- W empik go
Ukryj się... - ebook
Ukryj się... - ebook
Trójka przyjaciół otrzymuje zaproszenia na obóz przetrwania od anonimowego nadawcy. Niby nic nadzwyczajnego ale nie mają pojęcia, że tam będą musieli naprawdę stoczyć walkę o życie. Tajemniczy morderca nie zna granic, a zabijanie sprawia mu przyjemność. Bolesne tortury będą gorsze niż śmierć, o którą jego ofiary błagają los. A Ty? Przeżyłbyś? Uwaga: Nie czytać po zmroku …
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8155-105-2 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Martwa cisza panowała dookoła. Nigdzie nie było widać ani jednej, żywej duszy. Nagle, gdy piorun przeciął niebo, przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po lesie. Z gęstwin wybiegła niespodziewanie jakaś kobieta, kusztykając na jedną nogę. Deszcz padał prosto w oczy szatynki, która cała zakrwawiona biegła przez mrok. W powietrzu unosiła się gęsta mgła, przez którą nic nie było widać. Ofiara trzęsła się cała z zimna oraz, z przerażenia. Co chwila odwracała się za siebie, aby zobaczyć czy ktoś za nią nie idzie. Jak była już bezpiecznie ukryta we wnęce konaru starego dębu, odetchnęła z ulgą. Poczuła wtem ostry ból w nodze, w której całe mięso zostało wcześniej przez kogoś wyciągnięte na zewnątrz. Niespodziewanie usłyszała trzask gałęzi leżących na ściółce. Serce kobiety podskoczyło do gardła, a krew przestała dochodzić do głowy. Pod jej powiekami wezbrały się łzy rozpaczy. Doskonale wiedziała, co potrafi zrobić ten ktoś. Nowo poznanych znajomych poćwiartował. Ich organy powyciągał własnoręcznie i pochował do słoi oraz porozwieszał na ścianach. Czarnowłosa wstrzymała oddech i zakryła dłonią usta razem z nosem, by morderca nie był w stanie usłyszeć choćby najcichszego świstu powietrza. Serce łomotało jej jak oszalałe. Zakapturzona postać w czarnym jak noc płaszczu stała tuż obok niej. Wystarczyło, że spojrzałaby się w drugą stronę, a kobietę spotkałby straszny los. Ku uldze ofiary prześladowca odszedł w otchłań ciemnego jak smoła lasu. Dwudziestolatkę oblał zimny pot, a oddech miała przerywany i zduszony. Coś ją jednak zaniepokoiło. Coś za nią. W konarze drzewa. Przecież to nie możliwe… Za mną stoi tylko drzewo. Opieram się o nie… Ta myśl jednak nie uspokoiła zielonookiej. Mroźne ciarki przeszły po jej ciele, pozostawiając po sobie gęsią skórę. Przełknęła głośno ślinę i oblizując usta, obejrzała się za siebie. Tam jednak nic nie było. Tylko stary, pomarszczony dąb. Coś jednak kazało kobiecie wpatrywać się w roślinę i czekać na znak. Nagle ku przerażeniu dziewczyny we wnętrzu ciemnego konaru pojawiły się matowe, martwe oczy. Całe zalane krwią, która powoli ściekała z ich kącików, natomiast złowieszczy uśmiech odbijał się w ciemnościach. Nim zdążyła wrzasnąć, ktoś wciągnął szatynkę za rękę w głąb drzewa. Wleczona w mroku została nagle zrzucona w głęboką przepaść. Jedyne co usłyszała w tamtej chwili to dźwięk pękających kości w kręgosłupie. Zrozumiała wtedy, że w tym konarze morderca wydrążył dziurę, a mgła i ciemność ukrywały ją. W środku pnia wykopana również była dziura prowadząca do tego samego miejsca, z którego uciekła. Tajemnicza postać doczołgała ją tam ponownie. Odór metalu przyprawił dwudziestolatkę o zawroty głowy oraz mdłości. Czuła się jak zarżnięta owca ciągnięta do składu z innymi trupami. Przez blade światło ujrzała wtem twarze swoich znajomych. Ich głowy wisiały jak trofea powbijane na kołki. Oczy mieli wydłubane, a języki poobcinane. Czysta scena wyjęta żywcem z najgorszego horroru. Typ w czarnym płaszczu twarz miał ukrytą w ogromnym kapturze niczym u kata. Nawet czerwone, martwe tęczówki nie były widoczne. Psychopata złapał zielonooką za kark i nadział ją na dwóch hakach. Dziewczyna zawyła z bólu, a po jej policzkach popłynęły słone łzy. Zamknęła na chwile powieki, a gdy je z powrotem otworzyła, nieznajoma postać wbiła dwa ostre, drewniane kołki w oczy czarnowłosej. Dwudziestolatka kopała nogami, próbując się uwolnić, jednak im bardziej się szamotała, tym bardziej haki wbijały się w mięso na plecach. Nie miała już sił, aby walczyć, więc bezwiednie wydawała z siebie stłumione jęki, przepełnione bólem. Pomimo iż nic nie widziała, morderca nie był do końca usatysfakcjonowany swoim dziełem. Postanowił się jeszcze pobawić i wziął do ręki jedną ze swoich ulubionych zabawek. Srebrne ostrze rozdzielające się na trzy części, ze złotym trzonkiem. Wbił swoje narzędzie w brzuch ofiary i rozerwał go, a z jego wnętrza zaczęła wypływać cała zawartość. Organy zmieszane z ogromną ilością krwi wyleciały od razu na podłogę. Szatynka tylko wrzasnęła jak opętana, a po paru minutach już nie żyła z powodu wykrwawienia. Psychopata zaczął powoli odcinać kończyny ofiary, jedna po drugiej, natomiast jej wnętrzności pochował w chłodni. Jedynie jelita zawiesił na haku, aby mogły obcieknąć z gęstej mazi. Po skończonym dziele zaczął szatańsko się śmiać. Jego oczy rozbłysły w narastającej ciemności, a zęby połyskiwały w mroku, dopóki nie zniknął całkowicie w czerni pomieszczenia, szykując się na kolejną ofiarę.— KARTKA PAPIERU —
Księżyc schowany był za mrocznymi, szarymi chmurami, które ogarnęły całe niebo. Wiatr chaotycznie poruszał gałęźmi oraz liśćmi drzew. Powietrze pachniało siarką oraz metalem, zwiastując tym samym nadchodzącą burzę. Nawet gdzieś w oddali słychać było już jej pierwsze oznaki zbliżania się. Dookoła roznosiły się odgłosy zdenerwowanych zwierząt, które mieszkały w zoo.
— Dobrze, już dobrze… Uspokójcie się już! — bąknęła przez zaciśnięte zęby dziewczyna. Zaganiała właśnie do zagrody pasiaste zebry, które sprawiały jej największy opór. Reszta mieszkańców była już bezpiecznie ukryta w swoich boksach. Brunetka o długich do pasa kasztanowych włosach, związanych w niedbałego koka na czubku głowy dygotała z zimna. Ubrana w kurtkę jesienną oraz gumowe rękawice, walczyła z upartym zwierzęciem. Nie zwracała uwagi na to, co dzieje się dookoła, w ciemnościach. Nagle poczuła na swojej twarzy zimne krople deszczu.- Świetnie… Jeszcze tego mi brakowało.- warknęła wściekła, przewracając oczami i z impetem zatrzasnęła drzwi od boksu.- Na dziś to już koniec pracy. Idę nareszcie do domu.- wymamrotała pod nosem zmęczona oraz zmarznięta nastolatka. Włożyła ręce w kieszenie kurtki i ruszyła nieśpiesznym krokiem w stronę mieszkania. Nagle uświadomiła sobie, że dookoła panuje totalna cisza, co wywołało u dziewiętnastolatki uczucie niepokoju i tylko wiatr zamiatał liście na szarej alejce wyłożonej kostką. Wtem poczuła czyjś wzrok na sobie i z duszą na ramieniu odwróciła się, jednak w ciemności nic nie dostrzegła. Zrezygnowana wzruszyła ramionami, wydęła wargi i ruszyła dalej. Pomimo iż należała do osób, które rzadko się czegoś bały, w tamtej chwili jej serce przyśpieszyło. Oddech stał się płytki, nierówny oraz urywany. Przełknęła głośno ślinę, gdy usłyszała za sobą przerażający stukot. Boże! Co to było?!… Mruknęła w myślach, podskakując w miejscu ze strachu. Na jej ciele pojawiła się gęsia skóra i odruchowo obejrzała się za siebie, lecz nadal nic. Spojrzała w górę na martwe od ciemności niebo, jakby szukała na nim wskazówki. W oddali słychać było jedynie grzmoty, a na horyzoncie złote błyskawice przecinające mrok rozjaśniały okolicę. Abby, ogarnij się dziewczyno! To tylko burza a ty myślisz, że to nie wiadomo co się dzieje… Brunetka potrząsnęła głową i z grymasem na twarzy ruszyła przed siebie, a z jej lekko rozwartych ust wylatywała para. Ktoś nagle zaczął za zielonooką szurać ciężkimi niczym ołów butami. Długowłosa zlekceważyła to i szła dalej. Niestety stres dał o sobie znać, przez co żołądek niebezpiecznie się zacisnął, a serce podeszło do gardła.- Catty?! — krzyknęła Abby, przełykając głośno ślinę, a w gardle utworzyła się jej gula nie do przełknięcia. Nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła, zdezorientowana całą sytuacją. Jednak głos nastolatki niósł wiatr jak echo, na które nikt nie odpowiedział.- Catty, odezwij się! To nie jest śmieszne! Wiem, że chcesz mnie nastraszyć, ale nic z tego! — dziewiętnastolatka starała się nie pokazywać za wszelką cenę, że się przeraźliwie boi. Po dłuższej chwili zaniepokojona zaczęła biec do domu, wmawiając sobie, że to dla rozgrzania się. Wiatr razem z deszczem przybrał na sile, co utrudniło jej widzenie i wzmożyło wysiłek. W końcu na horyzoncie pojawił się średnich rozmiarów dom. Zbudowany był z czerwonej cegły z zielonym dachem. Z komina leciał kłębiący się szary dym, a w oknie świeciło się światło. Abby podeszła uradowana do drewnianych, ciemnobrązowych drzwi wejściowych szukając w kieszeni kurtki pęk kluczy, po czym jeden z nich włożyła do zamka. Po otworzeniu grubej płyty weszła do środka, lecz zanim zamknęła wejście, rozejrzała się dookoła. Nikogo jednak nie było. Przewróciwszy oczami, wzięła głęboki oddech i przekręciła zamek, aby nikt nie wszedł do środka. Znajdowała się wtem w małym holu, wyłożonym aż po sufit ciemnobrązową boazerią. Na podłodze położone były kremowe, duże płytki a przy wejściu usytuowana była wycieraczka. Mała szafka na buty koloru orzechowego oraz wieszak na kurtki znajdowały się na tej samej ścianie. Biały sufit rozświetlały dwa żółtego odcienia halogeny. Dziewczyna zdjęła przemoczoną kurtkę oraz rękawiczki, które zabrała ze sobą i wyszła z holu, gąszcz w nim światło. Następnie przeszła do kuchni przez korytarz, wyłożony również boazerią, tego samego koloru co altanka. Na ścianach wisiały zdjęcia rodziny Abby oraz jej samej z przyjaciółmi. Catty i pewien chłopak również byli na wielu z nich. Cała trójka traktowała się jak rodzeństwo. Brunetka weszła do małej kuchni, w której świeciło się światło nad piecem gazowym. Pomieszczenie było bardzo przytulne jak reszta domu. Podłoga wyłożona jasnobrązowymi płytkami, a ściany pomalowane na ciepły pomarańcz stwarzały miłą atmosferę. Przez okno nic nie było widać, gdyż mrok ogarnął całe niebo. Białe, lniane firany, sięgające do parapetu odzwierciedlały się w szybie. W małej wnęce stała lodówka oraz piec, a wzdłuż najdłuższej ściany ustawiony był rząd mebli wykonanych z klonu. Całość dekorował wysuwany stół, przy którym siedziała przyjaciółka dziewczyny. Nastolatka o włosach jasnobrązowych, sięgających do ramion i oczach średniego odcieniu brązu, błyszczące od radości. Na nosie widniały okulary we fioletowej oprawce. Ubrana już w piżamę, piła gorące kakao i rozwiązywała krzyżówki.
— Ooo… Abby! Już jesteś.- zaśmiała się radośnie na widok przyjaciółki, natomiast ta zmarnowana wysunęła krzesło barowe i usiadła na nim. Chwyciła kubek z gorącym napojem i upija łyk. Czekoladowa ciecz przyjemnie rozgrzewał dziewiętnastolatkę od środka, powodując delikatny uśmiech na jej spierzchniętych ustach.
— Tak, a kogo się spodziewałaś? Mojej mamy z bratem?… Przecież nie ma ich, bo pojechali na lotnisko po nowego lwa.- przypomniała zmęczona swojej rówieśniczce, a ta na potwierdzenie słów kichnęła.- Na zdrowie.- rzuciła do Catty wstając, po czym podeszła chwiejnym krokiem do okna.- Ktoś tu jest… — rzekła ostrzegawczo, a brązowooka zrobiła zdziwioną minę.
— To znaczy? — spytała zszokowana, cały czas patrząc się na przyjaciółkę.
— Jak szłam do domu miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi.- oznajmiła ponuro długowłosa, po czym ruszyła do łazienki znajdującej się na końcu korytarza.
— A właśnie!… Zapomniałam ci powiedzieć o dwóch sprawach. Pierwsza to taka, że dostałaś dzisiaj list i twoja mama przyniosła go rano, przed wyjazdem z resztą poczty. Położyłam ci go w pokoju na biurku. Po myciu sobie najwyżej zobaczysz.- poinformowała nic podejrzewająca Catty, a Abby nalała do stojącej pod oknem łazienkowym wody do wanny. Para od gorącej kąpieli unosiła się ku górze, przez co wszystko dookoła zaparowało.
— Od kogo ten list? — zapytała się z zaciekawieniem zielonooka.
— Nie wiem, nie patrzyłam… — wzruszyła beznamiętnie ramionami wyższa z dziewcząt, opierając się o futrynę drzwi.
— No okey… — mruknęła zmęczonym tonem druga z nastolatek.- A jaka jest ta druga wiadomość? — spytała długowłosa, zakręcając wodę, następnie siadając na brzegu wanny.
— Dostałam zaproszenie na taki obóz pod nazwą obóz przetrwania.- zaśmiała się brunetka machając ręką, natomiast Abby do śmiechu nie było, gdyż miała co do tego złe przeczucia.
— No nie wiem czy to dobry pomysł… Ty i szkoła przetrwania? Wybacz i bez obrazy ale ja bym sobie sama rady nie dała, a wiesz że ja potrafię prawie wszystko znieść. Zawsze jeździłam na obozy z ojcem lub z jakimś opiekunem. Proszę przemyśl dobrze tę decyzję wyjazdu. A jakie są koszty? — odparła niższa z przyjaciółek idąc na korytarz po ręcznik.
— No właśnie najlepsze jest to, że to za darmo! — krzyknęła uradowana Catty, cały czas podążając wzrokiem za ledwo chłodzącą dziewczyną.
— No nie wiem, przemyśl to… — jęknęła dziewiętnastolatka, przypominając sobie wszystkie obozy i szkolenia ze swoim ojcem. Ledwo dawała radę dotrwać do końca, choć z wiekiem stawała się coraz lepsza. Wysiłek nie był już tak męczący dla niej, a stres i presja czasu nauczyły zielonooką szybkiego myślenia. Mimo wszystko nie chciałaby na własne życzenie ponownie przechodzić tego samego. Z cichym westchnieniem przeczesała swoje włosy, rozplątując z upięcia.
— Wiem! — rzuciła nagle krótkowłosa, poprawiając sobie okulary, które z ekscytacji zjechały jej na czubek nosa.
— Co takiego wymyśliłaś geniuszu? Tylko proszę pośpiesz się bo woda mi stygnie, a naprawdę padam na twarz. Chcę zobaczyć ten list i iść się położyć spać.-wymamrotała dziewczyna trzymając w jednej ręce klamkę od drzwi łazienki.
— Pojedź ze mną! — pisnęła głośno uradowana Catty swoim genialnym pomysłem, natomiast druga z przyjaciółek pokręciła przecząco głową i zamknęła drzwi od pomieszczenia. Załamana brązowooka wróciła do kuchni i chwyciła kubek nawet nie patrząc na niego. Zatopiona w swoich myślach przyłożyła przedmiot do ust, jednak po przechyleniu go nic nie wypłynęło. Ku zaskoczeniu Catty całe kakao zniknęło. Zdziwiona i lekko wystraszona dziewiętnastolatka podeszła z powrotem do drzwi od łazienki.- Abby! Wypiłaś całe kakao? — zapytała lekko drżącym głosem, przystawiając ucho do drewnianej powłoki.
— Nie! — odkrzyknęła jej brunetka, która właśnie się myła.
— Oh… — westchnęła ciężko wyższa z kobiet i wtem do jej uszu dobiegł jakiś szmer z piwnicy. Automatycznie wzdrygnęła się ze strachu, a na ciele Catty pojawiła się gęsia skóra. Żołądek nastolatki fiknął salto na przypomnienie sobie słów przyjaciółki. Ktoś tu jest i jak szłam do domu to mnie śledził… Przerażona postanowiła to jednak sprawdzić.— STRACHY NA LACHY —
Dziewczyna rozejrzała się dookoła podchodząc do dębowych drzwi, po czym chwyciła za klamkę. Mimo iż była sama na korytarzu, atmosfera w nim stała się cięższa i naelektryzowana dziwnym napięciem. Nacisnęła powoli dźwignię w dół, a drewno z cichym piskiem otworzyło się. Wydany przez płytę dźwięk spowodował dreszcze na całym ciele brunetki. Nastolatka przełknęła głośno ślinę i zaczęła wchodzić w mrok starej piwnicy. Schody mające już swoje lata pod ciężarem dziewiętnastolatki zaskrzypiały, wydając przerażające odgłosy. Z duszą na ramieniu stąpnęła jak najlżej na ostatni stopień i wyciągnęła lewą rękę w celu znalezienia przełącznika. Jak tylko odnalazła go, włączyła światło, ale ku jej zdziwieniu nie zapaliło się.
— Niech to szlak. Żarówka się znowu przepaliła… — warknęła pod nosem brązowooka, zaciskając mocniej mięśnie szczęki. Nabierając w płuca ogromną ilości powietrza zeszła z ostatniego stopnia na beton. Pomieszczenie przesiąknięte było mokrą ziemią, drewnem oraz świerkiem, gdyż świąteczna choinka stała w zapomnianym kącie, oblatując z igliwia. — Gdzie ta latarka? — Catty mruknęła sama do siebie, stojąc w ciemnościach kompletnie zapominając, że przyszła sprawdzić, czy ktoś tam jest oraz skąd dochodził hałas. Nieśpiesznie podeszła po omacku do starego, ciemnobordowego kredensu, w którym otworzyła pierwszą szufladę, zacinającą się w połowie. — Musi Abby poprosić Drew o naprawienie tej przeklętej szafki albo wywalić ją i kupić nową.- bąknęła skonsternowana zaistniałą sytuacją i z całej siły szarpnęła za uchwyt. Przewróciła się w ułamku sekundy na zimną, betonową posadzkę, głośno sycząc z bólu. Nagle usłyszała za swoimi plecami jakiś stukot. Przestraszona odwróciła szybko głowę, a na jej bladej twarzy widać było strach. Źrenice nastolatki rozszerzyły się pomimo panującej tam ciemności, głośno przełknęła ślinę i próbowała coś dostrzec. Jednak zero jakiegokolwiek ruchu wskazującego na włamywacza potęgowało napięcie, które rosło wraz z głuchą ciszą. Nagle do uszu brunetki dobiegło skrzeczenie schodów, które zwróciło uwagę dziewiętnastolatki. Niewiele myśląc złapała najbliżej leżący przedmiot, mocno zaciskając na nim palce. Po dotyku wyczuła, że to metalowy pręt od jakiejś rury z charakterystycznym zakończeniem do wkręcania. Niezgrabnie wstała na nogi, podpierając się o krawędź szafki, mając ciągle na oku swoją ofiarę. Idąc powoli na palcach ominęła przyrdzewiałą perkusję, która należała do kuzyna Abby, a jednocześnie do byłego chłopaka Catty. Jej oczom wtem ukazał się zarys postaci z wielką szopą na głowie, ubraną w coś włochatego na stopach. Drżącymi rękoma zamachnęła się i uderzyła włamywacza prosto w plecy, powalając wroga na przysłowiowe deski.
— Catty? Catty! Uspokój się! Oszalałaś? Mogłaś mnie zabić! — krzyknęła rozzłoszczona Abby, która leżała na zimnym betonie łapiąc za metalową rurę. Ręcznik, który miała na głowie spadł na podłogę, a włosy rozsypały się na ramiona nastolatki. Z łomoczącym sercem starała się opanować swój nierówny oddech oraz emocje buzujące w jej żyłach. Rozcierając obolałe miejsce rzuciła natychmiastowo pręt na beton, a hałas rozniósł się po piwnicy echem. Brązowooka niewiele myśląc podała dłoń swojej przyjaciółce, jednak długowłosa odtrąciła ją po tym jak uniosła lekko prawą rękę, co spowodowało potworny ból w łopatce. — Sama dam sobie radę.- dparła dziewiętnastolatka, mozolnie podnosząc się na równe nogi.
— Przepraszam… — zaskomlała skruszona Catty patrząc na kontury dziewczyny.- Nie wiedziałam, że to ty. Myślałam, że to ten ktoś kto cię obserwował i chciałam się obronić.- wytłumaczyła rówieśniczka idąc za swoją przyjaciółką powoli po schodach asekurując niebiologiczną siostrę. Brązowooka będąc przy drzwiach, jednak się zatrzymała i spojrzała zaniepokojona w głąb mroku panującego w piwnicy. Mimo złych przeczuć pokręciła przecząco głową i zamknęła za sobą wejście, mówiąc sobie w myślach iż ma urojenia. Jednak gdyby trochę poczekała to dostrzegłaby ruch ukrywającej się postaci, stojącej przy świątecznej choince. Dziewczęta w napiętej ciszy podążyły do kuchni, gdzie usiadły przy wyspie w ogóle nie patrząc na siebie. Catty smętnie zerknęła do wnętrza swojego kubka, w którym znajdować powinna się resztka niedopitego kakaa, ale ku jej zdziwieniu szkoło było puste. Postanowiła mimo wszystko nie martwić swojej przyjaciółki bo i tak zrobiła jej wystarczająco dużo stresu oraz bólu. Nagle ciszę przerwała melodyjka telefonu Abby, która zwiastowała przyjście sms-a.
Nadawca: Drew
Odbiorca: Abby
Data: 26.10.2015
Godzina: 23:15
Hej Abby, już po pracy?:*
NADAWCA: ABBY
ODBIORCA: DREW
DATA: 26.10.2015
GODZINA: 23:15
Hej:3 Tak już dawno po robocie i jestem padnięta. Jedyne, o czym teraz marzę to łóżko. Na dodatek jeszcze oberwałam z rury od Catty…
Długowłosa podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która myślami była gdzieś indziej. Siedząc na krześle podparła się dłonią o brodę i przymrużyła powieki, wpatrując się w pustą przestrzeń. Widząc dziewiętnastolatkę w takiej pozycji cała złość Abby gdzieś zniknęła, zostawiając tylko delikatny uśmiech.
Nadawca: Drew
Odbiorca: Abby
Data: 26.10.2015
Godzina: 23:16
Jak to z rury?! >.< Zabić cię mogła! Co wy tam dziewczyny robicie? Zresztą będę za dziesięć minut to wam obu reprymendę dam. A tobie to już szczególnie dupsko spiorę: P
— Ej! — krzyknęła dziewczyna po przeczytaniu wiadomości w znak protestu.- Nie ma tak! Ja chcę iść spać, a nie mieć tutaj gości.- dodała skonsternowana odkładając telefon na blat stołu, a brunetka siedząca naprzeciwko wydała cichy pomruk.
— Co się stało? — spytała, a w jej myślach chodził tylko widok poruszającej się jakiejś postaci w piwnicy.
— Drew jedzie do nas i będzie gdzieś za dziesięć minut.- oznajmiła poprawiając swoją pomarańczową piżamkę z misiem.- A tak w ogóle, dlaczego trzepnęłaś mnie z tej rury, bo niezbyt cię słuchałam? — zapytała zaciekawiona, składając w kostkę mokry ręcznik i ręką przeczesała włosy.
— Bo cię pomyliłam z włamywaczem. Miałaś ręcznik na głowie i myślałam, że złodziej ma taką bujną szopę.- zaśmiała się Catty od razu powracając do powagi.- Wiesz, jak się myłaś słyszałam jakiś hałas w piwnicy, poszłam to sprawdzić. Myślałam, że włamywacz to ty i tak jakoś wyszło… A tak w ogóle, jak ten głupek przyjeżdża to niech naprawi ten stary kredens. Jak otwierałam szufladę to ją z zawiasów wyrwałam.- żachnęła się dziewczyna, bujając się na krześle.
— Catty… — długowłosa złapała się za głowę załamana zachowaniem swojej przyjaciółki.- Tam wystarczy delikatnie pociągnąć i się otworzy bez problemu. A co do włamywacza… Mówiłam, że ktoś mnie prawdopodobnie śledził, ale nie na pewno. Wiesz, że ja jak jestem zmęczona mam bardzo często zwidy.- zaopiniowała spoglądając na roześmianą koleżankę.
— Właśnie… Mówiłaś, a ty masz zawsze rację, sama nawet to przyznajesz.- upomniała ciemnowłosą brunetkę, która ruszyła w kierunku łazienki, by w końcu uczesać włosy. Druga z dziewcząt również wstała i skierowała się za przyjaciółką. Będąc na miejscu zapanowała między nimi cisza. Nagle światło w całym domu zgasło, a lokatorki wzdrygnęły się ze strachu.
— Pewnie bezpieczniki poszły albo wyłączyli prąd z powodu nadchodzącej burzy.- rzuciła Abby nie przerywając swojej czynności.
— Na pewno to one.- przytaknęła drżącym głosem. Wtem do ich uszu nagle dobiegło głośne walenie do drzwi, a brązowooka pisnęła zakrywając usta dłonią. Dzielniejsza z nich zostawiła czarną szczotkę na umywalce i skierowała się w stronę łoskotu. Dookoła było wszędzie ciemno, a piorun co jakiś czas rozcinał mrok. Głośnie grzmoty przybliżały się, a deszcz zaczął lać jakby chciał zalać ziemię. Abby przyłożyła ucho do drewnianych drzwi i nasłuchiwała, kiedy wibracje spowodowane kolejnym uderzeniem ją odepchnęły.
— Abby! Catty! To ja Drew! — dziewczęta usłyszały znajomy głos i jednym płynnym ruchem długowłosa otworzyła wejście. Im oczom ukazał się bardzo wysoki chłopak, który momentalnie znalazł się w środku. Nagle światło z powrotem się zapaliło rażąc wszystkich w oczy. Drew był szczupłym brunetem, o lekko przydługich włosach na środku głowy, zaś po bokach kosmyki były krótko przycięte. W jego zielonych tęczówkach tańczyły jak zawsze iskierki bystrości oraz młodzieńczego cwaniactwa. Miał tak jak obie dziewczęta dziewiętnaście lat i chodzili razem do szkoły średniej. Drew był typem łobuza, ale starał się nie wyróżniać zbytnio z tłumu, gdyż miał i tak dość sporo problemów. Po zamknięciu za sobą drzwi zdjął skórzaną, czarną kurtkę z białym pasami po bokach, którą następnie rzucił na wieszak. Pod okryciem miał na sobie białą koszulkę oraz niebieskie spodnie dżinsowe.- Jak zimno! — bąknął pod nosem podchodząc do Abby, którą przytulił na przywitanie.
— Aaa… Jesteś mokry i zimny! — wrzasnęła dziewczyna w jego tors, na co brunet zaśmiał się pod nosem. Niechętnie wypuścił długowłosą z objęć, która z powodu chłodu miała grymas na twarzy. Drew następnie skierował się z szeroko rozpostartymi ramionami w stronę Catty.
— Nie waż się ty gnido do mnie się zbliżać! — rozkazała stanowczo, ale on się tym nie wzruszył i tuląc ją do siebie rozczochrał włosy brązowookiej wolną ręką. — Ty wredoto! Puszczaj mnie w tej chwili! — nastolatek poddał się i unosząc dłonie do góry dał do zrozumienia, że poddaje się.- Po co, żeś przyjechał? — spytała Catty idąc w stronę schodów prowadzących na górę.
— Wróciłem właśnie z budowy razem z ojcem i akurat zdążyłem wejść do domu, a mi Abby napisała, że jej przylałaś rurą. Stwierdziłem, że i tak nie mam co robić więc zajrzę sprawdzić, czy się nie pozabijałyście.- poinformował rozbawiony chłopak, a Catty obdarzyła go złowrogim spojrzeniem. Dotarli po chwili do pokoju Abby, do którego prowadziły drewniane, z małymi szybami drzwi. W środku pomieszczenie było wymalowane na jasny róż, oświetlone przez żółte halogeny znajdujące się w skosie sufitu. Pod nimi ustawione było sporych rozmiarów łóżko, naprzeciwko którego stała komoda z małym telewizorem. Przy oknie usytuowane było biurko z obrotowym krzesłem oraz koszem na śmieci, a niedaleko niego stała rozsuwana szafa oraz fotel. Przyjaciele usiedli na łóżku, jednak Abby kątem oka dostrzegła kopertę, którą wzięła do ręki. Zgniłozielona kartka z brązowym napisem kojarzyła się dziewczynie tylko z jednym — wojskiem.
— Ooo! Też dostałaś zaproszenie na obóz! — krzyknął uradowany Drew widząc skrawek papieru, który wyjęła zielonooka.- Ja również dostałem i się na niego wybieram tak à propos.- oznajmił dumny z siebie chłopak, podpierając się na łokciach.
— O! Ooo! Super! — wrzasnęła z entuzjazmem Catty klaszcząc w dłonie z ekscytacji.- Ja też się mam zamiar tam wybrać, więc myśl, że będzie tam ktoś znajomy jest bardzo pokrzepiająca. Obozy przetrwania są ekstra! — dodała rozpromieniona brunetka, natomiast druga z dziewcząt zaczęła czytać treść listu.
ZAPROSZENIE!
Serdecznie zapraszamy na obóz przetrwania, do pięknej oraz malowniczej miejscowości Dinberly w okolicach Brooklynu. Przeżyjecie tu przygodę, której nigdy nie zapomnicie i sprawdzicie ile warte jest życie. Wszelkich informacji zasięgniecie pod numerem znajdującym się na odwrocie.
Abby patrzyła na świstek papieru z grymasem niezadowolenia oraz sceptycznego nastawienia co do całej tej organizacji.
— Dziwnie to brzmi, a tym bardziej tylko mi się wydaje czy ta miejscowość nie została zniszczona czasem przez pożar? — spytała unosząc jedną brew do góry, a przyjaciele wzruszyli tylko ramionami.
— Ależ ty negatywnie nastawiona do wszystkiego dzisiaj jesteś. Zawsze taka optymistka, a tu co? — rzekła skonsternowana brązowooka, wymachując zamaszyście rękoma przed sobą.
— Pokaż tak w ogóle to miejsce, gdzie ci przydzwoniła Catty.- nagle wyskoczył z prośbą Drew, a obie nastolatki spojrzały na niego z otwartymi buziami, gdyż właśnie miały coś do siebie powiedzieć.
— Żeś wyskoczył z tym, jak filip z konopi.- rzuciła sarkastycznym tonem Abby, ale usiadła naprzeciwko chłopaka i zdrową ręką wskazała na obolałą łopatkę. Brunet odkrył jedno ramię, tak by zobaczyć wskazane miejsce. Widząc tworzący się fioletowy ślad, na jego twarzy zagościł grymas, niczym po zjedzeniu cytryny.
— To nie moja wina… — jęknęła Catty z miną niewiniątka.- Wracając do sprawy, to nie daj się prosić i pojedź z nami na obóz.- powiedziała z wielkim uśmiechem krótkowłosa, przechylając głowę w prawą stronę.
— Nie twoja wina? — sarknęła dziewiętnastolatka krzyżując ręce na klatce piersiowej.- A kto wziął mnie za włamywacza i pcv-łką mi przywalił? — spytała ostrym tonem Abby, a pod jej spojrzeniem przyjaciółka skuliła się niczym pies.
— Aj… Siniak jest i to nie mały.- zaopiniował w końcu Drew, zaciągając się dość sporą ilością powietrza. Następnie pochylił się lekko do przodu i złożywszy delikatny pocałunek na ramieniu przyjaciółki, poprawił piżamę.- Ja się zastanawiam czy ty Abby masz takie mocne kości, czy Catty nie ma aż takiej siły.- dodał poważnym głosem lustrując obie dziewczęta.
— Mam takie mocne kości.- odpowiedziała długowłosa cofając się i opierając się o ścianę.
— Pojedź z nami na ten obóz? — zaskomlała krótkowłosa wręcz błagając Abby, która na widok przyjaciółki wybuchnęła śmiechem.
— Jak ja was nie raz nienawidzę.- burknęła zielonooka uderzając lekko nastolatkę w ramię. W tym samym czasie, gdy trójka znajomych się śmiała drzwi wejściowe otworzyły się. Zimne powietrze wpadło do środka, po czym coś zamknęło je z powrotem.— WYJAZD —
Abby biegła przez mroczny las z trudnością łapiąc kolejny oddech, który już palił ją w płuca. Słyszała za sobą przeraźliwy krzyk jakiejś znajomej jej osoby, ale zbyt bardzo się bała, aby zawrócić. Pechowy los chciał, że w pędzie oglądała się za siebie zapomniała, iż wszędzie wystają gałęzie. Jak tylko znów wyprostowała głowę ostre odgałęzienie wbiło się nastolatce w przełyk.
Brunetka łapczywie nabrała powietrza, otwierając oczy i uniosła się z odciśniętą na policzku ręką do góry. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że żyje i znajduje się w kuchni. Rażące promienie słoneczne drażniły ją, więc zakryła ich źródło dłonią. Ciężko wypuściła powietrze z płuc i wstała idąc wprost do swojego pokoju. Przy drzwiach stały już zapakowane po brzegi dwie torby sportowe z Adidasa. Z dezaprobatą dziewczyna pokręciła przecząco głową i złapała w jeszcze drżące z przerażenia ręce zaproszenie do obozu. Klapnęła na swoim złożonym łóżku, wpatrując się w kartkę papieru.
— Mam złe przeczucia co do tego wyjazdu.- szepnęła do siebie, jednak jej słowa usłyszała Catty, która cała aż promieniała. Miała na sobie spodnie dżinsowe oraz granatową bluzkę na długi rękaw, a włosy jak zawsze rozpuszczone. Grzywka wpadała częściowo nastolatce w oczy, a druga połowa mazała krótkowłosej okulary.
— Nie łam się kochana.- bąknęła brązowooka opierając się ramieniem o futrynę.- Będzie fajnie, zobaczysz. Zawsze jak się boisz to tak jest. Sama to ciągle powtarzasz, zapomniałaś już? — żachnęła się dziewiętnastolatka z uśmiechem na twarzy, który odsłaniał jej białe ząbki. Zrezygnowana Abby spojrzała na swoją przyjaciółkę i unosząc oczy ku górze pokręciła przecząco głową.
— Pamiętam co mówiłam, ale teraz mam obawy. To nie jest strach, tylko właśnie obawy.- odrzekła oblizując usta, które jej się wysuszyły.- Coś mi w środku mówi, aby zostać w domu, bo ten wyjazd nam jeszcze bokiem wyjdzie.- dodała spuszczając wzrok, wbijając go w podłogę.
— Głowa do góry! — krzyknęła entuzjastycznie Catty zagarniając dłonią powietrze przed sobą.- Co nas nie zabije, to nas wzmocni.- powiedziała radośnie brunetka w podskokach podchodząc do przygnębionej Abby. Pochyliła się nad dziewczyną i mocno objęła ją za szyję w uścisku, chcąc dodać otuchy swojej przyjaciółce. Nagle Catty usłyszała, że ktoś biegnie wprost na jej plecy, więc w geście samoobrony przeszła na prawą stronę materaca. Zielonooka zdezorientowana znajomej podniosła głowę, a rozpędzony Drew wpadł prosto na nią przewracając długowłosą na plecy. On sam zaś leżał na brzuchu przyjaciółki, przygniatając ją swoim ciężarem. Ich twarze się spotkały parę centymetrów od siebie, a Catty zaczęła się śmiać.
— Drew! Złaź ze mnie do jasnej anielki, dwóch kilo nie ważysz.- syknęła zielonooka z trudem łapiąc oddech, a nastolatek zaczerwienił się i przeturlał na lewą stronę.
— Przepraszam.- wyszeptał zawstydzony, bo choć byli przyjaciółmi nie chciał przecież jej zgnieść. Dziewiętnastolatek ze spuszczoną głową usiadł na krawędzi materaca i zaczął się śmiać sam do siebie. Abby łapczywie złapała cenne powietrze, a klatka piersiowa dziewczyny uniosła się do góry.
— Okey, nic się nie stało ale na drugi raz uprzedź, że wpadniesz i to dosłownie.- warknęła długowłosa, rzucając to jedno ze swoich morderczych spojrzeń.
— Oki! — odpowiedział z wielkim uśmiechem wstając energicznie z łóżka. Podekscytowany złapał torby brunetki zanosząc je do swojego samochodu.
— Nie zapomnę jak my się poznałyśmy na naszej pierwszej koloni.- nagle wspomniała Catty uśmiechając się sama do siebie.
— Pamiętam, jakby to było wczoraj… Obie jak te sieroty wpadłyśmy w błoto, na co opiekunka się nie ucieszyła, gdyż w nasze ślady ruszyli pozostali.- na tę myśl Abby przewróciła oczami mimowolnie unosząc swoje kąciki ust do góry.
— A na pierwszym obozie poznałyśmy Drew.- rzekła z zamyśloną miną brązowooka.
— Hmm… Taki drobny, cichy oraz trochę przypominający kujonka, a teraz… — zawiesiła swój głos Abby kręcąc przecząco głową, usta zaciskając w wąską linię. — Człowiek dorasta… Dobra, zbierajmy się.- oznajmiła Abby głośno wzdychając, a jej serce przepełnione było strachem, jakby coś w środku mówiło, aby zostali w domu. Przekraczając próg długowłosa przystanęła na chwilę i ostatni raz spojrzała na swój pokój. Następnie razem z przyjaciółką zbiegły po schodach i ubrały się w kurtki oraz adidasy.
— Miłej zabawy dzieciaki.- powiedziała mama Abby stojąc w drzwiach łazienki czyszcząc kubeczki, w których stały szczoteczki oraz pasta do zębów.
— Dziękuję.- szepnęła jej córka zachrypniętym głosem, lecz od razu odchrząknęła przywracając brzmienie do normy.
— Na pewno będziemy się dobrze bawić.- zapewnił Drew opierając się nonszalancko o futrynę drzwi wejściowych.
— Ale ty Drew wyrosłeś… Prawie codziennie ciebie widzę, a jednak co rusz to wydajesz mi się inny.- rzekła rodzicielka Abby, która była wzrostu córki. Włosy kobiety były krótko przystrzyżone, równo z delikatnymi rysami żuchwy. Zielone oczy sprawiały przyjazne wrażenie, a usta wygięte w szeroki uśmiech rozjaśniały twarz.
— Dziękuję.- bąknął lekko zawstydzony, co zdradzały czerwone rumieńce na jego policzkach.
— Oki, zbierajmy się.- rzuciła entuzjastycznie nastawiona do wypadu Catty.- Mamy długą drogę przed sobą.- dodała całując w policzek mamę swojej przyjaciółki, po czym wybiegła na dwór z rękoma w górze.
— Do wiedzenia.- pożegnał chłopak eleganckim ukłonem kobietę.
— Idziemy clownie.- skarciła bruneta Abby popychając go lekko w stronę wyjścia.- Pa mamuś.- szepnęła mocno przytulając swoją rodzicielkę i ze sztucznym uśmiechem powędrowała do czarnego Woldzwagena. Cała trójka zapakowana w pojeździe pomachała stojącej w progu mieszkania brunetce, która zniknęła im po chwili z pola widzenia.
— No kochani, to zaczynamy imprezę! — krzyknęła piskliwym głosem Catty, siedząca z przodu, na miejscu pasażera. Pierwszy prowadził Drew, natomiast Abby zajęła miejsce z tyłu. Każde z nich miało już prawo jazdy, a droga do obozu trwała ponad półtora dnia. Oznaczało to, że będą się zmieniać, a nocą będą musieli być szczególnie ostrożni.
— Abby rozluźnij się w końcu, a nie wyglądasz jakbyś miała za koszulką węża.- powiedziała z przekąsem Catty, odwracając się do swojej przyjaciółki na tyle ile pozwoliły jej pasy.
— Jestem rozluźniona.- jęknęła nastolatka dłońmi jeżdżąc po ramionach.- Tylko jedziemy już ponad sześć godzin i zesztywniałam.- długowłosa skłamała, nie chcąc psuć dobrych nastroi pozostałych. Niespodziewanie chłopak się zatrzymał na poboczu, w jakimś lesie i wysiadł z auta.
— Catty prowadź, ja muszę rozruszać tą tutaj marudę.- rzekł, na co dziewczyna siedząca z przodu z wielkim bananem na twarzy, nie wychodząc na dwór przeniosła się za kierownice. Włączyła radio a tam akurat leciała jej ukochana piosenka. Pod głosiła magnetofon na maksa, a Drew wszedł do woldzwagena obok Abby. Catty dodała gaz do dechy, a brunet zajął miejsce na tyle wozu.- Chodź tu do mnie mała paskudo.- zaczął dziewiętnastolatek przysuwając się bliżej kobiety. Złapał kobietę w pasie, przygważdżając swoim ciałem i by rozweselić spiętą przyjaciółkę zaczął łaskotać ją.
— Przestań! — warknęła przez śmiech.- Już nie mogę! Aua! Uderzyłam się przez ciebie! — wymamrotała dając kuksańca Drew w ramię.- A ty co robisz? — spytała oburzona widząc, że chłopak kładzie jej głowę na kolanach, a nogi stara się wyprostować. Jednak wzrost jemu na to nie pozwolił, więc się lekko skulił na prawym boku.
— Jak to co? Idę spać. Ty też idź, bo zastępujesz Catty.- poinformował zamykając powieki, a Abby pokręciła tylko z dezaprobatą głową. Wyjrzała z westchnieniem przez okno auta, gdzie panowała szarówka, a las dodawał mrocznej atmosfery. Zmęczona długą jazdą zerknęła na śpiącego już przyjaciela i przejechała opuszkami palców po jego twarzy. Położyła następnie otwartą dłoń na klatce piersiowej chłopaka.
— Kochana jak coś obudź mnie, okey? — zapytała z troską jak tylko muzyka przycichła, a spokojne nuty roznosiły się wewnątrz wozu.
— Spokojna głowa, prześpij się.- odpowiedziała pewna siebie Catty, spoglądając kątem oka na znajomą. Ciało brązowokiej było rozluźnione i gotowe na przebycie swojego odcinka trasy.
— Dobrze.- skwitowała z uśmiechem Abby opierając głowę o zagłówek, po czym czując bijące ciepło oraz rytm serca przyjaciela również zasnęła.
Natomiast gdzieś w odległym zakątku świata, w starej szopie grała spokojna oraz wyciszająca muzyka, pochodząca z XIV wieku. Paliły się tam świecie o zapachu zgnilizny, a na środku pomieszczenia stały dwa stoły. Na jednym znajdował się talerz oraz świecznik, a stare, zardzewiałe metalowe krzesło dokańczało jego wystrój. Idąc w prawą stronę na drugim blacie leżał mężczyzna, ubrany tylko w same bokserki. Jego nogi okryte były zabrudzonym od smaru kocem, a usta miał zakneblowane zakrwawioną szmatą. Jakaś postać w wielkim kapturze zbliżyła się do niego, na co szatyn zaczął się szarpać. Tajemnicza istota złapała za talerz oraz sztućce do tranżerowania i podeszła do swojej ofiary. Zdjęła jednym, płynnym ruchem ręki płachtę a odór rozkładu mięsa oraz metalu krwi, zmieszał się ze zgnilizną świec. Podgwizdując kanibal odciął kolejne ścięgno z uda mężczyzny i nałożył je na talerz. Czarnowłosy nie miał już jednej nogi, a druga do połowy oberżnięta była ze skóry oraz mięśni. Na dokładkę morderca wbił widelec w oko mężczyzny i poruszając sztućcem zataczał koła. Związana ofiara szamotała się z bólu, lecz nic nie mogła zrobić jak tylko czekać na zbawienie, jakim była śmierć.— ROZMOWA —
Po tym jak Catty wyszła z łazienki dwójka znajomych wygłupiała się na łóżku, niczym małe dzieci. Drew powalił Abby, przygniatając ją swoim ciężarem i łaskotał aż do łez.
— Weź ze mnie go! On waży tonę! — krzyczała przez śmiech długowłosa, próbując zwalić z siebie swojego przyjaciela.
— Kto się czubi ten się lubi.- żachnęła się brązowooka, wytykając język. Podparła się rękoma w talii i zlustrowała swoich znajomych.- Mówicie, że to ja zachowuję się jak dziecko.- dodała skonsternowana, kręcąc przecząco głową. Jednak ciężko wzdychając podeszła do chłopaka i chwyciła go za kostki, mocno ciągnąc do tyłu. Niestety materiał spodni dresowych zsunął się w dół, a biedna dziewczyna klapnęła na podłogę.
— No spodni mi nie musiałaś ściągać… — zaopiniował zażenowany Drew, wstając z zielonookiej i poprawiając ubranie. Z czerwonymi wypiekami usiadł na krawędzi łóżka, starając ukryć swój uśmiech. Wszyscy próbowali zachować powagę ale Abby niewytrzymała. Całe trio wybuchło śmichem, prawie że płacząc.
— Dobra chodźmy bo na pewno już na nas czekają.- poinformowała Abby, starając się opanować. Ubrana w swoje suche ciuchy wyszła jako pierwsza z domku.- Kurna zimno się zrobiło! — pisnęła kiedy chłodny wiatr owiał jej nagie ręce.
— A ja mam sweterek.- zaśmiała się Catty, dołączając do swojej przyjaciółki na werandę.
— Się tak nie ciesz… — mruknęła kąśliwie ale również z rozbawieniem długowłosa. Nagle poczuła na swoich ramionach jakiś ciężar. Zaskoczona obejrzała się za siebie i ujrzała twarz Drew.
— Proszę… — szepnął jej do ucha, całując przelotnie w policzek i zarzucając na nią swoją szarą bluzę z kapturem.
— Dziękuję.- odpowiedziała z wdzięcznością w głosie, zapinając suwak prawie pod samą szyję.
— Chodźcie moje kobietki.- rzekł brunet obejmując obie nastolatki w talii.
— A ty się nie przeziębisz? — zapytała zdziwiona Catty mierząc wzrokiem swojego znajomego.
— Ja? Mnie żadne choróbsko nie ruszy.- zapewnił pewny siebie, prowadząc wszystkich na miejsce zbiórki. Dotarli po paru minutach do celu i rzeczywiście większość już czekała. Ivan właśnie rozpalał ognisko, a Briget z Fioną siedziały na kłodzie szepcząc coś do siebie. Po przeciwnej stronie był Edgard. Samotnie dumał nad czymś i nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Abby na chwilę zatrzymała się, rozglądając się dookoła. Brakowało jej jednej a dokładniej dwóch osób. Mianowicie Ricka oraz Selen.
— Wszystko w porządku? — spytała Catty wychylając głowę w stronę zielonookiej.
— Tak, tak.- mruknęła wyrywając się z uścisku Drew.- Zaraz przyjdę.- dodała, kierując się w stronę prowizorycznej recepcji.
— Co jej się stało? — zapytał Edgard wracając myślami na ziemię i uniósł wzrok na dwójkę przyjaciół. Oboje podeszli do blondyna, siadając po jego prawej stronie.
— Nie wiem. Tak w ogóle siemka. Gdzie jest Rick? — zagaił Drew, rozglądając się dookoła.
— Hejka. Rick poszedł do tych dwóch kolesi co siedzą w tej budzie.- wskazał brodą na jeden z najbardziej zadbanych budynków.- Chce zażądać od nich aby ktoś poszedł na poszukiwanie Selen.- wyjaśnił Edgard łapiąc leżący naprzeciwko niego patyk.
— Współczuje mu ale co zrobić? O nie! — krzyknęła nagle przerażona Catty, a wszyscy spojrzeli się na nią.
— Co się stało? — zapytał z przerażeniem Drew, a jego serce przyśpieszyło. Blada twarz dziewiętnastolatki wyglądała niczym u trupa.
— Abby tam poszła. Jak ona tam zrobi renomę to nas na zbity pysk wywalą z obozu.- odpowiedziała łapiąc się za głowę, zmierzwiając swoje rozpuszczone włosy.
— No to będzie ciekawie… — bąknął brunet, złączając usta w cienką linię. Powoli zaczął kiwać głową do przodu i do tyłu. W tym samym czasie Abby weszła do pomieszczenia. Panowało tam ciepło co ją nawet już nie zdziwiło. Już na ganku usłyszała donośną rozmowę dwójki mężczyzn.
— Musicie mi pomóc jej szukać. Ja tak tego nie zostawię! — krzyczał czarnowłosy, żywo gestykulując rękoma. Zaś mężczyźni za ladą emanowali spokojem. Przynajmniej jeden z nich.
— Nie możemy nic zrobić z tym. Tutaj każdy przyjeżdża na własne ryzyko. Jest się odpowiedzialnym sam za siebie.- odpowiedział bliźniak o imieniu Bradley, a w jego fiołkowych oczach widać było, że zaraz puszczą mu nerwy.
— W czym mogę pani pomóc? — spytał Abby łagodniejszy z braci. Ona zaś odwróciła zaskoczona głowę w jego stronę.
— Wszystko w porządku.- zaopiniowała z bladym uśmiechem, powracając wzrokiem do szatyna.- Rick, co się dzieje? — zapytała zaciekawiona przebiegiem sprawy. Domyślała się po co przyszedł mężczyzna i chciała jemu pomóc.
— Nie chcą pomóc mi w poszukiwaniu Selen.- odpowiedział załamany, uderzając w blat lady pięścią.
— Proszę bez agresji.- upomniał dwudziestodwulatek, zaciskając mocniej mięśnie szczęki.
— Jak bez agresji? Jakby tobie zaginęła narzeczona to byś się nie martwił? Byś nie chciał jej znaleźć za wszelką cenę. A taki jeszcze wielmożny pan… — zaczęła Abby z podniesionym tonem o oktawę nie wytrzymując.
— Proszę się uspokoić… — przerwał jej Bradley, czego szybko pożałował.
— Zamknij mordę i mi nie przerywaj jak do ciebie mówię.- zgoniła ostro bruneta, który zdziwiony zamilkł.
— Abby to nie ma sensu, z nim się nie dogadasz.- mruknął załamany Rick, chodząc w kółko przy oknie.
— Rick… Bo cię zaraz palnę.- zaopiniowała ciężko wzdychając.- Ty.- nagle rzuciła, podchodząc do lady, na której się oparła. Złapała przerażonego mężczyznę za koszulę i przyciągnęła do siebie.- Masz zorganizować grupę poszukiwawczą. Nie wiem jak. Nie obchodzi mnie to. Do wieczora masz coś wykombinować. A jak nie to sam rusz dupę i zapierdalaj szukać dziewczyny, bo jak nie to naślę na was policję.- zagroziła brunetka jadowitym głosem, gromiąc złowrogim spojrzeniem bliźniaka. Drugi zaś z braci razem z Rickiem stali osłupieni.- Rozumiemy się? — spytała zielonooka z przymrużonymi powiekami.
— Tak… — burknął od niechcenia mężczyzna, nie mając innego wyboru.
— Mądry chłopak.- pochwaliła go Abby, puszczając w końcu koszulę recepcjonisty.- Teraz możemy iść na zbiórkę.- dodała z szerokim uśmiechem oraz spokojem, mając opanowaną sztukę maskowania strachu. Tak naprawdę cała w środku dygotała z przerażenia, jednak nie mogła tego pokazać. Wszyscy mieli ją za hardą osobę i nie mogli myśleć inaczej. Zadowolona z siebie wyszła, z pomieszczenia a zimny wiatr ostudził ją trochę.
— Dziewczyno! Jesteś wielka! — krzyknął zachwycony Ric, podchodząc do dziewczyny. Mocno ją przytulił a w jego drżącym głosie było słychać zgromadzone łzy.
— Nie ma za co.- wyszeptała odwzajemniając uścisk, będąc dumna z tego, że mogła choć trochę pomóc.- Chodźmy. Na pewno już na nas czekają.- poinformowała, oddalając się o krok od brązowookiego.
— Dobrze.- odparł szczęśliwszy niż rano Rick. Jak dwójka obozowiczów zmierzała w stronę ogniska w budynku za nimi rozpoczęła się dyskusja.
— I co chcesz teraz zrobić? — spytał łagodniejszy z braci o imieniu Drake.
— Nie mam pojęcia co zrobić ale ta mała nam zagraża. Muszę porozmawiać z przełożonym. On coś może wymyśli. Wiem jedno. Jeśli nie pójdziemy na poszukiwanie tej dziewczyny przyjadą tu gliny.- oznajmił Bradley, przejeżdżając nerwowo palcami po włosach.
— A co w tym złego? Nie mamy żadnych brudów za uszami. Nic nam nie zrobią. A jak przyjadą to chociaż pomogą nam znaleźć tych zaginionych ludzi.- powiedział Drake nie wiedząc co tak naprawdę się dzieje dookoła niego.
— Nie masz o niczym pojęcia. Ale lepiej brat zamknij się i siedź cicho.- ostrzegł Bradley, kierując się do tylnego pomieszczenia.
— Dlaczego? O co ci chodzi? — zapytał zdezorientowany dwudziestodwulatek, nie rozumiejąc przekazu słów.
— Po prostu. Albo ich albo nasze życie.- odparł znikając z pola widzenia swojego brata. W tym samym czasie kiedy dwójka mężczyzn dyskutowała, Abby razem z Rickiem dotarli do pozostałych.
— A tu co się stało, że są tak podzieleni? — spytała bardziej siebie Abby, jednak jej przemyślenia usłyszał dwudziestosześciolatek.
— Tamci się panoszą i uważając co to nie oni. Sama byłaś przecież nad jeziorem i widziałaś jakie szopki odstawiali.- oznajmił Rick idąc ramię w ramię z brunetką.
— I jak tam? — zagaiła zaciekawiona Catty z obrotu sprawy.
— Coś załatwiliście w sprawie Selen? — dopytywał się Drew, patrząc raz na swoją przyjaciółkę a raz to na mężczyznę.
— Abby jest boska.- zaopiniował Rick, siadając po wolnej stronie Edgarda, który wszystkiemu się przysłuchiwał.
— Przesadzasz.- odparła zielonooka, przestępując z nogi na nogę. Nagle Drew złapał ją za nadgarstek i przeciągnął długowłosą na swoje kolana. Zaskoczona jednak nic nie powiedziała.
— Facet jadł jej normalnie z ręki. Tak mu dogadała, że sam stałem z otwartą gębą i patrzyłem jak idiota na całą akcję.- powiedział szatyn z zachwytem w głosie, na co Abby spuściła głowę.
— Wiem, że to boska istota.- zaopiniował Drew, przytulając się do pleców swojej przyjaciółki.
— Aj przestańcie… — warknęła poirytowana nastolatka. Nie lubiła kiedy ktoś ją chwalił, bo nie była po prostu do tego przyzwyczajona.
— Abby to zawsze potrafiła dogadać każdemu i dostać to co chce.- rzekła dumna ze swojej przyjaciółki Catty, z szerokim uśmiechem. Zaś zielonooka ukryła twarz w dłoniach licząc do dziesięciu.
— Nie załamuj się.- zaśmiał się Edgard starając się pocieszyć kobietę. Ta natomiast przez szparę między palcami spojrzała na blondyna. On zaś na ten gest zaśmiał się pod nosem, kręcąc przecząco głową.
— Lubicie ze mnie robić sobie jaja, no nie? — burknęła z lekkim rozbawieniem długowłosa, lustrując każdego po kolei.
— Niee… — przeciągnęła Catty, machając prawą ręką.
— Tsa… — mruknęła zrezygnowana Abby, przewracając oczami.
— Może troszkę.- żachnął się Drew, za co dostał z łokcia w klatę. To jednak nie przejęło go i nadal się śmiał. Mocniej przytulając do siebie przyjaciółkę cmoknął ją w policzek. Całej sytuacji przyglądała się nielubiana przez resztę trójka znajomych.
— Wszyscy ją uwielbiają.- zaopiniowała Briget, stojąc podparta o pień drzewa.
— Nie dasz rady ich rozdzielić. Widać, że zacieśnili więzi jeszcze bardziej.- oznajmił Ivan z grymasem na twarzy. Podciągnął nosem, gdyż od zimna dostał już kataru.
— Zachowaj już te swoje mądrości dla siebie.- syknęła rozjuszona rudowłosa.
— Ale on ma rację. A szczególnie teraz kiedy nasza kochana Abby załatwiła Rickowi ekipę ratunkową dla Selen.- odparła szatynka beznamiętnym głosem, podchodząc do swojego chłopaka. Przytuliła się do niego by się choć trochę ogrzać.
— Podziękuję wam za taką pomoc.- rzuciła zbulwersowana Fiona, tupiąc nogą. Trójce znajomych przez chwilę przyglądała się Abby.
— Ciekawe co wymyślą.- pisnęła podekscytowana Catty, rozcierając rękoma gęsią skórę na ciele.
— Nie mam pojęcia. A ty Abby co o tym myślisz? — nagle głos Edgarda wyrwał długowłosą z zamyślenia.
— Hy?… — mruknęła nie słysząc pytania jakie zadał jej blondyn.
— Jak myślisz co będziemy dzisiaj robić.- powtórzył łagodnym tonem chłopak, widząc zdezorientowanie dziewczyny.
— Nie wiem.- odparła szybko zielonooka, nagle sobie coś uświadamiając.- A tak w ogóle gdzie jest Mendi? — zapytała zaniepokojona tym, że brakuje jeszcze jednej osoby.— UKRYJ SIĘ —
Abby w ciemnościach biegła przed siebie ile tylko miała tchu. Nie widziała czubka własnego nosa i musiała liczyć tylko na swoją intuicję. Serce dziewczyny łomotało jak szalone z powodu adrenaliny buzującej w jej żyłach. Tajemniczy morderca był ciągle za nią, mimo iż nie było mu nigdzie śpieszno. Trzymał w ręku własnoręcznie zrobioną maczetę z chropowatym ostrzem. Nastolatka wiedziała, że jeśli będzie tak nadal biec przed siebie, to pozostaną jej tylko dwie opcje. Pierwsza, najbardziej pocieszająca ją to znalezienie wyjścia i ucieczka na zewnątrz. Druga i najbardziej prawdopodobna, to że sama siebie zapędzi w kozi róg.