Ultraviolet - ebook
Miłość, która miała być tylko grą.
Carter Reed ma wszystko – talent, wygląd, głos, zespół i plan: podbić Nowy Jork ze swoją muzyką.
Ale ma też problem... Beznadziejne oceny i ojca, który postawił sprawę jasno: albo poprawa, albo koniec z marzeniami.
Zamiast się uczyć, Carter wpada na genialny (okropny) plan. Znajdzie kujonkę, rozkocha ją w sobie i sprawi, że ta odwali za niego całą robotę. Wybór pada na Aurelię Brooks. Tyle że ona okazuje się zupełnie inna, niż sądził: odporna na jego urok, a do tego wygadana i zadziorna. A dodatkowo... coś go do niej przyciąga. Zaczyna się rozgrywka, w której coraz trudniej odróżnić pozory od prawdziwego uczucia.
Zasady gry i serce łatwo złamać. Zwłaszcza własne.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dla młodzieży |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8417-431-9 |
| Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_My honest face_ • Inhaler
_As it was_ • Harry Styles
_Carolina_ • Harry Styles
_Impossible_ • Nothing But Thieves
_Cry baby_ • The Neighbourhood
_Mockingbird_ • Dutch Melrose, Paris Petitjean
_Meddle about_ • Chase Atlantic
_Traitor_ • Olivia Rodrigo
_1 step forward, 3 steps back_ • Olivia Rodrigo
_All I Want_ • Olivia Rodrigo
_Vampire_ • Olivia Rodrigo
_Favorite Crime_ • Olivia Rodrigo
_Adore You_ • Harry Styles
_July_ • Betcha
_Honeypie_ • JAWNY
_Only Angel_ • Harry Styles
_Golden_ • Harry Styles
_Do I Wanna Know?_ • Arctic Monkeys
_For Your Love_ • Måneskin
_Brutal_ • Olivia Rodrigo
_R U Mine?_ • Arctic Monkeys
_You Know Me Too Well_ • Nothing But Thieves
_Number 13_ • Nothing But Thieves
_Sweet Creature_ • Harry Styles
_Is Everybody Going Crazy?_ • Nothing But Thieves
_Chit Chat_ • Beach Weather
_10 Things I Hate About You_ • Leah Kate
_Mercy_ • Shawn Mendes
_There’s Nothing Holdin’ Me Back_ • Shawn Mendes
_Me and My Broken Heart_ __ • Rixton
_Don’t Blame Me_ • Taylor Swift
_Treat You Better_ • Shawn Mendes
_Cake by the Ocean_ • DNCE
_Only Love Can Hurt Like This_ • Paloma Faith
_Own My Mind_ • Måneskin
_Honey (Are U Coming?)_ • Måneskin
_I Only Lie When I Love You_ • Royal Blood
_Naive_ • The Kooks
_Baby Said_ • Måneskin
_True Love_ __ • P!nk, Lily Allen
_The Loneliest_ • Måneskin
_Off My Face_ • Måneskin
_Teeth_ • 5 Seconds of Summer
_Bad Liar_ • Imagine Dragons
_Cry_ • Benson Boone
_Nothing Breaks Like a Heart_ • Damiano David
_Electric Love_ • BØRNS
_Trouble’s Coming_ • Royal Blood
_Swim_ • Chase Atlantic
_Arabella_ • Arctic Monkeys
_Figure It Out_ • Royal Blood
_Do You Love Me Yet?_ • Nothing But Thieves1
CARTER
– _And honey, I could play the Joker, my made up smile broke your heart last night_ – śpiewałem na całe gardło do mikrofonu. – _No, no, no, I didn’t want to hurt ya…_*
– Zróbmy chwilę przerwy – krzyknął Dylan, odkładając gitarę basową. – Idzie nam zajebiście. Rozwalimy ten konkurs.
– No nie wiem – usłyszałem głos Logana. Chłopak nie wydawał się tak pozytywnie nastawiony jak reszta naszej grupy. – To już za dwa miesiące, a my nawet nie wybraliśmy piosenki.
Miał rację. Akurat w tej kwestii ciągle nie mogliśmy się dogadać.
– Dobra, wyluzujcie. – Mason machnął ręką. – Ćwiczymy dzień i noc. Chodźmy na jakąś imprezkę. Należy się nam – stwierdził.
Jak zwykle myślał tylko o tym.
Choć wiedziałem, że serio idzie nam nieźle, i tak się stresowałem. Ten konkurs był dla nas cholernie ważny. To była szansa. Szansa na coś wielkiego.
Gdy jakiś czas temu zupełnie przypadkiem znalazłem ogłoszenie o konkursie dla młodych talentów, wiedziałem, że to coś dla nas.
Główną nagrodą było sto tysięcy dolarów.
W sumie to nawet nie chodziło o tę kasę. W końcu nasi rodzice nie należeli do najbiedniejszych. Chodziło o sławę. Chcieliśmy coś osiągnąć. Pokazać się szerszej publiczności, zaistnieć. Dlatego dzień w dzień ćwiczyliśmy w garażu Masona. Na szczęście jego rodzicom to nie przeszkadzało. Ciągle podróżowali służbowo, więc miał wolną chatę. A nawet gdy już udało nam się ich zastać, w sumie cieszyli się na nasz widok. Byli równie wyluzowani jak ich syn. Co jakiś czas przychodzili nas posłuchać i chwalili, że świetnie nam idzie.
Tego mu zazdrościłem. Moi starzy byli raczej obojętni w tej kwestii. Co prawda obiecali, że wyłożą kasę na lot do Nowego Jorku i noclegi, ale poza tym nigdy nie zainteresowali się naszą muzyką. Ojciec wręcz uważał, że to głupoty i marnowanie czasu. Ciągle liczył na to, że pójdę w jego ślady, tak jak mój idealny starszy brat.
Ale ja nie zamierzałem tego robić. Dla mnie liczyło się coś innego. Muzyka. Muzyka była wszystkim.
Zespół Ultraviolet założyliśmy dwa lata temu. W tym czasie śpiewaliśmy w okolicznych klubach za darmo. Ludziom się podobało. Pomyśleliśmy więc, żeby pójść o krok dalej. Krok dalej ku spełnieniu marzeń.
– To co? Wychodzimy gdzieś? – spytał Mason.
Już miałem mu odpowiedzieć, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na nazwę kontaktu i nerwowo przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że skoro dzwoni do mnie ojciec, to musiało się coś stać. On nigdy nie dzwonił bez powodu. Był na to zbyt zajęty.
– Tak? – odebrałem, siląc się na obojętny ton.
– Natychmiast do domu! – krzyknął do słuchawki. – Masz się pojawić za piętnaście minut – dodał, po czym nie czekając na moją reakcję, po prostu się rozłączył.
Wzdrygnąłem się na jego ostry ton. Choć mój ojciec nie należał do najmilszych, to jednak rzadko kiedy był aż tak wkurzony. Wiedziałem, że to nie żarty. To musiało być coś poważnego.
Przeanalizowałem w głowie wszystko, co ostatnio odwaliłem, ale nie przychodziło mi na myśl nic, za co mógłby się wkurzyć. A to mnie jeszcze bardziej stresowało, bo nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.
– Ja spadam – powiedziałem do chłopaków, podnosząc się ze skórzanej kanapy i kierując w stronę drzwi.
– Jak to spadasz? – Dylan zmarszczył brwi. – Mieliśmy wyjść na miasto – przypomniał oskarżycielskim tonem.
Oczywiście wolałbym poimprezować z nimi niż konfrontować się z ojcem, wiedziałem jednak, że jeśli nie zjawię się od razu, będę miał przesrane.
– Taa – mruknąłem. – Później się zdzwonimy. Muszę coś załatwić.
Nie zamierzałem mówić, że ojciec kazał mi wracać do domu i traktował mnie, jakbym miał dwanaście lat. To byłoby żałosne. Zresztą oni by tego nie zrozumieli. Ich rodzice byli normalni.
A moi?
No cóż. Można powiedzieć, że bywało różnie…
Wsiadłem do czarnego kabrioleta i odpaliłem silnik. Włączyłem radio, by skupić się na czymś innym niż własne myśli. Z głośników leciał jakiś totalny szajs, a ponieważ nie miałem czasu na szukanie innej stacji, postanowiłem jechać w ciszy. Przecież nie będę przemierzał miasta z Harrym Stylesem w głośnikach. Jeszcze do końca mi nie odbiło.
Zaparkowałem pod domem. Przez chwilę jeszcze się zawahałem. Czułem, że serce wali mi jak oszalałe. Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem próg.
Skierowałem się do salonu, gdzie zastałem ojca i matkę siedzących przy stole. Choć było już dość późno, to chyba dopiero wrócili z pracy, bo nadal byli elegancko ubrani. Ojciec nerwowo pocierał czoło, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał. Matka stukała paznokciami w blat. Od razu wyczułem napiętą atmosferę.
– Usiądź. – Mama wskazała mi miejsce przy stole.
Jej słowa nie brzmiały jak prośba, tylko jak rozkaz.
Bez słowa zająłem miejsce przy stole.
– Dzwoniła twoja nauczycielka – oznajmiła. Głos miała dość spokojny. W przeciwieństwie do ojca, ją trudno było wyprowadzić z równowagi. – Powiedziała, że…
– …masz same F z matematyki! – przerwał jej ojciec, podniesionym głosem. – Podobno możesz nie zdać. Sprawdziliśmy z mamą twoje pozostałe oceny. I wiesz co? Leżysz ze wszystkiego. Ze wszystkiego!
– Ja… – zacząłem, jednak ojciec nie dał mi dokończyć.
– Zamknij się, ty głąbie!
– James, spokojnie. – Matka próbowała załagodzić sytuację, ale ja wiedziałem, że ojciec tak łatwo nie odpuści.
Teraz byłem już pewny, że mam przesrane.
I choć dotąd rodzice niezbyt interesowali się moimi wynikami w nauce, to teraz, jak widać, coś ich natchnęło.
– Poprawię się – powiedziałem, po czym podniosłem się z krzesła i zamierzałem iść do siebie.
– Stój! – krzyknął ojciec. – Albo poprawisz wszystkie oceny i jakimś cudem wyjdziesz z zagrożeń, albo zapomnij o tym głupim konkursie. Nie chcę widzieć nic poniżej C.
Zamurowało mnie. To była najgorsza kara, jaką mogłem sobie wyobrazić. Konkurs był dla mnie wszystkim. Był moją szansą. Tylko nie to.
– Co? – Zrobiłem wielkie oczy, mając nadzieję, że żartuje. Jego ostry wyraz twarzy wskazywał jednak na to, że mówił zupełnie poważnie. – Jakim cudem mam z samych F wyjść na C?
– Mam to głęboko gdzieś. – Zaśmiał się sucho, dając mi do zrozumienia, że to już nie jego sprawa. – Przestań zajmować się głupotami. Załatw sobie korepetycje.
– Musimy ćwiczyć – jęknąłem. – Nie mam na to czasu. Konkurs już za dwa miesiące.
– Bez dyskusji. Nie interesuje mnie, jak to zrobisz w tak krótkim czasie. Masz się poprawić – powiedział stanowczo, a ja już wiedziałem, że przegrałem.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk telefonu, który w tej sytuacji był dla mnie jak zbawienie. Z ulgą odszedłem od stołu. Byłem tym wszystkim zirytowany.
Poprawić wyniki? Z samych F w dwa miesiące? Na D jeszcze by się udało… Ale C? Nierealne.
Wróciłem do pokoju i zacząłem intensywnie myśleć. Wyglądało to jak sytuacja bez wyjścia. Poprawić oceny. W dwa miesiące. Wszystkie. Usiadłem na łóżku i wybrałem numer Masona. Musiałem się kogoś poradzić, a on wydawał się najlepszą opcją.
– Halo? – odebrał niemal natychmiast, a w jego głosie było słychać lekkie zdziwienie. – Już się stęskniłeś?
– Jesteś nadal z resztą? – spytałem.
– Taa, a co? Zaraz wychodzimy – poinformował. – Jeśli zmieniłeś zdanie i chcesz iść z nami, to…
– Weź mnie na głośnik – przerwałem mu. – Słuchajcie – zacząłem, gdy upewniłem się, że wszyscy mnie słyszą. – Mam przejebane. W sumie to wszyscy mamy, jeśli czegoś nie wymyślimy…
– Boże – odezwał się przejęty Logan. – Zamordowałeś kogoś? – spytał poważnie.
– Co? – Zaśmiałem się. – Nie no, bez przesady. Starzy zabronili mi wziąć udział w konkursie, jeśli nie poprawię ocen.
– Co? To jeszcze gorzej – odezwał się Dylan. – Przecież ty masz same F, debilu.
– No właśnie – westchnąłem. – Musiałbym zakuwać całymi dniami, żeby wyjść na C.
– C? – spytał Logan. – Nie wystarczy, że po prostu zaliczysz?
– Ojciec był naprawdę wkurwiony. Nie wiem, co dalej z naszymi próbami, jeśli będę musiał siedzieć przy książkach.
– Ja pierdolę – zaklął Mason. – Przecież to już za dwa miesiące, musimy ćwiczyć.
– Wiem, ale jeśli tego nie poprawię…
To przegramy – dodałem w myślach. Nasza kariera legnie w gruzach, a wszystko przez głupie oceny.
– A może wcale nie musisz zakuwać? – zaczął się zastanawiać Dylan. – Może jest jakaś łatwiejsza droga.
– Niby jaka? Romans z nauczycielką od angielskiego?
– Jeśli za przespanie się z nią miałbyś dostać C, to na twoim miejscu bym się przemęczył – zarechotał Mason.
– Nie jest aż taka stara – dodał Dylan.
– Boże. – Pokręciłem z niedowierzaniem głową. – Myślałem, że coś mi doradzicie. Ale czego się spodziewać po takich idiotach.
– Mam świetny pomysł. – Mason klasnął w dłonie.
– Już się boję – jęknąłem.
Jego ostatni „świetny pomysł” skończył się tak, że wylądowaliśmy na komisariacie.
– Może wcale nie musisz mieć romansu z babą od angielskiego – powiedział podekscytowany, jakby właśnie wymyślił coś genialnego. – Wystarczy, że zawrócisz w głowie jakiejś głupiej kujonce. Laski na ciebie lecą, więc to nie powinno być trudne. Trochę ją zmanipulujesz, a ona będzie tańczyć, jak jej zagrasz. Pomoże ci w testach. Napisze za ciebie kilka prac i będziesz ustawiony. No i nie będziesz musiał tracić czasu na książki. Będziemy mogli dalej ćwiczyć do konkursu!
– Jezu, stary, to jest… – odezwał się Logan, ale mu przerwałem.
– Genialne – ucieszyłem się. – Proste i genialne.
– Miałem powiedzieć, że chamskie. – Logan nie podzielał mojego entuzjazmu.
Bez wątpienia był on tym najbardziej odpowiedzialnym z naszej ekipy. Zawsze próbował nas odwieść od robienia głupot. Zazwyczaj mu się jednak nie udawało, bo pozostała trójka była dość wybuchowa.
– Macie jakieś kandydatki? – spytałem, ignorując jego niezadowolenie.
– Najlepiej jakaś z naszej klasy – odezwał się Mason.
Logan i Dylan chodzili do równoległej, więc w tej kwestii mógł mi pomóc tylko on.
– Co powiesz na Brooks? – spytał po chwili namysłu.
– Brooks? – rzuciłem z niedowierzaniem. – Aurelia Brooks?
– Kojarzę ją – odezwał się Dylan. – To ta blondynka, która zawsze dostaje jakieś nagrody na koniec roku?
– Właśnie ta, chyba się nada – przyznałem.
Choć byliśmy w jednej klasie, to niezbyt dobrze ją znałem. Obracaliśmy się w różnych towarzystwach, a Brooks na przerwach wiecznie przesiadywała z najlepszą przyjaciółką. Nie sprawiała wrażenia towarzyskiej.
– Musisz tylko do niej jakoś delikatnie podejść – odezwał się Dylan. – Rzucić jakiś oklepany tekst. Zaprosić ją na randkę przy świecach. Takie laski lubią romantyków. Posika się ze szczęścia.
– To nie powinno być trudne – ucieszyłem się.
W końcu miałem doświadczenie w kontaktach z kobietami. Wiedziałem, co robić, żeby mi uległy.
– Ej, ej – zaoponował Logan. Już wyobrażałem sobie, jak kręci głową z niezadowoleniem. – Nie uważacie, że to słabe? Może po prostu załatw sobie korki.
– Znalazł się świętoszek – parsknąłem. – Na korkach trzeba się uczyć. Robić zadania. Plan z kujonką dużo bardziej mi się podoba.
– I jest dla nas znacznie korzystniejszy. Nie będziesz marnował czasu na naukę – stwierdził Mason.
– Tak jest – przytaknął Dylan. – Ja jestem za.
Skoro miałem poparcie trzech czwartych naszej ekipy, zamierzałem wprowadzić plan w życie. Natychmiast.
Nie było czasu do stracenia.
Jutro Aurelia Brooks będzie moja.
* Inhaler, _My honest face_.2
AURELIA
Ten dzień zapowiadał się całkiem nieźle. Nie spóźniłam się na autobus. Udało mi się zrobić równe kreski na powiekach, co dla mnie było niemałym wyczynem, a na śniadanie zjadłam nieziemską tortillę z kurczakiem i dużą ilością sosu czosnkowego.
W dodatku po zajęciach zaplanowałam z Melody wyjście na lumpy. W naszym ulubionym second-handzie mieli dziś dostawę. Wiedziałam, że będę musiała się przeciskać przez tłumy ludzi, którzy zamierzali walczyć o nowy towar niemal na śmierć i życie, jednak byłam gotowa na to poświęcenie, jeśli oznaczało zdobycie perełek za śmiesznie niską cenę.
Wszystko było super. Do czasu.
Do czasu, gdy coś zaburzyło moją wewnętrzną równowagę. Albo raczej ktoś.
Pieprzony Carter Reed, który postanowił jak gdyby nigdy nic usiąść obok mnie na pierwszej lekcji. Było to dość niecodzienne zjawisko i zdecydowanie mi się nie podobało.
Gdyby tylko usiadł i po prostu oddychał, to może jakoś bym to przeżyła. Niestety on na tym nie poprzestał. Zamierzał ze mną rozmawiać.
– Wolne? – spytał, jednak nawet nie zaczekał na odpowiedź, tylko rozsiadł się wygodnie na krześle.
To taki typ, który myśli, że wszystko mu się należy, i nie liczy się ze zdaniem innych.
– Po co pytasz, skoro nie interesuje cię odpowiedź? – spytałam zirytowana jego zachowaniem.
Nie to, żebym była chamska dla ludzi i nienawidziła wszystkich dookoła. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj byłam bardzo miła. Oczywiście jeśli ktoś na to zasługiwał. A Reed z całą pewnością nie zasługiwał.
– Żeby usłyszeć twój uroczy głosik – szepnął mi do ucha, na co automatycznie się skrzywiłam.
Czy Carter Reed myślał, że polecę na jeden z jego tanich tekstów? Świat się kończył.
Po chwili do sali weszła matematyczka, a za nią wparowała zdyszana Melody. Włosy miała związane w niechlujny koczek, a na jej T-shircie dostrzegłam plamy po paście do zębów. Pewnie po raz kolejny zaspała, co mnie nie zdziwiło.
Skierowała się na swoje miejsce i stanęła jak wryta, bo zobaczyła, kto siedzi obok mnie. Ponieważ i tak była już spóźniona, bez słowa zajęła wolne miejsce z tyłu sali. Domyślałam się jednak, że w jej głowie pojawiły się miliony pytań, które najchętniej natychmiast by mi zadała. W końcu to, że siedziałam z Carterem, było co najmniej takim samym zaskoczeniem jak ogłoszenie, że startuję w konkursie na miss mokrego podkoszulka.
Po chwili poczułam, że telefon zawibrował mi w kieszeni spodni. Nie musiałam sprawdzać nazwy kontaktu, by wiedzieć, kto do mnie napisał.
MELODY: _Czy ty siedzisz z Reedem? Czy nadal jestem tak zaspana, że mi się przywidziało?_
AURELIA: _Ten idiota wszedł do klasy i usiadł obok mnie. Wyobrażasz to sobie??_
MELODY: _Cholernie przystojny idiota._
AURELIA: _Ale nadal idiota._
– Masz długopis? – Niemal podskoczyłam na krześle, gdy chłopak przysunął się bliżej mnie.
Poczułam na skórze jego ciepły oddech.
Zaczęłam grzebać w piórniku, bo pomyślałam, że może jeśli dam mu ten cholerny długopis, odczepi się i do końca lekcji będzie siedział cicho. I wtedy mój wzrok przykuło coś, co idealnie pasowało na tę okazję.
– Proszę. – Uśmiechnęłam się złośliwie, gdy podawałam mu różowy długopis z dyndającym kwiatkiem.
Moja młodsza kuzynka ostatnio go u mnie zostawiła i jakimś cudem znalazł się w piórniku.
– Uroczy. – Wziął go ode mnie, delikatnie muskając przy tym moją dłoń.
Dobrze, że nie dodał „jak ty”, bo chyba bym zemdlała z wrażenia.
Niestety to nie był koniec. Przez resztę zajęć nie mogłam liczyć na spokój, którego tak pragnęłam. Carter niemal co chwilę zaglądał w mój zeszyt, bo podobno nie zdążył czegoś przepisać. Strasznie wybijało mnie to z rytmu. Nienawidziłam, gdy ktoś mi przerywał.
– Co było w dziewiątym? – szepnął po raz kolejny, a ja nie wytrzymałam.
– Przecież jesteśmy już na dwunastym! – Podniosłam głos. – Słuchasz w ogóle?
– Aurelia, Carter – pani Mills posłała nam zdenerwowane spojrzenie – całą lekcję rozmawiacie!
– Przepraszamy – mruknęłam.
To wszystko przez niego – miałam ochotę dodać, jednak wiedziałam się, że zabrzmi to dość dziecinnie, więc w porę ugryzłam się w język.
Gdy usłyszałam dzwonek, szybko podniosłam się z krzesła i z ulgą wyszłam z sali.
– No nie wierzę – powiedziała Melody, która od razu do mnie podbiegła. – Nie powiedziałaś, że Reed zaczął do ciebie zarywać.
Była podekscytowana. Uwielbiała, gdy coś się działo.
– Nie zaczął. – Pokręciłam głową. – Ale zachowywał się jak przygłup – westchnęłam. – Co chwilę był trzy zadania do tyłu. Nie wziął długopisu, a jego zeszyt to chyba brudnopis do wszystkiego!
– Ale przyznaj, że jest ładniutki – rozmarzyła się. – I te jego perfumy. Cholera, czułam je na końcu sali. Pachnie i wygląda jak grecki bóg.
Melody była niepoprawną romantyczką i czasami brakowało jej trzeźwego spojrzenia na sprawę. Ja z kolei byłam jej przeciwieństwem, więc idealnie się dopełniałyśmy. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, odkąd skończyłyśmy pięć lat, i nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek się to zmieni.
– Ale to nadal Reed. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – To chyba największy idiota w tej szkole, Mel. Oprzytomniej. To, że spryskał się ładnymi perfumami, nie zmienia faktu, że jest okropny i beznadziejnie traktuje dziewczyny. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Zupełnie nic.
Na moje nieszczęście, gdy szłyśmy w stronę stołówki, ktoś nagle złapał mnie za ramię. W sumie to nie ktoś, tylko właśnie Reed.
Wszechświat robił mi dziś pod górkę. A ja nie wiedziałam, czym sobie na to zasłużyłam.
– Aurelia – usłyszałam za sobą ten irytujący głos.
A ten czego znowu chce?
Odwróciłam się, a Carter zaczął mi wymachiwać tym głupim długopisem przed twarzą.
– Dzięki! – Podał mi go, szczerząc się jak nienormalny. – Hej, Melody.
– Cześć. – Uśmiechnęła się do niego.
– Spoko. – Zabrałam długopis, po czym odwróciłam się i zamierzałam ruszyć w stronę stołówki, by uwolnić się od tego chłopaka.
– Tak sobie pomyślałem… – usłyszałam za plecami.
On myślał? A to zaskoczenie.
– Może wyskoczylibyśmy gdzieś razem? – spytał nagle.
– Co? – Zatrzymałam się gwałtownie, przez co Mel na mnie wpadła.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która wydawała się równie zszokowana jak ja.
– To ja pójdę… eee – zaczęła. – No… do biblioteki. Widzimy się później.
Jeszcze nigdy nie widziałam jej w bibliotece, więc byłam pewna, że ściemnia. Posłałam jej błagalne spojrzenie, które krzyczało: „Za żadne skarby mnie nie zostawiaj!”. Jednak ona chyba tego nie zrozumiała, bo szybko się odwróciła i po chwili zniknęła za rogiem.
Cholera jasna!
– To jak będzie? – Reed spojrzał na mnie wyczekująco.
Boże, on tak na serio?
– Co? – Jak idiotka powtórzyłam pytanie, bo może jakimś cudem się przesłyszałam.
Musiałam się przesłyszeć. To niemożliwe, żeby Reed właśnie zaprosił mnie na randkę.
Nie, nie, nie. To nie mogło się wydarzyć.
– Umówisz się ze mną? – powtórzył.
– Ja? Umówię? – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Ja? Z tobą? Na randkę?
– Zawsze tak reagujesz, gdy ktoś chce cię gdzieś zaprosić? – Zaśmiał się. – Nic dziwnego, że niewielu próbowało.
– Zawsze jesteś takim debilem? – Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. – Czy tylko dziś na lekcji miałeś zaćmienie umysłu? – odgryzłam się.
– Nie mogłem się przy tobie skupić. – Puścił mi oczko. – Ładnie dziś wyglądasz.
Ugh. Nie wierzę, że dziewczyny lecą na taką tandetę.
– Dobra, Reed – zignorowałam jego głupi komplement – gadaj, czego chcesz.
– Co? – Teraz on spojrzał na mnie zaskoczony.
– Nie wierzę, że zauważyłeś moje istnienie po trzech latach. To jakiś głupi zakład, tak?
Rozejrzałam się dookoła, by sprawdzić, czy ktoś nas obserwuje, jednak nie dostrzegłam nikogo podejrzanego.
– Żaden zakład. – Pokręcił głową. – Serio mi się podobasz. To jak? Może być jutro o dwudziestej? Grają fajną komedię romantyczną… – Nie dawał za wygraną.
– Nie – odpowiedziałam, po czym szybko ruszyłam przed siebie, mając nadzieję, że za chwilę się zniechęci.
Na moje nieszczęście nadal szedł obok mnie. Widocznie bardzo mu zależało, tyle że zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy.
– Teatr? – spytał. – Jeśli lubisz bardziej wyszukane formy rozrywki, to się dostosuję.
– Nie.
Czułam, jak mój poziom irytacji rośnie.
– Muzeum? – odezwał się znowu. – Powiedz, dokąd chciałabyś pójść. Spełnię każde twoje życzenie, Aurelio.
– Świetnie. Wiesz, dokąd chciałabym pójść? – spytałam, a on spojrzał na mnie z nadzieją. – Jak najdalej od ciebie. A teraz możesz spełnić to życzenie.
– Ale jesteś uparta. – Zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony. – Ja się tak łatwo nie poddam – dodał.
– Na razie. – Pomachałam mu dłonią przed twarzą, po czym zniknęłam za drzwiami damskiej toalety.
Tu na szczęście nie mógł zatruwać mi życia.
Wyciągnęłam telefon i wystukałam wiadomość do Melody.
AURELIA: _S.O.S! DAMSKA ŁAZIENKA NA PARTERZE. SZYBKO!_
Nie zdążyłam nawet schować komórki, a ona już była obok. Wiedziałam, że tylko czekała na wiadomość ode mnie, żeby obgadać tę szokującą sytuację.
– O mój Boże! – krzyknęła, wchodząc do łazienki, przez co dwie dziewczyny stojące obok mnie spojrzały na nas, zaciekawione.
– Ciszej. – Złapałam ją za dłoń i pociągnęłam w głąb pomieszczenia.
Nie chciałam, żeby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
Jeszcze tylko tego brakowało, by po szkole rozniosła się jakaś plotka o mnie i Reedzie. Nie byłam gotowa na taką publiczną kompromitację.
– O mój Boże – powtórzyła Melody szeptem. – Nie wierzę, że Reed zaprosił cię na randkę.
– Jestem pewna, że to jakiś jego głupi żart. – Pokręciłam głową z niezadowoleniem, próbując wytężyć umysł na tyle, by znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie tego, co się przed chwilą stało.
– A może serio mu się podobasz?
– Jemu? – Zaśmiałam się. – Widziałaś dziewczyny, z którymi on się umawia? W niczym ich nie przypominam. Ostatnio chodził z Cindy.
– No dobra, intelektualnie jest między wami przepaść. – Pokiwała głową. – Ale jesteś równie ładna jak ona. A nawet ładniejsza!
– Coś mi tu śmierdzi – powiedziałam. – Zresztą nawet jeśli Reed chciałby iść ze mną na randkę zupełnie bez powodu, to i tak nie ma szans. Spławiłam go.
– Szkoda – westchnęła. – Jeśli ty chodziłabyś z nim, to może ja umówiłabym się z którymś z jego kolegów z zespołu. Wszyscy są nieźli.
– Błagam cię – parsknęłam. – Podoba ci się Mason? Typ wiecznie chodzi zamulony i ledwo ogarnia, co się do niego mówi.
– No dobra, może on nie – przyznała. – Ale Dylan jest gorący. I Logan też.
– Nie znam ich, ale znam Reeda. Dobrze wiesz, jak on traktuje dziewczyny. Co chwilę umawia się z inną. Pamiętasz, jak Emma i Jade się przez niego pokłóciły? Bo umawiał się z dwiema naraz! Bezczelny.
Niezależnie od motywacji tego chłopaka nie byłam tak naiwna, by stać się jego kolejną zabawką. Szczerze współczułam dziewczynom, które wykorzystywał, i nie zamierzałam być jak one.
– No fakt. – Melody pokiwała głową. – To było świństwo. Nawet jak na niego.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek, a ona od razu skierowała się do drzwi.
– Sprawdź, czy go gdzieś tam nie ma – powiedziałam.
– Boże – rzuciła rozbawiona – zachowujesz się jak dziecko.
Gdy jednak nadal nie ruszałam się z miejsca, wychyliła się na korytarz i uniosła kciuk.
– Czysto.
Z ulgą wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę sali. Mój plan na resztę dnia był następujący: unikać Cartera Reeda za wszelką cenę.3
CARTER
– I jak akcja z kujonką? – spytał Mason, gdy wyjeżdżaliśmy spod szkoły.
Ustaliliśmy, że na przerwach nie będziemy o tym rozmawiać, żeby nikt przypadkiem nie dowiedział się o naszym planie.
– Średnio – westchnąłem. W sumie to nie było średnio. Było beznadziejnie. – A myślałem, że pójdzie jak z płatka.
– Ale?
– Ale ona ma jakieś humorki. – Pokręciłem głową.
– Nie chciała się z tobą umówić? – spytał, unosząc brew.
– No nie – przyznałem.
– Pewnie źle do tego podszedłeś – zawyrokował. – Gdzie ją zaprosiłeś?
– Stary – uchyliłem okno w aucie i zapaliłem papierosa – próbowałem wszystkiego. Teatr, muzeum.
– Byłeś kiedyś w teatrze? – Zaśmiał się w odpowiedzi, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Nie – przyznałem. – Ale byłem gotów się dla niej poświęcić.
– Coś musiało pójść nie tak. Opisz po kolei, co zrobiłeś.
– Usiadłem obok niej na matmie… – zacząłem kreślić przebieg wydarzeń.
– No widziałem.
– I spytałem o długopis.
– Pasował ci ten kwiatek – parsknął.
– Później zaglądałem jej do zeszytu, udając, że nie nadążam, żeby trochę się do niej zbliżyć. Do tego wylałem na siebie z pół buteleczki perfum, i to nie byle jakich!
– A, to ty tak śmierdziałeś na całą salę?
– Oj, zamknij się! – Walnąłem go w ramię. – Myślałem, że nie będzie mogła mi się oprzeć, a ona i tak odrzuciła moje zaproszenie!
– Może ją spłoszyłeś? – Mason zrobił poważną minę. – I się zawstydziła. Wygląda na grzeczną i nieśmiałą. Pewnie nie wiedziała, co powiedzieć, i…
– Stwierdziła, że jestem opóźniony umysłowo, więc nie sądzę – burknąłem, przypominając sobie jej słowa.
– No proszę. – Zaśmiał się. – Nasza mała kujonka jednak ma charakterek.
– Niestety – przyznałem.
Choć ja nie nazwałbym tego charakterkiem. Laska wydawała się wyjątkowo irytująca.
– To jak? Co dalej? – Mason nie odpuszczał. – Zamierzasz się poddać? Wybrać kogoś innego?
– Kurwa, nie wiem – westchnąłem. – Brooks to pieprzona geniuszka. Mogłaby mi pomóc ze wszystkim. Spróbuję jeszcze raz. Przecież nie może mi się wiecznie opierać.
Nie zamierzałem się poddać. To nie było w moim stylu. Zawsze dostawałem to, czego chciałem, więc i tym razem zamierzałem osiągnąć cel. Musiało się udać.
– No dobra, Romeo, zobaczymy jutro.
– Na razie. – Wziąłem plecak, po czym wysiadłem z auta, gdy stanęliśmy pod moim domem.
Zacząłem się zastanawiać, dlaczego dziś mi nie wyszło. Musiałem popełnić jakiś błąd. Może powinienem zabrać się do tego w inny sposób? Być bardziej romantyczny? Wrzucić jej do szafki jakiś liścik?
Tak, to jest myśl!
Wszedłem do domu i skierowałem się prosto do swojego pokoju. Zacząłem grzebać w biurku, by po chwili wyciągnąć z niego jakieś przyzwoicie wyglądające kartki. Złapałem za nożyczki i wyciąłem kształt serca. Wyszło trochę krzywe, ale nie było tragedii. Liczyłem, że dziewczyna doceni moją wizję artystyczną.
Złożyłem serce na pół, a w środku napisałem wiadomość:
_Od dawna mi się podobasz,_
_ale wstydziłem się przyznać,_
_bo nie wiedziałem, jak zareagujesz._
_Daj się wyciągnąć chociaż na kawę._
_Carter_
Po chwili dopisałem też swój numer telefonu, w razie gdyby wstydziła się do mnie podejść. Gdy wróci do domu i na spokojnie to przemyśli, na pewno ulegnie.
Zajebiście. To musi zadziałać.
Czułem, że tym razem się uda. Musiało się udać.
– Jezu, stary – Mason pokręcił głową z rozbawieniem, gdy zobaczył moją kartkę dla Brooks. – Lepsze laurki robiłem w przedszkolu.
– Co ci nie pasuje w tym sercu? – Zmarszczyłem brwi.
– A to jest serce? Wygląda bardziej jak zniekształcony ziemniak.
Wkurzyłem się. To nie była pora na żarty. Musieliśmy się skupić, jeśli to miało wypalić.
– Dobra, słuchaj, pamiętasz, co masz zrobić? – rzuciłem.
Pokiwał głową, ale i tak musiałem się upewnić. Z nim to nigdy nic nie wiadomo.
– No? – spytałem zniecierpliwiony.
– Dyskretnie ogarnąć, która szafka jest jej, i dać ci znać SMS-em – powtórzył.
– Tylko dyskretnie! – podkreśliłem po raz kolejny.
Wiedziałem, że Mason i dyskrecja to nie najlepsze połączenie. Ostatnio, gdy poprosiłem go na imprezie, żeby dyskretnie obczaił dziewczynę, która stała za nami, natychmiast się odwrócił i jej pomachał.
– Dobra, wyluzuj. – Wzruszył ramionami.
Mason był najbardziej roztrzepanym człowiekiem, jakiego znałem. Liczyłem jednak, że tak proste zadanie go nie przerośnie.
– To idę – oświadczył śmiertelnie poważnie, po czym skierował się ku głównemu wejściu.
Odczekałem kilka minut, po czym też ruszyłem w tamtą stronę.
Czekałem ze zniecierpliwieniem na wiadomość od niego. Rozglądałem się na boki, by sprawdzić, czy nie widać gdzieś Brooks, na szczęście nigdzie jej nie było, więc wszystko szło zgodnie z planem. Po chwili mój telefon zapikał.
MASON: _Drugi rząd, czwarta szafka. Już poszła, możesz działać._
Zajebiście, to było łatwiejsze, niż myślałem.
Podszedłem do szafek i rozejrzałem się dookoła. Po chwili wrzuciłem karteczkę do szafki Brooks, zgodnie z instrukcjami kumpla.
To teraz czekamy na odpowiedź księżniczki.
Przez kolejne dwie lekcje nic się nie działo. Stwierdziliśmy, że pewnie znowu mnie zignorowała. Widocznie musiałem postarać się jeszcze bardziej. Standardowe metody na nią nie działały. Brooks była niekonwencjonalna, co zdecydowanie nie ułatwiało mi zadania.
Na kolejnej przerwie postanowiłem podejść do niej na korytarzu. Stała przy swojej szafce i właśnie wkładała do niej książki. A więc musiała widzieć ten liścik. I postanowiła dalej udawać niedostępną. Nawet trochę mnie to kręciło. Lubiłem dziewczyny trudne do zdobycia.
– To co powiesz na moją propozycję? – spytałem, stając za nią, przez co podskoczyła, zaskoczona.
– Jezu, Reed – spiorunowała mnie wzrokiem – prawie dostałam zawału.
– Dasz się zaprosić? – Uśmiechnąłem się rozbrajająco.
Tylko zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi.
– Masz zaniki pamięci? – spytała zdenerwowana. – Już ci wczoraj powiedziałam, że nie. – Podkreśliła ostatnie słowo.
– Tak, ale dziś… – zacząłem, jednak natychmiast mi przerwała.
– A dziś nic się nie zmieniło – stwierdziła, trzaskając drzwiczkami od szafki i patrząc na mnie jak na idiotę. – Ile razy trzeba ci powtarzać, żebyś…
– Carter. – Jakiś chłopak nagle przerwał naszą rozmowę.
Wyglądał na mocno zestresowanego. Kojarzyłem go z wyglądu. Czasami widywałem go na imprezach. Chyba był z klasy niżej.
– Później – mruknąłem zirytowany. Nie chciałem, żeby zaprzepaścił moją prawdopodobnie ostatnią szansę na wyrwanie Brooks. – Jestem zajęty, jakbyś nie zauważył…
– Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie skorzystam. Lubię cię, ale nie w taki sposób – powiedział na jednym wdechu, jakby te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło.
– Słuchaj, gościu, nie wiem, o czym mówisz, ale właśnie przerwałeś…
– Dostałem twój liścik – oświadczył, wyjmując z kieszeni spodni kartkę w kształcie serca, a ja patrzyłem na niego przerażony.
Zamarłem.
NIE, NIE, NIE!
Aurelia przyglądała nam się uważnie z delikatnym uśmiechem błąkającym się po twarzy.
Zabiję Masona. Miał jedno zadanie. Jedno.
– To ja już nie przeszkadzam – powiedziała dziewczyna, oddalając się.
Była wyraźnie rozbawiona.
– Znaczy możemy iść na kawę, ale wiesz. Jako kumple – kontynuował blondyn, na co zgromiłem go wzrokiem. – Tylko tyle, nic więcej.
– Co? – Spojrzałem na niego nieprzytomnie. – Boże, pomyliłem szafki, idioto. Nikomu ani słowa, bo cię zamorduję – rzuciłem, wyrywając mu kartkę z ręki.
– D-dobra, jasne. – Pokiwał głową, po czym odszedł w kierunku najbliższej sali lekcyjnej.
Ja pierdolę.
Ruszyłem w stronę, w którą poszła Aurelia. Musiałem jak najszybciej ją złapać, żeby nikomu nie wypaplała nic głupiego. Nie wiedziałem, co siedzi jej w głowie.
Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie jej nie było. Dostrzegłem za to jej przyjaciółkę, Melody.
– Widziałaś Aurelię? – spytałem, podchodząc do niej.
– Eee… – zająknęła się. – Widziałam.
Patrzyłem na nią wyczekująco, licząc na ciąg dalszy. Ona chyba jednak nie zamierzała współpracować.
– No? – ponagliłem ją. – Gdzie jest?
Musiałem wyciągnąć z niej tę informację.
– Słuchaj, chyba nie powinnam. – Pokręciła głową. – Nie, zdecydowanie nie powinnam. Ona nie chce z tobą gadać – wyjaśniła.
Cholera, nie miałem wyboru, musiałem wcisnąć jej jakąś bajeczkę.
– Wiem. – Pokiwałem głową, udając skruszonego. – Nie powinienem jej tak osaczać. Chciałem ją przeprosić.
– Och, kurczę. – Wyglądała, jakby biła się z myślami. – No dobra – skapitulowała. – Rozumiem. To było trochę dziwne, faktycznie – przytaknęła. – Poszła do automatu po kawę.
Bingo! Gdyby tylko z Aurelią szło mi tak łatwo, moje życie byłoby piękniejsze.
– Dzięki, Melody, jesteś super. – Posłałem jej uśmiech, po czym ruszyłem we wskazanym kierunku.
Brooks rzeczywiście stała przy automacie. Gdy się odwróciła i mnie dostrzegła, jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
– Śledzisz mnie? – spytała, marszcząc brwi. – To już się robi naprawdę dziwne. Mam wystąpić o zakaz zbliżania się?
– Słuchaj, nie wiem, co widziałaś – zacząłem, zażenowany poprzednią sytuacją. – Ale…
– Reed, cokolwiek to było, to nie moja sprawa. Nie musisz mi się tłumaczyć. Jeśli cała ta stylizacja na supermęskiego rockmana i posuwanie kilku panienek miesięcznie to tylko przykrywka, nic mi do tego.
– Co?
Czy ona sugerowała, że…
– No wiesz – kontynuowała szeptem. – Jeśli tak naprawdę jesteś gejem i to ukrywasz, to serio nie musisz mi się tłumaczyć. Twój sekret jest u mnie bezpieczny – dodała, klepiąc mnie po ramieniu, jakby chciała dodać mi otuchy.
Wdech i wydech. Zabicie jej na miejscu wydawało się znacznie łatwiejsze niż umówienie się z nią na randkę. Miałem motyw: była nieznośna.
– Ten liścik z sercem miał być dla ciebie – wyjaśniłem. – Pomyliłem szafki.
– Udajesz romantyka? – Zmarszczyła brwi. – Chyba nie myślałeś, że uwierzę w to, że największy szkolny podrywacz bawi się w pisanie uroczych liścików?
– Widocznie mało o mnie wiesz. – Wyjąłem z kieszeni kartkę z sercem i jej wręczyłem.
Rozłożyła ją i przeczytała, a następnie… zgniotła w kulkę i wsadziła sobie do kieszeni. Po chwili głośno westchnęła. Bardzo głośno. Tak jakbym był ucieleśnieniem jej wszystkich problemów.
– Czy jeśli… – zaczęła, przez chwilę się wahając – …pójdę z tobą na kawę. Tylko hipotetycznie…
– Tak?
– To mogę liczyć na to, że do końca roku szkolnego się do mnie nie odezwiesz?
Czyli miałem jedną szansę. Tylko jedno popołudnie na to, żeby zawrócić Aurelii Brooks w głowie.
Czy to zadanie było niewykonalne? Na pewno nie dla mnie. Kierowałem się w życiu zasadą, że jeśli czegoś bardzo chcę, dostanę to.
– Jeśli randka okaże się niewypałem, to dam ci spokój – obiecałem.
Oczywiście nie zamierzałem dotrzymać słowa, ale nie musiała tego wiedzieć. Zresztą nie przewidywałem, żeby coś mogło pójść nie tak. Prędzej czy później ulegnie mojemu urokowi.
– Super – ucieszyła się. – Jutro po lekcjach. Tylko kawa, nie mam dużo czasu. Maksymalnie godzina.
– Skąd wiesz, że nie będziesz chciała spędzić ze mną całego dnia? – spytałem, na co ona parsknęła śmiechem.
– Jestem tego bardziej niż pewna. Tak na sto dziesięć procent. Wiem, że matma nie jest twoją mocną stroną, ale to naprawdę dużo.
– Bardzo zabawne. – Zmarszczyłem brwi. – Widzimy się jutro po lekcjach.
– Tylko godzina! – podkreśliła jeszcze raz, upijając łyk kawy, a po chwili już jej nie było.
I choć w życiu poznałem już wiele irytujących lasek, to na sto dziesięć procent mogłem stwierdzić, że Aurelia Brooks przebije je wszystkie.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_