- W empik go
Ukradzione miasto - ebook
Ukradzione miasto - ebook
“… Drogi Czytelniku, otrzymujesz zapis wydarzeń, które media ochrzciły mianem „afery reprywatyzacyjnej”. Przez ostatnie cztery lata zajmowałem się nagłaśnianiem nieprawidłowości przy obrocie nieruchomościami w Warszawie. Starałem się dotrzeć do prawdy i zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Dzisiaj wiemy, że niezgodnie z prawem, w tym z artykułem 2 Konstytucji RP, Warszawa została pozbawiona majątku wartego miliardy złotych. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców stolicy wyrzucono z legalnie wynajmowanych mieszkań. Nam wszystkim zaś chciano ukraść ogromne osiągnięcie pokolenia naszych dziadków. Hasło „cały naród buduje swoją stolicę” trzeba bowiem traktować dosłownie…”
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-948331-4-5 |
Rozmiar pliku: | 792 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie było fizycznej możliwości, żeby miasto odbudowali sami właściciele zniszczonych kamienic. Wiele z nich obciążonych było kredytami hipotecznymi przekraczającymi kilkukrotnie wartość samej nieruchomości. Nowe kamienice w latach międzywojennych budowano na kredyt. Stare budynki natomiast obciążano hipotekami, żeby ratować właścicieli przed społeczną deklasacją. Najlepszym przykładem jest pałac w Wilanowie, który Braniccy obciążyli hipoteką, żeby mieć środki na zobowiązania i utrzymanie swojej wysokiej pozycji². Tylko garstka właścicieli dysponowała po wojnie wystarczającym kapitałem, żeby móc na nowo postawić budynki.
Zniszczenia wojenne dotknęły 84 proc. powierzchni lewobrzeżnej Warszawy. W Śródmieściu zaledwie jedno na siedem mieszkań nadawało się do użytku. Warunki do życia były tragiczne. Korespondent „Daily Herald” w Warszawie donosił: „Ludzie żyją na ruinach Warszawy po 10 osób w jednym pokoju. Wodę, być może zakażoną, przynosi się kubłami. Oświetlenie stanowi świeczka. Nie wszędzie znajdują się piece. Wiele mieszkań mieści się w suterenach i w piwnicach. Ludzie śpią kilka osób na jednym łóżku, inni na stołach lub pod stołami”³. Opublikowany w 2004 r. raport o zniszczeniach wojennych oszacował straty w zabudowie mieszkaniowej Warszawy na co najmniej 20 miliardów złotych. Jerzy Baumiller, architekt z Biura Odbudowy Stolicy, tak opisywał sytuację po wyzwoleniu Warszawy: „Otaczał nas śnieżny «księżycowy» krajobraz. Były głosy, by Warszawę wybudować w innym miejscu. Ale warszawiacy ściągali chmarami z powrotem i zaczynali nowe życie w ruinach. I to zadecydowało. I nie było wątpliwości, że trzeba wskrzesić nasze miasto. Tak się stało. Wysiłkiem całego narodu miasto odbudowano”⁴.
Dzisiaj to wyjątkowe osiągnięcie w historii Polski zdezawuowano i sprywatyzowano. Publiczny majątek wart kilkadziesiąt miliardów złotych w niejasnych okolicznościach trafił w prywatne ręce. Odbyło się to w ramach procesu, który potocznie nazywa się „dziką reprywatyzacją”. Zajmowało się nim kilkanaście wyspecjalizowanych kancelarii prawnych. Jedna z nich należała do adwokata Roberta N. Mecenas może się pochwalić „zwrotem” dziesiątek kamienic i uzyskaniem kilkudziesięciu milionów złotych „odszkodowań” w gotówce. Robert N. obecnie przebywa w areszcie we Wrocławiu pod zarzutami oszustwa i wręczenia łapówki urzędnikowi warszawskiego ratusza. Oddajmy mu głos – adwokat najlepiej wytłumaczy nam, na czym polegała warszawska reprywatyzacja: „Mianem «reprywatyzacji» określane jest zadośćuczynienie za pozbawienie danej osoby prawa własności, które w rzeczywistości sprowadza się do realizacji przysługującego prawa do odszkodowania. Jako proces – reprywatyzacja rozpoczyna się w następstwie wprowadzonych w życie aktów prawnych, mocą których prywatni właściciele zostają pozbawieni swojej własności. Założeniem dekretu warszawskiego była komunalizacja gruntów w celu szybszej odbudowy zniszczonej przez działania wojenne stolicy, jednak problem odszkodowań dla warszawiaków za utracone w wyniku tej komunalizacji mienie do chwili obecnej nie został rozwiązany, a jedyna droga do uzyskania stosownej rekompensaty prowadzi przez sądy. Kodeks postępowania administracyjnego daje możliwość uchylenia krzywdzącej decyzji administracyjnej, która spowodowała utratę mienia, lub uznanie takiej decyzji jako wydanej w sposób niezgodny z prawem. W każdym z tych przypadków były właściciel oraz jego następcy prawni (spadkobiercy) mają możliwość odzyskania zagrabionego mienia w naturze lub uzyskania stosownego odszkodowania. Polska jako jedyny kraj w Europie Środkowo-Wschodniej do chwili obecnej nie przeprowadziła procesu naprawienia skutków bezprawnego przejęcia prywatnej własności, pomimo faktu, że prawo własności jest – obok prawa do życia – jednym z podstawowych praw obywateli oraz stanowi podstawę moralnego i prawnego ładu w demokratycznym państwie prawa”⁵.
Innymi słowy: reprywatyzacja polegała na cofaniu czasu. Decyzje nacjonalizujące sprzed pół wieku były unieważniane i rozpatrywane na nowo na podstawie prawa, które miało służyć odbudowie miasta. Otwierało to drogę do przejęcia nieruchomości w naturze. Gdy już do tego doszło, można było występować z kolejnymi pozwami odszkodowawczymi wobec Skarbu Państwa – za użytkowanie nieruchomości w złej wierze, za utracone dochody i za mieszkania sprzedane lokatorom. Warszawa razem ze Skarbem Państwa wypłaciła ponad 1,4 miliarda złotych w gotówce. To była prawdziwa żyła złota, na której skorzystała garstka osób. Brak ustawy spowodował, że reprywatyzacja odbywała się w zaciszach urzędniczych gabinetów. Dzisiaj wiemy, że taka praktyka wykraczała poza artykuł 2 Konstytucji RP i opierała się na niezgodnej z prawem interpretacji dekretu Bieruta. Spadkobiercom należała się rekompensata, ale nie uwłaszczenie się na wysiłku milionów osób. Nie możemy się zgodzić na sprywatyzowanie zysków z odbudowy miasta i uspołecznianie jej kosztów. Szczególnie, że duża część rynku reprywatyzacyjnego była kontrolowana przez przestępców. Jak duża? Prawdopodobnie tego nigdy się już nie dowiemy. Ta książka pokazuje jednak, że bez aktywnego udziału urzędników publicznych do „dzikiej reprywatyzacji” by nie doszło. Afera reprywatyzacyjna jest potężnym aktem oskarżenia polskich elit, które albo same uczestniczyły w tym procederze, albo latami odwracały wzrok, tak by był możliwy. Czarno na białym widać, że polskie elity nie radzą sobie z rządzeniem w szóstym co do wielkości państwie Unii Europejskiej. Interesuje ich jedynie partykularny interes, a nie los kraju i słabszych od siebie. Nieznane im jest pojęcie dobra wspólnego. Tak oto po upadku komunizmu zbudowaliśmy państwo z kartonu, którego fundamenty tkwią na papierowych podstawach. Tylko takie państwo mogło tak długo tolerować patologiczną sytuację w Warszawie. W sprawie stołecznej reprywatyzacji przez lata istniała zmowa milczenia. Dopiero wieloletni upór grupy ludzi i rzetelność zaledwie kilku dziennikarzy potrafiły ten zaklęty krąg rozerwać.
Sądzę, że zmiana jest możliwa, i na kartach tej książki staram się to udowodnić. Zatrzymanie krzywdzącego ludzi procederu prywatyzacji kamienic zajęło cztery lata. Nie udałoby się bez ciężkiej, mrówczej i darmowej pracy dziesiątek osób, które poświęciły swój wolny czas, by szukać dokumentów w archiwach, analizować ustawy, wyroki sądowe, wydobywać informacje z urzędów. Bez ich pomocy nie byłbym w stanie nic zdziałać. Koniec końców zwykli warszawianie, których los postawił przed niszczycielską siłą znacznie potężniejszą od nich samych, wspólnie potrafili stawić czoła lewiatanowi i go pokonać.
Wierzę, że wyjdziemy z afery reprywatyzacyjnej silniejsi, bardziej solidarni i mądrzejsi jako mieszkańcy Warszawy i jako Polacy.