- promocja
- W empik go
Ultimatum. Kings of Ruin. Tom 2 - ebook
Ultimatum. Kings of Ruin. Tom 2 - ebook
Plany na urlop: wypocząć, ale szybko, ponieważ praca wzywa. Oszacowano ryzyko i szanse – przewidujemy wyłącznie mały przystanek na romans.
Harrison Brooks to pracoholik, który nigdy nie marnuje wolnego czasu na relaks. Nie jest więc zachwycony, gdy zostaje zmuszony do pójścia na urlop. Nieoczekiwanie spędza jednak wspaniały tydzień w towarzystwie właścicielki motelu, w którym się zatrzymuje, Nory Richards. Szybko nawiązują więź, a romans staje się nieunikniony. Oboje uważają go tylko za przelotną przygodę – ich życia wydają się zbyt odmienne, by można było je połączyć.
Nieco ponad rok później Harrison odbiera telefon ze szpitala. Nora miała zagrażający życiu wypadek, a on został przez nią wyznaczony jako osoba pierwszego kontaktu. Na miejscu mężczyznę spotyka jeszcze większy szok – okazuje się, że ma syna.
Harrison jest wściekły, że Nora nie powiedziała mu o dziecku. Szantażuje kobietę, stawiając przed nią ultimatum: wyjdzie za niego lub zostanie pozbawiona praw rodzicielskich. Nora jest zrozpaczona, że swoim kłamstwem zniszczyła szansę na rozwinięcie się prawdziwego uczucia między nią a Harrisonem. Ukrywa przed nim jednak również coś poza istnieniem dziecka…
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-309-0 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem szczęściarą, bo mam wokół siebie niesamowity zespół, bez którego nigdy nie mogłabym ożywić bohaterów moich książek. Czuję wdzięczność, że mam was w swoim życiu. Jesteście kimś więcej niż przyjaciółmi, jesteście niezbędni.
Dziękuję mojej redaktorce Lindzie z Black Opal Editing, która jest niesamowicie cierpliwa. Jest kimś więcej niż redaktorką, jest nauczycielką i przyjaciółką.
Mojej Clem Parsons, która słucha wszystkich moich chaotycznych wywodów i pomaga mi każdego dnia.
Mojemu zespołowi ARC za to, że nie trzyma mnie w napięciu zbyt długo, gdy czekam na informacje zwrotne.
Na koniec i co najważniejsze, dziękuję moim czytelnikom, którzy przyjęli moje powieści całym sercem i pokochali historie zrodzone w mojej głowie. Słysząc, że postrzegacie moich bohaterów jako rodzinę, jestem bardzo dumna i przyjmuję te słowa z pokorą. Mam nadzieję, że historia miłosna Harrisona i Norrie spodoba wam się tak samo jak mnie.PROLOG
Harrison
– Mówię ci, że nie potrzebuję cholernej przerwy. Nic mi nie jest.
Leżę na kanapie w gabinecie, a Beck pochyla się nade mną z ciśnieniomierzem. Spoglądam na jego ciemne włosy, po czym przenoszę wzrok na Audrey. To na nic. Ta kobieta nie boi się ani mnie, ani nikogo innego. Dlatego tak dobrze nam się razem pracuje. Audrey jest nieustraszona, a to cholernie istotne, gdy jest się współwłaścicielką klubu wraz z czterema dupkami takimi jak my.
– Najwyraźniej nie czujesz się dobrze, bo prawie zemdlałeś za barem.
Cały się napinam, gdy się tak na mnie gapią, i mam ochotę zacząć się wiercić, ale to opanowuję. Nienawidzę być w centrum uwagi.
– Po prostu za szybko wstałem.
– Skoro tak mówisz, to musi być prawda. Przypomnij mi jeszcze raz, gdzie skończyłeś medycynę? – pyta Beck i unosi zarozumiale brwi, a ja wzdycham.
Odpycham jego rękę, gdy próbuje mi pomóc stanąć na nogi. Zżera mnie frustracja.
– Dam sobie radę.
Beck się uśmiecha i kręci głową.
– Może przeprowadziłbyś operację na otwartym sercu, zamiast mnie wkurwiać?
Chichocze, wrzucając ciśnieniomierz z powrotem do torby, a ja poprawiam rękaw koszuli. Beck Goldsmith jest jednym z najbardziej utalentowanych kardiochirurgów na świecie, a ze względu na swoje doświadczenie i umiejętności także jednym z najbardziej zajętych. Jeśli kiedykolwiek będę potrzebować kardiochirurga, wybiorę właśnie jego. To geniusz, ale wolałbym przejść ciężkie leczenie kanałowe, niż to przyznać.
– Nie, mam dzień wolny.
– Przecież ty nigdy nie bierzesz wolnego.
Beck obejmuje mnie ramieniem.
– Na szczęście dla ciebie, mój przyjacielu, dzisiaj akurat wziąłem.
– Nie czuję się jakoś specjalnie uszczęśliwiony.
Wiem, że zachowuję się jak kutas, ale nienawidzę czuć słabości.
– Masz, wypij to.
Audrey podsuwa mi szklankę wody, a ja przewracam oczami, ale biorę ją i wypijam połowę. Nie mogę uwierzyć, że prawie zemdlałem jak jakiś cholerny cienias.
– Powinieneś przyjść na badanie krwi i inne testy, ale moja prywatna i profesjonalna opinia jest taka, że cierpisz na wypalenie zawodowe.
Szeroko otwieram oczy.
– Wypalenie? Czy to nie jest coś, co spotyka bogate stare pryki, gdy próbują walczyć z czasem i dotrzymać kroku nam, młodszym mężczyznom, pieprząc kobiety dwa razy młodsze od siebie?
– Nie jest to rzadkie w naszej grupie wiekowej, zwłaszcza wśród ludzi sukcesu.
– Czyli mogę już iść?
Muszę przyznać, że mi ulżyło. Prawie zasłabłem za barem i nie jest to doświadczenie, które chciałbym powtórzyć.
– Jeśli przez „iść” rozumiesz tygodniowe wakacje, to tak, możesz iść.
Kręcę głową.
– Nie ma, kurwa, mowy. Czeka mnie tu mnóstwo spraw do załatwienia.
Audrey krzyżuje ramiona, stukając o podłogę czerwonym czółenkiem za tysiąc dolarów. Jej spojrzenie przeraża dorosłych mężczyzn, i to niebezpodstawnie. Rozpędzona Audrey jest zjawiskiem, które warto zobaczyć. Kiedy zaczęliśmy remont tego miejsca, wykonawca wyszedł stąd we łzach, bo myślał, że może do niej mówić z góry. Zanim skończyła mu przyrzekać, że zrujnuje życie jego prawnuków, obiecał, że nigdy więcej tak nie zrobi, i uciekł z klubu. Nie wrócił, a ja zostałem, by posprzątać ten mały bałagan. Na tym właśnie polega moja rola – naprawiam.
– Harrison, to nie jest prośba.
Naprawdę kocham Audrey. Kocham wszystkich swoich przyjaciół z klubu i chociaż zostali ochrzczeni Królami Ruin ze względu na nazwę lokalu, który razem prowadzimy, oddaliby za mnie życie, a ja za nich. Nie zmienia to jednak faktu, że doprowadzają mnie czasem do szału. Kiedy w jednym miejscu zbiera się pięć zdeterminowanych, skupionych i zmotywowanych osób, musi dojść do starcia.
– Nie mam na to czasu.
– Znajdź go. Jako twój przyjaciel i najlepszy cholerny lekarz, jakiego widział ten świat, mówię ci, że jeśli tego nie zrobisz, długo nie pożyjesz.
– A co z moją mamą? Nie mogę jej tak po prostu zostawić. – Odwiedzam ją dwa razy w tygodniu, aby się upewnić, że ma swoje czasopisma i leki, a także przynieść jej produkty, których nie może zamówić online.
– Zajrzę do niej, ale jeśli umrzesz na zawał serca, w ogóle jej nie pomożesz, więc posłuchaj, co mówię. Weź pieprzone wolne, zanim skopię ci tyłek.
Arogancja Becka sprawia, że drgają mi usta, ale jego słowa za bardzo mną wstrząsnęły, by się uśmiechnąć. Od dawna jesteśmy tylko we dwoje, ja i moja matka, a ona na mnie polega. Jej agorafobia i inne schorzenia, które utrudniają codzienne życie, sprawiły, że nie radzi sobie sama. Zawdzięczam jej to, że się nie załamała, gdy mój ojciec wyszedł bez słowa lata temu. Jeśli więc muszę spędzić tydzień, nudząc się do łez, żeby móc dalej o nią dbać, niech tak będzie.
– Dobrze, ale tylko tydzień i ani sekundy dłużej.
Beck klepie mnie po ramieniu.
– Dobry z ciebie człowiek.
Mruczę pod nosem, sfrustrowany tym, że ma rację, i rzucam złowrogie spojrzenie obu moim przyjaciołom, rozkoszującym się moim nieszczęściem.
– Przez tydzień damy sobie radę z klubem bez ciebie. Zadzwonię do Lincolna i Rykera i dam im znać.
Audrey owiana chmurą perfum Chanel jest niczym ucieleśnienie klasy i elegancji. Beck siada na kanapie, na którą z trudem się wdrapałem po upadku na podłogę. Kiedy nie operuje i nie czyta czasopism medycznych, studiuje dla rozrywki książki prawnicze. Jego mózg nigdy się nie wyłącza, chyba że tutaj, w klubie.
Nasz klub jest uważany za zwyczajny, ale dla bardzo niewielkiej grupy osób, które znają o nim całą prawdę, to sanktuarium. Nasi członkowie pragną szczególnych doświadczeń, a my im to oferujemy i zapewniamy bezpieczne warunki.
Parter to zwyczajny klub nocny wypełniony klientami, którzy chcą potańczyć, napić się, wyluzować i poderwać kogoś na jedną noc. Jest elitarny, wpuszczamy tu tylko określoną klientelę. Personel nosi czarne dżinsy i czarne koszulki z logo klubu.
Drugie piętro to strefa VIP z obsługą wyłącznie przy stolikach. Dziewczyny i faceci, którzy pracują na tym piętrze, wyglądają jak modele i noszą odważniejsze stroje: mężczyźni chodzą w czarnych spodniach, bez koszul, ale za to z czarnymi muszkami, a kobiety wkładają krótkie czarne sukienki, które pokazują tyle samo, ile zakrywają.
Istnieje też tajne trzecie piętro.
Pomysłem otwarcia seksklubu tylko dla członków na trzecim piętrze, z którym przyszła do mnie Audrey, na początku mnie zszokował. Audrey nie jest pruderyjna, podobnie jak ja, ale nie mamy też szczególnych perwersji. Beck i Linc lubią się czasem dzielić dziewczynami albo uprawiać seks grupowy, a Beck nigdy nie ukrywał, że lubi i kobiety, i mężczyzn, ale nie uważam tego za perwersję, raczej za lekkie odchylenie od głównego nurtu.
Argumentacja Audrey była jednak przekonująca. Dlaczego ludzie mieliby się wstydzić czegoś, co robią za przyzwoleniem drugiej strony, i dlaczego my nie mielibyśmy wykorzystać zapotrzebowania na prywatność i dyskrecję w tym zakresie? To była jedna rzecz, którą wszyscy rozumieliśmy – desperacka potrzeba, aby nasze prywatne życie nie trafiło na łamy jakiegoś tandetnego brukowca.
Zarobiłem swój pierwszy milion na giełdzie przed ukończeniem osiemnastego roku życia, a mój talent do matematyki i analityki okazał się darem niebios dla mnie i mojej mamy. Lincoln i Audrey byli kuzynami i członkami słynnej rodziny Kennedych. Beck należał do rodziny Goldsmithów i był kardiochirurgiem na początku obiecującej kariery, a Ryker Cabot zyskał sławę jako założyciel największej obecnie platformy społecznościowej na świecie. W ten sposób stworzyliśmy to, co mamy teraz, czyli klub z bogatymi członkami na najwyższym piętrze – od aktorów po senatorów i gwiazdy sportu.
Wszyscy cenimy sobie prywatność, co także przyczyniło się do naszego sukcesu. Prawdziwa natura klubu jest znana tylko w niektórych kręgach, choć plotek krąży mnóstwo. Restrykcyjne umowy o zachowaniu poufności, które podpisują nasi pracownicy i członkowie, pozwalają zachować dyskrecję, a ogromne pieniądze trafiają wprost do naszych kieszeni.
– Zadzwoń na ten numer. Mój kumpel z pracy był tam zeszłego lata i powiedział, że to idealne miejsce na relaks.
Otrząsam się z myśli i biorę do ręki wizytówkę z logo przedstawiającym mały domek i nazwą Pine Grove Lodges.
– Jak to się stało, że akurat masz ją przy sobie?
– Pomyślałem, że przydałaby mi się przerwa.
– A ty tam byłeś?
– Nie, to nie mój styl wypoczynku.
– Dlaczego myślisz, że by mi odpowiadał?
– Kiedy byliśmy na studiach, uwielbiałeś przyrodę i te wszystkie bzdury.
Ma rację. Lubię spędzać czas na łonie natury, a przynajmniej kiedyś lubiłem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spacerowałem po parku, nie mówiąc już o wędrówce szlakiem. Ta myśl wzbudziła we mnie chęć ucieczki z miasta i popatrzenia na gwiazdy, zatopienia się w ciszy i zwyczajnie odetchnięcia.
– Dzięki. Zadzwonię do nich.
Beck kiwa głową i zostawia mnie samego z moimi myślami. Siedząc przy biurku zawalonym papierami, zwykle czuję się jak w domu, ale teraz mam wrażenie, że na szyi zaciska mi się pętla i coraz bardziej mnie dusi. Muszę uciec, zanim utracę możliwość podjęcia decyzji i zawiodę ludzi, którzy znaczą dla mnie najwięcej. Chwytam za telefon, wybieram numer i czekam na odpowiedź.
– Pine Grove Lodges, w czym mogę pomóc? – Głos kobiety jest przesadnie słodki i przyjazny, a ja przewracam oczami tak mocno, że aż dziw, że mi nie wypadły.
– Czy macie w tym tygodniu wolny domek?
– Już sprawdzam.
Słyszę czyjeś szuranie, a potem stukot. Osoba po drugiej stronie słuchawki przeklina i połączenie się urywa. Podnoszę telefon wyżej i patrzę na niego szeroko otwartymi oczami. Co to, do cholery, było?
Mój telefon dzwoni i odbieram.
– Przepraszam. Próbowałam utrzymać blachę z ciasteczkami, a potem ten cholerny kot strącił szklankę. Chciałam ją złapać i upuściłam komórkę na podłogę.
Uśmiecham się wbrew sobie. Ta kobieta jest zakręcona i z jakiegoś powodu niezmiernie mnie to bawi.
– Bez obaw. I tak zmieniłem zdanie.
– O nie, proszę tak nie mówić. Sprawdziłam i na ten tydzień mamy wolną chatkę numer sześć. Jakiś ważniak z miasta miał tam przywieźć swoją kochankę, ale został przyłapany na zdradzie, więc to nieaktualne, odwołał rezerwację.
Z wrażenia ponownie otwieram usta – ta kobieta rozmawia ze mną, jakbyśmy byli przyjaciółmi, a nie nieznajomymi. Gdyby pracowała w klubie, zostałaby zwolniona już pierwszego dnia. Nie toleruję niekompetencji, ale nie mogę zaprzeczyć, jestem nią zaintrygowany.
– Przekonała mnie pani.
– Dobrze, więc zarezerwuję dla pana chatkę numer sześć. Jest oddalona od głównego budynku nieco bardziej niż pozostałe, ale za to znajduje się tuż przy jeziorze, rozciąga się z niej oszałamiający widok na nocne niebo.
Jakby czytała mi w myślach i wyciągnęła wprost z mojej głowy wszystko, czym mogłaby mnie zachęcić. Z jakiegoś powodu się zgadzam i zanim się zorientuję, rozłączam się z obietnicą, że wkrótce się zobaczymy.
Nie podoba mi się pomysł tygodniowego wyjazdu i nadal nie sądzę, że wytrzymam pełne siedem dni, ale może dzień lub dwa w dziczy Catskills dobrze mi zrobi. Zabieram laptopa, zakładając, że będę mógł popracować na miejscu, i wracam do domu, by spakować ubrania.
Audrey obiecuje mi, że zajrzy do mamy, gdy mnie nie będzie. Mając tę ostatnią przeszkodę za sobą, wyruszam w dwuipółgodzinną podróż.
Lubię jeździć samochodem, ale nie robię tego często. Mieszkam w mieście, więc chodzę pieszo lub korzystam z taksówek. Teraz mogę cieszyć się drogą, co od razu sprawia, że czuję się spokojniejszy, jakbym oddychał trochę głębiej.
Chciałbym móc zrelaksować się w klubie, tak jak robią to moi przyjaciele, skorzystać z darmowych cipek wystawionych na pokaz dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale nie mogę. Uwielbiam prowadzić klub, dzięki temu mam życiowy cel i jestem w tym dobry, ale nie łączę interesów z przyjemnością. Po prostu nie biorę klubu pod uwagę jako miejsca polowania na kobiety.
Linc uważa, że zwariowałem, ale nie interesują mnie kobiety, z którymi nie chciałbym się wiązać, a które zrujnowałyby to, co mam. Dziewczyny zawsze mówią, że nie mają nic przeciwko jednej wspólnej nocy, ale przekonałem się na własnej skórze, że zawsze mają ukryty motyw. Chcą więcej, niż jestem gotów im dać. Nie mam zamiaru się ustatkować ani założyć rodziny. Nie tak widzę swoją przyszłość.
Gdy sceneria zaczyna się zmieniać, myślę o kobiecie, z którą rozmawiałem przez telefon. Wydała mi się chaotyczna i zakręcona, ale przyjazna. Wyobrażam sobie, że jest swojska, z dziećmi i mężem, którego uwielbia. Ma lekką nadwagę, ale w odpowiednim oświetleniu jest urocza. Aż dopada mnie ból w klatce piersiowej i przez chwilę panikuję, że to zawał, przed którym ostrzegał mnie Beck.
Pocieram okolice serca, pokonując ostatni zakręt, a moim oczom ukazuje się ośrodek. Na widok wspaniałej panoramy zapiera mi dech w piersi. Centralną część ośrodka zajmuje drewniany domek, a w tle widać las i góry. Jest wczesna wiosna, więc na najwyższych szczytach wciąż leży śnieg; moje ciało aż rwie się do górskiej wycieczki.
Parkuję na szerokim żwirowym podjeździe i przez chwilę przyglądam się otoczeniu. Dwie ścieżki prowadzą od głównego domku w różnych kierunkach. Wyobrażam sobie, że to miejsce warto odwiedzić podczas letnich wakacji.
Wychodząc z samochodu, wciągam pierwszy głęboki haust górskiego powietrza. Zamykam oczy i przechylam głowę w stronę słońca na popołudniowym niebie, które oświetla i ogrzewa moją twarz. To jest właśnie perfekcja: świeże powietrze, zapach przyrody i dźwięki natury, których w promieniu wielu kilometrów nic nie zakłóca.
– Cudownie, prawda?
Otwieram oczy, gdy mój spokój zaburza jakiś głos i spoglądam w dół, w brązowe oczy o najgłębszym spojrzeniu, jakie kiedykolwiek widziałem. Zasycha mi w ustach. Twarz tej kobiety powinna zdobić okładki każdego magazynu na świecie. Patrzy na mnie spod długich rzęs. Uśmiech ma szeroki i przyjazny. Na jej policzkach pojawiają się figlarne dołeczki, a mój wzrok przyciągają pełne różowe usta.
W ciągu dwudziestu dziewięciu lat spędzonych na tej planecie nigdy nie czułem do nikogo tak natychmiastowego i jednoznacznego pociągu. Ta kobieta jest oszałamiająco piękna, ale w swojski sposób. Miła i niewinna, a kiedy uśmiecha się w ten sposób, świat zwalnia. Moje ciało reaguje, kutas twardnieje i zastanawiam się, czy być może ta podróż nie była najlepszym pomysłem Becka od czasu… od zawsze.
– Cześć, mam na imię Nora, rozmawialiśmy przez telefon. – Jej głos jest miękki i wyczuwam w nim południowy akcent, który rozpala moją krew.
– To ty?
Przekrzywia głowę.
– Tak, rozmawialiśmy wcześniej.
Gładko przechodzimy na ty, w końcu jesteśmy w podobnym wieku.
Nora patrzy na mnie jak na półgłówka, mówi powoli i sprawia, że mam ochotę pocałować jej pełne usta. W niczym nie przypomina tego, co sobie wyobrażałem, gdy myślałem o swojej chaotycznej rozmówczyni. Nigdy nie byłem tak wdzięczny, że się myliłem.
– Pamiętam. – Mój wzrok pada na jej lewą dłoń i zalewa mnie ulga, gdy nie widzę obrączki. Ale może z jakiegoś powodu ją zdjęła? Czuję nagłą chęć, by się tego dowiedzieć. – Masz męża?
Nora marszczy brwi, a na jej twarzy pojawia się zmieszanie wraz z odrobiną niepewności, a może nawet ostrożności. Spogląda z powrotem w kierunku głównego budynku i zastanawiam się, czy instynkt nie podpowiada jej, żeby uciekła.
Mądra dziewczyna. Boi się mnie i powinna. Może i wyglądam na miłego faceta, ale jestem wilkiem.
– Dlaczego pytasz?
Pochylam się i uderza we mnie zapach wanilii i cynamonu. Walczę z pragnieniem, by przycisnąć Norę do samochodu i poczuć jej miękkie ciało. Moje usta są prawie przy jej uchu i widzę, że od razu na mnie reaguje. To sprawia, że drżę z pożądania.
– Ponieważ nie pieprzę zamężnych kobiet.ROZDZIAŁ 1
Harrison
_Rok później_
– Zepchnij tę skrzynię z drogi, Eric, to będziemy mogli wnieść ten mebel.
Nie powiedziałbym, że jestem typem złotej rączki, i gdyby to zależało ode mnie, zatrudniłbym do tego ludzi, ale od czasu ponownego nawiązania kontaktu z Violet Lincoln zachowuje się jak inny człowiek. Wychodzi z siebie, żeby przychylić jej nieba. Więc oto jestem, w mój wolny dzień, i wnoszę meble do ich nowego domu na nabrzeżu.
Trawi mnie poczucie tęsknoty, a ból staje się każdego dnia coraz bardziej odczuwalny. Cieszę się szczęściem mojego przyjaciela, bo na nie zasłużył. Nie czuję zazdrości, raczej chęć, by mieć to samo. Zwłaszcza że dla mnie nie jest to możliwe. Myślę o kobiecie, która mogłaby być tą jedyną, gdyby sprawy potoczyły się inaczej, ale szybko się otrząsam i koncentruję na tym, co mamy dziś do zrobienia.
Odstawiając mebel, patrzę na Erica i uśmiecham się, gdy chłopiec przybija mi piątkę. Eric jest młodszym bratem Lottie i świetnym dzieciakiem.
– Dobra robota, kolego.
W mojej kieszeni dzwoni telefon. Wzdycham. Nigdy nie ma wolnej chwili, gdy prowadzi się klub taki jak nasz, ale nie zmieniłbym tego. Dzięki temu idę do przodu. Na ekranie widzę nieznany numer. Waham się, czy odebrać, ale ze względu na pogarszający się stan zdrowia mojej matki wiem, że muszę to zrobić.
– Czy to pan Harrison Brooks?
– Zgadza się, to ja. – Odwracam się w stronę okna, marszcząc brwi.
– Tu Janice ze szpitala Riverdale.
Mój kręgosłup sztywnieje, a mózg wypełniają pytania, ale ograniczam się do jednego:
– Chodzi o moją matkę?
– Nie. Przywieziono do nas Norę Richards. Potrącił ją samochód.
Mój żołądek się zaciska, gdy słyszę to imię. Wracają do mnie wspomnienia i targają mną emocje. Strach, żal i poczucie winy – wszystkie walczą o swoje miejsce, ale najsilniejsza jest dezorientacja.
– Czy wszystko z nią w porządku?
– Jest w śpiączce farmakologicznej, a lekarze przeprowadzają badania.
– O Boże, to okropne. – Na te słowa ogarnia mnie natychmiastowa fala smutku. Nie mogę sobie wyobrazić, że ta pełna życia kobieta jest w takim stanie. Nie chcę sobie tego wyobrażać. – Nie chciałbym być obcesowy, ale dlaczego dzwonicie do mnie? Czy nie powinniście zadzwonić do najbliższego krewnego Nory?
– To pan figuruje jako jej najbliższy krewny, a co ważniejsze, jako najbliższy krewny swojego syna.
Powietrze ucieka mi z płuc, a wszystko wokół wydaje się zanikać, jakbym wjechał tunelu. Świat zawęża się do kilku ostatnich słów, które wypowiedziała ta kobieta, a mój umysł walczy z nimi każdym atomem mojej istoty.
– Syna? – szepczę ostro, opierając się o ścianę.
– Pana syn jest tutaj. Nic mu się nie stało, ale nie możemy go tu zatrzymać. Jeśli pan nie przyjdzie, by go odebrać, będziemy musieli zadzwonić do ludzi z opieki społecznej i znaleźć dla niego odpowiednie miejsce.
– Nie róbcie tego. Już jadę. – Nie mam pojęcia, o czym ona mówi i czy to w ogóle prawda, ale wiem, że jeśli jakimś cudem to dziecko jest moim synem, to nie trafi do pieprzonej opieki społecznej.
– Dobrze, do zobaczenia wkrótce.
Rozłączam się, a Eric macha mi ręką przed twarzą. Moja własna wisi w powietrzu, a w niej nadal tkwi telefon. Szybko wsuwam go do kieszeni.
– Wszystko w porządku, Harry?
Niewiele osób może mnie tak nazywać, ale on jest jedną z nich. Do tego grona należą też moja matka i kobieta leżąca w szpitalnym łóżku. Myśli roją się w mojej głowie jak pszczoły, nie mogę uchwycić żadnej z nich pojedynczo, a każda kłuje bardziej niż poprzednia. Muszę stąd wyjechać, ogarnia mnie podsycone paniką poczucie, że to pilne. Poczucie utraty kontroli sprawia, że żołądek mi się skręca, nienawidzę tego uczucia. Zawsze miałem kontrolę nad moim życiem. Przestałem pozwalać, by życie mną rządziło, gdy miałem szesnaście lat, i nie zamierzam pozwolić, by teraz to się zmieniało.
Idąc za głosem Linca, znajduję jego i Violet śmiejących się, rozmawiających i planujących przyszłość. Linc patrzy na mnie i od razu wie, że coś jest nie tak. Przyjaźnimy się od dawna i rozumie mnie tak dobrze jak ja jego. To dlatego wiedziałem o Violet, zanim zorientowali się inni.
Zdejmuje Lottie ze swoich kolan, klepiąc ją w tyłek. W normalnych okolicznościach opieprzyłbym ich, że nie są w stanie trzymać rąk przy sobie, ale mój mózg jest zbyt pochłonięty myślami o Norrie i moim synu. Boże, czy ja naprawdę mam syna, czy to wszystko jest tylko kłamstwem?
– Co się dzieje?
– Muszę lecieć.
– Dobrze.
Przełykam. Słowa utknęły mi w gardle.
– Mam syna.
Oczy Linca się rozszerzają i podchodzi bliżej, by chwycić mnie za ramię.
– Co?
– Właśnie odebrałem telefon. Najwyraźniej kobieta, która nazywa się Norrie Richards, została tam przywieziona po poważnym wypadku, a ja widnieję w papierach jako opiekun jej syna. W dokumentach jest podane, że to także mój syn.
– Jezu, czy ona przeżyje?
– Nie mam pojęcia. Ale muszę tam pojechać, bo jeśli tego nie zrobię, oddadzą go do jakiejś rodziny zastępczej.
Linc spogląda na mnie ostrożnie i rozumiem jego wahanie. Bogaci mają na plecach celownik wielkości Teksasu, który przyciąga wielu ludzi gotowych zrobić wszystko, by położyć ręce na części tego majątku; nie obchodzi ich, kogo skrzywdzą ani jakie kłamstwa powiedzą, by to osiągnąć.
– Znasz tę kobietę?
Czuję się oszołomiony, gdy wracają wspomnienia dni i nocy, które spędziliśmy razem. Myślałem, że na dobre wyrzuciłem je z głowy. To wspomnienia idyllicznego czasu, wypełnionego miłością i śmiechem, który po prostu nie mógł długo trwać.
– Tak.
– Czy to możliwe, że mówi prawdę?
– Tak.
– Więc idź i zabierz ze sobą Becka. Pomoże z tym medycznym żargonem.
Kiwam głową i czuję, jak część otaczającej mnie mgły unosi się, gdy ktoś inny przejmuje kontrolę nad sytuacją, dopóki sam nad nią nie panuję.
– Tak, to dobry pomysł.
Wychodzimy, a Linc macha do Becka.
– Co jest? Co to za kółko różańcowe?
Linc spogląda na Becka, który zdaje się rozumieć mój stan psychiczny. Przestaje się przekomarzać i posyła mi zatroskane spojrzenie.
– Co się dzieje?
– Właśnie ktoś skontaktował się ze mną telefonicznie. Kobieta, z którą spotykałem się w zeszłym roku, leży w szpitalu w śpiączce po poważnym wypadku.
– Chcesz, żebym dowiedział się czegoś o jej stanie?
– Tak, ale to nie wszystko. Najwyraźniej był z nią mój syn, a oni chcą, żebym go odebrał.
Beck cofa się o krok, unosząc brwi.
– Masz pieprzonego syna i nie powiedziałeś swoim najlepszym przyjaciołom?
Linc go popycha.
– Jeszcze pięć minut temu o nim nie wiedział, dupku.
– O cholera.
– Tak. O cholera.
– Dobrze, więc powinniśmy się zbierać. Pójdę z tobą i zobaczę, czy uda mi się czegoś dowiedzieć.
– Dziękuję.
– O czym tak poważnie myślicie, chłopcy?
Mama Linca, Heather, otacza jednym ramieniem syna, a drugim mnie, a ja przyjmuję pocieszenie, które ona nieświadomie oferuje. Heather różni się od mojej matki pod wieloma względami. Obie przeszły piekło, Heather przeżyła je niedawno. Ale w przeciwieństwie do mojej mamy, która pozwoliła, by to piekło zdefiniowało jej życie, Heather zawalczyła o siebie i z niego wyszła. Linc wyjaśnia jej sytuację, podczas gdy Beck bierze kluczyki do samochodu.
– Jadę z wami.
– Nie musisz tego robić, Heather.
– Bzdura. Jeśli zamierzasz zabrać dziecko do domu, będziesz potrzebować pomocy.
Jezu, nawet o tym nie pomyślałem. Nie mam pojęcia, jak opiekować się niemowlęciem, a jeśli dobrze liczę, a zawsze tak jest, dziecko ma dopiero około trzech miesięcy.
– Dobrze, dziękuję.
Siadając w samochodzie obok Becka, odpycham od siebie dźwięki ich cichej rozmowy i skupiam się na odzyskaniu kontroli. Najpierw muszę zadzwonić do prawnika, a potem zrobić test na ojcostwo.
Widzę już szpital. Staram się oddychać pomimo przygniatającego mi klatkę piersiową głazu i wysiadam z samochodu. Beck zaparkował na miejscu dla lekarzy najbliżej wejścia. Pędzę przed siebie, wiedząc, że Beck i Heather są tuż za mną. Docieram do recepcji i staję twarzą w twarz z kobietą w okularach z siwymi kręconymi włosami.
– Tak?
– Jestem tu w sprawie mojego syna. Został przywieziony z matką. – Boże, tak ciężko jest mi myśleć o dziewczynie z największymi dołeczkami i najsłodszym uśmiechem na świecie jako o matce.
– Nazwisko?
Podaję jej nazwisko i zostaję skierowany na drugie piętro, gdzie przechodzę tę samą procedurę.
Niecierpliwość i zmartwienie sprawiają, że pękam.
– Szybciej.
Kobieta zaciska wargi, ale kiwa głową i nie daje mi się sprowokować do sprzeczki. Jestem dupkiem, ale cała ta sytuacja wymknęła mi się spod kontroli i nie mogę tego znieść. Dzięki kontroli moje życie jest stabilne. Najmniejsze rozproszenie uwagi lub zboczenie z kursu oznacza, że może się rozpętać piekło. Oto właśnie przykład. Wziąłem urlop i jestem tu, gdzie jestem. W szpitalu, czekając na poznanie syna, o którego istnieniu nie miałem pojęcia. Syna, którego Nora ukrywała przede mną, dopóki mogła.
Beck puka mnie w ramię.
– Pójdę porozmawiać z lekarzem i zobaczę, czy uda mi się dowiedzieć, co się dzieje.
Obdarzam go uśmiechem, który – mam nadzieję – wygląda na pewny siebie.
– Dzięki.
Idąc korytarzem, owijam się gniewem jak płaszczem, próbując odeprzeć strach. Heather jest za mną, a ja potrzebuję tylko kilku chwil, by się pozbierać.
– Heather, mogłabyś przynieść dla nas dwie kawy? – Próbuję jej wręczyć pieniądze, ale je odsuwa.
– Oczywiście, kochanie. Czegokolwiek potrzebujesz, jestem tutaj.
– Dziękuję.
Posyła mi delikatny uśmiech i spojrzenie, jakie może mieć tylko matka, a potem rusza w kierunku windy. Opieram się o ścianę i dopiero teraz widzę, że jestem na OIOM-ie na oddziale neurologii. W głowie mi wiruje od tego, co to może oznaczać. Zapach środków antyseptycznych przyprawia mnie o mdłości. Nienawidzę szpitali, bo spędziłem w nich w dzieciństwie zbyt wiele czasu, choć żaden nie był taki jak ten. Szpitale psychiatryczne są inne, ale uczucie zawsze pozostaje takie samo. Zapachy, dźwięki, wszystko to sprawia, że czuję się źle. Drzwi obok mnie się otwierają i spoglądam na wywożone z sali łóżko. Pielęgniarki i lekarze otaczają leżącą osobę, a ja podnoszę się z miejsca, w którym siedzę przygarbiony, gdy tylko dostrzegam znajomy tatuaż motyla na delikatnym nadgarstku.
– Norrie? – Przesuwam się w stronę łóżka, zszokowany widokiem. – Przepraszam, czy to Nora Richards?
Próbuję się przepchnąć obok pielęgniarek, ale idą bardzo szybko w zwartym szeregu.
– Przykro mi, ale nie możemy udzielać informacji o pacjentach.
– Jestem jej najbliższym krewnym. – Słyszę chłód w swoim głosie i najwyraźniej towarzyszący im lekarz również go wychwytuje.
Zatrzymuje się i kiwa głową, by pozostali ruszyli dalej, a mój wzrok pozostaje przykuty do postaci na łóżku. Bandaże zakrywają większość jej głowy. Na lewym ramieniu ma gips, a białe prześcieradło zasłania wszelkie inne obrażenia, za to jej twarz i rurka do oddychania sprawiają, że nie mogę oddychać. Wygląda na połamaną i kruchą. W niczym nie przypomina energicznej kobiety, z którą spędziłem tydzień zeszłej wiosny. Nie wiem, co jej dolega, ale na pewno ją wyleczą. Nawet jeśli będę musiał grozić każdej osobie w tym szpitalu, zrobię to, żeby przywrócili do zdrowia kobietę, którą znałem.
– Pan…? – Lekarz próbuje przyciągnąć moją uwagę, gdy jej łóżko znika za rogiem. Zaciskając zęby, podnoszę wzrok i widzę, jak się prostuje, jakby wyczuł we mnie zmianę.
– Brooks. Powiedzcie mi, co jej jest.
Beck do mnie podchodzi i kiedy na niego spoglądam, widzę uznanie na twarzy doktora.
– Doktorze Goldsmith, co pan tu robi?
– Pan Brooks właśnie pytał o swoją dziewczynę.
Wzdrygam się na myśl o niej jako o mojej dziewczynie, nie dlatego, że ta myśl mi się nie podoba, ale dlatego, że byłem tak bliski, by zaproponować jej związek. Opamiętałem się jednak i zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będziemy do siebie pasować, bez względu na to, jak silna była nasza więź. Odszedłem więc i żyłem od tamtej pory z żalem z tego powodu.
– Proszę mi powiedzieć, co się z nią dzieje.
– Mam na imię George, jestem neurointensywistą i opiekuję się panną Richards. Ma złamane dwa żebra i rękę oraz krwotok z wątroby.
Na te słowa gwałtownie wciągam powietrze, ale wyczuwam, że lekarz jeszcze nie skończył. Mam rację.
– Nie są to jednak jej najgorsze obrażenia. Ma również umiarkowane uszkodzenie mózgu, więc podajemy jej leki przeciwdrgawkowe i przeciwbólowe.
Zaciskam pięści z frustracji i strachu, gdy wypowiada te słowa.
– Co to, kurwa, wszystko znaczy?
– Jakie jest jej GCS?
Beck przechodzi w tryb lekarza i być może najlepiej będzie, jeśli to on zada odpowiednie pytania i uzyska odpowiedzi, których potrzebuję, bo w tej chwili jestem o kilka sekund od zdemolowania tego miejsca.
– Na miejscu zdarzenia jedenaście, ale szybko spadło do ośmiu, gdy została tu przywieziona.
– A więc uraz wtórny?
– Tak. Rezonans magnetyczny wykazał małe krwawienie i niewielki obrzęk.
– Zakładacie monitor ICP?
– Tak, właśnie to robimy.
– Jaki jest plan?
– Będziemy obserwować pacjentkę i czekać.
Dociera do mnie mniej więcej połowa rozmowy i mam zamiar przepytać Becka, kiedy tylko nadarzy się okazja.
– Kiedy można będzie ją zobaczyć?
– Proszę dać nam godzinę, ustabilizujemy pacjentkę, a potem poproszę pielęgniarkę, aby panów znalazła. Jak pan wie, doktorze Goldsmith, sytuacja zmienia się z minuty na minutę, ale będziemy informować na bieżąco o wszystkim, co się dzieje.
– Proszę tego dopilnować.
Lekarz odwraca się, by odejść, ale go zatrzymuję.
– Gdzie jest mój syn? – pytam.
Boże, wciąż nie mogę uwierzyć, że mam syna. A może nie mam. Może Nora skłamała, a to wszystko jest próbą wyłudzenia pieniędzy. Mój mózg odrzuca tę myśl, ale byłbym głupcem, gdybym nie rozważał takiej możliwości.
– Pana syn jest pod opieką zespołu pediatrycznego. Poproszę kogoś o zabranie pana do chłopca.
– Jest ranny?
– Nie, wygląda na to, że kiedy samochód uderzył w panią Richards, stanęła między pojazdem a wózkiem, co uchroniło dziecko przed poważniejszymi obrażeniami.
Coś w tym zdaniu przyprawia mnie o skurcz żołądka. Nora zrobiła to wszystko dla niego, a ja nawet nie znam jego imienia. Zalewa mnie fala ulgi, którą szybko zastępuje wściekłość.
– Co z kierowcą? Jest ranny? Czy policja postawiła mu już zarzuty?
Lekarz wydyma wargi.
– Kierowca zmarł. Miał za kierownicą zawał serca.
Nie wiem, co mam o tym myśleć i czy powinienem czuć żal, czy złość, że nie ma kogo winić za ten koszmar.
– Dziękuję.
Odwracam się do Becka, który przygląda mi się uważnie, czekając na emocjonalną reakcję, ale ją tłumię.
– Przetłumacz mi to teraz na język laika.
– Usiądźmy. – Prowadzi mnie do krzeseł przy oknie i siadam, gdy Heather wraca do nas z kawą.
– Jakieś wieści?
– Właśnie rozmawialiśmy z lekarzem i Beck ma mi wszystko wyjaśnić. – Biorę od Heather kubek i popijam gorzki napar, próbując uspokoić kłębiące się we mnie emocje.
– Na miejscu zdarzenia najprawdopodobniej była przytomna i mówiła, dlatego jej wynik w skali GCS, czyli skali Glasgow, był wysoki. Ale uraz mózgu następuje, gdy mózg doznaje wstrząsów, jak lód w shakerze do koktajli. Uderza wówczas w twardą czaszkę, co może powodować obrażenia wtórne, i do tego właśnie doszło w tym przypadku.
– A co z lekami przeciwpadaczkowymi? Miała napad?
– Musiałbym zobaczyć jej kartę, ale najprawdopodobniej jest to środek ostrożności, bo pacjenci są bardziej narażeni na padaczkę po uszkodzeniu mózgu.
– A krwawienie? Co na to poradzą?
– Najlepszym sposobem postępowania w przypadku urazu mózgu jest unikanie ryzyka. Nie chcemy tam grzebać, jeśli nie musimy, więc obserwacja i czekanie to dobry plan. Zakładają jej ICP, czyli czujnik, który mierzy ciśnienie wewnątrzczaszkowe. Oznacza to, że mogą działać szybko, jeśli jej mózg nadal będzie nabrzmiewał.
– Czy to prawdopodobne?
Beck wzrusza ramionami, wypuszczając powietrze.
– Urazy mózgu są nieprzewidywalne. Będą ją uważnie monitorować, a ja zadzwonię do kilku zaprzyjaźnionych specjalistów i zobaczę, czy możemy sprowadzić najlepszych lekarzy, ale doktor George robi teraz wszystko, co powinien.
– A co z krwawieniem z wątroby?
– To też będą monitorować, ale najprawdopodobniej zagoi się samo. Nie będę jednak kłamać, czeka ją długa rekonwalescencja.
– Powiedz mi wprost, Beck, zostawiłbyś ją tutaj czy kazał przenieść w lepsze miejsce?
– Na twoim miejscy przeniósłbym ją do West Mercy, gdzie mają specjalistyczny oddział, ale pozwól mi najpierw porozmawiać z kilkoma osobami.
– Dziękuję i powiedz im, że nie obchodzi mnie koszt. Jeśli to, co powiedział, jest prawdą, Norrie uratowała życie mojego syna i zasługuje na najlepszą opiekę, za jaką można zapłacić.
– Panie Brooks?
Spoglądam na mężczyznę ubranego w kitel pokryty dinozaurami i na tatuaże pokrywające jego przedramiona.
– Nazywam się McCaffery. – Podaje mi rękę, gdy wstaję.
– Czy to pan opiekuje się moim synem?
– Tak, Isaac jest cały. Przeprowadziliśmy wszystkie możliwe badania i jest całkowicie zdrowy. Właśnie owija sobie moje pielęgniarki wokół swoich małych paluszków.
Isaac. Nadała mu imię Isaac. Gdy je słyszę, wszystko staje się realne, a ja odczuwam pilną potrzebę, by poznać mojego syna.
– Mogę go zobaczyć?
– Tak, oczywiście. Proszę za mną.
Idziemy za nim, a gdy Beck i doktor McCaffery rozmawiają, czuję, jak Heather ściska moje ramię, dodając mi otuchy.
– Wszystko będzie dobrze – mówi.
– Mam taką nadzieję.
– Tak będzie. Zaufaj mi, matka wie takie rzeczy.
Docieramy na oddział pediatryczny i widzimy grupę pielęgniarek krzątających się wokół jednej, która trzyma na rękach dziecko. To mój syn i w tym momencie zakochuję się w nim po uszy. Dopada mnie uczucie tak wielkie, że mam wrażenie, jakby moje ciało nie mogło go pomieścić. Wyciągam ręce po Isaaca, a gdy ląduje w moich ramionach, od razu kradnie moje serce. Spogląda na mnie dużymi ciemnymi oczami. Ma je po matce, ale w jego malutkiej, idealnej twarzy widzę też siebie.
Zawsze myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia to banał, ale teraz przekonałem, że to prawda. Umarłbym za tego małego człowieka. Walczyłbym na śmierć i życie, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Rozkwita we mnie miłość, jakiej nigdy wcześniej nie czułem, i wiem, że nigdy nie pozwolę mu odejść z mojego życia. Będę ojcem, na jakiego zasługuje, mężczyzną, którego może podziwiać.
– Hej, Isaac, jestem twoim tatą.