- promocja
Ukryta królowa. Księga 2 - ebook
Ukryta królowa. Księga 2 - ebook
Demony znów gromadzą siły. Walka jeszcze się nie rozstrzygnęła.
Świat oczekuje, że Olive stanie na czele armii, wszak jako córka Jardira jest przeznaczona do roli przywódczyni i zbawicielki.
„Rój to miejsce mocy Alagai Ka. Dzieło jego życia. Tam odbędzie się prawdziwa walka, nie w Kryjówce. I tam właśnie musiałam się udać nawet jeśli oznaczało to, że moi przyjaciele i może nawet matka, nigdy mi tego nie wybaczą.”
Darin Bales wydaje się być jedynym, który ma największe szanse przedostać się do Kryjówki. Jego nienaturalnie wyostrzone zmysły może nie dają się łatwo okiełznać, ale stanowią potężną broń. Odważy się na wszystko, aby zorganizować ratunek dla najbliższych, zanim nowa Królowa przyjdzie na świat.
Olive i Darin choć własnymi ścieżkami, muszą podążyć w kierunku, którego sami by nie wybrali. I zmierzyć się z otchłanią, dla której nie byli przeznaczeni.
Jeśli im się nie uda, ludzkość może nie przetrwać.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67949-91-0 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROSTOWANIE SPRAW
Przesilenie zimowe zbliżało się wielkimi krokami, a my ćwiczyliśmy we troje co wieczór i naprawdę graliśmy lepiej niż kiedykolwiek. Arick wciąż odgrywał melodie mechanicznie, a Rojvah nadal była diwą, która potrzebowała pławić się w uwielbieniu słuchaczy, ale udało nam się znaleźć sposób i wspólny rytm, by stworzyć harmonijne trio.
A to dlatego, że graliśmy skoczne kawałki i muzykę festynową, a nie zaklęcia. Ułożenie listy utworów dało nam podstawę, na której mogliśmy oprzeć koncert. Kiedy się występuje dla widowni, należy reagować na bieżąco, przyspieszając lub zwalniając rytm, trzeba grać to, co zamówi słuchacz, czasami zostawić tylko jednego muzyka, żeby reszta mogła się czegoś napić lub nastroić instrument. Nie jest to jednak taka sama improwizacja, jak gdy w wirze walki trzeba skłonić wściekłego demona do postąpienia w konkretny sposób.
Tempo koncertu można mniej więcej zaplanować i przećwiczyć. No i jeśli popełni się błąd, widownia nie pożre grajka.
Dzięki nocnemu widzeniu dostrzegałem blask magii i to, jak nasza muzyka kształtowała przepływy wokół nas. Nawet w twierdzy Leeshy, gdzie runy trzymały magię w ryzach, mogliśmy Czerpać moc i naginać ją do swojej woli. Dzięki temu ludzie będą chcieli tańczyć nie tylko dlatego, że muzyka jest skoczna, ale wszystko wokół będzie pobudzało ich nogi do podrygiwania.
Kiedy powiedziałem Rojvah i Arickowi, na co mają zwracać uwagę, bliźnięta też zobaczyły wzory – ona dzięki biżuterii, on dzięki turbanowi. Te małe kawałki, które ćwiczyliśmy, były tylko początkiem tego, co mogliśmy zrobić teraz, gdy w końcu się zgraliśmy. Jeszcze trochę praktyki i nawet niektóre z „cudów” Bezpalcego znalazłyby się w zasięgu naszych możliwości. Miałem nadzieję, że to wystarczy.
Arick przedłużył ostatnią nutę, gdy ja i Rojvah już zamilkliśmy. Gdy w końcu odjął smyczek od strun, czułem, jak pudło kamanju wibrowało jeszcze przez chwilę.
To była nasza najlepsza próba jak do tej pory, niestety, nie miał nas kto oklaskiwać. Gdy kończyliśmy grać, zwykle Selen składała dłonie, ale od ataku na Olive nie rozmawiała z żadnym z nas.
Oczywiście miała wiele na głowie. Słyszałem, jak wydaje gwardzistom rozkazy, wysłuchuje raportów i rozmawia z Olive. Od czasu do czasu znajdowała też wymówki, żeby skoczyć do stajni. W takich chwilach łapałem za fletnię i grałem, żeby przypadkiem nic nie usłyszeć. I żeby nie kusiło mnie podsłuchiwać.
Ale Selen miała w twierdzy swoje komnaty, niedaleko, na końcu korytarza, i słyszałem, ile czasu tam spędza. Nie była aż tak zajęta, żeby nie móc się z nami spotkać. Po prostu tego nie chciała.
Wiedziałem, że powinienem zostawić ją w spokoju. Sam nie lubiłem, kiedy ktoś naciskał na mnie, gdy nie byłem gotów mówić, i pewnie ona miała tak samo. Jednak świadomość, że jest tak blisko i nawet do nas nie zajrzy, nie dawała mi spokoju. Jeśli mieliśmy dostać się do Kryjówki, musieliśmy być zgrani wszyscy, nie tylko nasza muzyczna trójka.
– Wszystko w porządku, Darin? – zapytał Arick tym swoim tonem starszego brata. Często tak do mnie mówił, mimo że to ja byłem od niego starszy o dwa miesiące.
Tyle że mnie to nie przeszkadzało. Zacząłem się czuć przy Aricku i Rojvah tak bezpiecznie jak przy Olive i Selen.
– Tak, tylko sporo mam na głowie. – Nigdy nie potrafiłem dobrze kłamać, trzymałem się więc ogólników i wyglądałem przez okno. – Chyba potrzebuję trochę świeżego powietrza. – Podszedłem do drzwi tarasowych i otworzyłem je.
– Wybranku! – Zamarłem, słysząc głos Rojvah.
– Będę... w wychodku – rzucił Arick i czmychnął z pokoju, mijając się w drzwiach z siostrą.
Odruchowo zrobiłem krok w tył, gdy Rojvah podeszła, a potem cofałem się dalej, aż poczułem za plecami barierkę. Noc była chłodna, lecz Rojvah nie zwracała na to uwagi.
– Po prostu idź do niej – powiedziała.
– Eee, co? – wyjąkałem nieporadnie. Tak, nie byłem dobrym kłamcą, a oboje wiedzieliśmy, o czym mówi.
– Do córki Gareda. – Rojvah nie traciła cierpliwości. – Nie mam tak doskonałego wzroku jak ty, ale nawet ja widzę, że ci jej brakuje.
– Skoro nie chce tu być, to jej wybór. – Wzruszyłem ramionami.
– Czemu to robisz, wybranku? – zapytała Rojvah cicho.
– Ale co? – Tym razem naprawdę nie wiedziałem, o co jej chodzi.
– Przedkładasz wolę innych ponad swoją. Zachowujesz się, jakby ich potrzeby były ważniejsze od twoich. Jakby oni byli ważniejsi.
– A nie są? To ja nie potrafię przejechać przez tłum, nie dostając ataku. To ja nie zdołam podejść do ludzi i pogadać o pogodzie, nie wspominając o nawiązywaniu bliższych znajomości.
Rojvah podeszła kolejny krok, a ja nie miałem już gdzie uciec, chyba że przez barierkę.
– Ze mną jesteś blisko, wybranku.
Miała rację. Przy kimś innym już dawno wyskoczyłbym z tarasu i nawet bym się nie zastanawiał. Czułem, jak serce wali mi młotem, kiedy położyła dłoń na mojej piersi.
– Nie jesteś mniej ważny od Olive czy Selen. Nie jesteś mniej ważny od kogokolwiek. Gdzie byłaby teraz Selen czy Olive, gdyby nie ty?
Przełknąłem nerwowo ślinę. Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie.
– Olive byłaby nadal zakładniczką Majah, i to w najlepszym razie – ciągnęła Rojvah. – A prędzej zginęłaby w brzuchu Alagai Ka. A Selen – machnęła ręką – w ogóle nie wyruszyłaby w drogę. Siedziałaby, a świat mknąłby obok niej.
– To nie takie proste.
– Nie? Uważasz, że wszyscy pomagają tobie, Darinie, ale nigdy nie przykładasz miary do siebie.
– Pewnie wyszłoby, ile mi brakuje – prychnąłem.
Rojvah fuknęła zniecierpliwiona.
– Chcesz mnie pocałować?
– Co?
– Nawet ja wiem, że Selen chodzi do stajni do tego chłopaka, więc nie udawaj, że ty nie zauważyłeś.
– To nie moja sprawa, z kim Selen się całuje – powiedziałem w obronie jej, jak i własnej.
– To skąd te żałosne westchnienia i tęskne spojrzenia? Jesteśmy sobie przyrzeczeni od tygodni. Czy jestem tak odrażająca, że wolisz zazdrościć stajennemu, który podstawia ci stopnie do powozu, zamiast mnie pocałować?
– Nie! – Sam nie wiedziałem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. – To jakieś wariactwo!
– Owszem – ucięła Rojvah. – To co, chcesz mnie pocałować?
– Ja... no... oczywiście. Ale sama mówiłaś, że to tylko na niby, żeby twoja mama się odczepiła. Nie chcę wykorzystywać...
Wzięła to za przyzwolenie, bo pochyliła się i dotknęła moich ust miękkimi, wilgotnymi wargami. Poczułem jej ciepło, pulsowanie krwi w żyłach. Zaczęła używać znacznie mniej pachnideł, przez co jej własny zapach stał się bardziej wyraźny, i w tamtym momencie ta woń pomknęła prosto do mojej głowy i kazała ciału robić takie rzeczy, do jakich nie przywykłem.
Nigdy nie lubiłem się przytulać, ale nie mogłem się powstrzymać, objąłem Rojvah, przyciągnąłem do siebie i zapragnąłem, żeby ta chwila trwała wiecznie. I wydawało mi się, że tak jest. Aż nagle wszystko się skończyło. Rojvah cofnęła się, a ja usłyszałem dźwięk wydychanego powietrza, kiedy nasze usta się rozłączyły.
– Noś głowę wysoko, wybranku – szepnęła Rojvah. – Nie jesteś gorszy od innych. I następnym razem, kiedy będziemy sobie mówili „dobranoc”, nie czekaj, aż pocałuję cię pierwsza.
Odwróciła się z uśmiechem, weszła do komnaty i przymknęła drzwi. Zostałem na tarasie sam. Podczas wspinaczki na dach czułem, jakbym unosił się w powietrzu. Potrzebowałem czasu, by złapać oddech i otrząsnąć się z mgły, która zasnuwała mi umysł i odbierała zdolność trzeźwego myślenia.
Nie mogłem uwierzyć, że Rojvah pragnie mnie naprawdę, ale przecież czułem, jak jej puls też przyspieszył, gdy się całowaliśmy. Doszedłem do wniosku, że może ma tak samo mało doświadczenia w całowaniu jak ja.
Z trudem przyjmowałem to, co o mnie powiedziała. Przecież przez całe życie wszystkich rozczarowywałem. Czułem to w zapachu ludzi, nawet gdy byli zbyt uprzejmi, żeby powiedzieć mi to głośno.
Jednak w jednym Rojvah miała rację. Nadszedł czas, żeby wyprostować sprawy między mną a Selen, jak by to powiedziała mama.
Przekrzywiłem głowę i wciągnąłem powietrze nosem. Selen była sama, nie kąpała się ani nie siedziała w toalecie. Przypłynął do mnie zapach papieru i usłyszałem jego szelest. Nie tego grubego pergaminowego, na którym wojskowi pisali raporty. Do tego szum powietrza uchodzącego z naciśniętej poduszki.
Selen nie pracowała. Leżała na sofie i prawdopodobnie czytała, może Jaka Ciętego Języka albo coś w tym stylu.
Jej puls przyspieszył.
– Wiem, że się tam czaisz, Darin, więc możesz już wyjść.
Nie miałem pojęcia, jak to robiła, ale zawsze wiedziała, gdy byłem w pobliżu. Zeskoczyłem z okapu na jej taras. Drzwi były zamknięte, kiedy jednak przeszedłem w półmaterialność, udało mi się przecisnąć przez szczelinę między skrzydłami.
– Skąd wiedziałaś?
Odłożyła książkę grzbietem do góry i wstała.
– Czego chcesz, Darin?
Pachniała złością, gotowością do kłótni.
A ja miałem tego dość.
– Już nie jesteśmy przyjaciółmi? – zapytałem. – Setki razy podchodziłem pod twoje okna i nazywaliśmy to przychodzeniem w odwiedziny, a teraz nagle się czaję i nie jestem mile widziany?
Zauważyłem, że słowa uderzyły w jej aurę i wzbudziły niepewność, lecz Selen nie należała do tych, którzy się wycofują, kiedy są wkurzeni.
– A po co miałbyś mnie odwiedzać? Masz teraz od tego tę swoją małą „wybraneczkę”, no nie?
Wszedłem do pokoju, skierowałem się do mojego ulubionego fotela. Miękki, w zacisznym kącie, stał tak, że miałem z niego widok na wszystkie okna i drzwi. Zawsze na nim siadywałem i teraz klapnąłem na nim ciężko.
– A co cię obchodzi, czy jestem przyrzeczony, czy nie. Oboje wiemy, że masz swoje plany.
Wściekła się jeszcze bardziej.
– To, że twój nos wydziera ze mnie każdy sekret, nie znaczy, że muszę ci się tłumaczyć!
– To prawda. Czemu zatem ja miałbym tłumaczyć się tobie?
Selen otworzyła usta, ale nie dałem jej dojść do słowa.
– Powiem ci dlaczego. Bo ty i Olive traktujecie mnie jak dziecko. Zawsze tak mnie traktowałyście. Ojej, trzeba pomóc Darinkowi podetrzeć pupkę! Przecież nie poradzi sobie bez starszej siostry!
Selen napięła się, potarła dłońmi twarz i siadła na kanapie zrezygnowana.
– To wcale nie tak, Darin. Po prostu nam na tobie zależy, a pewne rzeczy są dla ciebie... trudne.
– Istnieją też takie trudne dla ciebie, Sel. Byłem u was na kolacji Siedmiodnia. Czy nie jestem zawsze przy tobie, gdy mnie potrzebujesz? Ale to nie znaczy, że mam prawo mówić ci, co masz robić.
Selen westchnęła, oklapła, ale milczała.
– Nie mam pojęcia, co się z nami stało, Sel, ale jest mi z tym źle. Nie obchodzi mnie, że wolisz całować się z Perinem niż ze mną.
– Nigdy tego nie powiedziałam – broniła się.
– Nie musiałaś. Ale wbrew temu, co myślicie o mnie z Olive, nie jestem półgłówkiem. – Wyczułem świeżą irytację, więc docisnąłem: – Chodzi o to, że to nie ma znaczenia. Rojvah też nie ma w tym wszystkim znaczenia. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Selen. I mam z tego zrezygnować tylko dlatego, że dla odmiany ktoś chce całować się ze mną?
Selen spojrzała na mnie, a jej ciało zaczęło zdradzać sygnały, jakby zaraz miała się rozpłakać. Mięśnie twarzy i karku stężały, a z kanalików łzowych wydobyła się woń soli.
Błyskawicznie wyszarpnąłem jedwabną chustkę z sakiewki Minstrela, podbiegłem do Selen i włożyłem ją do jej ręki, a potem wróciłem na miejsce, zanim zorientowała się, że w ogóle opuściłem fotel.
Drgnęła zaskoczona, gapiąc się na chusteczkę w ręce. Trik zadziałał jak zawsze. Nic szybciej nie powstrzymywało Selen od płaczu jak wręczenie jej chusteczki.
– Przepraszam cię, Darin – wydukała w końcu. – Mam wrażenie, że wszystko tak szybko się zmienia. Olive była moją najlepszą przyjaciółką, ale ostatnio czuję, jakbym w ogóle jej nie znała. A potem my, spędziliśmy ze sobą tyle czasu w drodze, jednak to też się zmieniło.
– Najważniejsze rzeczy się nie zmieniły. Nadal przeszedłbym przez pustynię, gdybyś była na drugim jej końcu i mnie potrzebowała.
– Ja też, Darin, poszłabym za tobą, zawsze.
Teraz mnie zebrało się na płacz. Stłumiłem łzy, żeby nagły wybuch mi nie przeszkodził. Byliśmy już tak blisko.
– Olive całymi dniami siedzi w gabinecie Leeshy, a wszyscy się jej kłaniają i podlizują – skarżyła się Selen. – A ja mam pod sobą gwardzistki, które znają mnie od pieluchy, i one pytają mnie o pozwolenie, żeby pójść do kibla!
– Tak, wiem, słyszałem, jak Olive mówiła Artherowi, że ludzie muszą przywyknąć do słuchania twoich rozkazów.
– Ale czemu? – Selen spojrzała na mnie bystro.
– Wiesz czemu. Też jesteś księżniczką Zakątka. Ktoś musi zostać w twierdzy i rządzić Zakątkiem, kiedy Olive wyruszy do Włóczni Ala czy gdzie tam Damajah ją wysyła.
– Nie ma mowy, żebym została! – Selen zrobiła minę, jakby chciała splunąć. – Już jej to mówiłam.
– Oczywiście, że nie zostaniesz – przytaknąłem.
– I wiesz co? Powiem Olive do słuchu, jeśli posłucha tej wiedźmy i pójdzie tam, zamiast ratować własną matkę!
– Przytrzymam ci płaszcz, jeśli zechcesz wytłuc z niej głupotę. Ale nie licz, że przez to zmieni zdanie. Zresztą może to nie ma znaczenia. Może Inevera ma rację i lepiej poradzimy sobie z tym bez Olive...
– O tak, jasne. – Selen przewróciła oczami. – Bo po co nam ktoś, kto może położyć na rękę demona drzewnego?
– Ano po nic, bo musimy wymknąć się stąd cichcem, a po tym, co zrobił książę Ramm, Olive nie ruszy się nigdzie bez lasu włóczni.
– Mogłaby się im wymknąć – Selen użyła mojego argumentu.
– Ludzie potraciliby głowy, gdyby znów zniknęła – przypomniałem.
– A za mną nikt by nie tęsknił? Nikt nie zauważyłby mojej nieobecności?
– Owszem, zauważyliby, ale mam pewien pomysł. Może uda się go zrealizować bez Olive, lecz na pewno nie bez ciebie.
– A to czemu? – Selen spojrzała na mnie z ukosa. – Nie mam żadnej magii, nie gram i nie śpiewam. Co mogę zrobić takiego, czego inni nie mogą?
– Wtedy, kiedy porwano Olive, chciałem iść bez ciebie – przyznałem. – Gdybym się przyłożył, mógłbym przegonić konie porywaczy.
– Czemu tego nie zrobiłeś?
– Bo się bałem. Bo może i zdołałbym je dogonić, ale co niby miałbym zrobić po tym? Nie potrafię walczyć tak jak ty.
– Coś byś wymyślił. Nie zawsze wszystko trzeba robić siłą.
– Owszem, tyle że serce zawsze jest potrzebne. A ja nie mam odwagi i wytrwałości, kiedy jestem sam. Nie dotarłbym do Olive, gdyby ciebie przy mnie nie było.
Selen patrzyła na mnie dłuższą chwilę w milczeniu, a potem wstała i otworzyła ramiona.
– Wiem, że nie lubisz się przytulać, ale...
Znalazłem się w jej objęciach, zanim zdążyła dokończyć zdanie.32
PRZESILENIE
Chłodnym porankiem w dniu przesilenia, ledwie po wschodzie słońca, ulice już roiły się od mieszkańców Zakątka. Tłumy, oddzielone od drogi przejazdu barierami, wiwatowały na nasz widok. Każdy balkon, każdy tarasowy dach wprost kipiały od gawiedzi, a ze wszystkich okien wychylali się ludzie chcący zobaczyć paradę.
Obejrzałam się i potoczyłam spojrzeniem po, jak się zdawało, bezkresnych zastępach koni i umundurowanych jeźdźców, trzymających włócznie grotami wycelowanymi w niebo. Szeregi ciągnęły się od twierdzy po całej drodze prowadzącej ze wzgórza aż na Cmentarzysko Otchłańców – handlowe centrum Zakątka Rębaczy.
Cmentarzysko zyskało taką nazwę, ponieważ to właśnie w tym miejscu Arlen Bales po raz pierwszy pokazał mieszkańcom Zakątka, jak się zabija demony. Nie było w Zakątku bardziej uświęconego miejsca, a w każdym razie ja go nie znałam. Tutaj, w słynnej muszli koncertowej, została koronowana moja matka i Arther pragnął, by moja ceremonia również odbyła się właśnie tutaj.
Parada stanowiła doskonałą okazję, żebyśmy poznali dowódców piechoty i kawalerii oraz odbyli musztrę z żołnierzami Zakątka. Tutejsze formacje były bardziej sformalizowane niż oddziały Rębaczy Gareda, ale jeśli istniało miejsce, gdzie po pobycie w Krasji czułam się jak w domu, było to właśnie pole ćwiczebne.
Lansjerzy z Zakątka dosiadali mustangów z Angiers, wielkich bestii, przy których nasze krasjańskie wierzchowce wyglądały jak kucyki. Lansjerzy mieli odeskortować nas do centrum, a potem jechać na pola pod miastem, aby dać pokaz musztry ku uciesze gawiedzi.
W dniu przesilenia we wszystkich hrabstwach Zakątka odbywały się całonocne festyny z muzyką, tańcami i tradycyjnymi ogniskami. Ofiarowywano sobie drobne prezenty, na które czekały szczególnie dzieci, a przyjaciele i rodziny zjeżdżali się z daleka, by wspólnie celebrować najdłuższą noc. Przesilenie zimowe zawsze było moim ulubionym dniem, o tyle słodszym, że najkrótszym. Całymi miesiącami szyłam sobie suknię na festyn i tyle samo czasu poświęcałam na znalezienie takiej, którą Selen zgodziła się założyć.
Tym razem jednak żadna z nas nie miała na sobie sukni. Celebracje i koronacja odbywały się na otwartej przestrzeni i choć wszędzie roiło się od straży, a kości Favah nie przewidywały, żeby mojemu życiu groziło jakieś niebezpieczeństwo, to po niedawnym ataku księcia Ramma wciąż dręczył mnie niepokój. Asome twierdził, że moje wyzwanie podejmie trzech braci, i wydawało się oczywiste, że odkładanie walki do czasu, aż obejmę władzę, byłoby głupotą.
Jadąca u mego boku Selen promieniała w nowej drewnianej zbroi, lśniącej od emaliowanych runów. Osobiście przetestowałam napierśnik, kiedy nam go przyniesiono – uderzyłam weń ćwiczebną włócznią tak mocno, że stalowa końcówka roztrzaskała się, lecz na powierzchni nie pozostało nawet zadrapanie.
Wciąż miałam żywo w pamięci świst strzały, która przeszyła Faseeka, cieszyłam się więc, że Selen ma ochronę przed niecelnymi, przeznaczonymi dla mnie pociskami.
Selen miała na sobie również tabard w kolorach i z godłem mojego rodu oraz runiczny płaszcz, ostatni dar, jaki ofiarowała jej moja matka. Na przytroczonej do siodła ogromnego rumaka tarczy widniał herb rodu Rębaczy, labrys skrzyżowany z maczetą na tle złotodrzewa.
Założyłam tazhańską zbroję Chadana, choć wiedziałam, że widok czarnych lamelek, tak typowych dla regionu Krasji, budzi niepokój niektórych ludzi. Tabard, taki jak ten Selen, zakrywał mi tors i spływał na nogi niczym spódnica. Błękitny płaszcz matki zmiękczał kanciastą linię pancerza na ramionach.
Wiszący u siodła hełm miałam w zasięgu ręki. Nie założyłam go, bo nie mogłam ukrywać twarzy przed ludem. Dopiero trzy miesiące wcześniej przestałam golić głowę, ale królewska fryzjerka zdołała zrobić cuda z kosmykami długości cala, układając je i usztywniając na galaretce, przez co wyglądały jak natłuszczone olejem. Założyłam jeden z diademów matki, ten z lśniącym szafirem.
Ludzie wiwatowali radośnie na nasz widok, doszłam więc do wniosku, że trafiłyśmy z doborem strojów. Nasze zbroje wysyłały dość ostentacyjny sygnał, ale właśnie czegoś takiego potrzebowałam. Nie chciałam paniki, lecz chwila była nieodpowiednia na falbanki.
W ciemnościach nadal czaiło się niebezpieczeństwo.
Rozkołysany Hary nie traktował siebie poważnie, ja jednak zaczynałam doceniać wartość utalentowanego herolda królewskiego. Gdy niedawno wyznałam, że chciałabym, aby ludzie mnie poznali, żeby dowiedzieli się, co nas czeka, natychmiast zaczął komponować „Balladę o księciu i księżniczce Olive”. Trącając smyczkiem struny wiolonczeli, podkreślał najbardziej emocjonujące elementy opowieści, nucąc zgrabne teksty.
Ukończenie pracy zajęło mu trzy dni, ale widziałam, jak bardzo był z siebie rad, gdy w całości odtworzył swoje dzieło. Co prawda dał się ponieść fantazji, wychwalając pod niebiosa nie tylko mnie, lecz i moich towarzyszy, a także omijając gładko co paskudniejsze momenty, ostatecznie jednak udanie przedstawił wydarzenia i rozwiał potencjalne wątpliwości, jakie ludzie mogli wobec mnie mieć. Do tego skomponował naprawdę dobrą melodię.
Hary rozstawił swoich Minstreli wzdłuż trasy parady, a wszyscy podczas pochodu grali balladę głośno i często. Gdy przemierzaliśmy ulice Zakątka Rębaczy, pieśń raz była głośniejsza, raz cichsza.
Pojawił się tam też wers o moim niefortunnym objeździe z młodymi ludźmi z Jabłkowego Wzgórza, a gdy zabrzmiał po raz kolejny, z przodu rozległy się radosne okrzyki.
– Patrz, tam! – Selen wskazała na grupkę o znajomych twarzach stłoczoną przy płocie oddzielającym tłum od nas. Zobaczyłam tam flagę z czerwonym drzewem na szczycie zielonego wzgórza. Skrzywiłam się, widząc, że trzyma ją osoba siedząca na krześle zaopatrzonym w koła. Boni machała do mnie przyjaźnie, ale ja na moment cofnęłam się w czasie, słyszałam jej krzyk, dopóki nie zemdlała, gdy gorączkowo próbowałam podwiązać jej tętnice na czas, aby Micha mogła amputować nogę.
Odmachałam, na co znajomi z Jabłkowego Wzgórza zaczęli głośno wiwatować. Dojrzałam też Tama, którego demon o mało nie rozpłatał szponem. Chłopak poruszał się teraz, opierając się na lasce, a towarzyszyła mu Cayla, gotowa udzielić wsparcia. Tamtej nocy zginęło sześcioro młodych z Jabłkowego Wzgórza, a dziewięcioro odniosło rany. I wszystko przez moją głupotę i impulsywność, przez to, że wyszłam poza granicę matczynego wielkiego runu i przyciągnęłam demony do naszego obozowiska.
Ale i tak przyszli, i pokrzykiwali wesoło na nasz widok, choć mieli wszelkie powody, by obwiniać nas i mieć pretensje.
– Czy to nie uroczy widok? – szepnęła Selen, patrząc na Oskara. – Najwyraźniej nie tylko my poczułyśmy powołanie w trakcie tego objazdu.
Pamiętałam wysokiego chłopaka o barach kowala, stojącego ramię w ramię z Selen, skąpanego w chwale, gdy walczyli włóczniami z demonem kamiennym. Teraz ten sam chłopak stał na poboczu w mundurze kadeta wojsk Zakątka.
Z trudem przełknęłam gulę w gardle.
– Oskar to twój ajin’pal – powiedziałam. – Twój brat-we-krwi.
– Tak? – zdziwiła się Selen.
– Walczyliście razem tej nocy, kiedy po raz pierwszy przelałaś posokę demona – wyjaśniłam. – Według Krasjan między wojownikami nie ma silniejszej więzi.
Wspomnienie o bitwie przywołało inne obrazy... Gylesa leżącego bez życia. Elexis, wciąż krzyczącą, gdy była pożerana żywcem.
Selen zauważyła, że moje spojrzenie stało się nieobecne, i trąciła mnie, przywracając do teraźniejszości.
– Czy w Krasji istnieją jakieś zasady zakazujące całowania się z bratem-we-krwi?
– Oby nie. – Zmusiłam się do uśmiechu i puściłam jej oko.
– Hm, bo ja się z moim całowałam. – Selen parsknęła śmiechem.
Oskar odchylił się, a mnie aż zatchnęło na widok kolejnej znajomej twarzy, okrągłej, łagodnej, o wielkich oczach i pełnych ustach. Zauważyłam, że jak zwykle nie zapięła ostatniego guzika, mimo że panował chłód, i poczułam, jak pod wpływem kolejnego wspomnienia płoną mi policzki.
Lanna.
Piękna jak wschód słońca. Zamachała mi, podskakując z podekscytowania. Odpowiedziałam tym samym, a potem, przejeżdżając obok, sięgnęłam ku niej, gdy wyciągnęła rękę, ale mój koń był tak wysoki w kłębie, że równie dobrze mogła nas dzielić przepaść.
Parady nie dało się zatrzymać, zwróciłam się więc do sługi wiodącego mojego konia.
– Niech ktoś zaprowadzi delegację z Jabłkowego Wzgórza na Cmentarzysko. Chcę, żeby dostali miejsca honorowe w strefie królewskiej.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. – Mężczyzna gładko wymknął się z kolumny i szybko zniknął za nami.
Całe miasto zamieniło się w jeden wielki festyn. Wszędzie rozstawiono kramy z okazjonalnymi towarami, zrobiono miejsca na gry uliczne i udekorowano wszystkie ulice. Główne obchody odbywały się przy muszli koncertowej na Cmentarzysku Otchłańców, gdzie przygrywała już grupa Minstreli. Muzyka niosła się po uliczkach jak morska bryza.
Ze środka wielkiego brukowanego placu usunięto pawilony handlowe, ale sprzedawcy nęcili klientów, kusząc ich zapachem jedzenia, zachęcając za pośrednictwem nawoływaczy i oznaczając miejsca sprzedaży chorągiewkami z emblematem oliwki przebitej włócznią. Można było w coś zagrać, coś wygrać, nauczyć się tańczyć, śpiewać czy liznąć jakiegoś rzemiosła.
Kiedy przybyliśmy do celu, schodkowe ławki były zajęte. Widownia pewnie zapełniła się chwilę po otwarciu placu. Strażnicy pilnowali, aby do środka nie weszło zbyt dużo osób, lecz za ogrodzeniem kotłowali się ludzie mający nadzieję, że uda im się przedostać bliżej którymś z innych wejść.
Strefa królewska znajdowała się najbliżej sceny, po drugiej stronie trybun. Z trzech stron otaczały ją mury, a od przodu chronił kordon strażników. Zbrojni patrolowali też teren i trzymali wartę na dachach budynków w centrum.
Tron, ustawiony na podwyższeniu i osłonięty daszkiem, umożliwiał wygodne obserwowanie gier i występów. Czasem matka schodziła ze swojego miejsca, by rozpocząć jakiś konkurs czy wręczyć zwycięzcom nagrody.
Latami bawiłyśmy się z Selen na platformie, a potem, gdy byłam starsza, siedziałam obok matki i klaskałam lub dopingowałam uczestników rywalizacji.
Tym razem to ja miałam zasiąść na tronie i wejść w rolę matki. Przecinać wstęgi, rzucać ceremonialne podkowy, rozdawać błogosławieństwa i rozstrzygać spory mocą najwyższego prawa.
Podjechałyśmy do fontanny na środku, wokół której sporą przestrzeń oddzielały rozpięte sznury. O tej porze roku basen był suchy, a w misie trzymanej przez dwudziestostopowy posąg Arlena Balesa płonął ogień. W gęsto zaludnionym mieście rozpalano tylko symboliczny płomień, ale dalej, na obrzeżach, ludzie ścinali drzewa ofiarne i budowali wielkie stosy, by rozproszyć mrok długiej nocy.
Zsiadłyśmy z koni wśród wiwatów. Odruchowo weszłam w rolę, do której ćwiczyła mnie matka, i dałam tłumowi chwilę na wznoszenie okrzyków. W końcu uniosłam rękę, żeby ich uciszyć.
– Mieszkańcy Zakątka! – zawołałam. – Wiem, że długo nie było mnie w domu, ale nigdy nie opuściłam festynu przesilenia zimowego i nie zamierzam tego robić!
Znów podniosła się fala wiwatów i oklasków. Pozwoliłam jej wezbrać, jak określiłaby to matka, a potem, gdy opadła, znów przemówiłam słowami powitania, podziękowań i błogosławieństw. W końcu ogłosiłam oficjalnie rozpoczęcie festiwalu.
Darin, Rojvah i Arick siedzieli już w oddzielonej strefie królewskiej. Wiedziałam, że ten dzień jest zawsze trudny dla Darina. Masa ludzi tłoczących się i krzyczących w nieoczekiwanych momentach, do tego wszędzie zapraszający do stoisk naganiacze, petardy, huk, hałas i chaos. Kiedy byliśmy dziećmi, Darin dostawał od tego tych swoich ataków, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł, żeby zatkać mu uszy woskiem. Jednak nawet wtedy pojawiał się jak najpóźniej i uciekał możliwie wcześnie.
Tego dnia Darin miał naciągnięty głęboko kaptur chroniący przed porannym słońcem, ale mimo udręczonej miny wydawał się opanowany. Opiekuńcza Rojvah nie odstępowała go na krok. Możni Zakątka bardzo chcieli porozmawiać z tajemniczym synem człowieka, którego posąg stał zaledwie kilka jardów dalej, lecz za każdym razem, gdy jakiś szlachcic lub dworzanin podchodził, żeby się przywitać, Rojvah przejmowała inicjatywę, uśmiechała się, czarowała i brała na siebie ciężar konwersacji. Robiła to tak sprytnie, że większość mogła się nie zorientować, ale ja widziałam to doskonale.
Czułam się rozdarta. Selen była moją najlepszą przyjaciółką i instynktownie stawałam po jej stronie w każdym sporze, ale taka opiekuńczość wobec Darina ujmowała mnie i chwytała za serce. Nie znałam prawdziwych motywów Rojvah, zdawało się jednak, że traktuje ten związek poważnie, a Darin na to zasługiwał.
– Książę i księżniczka Olive! – rozległ się okrzyk za moimi plecami. Obróciłam się szybko, unosząc pięści, a strażnicy i towarzyszący mi bracia włóczni napięli się czujnie. A w następnej chwili znalazłam się w objęciach Lanny i poczułam jej miękkie wargi na swoich ustach.
Faseek roześmiał się głośno i uderzył z uciechy włócznią o tarczę.
Bracia i Selen zawtórowali mu i zaraz wszyscy skandowali moje imię. Okrzyk rozlał się na widownię i wkrótce cały tłum na placu porykiwał radośnie i klaskał. Lanna oderwała się ode mnie, dopiero gdy zabrakło nam tchu, i zachichotała.
– I nadal ta nieśmiałość! – Oczy Lanny błyszczały, kiedy zobaczyła, jak oblewam się rumieńcem. W odpowiedzi zdołałam się tylko głupio uśmiechnąć, ale najwyraźniej to jej wystarczyło.
Oskar podszedł do Selen bardziej oficjalnie. Ukląkł na jedno kolano i uderzył się pięścią w pierś w żołnierskim powitaniu.
– Na Otchłań z tym! – wykrzyknęła Selen. – Skoro Olive dostała buziaka, ja też chcę! – Pociągnęła chłopaka do góry i pocałowała go równie śmiało jak przed momentem Lanna mnie.
Już wszyscy patrzyli na podium i znów rozległy się wiwaty. Zerknęłam na Darina, ale on tupał i pokrzykiwał wraz z innymi. Selen powiedziała mi, że się pogodzili, choć do tej pory w to nie wierzyłam.
Nawet Rojvah przyłączyła się do ogólnej wesołości, a w pewnej chwili rozochocona objęła Darina i wycisnęła mu całusa prosto na ustach. Po minie Darina widziałam, że próbował przejść w półmaterialność, lecz w pełnym słońcu zabrakło mu mocy, więc wił się bezradnie w uścisku Rojvah, gdy tłum znów ogarnęła fala wesołości.
Spojrzałam ukradkiem na Selen. Pokrzykiwała wraz z innymi, ale w jej oczach brakowało radości. Nawet jeśli Darin odzyskał spokój, co do niej nie byłam tego taka pewna.
Potem jednak festiwal zaczął się na dobre i naszą uwagę przyciągnęły gry i zabawy.
Gared Rębacz udowodnił, że nadal potrafi rozłupywać drewno najszybciej w Zakątku, a podczas testu siły tak mocno zamachnął się młotem, że strącił dzwonek z tyczki, czyniąc urządzenie niezdatnym do użytku. Pod wpływem karcącego spojrzenia babci nadstawił żonie policzek do pocałunku.
W końcu Darin i Arick wzięli do rąk swoje instrumenty, Minstrele pozostali na scenie, gotowi im akompaniować.
Nie było to konieczne. Wzmocnione ścianami muszli dźwięki kamanju Aricka rozbrzmiały rytmicznie, a fletnia Darina rzuciła zaklęcie na słuchaczy. Zaczęłam zastanawiać się, gdzie podziała się Rojvah, kiedy rozległ się głos zza kulis, zapowiadający jej występ.
Dziewczyna zmieniła falbaniastą, tradycyjną suknię na coś, co Krasjanie nazwaliby sypialnianymi jedwabiami – zwiewną, kolorową szatę, która falowała wokół niej jak dym. W Krasji tego rodzaju stroje nosiło się tylko w haremie, gdzie mężczyźni nie mieli wstępu, ostatecznie w sypialni małżeńskiej. Noszenie ich publicznie wywołałoby skandal, a nawet w Zakątku, gdzie Minstrelki zakładały na występy śmiałe, odsłaniające ciało stroje, szata wydawała się odważna.
Rojvah grała na małych dzwonkach przywiązanych do palców, poruszając nimi w rytm pieśni, a siatka z runicznych monet opasująca jej talię pobrzękiwała, gdy dziewczyna kołysała się i wirowała po scenie. Taneczne ruchy jej bioder zapierały dech w piersiach.
Po skończonym występie widownia eksplodowała wiwatami i oklaskami, a Rojvah kłaniała się, pławiąc się w tym podziwie. Oskar objął Selen, ale ta jakby nie pamiętała o jego obecności, wpatrzona w Rojvah niczym pająk w muchę.
– Słyszałam, że jest tradycją, aby książę i księżniczka Olive zainaugurowała pierwszy taniec! – Rojvah nie potrzebowała magii, by jej głos zwielokrotniony akustyką muszli popłynął w najdalsze zakątki placu. – Zaprosimy Olive do nas?!
– Tak! Tak! – ryknął tłum, klaszcząc i tupiąc.
Rzeczywiście od lat rozpoczynałam tańce, choć do tej pory zawsze w sukniach, u boku wuja Gareda, Darina czy jakiegoś młodego szlachcica.
Teraz, stojąc w męskiej zbroi, nie potrafiłam już przywołać tamtej dziewczyny.
Obróciłam się i wyciągnęłam rękę do Lanny.
– Zatańczysz ze mną? – zapytałam.
Lanna promieniała, gdy prowadziłam ją na plac, a ze sceny popłynęły dźwięki łagodnej, smętnej melodii granej przez Darina, najpewniej zachwyconego, że ominął go ten zaszczyt. Musiałam się skupić, bo nie przywykłam do prowadzenia, ale to nie był nasz pierwszy raz z Lanną. Spojrzałam jej w oczy, a miesiące stopniały, przywracając mnie do tamtej nocy tak dawno temu, kiedy moim największym życiowym problemem było to, czy będziemy się całować.
Szybko dołączyły do nas inne pary z loży honorowej, a potem jeszcze inne, wpuszczone przez strażników. Lanna uśmiechała się, przez cały czas wpatrując się we mnie, i przez chwilę była całym moim światem, dopóki Darin nie zmienił melodii na zmienianego, który zawsze wzbudzał wiele radości i śmiechów kobiet, obracających się pomiędzy różnymi partnerami.
Po zakończeniu tańca trio Darina wykonywało bardziej znane utwory, starożytną „Pieśń o Nowiu” i „Bitwę o Zakątek Rębaczy”. Przy tym ostatnim ludziom wilgotniały oczy. Słyszałam, jak porównują troje młodych do legendarnego tria Rojera Bezpalcego, ale tamci występowali na długo przed moimi narodzinami i nie umiałam ocenić, na ile te porównania są trafne.
W pewnej chwili na scenę wyszedł Rozkołysany Hary, a Darin z zespołem akompaniowali, gdy śpiewał „Balladę o księżniczce i księciu Olive”. Trzymałam się prosto, udając, że nie dostrzegam uważnych, taksujących spojrzeń, jakimi obrzucali mnie ludzie. Ale to i tak było niczym w porównaniu do chwili, gdy na scenę wkroczył lord Arther. Uniósł koronę, wezwał mnie do siebie, a ja uklękłam i mocnym głosem złożyłam przysięgę, że będę wiernie służyła Zakątkowi, dopóki matka nie wróci lub póki śmierć nie zwolni mnie z obowiązku.
– Olive córka Leeshy – huknął Arther, nakładając mi koronę. – Książę i księżniczka regent Zakątka!
Reakcja zebranych na mój pocałunek z Lanną była niczym wobec tego, co działo się później.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.PODZIĘKOWANIA
„Ukryta królowa” to moja siódma powieść. Czy kiedy opublikowałem „Malowanego człowieka”, pomyślałem, że piętnaście lat później będę kontynuował cykl? Nawet mi to nie przyszło do głowy.
Niektóre rzeczy się nie zmieniły. Teraz, po kilku częściach, obraz pisania powieści stał się wyraźniejszy. Najpierw była arogancka pewność siebie i ekscytacja, gdy budowałem zarys, potem pokora, z jaką stworzyłem kilka pierwszych rozdziałów. Osiągnąłem rytm w okolicach czwartego rozdziału i pędziłem pełną parą przez jedną trzecią książki.
Potem pociąg się popsuł, a ja spędziłem długie miesiące, kulejąc przez ciemny las noga za nogą, pełen wątpliwości, czy wiem, co robię, dokąd zmierzam, czy moja mapa doprowadzi mnie do celu, zanim skończy mi się prowiant.
Bywały chwile, kiedy pisałem, a potem przepisywałem sceny tak wiele razy, że traciłem ogląd tego, czy są dobre. Zastanawiałem się, czy każde emocjonalne podbicie nadal ma siłę, bo sam nie mogłem już tego ocenić. Dzieje się tak przy każdej książce, ale przy tej zdarzało się wyjątkowo często. Być może dlatego, że po raz pierwszy zostawiłem w swoim konspekcie miejsce na to, by wszystko działo się organicznie. Nie każdy problem rozwiązałem wcześniej, nie każdy wątek fabularny stworzyłem od początku do końca. Te wszystkie pytania dręczyły mnie nieustannie, aż w końcu, niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odpowiedzi zaczęły przychodzić same i stało się tak, jakbym od początku wiedział, co się wydarzy. Jakby nie mogło być inaczej.
Wreszcie wysłałem „Ukrytą królową” do wydawcy i wstrzymałem oddech, nie wiedząc, jak ją ocenić. Tak naprawdę nie mam już osób, które czytałyby pierwsze wersje moich powieści. Nawet w chwili, gdy to piszę, czytało ją najwyżej kilkanaście osób, a kiedy wysyłałem ją w grudniu do wydawcy, dosłownie nikt nie widział rękopisu.
Potem nastąpiły tygodnie ciszy, podczas których zżerały mnie wątpliwości. I nagle w moje pięćdziesiąte urodziny przyszedł e-mail! Książka im się spodobała. Napisali całą listę argumentów dlaczego. Obiecali minimalne zmiany w tekście. Nawet nie wiedziałem, że redaktorzy piszą takie maile do autorów. Najbardziej ucieszyło mnie, że część z tych rzeczy wymienionych jako plusy wyszła sama w trakcie procesu pisania, a nie została z góry zaplanowana.
To wszystko brzmi, jakbym całą pracę wykonał sam, ale ta powieść nie trafiłaby do Was, gdyby nie ogromne wsparcie, jakie otrzymałem. Od Phoenix, która przeczytała ją jako pierwsza i podsunęła mi wiele inspiracji. Lauren, mojej opoki. Sireny, mojej agentki. Mamy i Taty, bo klikali polubienie każdego mojego posta i przypominali mi, żebym tak dużo nie przeklinał.
Chcę podziękować Tricii Narwani za lwią część redakcji, jaką wykonała, i zarządzanie całym projektem oraz Natashy Bardon za czytanie tekstu i dzielenie się przemyśleniami na jego temat nawet podczas urlopu. Dziękuję moim przyjaciołom z wydawnictwa: Lauren Panepinto, Naomi Novik, Katherine Arden, Wesleyowi Chu i Jayowi Franco, którzy niezmordowanie mi doradzali i rzucali okruszki chleba w ciemnym lesie. Mojej ukochanej korektorce Laurze Jorstad, która wypomina mi, gdy źle przeliteruję wymyślone przez siebie słowa, i szlifuje każdą moją książkę. Martinie Fačkovej za wejście w połowie serii z niezapomnianą okładką. Rachel Winterbottom, Claire Ward i reszcie zespołu Voyager za przejęcie na siebie ciężaru spraw podczas nieobecności mojego redaktora, a także niesamowitemu zespołowi Del Rey Books. Jestem dumny, że mogę z Wami pracować. Dominikowi Brońkowi i Larry’emu Rostantowi, którzy ilustrują moje powieści od ponad dekady. Zespołom redakcyjnym, produkcyjnym, marketingowym i reklamowym w moich wydawnictwach na całym świecie. Chcę podziękować moim kochanym tłumaczom, którzy ciężko pracują, by oddać ducha kryjącego się za słowami, oraz dystrybutorom i księgarzom, którzy oddają tekst w wasze ręce / na wasze urządzenia. A przede wszystkim niezmiennie i zawsze dziękuję moim czytelnikom, fanom, cosplayerom, tatuażystom, recenzentom i ludziom, którzy zadają sobie fatygę, by powiedzieć, że podobały im się moje książki. Podtrzymujecie mnie na duchu, gdy jest ciężko.