogłam to inaczej powiedzieć, mogłam inaczej postąpić. Przeszłości już nie zmienisz, nawet tworząc tysiące scenariuszy, jak chciałabyś, żeby było. Oskara nikt ci już nie wręczy. To, co było, nie wróci. Możesz jedynie wyciągnąć lekcję na przyszłość. Liczy się tu i teraz. To, co czujesz, myślisz. Okaż to, bo nie wiadomo, co będzie za pięć minut, a tym bardziej jutro czy za kilka lat.
– Buziak na zgodę? – zaproponował, przyjmując na powrót jak gdyby nigdy nic swoją maskę uroczego niegrzecznego chłopaka.
– Zapomnij. Marcos, swojego już dostałeś. Pa – odparłam.
– Będę czekał – odpowiedział z powagą w głosie.
– Byle nie tu. No, idź już. – Odwróciłam się do niego plecami. Uruchomiłam aparat fotograficzny, włączyłam kamerę.
To się nazwa wyczucie czasu. Długo nie musiałam czekać, po chwili usłyszałam śmiech kobiety. Do basenu wpadła głową w dół Agata. Wypłynęła jak syrenka i dopłynęła do wyjścia z basenu na jednym wdechu pod wodą. Po niej wpadła nogami w dół Ann. Szybko wypłynęła do góry i kraulem dopłynęła do brzegu basenu. Śmiały się, opowiadały, że zjeżdżalnia ma kilka ostrych zakrętów i ma się uczucie, iż zaraz wypadnie się za jej krawędź. Na koniec ląduje się w cebuli, szerokim lejku, a płynąc z nurtem wody dookoła, ostatecznie wpada się do węższego otworu dwa metry w dół, a następnie prosto do trzymetrowego basenu. Każdy w innej pozycji.
Ostatnia jechała Monia. Wrzask nie z tej ziemi. Ją rozpoznam wszędzie.
– Kur…! Ja pier…lę! Niiiiieeee!!!
Wpadła do basenu bokiem. Ogromy plusk. Czekałam, aż wypłynie. Nie wypływała. Monia, podobnie jak ja, nie była najlepszą pływaczką. Dziwiłam się, że odważyła się na ten ekstremalny zjazd. Może myślała, że tak jak inne kończył się wjazdem do basenu, gdzie poziom wody sięgał maksymalnie pół metra. Do tej pory zaliczyła wszystkie. Ja kilka odpuściłam ze strachu przed wodą i z obawy, że nie będę wiedziała, jak i gdzie wypłynąć.
– Ann, Monia nie wypływa! Idź do tego ratownika!
– Kate, nie siej paniki! Zaraz wypłynie, tam jest głęboko. Może pomyliły jej się kierunki i zamiast do góry dała głębiej nura. Zaraz się zorientuje i wypłynie. Ja też straciłam orientację na chwilę. Przypomniałam sobie o starej sprawdzonej technice wynurzania się z wody – na beczkę. Pamiętasz, uczyłaś się jej na kursie pływania. Ta technika jest niezawodna na wiry wodne.
– Pamiętam. Ćwiczyliśmy różne techniki. Z brzegu basenu wpadaliśmy do wody, w zależności od pozycji ciała były inne techniki. Na korkociąg, jak wpadasz nogami w dół, to masz najpierw proste ręce do góry, a jak poczujesz, że już jesteś w wodzie, to rozpościerasz ramiona z góry na boki, tak jak otwiera się korkociąg rączkami do dołu. Na beczkę po wpadnięciu do wody przybierało się pozycję embrionalną. Rękoma łapiemy się pod zgiętymi w kolanach nogami. Woda układa nasze ciało jak beczkę, z plecami zaokrąglonymi zawsze do góry, bo w klatce piersiowej jest najwięcej powietrza, które ciągnie całe ciało do góry. Dopiero jak jesteś blisko powierzchni wody, zmieniasz pozycję na meduzę, rozpościerasz ramiona i nogi w znak X i wyciągasz głowę nad wodę jak struś nad ziemię.
– Pomimo że wpadłam nogami w dół, to nie mogłam zrobić czystego korkociągu, bo wir obrócił mnie pod wodą. Zrobiłam szybko beczkę i mogłam wypłynąć – dodała Ann.
– Ann, idź do tego ratownika! Monia nie zna tych technik. Za długo już jest pod wodą – powiedziałam bardziej zaniepokojona.
Zanim Ann dobiegła do ratownika, ratownik już sam wskoczył do basenu i zanurkował. Wyciągnął nieprzytomną Monię na brzeg.
– Pomocy, lekarza! – wrzeszczałam. Agata gdzieś pobiegła.
Przybiegł drugi ratownik i zaczął robić trzydzieści ucisków na klatkę piersiową na wysokości mostka. Ja uklękłam przy głowie Moni i czekałam, aż skończy masaż serca. Zachowywałam się jak w transie. Szybko odchyliłam głowę Moni lekko do góry, aby żuchwa była uniesiona. Następnie kciukiem i palcem wskazującym zacisnęłam jej skrzydełka nosa, aby wykonać dwa wdechy usta-usta. Objęłam ustami usta Moni. Długi wdech, około jednej sekundy, z obserwacją w tym czasie, czy unosi się jej klatka piersiowa. Nabrałam powietrza i drugi wdech. W tym czasie po drugiej stronie Moni ukląkł drugi ratownik. Czekał, aż skończę robić Moni wdech. Zamienił się z pierwszym ratownikiem. Teraz on równo, mocno uciskał jej klatkę piersiową. Kolejne dwa wdechy. Ratownik wykonywał uciśnięcia z serii trzydziestu, raz za razem.
Czułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
– Monia, ty wariatko, nie możesz umrzeć. Budź się. No już – mówiłam po polsku. Ratownik o coś pytał po angielsku. Totalnie nie mogłam się na nim skupić.
– Monika, otwórz oczy – zareagowała Ann. – Ratownik prosił, aby mówić do niej i próbować ją wybudzić.
– Monia, kurwa, słyszysz, otwieraj te cholerne oczy! – wrzeszczałam. – Nie wykręcaj nam numerów, koniec żartów, Monika!
Zaczęła oddychać, krztusić się wodą. Ułożyliśmy ją na boku. Wypluła wodę. Była bardzo słaba.
– Ty wariatko, nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłaś. Zapamiętaj sobie, ostatni raz poszłaś na zjeżdżalnię. Przykuję cię do leżaka i będziesz leżeć do końca wyjazdu! – krzyczałam dalej.
– Strasznie wrzeszczysz. Miej litość – odezwała się Monia.
– Już się zamykam. Dobrze się czujesz? – zapytałam.
Kiwnęła głową, że tak.
Całowałam Monię po policzkach, z radości.
– Puszczaj, bo mnie udusisz – broniła się Monia.
Ann raptem gdzieś zniknęła. Rozglądałam się. Dookoła nas zrobił się niezły tłumek. Ratownik pytał Monię, czy wszystko dobrze, czy chce jechać do szpitala na badania. Drugi rozpędzał tłum gapiów, mówiąc, że wszystko jest w porządku. Monia odpowiadała na pytania. Dopiero teraz się odwróciłam – Ann stała obok Marcosa, mówiła mu o czymś z ożywieniem.
Marcos patrzył tylko na mnie. Czekał. Zrobił krok w moją stronę. Rozpostarł ręce na boki, dając mi w ten sposób znak, że mogę do niego podejść i po prostu przytulić się na pocieszenie.
Spojrzałam na Monię. Rozmawiała z ratownikiem na temat tego, co stało się w trakcie upadku do basenu. Była już bezpieczna. Wstałam niepewnie z klęczek. Z tego strachu nawet nie zwróciłam uwagi na pozycję mojego ciała podczas reanimacji. Wstając i prostując nogi, czułam, jak ukrwienie wraca mi do stóp. Mrowienie. Marcos, widząc, że wstaję, zrobił kolejny krok w moją stronę. Doszłam do niego i się w niego wtuliłam. Jego ciepła klatka piersiowa i jego ramiona dały mi poczucie bezpieczeństwa. Czułam się jak w bezpiecznym kokonie. Trzymał mnie mocno w objęciach. Otulił mnie jego cytrusowo-korzenny zapach.
– Już wszystko dobrze, mała – powiedział po hiszpańsku.
Mógł i po angielsku. Wiedział, że zrozumiem. Jednak czułam się pewniej, odpowiadając w jego ojczystym języku.
– Ona mogła umrzeć – odpowiedziałam po polsku. Byłam w szoku. Nawet nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy. Powstrzymywane do tej pory łzy spłynęły mi po policzkach.
Wtuliłam się w niego mocniej, tak bardzo go potrzebowałam. Nie wiedziałam, kiedy wrócił, czy był świadkiem całego zdarzenia. Cieszyłam się, że jest i tuli mnie w ramionach. Łzy spływały po moich policzkach i jego torsie.
– Wszystko będzie dobrze, Kate – powtórzył po hiszpańsku. Nie pytał, co powiedziałam. Nie zadawał dodatkowych pytań. Masował mi dłońmi plecy i tulił do siebie.
Działał na mnie jak balsam. Stałam, wsłuchując się w jego równy oddech i bicie serca. Uspokoiłam się w jego ramionach.
Marcos podniósł mi głowę do góry i kciukiem starł ślad po łzie, który został na jednym z policzków.
Ta chwila była tak intymna. Czułam, że dotyka mojej duszy. Ofiarował mi bezinteresowne wsparcie. Coś, czego od dawna nie zaznałam od żadnego mężczyzny. Dzielenie się wspólną troską w milczeniu. Rozumiał moje potrzeby bez słów.
– Co mam z tobą zrobić, mała? Nie licz na to, że teraz po prostu odejdę.
Pragnęłam powiedzieć: pokochaj mnie i daj się pokochać. Mówiąc to na głos, odkryłabym się przed nim całkowicie. Swoją największą potrzebę bycia częścią drugiego, kochanego życia.
– Zaprosić dziś na kolację w naszej restauracji. Naciągnę cię na podwójną porcję panna cotty – odpowiedziałam żartobliwie i z nutą nadziei w głosie. Podjęłam decyzję, że dam jemu i sobie szansę. Nie przyjmę od niego pieniędzy jak w „Pretty Woman”. On jednak nie musi o tym na razie wiedzieć.
Wypadek Moni uświadomił mi, jak kruche jest życie. Lepiej żałować, że coś się zrobiło na własnych warunkach, niż że nie miało się wystarczająco odwagi, aby spróbować.
Marcos uśmiechnął się jak nastolatek. Szeroki uśmiech. Nie pytał, czy jestem tego pewna. Nie zamierzał dawać mi szansy na wycofanie się, zadając niepotrzebne pytania. Cieszył się, że zgodziłam się zrobić pierwszy krok. Byłam pewna, że zorganizuje całą resztę tak, jak wcześniej to planował.
Sielankę przerwała Ann.
– Długo tak zamierzacie się migdalić? – zapytała. Celowo zadała to pytanie po polsku, abym tylko ja je zrozumiała. Była wkurzona na maksa, że Marcos wybrał mnie, a nie ją. – Ty się zabawiasz, a Monia leży na mokrym marmurze. Co z ciebie za koleżanka?
Nie miałam nic na swoją obronę. Wyswobodziłam się z ciepłych ramion Marcosa. Od razu zrobiło się jakoś tak mniej przyjemnie. Było znaczniej chłodniej, słońce skryło się za chmurami. Zbliżał się już wieczór.
– Wszystko w porządku? – zapytał Marcos, widząc moje zmieszanie po ataku Ann. Nawet nic nie rozumiejąc, wyczuł, że coś nie gra i jest to związane z wypowiedzią Ann, bo cofnęłam się o kilka kroków.
– Monia potrzebuje pomocy. – Odeszłam od niego.
Uklękłam przy Moni i próbowałam pomóc jej wstać.
– Słabo mi, Kate. Kręci mi się w głowie. Nie wiem, czy dam radę ustać na nogach – mówiła Monia słabym głosem.
– Ann, możesz mi pomóc? Monia nie może wstać.
Zaczęłyśmy obie się siłować i wtedy podszedł Marcos.
– Ja ją wezmę. Gdzie chcecie ją zanieść?
– Ratownik mówił o sali konferencyjnej dla gości, gdzie puszczają filmiki o aquaparku. Tam jest klimatyzacja – powiedziała Monia. – Posiedzę tam chwilę, to nabiorę sił i pójdziemy do hotelu.
Marcos podszedł do Moni i złapał ją pod kolanami.
– Złap mnie za szyję. Zaniosę cię. Wezwę taksówkę.
– Na pewno nie chcesz jechać do szpitala na jakieś badania? – zapytałam.
– Kate, nie trzeba. Odpocznę chwilę i wrócimy do hotelu.
Marcos wstał z Monią na rękach. Ann szła z przodu i przecierała szlaki do głównego biura.
Ja szłam za nimi, niosąc oba plecaki, swój i Ann, i szukając w moim czegoś do zjedzenia. Przypomniałam sobie, że nic nie brałyśmy, przecież na teren aquaparku nie można było wnosić swojego picia i prowiantu. Została butelka pepsi. W sam raz nada się na podniesienie poziomu cukru Moni.
Po chwili dołączyła do nas Agata. Powiedziała, że powiadomiła już o wypadku biuro w głównym budynku.
– Mamy się tam zgłosić, aby dopełnić formalności i podpisać stosowne oświadczenia.
– Zapewne chcą oświadczenia, że nie będziemy wysuwać żadnych roszczeń ani żądać odszkodowania z uwagi na braki formalne i niedopełnienie obowiązku informacyjnego przy każdej wodnej atrakcji. Według mnie można ich nastraszyć. Nie widziałam żadnych tabliczek, jak należy prawidłowo korzystać ze zjeżdżalni oraz jak zachować się w razie wypadku – powiedziała z nastawieniem bojowym Ann.
– Kierownik aquaparku osobiście do mnie wyszedł i zobowiązał się, że zapewni nam transport do hotelu.
– Oczywiście, najmniejszy problem odwieźć ludzi, byle pozbyć się problemu – komentowała dalej złośliwie Ann.
Marzyłam o tym, aby ten dzień już się skończył. Miałam dosyć huśtawek emocji.
A to był dopiero początek.