Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Układ - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Układ - ebook

Walerija zapada się pod ziemię. Dawid nie wierzy, że mogła go porzucić. Próbuje za wszelką cenę wydostać się z więzienia, by odnaleźć ukochaną.

Policja znajduje ciało Adama Borowskiego. Walerija z osoby zaginionej staje się podejrzaną o jego zabójstwo. Była prokurator Marta Malewska uważa, że ktoś inny jest mordercą, i rozpoczyna własne śledztwo.

Kto mówi prawdę?

Kto kłamie i zrobi wszystko, aby jego czyny nie wyszły na jaw?

I dlaczego Walerija zniknęła?

Poznaj zakończenie tej elektryzującej historii.

Magdalena Pyznar

Uwielbiam życie na wysokich obrotach i nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Moimi największymi pasjami od zawsze były taniec i pisanie. W pewnym momencie porzuciłam je dla intensywnego życia nocnego. Nauczyłam się jednak nie żałować żadnej swojej decyzji, ponieważ każda z nich sprawiła, że dzisiaj jestem silniejszą i bardziej świadomą kobietą. Byłam instruktorką tańca i naczelną imprezowiczką, jestem dietetykiem i bizneswoman, a teraz spełniłam swoje największe marzenie – napisałam dla was tę mocną i poruszającą serię.

Jeśli gustujecie w historiach miłosnych z wątkami kryminalnymi, a nie typowych romansach, to ta seria jest dla was. Idealna na wieczory spędzone pod kocykiem z lampką wina w ręku. Polecam!

Angelika Gumieniak, @ zycie_uslane_ksiazkami

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-781-4
Rozmiar pliku: 762 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DAWID

Stał zupełnie nieruchomo przy ścianie celi, wpatrując się w jej chłodne kolory. Minęły dokładnie trzy tygodnie, od kiedy Dawid po raz pierwszy usłyszał druzgocące wieści o Waleriji. Dziewczyna zapadła się nagle pod ziemię, nie zostawiając żadnej, nawet najbardziej skąpej wiadomości, która mogłaby być pomocna w odnalezieniu ukochanej. Doskonale pamiętał popołudnie, kiedy zadzwonił mecenas Muszak i najdelikatniej, jak tylko potrafił, poinformował Dawida, że od kilku dni na całym wybrzeżu Costa del Sol trwają poszukiwania Waleriji. Miał wrażenie, że od tamtej pory w ogóle nie sypia, a postępujące zmęczenie jedynie pogłębia jego rozdarcie i ból. Matka dziewczyny, pod której opieką znajdował się teraz ich synek, oraz świadkowie, którzy jako ostatni widzieli Waleriję, zeznali pobieżnie, że wyglądała wtedy na wyjątkowo roztrzęsioną i z nikim nie zamieniła więcej niż dwa słowa.

– Basilski!!! – wrzasnął pełniący służbę gad i w odróżnieniu od swoich kolegów, walących zazwyczaj kluczami, kilka razy uderzył pięścią w metalowe drzwi celi. – Tajpan!

Dawid przeniósł pełen nadziei wzrok w stronę, z której dobiegał głos, i choć w ostatnim czasie unikał tego jak ognia, to zauważył swoje odbicie w małym, porysowanym lustrze zawieszonym przez jednego ze współwięźniów. Skóra na twarzy Dawida była niemalże przezroczysta, a oczy podkrążone jak nigdy dotąd. Ciemny kolor tęczówki zastąpiły szarość i pustka, a przynajmniej tak właśnie widział siebie w tym momencie. Wykrzywił się na ten nieprzyjemny widok i ruszył do wyjścia.

– Mecenas czeka – oznajmił strażnik, zakładając Dawidowi kajdanki na nadgarstki. – Gotowy na przechadzkę?

Szli, mijając kolejne cele i zerkających w ich stronę przez niewielkie otwory w drzwiach osadzonych. Niektórych było mu dane poznać jeszcze przed odsiadką, przy okazji imprez lub kręcenia nielegalnych biznesów, a niektórych spotkał po raz pierwszy dopiero tu, w areszcie. Takie miejsca cechowały się tym, że nie było w nich podziałów na konkurencyjne gangi czy bojówki. Wszyscy stali murem po jednej stronie: przeciwnej organom ścigania. Zwłaszcza teraz, gdy przyszło im być karanym za takich rządów i w tak popieprzonych czasach, w jakich ugrzęzła Polska. No, wszyscy – oprócz rozjebusów. Ci nie mieli jaj, żeby stanąć po właściwej stronie.

– Jak się pan czuje? – zapytał na wstępie obrońca, który bez dwóch zdań był zmartwiony niecodziennym wyglądem swego klienta.

– Dokładnie tak, jak się prezentuję. – Dawid zmusił się do uśmiechu, zajął miejsce naprzeciwko Muszaka i dodał roztrzęsionym głosem: – Błagam, niech mi pan powie, że się udało.

– Niestety, nie mam dobrych wieści, panie Dawidzie.

Dawid uderzył pięścią w stół, na co jeden ze strażników czatujących po zewnętrznej stronie drzwi wsunął swój wielki łeb do środka, chcąc się upewnić, że sytuacja nie wymyka się spod kontroli. Gdy jego czujne oko oceniło, iż wszyscy obecni w pokoiku wciąż żyją, ponownie zniknął za drzwiami.

– Sędzia odmówił uchylenia panu sankcji. – Muszak, mówiąc to, nie patrzył mu nawet w oczy, jak gdyby czuł się winny. – Obawiają się, że razem z panią Waleriją jesteście w zmowie.

– Słucham?

– Twierdzi, że próbujecie za wszelką cenę znaleźć jakąś lukę w prawie, by razem zbiegnąć.

– Większej bzdury nie słyszałem!!! – krzyknął rozsierdzony Dawid.

– Jeśli mam być szczery, to ja również.

– Moja kobieta zaginęła – zaczął wyliczać Dawid – nasze dziecko straciło obydwoje rodziców, a ten dureń, który śmie nazywać się sędzią, naprawdę miał czelność wpaść na taki porąbany pomysł?

– W jego opinii dziecko ma odpowiednią opiekę.

– Odpowiednia opieka to co najmniej matka.

– Panie Dawidzie, zapewniam, że będziemy się odwoływać od tej krzywdzącej decyzji.

– W tym pieprzonym uzasadnieniu – Dawid wstał energicznie, chwycił papiery leżące przed mecenasem i zaczął rozrzucać je nerwowo po pomieszczeniu, jednocześnie powstrzymując się, by nie podrzeć ich na strzępy – nie dali mi nawet cienia szansy na wyjście?

– Proszę mi uwierzyć, że wczytywałem się w ten tekst kilka razy, zanim tu przyjechałem – powiedział spokojnie Muszak, na którym tego typu emocjonalne zachowania nie robiły już żadnego wrażenia. – I prawdę mówiąc, cień szansy się pojawił...

Dawidowi zaświeciły się oczy. Opadł na krzesło, nie spuszczając wzroku z obrońcy.

– ... tylko nie wiem, czy pan jest na to gotowy.

– Jestem w stanie zapłacić każde pieniądze – powiedział szybko. – Nie wiem jeszcze, skąd je wezmę, ale wyczaruję je choćby spod ziemi.

– Depek – odparł rzeczowo Muszak. – W grę absolutnie nie wchodzi żadna kaucja.

– Depek? – powtórzył Dawid.

– I wychodzi pan nawet jutro.

– Nie ma mowy – wypalił bez wahania, choć gdzieś w głębi ducha rozbłysł mu promyk nadziei. Odchylił się na krześle i skrzyżował ręce.

– Nawet jeśli inni oskarżeni w tej sprawie wyrażą zgodę? – zapytał mecenas, który najwidoczniej zauważył iskrę w jego oczach.

– Nie ma mowy – powtórzył Dawid, tym razem głośniej, chcąc, by jego słowa zabrzmiały naprawdę szczerze.

– Sytuacja jest niecodzienna, więc może warto spróbować?

– Nigdy w życiu dobrowolnie nie poddam się karze. Zarzuty oparte na zeznaniach tego kutasa Badylowskiego nie powinny zostać postawione. Są jednym wielkim stekiem kłamstw – powiedział tonem, który nie przekonywał już nawet jego samego.

– Rozumiem. – Mecenas uniósł dłonie ku górze w geście kapitulacji. – Musimy więc liczyć na to, że kolejna zmiana prokuratora tym razem przyniesie nam nieco większe możliwości.

– Jaką mamy pewność, że tamta kobieta już nie wróci? – Dawid nachylił się nad stolikiem.

– Prokuratura milczy w jej sprawie jak zaklęta – Muszak ściszył głos – ponieważ nadal szukają sprawcy tamtego zdarzenia.

– To był wypadek?

Mecenas wzruszył tajemniczo ramionami, po czym wziął do ręki stertę papierów i umieścił je w sporych rozmiarów teczce.

– Pomogę panu – powiedział pospiesznie Dawid i rzucił się, żeby pozbierać z podłogi dokumenty, które wcześniej sam porozrzucał.

– Czy mam przekazać jakieś informacje matce pani Waleriji?

– Proszę ją zapewnić, że wyjdę stąd, nawet gdybym miał wysadzić to miejsce w powietrze.

– Pominę te ostatnie słowa dla naszego bezpieczeństwa. – Adwokat uśmiechnął się pokrzepiająco i ruszył do drzwi.

– Proszę zaczekać! – rzucił Dawid i przysunął się do Muszaka tak blisko, że dzieliło ich teraz zaledwie kilka centymetrów.

– Słucham?

– Niech jej matka dopilnuje, by hiszpańska policja sprawdziła Rodriga Sancheza.

– Panie Dawidzie – odparł cicho mecenas – mówiłem o tym za każdym razem, gdy mnie pan o to prosił.

Twarz Dawida oblał rumieniec. Poczuł się jak skończony idiota, który za wszelką cenę usiłuje przekonać wszystkich dookoła do swoich chorych wymysłów. Muszak patrzył teraz na niego wzrokiem pełnym współczucia, a on, nie wiedzieć czemu, odniósł wrażenie, że obrońca bierze pod uwagę wszystkie scenariusze, włącznie z tym, że Walerija z jakichś powodów ulotniła się celowo. Niezależnie od tego, co myśleli ci wszyscy ludzie, on wiedział, że ma podstawy, by podejrzewać Rodriga.

„A jeśli to ja zaczynam powoli wariować?” – przyszło mu do głowy i natychmiast zamknął oczy, chcąc uciec przed kolejnym natłokiem niechcianych myśli. – „Nie, nie. Walerija nie byłaby zdolna odejść ode mnie w taki sposób”.

Otworzył oczy i patrząc ślepo przed siebie, uświadomił sobie nagle, że nie jest i nigdy nie będzie gotowy na jej odejście.

– Panie Dawidzie?

– Nie zostawiłaby naszego synka – wyszeptał pod nosem.

– Słucham?

Dawid wpatrywał się w Muszaka. „Wariuję” – pomyślał. Mecenas wyglądał na coraz bardziej zmartwionego jego zachowaniem.

– Czy prawnik Mańka kontaktował się ostatnio z panem? – Dawid szybko zmienił temat, żeby się do reszty nie skompromitować.

– Nie – odparł Muszak, patrząc na Dawida w taki sposób, jakby właśnie zamierzał udzielić mu pierwszej pomocy. – Ani on sam, ani jego obrońca.

– Dziwne – wymamrotał Dawid, nie okazując jakichkolwiek emocji.

Nie do końca rozumiał zachowanie przyjaciela. Zresztą, nie miał już pewności, czy wciąż może nazywać przyjacielem człowieka umawiającego się na schadzki z kobietą, która przez tak długi czas gnębiła Waleriję w sieci. Teraz, gdy miał w areszcie mnóstwo czasu na przemyślenia i w końcu rozłożył sobie na czynniki pierwsze wszystkie wydarzenia dotyczące notorycznego hejtowania, nabrał pewności, że Maniek faktycznie mógł dawać tej kobiecie przyzwolenie na takie zachowanie. Nie miał pojęcia, kim była wybranka serca Mańka, a wkrótce i matka jego dziecka, ale jeśli dla niej zapomniał o wszelkich zasadach, jakie wyznawali całe życie, to musiała nieźle owinąć go sobie wokół palca.

– Mówi pan, że matka Waleriji na pewno przekazała hiszpańskiej policji moje podejrzenia? – zapytał, czując, że musi mieć stuprocentową pewność, i nieśmiało zerknął na mecenasa.

– Z jej relacji wynika, że pan Rodrigo od samego początku chętnie współpracuje z policją i mocno wspiera akcje poszukiwawcze.

Opadł w milczeniu na kojo i zamknął oczy, usiłując odsunąć od siebie myśli zarówno o propozycji sędziego, jak i o hiszpańskim znajomym ukochanej, lecz te jak na złość na dobre zagnieździły się w jego głowie. Mocno podkulił nogi, oplótł rękoma kark i z całych sił próbował wyobrazić sobie pierwsze spotkanie z Waleriją. Dopiero to pozwoliło mu na chwilę nieco poprawić fatalne samopoczucie. Widział teraz jej wyraziste niebieskie oczy i ciemne połyskujące włosy, a w uszach wybrzmiewał mu dźwięk charakterystycznego rosyjskiego akcentu dziewczyny. Na zmianę uśmiechała się i intensywnie wymachiwała rękami, próbując zawzięcie przekonać go do swoich racji.

– Tajpan – zagaił nagle Robert, jeden z kolegów, z którym dzielił celę – nie odpuszczą ci?

– Nie.

– Współczuję – powiedział mężczyzna, a jego ton brzmiał tak szczerze, że Dawid poczuł kolejne tego dnia ukłucie żalu.

– Uważają, że zniknięcie Waleriji było zaplanowane – dodał, otwierając oczy i czując, że musi się w końcu komuś zwierzyć.

– I jak wyjdziesz, to uciekniecie razem na koniec świata i będziecie żyli długo i szczęśliwie? – Kumpel parsknął śmiechem, ale zaraz uświadomił sobie powagę sytuacji, uniósł dłoń na znak przeprosin i wymownie się skrzywił.

– Nie przepraszaj. Te kurwy naprawdę tak myślą.

– Wymyśl coś.

Dawid zerknął na Roberta, który właśnie podniósł się z pozycji leżącej i zabierał do kolejnego w tym dniu treningu. Mógł się pochwalić nienaganną sylwetką, niesamowitą kondycją i przede wszystkim ogromnym samozaparciem, którego Dawidowi w ostatnim czasie brakowało.

– To znaczy?

– Nie przychylili się do twojego wniosku, gdy mówiłeś prawdę?

– Jak widać nie.

– Więc zmień taktykę i zacznij kłamać.

– Żadne kłamstwo nie przychodzi mi w tym momencie do głowy – stwierdził zrezygnowany.

– Daj mi trochę czasu. – Robert puścił oczko do kolegi i zaczął boksować w powietrzu. – W końcu nieraz lądowało się przed sądem za fałszywe składanie zeznań.

– To akurat nie wróży nic dobrego – powiedział Dawid i obaj wybuchnęli śmiechem.

Rozmowa z Robertem nieco podniosła Dawida na duchu i w głowie zaświtały mu – może absurdalne – pomysły. Tamten siedział już kolejny raz w areszcie za kradzieże samochodowe i, podobnie jak w przypadku Tajpana, prokurator prowadzący jego sprawę ani myślał wysłać „recydywę” na wolność. Już pierwszego dnia, gdy Roberta przydzielono do celi Dawida, udało im się złapać rewelacyjny kontakt, a rozmowy o życiu prowadzili potem często do późnych godzin nocnych.

– Co wam tak wesoło?! – rozdarł się strażnik za metalowymi drzwiami.

– Przepraszamy, to się już więcej nie powtórzy – rzucił prześmiewczo Robert, kontynuując ćwiczenia.

Minęło kilka minut, podczas których Dawid oddał się bez reszty przemyśleniom, gdy nagle zza uchylonego okna, za którym znajdowały się grube metalowe kraty, dobiegł czyjś głos. Tajpan wstał i nadstawił ucha ku szczelinie, przez którą wpadało świeże powietrze z zewnątrz.

– Mówiłeś coś? – zapytał donośnym głosem.

– Tajpan?! – odpowiedział znajomy głos dochodzący z którejś odległej celi.

– Tak.

– Włącz telewizor! – rzucił tamten.

– Po cholerę?

– Pokazują zdjęcie twojej kobiety!

Dawid rzucił się po maleńkiego pilota i nacisnął czerwony guzik. Mały wiekowy telewizor kineskopowy rozbłysł i w rogu ekranu, na głównym państwowym kanale telewizyjnym pojawiło się zdjęcie Waleriji. Kobieta prowadząca wydanie popołudniowych wiadomości wierciła się niespokojnie na stołku, jakby sekundę wcześniej dowiedziała się o przerwaniu programu w celu podania informacji o zaginionej Waleriji.

„... odnalezione wczorajszego wieczoru zwłoki w Maladze zostały dziś zidentyfikowane zarówno przez hiszpańskie, jak i polskie służby...” – mówiła krótko ścięta brunetka, nerwowo przeczesując postawione na lakier włosy.

Dawid poczuł, jak krew odchodzi mu powoli z kończyn, i opadł na zimną podłogę. Gdzieś w oddali słyszał głos Roberta, ale nie był w stanie zrozumieć kolegi. Ciało Dawida zaczęły oblewać zimne poty, a głowę ledwo utrzymywał w jednej pozycji. W jego uszach wybrzmiewały powyrywane z kontekstu słowa prezenterki.

„Ze smutkiem muszę państwa poinformować, że wyłowione ciało należy do byłego prokuratora, pana Adama Borowskiego” – powiedziała ciemnowłosa kobieta, teatralnie wycierając niewidzialną łzę w kąciku oka, a Dawid poczuł się, jakby właśnie dostał obuchem w twarz.

– Co, do kurwy, robił tam Borowski...? – wymamrotał, a ktoś w celi obok głośno zagwizdał.

Starał się płynnie oddychać, by nie stracić kontaktu z rzeczywistością, ale każdy kolejny wdech zdawał się coraz trudniejszy. Nie umiał zdecydować, co zaszokowało go bardziej: wieść o tym, że z jakiegoś powodu Borowski znalazł się na wolności, hipokryzja prezenterki, która doskonale wiedziała, czego dopuścił się ten chuj, czy też fakt, iż oprawcę Waleriji jakimś cudem w końcu dopadła sprawiedliwość.

– Dlaczego, do cholery, pokazują zdjęcie Waleriji?! – wybuchnął łamiącym się głosem, czując, jak słabnie z każdą sekundą i ostatnimi siłami rzucił się w stronę telewizora, jak gdyby chciał wydobyć z niego odpowiedź na zadane pytanie.

„Kobieta, którą pokazujemy państwu na ekranie – kontynuowała brunetka – Walerija Vasilkova, ze względu na relacje, jakie łączyły ją ze świętej pamięci prokuratorem, od dnia dzisiejszego zmienia status z zaginionej na główną podejrzaną w sprawie zabójstwa Adama Borowskiego”.NATALIA

Siedziała na wyniszczonym wózku inwalidzkim, który przez lata służył w tym szpitalu zapewne tysiącom chorych, i wpatrywała się w rosłe drzewa za oknem. Zbliżał się maj, więc część z nich rozkwitła już na dobre, a niektóre wciąż czekały na cieplejsze dni. Natalia spokojnie wciągnęła powietrze nosem, jakby zapragnęła wpuścić w swoje zmęczone ciało wyjątkowo świeży zapach roślinności zza szyb, lecz niestety udało jej się poczuć jedynie unoszącą się w szpitalnej sali woń kroplówek oraz charakterystyczny zapach gojących się pooperacyjnych ran.

Życie nie oszczędziło Natalii. Odkąd tu trafiła, przeszła szereg skomplikowanych operacji i zabiegów mających na celu złożenie jej połamanych kości i przywrócenie choć częściowo do normalnego funkcjonowania. Ze śpiączki wybudziła się zaledwie kilka dni temu i od razu musiała zderzyć się z najgorszymi możliwymi wiadomościami o stanie swojego zdrowia, które stopniowo przekazywały jej pielęgniarki i zapłakana para ludzi podających się za jej rodziców.

– Naprawdę nie jesteś w stanie przypomnieć sobie zupełnie nic? – rozpaczała nad jej łóżkiem starsza, zadbana kobieta, gdy po serii badań i wizyt lekarzy oraz opadnięciu emocji w końcu wpuszczono ją do sali.

Niestety. Nie pamiętała niczego. Jak się nazywa, gdzie pracuje czy jak się tam znalazła. Nie pamiętała nawet, jak wygląda jej własna matka czy ojciec. Spojrzała na dłoń kobiety spoczywającą na jej nieruchomym ciele i ogarnął ją narastający dyskomfort. Do tej biednej, zapewne wykończonej czekaniem na przebudzenie ukochanej córki kobieciny nie czuła kompletnie nic. Patrzyła się na nią i widziała jedynie obcego człowieka lamentującego nad jej częściowo sparaliżowanym ciałem.

– Bardzo mi przykro – powiedziała cicho i bez emocji, mając żal do samej siebie, że musi tak okłamywać tę kobietę.

– Przyniosę zdjęcia! – wykrzyknęła matka przez łzy. – Mamy w domu całe mnóstwo przepięknych albumów!

– Dobrze – przytaknęła Natalia. – Jeśli uważasz, że to może mi pomóc odzyskać pamięć...

– Byłaś takim pięknym i mądrym dzieckiem – trajkotała dalej matka, a ona zaczynała jej już nawet szczerze współczuć. – Nadal jesteś piękna, ale jako mała dziewczynka byłaś bardzo urocza.

– Chciałabym odpocząć... Czy możesz...?

Mówiąc to, Natalia wykonała jedyny ruch, na który mogła sobie pozwolić, i starając się robić dobrą minę do złej gry, ręką wskazała kobiecie drzwi.

– Nie możesz teraz zasnąć! – Matka wyglądała teraz tak, jakby miała zaraz dostać ataku szału. – A jeśli znowu się nie obudzisz?!

– Błagam panią.

Powiedziała to szybko i bez namysłu, a matka wybuchnęła płaczem. Natalia aż poczerwieniała ze wstydu. Była cholernie zmęczona i musiała zamknąć oczy chociaż na pół godziny.

– Błagam, mamo.

Gdy kobieta opuściła pomieszczenie, chorej faktycznie udało się zasnąć. Niestety, wraz z kolejnym przebudzeniem przyszły nowe złe wiadomości. Późnym wieczorem odwiedziła ją pielęgniarka w towarzystwie psychologa, po czym subtelnie i trochę pobieżnie oznajmili Natalii, że ciąża, w której była przed wypadkiem, mimo wszelkich starań lekarzy została utracona kilka godzin po tamtym strasznym zdarzeniu. Jak wszystko dotychczas przyjęła to ze spokojem, jednak później jej myśli samoczynnie wracały do tego tematu. Chyba głównie dlatego, że mimo dni upływających w szpitalu wciąż nie pojawiał się nikt, kto mógłby być ojcem jej nienarodzonego dziecka, a jak się później okazało, jej rodzicom nie było dane go poznać i, co zaszokowało ją chyba najbardziej, przed wypadkiem nie mieli pojęcia o jej błogosławionym stanie.

„Kim ja właściwie byłam?” – pytała sama siebie codziennie, lecz na horyzoncie nie pojawiała się żadna odpowiedź. Co gorsza, nikt nie miał pojęcia, jak doszło do tego tragicznego wypadku, ponieważ kamera była akurat obrócona w przeciwną stronę, a jedynym świadkiem okazała się roztrzęsiona nastolatka, która sama zgłosiła się na komisariat i która rzekomo na własne oczy widziała zakapturzoną, ubraną w łachmany postać wpychającą Natalię pod nadjeżdżający samochód. Dziewczyna nie potrafiła jednak opisać twarzy winowajcy i coraz głośniej mówiło się o tym, że policja spisała śledztwo na straty i uznała, iż był to nieszczęśliwy wypadek.

– Mogę wejść?

Gdyby ciało Natalii jej na to pozwoliło, w tym momencie zapewne podskoczyłaby z przerażenia. Musiała się jednak ograniczyć do wstrzymania oddechu i niemalże niewidocznego drgnięcia ręki, jedynej kończyny, która nie była zapakowana w gips ani sparaliżowana. Nie spodziewała się tego dnia żadnych odwiedzin. Mało tego, kilkukrotnie wspominała zaprzyjaźnionej pielęgniarce, że potrzebuje odpoczynku i prosi, by już nie wpuszczano tego dnia nikogo do jej sali.

– Mogę? – Mężczyzna domagał się odpowiedzi, a ona miała nieodparte wrażenie, że choć przecież całkowicie straciła pamięć, to niski głos tego faceta jest jej dobrze znany.

– Proszę – wyszeptała Natalia, przytakując ledwie widocznym ruchem głowy.

Słyszała powolne kroki mężczyzny, a z każdym kolejnym jej ciekawość rosła coraz bardziej. Czyżby jednak zapamiętała kogoś z życia przed wypadkiem? Zerknęła w lewo, nie mogąc się doczekać odpowiedzi i jednocześnie panicznie się bojąc, że ten ktoś może przecież się rozmyślić i po prostu wyjść. Gdy dosłownie sekundę później tajemniczy mężczyzna stanął na wprost niej, ekscytacja, jaką poczuła, słysząc jego głos, całkowicie opadła. Niepodważalnie był nieziemsko przystojny, wysoki, ba, ogromny, i nawet przez bluzę można było dostrzec, że jest wyjątkowo dobrze zbudowany. Niestety, jego twarz była kompletnie obca. Facet jakby od razu zauważył jej rozczarowanie, a Natalia po mowie jego ciała poznała, iż nie wie on, jak się zachować. Na szczęście ona też nie miała pojęcia, co zrobić, i chyba wszystko to razem skumulowane nieco rozluźniło napiętą atmosferę. Nieznajomy uśmiechnął się do niej nieśmiało i przysiadł na krześle przygotowanym specjalnie dla odwiedzających Natalię.

– Boli? – zapytał, kierując swój wielki palec wskazujący na jej zagipsowane nogi.

– Nie ma prawa boleć. – Chciała wzruszyć ramionami, zapominając, że to niemożliwe. – Podają mi w kroplówkach hektolitry morfiny.

Mężczyzna rozejrzał się po sali, jakby szukał koła ratunkowego. Było widać, że usiłuje wymyślić temat rozmowy z Natalią, a ona zwróciła uwagę na wielką bliznę na jego szyi, wyglądającą jak pozostałość po znacznym poparzeniu. Wnikliwie przyglądała się przybyłemu, usiłując przywołać jakiekolwiek wspomnienie związane z tym człowiekiem.

– Jak się czujesz? – zapytał w końcu mało ambitnie, a niemalże w tym samym momencie Natalia zadała swoje pytanie:

– Kto cię tu wpuścił?

Tajemniczy mężczyzna uśmiechnął się, lecz nie odpowiedział.

– Kim zatem jesteś? – drążyła Natalia. – I dlaczego tu przyszedłeś?

Gość zesztywniał, słysząc te słowa, po czym pośpiesznie potarł ogromną dłonią zarośnięty policzek. Natalię ani trochę nie zdziwiła jego reakcja, bowiem podobne zakłopotanie okazała podczas pierwszej rozmowy jej matka. Doskonale wiedziała, że rozmawia z córką, która utraciła pamięć, a jednak w pierwszym momencie zamarła na kilka minut w bezruchu.

– Marek – odparł w końcu, wciąż błądząc wzrokiem po szpitalnym pomieszczeniu.

– Natalia.

– Wiem.

Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby z każdą kolejną wymianą słów sztywniał coraz bardziej.

– Czy teraz powiesz mi, dlaczego tu przyszedłeś?

– No cóż... – zaczął niepewnie, wiercąc się nieco na plastikowym stołku, który najprawdopodobniej nigdy nie czuł takiego ciężaru na sobie, po czym dodał: – My jesteśmy... a może byliśmy...

Widać było, że wypowiadane słowa grzęzną mężczyźnie w gardle, a jego oczy nieznacznie się szklą. Odrobinę chwyciło to Natalię za serce.

– Parą? – dokończyła szybko, po czym pomyślała: „A więc to ty”.

Marek przytaknął, a ona chcąc nie chcąc zaczęła się zastanawiać, czy byli zgranym duetem. Nie miała pojęcia, o co niby miałaby go teraz zapytać. Bo jak rozmawiać z kimś, kto wie o tobie wszystko, a ty nie wiesz o nim absolutnie nic? Uświadomiła sobie, że dziś po raz kolejny musiała patrzeć na kogoś niegdyś bliskiego, kto nie wywoływał już u niej żadnych emocji. Marek był teraz facetem poznanym zaledwie chwilę temu, który jedynie odrobinę przerażał ją swoją posturą.

– Więc na pewno zostałeś poinformowany przez pielęgniarki, że poroniłam – rzuciła chłodno, jakby chciała się na nim zemścić za to, że ona sama nie potrafi sobie niczego przypomnieć.

Marek przytaknął nieznacznie głową i wbił wzrok w podłogę. W jej głowie po raz pierwszy pojawiła się myśl, czy zawsze była tak oschłą i wredną osobą. Szybko jednak porzuciła ten mało istotny w tym momencie wątek i jeszcze dokładniej przyjrzała się nowo poznanemu mężczyźnie.

– Wybacz, ale nie znam cię – powiedziała nieco zrezygnowana, jednak tym razem zmusiła się do nieco przyjemniejszego tonu. – I przepraszam, jeśli cię tym zranię, ale nie potrafię zmusić się teraz do jakichkolwiek uczuć. Więc jeśli liczyłeś...

– Na nic nie liczyłem, spokojnie – przerwał jej Marek i zawiesił na niej wzrok. – Bardzo mi przykro...

– Nie potrafię tego w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć – kontynuowała, kręcąc ostrożnie głową.

– Nie wymagam tego od ciebie.

– A teraz, mam nadzieję, że zrozumiesz – skrzywiła się – bardzo cię proszę, abyś opuścił salę. To, co się dzieje, naprawdę zaczyna mnie mocno przerastać.

Ku swojemu zdziwieniu nie musiała długo czekać na reakcję mężczyzny. W przeciwieństwie do innych odwiedzających ją osób Marek wstał, a następnie z grobową miną poprawił dłońmi wygniecione dżinsy i nagle, nim się zorientowała, zbliżył się do jej twarzy i musnął ustami policzek. Na dotyk jego ciała zareagowała dokładnie tak samo jak w momencie, gdy usłyszała dziś jego głos po raz pierwszy. Wolna od bandaży dłoń Natalii pokryła się ledwie dostrzegalną gęsią skórką, wywołaną niezrozumiałą ekscytacją, a ona sama ponownie miała wrażenie, że z Markiem są sobie cholernie bliscy.

– Naprawdę mnie nie pamiętasz?

Marek wypowiedział te słowa bardzo cicho, lecz zarazem tak dobitnie, że gdyby w pomieszczeniu był ktoś poza nimi, to bez wątpienia również usłyszałby jego słowa. Wpatrywał się w nią teraz z nadzieją, a Natalia poczuła przez chwilę, jakby mężczyzna nie do końca wierzył w jej utratę pamięci. Trochę ją to rozdrażniło, ale szybko uświadomiła sobie, że być może jest to po prostu jego reakcja obronna.

– Jeśli kiedykolwiek będziesz miała ochotę, żebym przyszedł, po prostu zadzwoń – powiedział i wyszedł.

Natalia odprowadziła mężczyznę wzrokiem do drzwi i powoli zbliżyła zdrową dłoń do policzka, jakby chciała poczuć pod opuszkami pocałunek Marka. „Jak naprawdę wyglądała nasza miłość?” – pomyślała i ponownie zacisnęła powieki. Dopiero gdy minęło kilka minut od jego wyjścia, uzmysłowiła sobie, że tak mocno starała się odtworzyć jakiekolwiek zdarzenia z przeszłości połączone z nim, iż kompletnie zapomniała zapytać mężczyznę o najważniejszą rzecz. Jeśli był jej partnerem i spodziewali się dziecka, to musiał znać ją najlepiej ze wszystkich. Musiał też znać zarówno jej przyjaciół, jak i wrogów, wiedzieć, dokąd wychodziła oraz kiedy i z kim się widywała.

– Zaczekaj! – krzyknęła z całych sił w stronę drzwi.

Nic jednak się nie wydarzyło. Marek nie odkrzyknął jej ani tym bardziej nie wbiegł do sali z uśmiechem na twarzy. Byłaby zresztą w szoku, gdyby miał ochotę na dalszą konwersację. Nie dość, że od początku była dla niego oschła, to zaledwie po pięciu minutach rozmowy kazała mu się wynosić. Nie mogła jednak pozwolić mu się oddalić. Sprawną dłonią szarpnęła jedno z kół i wózek odrobinę ruszył do przodu. Z ledwością powtórzyła tę czynność jeszcze dwa razy i sięgnęła do czerwonego przycisku przywołującego pielęgniarki. Bez namysłu przytrzymała go i czekała na nadejście którejś z pełniących dyżur kobiet.

– Pani Natalio! – z daleka dobiegł zatroskany głos. – Co tu się u pani wyprawia?

– Mam bardzo pilną sprawę – odparła Natalia, gdy w końcu ujrzała przed sobą młodą pielęgniarkę. – Mogę liczyć na pani pomoc?

Kobieta uśmiechnęła się z widoczną ulgą na widok całej i zdrowej pacjentki i skrzyżowała przed sobą ręce.

– Taki alarm pani podniosła, że chyba nie mam wyjścia.

– Przed chwilą był u mnie mój partner, Marek – zaczęła Natalia, a pielęgniarka zrobiła zdumioną minę. – Muszę z nim czym prędzej ponownie porozmawiać. Wychodząc, wspomniał, bym dzwoniła w razie potrzeby, ale przecież ja nie mam telefonu.

– Pani Natalio... – pielęgniarka rozejrzała się niepewnie po małej salce. – Dziś rano był tu tylko pani ojciec, a później zgodnie z prośbą nie wpuszczałyśmy nikogo na oddział.

Natalia spojrzała na pielęgniarkę jak na wariatkę i zmarszczyła brwi. Przecież właśnie nie dalej jak dziesięć minut temu w tym przesiąkniętym zapachem kroplówek pomieszczeniu rozmawiała z gościem wielkim jak dąb, który wyznał jej, że byli parą. Czy to możliwe, że nie tylko straciła pamięć, ale i całkowicie postradała zmysły?!

– Był tu i siedział dokładnie w tym miejscu – upierała się Natalia, wskazując na małe plastikowe krzesło pod oknem. – Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał delikatny zarost. Czy może go pani zlokalizować i przyprowadzić tu z powrotem?

Młoda pielęgniarka spojrzała na nią ze współczuciem, po czym nagle przytaknęła i w szybko wyszła z sali.

Natalia liczyła się z tym, że mężczyzna zdążył już wsiąść do samochodu, komunikacji miejskiej lub do czegokolwiek, czym poruszał się po tym obcym teraz dla niej – jak wszystko – mieście, i odjechać w siną dal, więc starała się jak najszybciej wymyślić inne rozwiązanie. Wchodząc tu, musiał przecież podać swoje dane. Nawet jeśli faktycznie pielęgniarki tego nie odnotowały, to zrobił to zapewne ochroniarz na dole, przy wejściu do budynku. Spojrzała w stronę okna, czując, jak całe jej ciało drży, i starała się uspokoić oddech.

– Pani Natalio? – usłyszała kobiecy głos, tym razem należący do starszej pielęgniarki.

– Tak? – odwróciła wzrok pełen nadziei.

– Bardzo mi przykro, ale...

– Ale?

Natalia miała ochotę wstać z tego pieprzonego wózka i ponaglić ją do odpowiedzi.

– Nie było u pani nikogo.RODRIGO

Otworzył drzwiczki podstarzałego piekarnika, wyjął z jego wnętrza gorącą bagietkę i parząc sobie opuszki palców, zerknął szybko na zegarek na nadgarstku lewej ręki. Policjanci z Departamento de Investigación mieli zjawić się dokładnie za minutę, ale biorąc pod uwagę, iż wszyscy byli rodowitymi Hiszpanami, równie dobrze mogli się spóźnić przynajmniej piętnaście minut. Odkręcił słoik z przetworami, które co roku przygotowywała dla niego matka, i łyżką nałożył na pieczywo pachnące kawałki pomidorów z tajemną kompozycją ziół z ogródka rodzicielki. Wziął kęs przygotowanego śniadania, popił łykiem mocnej czarnej kawy z ekspresu i wtedy właśnie do jego uszu dobiegł dźwięk klaksonu, a chwilę później następny. Rodriga trochę zaniepokoiła ta niecodzienna punktualność śledczych. Mniemał jednak, że jest ona spowodowana w największej mierze tym, iż zaledwie kilka dni temu zamiast na ciało Waleriji, śledczy trafili na uderzające o skalny brzeg rozkładające się zwłoki Borowskiego. Faktycznie wspominali coś wtedy o przyspieszeniu poszukiwań Waleriji, ale szczerze mówiąc, on sam, znając hiszpańską opieszałość, podchodził do tej deklaracji z lekkim dystansem.

Chwycił niezgrabnym i nieco nerwowym ruchem pęk kluczy z niewielkiego stołu w jadalni i podszedł do okna w salonie, przez które wpadało do mieszkania poranne światło, by opuścić żaluzje. Omiótł niespokojnym wzrokiem każdy kąt pomieszczenia, wciąż powoli przegryzając śniadanie, poprawił kołnierz koszulki i wyszedł pewnym krokiem na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi.

– Zawsze wszystkim każesz tak na siebie czekać? – zaśmiał się José, wyjątkowo wysoki śledczy prowadzący poszukiwania, a prywatnie kolega Rodriga, po czym zgasił ciężkim służbowym butem niedbale rzucony niedopałek papierosa.

– Wybaczcie. – Rodrigo dygnął przed wpatrującymi się w niego policjantami i ruszył w stronę znajomego. – Miałem wyjątkowo ciężką noc.

– Nie musisz mi się tłumaczyć. – José westchnął ciężko. – Zapewniam cię, że mi prowadzenie tego śledztwa też spędza już sen z powiek.

Rodrigo przytaknął ze zrozumieniem i wskazał dłonią jeden z samochodów.

– Wsiadaj do nas! – krzyknął kierowca przez okno pojazdu ustawionego gdzieś na szarym końcu drogi. – Oni mają już komplet w samochodzie.

– Ktoś do nas dołączył? – zapytał Rodrigo, podnosząc z zaciekawieniem jedną brew.

– Zapewniono nam posiłki z okolicznych wiosek. – José zrobił grobową minę. – Musimy się sprężyć. Badanie wyłowionego ciała idzie im jak krew z nosa ze względu na stan rozkładu, ale pierwsze oględziny jasno wskazują, że prokurator został postrzelony.

– Komu mógł podpaść tu, w Maladze?

– Nie mam pojęcia, ale polskie służby ciosają nam kołki na głowie, byśmy jak najszybciej odnaleźli mordercę.

– Co z dziewczyną?

– Po to właśnie dołożono nam ludzi.

– Nie rozumiem?

– Polska strona podejrzewa o zabójstwo dziewczynę, ze względu na łączącą ich przeszłość.

– Przeszłość?

– Udało nam się jedynie dowiedzieć, że zaginiona oskarżyła prokuratora o gwałt. Wiedziałeś o tym? – José wypowiedział to pytanie, ściszając głos.

– Nie – skłamał. Po co mieliby wiedzieć, że niedawno prześwietlił życie dziewczyny na wskroś? – Aż tak blisko najwidoczniej nie byliśmy.

José zamyślił się.

– Wy też ją podejrzewacie?

– Według mnie strzały były zbyt precyzyjne...

– Może dziewczyna trenowała strzelectwo – zaśmiał się jeden z przysłanych funkcjonariuszy Policía Local, lecz widząc karcące spojrzenia reszty mężczyzn, szybko zniknął w policyjnym wozie.

– Ale chyba każdy przyzna, że zaginięcie dziewczyny i znalezione zwłoki jej rzekomego oprawcy to nie może być zwykły zbieg okoliczności. – José pokręcił głową z niedowierzaniem.

Rodrigo wysłuchał w pełnym skupieniu słów zaprzyjaźnionego gliniarza, po czym spytał go:

– Myślisz, że najpierw on mógł ją zabić?

José spojrzał na niego, lecz milczał.

– Odpowiedz.

– Rodrigo – zaczął niechętnie znajomy policjant – wiem, że się przyjaźniliście, więc...

– Więc chcę wiedzieć wszystko – dokończył stanowczym głosem Rodrigo, a José zaczął drapać się nerwowo po czole, próbując ostrożnie dobrać słowa.

– Jesteś pewien? – zapytał w końcu.

– A myślisz, że w przeciwnym razie plątałbym się wam pod nogami?

José skrzywił się i powiódł wzrokiem po okolicy. Rodrigo pomyślał sobie, że skoro tamten jest tak cholernie wysoki, to musi dostrzegać znacznie więcej niż przeciętny człowiek.

– W tym momencie bierzemy pod uwagę nawet te najczarniejsze scenariusze – rzucił jednym tchem – ale fakty mówią same za siebie: to ona mieszkała w Maladze, więc wszyscy wiemy, że nie ona była tu nieproszonym gościem.

– Pamiętaj, że nadal możesz zostać w domu. – Jeden z policjantów, którego Rodrigo kojarzył ze szkoły średniej, wyłonił się jakby na ratunek i poklepał go po plecach. – Znalezienie zarówno sprawcy morderstwa, jak i zaginionej, to nasz obowiązek – dodał.

– Tak – wtórował mu José. – Myślę, że to byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie, gdybyś jednak został.

– Pozwólcie, że sam będę o tym decydował.

Po tych słowach Rodrigo ruszył w stronę oddalonego o kilkanaście metrów policyjnego wozu, wsiadł do niego i pośpiesznie zapiął pas bezpieczeństwa na wypadek, gdyby jednak próbowano pozbyć się go siłą. Policjanci poszli za jego przykładem, nie wdając się już z nim w dalsze dyskusje. Cały konwój, ku zdziwieniu Rodriga, ruszył w kierunku drogi wyjazdowej z miasta. Nie miał pojęcia, dokąd dokładnie tym razem się udają ani ile może potrwać zaplanowana podróż, ale nie chciał po raz kolejny skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi pozostałych i wstrzymał się od nasuwających mu się na język pytań. Wpatrywał się w rozległe wody widoczne z okien samochodu, a w jego głowie piętrzyły się tysiące myśli. Czuł, jak nieobecność Waleriji doprowadza go powoli do szału, a tęsknota rośnie. Miał ochotę ponownie dotknąć jej aksamitnego ciała i spełnić każdą, nawet najmniejszą, zachciankę dziewczyny.

– Jesteśmy na miejscu – zakomunikował w końcu kierowca, mocno uderzając dłońmi o kierownicę, po czym zgasił silnik. – Playa de las Acacias.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: