Uleczyć serce - ebook
Uleczyć serce - ebook
„Tom uśmiechnął się. Wiedział, że miesiąc razem szybko minie, lecz cieszył się, bo lubił towarzystwo Sary. Byli nie tylko parą wspaniałych kochanków, lecz i przyjaciół. Dorównywała mu pod każdym względem, intelektualnym i zawodowym. Pragnął spędzić z nią jeszcze kilka tygodni, potem pozwoli jej odejść i rozpocząć nowe życie. Miał nadzieję, że tym razem rozstanie będzie łatwiejsze, że jego serce nie rozpadnie się na tysiące kawałków”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1589-3 |
Rozmiar pliku: | 686 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sara Fielding szła chodnikiem, starannie omijając kałuże po nocnym deszczu. Ostry wiatr przenikał ją do szpiku kości. Podniosła kołnierz zimowego płaszcza i, mimo że miała na sobie ciepłe botki, żałowała, że nie włożyła wełnianych rajstop. Przyspieszyła kroku.
Chociaż przestało padać, chmury na niebie zapowiadały kolejną ulewę, a nie chciała zjawić się w szpitalu przemoczona do nitki. Jej samolot wylądował zaledwie godzinę temu w strugach wody. Do miasta przyjechała taksówką.
Była to jej druga wizyta w Melbourne po trzyletnim pobycie w Adelaide. Cztery tygodnie temu przyleciała załatwić formalności wizowe przed planowanym wyjazdem do Stanów. Wolałaby pojechać do innego miasta, jednak nie miała wyboru, gdyż tutaj znajdował się konsulat amerykański obsługujący rejon południowej Australii.
Z Melbourne miała cudowne wspomnienia, lecz przeżyła tu także osobisty dramat i nie chciała rozdrapywać ran. Tłumaczyła więc sobie, że to tylko krótki wypad, że nie musi się denerwować, załatwi sprawę i na drugi dzień wyjedzie.
Patrząc teraz wstecz, żałowała, że nie posłuchała intuicji i nie omijała szerokim łukiem miasta, w którym wciąż mieszka Tom Fielding. Zamierzała rozpocząć nowy rozdział w życiu w Teksasie, znacznie dalej od pokus związanych z Tomem niż Adelaide.
Teraz wiedziała, że jeśli znajdzie się w pobliżu Toma, nie może ufać ani sercu, ani ciału. Tom nie jest złym człowiekiem, wręcz przeciwnie, lecz dla niej jest zdecydowanie niewłaściwym partnerem. Mimowolnie zaczęła myśleć o tamtym krótkim pobycie w Melbourne i o tym, jak wszystko potoczyło się inaczej, niż powinno.
Pierwszy dzień minął bez komplikacji. Załatwianie formalności w konsulacie szło jak z płatka. Drugiego dnia Sara wybrała się do restauracji Vue de Monde na pięćdziesiątym piątym piętrze historycznego budynku Rialto. W świetnym nastroju usiadła przy stoliku, złożyła zamówienie i popijając białe wino, zaczęła rozmyślać o zbliżającym się wyjeździe do Teksasu.
Kiedy zaproponowano jej posadę w klinice uniwersyteckiej w San Antonio, pomyślała, że oto dostała szansę na rozpoczęcie życia od nowa. Może nawet na realizację marzeń? Miała dość robienia zawsze tego, co chcieli inni. Rezygnowanie z planów, nadziei, marzeń i snów stało się jakby jej nawykiem. Trzy lata temu jednak uznała, że dość tego, że jest jedno marzenie, którego nie poświęci: marzenie o zostaniu matką. Ma wszelkie warunki i da radę. Wiedziała, co robi. Podjęła decyzję całkowicie świadoma wysiłku, kosztów, lecz i nagrody.
Nagle wszystkie myśli uleciały jej z głowy. Doznała szoku. Dech jej zaparło. Ujrzała mężczyznę, którego już nigdy w życiu nie spodziewała się zobaczyć.
Czy to możliwe?
Pokręciła głową. To naprawdę on?!
Wszedł do restauracji i usiadł przy stoliku koło okna. Minęły trzy lata, odkąd ostatni raz go widziała. Od jej wyjazdu nie utrzymywali z sobą kontaktów. Nie dzwonili do siebie. Nie pisali. Cisza.
Może to tylko jej wyobraźnia? Ktoś bardzo do niego podobny? Wiedziała, że to niemożliwe. Żaden mężczyzna nie dorównuje jego urodzie, postawie, charyzmie. To bez wątpienia jest Tom Fielding.
Gdy szedł do stolika, wszystkie kobiety się za nim oglądały. Sara z bijącym sercem obserwowała, jak kelnerka podaje mu kartę win i jak jej subtelne próby flirtu pozostają bez odzewu.
Puls Sary przyspieszył, w głowie miała chaos. Odwróciła wzrok i zaczęła machinalnie bawić się sztućcami.
Nie spodziewała się, że widok Toma wywoła w niej tak sprzeczne emocje: żal, smutek, wyrzuty sumienia, ale równocześnie przypływ namiętności.
Tego spotkania nie było w planie. To nie powinno się stać. To jakiś zły sen, który ziścił się na jawie, myślała. Co robić? Już złożyła zamówienie, więc nie może wstać i wyjść, bo zwróciłaby na siebie uwagę.
Nie chciała patrzeć na Toma, lecz nie potrafiła się oprzeć i co chwila zerkała w jego stronę.
Kelnerka przyjęła zamówienie i odeszła. Tom patrzył przez okno na rozświetloną światłami wieczorną panoramę miasta. W pewnym momencie zerknął w bok i zobaczył Sarę. Znieruchomiał.
Sara również. Nie miała pojęcia, co teraz będzie. W przyciemnionym świetle nie widziała dokładnie twarzy Toma. Widziała tylko, że wciąż jest przystojny.
Nagle wstał, przez jedno mgnienie wydawało się, że się waha, jakby czekał na znak od niej, potem zrobił krok do przodu.
– Witaj, Saro. – Nachylił się i pocałował ją w policzek. Poczuła woń jego wody kolońskiej. Subtelny, a jednak bardzo zmysłowy. Jak Tom. – Miło cię widzieć.
– Mnie też miło cię widzieć – wybąkała.
– Mogę? – Wskazał puste krzesło.
Skinęła głową. Tom usiadł i z przyzwyczajenia sięgnął przez stół i dotknął jej ręki.
Myśląc teraz o tamtej scenie, Sara doszła do wniosku, że to był jej pierwszy błąd. Powinna była od razu narzucić dystans.
Znowu zaczęło padać. Żałowała, że nie poprosiła taksówkarza, który ją wiózł z lotniska, aby zatrzymał się przed kafejką tuż obok szpitala. Filiżanka mocnej kawy postawiłaby ją na nogi.
Przyspieszyła kroku. Myślami znowu wróciła do tamtego wieczoru. I tamtej nocy cztery tygodnie temu.
Kolacja w pojedynkę zamieniła się w kolację we dwoje. Potem była przechadzka, drinki w barze w centrum.
Wino i przyćmione światła łagodziły urazy. Wracały dawne czasy, dawne uczucia, zauroczenia.
Rozum był na straconej pozycji. Około północy Sara i Tom znaleźli się w jej pokoju hotelowym. Siedząc na brzegu łóżka, Tom w czarnych dżinsach, lekko zakurzonych zamszowych butach, z falującymi ciemnoblond włosami zaczesanymi do tyłu i zakrywającymi kołnierzyk białej koszuli wyglądał jak kowboj. Jak jej kowboj na jedną noc.
I tylko na tamtą noc.
Przez wzgląd na dawne czasy.
Na nic więcej nie ma przecież szansy, myślała. Próbowali, ale nic nie wyszło. Powtórki nie będzie. Nie poświęci swoich marzeń dla tego mężczyzny. Wiedziała, że nareszcie jej serce jest bezpieczne. Gdy odeszła od Toma i wyjechała, wzniosła wokół siebie solidną zaporę. Dlatego uznała, że może ulec namiętności. To tylko jedna noc, powtarzała sobie w duchu.
Tom nie spuszczał z niej wzroku. Mimo czających się w zakamarkach umysłu wątpliwości, czy nie podejmuje najgorszej ze złych decyzji, której później będzie gorzko żałowała, Sara nie potrafiła się pohamować.
– Nie powstrzymuj mnie. Wiem, co robię – zaczęła.
Łagodnie ujął jej twarz i zamknął usta pocałunkiem. Nie broniła się. Nie chciała kończyć rozpoczętego zdania. Instynktownym ruchem podniosła ręce, zarzuciła Tomowi na szyję i przyciągnęła go do siebie. Wsunął jej dłonie pod ubranie, żar z jego palców rozpalał ciało. Pocałunki stały się coraz bardziej natarczywe. Zapraszająco rozchyliła wargi. Pragnęła jeszcze raz poczuć go w sobie, jeszcze raz połączyć się z nim.
Rozpiął jej bluzkę, zsunął z ramion, rzucił na podłogę. Potem pokrył szyję i piersi pocałunkami.
– Pragnę cię, Saro – szepnął, gładząc jej udo.
W odpowiedzi wsunęła mu palce we włosy i pocałowała jeszcze goręcej niż przedtem. Opadli na łóżko. Gorączkowo zerwali z siebie ubrania i stali się jednym ciałem.
Następnego ranka obudziła się zdezorientowana. Wieczorem sytuacja wydawała się jasna i prosta. Dwoje ludzi uprawiających seks dla przyjemności. Dwoje dorosłych potrzebujących siebie, nic więcej.
Teraz zaś nic nie było jasne i proste. Uświadomiła sobie własną słabość i bezbronność wobec Toma. Żołądek skurczył się ze strachu. Podciągnęła prześcieradło pod brodę, jakby chciała się ukryć za tą lichą tarczą.
Przez szparę w zasłonach do pokoju przesączało się słabe światło. Sara widziała ciemny zarost na policzkach Toma, jego opalony tors, wspaniałe mięśnie.
Kochali się całą noc. Wciąż był tym samym czułym, niezwykłym i cudownym kochankiem, jakim go zapamiętała. Ale nie powinna była tego robić. Spojrzała w sufit, zastanawiając się, co w nią wstąpiło, dlaczego była taka głupia i uległa impulsowi.
Przez ostatnie trzy lata ciężko pracowała nad sobą, aby odzyskać równowagę psychiczną po przeżytym zawodzie. Wystarczyło kilka godzin i namiętność zatriumfowała nad rozumem. Sara nie zrzucała winy na alkohol – przy kolacji nie wypiła nawet całego kieliszka, a potem w barze ledwie umoczyła usta w martini. Hormony, wspomnienia, przygnębienie, może nawet resztki miłości, jaka ich łączyła, zagłuszyły głos rozsądku i wróciła do hotelu razem z Tomem.
Teraz, w świetle poranka, chciała na siebie nakrzyczeć. Dlaczego?
Kiedy nareszcie zdobyła się na wystąpienie o rozwód, gdy od orzeczenia dzieli ją zaledwie kilka tygodni, ona co robi? Ni stąd, ni zowąd idzie do łóżka ze swoim już prawie byłym mężem!
Adwokat zawiadomił ją, że Tom nie zgłasza sprzeciwu, że podpisał wniosek i teraz czekają tylko na dopełnienie reszty formalności. Może właśnie to dało jej poczucie bezpieczeństwa, myślała. Wiedziała, że to absurd, lecz nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia. Rozwód to przecież tylko arkusz papieru, nie tarcza. Nie ochroni jej serca.
Tom poruszył się. Sara zamknęła oczy, udając, że śpi. Nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć.
„Dziękuję za uroczy wieczór.” Lub: „Przespaliśmy się z sobą, ale już cię nie kocham”.
Potrzebowała czasu. A może Tom wstanie i wyjdzie?
Wydawało jej się, że tuż przed zaśnięciem usłyszała jego szept, jakby mówił: „Kocham cię”. Nie chciała tego analizować. Nie zamierzała na nowo się z nim wiązać. Zbyt wiele trudu włożyła w to, aby nauczyć się go nie potrzebować, aby zrozumieć, że ma prawo żyć po swojemu, obojętnie, jak wiele ją to kosztuje.
Spod wpółprzymkniętych powiek patrzyła, jak Tom ostrożnie wstaje i zbiera ubranie rozrzucone po pokoju. Zastanawiała się, czy czuje to samo co ona. Jakaś cząstka jej pragnęła, aby ją obudził, objął i porozmawiał z nią o tym, co ich dzieli. Potem znowu by się kochali.
Rozsądek podpowiadał, że to niemożliwe, więc rzeczywiście chyba najlepszym rozwiązaniem jest wyjście bez słowa. Może zostawi krótki list?
Niczego więcej nie powinna oczekiwać. Niczego więcej nie chce, wmawiała sobie.
Drzwi łazienki otworzyły się i ukazał się w nich Tom, ubrany. Sara zamknęła oczy. Nie chciała, aby zobaczył, że nie śpi. Słyszała, jak wkłada buty, potem kurtkę. Uniosła powieki. Zobaczyła, że podchodzi do biurka i pisze coś na kartce z bloku listowego z logo hotelu.
Po chwili usłyszała cichy szczęk otwieranych i zamykanych drzwi. Tom wyszedł.
Natychmiast usiadła na łóżku. Miała straszliwy zamęt w głowie i sercu. Cieszyła się, że poszedł. Czy na pewno? Cudownie było zasypiać w ramionach Toma, wtulona w ciepło jego nagiego ciała.
Musi wziąć się w garść i ruszyć do przodu. On się nie zmieni. Ona ma dosyć życia pod dyktando innych. Niedługo dostanie rozwód. Będzie wolna. Oboje będą wolni.
Dwoje różnych ludzi, dla których co innego jest najważniejsze. Ona chce dzieci. On nie. I tym razem odejdzie i będzie żyć po swojemu.
Tom napisał: „Kochana Saro, miło było spędzić z tobą te kilka godzin. Powodzenia w Teksasie. Zawsze twój, Tom”. I znak X oznaczający pocałunek.
Sygnał karetki przywołał ją do rzeczywistości. Właśnie zbliżała się do głównego wejścia do Szpitala Ogólnego św. Augustyna, gdzie była umówiona z dobrym znajomym, Stu Andersonem. W rozmowie, jaką odbyli zaraz po jej powrocie z Melbourne do Adelaide, Stu wspomniał, że wyjeżdża na miesiąc i że szuka chirurga szczękowego, który by go zastąpił w jego prywatnej przychodni. Sara miała czas i chciała pomóc, więc się zgodziła.
Zdawała sobie sprawę, że powrót do Melbourne może oznaczać dla niej pewne psychiczne komplikacje, wiedziała jednak, że musi przestać pielęgnować urazy i stawić czoło zaszłościom związanym z tym miastem. To tutaj jej małżeństwo się rozpadło, a ilekroć o tym myślała, ogarniał ją beznadziejny smutek przyćmiewający wspomnienia szczęśliwych czasów.
Tutaj studiowała, tutaj się zakochała, a potem stąd wyjechała. Teraz, wiele lat później, zrozumiała, że powinna pogodzić się z faktem, że życie w Melbourne było dalekie od ideału, ale nie musi stąd uciekać. Musi natomiast nauczyć się panować nad emocjami.
Wtedy wydawało jej się to łatwe, teraz zaś wspomnienie nocy spędzonej z Tomem wróciło ze zdwojoną siłą i Sarę opuściła pewność siebie.
A może to wcale nie był aż taki dobry pomysł? Może nie powinna zgodzić się zastąpić Stu?
Próbowała sobie tłumaczyć, że Melbourne to duże miasto, że będzie unikała Vue de Monde i baru, w którym pili z Tomem martini. I że na szczęście Tom pracuje jako konsultant w szpitalu na drugim końcu miasta.
W zatoce przed szpitalnym oddziałem ratunkowym zatrzymała się karetka. Ratownicy medyczni z pomocą dwóch pielęgniarzy ze szpitala wyciągali z niej nosze na kółkach. Sara wyminęła ich i przez obrotowe drzwi weszła do holu. Nareszcie znalazła się pod dachem. Zdjęła płaszcz i podeszła do informacji.
– Jestem umówiona z doktorem Andersonem na oddziale chirurgii szczękowo-twarzowej – oznajmiła.
Recepcjonistka uśmiechnęła się, natomiast jej koleżanki wymieniły między sobą dziwne spojrzenia. Dopiero wtedy Sara się zorientowała, że twarz i włosy ma zupełnie mokre. Dziewczyna podała jej pudełko chusteczek higienicznych.
– Proszę. Leje jak z cebra, prawda? – Sara wyciągnęła kilka chusteczek naraz i osuszyła nimi czoło, policzki i uszy. – Chirurgia szczękowo-twarzowa znajduje się na czwartym piętrze na lewo od windy.
– Dzięki.
Tom Fielding siedział w gabinecie na czwartym piętrze szpitala św. Augustyna i tak jak każdego dnia od czterech tygodni wspominał noc spędzoną z Sarą.
Tamten pamiętny wieczór uświadomił mu, że wciąż ją kocha i wciąż jej pragnie, lecz nie może mieć. Postanowił zgodzić się na rozwód, pozwolić jej żyć po swojemu i samemu cieszyć się odzyskaną wolnością.
Wystarczyła jedna wspólnie spędzona noc, aby zburzyć ów spokój ducha, jaki w końcu udało mu się osiągnąć. Dręczyła go świadomość, że przed nimi nie ma przyszłości, że mają inne cele i inny program na życie. Że już nie znajdują wspólnego języka.
Chyba tylko w pokoju hotelowym o północy.
Przypomniało mu się zdumienie i podniecenie bliskie euforii, gdy w restauracji dostrzegł swoją piękną byłą żonę siedzącą samotnie przy stoliku. Dla niego wciąż była najwspanialszą kobietą na ziemi. Inteligentną, dobrą, czułą, obdarzoną silną wolą i najwspanialszą kochanką, jaką mężczyzna może sobie wymarzyć.
Gdy znalazł się z nią sam na sam w hotelu, stracił kontrolę nad sobą, a Sara dała mu jasno do zrozumienia, że pragnie go równie gorąco jak on jej. Ryzykował wszystko, łącznie z utratą zdrowych zmysłów, lecz namiętność okazała się silniejsza. Pragnął się z nią kochać, nawet jeśli to miało być ostatni raz.
Rano otworzył oczy i zobaczył obok siebie żonę. Byłą żonę, poprawił go głos rozsądku. Wyglądała przepięknie, krótkie blond włosy miała zmierzwione jego dłońmi podczas namiętnego seksu. Światło wpadające przez szparę w zasłonach łagodnie oświetlało jej skórę.
Oparł się pokusie, by pogładzić wklęsłości i wypukłości jej ciała. Nie chciał ryzykować, że ją obudzi. Wiedział, że musi zniknąć. Tak będzie najlepiej dla obojga. Racjonalne wyjaśnienie ich kroku było niemożliwe. Sara wyraźnie powiedziała, że wyjeżdża do Stanów, bo chce zacząć nowy rozdział w życiu i radziła mu, aby uczynił to samo.
Kochał ją i niewykluczone, że ona również zachowała resztki miłości do niego, lecz za kilka tygodni ich rozwód stanie się faktem. Tamtego wieczoru w restauracji przypomniała mu o tym. Rusza do przodu, stwierdziła w barze przy martini. Wyjeżdża do Stanów i w nowym otoczeniu zacznie wszystko do początku, powiedziała o północy w hotelu przed drzwiami pokoju.
Nie rozmawiali o przeszłości ani o pracy. I nie rozmawiali o dzielących ich różnicach. Mówili o teraźniejszości, dowcipkowali, żartowali. Zachowywali się jak obcy ludzie, którzy wcale nie chcą zbyt wiele się o sobie dowiedzieć.
Zawarli milczące porozumienie. Oboje wiedzieli, że spędzą z sobą tylko jedną, ostatnią noc.
Tom nie chciał dotrzymywać tej umowy. Pragnął odzyskać żonę, budzić się każdego ranka, trzymając ją w ramionach. Był jednak człowiekiem kierującym się rozumem i godził się z faktem, że to niemożliwe.
Rano, przed wyjściem z pokoju, zatrzymał się i ostatni raz spojrzał na śpiącą Sarę. Wyglądała jak anioł.
Jego anioł na ostatnią noc.