- W empik go
Ukryty klejnot – błękitny karbunkuł. The Adventure of the Blue Carbuncle - ebook
Ukryty klejnot – błękitny karbunkuł. The Adventure of the Blue Carbuncle - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.
Przygoda dzieje się w okresie świąt Bożego Narodzenia. Znajomy Sherlocka Holmesa posłaniec Peterson jest świadkiem nocnej awantury. Wkracza, aby pomóc biednej ofierze – pijanemu starcowi, napastowanemu przez chuliganów. Jednak ten, po nieumyślnym wybiciu szyby w sklepie, ucieka pozostawiając na ulicy podniszczony kapelusz i dorodną gęś. Peterson bez wahania zabiera te rzeczy do Holmesa. Sherlock dedukuje z kapelusza cechy właściciela, a gęś oddaje Petersonowi. Wkrótce w gęsi znaleziony zostaje błękitny karbunkuł skradziony w hotelu bogatej hrabinie Morcar. (za Wikipedią).
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-629-3 |
Rozmiar pliku: | 81 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na drugi dzień po Bożem Narodzeniu udałem się do mego przyjaciela Szerloka Holmes’a, by powinszować mu wesołych świąt i przeprosić za opóźnienie mych życzeń, wynikłe z familijnych moich powodów.
Zastałem go leżącego na sofie i otulonego w ciepły purpurowego koloru szlafrok, pośród całego stosu gazet. Obok sofy stało drewniane krzesło, na jego poręczy wisiał jakiś stary, bardzo zniszczony, obrzydliwy kapelusz ze sztywnego filcu, załamany już w paru miejscach i niezdatny do użytku. Lupa i penseta, leżące na siedzeniu krzesła, wskazywały jasno, że Holmes prowadził nad tym kapeluszem jakieś szczegółowe badania.
— Jesteś zajęty? — spytałem — może ci przeszkadzam. — Wcale nie. Będzie mi nawet bardzo przyjemnie módz ze znajomym człowiekiem pomówić o rezultatach badania, które jak widzisz prowadzę. Przedmiot bardzo zwyczajny — rzekł, wskazując mi kapelusz palcem — ale drobne okoliczności, zostające z tem w związku nie pozbawione są interesu, a nawet są pouczające.
Usiadłem przed kominkiem na wygodnym fotelu i począłem sobie grzać ręce, mróz bowiem był siarczysty a na szybach osiadła od zewnątrz gruba powłoka szronu.
— Zapewne kryje się za tym tak zwykłym przedmiotem, wyglądającym spokojnie na pozór, jakaś historya niezwykłej zbrodni czy przestępstwa — zauważyłem — a ty szukasz swoim zwyczajem drogi do jego wykrycia i kary.
— Nie, nie! niema tu żadnej zbrodni! — roześmiał się Holmes — to jeden z tych drobnych, a jednak oryginalnych wypadków, które trafiają się i trafiać się muszą codziennie w miejscu, gdzie roi się kilka milionów ludzi na ciasnej przestrzeni paru mil kwadratowych. W takich stosunkach wikłających i plączących się ustawicznie jest zawsze miejsce na niejedną zagadkę, a rozwiązanie jej, nie mając nic wspólnego ze zbrodnią, bywa jednak często dość interesujące. Nie pierwszy raz zresztą spotykam się z czemś takiem i myślę, że i to zdarzenie zaliczyć można do kategoryi tych niewinnych i nieszkodliwych wypadków. Wszak znasz posłańca Petersona.
— Znam, istotnie.
— Do niego właśnie należą te trofea.
— Ten kapelusz?
— To jest on go znalazł. Właściciel jest tymczasem nieznany. Otóż proszę cię zechciej uważać to nakrycie głowy nie za kawałek brudnego i zniszczonego filcu ale po prostu za probierz naszej bystrości w odgadywaniu rzeczy nieznanych. Ale przedewszystkiem wysłuchaj, jak się cała ta sprawa miała. Kapelusz ten, widzisz, złożył nam uszanowanie rankiem w Boże Narodzenie w towarzystwie wybranej, tłuściutkiej gąski, która prawdopodobnie piecze się w tej chwili w kuchni u Petersona. Było to tak: około czwartej nad ranem w dzień Bożego Narodzenia szedł sobie Peterson — jak ci wiadomo bardzo przyzwoity to chłopiec — do domu po małej z kolegami zabawie. Na Tattenham-Court-Road zauważył w niepewnem świetle latarni gazowych jakiegoś człowieka, idącego przed nim trochę chwiejnym krokiem i niosącego na ramieniu białą gęś zabitą. Człowiek ten na rogu Grodge-Street wdał się w jakąś sprzeczkę z gromadką uliczników. Jeden z nich strącił mu kapelusz z głowy. Reagując na to, nieznajomy podniósł laskę i, chcąc uderzyć napastnika, trafił w szybę bogatego jakiegoś sklepu obok, którą naturalnie wybił. Peterson przyśpieszył właśnie kroku, aby mu przyjść z pomocą. Nieznajomy wyląkł się jednak widocznie bardzo skutków swej niezręczności i wziął go za konstabla, gdyż zemknął czemprędzej, zostawiając na polu bitwy ten kapelusz i ową tłustą gąskę, która w zapale walki spadła mu z ramienia. Zniknął w labiryncie przyległych ciasnych uliczek, podobnie jak i ulicznicy. Peterson został panem na placu bitwy i uznał trofea, jakie tam pozostały, tj. ten kapelusz i ową gęś za prawowity swój łup.
— No i naturalnie tę gęś oddał przecież właścicielowi?
— W tem właśnie mój drogi tkwi cała zagadka! Wprawdzie do lewej nogi ptaka była przywiązana kartka z napisem „dla P. Henryka Bakera“ a na podszewce tego kapelusza są także inicyały H. B. zupełnie wyraźne, ale widzisz w Londynie Bakerów jest parę tysięcy, a Henryków Bakerów z pewnością paruset, nie jest więc rzeczą tak łatwą wyszukać wśród nich prawego właściciela tej gęsi!
— Cóż więc Peterson uczynił?
— Oddał mnie swoją zdobycz — gęś i kapelusz, wiedząc że interesuję się takiemi sprawami, w których jest do rozwiązania jakaś zagadka. Gęś zachowałem aż do dzisiejszego ranka i spostrzegłszy, że mimo mrozu jaki mamy jest już w sam raz pora do zjedzenia jej, poradziłem Petersonowi uczynić to bezwłocznie. W ten sposób znalazca jej zabrał ptaka, by spełniło się nad nim ostateczne przeznaczenie wszystkich gęsi, mnie zaś został przynajmniej kapelusz owego nieznajomego, co postradał świąteczne swoje pieczyste.
— A on nie ogłosił o swej zgubie w gazetach?
— Nie.
— Jakże więc znajdziesz właściwy punkt do stwierdzenia jego osobistości?
— Wyłącznie na drodze dedukcyi, przez zestawienie wniosków.
— Wysnutych z tego kapelusza?
— Oczywiście.
— Żartujesz, mój drogi. Cóż można wywnioskować z tego starego kawałka zniszczonego filcu?
— Oto moja lupa. Wiesz przecie, jak się biorę do rzeczy w takich wypadkach. Zobacz więc sam, co z tego kapelusza można wywnioskować o jego właścicielu.
Wziąłem kapelusz w rękę i obracałem go na wszystkie strony, nie wiedząc, od czego właściwie zacząć badanie. Kapelusz był jak kapelusz! Zwykły, czarny melonik sztywny, który dawno już stracił salonowy fason.
Podszewka była z czerwonego jedwabiu ale straciła także oddawna pierwotny swój kolor. Nazwisko fabrykanta i marka fabryczna były już zupełnie niewidoczne, natomiast znać było wyraźnie, jak to Holmes zauważył, litery H. i B. wypisane atramentem. Na rondzie była dziurka od gumki, ale samej gumki dawno już nie było. Zresztą kapelusz był cały brudny, ogromnie zakurzony i w kilku miejscach poplamiony. Widać tylko było, że początkowo usiłował ktoś plamy te zamazywać czarnym atramentem.
— Nie mogę się tu niczego dopatrzeć! — rzekłem, oddając kapelusz memu przyjacielowi.
— A jednak widać tu wiele rzeczy — ale ty Watsonie, zaniedbujesz wyciągnąć wnioski z tego, co tu widać. Zabierasz się do rzeczy zanadto niezręcznie.
— A więc proszę cię powiedz mi, czego się tu z tego kapelusza możesz dopatrzeć?
— Daje on wprawdzie dużo mniej materyału do wniosków niżby taki kapelusz dawać powinien — ale w każdym razie można stwierdzić na podstawie obserwacyi kilka nie ulegających żadnej wątpliwości szczegółów i kilka innych jeszcze zupełnie prawdopodobnych przypuszczeń. Widać np. na pierwszy rzut oka, że właściciel jego ma silnie rozwinięty mózg jak i to, że w ciągu ostatnich trzech lat znajdował on się w dobrych warunkach materyalnych, chociaż teraz nadeszły dla niego znowu dni biedy i niedostatku. Dawniej dbał on widocznie o swój zewnętrzny wygląd, teraz jednak opuścił się nieco; oznacza to wyraźnie pewne moralne cofnięcie się w tył, co wziąwszy razem z pogorszeniem się jego majątkowych interesów wskazuje obecność jakiegoś złego wpływu, jakiegoś nałogu, np. pijaństwa. Może w tem właśnie tkwi przyczyna tego, że jego żona niebardzo się już troszczy o niego.
— Co też ty wygadujesz!
— Mimo tego zachował on jeszcze w sobie trochę szacunku dla własnej godności — ciągnął Holmes dalej — jest to człowiek, który pracuje wiele siedząc, mało wychodzi, nie jest wcale przyzwyczajony do silniejszego ruchu, ma średnie lata i siwe włosy, które niedawno dawał sobie przystrzygać i które namaszcza pomadą. Te szczegóły dadzą się wyprowadzić z oględzin tego kapelusza z zupełną pewnością. Obok czynię zaś jeszcze dodatkowe przypuszczenie, mianowicie wątpię, czy w domu, gdzie mieszka, zaprowadzone jest oświetlenie gazowe.
— Ależ to wszystko mówisz mi chyba, żartując ze mnie?
— Nic a nic nie żartuję. Czyż ty jeszcze nie dostrzegasz, z jakich danych przyszedłem do wszystkich tych wniosków?
— Jestem prawdopodobnie bardzo ograniczonym, ale wyznaję, że nie mogę nadążyć za tobą. Jakże np. przyszedłeś do wniosku, że człowiek ten ma silnie rozwinięty mózg?
Zamiast odpowiedzi włożył Holmes na głowę kapelusz. Wszedł mu on tak głęboko, że oparł się aż na nosie.
— Rzecz bardzo prosta! człowiek, który posiada tak wielką czaszkę, musi mieć wyjątkowe zdolności.
— A pogorszenie się jego spraw majątkowych.
— Kapelusz ten datuje się z przed trzech lat. Wtedy były w modzie te płaskie lekko zagięte brzegi. Jest to kapelusz najprzedniejszego gatunku. Spójrz na tę wstążkę z wytłaczanego jedwabiu i wyborną podszewkę. Jeśli ten człowiek trzy lata temu miał za co kupić sobie kapelusz w tej cenie i od tego czasu nie mógł nabyć nowego, to widocznie w interesach jego zaszła zmiana na gorsze.
— Wszystko to wydaje się dość prawdopodobnem, ale......The Adventure of the Blue Carbuncle
I had called upon my friend Sherlock Holmes upon the second morning after Christmas, with the intention of wishing him the compliments of the season. He was lounging upon the sofa in a purple dressing-gown, a pipe-rack within his reach upon the right, and a pile of crumpled morning papers, evidently newly studied, near at hand. Beside the couch was a wooden chair, and on the angle of the back hung a very seedy and disreputable hard-felt hat, much the worse for wear, and cracked in several places. A lens and a forceps lying upon the seat of the chair suggested that the hat had been suspended in this manner for the purpose of examination.
˝You are engaged,˝ said I; ˝perhaps I interrupt you.˝
˝Not at all. I am glad to have a friend with whom I can discuss my results. The matter is a perfectly trivial one˝ -- he jerked his thumb in the direction of the old hat -- ˝but there are points in connection with it which are not entirely devoid of interest and even of instruction.˝
I seated myself in his armchair and warmed my hands before his crackling fire, for a sharp frost had set in, and the windows were thick with the ice crystals. ˝I suppose,˝ I remarked, ˝that, homely as it looks, this thing has some deadly story linked on to it -- that it is the clue which will guide you in the solution of some mystery and the punishment of some crime.˝
˝No, no. No crime,˝ said Sherlock Holmes, laughing. ˝Only one of those whimsical little incidents which will happen when you have four million human beings all jostling each other within the space of a few square miles. Amid the action and reaction of so dense a swarm of humanity, every possible combination of events may be expected to take place, and many a little problem will be presented which may be striking and bizarre without being criminal. We have already had experience of such.˝
˝So much so,˝ I remarked, ˝that of the last six cases which I have added to my notes, three have been entirely free of any legal crime.˝
˝Precisely. You allude to my attempt to recover the Irene Adler papers, to the singular case of Miss Mary Sutherland, and to the adventure of the man with the twisted lip. Well, I have no doubt that this small matter will fall into the same innocent category. You know Peterson, the commissionaire?˝
˝Yes.˝
˝It is to him that this trophy belongs.˝
˝It is his hat.˝
˝No, no, he found it. Its owner is unknown. I beg that you will look upon it not as a battered billycock but as an intellectual problem. And, first, as to how it came here. It arrived upon Christmas morning, in company with a good fat goose, which is, I have no doubt, roasting at this moment in front of Peterson's fire. The facts are these: about four o'clock on Christmas morning, Peterson, who, as you know, is a very honest fellow, was returning from some small jollification and was making his way homeward down Tottenham Court Road. In front of him he saw, in the gaslight, a tallish man, walking with a slight stagger, and carrying a white goose slung over his shoulder. As he reached the corner of Goodge Street, a row broke out between this stranger and a little knot of roughs. One of the latter knocked off the man's hat, on which he raised his stick to defend himself and, swinging it over his head, smashed the shop window behind him. Peterson had rushed forward to protect the stranger from his assailants; but the man, shocked at having broken the window, and seeing an official-looking person in uniform rushing towards him, dropped his goose, took to his heels, and vanished amid the labyrinth of small streets which lie at the back of Tottenham Court Road. The roughs had also fled at the appearance of Peterson, so that he was left in possession of the field of battle, and also of the spoils of victory in the shape of this battered hat and a most unimpeachable Christmas goose.˝
Sidney Paget, 1892
˝Which surely he restored to their owner?˝
˝My dear fellow, there lies the problem. It is true that 'For Mrs. Henry Baker' was printed upon a small card which was tied to the bird's left leg, and it is also true that the initials 'H. B.' are legible upon the lining of this hat, but as there are some thousands of Bakers, and some hundreds of Henry Bakers in this city of ours, it is not easy to restore lost property to any one of them.˝
˝What, then, did Peterson do?˝
˝He brought round both hat and goose to me on Christmas morning, knowing that even the smallest problems are of interest to me. The goose we retained until this morning, when there were signs that, in spite of the slight frost, it would be well that it should be eaten without unnecessary delay. Its finder has carried it off, therefore, to fulfil the ultimate destiny of a goose, while I continue to retain the hat of the unknown gentleman who lost his Christmas dinner.˝
˝Did he not advertise?˝
˝No.˝
˝Then, what clue could you have as to his identity?˝
˝Only as much as we can deduce.˝
˝From his hat?˝
˝Precisely.˝
˝But you are joking. What can you gather from this old battered felt?˝
˝Here is my lens. You know my methods. What can you gather yourself as to the individuality of the man who has worn this article?˝
I took the tattered object in my hands and turned it over rather ruefully. It was a very ordinary black hat of the usual round shape, hard and much the worse for wear. The lining had been of red silk, but was a good deal discoloured. There was no maker's name; but, as Holmes had remarked, the initials ˝H. B.˝ were scrawled upon one side. It was pierced in the brim for a hat-securer, but the elastic was missing. For the rest, it was cracked, exceedingly dusty, and spotted in several places, although there seemed to have been some attempt to hide the discoloured patches by smearing them with ink.
˝I can see nothing,˝ said I, handing it back to my friend.
˝On the contrary, Watson, you can see everything. You fail, however, to reason from what you see. You are too timid in drawing your inferences.˝
˝Then, pray tell me what it is that you can infer from this hat?˝
He picked it up and gazed at it in the peculiar introspective fashion which was characteristic of him. ˝It is perhaps less suggestive than it might have been,˝ he remarked, ˝and yet there are a few inferences which are very distinct, and a few others which represent at least a strong balance of probability. That the man was highly intellectual is of course obvious upon the face of it, and also that he was fairly well-to-do within the last three years, although he has now fallen upon evil days. He had foresight, but has less now than formerly, pointing to a moral retrogression, which, when taken with the decline of his fortunes, seems to indicate some evil influence, probably drink, at work upon him. This may account also for the obvious fact that his wife has ceased to love him.˝
˝My dear Holmes!˝
˝He has, however, retained some degree of self-respect,˝ he continued, disregarding my remonstrance. ˝He is a man who leads a sedentary life, goes out little, is out of training entirely, is middle-aged, has grizzled hair which he has had cut within the last few days, and which he anoints with lime-cream. These are the more patent facts which are to be deduced from his hat. Also, by the way, that it is extremely improbable that he has gas laid on in his house.˝
˝You are certainly joking, Holmes.˝
˝Not in the least. Is it possible that even now, when I give you these results, you are unable to see how they are attained?˝
˝I have no doubt that I am very stupid, but I must confess that I am unable to follow you. For example, how did you deduce that this man was intellectual?˝
For answer Holmes clapped the hat upon his head. It came right over the forehead and settled upon the...........