Uleczy nas miłość - ebook
Uleczy nas miłość - ebook
Księżniczka Viktoria upatruje w zagranicznej wyprawie szansy na przygodę, bez ograniczeń obowiązujących w rodzinach królewskich. Przyjmuje propozycję swego kuzyna, by wyprawić się incognito do Australii i w mediach społecznościowych relacjonować Olimpiadę Weteranów. Po obiekcie olimpijskim oprowadza ją doktor Campbell Hamilton. Od pierwszej chwili Viktoria ma wrażenie, że są sobie przeznaczeni. Campbell jednak, weteran walk na Bliskim Wschodzie, nie ma ochoty nikogo bliżej poznawać. Ale Viktoria się nie poddaje. Bardzo chce przeżyć swą przygodę, a może nawet romans...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7620-7 |
Rozmiar pliku: | 603 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Dwa lata wcześniej_
Słuchawki na uszach tłumiły szum silnika, ale przepuszczały odgłos miarowej pracy wirnika, a wibracje wstrząsały całym jego ciałem. Campbellowi wydawało się, że po sześciu miesiącach zdążył przywyknąć do tak zmasowanego ataku na wszystkie zmysły, do zapachu spalin, pyłu, nieustającego hałasu i drgań. Ale jeszcze nie oswoił się z nieprzyjemnym napięciem. Podczas lotów zawsze był spięty mimo świadomości, że pilot należy do najlepszych w całej Australii, i nigdy nie mógł się doczekać, kiedy stanie na stabilnym gruncie.
Nie spuszczał oczu z pacjenta, przemawiając do niego, mimo że ten był pod wpływem silnych środków uśmierzających. Nie informował żołnierza o jego poważnych obrażeniach. Za to zapewniał go, że na jakiś czas wróci do domu, do Australii, gdzie będzie mógł fizycznie i psychicznie dojść do siebie.
Campbell wiedział, że żołnierzy zawsze prześladują doświadczenia wyniesione z wojen na drugim końcu świata. Jedni radzili sobie z tym lepiej, inni gorzej. Nie mogło się obejść bez blizn. Psychicznych, nie fizycznych. Jednak nie tak wyobrażał sobie wojnę.
Wcześniej Gemma go ostrzegała, ale czy można skutecznie ostrzec kogoś, kto wychował się na australijskiej prowincji? Pokrytej pyłem, lecz bezpiecznej. Upalnej, czasami opustoszałej. To inny rodzaj ziemi jałowej, inne niebezpieczeństwa.
Poza wężami, rozpędzonymi pikapami albo upadkiem z konia w Australii nic mu nie zagrażało. Tutaj każdy dzień był bitwą. Tutaj można było dostać kulę, paść ofiarą bomby-pułapki, a nawet cywila na misji samobójczej. Tutaj żyło się w ciągłym napięciu.
Jako lekarz w armii australijskiej odpowiadał za życie ludzi w kraju, gdzie życie miało niską cenę, co stało w sprzeczności z jego przekonaniami, utrudniając mu funkcjonowanie. Nadal miał dostęp do najnowszego sprzętu, ale nieraz próbował ratować życie w trakcie burzy piaskowej w trakcie toczących się walk.
Gemma starała się mu to uprzytomnić, ale jej nie rozumiał, dopóki sam tego nie doświadczył.
Zerknął w kierunku kokpitu, gdzie na miejscu pilota siedziała właśnie Gemma.
Czując na sobie jego wzrok, jego narzeczona odwróciła się, posyłając mu uśmiech.
Cieszył się na powrót do bazy, na kolację z Gemmą, mimo że tylko w mesie pod namiotem.
Mógł wtedy udawać, że są zwyczajną parą planującą wspólną przyszłość. Potrzebował takiej wizji przyszłości, bo to pomagało mu przeżyć kolejny dzień.
Gemma była jego jasnym punktem na tym okrutnym świecie.
Kochał swoją pracę, ale wolałby ją wykonywać w sterylnej australijskiej placówce. Nie przeszkadzał mu pył i brud, ale praktykowanie medycyny w tych warunkach nie było przyjemnym wyzwaniem.
Zastanawiał się, czy uda mu się nakłonić Gemmę do odejścia z armii i powrotu do Australii.
Gemma uwielbiała latanie, ale na status instruktora musi poczekać jeszcze wiele lat, a przez ten czas będzie wysyłana na różne misje bojowe.
Bezpiecznie byłoby o tym porozmawiać? Ma prawo prosić, żeby zrezygnowała z czegoś, co kocha? Jak by się czuł, gdyby zaczęła mu dyktować, jak on ma żyć albo pokierować swoją karierą zawodową?
Nie byłby zadowolony.
Nagle coś szarpnęło śmigłowcem, po czym maszyna wpadła w korkociąg.
Dopiero kilka sekund później dotarło do niego, co się stało.
Dostali.
Błysk drugiej eksplozji go oślepił. Przez cały ten czas śmigłowiec pikował w stronę ziemi.
Kabinę wypełnił czarny dym, wyciskając łzy z oczu. Nic nie widział. Zatracił poczucie czasu i przestrzeni.
Instynktownie osłonił swoim ciałem rannego żołnierza. Absurdalny gest, bo zdawał sobie sprawę, że go nie uratuje.
Był bezradny.
Gdy jakiś czas później otworzył oczy, głowa mu pękała, zbierało mu się na wymioty, w ustach poczuł metaliczny smak. Krew.
Był zdezorientowany, mimo to czuł, że przytomność stracił na krótko.
Rozejrzał się, ale przeszkadzały mu kłęby szczypiącego dymu.
Starał się oddychać przez nos, żeby nie nałykać się żrącego dymu. Czuł ostry ból z lewej strony klatki piersiowej. Oddychał płytko i z trudem. Gdy dotknął żeber, łzy bólu same napłynęły mu do oczu, ale niemal podświadomie odnotował, że lewe ramię okazało się nieuszkodzone. Podobnie jak górny odcinek kręgosłupa.
Bolało go też prawe biodro, ale czasami ból jest wskazówką, że nie ucierpiały zakończenia nerwowe. Ból bywa lepszy od braku czucia.
Jego uwagę zwrócił zapach paliwa.
Muszą jak najszybciej wydostać się z wraku!
Wybuchnie? Ile mają na to czasu?
Kto ich ostrzelał? Gdzie się znajduje? Czy wróg jest blisko? Czy tak daleko, że nie zauważono wymalowanego na kadłubie czerwonego krzyża kwalifikującego śmigłowiec jako środek transportu medycznego?
A może komuś było to obojętne?
W kabinie panowała martwa cisza.
Piloci nadal są nieprzytomni? Czy spotkało ich coś gorszego?
Dym rzedł, więc widział coraz więcej. Upadek przewrócił nosze, a nim cisnął na przeciwległą ścianę.
Zajrzał na przód maszyny.
Tam, gdzie siedziała Gemma, ziała ogromna dziura.
- Gemma! – wychrypiał. – Gemma!
Musiał się ruszyć, ale wiedział, że to będzie bolało. Gdy zgięty w pół, uciskając pogruchotane żebra, przeniósł ciężar na prawą nogę, poczuł przeszywający ból w miednicy.
Noga odmówiła posłuszeństwa.
Z imieniem Gemmy na ustach upadł, osuwając się w ciemność.