Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Ukrainki. Co myślą o Polakach, u których pracują? - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 września 2020
34,90
3490 pkt
punktów Virtualo

Ukrainki. Co myślą o Polakach, u których pracują? - ebook

Sprzątają w naszych domach, opiekują się naszymi dziećmi, są kelnerkami, sprzedawczyniami, fryzjerkami. I oczywiście nas obserwują. I chociaż, jak same podkreślają, one „tylko” sprzątają, to mają dostęp do intymnych sfer naszego życia, do naszych lodówek, sypialni, pokojów dziecięcych. Wiedzą, ile pijemy, ile zdradzamy, na co wydajemy pieniądze. Widzą, jacy jesteśmy, gdy możemy poczuć się kimś lepszym, bo zatrudniamy pracownika z biedniejszego kraju. Ukrainki – kobiety, które jako najliczniejsza mniejszość narodowa są bardzo blisko Polaków.

Jacy są Polacy oczami Ukrainek? Na podstawie rozmów z kilkudziesięcioma z nich powstał portret polskiej klasy średniej. Dowiemy się o sobie rzeczy momentami przykrych, momentami zabawnych, momentami całkiem przyjemnych.

Kategoria: Rozmowy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66219-33-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Znają twoje nawyki, kompleksy, tajemnice lepiej niż ty, twój terapeuta czy członkowie rodziny. Chociaż, jak same podkreślają, one „tylko” sprzątają, opiekują się naszymi dziećmi, leją nam piwo w knajpie, skanują codzienne zakupy w osiedlowym sklepie. Tak naprawdę mają dostęp do intymnych części naszego życia, do naszych lodówek, sypialni, pokojów dziecięcych, biurek w gabinecie twojego szefa. Słyszą rozmowy i widzą SMS-y, które cichaczem wysyłamy z toalety w tajemnicy przed bliskimi. Wiedzą, ile pijemy, ile zdradzamy, na co wydajemy pieniądze. Widzą, jacy jesteśmy, gdy możemy poczuć się kimś lepszym, bo zatrudniamy pracownika z biedniejszego kraju. Ukrainki – kobiety, które jako najliczniejsza mniejszość narodowa są bardzo blisko Polaków.

Z każdą z nich spotkałam się podczas długiej rozmowy twarzą w twarz. Przeprowadziłam w życiu wiele wywiadów i jestem przyzwyczajona do jednego. Ludzie podczas nagrywanych rozmów natychmiast pozują, udają, pokazują lepszy profil, kontrolują zwierzenia, albo w autoryzacji większość zmieniają, kasują, piszą od nowa. Tu pierwszy raz w życiu widziałam, że nikt przede mną nie grał. Żadna z bohaterek tej książki nie poprosiła o autoryzację, choć każdą uprzedziłam, że jest taka możliwość. Swobodnie, bez ceregieli mówiły o tym, co widzą w Polsce, co czują do Polaków, co o nas myślą, co je tu spotkało. Odważnie i ze szczegółami opisywały sytuacje, po których wstydzą się za siebie i swoje ukraińskie koleżanki. Ale z taką samą szczerością i prostolinijnością opowiedziały też historie, po których to ja czułam wstyd za Polaków.

Żadna z tych kobiet nie była toksycznym rozmówcą, który wylewa na ciebie gorzkie żale z całego życia, narzeka, za coś obwinia. Bo Ukrainki, które za chwilę opowiedzą wam o życiu w naszym kraju, to kobiety, które nie narzekają. Nie mają w sobie tego genu, tej potrzeby użalania się nad sobą i mówienia o tym, co ktoś powinien zrobić, żeby było lepiej. Są skupione na tym, co one powinny. Nie znam kobiet, które byłyby tak zdyscyplinowane, tak precyzyjnie nastawione na obrany cel i tak konsekwentne w realizowaniu go. Na jednym oddechu, bez ekscytacji któraś z bohaterek powie, że przyjechała do Polski, bo na Ukrainie groziła jej śmierć po tym, jak zabito jej narzeczonego. Druga, że będąc samotną matką, z głodu wyjadała spleśniałe rzeczy ze śmietnika. Trzecia, że wyławiała z sąsiadami ciała, które spływały nurtem rzeki w jej miasteczku podczas wojny w Donbasie. I to nie jest brak wrażliwości, że nie ekscytują się tymi opowieściami. To realna ocena sytuacji, w której się znalazły, i praktyczne podejście do osiągnięcia najważniejszego celu, jakim jest dla nich zwiększenie poczucia bezpieczeństwa i podniesienie komfortu życia. Wszystkim w jakimś stopniu to się udało. Znalazły pracę, kształcą się, ściągnęły tu dzieci, mają po raz pierwszy w życiu oszczędności, stać je na wakacje. Kilka z nich zrobiło w Polsce spektakularną karierę w biznesie, inne dobrze radzą sobie w różnych dziedzinach nauki i kultury.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Nie wiem, dlaczego na początku wyszłam z prostackiego założenia, że Ukrainki sprzątające nasze mieszkania czy pracujące na zmywaku w polskich knajpach, na Ukrainie robiły to samo, tylko za znacznie mniejsze pieniądze. Podczas pierwszej rozmowy usiadła przede mną kobieta, która w Warszawie zaczynała od szorowania naczyń na zapleczu restauracji, a na Ukrainie skończyła konserwatorium muzyczne w klasie fortepianu oraz pedagogikę. Dwa dni później poznałam dziewczynę, która dziś zdobi paznokcie Polkom, a z wykształcenia jest informatyczką. Peleton zamknęła sześćdziesięcioletnia Ludmiła, dyplomowana inżynier mechanik, która gotuje, opiekuje się dziećmi i prowadzi dom Polakom pod Warszawą.

To była pierwsza lekcja pokory. Było ich więcej.

Monika Sobień-Górska

Olga

Polka kojarzy mi się ze stówą rzuconą na podłogę. Czasem schowaną na parapecie za doniczką, albo wetkniętą pod komodę. Niby niechlujnie, ale podstęp widać z kilometra. I to mnie najbardziej wkurza. Że macie nas za naiwne. Bo że za złodziejki, to w porządku. W końcu wpuszczacie obcą osobę do domu, zostawiacie nam klucze, to chcecie nas sprawdzić. Też bym tak robiła na waszym miejscu. Tylko dlaczego macie nas za głupie? Może uważacie, że Ukrainki, które myją wasze kible, to tępe dziewuchy, co nie zliczą do dziesięciu, ale instynkt każe im rzucać się na każdy pieniądz, bo z takiej biedy się wyrwały? Mylicie się. Ja, zanim zajęłam się sprzątaniem, a później fryzjerstwem i kosmetyką, skończyłam na Ukrainie ekonomię. Tylko za tamtejszą pensję ledwo wystarczało do pierwszego, a ja chcę czegoś więcej od życia. Chcę kupić mieszkanie, jeździć na wakacje. Ale nie jestem głupia i nie łapię się na tanie chwyty. Mam tu w Warszawie cztery koleżanki, które sprzątają. Każda z nas była tak testowana. Każda wiedziała, że to pułapka, i nigdy się nie dała na to złapać.

Czyli Ukrainki nie kradną?

Kradną, ale co innego. Tak po złości. Przesypują sobie proszek do prania, przelewają płyn do kąpieli i dolewają wody, to samo robią zresztą z perfumami, jeśli da się korek zdjąć. Podbierają herbatę ekspresową, odsypują kawę, cukier. Moje koleżanki, z którymi mieszkałam przez półtora roku w hostelu dla Ukraińców pod Warszawą, wprost się chwaliły, że korzystają z kosmetyków Polek. Jak się uda odłożyć trochę droższego kremu z większego słoiczka, to zawsze chętnie. Pachnący balsam za kilka stów w nieprześwitującej butelce też kusi, podkład Diora można odlać tak, żeby pani się nie zorientowała.

Dlaczego to robicie? Przecież stać was na proszek czy herbatę.

To kwestia jakiegoś jednak poczucia krzywdy. Że to ja u ciebie sprzątam, a nie ty u mnie. Albo rodzaj zemsty za to, że i tak macie nas za ruskie złodziejki. Czasem też chodzi o głupie, nielogiczne poczucie, że w ten sposób więcej oszczędzę, że będę te parę groszy do przodu. Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego, ale wiem, że niektóre Ukrainki to robią.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij