- W empik go
Ułamki - ebook
Ułamki - ebook
W serii „Poeci do kwadratu” Adam Wiedemann przedstawia autorski wybór wierszy Juliusza Słowackiego poprzedzony osobistym esejem na temat życia i twórczości romantycznego wieszcza. Znajdą się w nim wszystkie najpiękniejsze wiersze Słowackiego a także większe poematy, w tym „Godziny myśli” czy „Pieśń na Nilu”. Adam Wiedemann nadał swemu wyborowi tytuł „Ułamki” stawiając tezę, że „Słowacki, aczkolwiek najbardziej znany ze swoich wykończonych „przebojów”, jest poetą fragmentu, to właśnie najbardziej mnie w nim interesuje. A właściwie interesuje mnie kwestia znacznie potężniejsza: czy te fragmenty są rzeczywiście wierszami, czy on sam by je za takie uznał. Istnieje w nich niewątpliwy i wręcz ogromny ładunek, który potem ulegał wielokrotnemu wystrzeleniu, ale wciąż nurtuje mnie kwestia: czy fragmenty są dziełami sztuki?” Ten wybór wierszy po raz kolejny przypomina, że wielka poezja Słowackiego jest dziełem sztuki, w dodatku takim, które miało wielki wpływ na poezję kolejnych pokoleń.
Spis treści
Korowód myśli w czarnym welonie
WIERSZE
Wiersz w sztambuchu Ludwika Szpitznagla wyjeżdżającego do Egiptu 1827 r. 22 lutego
Paryż
Rozłączenie
Chmury
Rzym
W imionniku pani B[aronowej] R[ichthoffenowej]
Rozmowa z piramidami
[Do Zenona Brzozowskiego]
Ułamki
[Sonet I] Do A[leksandry] M[oszczeńskiej]
Sonet II Do A[leksandry] M[oszczeńskiej]
Do Zygmunta
Do E.
[W albumie Elizy Branickiej: późniejszej Krasińskiej]
[Do Joanny Bobrowej]
Kiedy się w niebie gdzie zejdziemy sami...
Do pastereczki, siedzącej na druidów kamieniach w Pornic nad oceanem
To było w duchu, Ojcze! A tymczasem...
Radujcie się, Pan wielki narodów nadchodzi...
Bóg duch, innego zwać nie będziecie...
Takiego ludów w sobie przerażenia...
[Sowiński w okopach woli]
Nastał, mój miły, wiek Eschylesowy...
Uspokojenie
Dusza się moja zamyśla głęboko...
Mój Król i mój Pan – to nie mocarz żadny...
Bo to jest wieszcza najjaśniejsza chwała...
Wspomnienie pani de St. Marcel z domu Chauveaux 14 stycznia 1846
Ty głos cierpiący podnieś – i niech w tobie...
Wielcyśmy byli i śmieszniśmy byli...
Dajcie mi tylko jedną ziemi milę...
Do Franciszka Szemiotha
Panie! Jeżeli zamkniesz słuch narodu...
Córka Cerery
Do autora Skarg Jeremiego
Do Hr. Gustawa Ol[izara] podziękowanie za wystrzyżynkę z gwiazdeczką i Krzemieńcem
Prąd sprawy idzie przez Boga zaczęty...
Całą potęgą ducha cię wzywam...
Baranki moje...
[Do Ludwika Norwida]
Proroctwo
Ten sam duchowi płomienny szlak...
Gdy noc głęboka wszystko uspi i oniemi...
[Do matki]
Los mię już żaden nie może zatrwożyć...
Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza...
DŁUŻSZE RZECZY
Godzina myśli
Pieśń na Nilu
Do Teofila Januszewskiego
Piramidy
Na szczycie piramid
List do Aleksandra H[ołyńskiego] (pisany na łódce nilowej)
Ułamek z greckiej podróży. Grób Agamemnona
FRAGMENTY
[W sztambuchu Marii Wodzińskiej]
O stepowy mój namiocie...
O Gibelinie, laurowy upiorze...
I porzuciwszy drogę światowych omamień...
Czyż dla ziemskiego tutaj wojownika...
Z Nilu – Do
Polsko, ojczyzno! Padaj ze mną na kolana...
Przez furie jestem targan ja, Orfeusz...
Patrz nad grotą...
Na jednej górze podczas zawieruchy...
Zachwycenie
O! Boże Ojców moich... Tobie chwała...
Najpiękniejszy, najświętszy Boga tron na ziemi...
Nie używałem leków i lekarzy...
Anioł ognisty – mój anioł lewy...
Niedawno jeszcze – kiedym spoczywał uspiony...
Prowadził mnie na bardzo ciemne wężowisko...
I ujrzałem te bałwany...
Jest najsmutniejsza godzina na ziemi...
Daję wam tę ostatnią koronę pamiątek...
Sen z 30 na 31 stycznia 1847 r.
Jeżeli ci Pan nie zbuduje domu...
Jak dawniej – oto stoję na ruinach...
Wieniec związano z rzeczy przeklętych...
Biada wam – gdy się budzi duch i obudzony...
Wyjdzie stu robotników...
Kiedy pierwsze kury panu spiewają...
A jednak ja nie wątpię – bo się pora zbliża...
Szkice dalszych części poematu o tajemnicach genezyjskich, cz. 3
Kalendarium życia i twórczości Juliusza Słowackiego
Przypisy
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66272-80-4 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
.
Wiersz w sztambuchu Ludwika Szpitznagla wyjeżdżającego do Egiptu 1827 r. 22 lutego
Ludwiku! jak dwie gwiazdy podobne na niebie
Wiecznie nieznana siła oddala od siebie,
Tak i my na tej świata rozległej przestrzeni,
Choć myślą, sercem bliscy – losem rozłączeni.
Wkrótce, gdy ci na morzu jutrzenka zaświeci,
Kiedy usłyszysz w żaglach lekkie wiatru tchnienie,
Pomyśl, że to ostatnie przyjaźni westchnienie,
Które na skrzydłach myśli aż za tobą leci.
Jeden, jeden nam tylko skarb teraz zostaje:
Myśl, która nie zna tamy i za sercem płynie:
Ona ciebie przeniesie w twe rodzinne kraje,
A mnie na brzegi Nilu w Afryki pustynie.
Pozwól więc, pozwól bujać swojej wyobraźni,
Poświęć chwilę wspomnieniom i szczerej przyjaźni!
Niestety, jak dwie gwiazdy podobne na niebie,
Wiecznie nas przeznaczenie oddali od siebie.
.
Paryż
Patrz! przy zachodzie, jak z Sekwany łona
Powstają gmachy połamanym składem,
Jak jedne drugim wchodzą na ramiona,
Gdzieniegdzie ulic poświecone śladem.
Gmachy skręconym wydają się gadem,
Zębatą dachów łuską się najeża.
A tam – czy żądło oślinione jadem?
Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko – strzela blaskiem ozłocona wieża.
Nowa Sodomo! pośród twych kamieni
Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie,
I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni
Lecz nie deszcz Boży, nie zamknięty w gromie,
Sto dział go poszle... A na każdym domie
Kula wyryje straszny wyrok Boga,
Kula te mury przepali, przełomie,
I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rozpacz – bo to kula wroga...
I już nad miastem wisi ta dział chmura,
Dlatego ludu zasępione tłumy,
Dlatego ciemność ulic tak ponura,
Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy;
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
O wrogach ciągłe toczą się rozmowy...
A straż ich przednia, już północne dżumy
Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.
Czy wrócą czasy tych świętych tajemnic,
Kiedy tu ludzie zbytkiem życia wściekli,
Jedni pod katem, drudzy w głębi ciemnic,
Inni ponurzy, bladzi, krwią ociekli,
Co kiedy śmieli pomyśleć – wyrzekli.
Lud cały kona, katy i obrońce,
Dnia im nie stało, aby się wysiekli;
I przeczuwając krwawej zorzy końce,
Jak Jozue wołali: Dnia trzeba – stój, słońce!
I nie stanęło – pomarli – przedwcześnie,
Lecz zostawili pamiątki po sobie,
Kraj po rozlewie krwi tonący we śnie,
I lud, nie po nich, ubrany w żałobie,
Krwi trójcę w jednej wcieloną osobie^().
Ten jak rodyjski posąg, świecznik trzyma,
I jedną nogę wsparł na martwych grobie,
Drugą na zamku królów... Gdzie oczyma
Sięgnął – tam wnet i ręką dostawał olbrzyma.
A kiedy posąg walił się z podstawy,
Tysiące ludu sławą się dzieliło,
Każdy się okrył łachmanem tej sławy,
Każdemu było dosyć – nadto było...
Marzą o dawnej sławie nad mogiłą,
I pod kolumną spiżu wszyscy posną^();
Choć cięcie kata głowę z niej straciło,
Choć na niej może jak na gruzach, z wiosną
Chwasty i z lilijami Burbonów porosną.
Tu dzisiaj Polak błąka się wygnany,
W nędzy – i brat już nie pomaga bratu.
Wierzby płaczące na brzegach Sekwany,
Smutne są dla nas jak wierzby Eufratu.
I całej nędzy nie wyjawię światu...
Twarze z marmuru – serca marmurowe,
Drzewo nadziei bez liścia i kwiatu
Schnie, gdy wygnaniec złożył pod nim głowę,
Jak nad prorokiem Judy schło drzewo figowe.
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
Z dala od miasta szukajmy napisów,
Gdzie wielki cmentarz zalega na górze^().
O! jak tu smutno, kędy wśród cyprysów
Pobladłe w cieniu chowają się róże.
A pod stopami – dalej – miasto w chmurze,
Topi się we mgłach gasnących opalu...
A dla żałobnych rodzin przy tym murze,
Przedają wianki z płótna lub z perkalu,
Aby dłużej świadczyły o kupionym żalu.
Patrz znów w mgłę miejską – oto wież ostatki,
Gotyckim kunsztem ukształcona ściana^().
Rzekłbyś – że zmarła matka twojej matki,
W czarne brabanckie korónki ubrana,
Z chmur się wychyla jak duch Ossyjana...
Ludzi nie dojrzysz... Lecz nad mgłami fali,
Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana^()),
Jakby się w Styksu łodzi zatrzymali,
I przed piekła bramami we mgłach stoją biali...
Tam gmachy Luwru, gdzie tron Baltazara,
A na nim siedział wyrobnik umarły...^()
Przez dnie lipcowe panowała mara,
U nóg jej ludzie snuli się jak karły;
Bo nad nią cienie śmierci rozpostarły
Wielkość olbrzymią – był to król narodu.
I aksamity krew mu z czoła starły,
Lecz jego dzieci umierały z głodu,
Zaczął dynastią trupów, był ostatnim z rodu.
.
Rozłączenie
Rozłączeni – lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. – Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta.
Wiem, o jakiej godzinie wraca bólu fala,
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala
I łzą różową leje, i skrą siną błyska.
A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać,
Znając twój dom – i drzewa ogrodu i kwiaty,
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać,
Między jakimi drzewy szukać białej szaty.
Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem – i promienić świtem.
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić, i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.
Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka,
Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę stróża.
Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża,
Za jeziorem – dojrzałem dwa z okien światełka.
Przywykłem do nich – kocham te gwiazdy jeziora,
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze.
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi świecą – smutno i blado – lecz zawsze...
A ty – wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem;
Lecz choć się – nigdy – nigdzie połączyć nie mamy,
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem.
Nad jeziorem Leman, d. 20 lipca 1835 r.
.
Chmury
Do was, chmury,
Wzrok ponury
Skrą i łzami!
Sam na ziemi
Pod czarnemi
Chmur wiankami.
Jak duch trumny,
Smutkiem dumny,
Nad szmer domów,
Trzymam skronie
Tam – w koronie
Chmur i gromów.
Gdzie wam droga,
Chmury Boga!
Mnie weźmiecie.
Bo ja ciemny,
Mgłą tajemny,
Sam na świecie.
Tam! za wami,
Gdzie wichrami
Burza kręci,
Łzą do łzawic,
Do błyskawic
Skrą pamięci.
Lecę! błyskam!
Skrami ciskam,
Jutro zmarły.
Patrzcie na mnie,
Żyjcie za mnie,
Ludzie! karły!
Tu wam, ludzie,
Na ziem grudzie
Mogił grzędy:
Gdzie chmur droga
Z wichrem Boga,
Mnie tamtędy!
Veytoux, 21 lipca wieczór, 1835 r.
.
Rzym
Nagle mię trącił – płacz na pustym błoniu:
„Rzymie! nie jesteś ty już dawnym Rzymem”.
Tak śpiewał pasterz trzód, siedząc na koniu.
Przede mną mroczne błękitnawym dymem
Sznury pałaców pod Apeninami,
Nad nimi kościół ten... co jest olbrzymem.
Za mną był morski brzeg, i nad falami
Okrętów tłum, jako łabędzie stado,
Które ogarnął sen pod ruinami.
I zdjął mię wielki płacz, gdy tą gromadą
Poranny zachwiał wiatr, i pędził dalej
Jakby girlandę dusz w błękitność bladą.
I zdjął mię wielki strach, gdy poznikali
Ci aniołowie fal – a ja zostałem
W pustyni sam – z Rzymem, co już się wali.
I nigdy w życiu takich łez nie lałem,
Jak wtenczas – gdy mnie spytało w pustyni
Słońce, szydzący Bóg – czy Rzym widziałem?
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------